Żyję mimo zielonej (i deszczowej) nocy
Moja buczyna na tle brzozy i Puszczy Białej
Zielona noc tym razem to nie była noc wygłupów, które pamiętam z epoki kolonii letnich, na które byłem wysyłany w czasach szkolnych. Tym razem to była spóźniona kolacja na wsi, na której próbowaliśmy powtórzyć eksperyment doktora Łukasza Łuczaja opisany tu w piątek.
Młode listki buka
Jak widać eksperyment zakończył się szczęśliwie, choć bez sukcesu. Po prostu udało nam się przeżyć kolację podczas, której zjedliśmy sałatkę z liśćmi klonu i buczyny. Nie zaszkodziło nam to w żadnym stopniu ale też nie sprawiło najmniejszej przyjemności.
Konwalie obok letniego stołu pod namiotem
Wcześniej jadaliśmy sałatki i zupy robione z liści różnych innych roślin (młode pokrzywy, lebioda, rukiew, że o szczawiu nie wspomnę) ze znaczną przyjemnością. Przejść jednak ? wzorem młodego doktora biologii ? nie radzę. Ja i moja trzódka na pewno tego nie zrobimy. Wolimy ryby, owoce morza, drób i ? co jakiś czas ? krwiste mięsa. A do tego potrawy z jaj, grzybów, serów. No i chleby różniste, i ciasteczka gdy chleba zabraknie. Nie zapominamy tez o warzywach, owocach i wszelkim innym dobrym jadle.
Bez kwitnie w środku lasu
Ale miłośnikom listków nie złorzeczymy i nie przeszkadzamy. Tylko prosimy by i nam nie ubliżano, gdy polecamy nasze ulubione dania.
Dzisiejszy tekścik ilustruję fotografiami liści, mojego małego bukowego lasu (siedem drzewek posadzonych chyba pięć lat temu) oraz kilkoma kwiatkami, bo taką przyjemność mi sprawiły zdjęcia Nisi, Nowego i Alicji, którzy mają naprawdę czym się pochwalić. Natomiast to co u mnie kwitnie, to zupełnie nie moja zasługa. Wszystko to rośnie dziko i bez mojego udziału. Staram się tylko jak najmniej przeszkadzać. I dzięki temu wygląda to tak:
A pod płotem pięknie niebieścieje nie wiadomo co…
Komentarze
To wygląda na lobelię.
To pod płotem.
nemo te zdjęcia z Pana Lulkówki to chyba z dawnej Waszej wizyty?…
pogoda mnie dobija …
liście jem ale lubię tylko te, które znam ….
Dziękuję. Ładna nazwa. Przychodzi do nas, gdy tylko przyjedziemy do chałupy, mała suczka mieszkająca gdzieś w okolicy. I zostaje aż do naszego wyjazdu. Będzie więc miała na imię Lobelia!
Gospodarzu,
Pan naprawdę ma się czym pochwalić, przede wszystkim tym, że nie próbuje Pan poprawiać Natury, czyli tego, co najpiękniejsze.
Będąc kilka lat w Polsce pracowałem jakiś czas w Centrum Ogrodniczym przy ulicy Modlińskiej (jeśli do dzisiaj szefem jest pan Tomek, pamięta mnie doskonale).
Pewnego dnia zajechał tam pan N. – kamieniarski potenat z Bródna. Nalegał, żebym pojechał z nim na jego działkę, gdzieś tam w lesie. Uległem (z za poły marynarki wystawała rękojeść pistoletu – wiadomo Bródno). Pan N. miał faktycznie piękną leśną działkę z domkiem, wokół stare sosny. Żyć, nie umierać.
Ale pan N. postanowił upiększyć piękno. W środku lasu zrobił więc zadbany, strzyżony trawnik, a na nim, gdzieniegdzie, posadził różne egzotyczne rośliny, np. hibiskus. W środku sosnowego, starego lasu. Te piękne skądinąd krzewy kwitły….. jak kwiatek na kożuchu.
Te niebieskie kwiatki to chyba lobelia Arletka.
Życzę Wszystkim pogodnego dnia. W Poznaniu zimno, szaro i znowu pada!
Byc moze dla rozweselenia przytocze autentyczna jak zwykle historie z mojego zycia. Juz zaczynalem wysiadac jeszcze tylko nie wiedzialem jak bardzo.
Historia jest nienajnowsza ale sadze, ze odrobine pouczajaca. Pojechalem z moim przyjacielem Ojcem Marcelim do Katowic. Niezbyt czesto tam bawilem tyle, ze pamietam olbrzymie gmaszysko dworca. Marceli mial cos do zalatwienia i zostawil mnie przed dworcem obiecujac, ze za chwile wróci. Wlazlem pod wiate bo zaczelo lekko padac. Znalazleciem latarenke po daszkiem, uczepilem sie jak pijany. Podchodzi dwu mundurowych. Chyba SOK. Taki starszy z podkreconym wasem oddal honory i zapytal bezosobowo. Dokad jedziemy. Najchetniej do nieba na skróty odpowiadam i trzymam sie dalej latarenki. Zanim zaczely sie dalsze czynnosci urzedowe podjechal Marceli w habicie a jakze. Wysiadl z samochodu, zauwazyl, ze cos ze mna nie w porzadku. Przeszedl na prawa strone i pomógl wsiasc do samochodu. Marceli przezegnal funkcjonariuszy a ja pamietam tylko, zeby jechal na skróty, najkrótsza droga. Obaj funkcjonariusze stali jak dwa slupy soli. Jeszcze tylko pamietam, ze z bocznego lusterka widzialem jak ten starszy dwa razy sie przezegnal przez lewe ramie. Znaczy rzymski katolik.
Ciekaw jestem czy wypuscili go z domu lub sanatorium leczacego ciezkie przypadki zaklócenia osobowosci.
Sluzba panstwowa jest nie tylko wyczerpujaca nerwowo ale czasami pelna niespodzianek
Pieknego tygodnia zycze zatem
Pan Lulek
Pan Lulek, specjalista od wprawiania w osłupienie 😎
Jolinku,
przy każdym zdjęciu jest data. Część obrazków oczywiście jest w tym albumie od dawna (jesień 2007, gdy jechaliśmy na wesele w Rumunii) ale te wiosenne są jak najbardziej aktualne.
… i po stokroć wolę te buki, brzozy i konwalie niz jakiekolwiek dzisiejsze ogrodnicze „wynalazki”.
Opowiem Wam, jak Pan Lulek wprawia w osłupienie innych ludzi, ale nie węgierskich kelnerów.
Sceneria: taras restauracji „Panorama” w okolicach Balfi nad jeziorem Neusiedl. Pan Lulek do nas: koniecznie musicie spróbować węgierskiej kuchni, najlepiej coś z tutejszych ryb. Posłusznie wybieramy i zamawiamy u grzecznego kelnera sandacza z rusztu i suma smażonego w cieście.
– A pan co sobie życzy? – zwraca się kelner do Pana Lulka.
– Chciałbym wybrać coś z waszych ryb.
– Proszę bardzo. Czy już pan zdecydował?
– Tak. Proszę kurczaka Dubarry 😎
– Proszę bardzo 😎
Dzięki Nowy za miłe słowa. Nie mam ambicji ogrodniczych. A piasek sam selekcjonuje rosnące u nas rośliny. Widać np. niemal wydmową trawę. My tu tylko sprzątamy. Reszta rośnie sama. Jednak , by powiedzieć całą prawdę, buki posadziłem po otrzymaniu sadzonek spod Ełku. Prawnuki będą jeść orzeszki, których smak pamiętam z Jaśkowej Doliny we Wrzeszczu, gdzie wygnani z Warszawy (nasze rodzinne domy legły w gruzach) trafiliśmy w 1945 roku.
faktycznie nemo jest data … gapa ze mnie …
Pan Lulek dlatego jest przez nas lubiany … ciągle nas wprawia …
leje … leje … leje … i końca nie widać … miałam okna myć ale odpuściłam … trudno jak Krystyna przyjedzie to jest na co zwalić …
a sąsiad znowu wierci …
Jeszcze nawiązanie do Nowego i opery. Zawsze jestem przeciwny generalizowaniu w sprawie cech narodowych. Równocześnie zgadzam się, że można wyróżnić pewne cechy narodowe. Francuzi poświęcają wiele uwagi kuchni i sypialni, Rosjanie są bardzo spontaniczni a Anglicy bardzo dobrze zorganizowani i mało spontaniczni. Zwróciłem uwagę na te cechy, które akurat przyszły mi do głowy, bo na pewno można wyróżnić jeszce wiele innych. Tylko to o niczym nie świadczy indywidualnie. Te cechy, które kojarzymy z narodowością przebijają się jako częściej spotykane niż gdzie indziej, ale wielu przedstawicieli mogą w ogóle nie dotyczyć. Znam bardzo spontanicznych i rozemocjonowanych Anglików. Szczególnie trudno o powszechne wyróżniki w krajach tak wielkich jak USA czy Rosja. Przy tylu milionach Rosjan można wyróżnić zupełnie odmienne grupy. Jak niewielka część społeczeństwa amerykańskiego bywa w Metropolitan. Jaki udział w społeczeństwie rosyjskim mają typy z byłego NKWD – zapijaczone i gotowe za pół litra strzelać w tył głowy każdemu, kogo wskaże przełożony, a jaki mieszkańcy miejscowości wokół łagrów, którzy bezineresownie, żyjąc w wielkim niedostatku, potrafili przetrzymywać u siebie przez tydzień lub dwa byłych zeków odrzywiając ich tak, aby byli w stanie odbyć długą podróż koleją. Postąpili tak z moim kuzynem. Dali jeszcze trochę rubli i dzięki ich pomocy przezył i był w stanie dojechać do Moskwy.
Widzę, że Gospodarz też prawie trójmiejski w jakiejś cząstce.
Jolinku – ja Cię doskonale rozumiem 🙂
Ja chciałam z kolei wyprać firanki z racji przyjazdu naszych gości
blogowych.Też nie mogę.Osobisty zabrał drabinę na działkę i nie mam,
jak zdjąć tych firanek. Jest na co zwalić !
