Męska muzyka ze stołem w tle
„To męska muzyka i męski rym.
Trochę utyka – nieco wina w nim.
Nieraz lekko się słania,
Bredzi i klnie
Bez udawania, że jest innym, niż jest.”
To słowa tytułowej piosenki z nowej płyty Wojciecha Waglewskiego i jego synów czyli Fisza i Emade. Trzej artyści blisko bądź co bądź spokrewnieni ale o różnych temperamentach muzycznych i zainteresowaniach spotkali się w studio nagrań i dzięki temu powstała bardzo fajna płyta. Oto drugi cytat:
„W niedzielę to nie widać mnie za wiele.
Się nie golę – chromolę.
Nie widać w ogóle.
Do środka się tulę,
Do siebie się tulę,
Do wewnątrz się tulę.
Nie widać mnie wcale.
Na zewnątrz się nie palę,
Do świata się nie palę,
Nie palę się wcale… chromolę.”
Dwaj aryści i dziennikarz „Polityki”
Piosenki Waglewskich robią wrażenie gdy te słowa słychać we właściwym rytmie i z odpowiednią muzyką. Ale skąd moje zainteresowanie tą twórczością? Pewnym wytłumaczeniem jest to, że Wojciech Waglewski był przed laty współtwórcą słynnego zespołu Ossjan grającego muzykę z pogranicza jazzu i rocka. Nie opuszczałem żadnego koncertu. Ta muzyka fascynowała mnie.
Ale to tylko jedna z odpowiedzi. Waglewskiego i Fisza spotkałem oko w oko na kolejnym popołudniu z cyklu „Kultura WARTA poznania”. W restauracji Porto Praga wywiad na żywo z artystami prowadził socjolog i krytyk muzyczny „Polityki” dr Mirosław Pęczak. Rozmowa byłą ciekawa i pełna dowcipu. A artyści mówili zarówno o swojej twórczości jak i o problemach kultury w naszym komercjalizującym się społeczeństwie. I aby nie było niedomówień: team Waglewskich za wolnym rynkiem.
Najbardziej mnie ujęły jednak słowa głowy rodziny czyli Wojciecha, które są też wydrukowane na płycie i dotyczą spraw wychowywania i edukacji synów: „My z żoną jesteśmy wciąż w sobie zakochani i to jest chyba najlepsza edukacja – emocjonalna.” A dalej opowieść o licznych muzeach i innych miejscach w świecie, które razem z synami odwiedzali. Mają także podobne gusta kulinarne. Liczy się przedewszytkim kuchnia włoska.
A, właśnie, kulinaria. W drugiej części spotkania, gdy zakończono rozmowę z muzykami, w której żywo uczestniczyła także sala, zabrałem głos i opowiedziałem o portugalskiej muzyce – o fado. Jak wiadomo zaś koncerty fado odbywają się najczęściej w restauracjach.
Kolejnym bohaterem mojej gawędy był Gioacchino Rossini. Jak wiadomo bowiem twórca „Cyrulika sewilskiego” po ostrej krytyce z jaką spotkał się „Wilhelm Tell” przestał pisać opery. Poczuł się skrzywdzony przez krytyków i publiczność. I przez kolejne dwadzieścia lat komponował… przepisy kulinarne. Dzięki temu możemy po wyjściu z opery i wysłuchani dzieła Rossiniego pójść na kolację by zjeść turnedo nazwane imieniem twórcy.
Fot. Tadeusz Późniak
My wprawdzie nie zjedliśmy polędwicy z truflami lecz menu było równie imponujące. Na przekąskę tuńczyk marynowany w soli morskiej obtoczony w białym i czarnym sezamie, z sosem limonowo-miodowym z dodatkiem kardamonu i cynamonu; szynka serano z grillowanym melonem i chili; zapiekane figi z serem tomino, migdałami i rabarbarem; krewetki z rozmarynem w sosie czosnkowym. Nie będę się nad nimi roztkliwiał by nie drażnić czytelników.
