Też tam byłem i vernaccia piłem

Byłem w San Gimignano trzykrotnie. A rzadko mi się zdarza kilkukrotne odwiedzenie tego samego miejsca, bo we Włoszech Czekaja na mnie jeszcze miejsca nieznane. I jest ich wiele. To miasto wabiło mnie niesamowitością wież, które żyją do dziś, bo mieszka jaw nich potomkowie budowniczych, choć mogłyby przecież zamienić się w muzea. Przyciąga mnie też leżąca za murami miejskimi restauracja Il Pino. No i tutejsze białe win – vernaccia. Za każdym razem wyjeżdżałem stąd z bagażnikiem załadowanym po brzegi. (Oczywiście w połowie, bo drugą część zajmowała oliwa.)

W najnowszym „Magazynie Wino” znalazłem tekst Wojciecha Bońkowskiego właśnie o tym mieście i jego skarbie czyli winie. Przytaczam więc fragment artykułu, by rozbudzić smak i zainteresowanie resztą:

„San Gimignano zamieszkuje 7 tys. mieszkańców. Co roku przybywa tu zaś 3 min turystów. Chcą zobaczyć jedno z najlepiej zachowanych w Italii średniowiecznych miasteczek. San Gimignano zachwyca przetrwałą w czystym stanie urbanistyczną substancją i oryginalną siatką ulic, rozchodzących się w trzy strony z najwyższego punktu miasta, piazza del Duomo. No i ma wieże – w XII i XIII wieku dominujące w krajobrazie każdego włoskiego miasta, symbolizujące potęgę mieszczańskich rodów i stanowiące ubezpieczenie w czasie nader częstych sąsiedzkich zatargów. Gdzie indziej już dawno je oba?lono, w niewielkim San Gimignano zachowało się ich 16. Są znakiem rozpoznawczym miasta i pojawiają się obficie również na etykietach tutejszego wina, Vernaccia di San Gimignano.

To najbardziej znane wino białe w Toskanii, jedyne mające prawo do kategorii DOCG. W odróżnieniu od powszechnego dziś w regionie chardonnay odmiana vernaccia może pochwalić się bardzo długą tradycją. Szczytowy okres jej popularności zbiega się z czasem wznoszenia miejskich wież. W 1276 roku, gdy nie znano jeszcze nazwy sangiovese, a zamiast brunello produkowano w Montalcino słodkie wina białe, archiwa w San Gimignano po raz pierwszy wspominają o podatku nałożonym na wina vernaccia; ustanowiono wówczas specjalnych kontrolerów, którzy dbali o wysoką jakość win.

Rok 1276 to jednak czasy odległe. Późniejsze losy vernacci były o wiele mniej różowe. Podobnie jak właściwie wszystkie włoskie regiony, mimo zaszczytnej tradycji pogrążyła się przez większość wieku XX w jakościowym Hadesie. Nie dochodziło tu co prawda do wulgaryzacji na taką skalę, jaka stała się udziałem Soave, Gavi czy Orvieto, ale do końca lat 1980. San Gimignano poza swymi wieżami nie miało się czym chwalić. Wydajność biła rekordy, a wina produkowano albo w kluczu chłopsko-utlenionym, albo bezwonno-przemysłowym. Przyzwoita sprzedaż na miejscu turystom oraz włoskiej diasporze w Niemczech i USA wystarczyła do szczęścia. Podobnie jak w wielu włoskich apelacjach, nowa wiosna nadeszła z Francji. Architektem reformy stał się Giovanni Panizzi, który postanowił vernaccię zwinifikować na modłę burgundzką. Staranniejsza uprawa i fermentacja w beczce zrodziły wino o wiele potężniejsze i bardziej długowieczne niż dotąd, zarazem ujawniając niepodejrzewany krajobraz mineralny. Uważana dotąd wyłącznie za wino obiadowe, vernaccia zaczęła interesować również winiarskich degustatorów i interpretatorów.

Jak w wielu włoskich apelacjach, za reformistą Panizzim poszli mniej lub bardziej zdolni naśladowcy, nasadzenia zagęszczono, plony obniżono, selekcję gron zaostrzono, stal nierdzewną zamontowano, nową beczką się zachłyśnięto. Pojawiła się i kontrakcja: powrót do rozmaicie rozumianej tradycji. Wielką postacią tego nurtu jest Elisabetta Fagiuoli z posiadłości Montenidoli. Wytwarza ona co prawda beczkową Vernaccię Carato na modłę francuską, ale   też wino Tradizionale, krótko trzymane na skórkach, stanowiące najbardziej udaną rewitalizację tradycyjnego wina tych okolic – i gwoli prawdy ukazujące, ile vernaccia straciła, modernizując się ekspresowo i nieodwołalnie.”

Mój nos – okazało się – dobrze mnie prowadził. Mam jeszcze na wsi dwie butelki z Montenidoli. Wypiję je w najbliższym czasie z jakimś toskańskim odpowiednim daniem. Już czuję ten bukiet i smak.