Goście w upalny dzień też mile widziani

Lubimy gości o każdej porze roku i w dowolny dzień. Nigdy nie narzekamy na to, że za chwilę przy stole będzie tłoczno, w kuchni gorąco a na dworze też upalnie. Lato, to lato. Lepiej, że jest upalne niż gdyby miało być deszczowe (co się w Polsce, zwłaszcza w lipcu często zdarza). Ważne jest by wymyślić menu niezbyt ciężkie, nie zmuszające do wielogodzinnej sesji w kuchni, dostosowane do pory roku i gustów kulinarnych zaproszonych przyjaciół.

Ponieważ właśnie teraz jest i taka pora roku, i kilka grup przyjaciół zaproszonych na wieś, to siedzę i przygotowuję przepisy, które zadowolą ich ale i nas także.

Najłatwiej poszło z winami. Mam w piwniczce kilkanaście butelek rose ( Zanzara z Hiszpanii, Albali – też hiszpańskie, d’Anjou z Prowansji ) i tyleż białego (Vernaccia di San Gimignano, Marmorelle Chardonay Malvasia z południa Italii i także z tego regionu Pecorino, z chilijskiej winnicy Rothschilda Sauvignon Blanc Las Huertas). Kilka butelek, przewidując wielkie upały, udało mi się doprowadzić do temperatury 8 st.C czyli – na mój gust – optymalnej. Teraz tylko muszę wykazać się wielką siłą woli, by nie wysączyć zbyt dużo zanim pojawią się goście.

Zaczniemy od klasyki. W gorące wiejskie popołudnie nikt nie odmówi zsiadłego mleka z młodymi ziemniakami z koperkiem. Mleko tak zsiadłe, że można je kroić nożem. I zimne, bo prosto z głębokiej piwnicy.

Na stole będzie przewaga dań dla jaroszy: półmisek (gigantyczny) różnych sałat – lodowej, radicchio, roszponki, rukoli wymieszanych z owocami morza i jajkami na twardo. Będą to (oczywiście najpierw upieczone lub usmażone a potem wystudzone) krewetki różnej wielkości, kalmary pokrojone w pierścionki i wielka ośmiornica drobno posiekana. A wszystko polane octem balsamicznym lub winegretem. Sałaty nie będą mieć temperatury wina ale też trochę czasu przed podaniem spędzą w lodówce.

Dla amatorów mięs doskonała w gorące dni zimna galantyna z ozora wołowego.

A na wieczór, gdy trzeba podać coś na ciepło, wielka misa kurek przyrządzonych na sposób francuski czyli usmażonych  na dobrej aromatycznej oliwie (z odrobiną masła) z czosnkiem i posiekaną natką pietruszki.
Desery owocowe: są już słodkie czereśnie, można trafić na dobre maliny, są czarne jagody i jeszcze bywają ostatnie truskawki.

A wszystko podane pośród sosen i modrzewi, przy długim dębowym stole, nad którym wisi moje ulubione zdjęcie:  trzy stare, rosochate drzewa stojące na tle świerkowego lasu. Zdjęcie jest pięknie oprawione a wszystko to dzieło Marka-Misia, który mi je wspaniałomyślnie podarował. Od dwóch lat wszystkie teksty piszę wpatrując się w te stare drzewa. Wprowadzają mnie one bowiem w dobry nastrój i uspokajają. Dobrze się pracuje w cieniu prawdziwej sztuki.