Zupa z krewetek i kalmarów spłukała nadmiar ostrości z podniebienia i przygotowała nas na wchłonięcie łopatki jagnięcej z rozmarynem, czosnkiem i pieczonym ziemniakiem oraz czerwoną kapustą. Pycha!
Na deser truskawki z serem ricotta i ciasteczkiem migdałowym skropione porto.
Win nie próbowałem (a szkoda, bo były z Penedes), bo znów pojechałem autem. Na kolejne spotkanie pójdę pieszo.
Komentarze
Oho, u Gospodarza jeszcze czas letni, ciekawe czy do środy się zmieni? 😉
Nie będę się znęcać nad serem „risotta” i pisownią włoskich imion, bo mi trochę w głowie huczy po wczorajszym wieczorze 🙄 Słoweńskie wino białe, czerwone z Argentyny i cujka na koniec piły się lekko, łatwo i przyjemnie, ale ta mgła i mżawka w drodze powrotnej… Od rana ponuro na dworze, kot zaległ mi na brzuchu i wciskając nos pod mój podbródek mruczy i masuje łapami… Wstałam, to on za mną, siadłam do komputera, on – hop na kolana, jesień…
Niezla przekaska, wspaniale dania podstawowe (choc sama owocow morza w roznej postaci nie jadam) i deser tez wysmienity.
A ja dzisiaj przyziemnie – botwinka (z ostatnich buraczkow jakie wykopalam z grzadki), nalesniki z dzemam jagodowym i malinowym, a na deser jakies lody chyba podam bo cieplo sie wreszcie zrobilo.
Wlasnie wrocilam z pracy – tylko dlatego tak wczesnie, ze rozpoczelam o jakiejs „bandyckiej” godzinie. Teraz szoruje do ogrodu przygotowac grzadki pod nowe zasiewy. A za godzine zabieram sie za obiad. Zupa juz jest, pozostaje tylko ugotowac jako i ziemniaki, usmazyc nalesniki i obiad gotowy.
Bo to tylko nabozne zyczenia by przestrzegac zalecen dietetykow i spozywac posilki o okreslonych porach. W przyziemnej codziennosci tryb pracy i powrotow zen narzucaja grafik kuchennych poczynan.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Wiadomo, errata:
1- dzemami
2 – jajko
E.
Echidno,
to podobno nieistotne, w jakich porach się jada (mogą być sztruksowe 😉 ) liczy się bilans dobowy. Dietetycy wymyślają ciągle coś nowego, za to im płacą 🙄
Smażę dżem pomarańczowy. Nie wiedziałam dotąd, że pomarańcze mają tyle pektyn i tak się świetnie zagęszczają bez żadnych żelfiksów. Pigwy czekają na moją uwagę, ale jakoś mi się nie chce…
Przeczytałam, jakie zdanie ma o mnie Zgaga: pracowita mrówka 😯
Zgago, mnie się też często nie chce ruszać palcem ani czym innym, robię coś, jak mnie najdzie 🙄 Teraz widzę górę prasowania, może ją pokonam przed południem, może nie… Dziś jestem sama w domu, obiadu nie gotuję, pogoda wredna… Po południu powinnam pójść do biblioteki, oddać wypożyczone przewodniki i kryminały, a tu jeden niedokończony (Marynina), chyba najpierw doczytam, choć się pogubiłam w tych otczestwach i nie pamiętam, kto jest kto 🙄
Zgago,
jak Ty jesteś z UTW to proszę trzymaj kciuki! Zakładamy UTW w naszej gminie, żeby ludzie nie musieli do Wielkiego Miasta jeździć, gmina zasobna pomóc moze. Złozylismy wszystkie dokumenty w Sądzie pod koniec sierpnia. Dzisiaj mamy nadzwyczajne zebranie założycieli bo KSR życzy sobie w Statucie jakichś dziwacznych dodatkowych zapisów. Przestudiowaliśmy wczesniej róznych statutów od metra. W żadnym nie ma tego czego sobie nasz KSR życzy. Przy Statucie pracowała koleżanka, która jest radcą prawnym i kolega, który jest profesorem prawa … nikt nie rozumie wymagań nam postawionych, ale trzeba je spełnić.