Stanisławie,
znawco społeczeństw 😎 Co Twój wywód ma wspólnego z obserwacjami Nowego, że do Met chodzą intelektualiści, a nie Joe-Sixpacki 🙄 W Operze Bałtyckiej czy innej Filharmonii poczynisz te same spostrzeżenia 😉
W mojej okolicy na koncertach chóru jodlarzy widzę więcej brodatych i kanciastych górali niż na koncercie symfonicznym, ale i tu i tu widuję miejscowych i zamiejscowych intelektualistów, a nawet polityków (w różnych proporcjach, i w relacji do cen biletów) 😉
Dziędobry na rubieży.
Słoneczko świeci, a ja wstałam wcześnie (jak na mnie, bo o wpół do ósmej) – miałam gościa do odwiezienia na pociąg…
Nie wiem, czy się nie zmobilizuję do wstawania, poranek z kawą i widokiem na Puszczę Bukową jest ok.
Lobelia, na drugie Stroiczka…
Mój pan ogrodnik zaplanował mi w ogródku kilka egzotów, ale araukaria i kryptomeria po namyśle zdechły (może czuły, że nie mam do nich wielkiego serca), posadziłam w zamian kalinę i wiąz kolumnowy. Trzymają się dwa ładnie wkomponowane w ogólne krzaki hibiskusy, ale te akurat lubię z powodu karaibskich wspomnień (moje wcale nie są gorsze od tych z Wysp Dziewiczych!). A najbardziej i tak lubię nasze wsiowe ostróżki, konwalie, orliki, górski kuklik i leśną kokorycz wonną.
Witamy, Nisu, w Berline jedno jest bardzo dobre tu sie jedzie zawsze prosto, to bylo miasto planowane na przemarsze wojsk, jdziesz Stettin via Kolbaskowo nach Berlin Charlottenburg dojezdzasz do 111 i zjedzasz dwoma zakretasami pod moj dom.
Piękne zdjęcia wszystkich prezentowanych tu ogrodów. Gdybym miała taką leśną działkę jak Gospodarz, czy „górkę” jak Alicja, to też starałabym się ograniczyć swoją interwencję do minimum. Uwielbiam takie „tajemnicze ogrody”. W pełni zgadzam się się z Nowym, że nie należy upiększać piękna natury.
Nasz ogród zakładany był siedem lat temu na pustym, glinianym placu.
Trzeba było wszystko zagospodarować od początku, czyli od nawiezienia ziemi. J tu popełniliśmy pierwszy i już nieodwraclny błąd. Za mało tej ziemi nawieźliśmy. Koszty budowy domu, zna to każdy budujący i remontujacy, rozrastały się i rozrastały. Nie byliśmy więc skłonni do wydawania dużo gotówki na ziemię. A szkoda, trzeba było to zrobić, per saldo było by to opłacalne. Teraz, kiedy ogród jest zagospodarowany, trudno ten błąd naprawić. Niektóre rośliny, takie jak różaneczniki, nie radzą sobie. Cała działka liczy około 900 metrów, czego część to dom, podjazd do garażu, opleciony żółtym i pomarańczowym milinem, kącik na kontenery na segregowane śmieci.
Ogród był planowany, stosownie do moich życzeń, przez fachowca. Kwiaty zaczynają kwitnąć, w zależności od roku i pogody, w lutym. Wrzosy i wrzośce, przy ciepłych zimach, wymieniają się i pod iglakami kwitną praktycznie całą jesień i zimę. Niestety ostatnio mocna zmarzły. Oprócz bylin i cebul, sadzę też kwiaty jednoroczne. W dużych ośmiu donicach robię kompozycje kwiatowe. W tej chwili są różnokolorowe bratki. Potem będą kwiaty letnie, jesienią chryzantemy. Na zimę robię kompozycje z gałęzi świerków, krzewów z kulkami czerwonymi i pomarańczowymi, suchych traw ozdobnych.
Centralnym punktem ogrodu jest oczko wodne z kaskadą i znajdującą się obok drewnianą, ażurową altaną, porośnietą klematisem i ptasim rdestem.
Pięknie jest o każdej porze dnia i roku. Kiedy już w ciągu dnia nacieszę oczy kolorami i kształtami kwiatów, krzewów i drzew lubię ten moment zapadajacej nocy, kiedy komary już tak nie dokuczają. Maciejka pachnie, kaskada szemrze. Dobrze jest wtedy siedzieć, przy dyskretnym świetle i zacnym trunku, w dobrym towarzystwie. W ciągu dnia dobrze jest przyglądać się jak Sokrates i inne koty próbują polować na rybki w oczku wodnym, Sunia pochrapuje w cieniu drzewa (drzewka). A wnuk, kiedy był u nas, bawił się w piaskownicy. Bawił, bo już jest za duży na piskownicę, którą rok temu zlikwidowaliśmy.
Oglądając Wasze zdjęcia, pożałowałam, że ja zdjęć nie robię. Muszę poprosić Włodka żeby przerzucił swoje do mojego komputera i nauczyć się wreszcie obsługiwania Picassy.
Nieustannie mnie do czegoś mobilizujecie 🙂
Na duże drzewa, które kocham szczególnie, patrzę z okna, siedząc przy biurku, w pokoju na piętrze. Jest to piękny widok na las, tereny uprawne i tereny lęgowe żurawi. Do jeziora idzie się kilka minut.
Dobrze jest tak to wszystko opisywać. W codziennym zabieganiu mam tendencję traktowania tego piękna jako czegoś oczywistego. Zaraz za tym czai się niedocenianie tego co mam. Dobrze jest uświadomić sobie, że to wcale tak nie musi/nie musiało być.
W ostatnim czasie w dużym stopniu koncentrowałam się na tym co nie przetrwało zimy. Co straciłam z innych powodów. Oczywiście cieszy mnie każda roślinka. Oglądając z podziwem Wasze zdjęcia uświadamiałam sobie, że przecież ja też mam w ogrodzie większość tych cudów natury.
Tak zwyczajnie, po ludzku, bez „dydaktycznego smrodku”, uczycie radości życia „starego, doświadczonego psychologa”. Ot, tryumf życia nad „mędrca szkiełkiem i okiem” 🙄
Piotrze jakiej maści jest sunia Lobelia? Lobelie, kwiaty, mają nie tylko błękitny kolor. U mnie są jeszcze białe i liliowe. Nasza Sunia też po prostu do nas przyszła i nas zaadoptowała. Zwiedziła z nami kawał świata z Watykanem, Paryżem i Luksemburgiem włącznie. Jest dla nas źródłem ogromnej radości.
Uff, ale się rozpisałam 😳 wszystko przez te ogrody 😀
PS. mam niezgorszą kolekcję żonkili: wczesne, późne, małe, duże, pełne, pojedyncze, jednokwiatowe, wielokwiatowe, w przeróznych odcieniach żółci. Nie mam, choć kupowałam i sadziłam cebulki, białych, tradycyjnych, intensywnie pachnących narcyzy. Nie mam też, choć kupowałam i sadziłam, niebieskiego tojadu. Za każdym razem „niebieski tojad” okazywał się fioletowym tojadem albo niebieską ostróżką :evi:
Jest czarna Jotko. I wielkości yorka. Jest nieśmiała i bardzo miła. Ale w dniu naszego wyjazdu zawsze wraca do swojego stałego domu. Ostatnio przychodzi do nas ze swoim synkiem w biało-czarne łaty. Głównie na dobre obiadki.
Lobelie to moje ulubione kwiatki balkonowe To i dalsze zdjęcia.
Tu Pyra.
Kwiatki, kwiatkami, ale Pyra się zdrzaźniła. Na Jana Nowickiego aktora skąd inąd znakomjitego. Otóż kiedy wyjeżdżałam, Młodsza wrzuciła mi do torby „Wysokie obcasy” na drogę. Przeczytałam z nich tylko wywiad z Marią Konwicką bardzo interesujący. Potem gazetę czytała Dorotol, ja dzisiaj po śniadaniu trafiłam na wywiad z Nowickim. A cóż to za popis kabotynizmu….! Mimo, że D. ma na stałe nastawione radio na muzykę klasyczną i z głośnika w tej chwili leci kojący Czajkowski, ja jestem zbuntowana. Dzięki ci Boże, że w życiu nie trafiłam na takiego typa.
Pyro,
nie nerwujsia 😉 Nowicki zawsze był kabotynem, a na starość takie cechy jeszcze się wzmacniają, bo dochodzi bezwstyd i zanika zdolność samooceny, u niektórych przynajmniej 🙄
Nemo, piękne te kwiaty na zdjęciach! Czy te żółte to pantofelniki?
nemo,
a co to jest to żółte? czy białe z prawej to gardenia?
Pyro,
a mnie wywiad z Nowickim ubawił? Nemo ma racje, zawsze taki był. W momencie kiedy świat dookolny ulega cudownym przemianom i metamorfozom, dobrze jest spotkać coś stałego dla odmiany 😉
Podobno mądrzy ludzie robią się na starość mądrzejsi a durni głupsi 🙄
Pyro,
ja tam nie wiem, czy tak bardzo wzbraniałabym się przed spotkaniem z Nowickim, przecież nie koniecznie trzeba o filozofii, można na przykład … wypić wino … albo co …
Ewo,
tak, calceolaria – pantofelnik, ulubiony kwiat mojego dziecka 😉 Co roku muszę takie posadzić, a także heliotrop, żeby ładnie pachniało wanilią 🙂
Ten pantofelnik w naszych warunkach jest rośliną jednoroczną, ale raz była taka łagodna zima, że przetwał i kwitł ponownie w drugim roku. Ostatnia zima była jednak bardzo surowa i nawet wieloletni rozmaryn na balkonie przepadł na amen. Duży krzak w ogrodzie przetrwał częściowo i teraz kwitnie.
