Świnia też może być kochana

 

Życie to jest wielki ciąg przypadków. Czasem nawet związanych ze sobą. Przed paroma dniami zamieściłem w blogu krótki tekst związany z Prowansją, jej kuchnią i różnymi produktami spożywczymi tego regionu Francji. Po powrocie do domu z długiego weekendu zastałem w skrzynce pocztowej małą książeczkę z różową świnką na okładce. Autorką „Świni w Prowansji” jest Georgeanne Brennan, o której sądziłem początkowo, że jest Francuzką. Sięgnąwszy po dziełko stwierdziłem, że to Amerykanka z Kaliforni ale porażona śmiertelnym zauroczeniem przez jeden z najsmakowitszych regionów południa Francji. Prowadzi ona aż dwie szkoły gotowania: jedną w rodzinnej Kaliforni a drugą własnie w Prowansji. Od ponad czterdziestu lat mieszka na przemian raz tu, raz tu. Pisze książki za które zbiera nagrody, hoduje kozy i świnie, produkuje sery, urządza świniobicia, organizuje grzybobrania. A wszystko zgodnie ze starą prowansalską tradycją, której się nauczyła od sąsiadów.

Oto co sama pisze we wstępie o miłości swego życia:
„W Prowansji nauczyłam się, że jedzenie to znacznie więcej niż zaspokajanie głodu. Zrozumiałam, że zbieranie, polowanie i uprawianie to część życia wciąż naznaczonego rytmem pór roku, życia, które wiąże ludzi z ziemią i ze sobą nawzajem.

Każda pora roku przynosi coś, czego niecierpliwie się wyczekuje: jesień – grzyby, wiosna – szparagi, lato – melony i brzoskwinie, zima – korzenie i trufle. Mieszkańcy Prowansji z entuzjazmem rozprawiają o pochodzeniu różnych potraw. Po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że w Prowansji ceni się nie tylko samo jedzenie, lecz także umiejętności i wiedzę potrzebne do uprawiania słodkich melonów i delikatnej zielonej sałaty, do hodowania jagniąt wypasanych na zboczach porośniętych macierzanką, do wyrobu cudownie łagodnych kozich serów, i że te umiejętności i wiedzę podaje się do stołu wraz z jedzeniem.(…)
Zamieszkałam w Prowansji, gdy zbliżałam się do trzydziestki. Wyrabiając i sprzedając kozi ser, hodując świnie i gotując z moimi przyjaciółmi, pojęłam, że jedzenie jest centralną częścią naszego życia nie dlatego, że daje nam siłę i dostarcza przyjemności, lecz przez to, że łączy nas ze wszystkimi, którzy byli tu wcześniej. Jedzenie tworzy więź z ziemią, z przyjaciółmi i krewnymi zgromadzonymi wokół stołu, z przyszłymi pokoleniami. W kruchym, niestabilnym świecie jedzenie jest wartością stałą.”

Książka ta nie jest książką kucharską, choć jest w niej kilka wyjątkowo smakowitych przepisów. To książka o miłości do życia. I podręcznik uczący jak realizować marzenia. Nawet gdy wydają się nie do osiągnięcia.
Jedyną trudnością przy lekturze jest nieodparty i rosnący apetyt czytelnika. Nie do zwalczenia.

Zamieściłem recwnzję z tej ksiązki w Czytelni „Polityki”. I nożyce się odezwały natychmiast. Tłumacz poczuł sie urażony moim lekceważeniem jego pracy. A cóż zdenerwowało translatora? Otóż żart zamieszczony na końcu mego tekstu. oto on:

„Na koniec maleńka kropla dziegciu w tej beczce miodu. Sanguins – grzyby rosnące w górskich lasach Prowansji i pięknie opisane przez Georgeanne to rydze. Tłumacz, który najwyraźniej tego nie wiedział usprawiedliwiony może być tylko nad wyraz dręczącym atakiem głodu.”

Trudno chyba wykonywać zawód, bądź co bądź publiczny i usługowy gdy ma się aż tak cienka skórę. Na szczęście po wymianie zdań recenzenta z tłumaczem chyba uzgodniliśmy stanowiska. Ja podtrzymuję bardzo wysoką notę dla autorki i wysoką dla translatora. Małe uszczypliwości niczego nie umniejszają. A tłumacz, mimo, że nadal wykazuje nadwrażliwość, chyba uwierzył w moje pochwały. I słusznie, bo są szczere.

Kurczak z grzybami i jałowcem jeszcze w brytfannie…

Na zakończenie tej relacji muszę powiedzieć, że książka ma też znaczenie praktyczne. Kurczak po prowansalsku czyli natarty jałowcem i z grzybami w brzuchu wyszedł mi znakomicie. A mogę sie powołać na Basię i przyjaciól, wytrawnych smakoszy. Dla Was tylko fotografia.

…i już na talerzu  Fot. P.Ad.