Spotykamy się dziś po południu, jutro chcemy złozyć dokumunty w Sądzie i mamy nadzieję, że tym razem sąd da zielone światło.
Trzymanie kciuków pilnie potrzebne 🙂
Obejrzałam część zdjęć z wycieczki. Młodzi zgodnym głosem krzyczą, że już nigdy, żadnej wycieczki dla gimnazjalistów nie poprowadzą. Nie na ich siły i cierpliwość takie doświadczenie. Najlepsze są oświadczenia z wizyty w krainie Disneya. Nie byli tam po raz pierwszy i mieszane uczucia na temat komercji „dziecięcej| mają ugruntowane. Po prostu zdarzyło im się w tym roku zabawne qui pro quo. Padał deszcz kiedy zajechali, więc szukali czegoś pod dachem. Dzieciaki poinformowane, że najbliższe 9 godzi chodzą samopas, a zbiórka o godz… Nie zwrócili uwagi na oznaczenia i napisy. Tym sposobem 4 osobników 40+ znalazła się w krainie baśni dla najmłodszych, a dokładniej w świecie królewny Śnieżki. Odbyli całą podróż rycząc ze śmiechu, a kiedy u kresu puszty króliczek pomachał potężnemu Matrosowi uszami i ogonkiem, radość była pełna. Żadna kolejka górska, dom strachów ani podróż w Kosmos nie mogła się z tym równać. Opowiadali o króliczku do późnej nocy. Doświadczeń kulinarnych bardzo pozytywnych ze Słodkiej Francji nie przywieźli. Dwa razy jedli w restauracjach, najczęściej żyli na bagietkach z dodatkami. Win przywieźli sporo + butelczyny zacne w darze od Sławka (za co osobno podziękuję)
nemo –
tyle to i ja wiem. A pozwolilam sobie na ww uwage w zwiazku z tematej jaki Guru poruszyl czas jekis temu.
Coraz to nowe doniesienia z zakresu zywienia czasami przyprawiaja mnie o czkawke ze smiechu. Jak to wszyscy dobrze wiemy jednego dnia „A” jest wspaniale zas nalezy unikac „B”, drugiego dnia na odwrot.
A te procenty dokladnie wyliczone? A podanie dolkladnej ilosci fibre w poszczegolnych produktach? Jak oni to wyliczaja? Pytanie nalezy portaktowac jako retoryczne rzecz jasna.
Pyro –
jadali bagietki? Toz to wspaniale papu. Byli w restauracji tylko dwa razy? To i tak duzo. tu powinna sie usmiechnac buzka.
Najwazniejsze ze sie dobrze bawili (z „kroliczkiem tyz).
A prowadzic wycieczki to nielekka praca. Szczegolnie „zagramnaiczne”.
Podziwiam Ich.
E.
Chyba obiad mosze gotowac i to mi w glowie.
Stad literowki zapewnie.
Errata:
* tematem
* jakis
* dokladnej
Zaglądam parę dni temu na blog „Co w duszy gra?” i czytam o jedzeniu. Cały dzień o łasowaniu. Zaglądam dzisiaj tutaj i co? O muzyce, oczywiście. Nie dziwota. Kilka osób stale siedzi i przy stole i na dywanie jednocześnie, to może się pomylić. Ale żeby Gospodarz o muzyce zamiast o jedzeniu.
Żartuję sobie, oczywiście, bo jestem fanem Waglewskich, Rossiniego i fado. Rossiniego zarówno jako kompozytora utworów muzycznych jak i jako twórcę receptur.