Żółte to pantofelniki, biała – pelargonia, poza tym surfinie i zwykłe petunie, pelargonie różowe i czerwone, wiszące i „wyprostowane”, nasturcje i co tam jeszcze wcisnę. Zioła w skrzynkach pomiędzy.
Nemo, podziwiam też te wspaniałe hortensje. Jakoś nie udaje mi się tak pięknie kwitnących wyhodować.Tegoroczna zima też dała się we znaki niektórym roślinom na mojej działce.Najbardziej ucierpiały róże, ale ku mojemu zmartwieniu także, o dziwo, ostróżki.
Nemo, Nowy pisał, że w Metropoltan widział zupełnie inne twarze niż kowbojskie. Stąd te moje uwagi, może i głupawe. Szczęśliwie można na blogu sobie pofolgować w snuciu głupich myśli. Może nikt nie zwróci uwagi, może ktoś przywoła do porządku.
Górale wedle moich obserwacji mają dużo wyczucia piękna. Podejrzewam, że uksztaltowanie terenu może mieć tu wpływ jakiś. Osobiście bardzo lubię kapelę trebunie-Tutki. Parę innych też, choć ta wymieniona z nazwy jest moją ulubioną. A obserwacje w filharmonii mogą zaskakiwać. Na zwykłe koncerty chodzą melomani. Ale na szczególnych bywają VIPy i wtedy słychać oklaski pomiędzy częściami utworu, a dodatkowe efekty zapewniają dzwonki telefonów komórkowych. Wątpię, żeby helweccy górale pozwalali sobie na koncertach jodlerów.
pozwalali na podobne ekscesy – miało być
Hortensje, zwane przez moje dziecko „pretensjami” wydają mi się roślinami najłatwiejszymi do „obsługi”. Nic przy nich nie trzeba robić poza obcinaniem suchych kwiatostanów wiosną i wycinaniem zeschłych pędów. Nie wolno ich za mocno przycinać, zwłaszcza tych, które pączki kwiatowe tworzą na szczytach zeszłorocznych pędów. Te, co tu rosną, są mrozoodporne i wytrwałe, lubią półcień i wilgoć. Piękne hortensje widuję w Polsce np. w Polanicy, w ogrodach przydomowych. Mój znajomy w Locarno ma wielki krzew hortensji kwitnącej intensywnie niebiesko. Barwa zależy od kwaśności podłoża, ale nie wszystkie odmiany dają się przebarwiać.
może i nam na pociechę:
http://ziemianinwkuchni.blox.pl/2010/05/watrobeczka-rach-ciach-Tuskowi-na-pocieche.html
yotka a może książkę o ogrodach i ich działaniu na człowieka …
zgagę wcięło ..
ciągle leje .. a mnie za oknem 4 traktory te moje łąki osiedlowe koszą ..
dołożyli mi w kablówce kuchnie.tv … skończyła mi się umowa z TP na internet to mi dają sygnał by coś z tym zrobiła czyli podnieśli rachunek i często mi się ten stary dobry modem zawiesza …
Nemo, gdzie mozna zamówić mrozoodporne Hortensje? W Gdyni nie mamy problemu, ale na wsi kaszubskiej padają co roku. Potem ida od ziemi młode pędy, ale stare po przemarźnięciu nie kwitną, a młode zanim zakwitną przemarzną kolejnej zimy.
Najpiękniejsze hortensje widziałem w Szwcji – przeogromne. Niektóre małe miasteczka dosłownie toną w hortensjach.
To samo, przemarzają 🙁
Leje.
Stanisławie,
zaskoczeniem by było, gdyby Nowy w nowojorskiej operze dojrzał twarze kowbojskie, zwłaszcza że i na ulicach Nowego Jorku występują one zapewne w wielkim „rozcieńczeniu” 😉 O VIP-ach w operze i na koncertach się nie wypowiadam, bo to też już temat ograny. W mojej okolicy politycy (czasem nawet prezydent i ministrowie) bywają na koncertach prywatnie i bez obstawy (lub z zupełnie niezauważalną) oraz dobrowolnie, bo politycznie nic na tym nie ugrają. Można ich także spotkać w stołecznym tramwaju lub pieszo na ulicy w drodze między biurami…
Co do polskich polityków, to mnie by czasem wystarczyło, by (zaproszeni do debaty telewizyjnej) wyłączali komórki przed programem lub w trakcie, ale natychmiast po rozdzwonieniu, a nie udawali, że to nie ich, a komórka dzwoni i dzwoni…. 🙄
Nie przemarzają, ale nie chca się dac przebarwic na niebiesko, a takie lubie najbardziej.
Jolinku, za mało sie znam na ogrodach …. a dlaczego ta wątróbka tylko dla władzy ?
Kupując hortensje należy zwracać uwagę, czy dana odmiana kwitnie na pędach zeszło- czy tegorocznych. Te na zeszłorocznych mogą przemarznąć, tegoroczne odrosną i zakwitną w tym samym roku. Dobry ogrodnik, a nie „sprzedawca roślin” powinien poradzić.
„…Odmiany o kwiatach białych i czerwonych, nie nadają się do przebarwiania”.
władza to też człowiek … a każdy jest władzą siebie … jemy jak lubimy …
ale na ludziach jotko się znasz …
a każdy jest władzą dla siebie … miało być i niech będzie
zabrakło mi mądrych wypowiedzi naszego Gospodarza bo powinien być przykładem:
http://www.wjemy.pl/bez-kategorii/ludzie/jak-oni-sie-odchudzaja-linia-ludzi-kuchni/
Też mam hortensję, ale marnie rośnie.
W sklepie ogrodniczym usłyszałam że hortensję, do 5-go roku po wysadzeniu, powinno się osłaniać na zimę.
Co do koloru – jest taki nawóz „niebieska hortensja” który ponoć zapewnia odpowiedni kolor: http://www.ogrod-gardener.pl/4/1/1/8/niebieska_hortensja.php
Albo traktujemy roślinę siarczanem glinu lub ałunem potasowo – glinowym w stężeniu 2%
ja pierwszy raz zobaczyłam niebieskie hortensje w 1994 r. na targach w Hanowerze i byłam pewna, że to sztuczne kwiaty …
mieliśmy dobrego ogrodnika, ale na Dolnym Śląsku. Ogrodnictwo rodzinne z dziada pradziada. Po wojnie poczuli się Polakami, ale matka rodu do śmierci nie nauczyła się słowa po polsku. Była pacjentką mojego ojca, jak cała rodzina. W 70-tych latach zrobiliśmy u nich spore zakupy. Wszystko rośnie, jak miało rosnąć. Tylko hibiscus zakwitł po ośmiu latach zamiast zapowiadanych 10-11. Niestety, tutaj nie możemy jakoś znaleźć ogrodnika godnego zaufania. Nie mówię, że nie ma. Ale trzeba trafić.
Ewo,
no właśnie, osłaniać przed mrozem, aż będzie odpowiednio duża i silna i da sobie radę.
Przebarwić można tylko różową lub czerwonawą odmianę Hydrangea macrophylla. Należy zapewnić jej kwaśną glebę, ale nie poniżej pH 4 (dodać np. torfu) i podlać roztworem ałunu
ten wspomniany przez Ciebie „Hortensienblau”) dozując bardzo dokładnie, bo nadmiar soli glinu jest dla roślin toksyczny.
Stanisławie,
jest nowa odmiana hortensji Endless Summer, która kwitnie zarówno na starych jak i na nowych pędach, przez całe lato 😯 i ma barwę od niebieskiej do różowej w zależności od podłoża.
Hortensje lubią wilgoć i jeśli lato jest suche, to należy je obficie podlewać. Lepiej raz a dobrze, niż często po troszeczkę.
W naszym nowym ogrodzie praktycznie nie ma kwiatów,
są głównie drzewa owocowe i różne krzewy.
Dlatego wymyśliłam,że może uśmiechnę się do JOTKI,
która już za chwilę będzie w Warszawie i być może dostanę
jakieś cebulki żonkili,czy też innych kwiatów,których u niej
w ogrodzie jest w bród 🙂
Jolinek, Danuśka,
goście będą wyrozumiali, więc nie przemęczajcie się z porządkami. Moje okna też proszą się o umycie, ale muszą zaczekać na lepszą pogodę. 🙂
Pepegor, masz piękny ogród, ale na pewno wymaga dużo pracy. I zawsze podziwiam Twoje kaktusy.
Cześć Bando – jak to mawia Brzucho.
Teraz obad gotuję lecz po konsumpcji podrzucę kilka fotek z wspaniałymi, moim skromnym, zdaniem roślinami. Niestety nie z naszego ogródka.
Mamy problem. Ogród jest nasłoneczniony od rana do wieczora, a to przy australijskim słońcu niekoniecznie wskazane dla roślinek.
HIbiskus pięknie się rozwinął, miniaturowa lawenda wyrosła ponad normę, palma sage przyjęła się ku mej radość lecz reszta …
Piękna hortensja wcale nie wchodzi w rachubę, begonia od roku próbuje przebić się i co wyrośnie to usycha.
Przemyśliwam nad rodzimą roślinnością.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Danuśka,
żonkile, narcyzy, tulipany, krokusy itp. sadzi się do ziemi jesienią. Teraz nawet nie ma ich w sprzedaży, przynajmniej ja nie widziałam.
Gospodarz wypróbował dietę liściastą/ liściową ?/, a więc wiemy już, że możemy dać sobie z nią spokój. Ale liście mniszka dodam do jakiejś sałatki. Smaku nie zepsują, ale zawierają sporo witamin.
„Jeśli chcesz by różowe kwiaty hortensji nabrały fioletowego odcienia, podlewaj je fusami od kawy” …. porady domowe …
Krystyno wyrozumiałośc gości to miła sprawa …
Krystyno -wiem o tych żonkilach itp,ale to takie hasło wywoławcze 🙂
Zresztą rzucone bardzo niezobowiązująco.
Jotko – wysłałam zresztą maila do Ciebie na ten temat.
Szparagi obrane, w wodzie sól, cukier, odrobina tłuszczu. Kurczak nasolony, naziołowany, polany oliwą, włożony do blaszki, czeka na swoją kolej przykryty ściereczką, bo piekarnik zajęty przez tortownicę z okruchowcem z rabarbarem.
