Pierwsze (?) robaczywki

Chyba zapiszę się w annałach przysłów polskich jako modyfikator albo inny obrazoburca. Muszę (bo chcę!) zmodyfikować stare przysłowie mówiące, że „Pierwsze śliwki – robaczywki”. U mnie to będzie tak: „Pierwsze  prawdziwki – robaczywki”. Oto przyczyna:

W ostatni piątek przed wieczorem wychynął spośród trawy rosnącej pod sosnami pierwszy tegoroczny borowik. Wszyscy obchodziliśmy go dookoła. Podziwialiśmy urodę  kapelusza. W końcu po uwiecznieniu grzybka fotograficznie zarówno w środowisku naturalnym jak i na tle obrusa, zdjęliśmy mu kapelusz i – szybko wyrzuciliśmy tam gdzie rósł. I kapelusz, i noga były pełne dziur wydrążonych przez robaki. Na szczęście na zdjęciu tego nie widać.
Teraz codziennie rano, jeszcze piżamach, ganiamy po lesie wokół chałupy ale kolejnych borowików nie widać. Zapewne był to zwiadowca a oddziały prawdziwków czekają na lepsze czasy. A my czekamy na nie.
Drugim ważnym i miłym wydarzeniem minionego weekendu był występ Zuzi w Teatrze na Woli, gdzie co roku oglądamy widowisko taneczne przygotowywane przez szkołę baletową, do której popołudniami biega nasza wnuczka. I tym razem wyszliśmy zachwyceni. I to nie tylko popisem bliskiej nam tancerki ale i całością pokazu. Nawet jeśli spośród tych paru setek panienek w różnym wieku (od 5 do 16 lat) nie wyrośnie żadna profesjonalna artystka baletowa, to i tak wszystkie one nabiorą zamiłowania do tańca, muzyki i będą się wyróżniać wspaniałą sylwetką oraz wdzięcznymi ruchami.

W samym środeczku, w pierwszym rzędzie, tańczy Zuzia

Po dawce sztuki tańca nastąpił czas ciężkiej pracy. Zawieźliśmy wreszcie łódkę do przystani na Narwi i już myślimy z Jakubem o wodniackich wyprawach. Podobno ryby o nas pytają: gdzie są ci wędkarze, którzy głównie przyglądają się ptakom, zwierzętom i roślinom zamiast wgapiać się w spławik i łowić okonie lub liny a nie dokarmiać je. W odpowiedzi komunikujemy rybom: my na stole wolimy ryby morskie!