Rossini, gdy zamilkł operowo, tworzył coś jednak bardzo przydatnego. Nasz Fredro, gdy na 18 lat przestał pisać komedie po niepochlebnych recenzjach Seweryna Goszczyńskiego i Leszka Dunina, tworzył rzeczy może przydatne jak wspomnienia Trzy po trzy, ale też i nieco konfudujące. Te ostatnie były tez konfudujące dla autora samego, który parę wsi musiał sprzedać, żeby nakład cudzym sumptem puszczony wycofać
Jedna z moich ulubionych płyt ostatnich lat to „Tischner”, gdzie Voo Voo z Trebuniami Tutkami grają to na przemian, to razem, a Waglewskiego kompozycje sa obecne
Witam Wszystkich radośnie i słonecznie !!!
Oj tak, oj tak Gospodarzu 😆 ja mam moich ukochanych krewetek tylko na 1 obiadek 🙁
Nowy (03,07), ależ ja to potraktowałam jako żart i w takim też stylu odpowiedziałam (przynajmniej, tak myślałam). Mam nadzieję, że ani Alicji ani Jerzora nie uraziłam. Jeśli tak, to szczerze przepraszam. Ja na prawdę jestem z natury wesoła. Ja lubię ludzi !
Jotko, Jeśli w stopach są jakieś kciuki, to i te będę trzymała za Wasze powodzenie! To jest wspaniały pomysł, szczególnie, gdy u nas jeszcze nie ma możliwości (nawet w wielkich miastach) zadbania o swoją formę fizyczną i intelektualną w najtrudniejszym etapie życia, gdy nagle dom pustoszeje, grono przyjaciół jest zajęte wnukami.
Mam tylko jedną radę, zorganizujcie nabór i zapisy na poszczególne zajęcia „z głową”. U nas jest taki bajzel, że już 2 razy miałam ochotę wyjść i dać sobie spokój. Jeśli chcesz wiedzieć więcej na ten temat, to ja chętnie opowiem, tylko nie chcę innych zanudzać na blogu, chyba, że ciemną nocką 😉
jotka,
znam taki jeden UTW działający (chyba dobrze) od wielu lat. Gdybyś chciała skontaktować się z ludźmi którzy go tworzyli i mają spore doświadczenie to daj znać.
Dzień dobry,
przenoszę sznureczek z wczoraj na dzisiaj – to od Starej Żaby, Ola i Hetman (Stara Żaba pisała wczoraj).
Idę dospać.
http://alicja.homelinux.com/news/Janow_Podlaski/
Piotrze, po „Wilhelmie Tellu” Rossini komponował jednak nie tylko potrawy, ale też, w dużych ilościach, pyszne miniatury – utwory fortepianowe, kameralne, pieśni itp. – które przezwał „Grzechy starości”. Tytuły nadawał nader oryginalne, np. „Moje poranne preludium higieniczne”, „Próbka bujdy melodycznej na czarnych klawiszach w prawej ręce”, a nie brak i tematyki kulinarnej: „Siekanina romantyczna”, „Ach! zielony groszku”, „Suszone figi”, „Olej rycynowy”. Z „Grzechów starości” pochodzi też słynny „Duet kotów”:
http://www.youtube.com/watch?v=rp0D8qWyVHo&feature=related
Znam jedną studentkę UTW. To moja Ukochana akurat. Jest bardzo zadowolona z uczęszczania tam. Ale dobór wykładowców jest w Gdyni bardzo staranny.
Zgago, Andrzeju,
bardzo dziękuję za gotowość wsparcia radami ludzi doświadczonych, chętnie z nich skorzystam. Zwłaszcza, że to ja zostałam zaszczycona funkcją prezesa UTW, na razie w organizacji. Stąd to na mnie spoczywa obowiązek sensownej organizacji. Mam doświadczenia pracy na „prawdziwym” uniwersytecie, ale to jednak nie to samo.