Pyra została „ubogacona” przez Gospodynię we dwie salaterki szklane : jedną ze szkła typy kryształ wytłaczany w stylu art deco , druga miodowa z drobniutkimi wzorkami wytłaczanymi, czyli taka do sałatek żółtych i pomarańczowych. Dorotol jeszcze w zimie poszła na pchli targ i kupiła dla Pyry, która mówiła, że potrzebowałaby kilka niedużych półmisków.
Pyro jak tak dalej pójdzie to Dorota Cię zaadoptuje jako rodzinną babcię … fajnie by miały dziewczyny z Tobą … a Pyra Młodsza by miała chatę wolną … wpadałabyś tam czasami na kontrolę …
Witam,
jako że pozbawiony jestem ogródków, posadziłem sobie w trzech skrzynkach ustawionych na parapecie bazylię, co by była na sezon letni. I co? I nic, nie kiełkuje, a to już chyba trzeci tydzień. Chyba za zimno, albo brak słońca. A w ubiegłym roku tak się udała.
Jolinku – na razie jest to kłopotliwy eksperyment. Co chwilę drę się „Dorota, a sól to gdzie? Mąkę masz/” i ona zwleka się z kanapy i biegnie do kuchni. A poza tym, ja kiedyś zażartuję, że hulajnoga by się pfzydała, a ona zacznie histerię, że jej na mercedesa nie stać.
Michale,
bazylia do kiełkowania potrzebuje 15-20 st. i dużo światła. Siejąc nie należy nasion przysypywać ziemią, lecz lekko przycisnąć do podłoża. Diagnozuję brak słońca 🙁
Nemo, myślę że diagnoza słuszna. Problem w tym, że jakoś w tym roku na Pomorzu nie można złapać słońca. Chyba poczekam do czerwca i spróbuję raz jeszcze – liczę na lepsze warunki. A jak nie, to pozostaną przenawożone krzaczki ze grubą kasę z supermarketu 🙁
Pada i szaro. Hortensje Nemo zupełnie odlotowe. Czy okruchowiec z rabarbarem to ten sam przepis co szarlotka Inki?
Piekę pierwszy raz, Doroto. Tak, to ten sam przepis, tylko pokroiłam i nasłodziłam rabarbar godzinę wcześniej. Jak wyjdzie, nie mam pojęcia, bo powinien upiec się dawno temu, a biały stale. Ten osobny piekarnik wymaga świętej cierpliwości. Na kurczaka przyjdzie czekać 2 godziny z kawałkiem, jak twierdzi Dorota.
Dzięki! Uda się na pewno.
Pyra zapomniala o istotnej rzeczy, my tutaj mamy slonce.
Dzień dobry, a raczej – dobre południe. Narazie nie pada, ale chmury wiszą nisko. Ogródka także nie posiadam, a moja działka – na skraju lasu. Zdobią ją głownie sosny rozłożyste, niektóre bardzo malowniczo rozrastające sie z kilku pni skupionych przy ziemi, w górze tworzące parasol utkany z gałęzi. Ziemia raczej piaszczysta, miejscami rośnie trawa jak na wydmach, ale też miejscami mech. Teren nieco spadzisty i w najniższym miejscu wilgotniejszy, tam krzewy czeremchy, tarnina i rozmaite zieloności rozsiewane przez łąkę, od której odgradzają nas stare dęby. To one wytyczają dolną granicę działki. Łąka ciągnie się aż do Pilicy i tętni życiem rozmaitym. Spacerują bociany, kicają zające, a czasem przechadzają się sarny, jesienią widać na ziemi ślady dzików. Z kwiatków, to jedynie wrzosy, które posadziliśmy sami licząc, że się tu będą czuły dobrze, no i parę konwalii, ale jakieś nieśmiałe. Lubie to miejsce, można sie tam schować, cieszyć oczy i leczyć duszę…
Krystyno,
z ogrodem mozna sobie robic mniej, albo i wiecej roboty. Ten uklad ogrodu, jak go pokazalem juz byl tak przygotowany, tzn. srodku trawnik i tylko boki byly obsadzone krzewami. Dosadzilem tylko jeszcze agrest i porzeczki. Wpuscilem tez w trawnik te plytki i krawezniki i stworzylem ten centralny rabat, oraz pasmo rabatu po lewej. Przestrzeni w srodku nie ruszalismy, bo wnuczka jeszcze byla mala i dzieci mialy plac do zabawy. Zwykle stawiany byl tam namiot. Podoba mi sie to rozwiazanie i dzisiaj jeszcze, bo lubie te przestrzen, z ta oszczedna struktura po brzegach. Roboty z tym mozna naturalnie miec wiecej lub mniej, w zaleznosci od nastawienia. Ja oszczedzam na czasie i na wkladzie materialnym, nie kupujac w zasadzie juz zadnych gotowych kwiatow. Wszystko co ma zakwitnac jest wysiewene.
Niestety, zima spowodowala spustoszenie. Poszedl bambus, rozmaryn, tymian, figa, stara hortensja, juka, co to ja chcialem przyzwyczaic do zimowania na zewnatrz i niestety, a tej mi najbardziej zal, moja roza na pienku, co wstawilem ja z zyczeniami na Twoje imieniny.
Tak to jest.
pepegor
Zalatwiono pozytywnie. Tak zwanych orzechów papierowych. Trzecia pani z Caritasu, matka trojga doroslych dzieci ma bardzo duzy ogród z odpowiednim gatunkiem orzechów. O dziwo bardzo oczytana. Maz pracowal w Steiermarku caly tydzien, liczyl dzieci, dorabial nowe zeby sie zona nie nudzila i dalej na jakas budowe. Potem ona zbuntowala sie i wyemancypowala. Teraz maz siedzi w domu a ona rozjezdza sie po swiecie. W sprawe samochodu zatrudnilem po uszy Pawla. Bedzie to niewatpliwie Krulewska operacja logistyczna. Po obiadku zalegam nago dzinke.
Pan Lulek
Pan Lulek nago … te Panie z Caritasu to mają wpływ …
może kiedyś będę miała ogródek i coś napiszę … teraz tylko podziwiam ..
Pyra w Berlinie to i słońce w Berlinie ..
Danuśka,
jeżeli chodzi o cebule kwiatów wiosennych to jeszcze nie pora na ich wykopywanie. Teraz sadzi się cebule gladioli inaczej mieczyków i kłącza dalii wieloletnich. Jedne i drugie należy wyjmować z ziemi na zime. Przywiozę Ci jedno i drugie. Zobaczę co się da wykopać z bylin. Zapytam moje sąsiadki czy nie mają czegoś na zbyciu. Radzę Ci posiać onentek (kosmos), nasturcję, turki, nagietki. Są to niby jednoroczne kwiaty, ale same się wysiewają i są na lata. Zapraszam Was do nas w porze jesiennej. Podzielę się cebulami i możemy wspólnie zajrzeć do producenta, od którego mam większość cebul.
PS. Dziewczyny, jakie mycie okien? Przecież to nie Wielkanoc 😯
bardzo lubię lobelie i podobnie jak Nemo „utykam” je między innymi kwiatkami w skrzynkach na balkonie. Hortensje podziwiam za rozmaitość kolorów, nie mam szans na wyhodowanie, bo z balkonu trzeba by je przenosić na zimę w cieplejsze miejsce, a tego ostatniego brak 🙂
Panie Lulku,
a to się teraz nazywa Caritas? Trzy panie jeden nagi pan? 🙄
Tu Pyra. Placek upieczony, na obiad poczekaaaamy. Lobelie na balkonie sadzę w dwóch wąskich donicach – korytkach i stoją na półeczce. Wymagają częstego podlewania. Czasem wprost padają, a po podlaniu wstają, jakby nigdy nic. Są nawet jeziora lobeliowe – to polodowcowe, bardzo ubogie wody bez innego życia biologicznego, ale na brzegach, w strefie zalewowej, rosną niebieskie lobelie (m.in jedno takie jest na Pomorzu)
Jotko – dzięki !
Czuję,że nasz nowy ogród wkrótce nabierze rumieńców 😀
Nie dość, że nago, to jeszcze jakaś Dzinka przy Panu Lulku. Rozpusta 🙄
U mnie mają być jakieś letnie temperatury, ale póki co, włączyłam ogrzewanie.
Robiny wydziwiają na gnieździe i mię się zdaje, że coś jest na rzeczy, bo jedno drepta na gnieździe, a drugie co rusz zlatuje z jakimiś robakami w dziobie – przedtem nie było takiej aktywności, albo jedno, albo drugie siedziało spokojnie na gnieździe. Nie zbliżam się, a z okna kuchennego niewiele mogę dojrzeć.
Co do mycia okien, to kiedyś moja niemiecka przyjaciółka zapytała mnie, czy my, Polki, mamy jakieś szczególne uczulenie na okna, bo co rusz myjemy, jakby nas sparło cuś. Ja myję ze dwa razy do roku, ale Ulla zna wiele Polek, stąd pytanie. Coś w tym musi być…
Barbaro,
rzeczywiście nie ma to, jak ogród(ek) na skraju lasu. Wtedy nie warto zawracać sobie głowy zagospodarowywaniem, wszystko samo się układa.
Wystarczy ścinać trawę i ewentualnie coś tam przyciąć. Zależy zresztą, gdzie się mieszka – u nas jest bardzo prywatnie i nie musimy się dostosowywać do sąsiadów. Niby nikt nie musi, ale wszyscy przestrzegają niepisanej umowy, że jak sąsiad ścina trawę i ma dwie rabaty, to ja przynajmniej będę ścinał trawę, ewentualnie dołożę jakieś żonkile czy inne.
Konwalie lubią wilgoć i półcień, sądząc po moich – lubią podłoże wapienne.
Jotka pięknie opisała swoje okoliczności przyrody 🙂
A co do diety – otóż jest jeden, jedyny i bardzo skuteczny przepis: NIE NAŻERAĆ SIĘ DO WYPĘKU!
