Żyję mimo zielonej (i deszczowej) nocy

Moja buczyna na tle brzozy i Puszczy Białej

Zielona noc tym razem to nie była noc wygłupów, które pamiętam z epoki kolonii letnich, na które byłem wysyłany w czasach szkolnych. Tym razem to była spóźniona kolacja na wsi, na której próbowaliśmy powtórzyć eksperyment doktora Łukasza  Łuczaja opisany tu w piątek.

Młode listki buka

Jak widać eksperyment zakończył się szczęśliwie, choć bez sukcesu. Po prostu udało nam się przeżyć kolację podczas, której zjedliśmy sałatkę z liśćmi klonu i buczyny. Nie zaszkodziło nam to w żadnym stopniu ale też nie sprawiło najmniejszej przyjemności.

Konwalie obok letniego stołu pod namiotem

Wcześniej jadaliśmy sałatki i zupy robione z liści różnych innych roślin (młode pokrzywy, lebioda, rukiew, że o szczawiu nie wspomnę) ze znaczną przyjemnością. Przejść jednak ? wzorem młodego doktora biologii ? nie radzę. Ja i moja trzódka na pewno tego nie zrobimy. Wolimy ryby, owoce morza, drób i ? co jakiś czas ? krwiste mięsa. A do tego potrawy z jaj, grzybów, serów. No i chleby różniste, i ciasteczka gdy chleba zabraknie. Nie zapominamy tez o warzywach, owocach i wszelkim innym dobrym jadle.

Bez kwitnie w środku lasu

Ale miłośnikom listków nie złorzeczymy i nie przeszkadzamy. Tylko prosimy by i nam nie ubliżano, gdy polecamy nasze ulubione dania.

Dzisiejszy tekścik ilustruję fotografiami liści, mojego małego bukowego lasu (siedem drzewek posadzonych chyba pięć lat temu) oraz kilkoma kwiatkami, bo taką przyjemność mi sprawiły zdjęcia Nisi, Nowego i Alicji, którzy mają naprawdę czym się pochwalić. Natomiast to co u mnie kwitnie, to zupełnie nie moja zasługa. Wszystko to rośnie dziko i bez mojego udziału. Staram się tylko jak najmniej przeszkadzać. I dzięki temu wygląda to tak:

 

A pod płotem pięknie niebieścieje nie wiadomo co…