Myslę, że dbałość o jakość życia seniorów to ważny wkład do dbania o jakość funkcjonowania całego społeczeństwa. Dziadkowie i rodzice aktywni, pełni pasji, pogodni to przecież najlepszy przykład dla młodych. A jak się samemu jest z życia zadowolonym, to i łatwiej być lepszym dla innych, mimo róznych przynaleznych wiekowi niedyspozycji. Dlatego tak bardzo mi na tym UTW zależy, mimo, że cały czas pracuję na pełen etat plus nadgodziny 🙂
jotko, z niekłamaną przyjemnością życzę powodzenia
Szkoda, że to nie była kolacja z samym Rossinim 😀
Spojrzałem na ostatnią fotkę z Janowa Podlaskiego. Pierwsza myśl: skąd w Janowie Podlaskim wielbłądy?
Ale potem obejrzałem pozostałe i już mam całopogląd.
Nie wiedziałem, że w dzisiejszych czasach jeszcze jeździ się konno w damskim siodle. Czy koń wytresowany na pomocach w dosiadzie okrakiem zrozumie amazonkę, czy też musi być „przetresowany” na damskie siodło?
A w ogóle to kocham konie i, jak mi szajba odbije, to wyciągnę z lamusa mój ekwipunek i przygadam sobie jakąś fajną klacz.
Ostatnio jeździłem na Babie. Nie śmiać się! Tak ją tu ochrzcili.
Trochę za mocno podrzucała w siodle, była płochliwa i nieposłuszna. Nawet się zżyliśmy ze sobą i wybaczyłem jej moją rozbitą brodę, przegryziony język i pokruszone zęby. Nabrałem jednak większego respektu do bab, na czym najwięcej skorzystała moja Osobista 😉
Czekamy na Jolę z obiadem. Będzie zupa z dyni, której Jola podobno nie lubi, oraz chińszczyzna.
Pani Dorotecko –
Dosc figlarne te :Grzechy starosci”. Ladne.
Echidna
Jolka juz spakowana. Usmazyla juz nalesniki. Czesc poszla do zamrazarki a dwie porcje mam na i na jutro. Teraz Jolka zaprosila mnie na ostatni wlasnorecznie przyrzadzony obiad. O godzinie 14.20 laduja Ja do autobusu a w Wiedniu czekaja z obiadem.
Marek telefonowal. Wszystko wskazuje, ze czeka go wielka kariera. O co chodzi niech napisze sam. Pogoda zalamuje sie czujac, ze Jolka wyjezdza.
Piekne pozdrowienia w dniu Swieta Narodowego Austrii
Pan Lulek
Rano nie było zdjęć, a teraz już są. 🙂
Jolinkowi – szczęśliwej podróży, a Austriakom miłego świętowania! 🙂
paOlOre, generalnie koń pod damskie siodło musi być już dobrze chodzący pod męskim, poza tym wybiera się konie zrównoważone, o regularnych chodach, chętne do współpracy. Prawą (były też siodła odwrotne) łydkę zastępuje palcat. Ola mówi, ze Hetmanowi w ogóle nie sprawia różnicy na jakim siodle jedzie a jest to stosunkowo młody koń, bo pięcioletni.
Ależ ta Ola była elegancka, prawdziwa dama!
Witam, dorwlam sie do skrzynki z bezpiecznikami i przy okazji przestawiam graty, ustytulowana jest obok termy gazowej a zastawial ja regal, po ciemku nie widzialam nic a latarki przy dziecku wiadomo, ze nigdy nie dzialaja
Hej wy tam za Wielką Kałużą…. jesteście godzinę do tyłu, czy do przodu? U nas dopiero za tydzień przestawiamy.
my ogolnie jestesmy we wszystkim do tylu
Czas blogowy jest do przodu 😀
Jak to – do tyłu? Do tyłu to ja jestem, tylko zastanawiam sie, czy 5 czy 7 godzin za wami, bo jak napisałam, u nas zmieniają czas dopiero za tydzień. Czyli i w sprawie zmiany czasu jesteśmy do tyłu, o cały tydzień 🙁
A co Ty tam w bezpiecznikach grzebiesz, Morągu?