Innymi słowy – jeść tyle, żeby się nie czuć głodnym. Nie jest to odkrycie Ameryki. Co do mnie, jestem łasuchem do momentu, kiedy znika uczucie łaknienia. Więcej mi nie wchodzi, żeby nie wiem, jakie dobre było.
W starożytnym Rzymie odbywały się walki radiatorów.
Nieprawda. Radiatory to grzejniki. To były walki gladioli 😎
(podsłuchana rozmowa mojego dziecka z koleżanką z przedszkola). Po szwajcarsku.
Obiecałam – wrzucam. Zdjęcia pochodzą z ogrodu prywatnego Katandra. Wstęp niekoniecznie wolny, trzeba wykupić bilety by podziwiać roślinność australijską. Bo taka jest filozofia właścicieli – roślinność rodzima.
Aby utrzymać ogród potrzeba nieco więcej pieniędzy niźli dochód z biletów. Trzy domki i apartament (część budynku mieszkalnego z wydzielonym wejściem) zapewniają dodatkowy dochód.
Ogród przepiękny i wymaga wiele pracy jaką wykonują w większości właściciele.
http://picasaweb.google.com/echidna77/Katandra?authkey=Gv1sRgCJyRwOzIzff7Nw#slideshow/5389452416807567922
Echidna
O rany! Są młode!!! Nie wiem ile, bo nie chciałam się zbliżać, akurat rodziciele odlecieli, więc łypnęłam okiem z podestu pod daszek, a tam dziobki rozwarte – jeść!!! I jedno z rodzicieli już nadlatywało z czymś w dziobie, więc uciekłam.
Acha, Ania, która nie znosiła przegrywać, kiedy jej zabrakło nazwy zwierza na „h” (kraj, miasto itd) wpisała „hiszpans” i pobiła się z Leną, która wyśmiewała.
Łżę jak przysłowiowy pies. To co nie chce mi rosnąć to nie begonia lecz peonia.
E.
Alicjo! Wspaniała wiadomość! Niech rosną zdrowo i sprawiają wiele radości!
Hiszpans – kupuję!
Tyle było tego gadania o lobeliach, że nie wytrzymałam, pojechałam do ogrodnika i nabyłam:
– lobelie
– gazanie
– lilie „smolinosy” pomarańczowe
– fuksje różowe
– fuksje purpurowe
– szafranki (Osteospermum) białoniebieskie, białożółte i czerwonobrązowe
– skalnice rózowe (nigdy dość!)
– hosty – też nigdy dość, te mają białe brzeżki
– werbenę w ampli
– komarzycę z jakimś jeszcze zielichem też w ampli
– bakopę niebieściutką w ampli…
Z ogrodnictwa, które mam na trzeciej ulicy wracałam przez kilka wsi okolicznych dla podziwiania krajobrazu. Jest co podziwiać. Rzepaki robią dobrą robotę – zwłaszcza w słońcu.
Mnie się bardzo podobają ogrody, które naturalnie wpisują się w otoczenie. Ale nie każdy może sobie na to pozwolić. U mnie w okolicy chyba tylko ja, nasza działka jest z tyłu oddzielona wysokimi płotami, których tutaj się nie stawia, ale babcia, mieszkająca przed nami była strachliwa, nie dość, ze nieprzepisowo wysokie płoty, to i drut kolczasty na szczycie 😯
W sumie przydaje się – sąsiedzi puścili po płocie clematis i pnące róże, a drudzy jakieś pnącza, po naszej stronie na jednym dzikie wino, a na drugim staram się coś tam puścić od 3 lat, wychodzi na to, ze w tym roku rozpuści sie na dobre. O, i zapomniałam, jak to się nazywa 🙄
Nisiu – nie drażnij tym słońcem, bo ja już zapominam co to jest. To takie żółte na niebie, no nie? Nie powinnam chyba narzekać bo co maja powiedzieć Ci których zalewa.
Alicjo – gratuluje potomstwa. Zwierzaki maja fajnie u Ciebie.
Nisiu,
to wszystko przez mój całkiem niewinny tekścik?! W dodatku połowy tego rachunku nie zrozumiałem. Jakieś same obce wyrazy. Ale zrozumiałem, że rachunek należy pokryć! No, trudno.
Bakopa niebieściutka – też bym chciała. Do tej pory miałam tylko białą. trzeba będzie się rozejrzeć.
Echidno,
widzialem wielokrotnie w goracej Hiszpanii uprawy pod uprawami. Wygladalo to tak, ze na slupkach i poziomo zapietych na nich drutach zawieszone byly winogrona, tworzac piekne pergole. A pod tym wszystkim znajdowaly sie uprawy tego, co i u nas tu w ogrodkach rosnie.
Moze bys cos takiego wykombinowala?
Też nie znam bakopy niebieskiej 🙁
Znam tylko białą i żółtą.
Drogi Piotrze,
problem nie tylko w rachunkach za zielsko. Przecież całe to blogowe zamieszanie to Twoja:
a. sprawka
b. zasługa
* niepotrzebne skreślić 🙄
pepegor –
jak znajdę to podrzucę fotografię naszych rodzynek, chciałam powiedzieć winogron. Nawet parasol nie pomoże na gorący wiatr podczas upału 40sto stopniowego. Roślinki jak nie uschną to niewątpliwie ugotują się na miękko. Co niestety obserwuję od lat kilku. Najlepiej się ku mej rozpaczy mają chwaty. Tych nic nie bierze!
Ale dziękuję za podrzucenie pomysłu.
E.
Jajek było 4, a dzisiaj dojrzałam dwa rozwarte żółte dzioby (o, właśnie), ale to było dosłownie łypnięcie szybkie i zaraz uciekłam, żeby rodzicom nie przeszkadzać, należy mieć nadzieję, że wykluły się wszystkie. Szkoda, że nie mogę zrobić zdjęcia, ale nie mogę ryzykować, przestraszeni rodzice moga opuścić gniazdo – i co wtedy?!
Robiny pięknie śpiewają, więc pociecha będzie, bo będą w pobliżu – podobno młode, jak im stuknie 16-ty dzień, opuszczają gniazdo. Ale i tak będą, jak nie te, to inne na gałęziach w pobliżu. Najpiękniej śpiewają pod wieczór, zanim zacznie zmierzchać. W mojej okolicy tylko głuchy by nie słyszał, tyle tego jest, wystarczy się wybrać na spacer tuż przed zachodem słońca.
Wracając do kwiatków, ja też mam yuccę – i mimo srogich zim, wcale mi nie marznie. Taka jest, od kiedy zaczęła kwitnąć – moze to jakaś zahartowana odmiana, nie znam się, w tym miejscu ma tylko kilka godzin światła słonecznego, potem cień. Daje radę! Dla kontrastu – ta najpierwsza jest gdzieś tam w dziczy, na pustynii w Arizonie.
http://alicja.homelinux.com/news/yucca/
chwaty może mają sie dobrze lecz CHWASTY jeszcze lepiej
E.
Ooo, mamy blogowe ptaszory 😀 Alicjo dbaj o nie 😎
Odwiedziłam 5 sklepów z sadzonkami, w tym dwóch ogrodników i nawiozłam różności 🙄 Przy okazji zmarzłam w ręce na tym rowerze, jest zaledwie +8 i jak tu coś sadzić 🙄
Nabyłam: heliotrop, surfinie w różnych kolorach, petunię Million Bells – trójkolorową, wielki hit ostatnich lat, podobno, różne dimorfoteki, bakłażana, boćwinę w 3 kolorach, kapustę zwykłą i górską, bidens Goldmarie…
Z kimś się musiałam stuknąć, wysyłając wpis, bo kod był na 150% dobry, sprawdziłam!
Jotko, dbam o ptaszorym czyli trzymam sie z daleka i nawet do kuchni wchodzę na palcach 🙄
Nie chcę wystraszyć „starych” – podobno tylko 40% młodych sie wykluwa, a jeszcze mniej przeżywa. Znalazły sobie miejsce w punkcie takim nie bardzo dla nas, ale te 2 tygodnie wytrzymamy, można naokoło…
Budze sie po popoludniowej drzemce a tu szczyre pustki w domu. To chyba kawalek Trenów Kochanowskiego. Zimna Zoska oszczedzila na szczescie blogowe Zosie. Gest Kozakiewicza nie byl w potrzebie. Tylko, zem ja nie polapal tych subtelnych aluzji. Czyz by byla w poblizu jakas Dzinka. Wzialbym byc moze na wychowanie.
Pan Lulek
Alicjo, tam trzeba kamerkę internetową zainstalować, wtedy cały świat będzie je mógł podglądać, jak bociany
http://www.bocianyonline.pl/kamery.html
Po ostatnich porządkach w szafie u dziecka odkryłam – potem uprałam (do wełny najlepszy jest nawet najgorszy szampon, pamietajcie!), a dzisiaj zapakowuję i wysyłam do pewnego królestwa, gdzie smarkate rozmiarowo akuratne, a i trzecie przybyło. Będzie komu donaszać 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/img_2720.jpg
Tu Pyra
Dorotol w bieganiu służbowym. Zanim wyszła zjadłyśmy szparagi z parmezanem, szynką i ziemniakiem pieczonym; kiedy wróci, będzie kurak gotowy. Placek trzeba jeść z talerzykiem pod brodą. Stał się cud i Pyra pomogła rozwiązać zadanie z geometrii na poziomie 5 klasy. Jak długo pożyję, to może wreszcie będę umiała odpowiedzieć na te pociągi, co to ze stacji A do stacji C poprzez stację b, a może nawet obliczyć m sześcienne wody w basenie, opróżnianym (napełnianym) z szybkośvią x m/min.
Jeszcze muszę się pochwalić, że ten wzór wymyśliło moje dziecko (lat 5-6?) i matka posłusznie wykonała. Potem już mu się odechciało i brał, co matka zrobiła 🙁
A tak dobrze się zapowiadał!
http://alicja.homelinux.com/news/img_2723.jpg
Pan ogrodnik miał też bakopę różowiutką…
Gospodarzu: cały rachunek się posadzi i sfotografuje.
