Książka dla ludzi beztroskich (przy stole)!

Mam ostatnio szczęście do książek, które utwierdzają mnie w zwyczajach żywieniowych. W dodatku są tak świetnie napisane, że czytam je z wielka frajdą. W zdumienie zaś wprowadza mnie fakt, że autorami są amerykańscy naukowcy. Ich książki – jak się dowiaduję – sprzedawane są w wielomilionowych nakładach a rezultaty ich oddziaływania społecznego właściwie żadne. Stany Zjednoczone należą do krajów o największej liczbie ludzi wręcz opasłych.  Może Amerykanie książki kupują ale ich nie czytają. Albo czytają lecz nie rozumieją. Może…

Brian Wansink – psycholog, profesor renomowanej uczelni Cornell University, jest autorem bardzo głośnym i nie mniej kontrowersyjnym. Jego książki często irytują (głównie innych uczonych) ale po pewnym czasie bywają bardzo chwalone i nagradzane. Zajmuje się on eksperymentami tropiącymi mechanizmy psychologii odżywiania się. Sam o sobie pisze tak: ” uwielbiam dobrze zjeść. Moja żona ukończyła z wyróżnieniem  kurs gotowania w Le Cordon Bleu w Paryżu, oboje posiadamy też certyfikat pierwszego stopnia francuskiego kursu znawcow win. I choć wiele naszych wieczorów kończy się kolacją przy świecach i winie, to z kolei wiele moich poranków zaczyna się fast foodem i coca-colą. (…) Jak rodzić, który  jednakowo kocha wszystkie swoje dzieci, na równi uwielbiam galette de crabe z wytwornej restauracji francuskiej, bułeczki cynamonowe z Burger Kinga i duszone kacze języki z rynku w Taipei. Moja książka daleka jest od dietetycznego ekstremizmu.”

Do przyszłych czytelników, którzy marzą o zrzuceniu paru kilogramów ale nie mają zbyt silnej woli, by wyrzec się ulubionych dań Wansink zwraca się tymi słowami: „Pierwsze co robią osoby podejmujące dietę odchudzającą, to rezygnują z pokarmów dających im przyjemność. Jest to niezawodny przepis na katastrofę, ponieważ wszelka dieta oparta na wyrzeczeniu się tego, co się lubi, będzie krótkotrwała. Kęsy, których nie ugryziemy, ugryzą wkrótce nas.” I jeszcze ważna konstatacja: „Przejadanie nie bierze się z głodu, lecz z opakowań i zastaw, nazw i liczb, nalepek firmowych i oświetlenia, barw i świec, kształtów i zapachów, kredensów i pojemników. Często wpędzają nas w nie także rodzina i przyjaciele.”

Na koniec przytoczę drobny fragment, który zafrapował mnie szczególnie. Moją pasją jest bowiem wprowadzeni nauki  smaku  w szkołach a może nawet i przedszkolach, wśród dzieci od najmłodszych lat. A tu w „Beztroskim jedzeniu” Brian Wansink pisze: „Większość dzieci przechodzi w wieku dwóch lat przez fazę wybrzydzania w jedzeniu, ale przedtem, kiedy maja roczek, wszystko, co znajdzie się w ich zasięgu , wędruje do ust. Daje to znakomitą sposobność do zapoznawania ich z nowymi smakami. Moje laboratorium rozpoczęło coś, co nazwaliśmy bufetem dla niemowląt. Pozyskaliśmy do współpracy grupę rodziców jednorocznych dzieci i poleciliśmy im, żeby – pod kontrola pediatry – kładli w zasięgu dzieci różnorodne pokarmy lub dodawali je do dziecięcych odżywek. (np. awokado, szparagi czy anchois).Nasza hipoteza zakłada, że cała ta różnorodność nastawi ich małe kubki smakowe na akceptację szerokiego wachlarza zdrowej żywności. Predyspozycja ta obudzić się być może kiedyś w postaci chętki na ser camembert albo na ćwikłę z imbirem i rodzynkami.”

Tę naprawdę mądrą i ciekawą książkę w tłumaczeniu Janusza Stawińskiego wydała oficyna MiND.
Brawo!