Oświećcie mnie, co to KSR, bo dorozumiewam się, nie wiem, czy słusznie, ze UTW to Uniwersytet Trzeciego Wieku?
Na dzisiaj mam dużo roboty, ale zdaje się, ze nie chce mnie nic „najść”, więc żeby było sprawiedliwie, niczego się nie tknę. Obiad jest (pieczeń z soboty), to co się będę wysilać…
Weekend minął nam pod znakiem drobiu
o rozmiarach XXL i XL.
W sobotę do rondla została wrzucona strusina,
pokrojona jak gulasz,dusiła się i dusiła prawie
3 godziny, ” w pestkę zalana” czerwonym winem.
Przyjaciele zaproszeni na degustację uznali,
że wyszło dobrze i smakuje jak….sarnina.
Uznaliśmy,że to komplement.
W niedzielę odbyła się rewizyta .Tym razem
zasiedliśmy nad udami indyczymi. Pachniały
czosnkiem i ziołami. Smakowały,jak… uda indycze.
Ogólnie udany weekend, czekamy na kolejne 🙂
KSR to jak sądzę miał być KRS czyli Krajowy
Rejestr Sądowy, tam gdzie rejestruje się firmę,
w tym wypadku ów uniwersytet.
Aby zarejestrować firmę w KRS na ogół jedno
podejście nie wystarczy ! Trzeba sporo samozaparcia !
Alicjo, KSR w tym wypadku to Krajowy Sąd Rejestrowy.
Ola i Hertman wygladaja rewelacyjnie. Naprawde milo popatrzec na taka amazonke.
Pierwszy UTW wiele, wiele lat temu w Warszawie zakladala profesor Halina Szwarc, wspaniala kobieta ze wspanialym zyciorysem.
Sobotnie pesto co sam podlug przepisu Gospodarza zrobilem wyszlo nadzwyczaj dobrze. Tak przynajmniej reszta biesiadnikow stwierdzila a ja tez bylem dumny. Czy dokladnie proporcje zachowalem nie wiem (ale bylem wystarczajaca blisko) bo nie bylem pewien ile bazyli. Moja na oknie juz sie prawie skonczyla a w sklepach sprzedaja takie pudeleczka opakowania wiec nie widzialem jak to przelozyc na przepis. Mam zdjecie a domku to pozniej zamieszcze. Pycha byla. Poledwiczek w koncu nie robilismy bo gospodyni narobila kanapek z tatarem i zesmy podjedli tatara i grzaneczki z pesto i kazdy byl najedzony. Do tego winko (bordeaux) niedrogie a bardzo smaczne „chateau de courteillac”, 2007 i na koniec kawusia, mieszanka wedlowska przywieziona z Polski i wisniowka wlasnoreczna.
Jolka wszystkich nakarmila to znaczy ptaszory, siebie i mnie a potem, punktualnie wsiadla do autobusu i odjechala w wiedenska a potem warszawska dal. Caly tydzien byla piekna, naprawde cesarska pogoda i udalo nam sie zwiedzic niezly kawal swiata. Na dokladke znalazl sie plan Wiednia i kilka polskich ksiazek. Pan kierowca autobusu przyjal Jolke jak co najmniej ksiezniczke na zamku, potem dodal gazu i odjechali na pelnym szpanie.
Dziekuje za zyczenia z okazji Swieta Panstwowego a reszte niech sprawozdaje po powrocie do domu Jolka.