Milion Bells są rozkoszne, tylko tak samo żarłoczne jak mama petunia i ciocia surfinia.
Z bakopą w ubiegłym roku miałam dobry pomysł, chętnie sprzedam: posadziłam trzy sadzonki w wielkiej donicy, takiej na małe drzewko. Po kilku tygodniach bakopcia zrobiłe swoje i miałam wielką kulę kwiatków – naprawdę wielką, bo wiecie, jak toto rośnie.
Idę rozstawiać rachunek na grządkach!
Alicja, szapo ba, te Twoje swetry to arcydzieła!
MałgosiuW,
pomyśleliśmy, ale teraz to juz po herbacie – nie możemy młodym przeszkadzać. Zainstalujemy w przyszłym roku, może nie kamerę, ale aparat, który będzie robił zdjęcia co ileś tam, moje dziecko ma w tym względzie doświadczenie – niech kupi aparat i ustawi 😉
Stronę z bocianami z Ustronia znam i śledzę od paru lat, rozpropagowałam wśród tutejszych – bociany są tutaj nieznane, więc dodatkowa atrakcja.
Ale to ma swoje smutne strony, takie podglądanie, tragedie w gnieździe i tak dalej 🙁
Mała poprawka: bakopa jest raczej lyla…
MICHALE,
jeśli masz miejsce na parapecie w mieszkaniu, to postaw tam te skrzynki z posianą bazylią, przykryj folią/ całą skrzynkę można wsunąć w odpowiedniej wielkości woreczek foliowy/, przekłuj w kilku miejscach .To przyspieszy kiełkowanie. Nie wyglada to, niestety, estetycznie, ale przy obecnej pogodzie jest to jakieś wyjście. Posiałam w ogródku nasturcje i fasolę, ale ani myślą kiełkować. Tymczasem więc posiałam je opisanym sposobem w doniczkach, a potem przesadzę do ogródka.
ALICJO,
u nas yukka / czyli juka/ to zupełnie inna roślina. Doniczkowa – sztywne liście na wysokim pniu, ozdobna, ale nie kwitnąca. Ta Twoja jest bardzo piękna.
Jak sobie obejrzałam te swetry Alicji to pomyślałam,że bardzo
szkoda,że nie mam smarkatych rozmiarowo akuratnych 🙁
Sprostowanie – to jednak ta sama roślina, tylko niektóre są uprawiane na pniu, a niektóre nie. I te drugie czasem kwitną. To właśnie ta Twoja. Jak człowiek poszuka , to znajdzie informację.
Krystyno,
w doniczce też mam … dokładnie taką samą, jak pod oknem przy Ganku, tę kwitnącą. Siedzi sobie w tej doniczce od lat i ani jej się śni – a siedzi 15 lat, bo dostaliśmy od znajomych na prezent parapetowy do domu.
Nie wiem, od czego to zależy – ta pod gankiem była tam od nie wiadomo, kiedy, a dopiero od paru lat rozkwita. Być może po ścięciu jesiona, w którego cieniu bezustannie była, pojęcia nie mam, w każdym razie jak na jukkę, tam ma stosunkowo mało słońca, parę godzin. Ale piękna jest i kwiaty długo się trzymają.
Nie użyźniamy i nic nie poprawiamy, trzymając się zasady – jak nie jest zepsute, to nie naprawiać!
Krystyno, dzięki, będę w tym walczył 🙂 Może się uda.
Alicjo,
czy młody zaprojektował również kolory?
Trochę robiłam na drutach. Oczywiście nijak się to ma do arcydzieł Alicji. Większość według dokładnych wzorów. Na małolaty robiło się szybko. Potem mi się odniechciało.
Krystyno,
to ja też lecę prostować, ta pierwsza sprezentowana „na pniu” ozdobna wypusciła coś z boku, to ja to do ziemi, bez pnia… i dobrze, bo tamta pienna zeszła sobie jakoś szybko, bez mojej pomocy, natomiast wsadzona w donicę wyrosła i się ma – ale nie kwitnie. Trudno mi dokładnie określić wiek, ale ma lat kilkanaście, może 13-14, bo ta „matka” szybko jakoś tak…
Podejrzewam, ze u ogrodnika miała określone warunki, a u mnie mało światła i nie potrafiła się przestawić. Marniała i marniała – aż zmarniała 🙁
Natomiast młode się trzyma, bo przyzwyczaiło się do takich warunków, jakie są.
Młody i owszem, przytargał odpowiednie kolory. On ma talent artystyczny, potrafi pięknie rysować (bardzo precyzyjnie, Escher był mu za mistrza do naśladowania w dziecięctwie) i malować, konkursy nawet wygrywał za młodu, ale ambicji w tym kierunku żadnych.
Ja nie jestem z tych poganiających – jak ci sprawia przyjemność, to proszę bardzo. W domu mam poupychane po szufladach różne takie, a niektóre nawet na ścianach. Łatwo mu to przychodziło – kiedy podróżowaliśmy po Ameryce, on po jakimś czasie się nudził, wyciagał nieodłączny blok rysunkowy i cos tam ołówkiem bazgrał. Jerzor też ma dobrą rękę, ale podobnie – namalował trzy obrazy za młodu i to mu wystarczyło 🙄
Czesto sie zastanawiam, ze piekne kwiaty rosnace wysoko w gorach wymagaja tylko jednego – aby zostawic je w spokoju. Zadnego wyrywania chwastow i uzywania kompostu.
Kwiaty na zalaczonych zdjeciach porastaja zbocza wulkanu Mount Rainier. Wszystkie zdjecia sa na wysokosci okolo 2500-3000 metrow nad poziomem morza.
Gora, ktorej bialy nos jest widoczny na kilku zdjeciach to wulkan Mount Rainier. Mount Rainier wybuchl ostatnio pod koniec XIX wieku. Teraz wrocilo tam zycie. Dla porownania wulkan St. Helens wybuchl 30 lat temu i w promieniu kilku mil nadal tam nic nie rosnie i dlugo nie urosnie.
http://picasaweb.google.com/OrcaStory/RainierFlowers#5472229275282919938
Ja sobie wypraszam. Za chwile mam lecieć, a od jakiegoś czasu co spojrzę w prasę – wiadomości o katastrofach lotniczych 🙄
nemo zmarzły rączki podczas jazdy rowerowej. Ja Wam przez wrodzoną delikatność nie powiem co mnie boli po 3 godzinach spędzonych na tym dwukołowym środku lokomocji. Nogi to nie są!
Idę spać. Najwyższa pora – 2 godzina. Ciemna noc. Mgła jak mleko i zimno okrutniaste. Pod ciepłą kołderką będzie mi dobrze. Na boczku, na boczku bo inna pozycja …
Dobranoc.
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Alicjo,
ale pomyśl, ile tysięcy połączeń lotniczych ma miejsce codziennie na całym świecie. Te katastrofy to zupełny ułamek, nikły procent.
Tyle, że teraz można łatwo gdzieś utknąć na lotnisku ze względu na wulkan islandzki i jego powtarzające się kasłanie.
Zaglądam znowu i po kolei:
Echidna, pomysł niemądry, bo to Australia. Wy tam musicie i tak już dostatecznie wiele uwagi poświęcać na to, gdzie stwajacie nogę, a teraz pomyśleć, że trzeba jeszcze uważać, aby jakiś paskudnik nie opuszczal się po nitce prosto na kark.
Alicjo, to co ty opisujesz to tzw. juka ogrodowa. Ona tu jest bez problemów trzymana na zewnątrz. Moja juka to byla z tych wszędobylskich, ale pokojowych. Była juz za duża i nie miałem ochoty jej wiecej na zimę targac do domu. A wyszlo tak jak w tym wicu, gdzie gościu postanowił oduczyć swego osła żarcia. I skarży się potem drugiemu:
Ty, a jak go już miałem tak daleko, to, cholera zabrał się i zdechł.
Ale, niektórzy naprawdę trzymają i pokojowe juki na zewnątrz przez cały rok. Jak wrócę wieczorem, to pokażę
Tu jest kilka zdjec kwiatow i roslin, ktore kwitna teraz, lub juz przekwitly, na poziomie morza. Kazdy stan ma swoj symboliczny kwiat. U mnie jest to rhododendron.
Sa tam rowniez dwa zdjecia jagody o nazwie salmonberry, ktora dojrzewa o tej porze roku. Dla tych, ktorzy nie znaja smaku jest to raczej bez smaku i troche slodkawe, ale ladnie wyglada. Najbardziej lubia to ptaki.
http://picasaweb.google.com/OrcaStory/SpringFlowers#
To też jakaś Jukka. Momentami dziwne efekty, ale generalnie sympatyczne…
http://www.youtube.com/watch?v=hlHJxDFNHmc&feature=related
Choć jeśli idzie o fińszczyznę, to te dzieciaki nie mają sobie równych:
http://video.google.com/videoplay?docid=1738842995641330414#
http://www.youtube.com/watch?NR=1&gl=PL&hl=pl&v=9kyNBWCpON8
Ta wersja jakby dla łasuchów (por do rosołku?)
Można odwrotnie:
http://www.youtube.com/watch?v=XbubuGjFDQ4&feature=related
Michał,
ja to wszystko rozumiem, ale gdzieś tam czai się takie – a jak pieprznie (kulinarnie…)?!
(…będzie po mnie, będzie po mnie… i się dziwić przestanę!)
Przestrzeń powietrzna jest trochę trudna do objęcia wyobraźnią, bo czego tu się trzymać?
Nawet przysłowiowego słupa nie ma w pobliżu 😯
Statystyki statystykami, ale ludzie chyba jednak wolą jeździć lub chodzić, niż latać. Zaraz działa takie cuś – oto włażę do żelaznego ptaka, cholera wie, ile to-to waży, a wraz ze mną ładuje się do tej skrzynki ok. 300 ludzi, powiedzmy, średnio 60-70 kg na twarz. Nawet jak się jest marnym z matematyki (ja tak mam) , to szybko się pomnoży, doda (nie elektroda, tylko matematyka), odjąć nic nie można, przecież to nie ma prawa latać!!!
A leci, i to jak 😯
No ale trudno. Lubię – nie lubię, na tyłku siedzieć nie będę, bo jak raz wyleciałam, to nie mam wyboru.
Orca,
u nas też każda prowincja ma swój kwiat – symbol, ale zawsze są to kwiaty występujace w przyrodzie na dziko, tak jak u mnie trillium. Alberta ma dziką różę, a więcej grzechów nie pamiętam 🙁
Alicja,
co prawda to prawda. Ja też wolę jeździć samochodem niż latać samolotem, chociaż statystycznie wychodzi na to, że to dużo bardziej ryzykowne (zwłaszcza w Polsce).
ja mam taki sposób, że jak jestem w samolocie, to w ogóle o tym wszystkim nie myślę 🙂 i to jakoś mi na razie działa.
zresztą jeżeli akurat za tym małym okienkiem nic nie widać i jest zwarta warstwa chmur, to w zasadzie nie ma żadnego punktu odniesienia i nie wie się, że się leci 🙂
Trzmiel też nie ma prawa latać…
Alicja,
Ja tez znam tylko kwiat-symbol z jednego innego stanu. Jakos na H, a kwiat nazywa sie tez na h-hibiscus.
Rhododendron rosnie dziko i bez opamietania podobnie jak hibiscus.
Dobrze, ze do Europy nie mozna dojechac samochodem. Wtedy by bylo czym sie martwic.
Moja siostrzenica podesłała zdjęcie z wczoraj, ze swojego okna… dzisiaj wcale nie jest lepiej 🙁
http://alicja.homelinux.com/news/Wola_Radziszowska.jpg
Nieciekawie, podtopiło konkretnie. Ale zieleń się pyszni że hej!
Michał,
ja mam takie skrzywienie, że uparcie wpatruje się w to okienko i widzę:
http://alicja.homelinux.com/news/Siodme_morze.jpg
Pilnuję, żeby dobrze leciał! W rodzinie mam pilotów, naprzetłumaczali mi się, ale jednak… brak tego słupa robi swoje 😉
Nikt mi nie dał skrzydeł i nie odział w pióry 🙁
Przypomniało mi się, jak dawno temu, zima i w okropnej snieżycy wracałam z Zośką i Andrzejem z Ottawy po koncercie Stinga, to było około północy. 160 km do przejechania to pryszcz, ale właśnie – była zawieja i na drodze tylko my, żadnych śladów, musielismy jechać na czuja. To znaczy Andrzej jechał, a ja i Zoska zapierałyśmy się straszliwie nogami i rękami, jakby to coś miało pomóc 🙄
Po godzinach dotarlismy do domu, czwarta nad ranem, rąbnęliśmy wszyscy po sporej lampie koniaku i czując ból rąk, zaczęłyśmy się z Zośką zastanawiać, po jaką cholerę myśmy się tak zapierały, przecież w razie draki i tak by nam to nie pomogło 🙄
Ja chyba cykam te fotki ze strachu, żeby sie czymś zająć i udać, że nic sie nie dzieje.
http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/02.Lot-przylot/
Ja muszę Alicjo napisać(siedzę jak zwykle w kąciku i podczytuję)że także jestem pod wrażeniem sweterków,fajna niespodzianka dla następnego pokolenia,ja dla swoich oczekiwanych wnuków(córka lat 22,kazała mi wybic sobie z głowy takie oczekiwania)trzymam duże wiadra klocków Lego kupione kiedyś w Pewexie,są „wybawione” i czekaja na lepsze czasy.
Kurcze,to lotnisko na Twoich fotkach z Johannesburga jeszcze mi się źle kojarzy po niedawnej katastrofie gdzie ocalał mały Ruben,szepczący podobno na pytanie skąd jest Holand,Holand.
Leciałam dwa lata temu do Jordanii naprawdę ‚słabymi”liniami o szumnej nazwie Royal Jordan i stwierdziłam,że wszystko w rękach pilota,nie ma sensu panikować.
Zwłaszcza że pilot nie samobójca i wcale nie chce się rozwalić o ziemię…
Ani nie wariat, żeby miał pasażerów rozwalać o ziemię…
Marzena kiedys czesto latalam tymi liniami, bo mieszkalam przez 5 lat w Jordanii. Szczegolnie lubilam jak pilot oglaszal, ze wylondujemy na lotnisku ” in ch’Allach ” czyli jak Bog da. Nie wiem dlaczego, ale zawsze przechodzily mnie dreszcze jak to slyszalam. Nigdy nie bylo problemu ani ze startem ani z ladowaniem. Mam mile wspomnienia z Royal Jordan.
wyladowac oczywiscie
Elap,
oni już tak mają z tym „jak Bóg da”, niezależnie czy to o lądowanie samolotu chodzi, czy dostawę owoców do warzywniaka następnego dnia 🙂
A swoją drogą, ostatnio lądowałem na lotnisku w Maderze, które jest stosunkowo krótkie i przylepione do brzegu tuż nad morzem. Wszystkim bardzo polecam, pilot musi od razu mocno hamować i nie bawi się zwykle w jakieś tam miękkie lądowania i takie tam. Podobno, by móc tam latać piloci muszą mieć specjalne dodatkowe szkolenie. W każdym razie, można tam nabrać szybko zaufania do ich umiejętności i później już się nie przejmować 🙂
„na” Maderze oczywiście miało być
Michal, wiem. Sama czesto uzywalam to powiedzonko jak mi bylo na reke.
Malzonka, ktory pracowal z Jordanczykami to powiedzonko doprowadzalo do szalu.
Na południu Polski coraz większa powódź. Zgaga się nie odzywa. Podtopione są też częściowo tory kolejowe. Zastanawiam się czy zdoła dotrzeć do Warszawy.
Hej, Zgago odezwij się!
Gdzieś lądowałam na podobnym lotnisku, ale na pewno nie na Maderze. Jak wspominałam – bać się boję, ale wydaje mi się, że jak się gapię, to mam kontrolę nad sytuacją 🙄
Wróciłam zza Rogu, jest ciepło, wręcz gorąco. Zakupiłam radebergera, znowu nie było żadnego polskiego piwa, pan sie sumitował, że jutro dostawa. Panie, pojutrze to ja lecę do Polski 🙄
Za Rogiem byłam w celu wysłania paczki do Danii. Pani (znajoma) poprosiła, żebym usiadła, dopiero wtedy mi poda od niedawna obowiazujące ceny. Na wszelki wypadek usiadłam. I dobrze zrobiłam. Różnica dwa razy plus od zeszłego razu, jak coś wysyłałam, a było to zaledwie parę miesięcy temu. Zamiarowałam wysłać lotniczą (mniej więcej 7 dni, 58$ <– nowa cena!), ale zmieniłam zdanie, niech płynie (ok.1.5-2 miesięcy, 22$). Czy poczta kanadyjska na głowę upadła?! Powariowali 🙄
No ale innej poczty ni ma 😯
p.s.Waga paczki – 1.3 kg. Takie nico prawie…
Pod daszkiem jedno pilnuje gniazda, drugie co rusz z czymś w dziobie – nie wiem, które jest które, no ale zajęcia mają, że hej!
Niech się cieszą, ze pieluch nie muszą zmieniać 🙄
Elap,to powspominajmy:)
Petra jest piękna,prawda?
Chcę jeszcze do Jordanii(lub gdziekolwiek tam np.Syria?) ale zostawienie autystycznego dziecka pod opieką męża to troche próba nerwów dla mnie i ciągłe wyrzuty sumienia:(
kończę lepiej bo będę zaraz beczeć,w tym roku bedzie turnus rehabilitacyjny za niemałe pieniądze i bez dofinansowania z PFRON bo chłopiec za duży:(znaczy się wiekowo i tak ciagle- za duży,za mały,źle bo widzi,źle bo chodzi…zostaje jak zwykle-licz na siebie
Bliski Wschód ,kiedyś:)mam nadzieję,że zdążę przed starością”in ch’Allach”
Marzena – czy można jakoś pomóc Twojemu Synowi?
Ja zaliczyłam właśnie pierwszą w życiu partię garibaldki i pierwszą partię scrabli dostosowanych do niemieckiego słownictwa. Masakra.
Dorotol leży na tapczanie i pyta, czy już ktoś wsadził kij w mrowisko albo w szprychy. Ona do tego tęskni. Upiekła chleb. Wygląda na to, że przeżyjemy ten eksperyment.
Alicjo – zabierz przesyłkę do samolotu, wyślesz z Europy to jakieś 60.- złotych, czyli ok 20 dolców.
A to masz krzyż pański, marzeno 🙁
Mam znajomych, dwójka dzieci. Starsze lekko autystyczne, ale młodsze – trzeba bardzo pilnować. Oni się już przyzwyczaili, ale ja, patrząc z boku, podziwiam ich za hart ducha. Anka kiedyś powiedziała – co się dziwisz, głupia… nie masz wyboru, robisz, co możesz i jeszcze więcej.
A nadzieja… nadzieja umiera ostatnia.
Pyro,
przesyłkę pchnęłam tą płynącą, a w Danii będę gdzieś pod koniec sierpnia, tylko ja cierpliwości nie mam – jak coś chcę zrobić, to robię już, a nie ociągam się. A teraz postanowiłam lecieć z bagażem podręcznym, żeby szybko wsiąść, szybko wysiąść i żadnych zabaw z nadawaniem/odbieraniem bagażu. Z powrotem będę targała książki – mam nadzieję, że mi nie zważą podręcznego? (8 kg. dopuszczalna waga, a jeszcze muszą się zmieścić majtki na 6 dni i około 4 szmaty!)
Alicjo- gratulacje- niech młode rosną!
Jechałam dzisiaj z południa za Kraków- woda taka sama jak w Radziszowie. Wali Dunajcem, Rabą i Wisłą z przyleglościami wzdluz zakopianki.
Wawel plywa – na bulwarach tylko szczyty znakow drogowych wystawały ale po mostach jeszcze dało się przejechać- policja kieruje ruchem.
http://www.alert24.pl/alert24/51,84880,7891227.html?i=46 tu są zdjęcia chyba poranne bo było więcej wody.
Podoba mi się Twoja dieta. Podobny sweterek zrobiłam Młodej – tylko malutki bo miała tydzień. swietny w kolorze. O samoloty się ne martw- statystycznie się wysypały tzn Twój doleci bezpieczne. Na rozweselenie http://www.youtube.com/watch?v=d0WykKgQFLs
Nemo- lobelie piękne!, Echidna- super fiolety!
Dorotol- ślinka mi pociekła!
Nowy – Pod Budą jest super – brakuje mi teraz głosu Ani Treter w tym duecie. grechuty i Skaldów zawsze słucham z rozrzewnieniem.
Inne w skrócie- Nowicki zawsze miał honorowe drugie miejsce zaraz po Święcickim. tego pierwszego lubię oglądac w starych filmach.
prof Bartoszewski odkrył Hodowcę Zwierzątek Futerkowych….. a Zelnik dołączył do Bem…
6336 a poprzedni wpis się akceptuje
http://www.alert24.pl/alert24/10,99659,7891992,Glogoczow__Rozlewisko_przy_Zakopiance.html
I jak ja mam dotrzeć do tego Sanoka? 😯
Nemo darowac sobie Sanok.
Już domu! Parę zdjęć z Baltimore
http://picasaweb.google.com/cichal05/Baltimore#
dorotol,dzięki za pytanie,jestem wzruszona bo rzadko spotykam sięz miłymi reakcjami ,nie umiem być „roszczeniowa”,dziwią się ludzie ,że nie mamy subkonta,nie bo nie jak kiedyś w chwili słabości nieśmiało poprosiłam dość znanego architekta warszawskiego(chrzestny chłopca) o darowiznę na rzecz społecznej terapeutycznej szkoły chłopca(czesne,wiadomo)to do dziś się nie odzywa,stwierdził,że musi poradzić się mamy…można zostać wyleczonym i od tamtej pory nie zniżamy się do bycia „ubogą”rodziną ze wschodu Polski
przenieśliśmy się do innej szkołyi też dajemy radę bo życie nas hartuje jak cholera;)
Alicjo,mówisz,że lekko autystyczne?tzn.nieźle funkcjonuje,więc wiesz mniej więcej na czym polega to schorzenie chociaż każdy przypadek jest bardzo specyficzny;)
Na wschodzie też leje jak z cebra
Pilne!!!!
Z ostatniej chwili!
Portal Gazeta pl :
—–Jestem częściowo pyrą – ujawnia Komorowski.—–
Co w odpowiedzi ujawni JK??
Jesli to co pomyślałem, to Niemcy z taz już dawno wiedzieli.
Dobry wieczór Blogowisku!
W sobotę, jak to już wiadomo, byłem w Kawce.
Dziękuję współkawownikom za spotkanie!
W takim tempie wychodzi mi średnio blogoosoba na rok, za jakieś 50 lat poznam wszystkich!!! Warto więc jeszcze niespiesznie pożyć.
Potem sobotnie imieniny Zofii a niedziela i poniedziałek to był baardzo deszczowy, wiejski weekend.
Jaki ja szczupły?, pomyślą że ja antekrektyk, chudzina i bidota razem wzięta jestem, a ja normalny.
Przynajmniej jeśli idzie o wagę, BMI mam cirka 25.
Nemo, do Sanoka proponuję dotrzeć drogą wodną.
Antku,
proponujesz spływ zamiast zjazdu?
Witam wieczorową porą.
Ufff – nareszcie doczytałam. Nie mam czasu na systematyczne czytanie. Pakuję walizki i w środę będę się udawała do Gdyni, a dalej w stronę Aszysza. Gdy Alicja będzie się zbliżała do Warszawy, ja będę się oddalała. Z tego powodu (ku memu wielkiemu smutkowi) nie będę mogła wziąć udziału w mini Zjeżdzie Literackim. Zjazdowi życzę owocnych i smacznych obrad.
Pyro i Dorotolu wasza przygoda jest świetna. Tak dobrze przygotowana wyprawa w krzaki skończyła się w europejskiej metropolii. Kto by się spodziewał.
Jeszcze jutro zajrzę i troszkę poczytam, a już dzisiaj odmeldowuję się do 15 czerwca. Jadę do Szwecji aby mój Mąż mógł się oddawać takiemu hobby jak Mąż Danuśki.
Będę za Wami tęskniła. Mam cichą nadzieję, że Wam też bEdzie mnie brak.
Do za miesiąc.
Krysiade
Krysiade,
strzeż się komarów 😎 Szczęśliwej podróży i udanych połowów!
Marzeno, wielu z nas jest po rozmaitych przejściach a niektórzy w trakcie. Chore dziecko to koszmar każdego rodzica. Chyba niczego bardziej się nie bałam i nie boję. Bardzo Wam współczuję.
Krysiude ma wracamy w krzaki, teraz robimy przerwe w tyw. „miejskim domu” a potem udajemy sie do lokum na wsi.
Dziś nie padało przez cały dzień. Zasadziłam pomidory (26 sztuk), pory (ca 70), 12 selerów, boćwinę, peperoncino, bakłażana, kapusty różne (15 sztuk) i miałam dość na dzisiaj. Jutro zasieję marchew, buraczki, fasolkę, rzodkiewkę i zbiorę szpinak do zamrożenia, bo nie ma kiedy jeść 🙁 Kwiaty balkonowe też czekają… chyba się rozdwoję 🙄
Na kolację były kalafiory, sałata ze szpinakiem i rzodkiewką, ostatni kawałek pieczonej białej kiełbasy, wino chorwackie. Chyba zaraz zasnę 🙄
Dynie, ogórki i pepegorowe kabaczki też czekają na miejsce na grządce…
Nemo, już jesteś co najmniej rozdwojona 🙄 Ile godzin ma szwajcarska doba?
Nemo, spływ na zjazd!!
http://www.youtube.com/watch?v=ObugQrkS7NM
Gryzę się w palec by nie napisać, ale co tam…..spływaj na zjazd!
Sory.
idzie woda http://www.tvn24.pl/12690,1656773,0,1,szef-mswia-do-powodzian-z-zywiolem-nie-da-sie-wygrac,wiadomosc.html
Cichal- fajne nocne zdjęcia z góry
Też mi padło na humor, w szpitalu mi radośnie powiedzieli, ze mam termin operacji na 13 marca 2014. Podobno to i tak nieżle. Rozumiem, ze już nie jestem osobnik produkcyjny a emeryt pełnoprawny.
Dzisiaj przyszli dwaj cywili i przykrecali belki = ościeżnice. Nawet sprawnie im to szło, ale trzeba było doglądać, żeby były we właściwym miejscu. Dla poprawy samopoczucia przykręciłam zawiasy do jednej części drzwi. Po powrocie do domu stwierdziłam, ze któreś z młodzieży wyłączyło maszynę do chleba. Po prostu wyjeło wtyczke z gniazdka i nie włożyło z powrotem.Pozostało mi tylko włączyć pieczenie. Może się da zjeść.
…wrzucajmy na luz…, ja o oceanach, ale to też dobre 😉
http://www.youtube.com/watch?v=2Ue-bsqQtAA
Tu Pyra!
Żabo, podejrzewam, że Twoja młodzież wyłączyła także nasz chleb.Krysiade – miłego wypoczynku Ci życzymy, a Osobistemu taaaakiej ryby. Komarom daj odpór i nazbieraj grzybów; przywieziesz na wrześniowy zjazd. Po pokoju biega kot Miki – przypomniał sobie, że jest nocnym łowcą.
Marzeno,
mogę tylko współczuć. Trudno mi się do tego odnieść, co napisałaś, bo kto może to zrozumieć, czego sam nie przeszedł. Nie doświadczyłem czegoś podobnego, co jednak nic nie znaczy. Nie znaczy nic na przyszłość, a na dzisiaj powiem po prostu, że żal mi Ciebie i nie mam pomysłu na to, jakby Ci pomóc.
Dorotol już poszła sobie, to i Pyra do łazienki marsz i spać pójdzie.
Na szczęście Żabo, że nie wyłączyli mojej maszyny. Dochodzi pełnoziarnisty z cranberry. Ekszperyment…
Żabo w ramach pocieszenia. Też czekam na wymianę kolana a ono na złość służy i służy. Czasem boli, ale my nie takie bóle ze szwagrem Alicji…
Miłego dnia dla Ciebie jeszcze Cichalu i smacznego!
Jutro też jeszcze dla mnie dzień i mustę wreszcie iść spać.
A, kolanku zycze jeszcze dlugiej sprawnosci.
Jutro (u was już dzisiaj) urodziny Marka, tego od rury. Marek od samego początku ubogacał nam blog. Wielu z nas zna go osobiście i nie wyobrażamy sobie życia – blogowego czy nie – bez Marka. Brat-łata, kochany.
Marku – sto lat! I ile więcej poradzisz 🙂
Przeczytałem do tyłu. Żałuję, że mnie nie było przy tych ogrodniczych rozmowach. 🙁
Jotko, piękny opis Twojego roślinnego królestwa. Dwa słowa do hortensji. O niebieski kolor walczyłem całe poprzednie lato, one musiały być niebieskie. Maltretowałem je ałunem do granic możliwości, a właściwie powyżej i jakoś nie padły. Te, które rosły w półcieniu przebarwiały się ładniej niż te, które znajdowały się na słonecznej patelni. Ale najważniejszy jest odczyn podłoża przed posadzeniem, później bardzo trudno coś zmienić.
Nemo, skrzynki i zdjęcia super.
Pepegor, widać czym żyjesz.
Znowu zrobiło się bardzo późno. Idę spać.
Wstającym życzę, żeby im ta nieprzyjemna chwila minęła bezboleśnie. Wczesnego wstawania nie znoszę. 🙂
A jednak wieczorowy
Pan Lulek