Pan Lulek
Dzień dobry Wszystkim,
Wieczorem wspomniałem, że wczoraj byłem na wycieczce. Jak to często u mnie bywa, znowu w ogrodzie. Tym razem jest to ogród – arboretum, stara posiadłość państwa Bayard Cutting, oddana jako ogólnie dostępne miejsce do zwiedzania i odpoczynku. Ogród bez utwardzonych scieżek i prostych alejek, wszytsko w nim zbliżone do natury, niewiele ludzkich ulepszeń – i to przede wszystkim jego piękno. Jest tam też stary, jak na Amerykę, dom dawnych właścicieli. Część – ogromna weranda i przyległe pokoje są dzisiaj restauracją w swoim rodzaju. Zamieszczam trzy zdjęcia stolików, niedawno była mowa na blogu, że w ładnym miejscu smakuje lepiej.
W tylnej części domu jest galeria w której prezentują i sprzedają swe prace okoliczni malarze. Czy może być lepsze połączenie – sztuki ogrodniczej, kulinarnej i malarstwa?
Kto chce, niech obejrzy.
http://picasaweb.google.pl/takrzy/ParkArboretuWOakdaleNY?authkey=Gv1sRgCLOHmMPtkO_KUA#slideshow/5396870430030825618
Zgago,
Nie przypuszczałem, że przyjmiesz to na serio, tam nawet krzty powagi nie było. Znowu coś niezręcznie napisałem. Przepraszam bardzo.
Alicjo, wprowadzajac sie do mieszkania nie pytalam sie o takie drobnostki jak bezpieczniki od pradu, sadzac, ze od takich rzeczy jest dozorca ale jak mi swiatlo siadlo i przez caly weekend potykalam sie o przedluzacze to zaczelam szukac. Oczywiscie sa w naglebszym i najciemnieszym miejscu. Przy okazji nakrylam kocia na nielegalnej choc kiedys uzywanej siusialni. Poszlam wiec do sklepu i kupilam mu przsmaki, aby kot sie „nie nerwujsia” i nie robil takich rzeczy. Potem gibajac sie na drabinie, na wysokosci 3,8 metra zawiesilam inna lampe w pokoju dziecka,coby mi ta stara nie strzelala. Wyrzucilam wiele rzeczy, ktore „maga sie przydac” do smietnika. A z samego rana poszukiwalam obiektu moich poznieszych wywiadow.
Dalo koda 111a. Czyli od poczatku. Wszystko od poczatku. Ja mam po prostu zbyt malo scian i niewielkie pokoje. Dylemat polega na tym czy wyrzucic sciane miedzy sypialniami, scian ubedzie, czy, tylko skad wziasc pieniadze, kupic maly gustowny zameczek. Tylko zeby nie straszylo i dojazd byl dobry.
Zbiera sie na deszcz bo wszyscy nakarmieni a szefowa od jadla wyleciala w sina dal.
Pan Lulek
w zameczku powinno straszyc, chocby nawet do towarzystwa, nie mowiac juz o atrakcji dla publicznosci, proponuje obskoczyc sasiedzkie zameczki na halloween
Panie Lulku ,
oczywiście że gustowny zameczek, niechby i mały! Ja mogę od czasu do czasu zjechać i postraszyć, żeby było ciekawiej – za darmo , to znaczy ewentualnie kawałek podłogi do przespania po całonocnym straszeniu. Sprawę arrasów możemu omówić też 😉
U mnie jest coraz bardziej cesarska i kolorowa, i już 11C, bezwietrznie.
Morągu,
podziwiam za wyrzucenie tego, co ewentualnie mogłoby się w nieokreślonej przyszłości przydać. Mnie ciężko przychodzą takie decyzje, ale parę dni temu zadzwonili z takiego towarzystwa, co to zbierają rzeczy całkiem dobre, ale nie wiadomo, po co to się trzyma w domu. Towarzystwo zbiera te rzeczy, potem sprzedaje w sklepie tylu „second hand”, a dochód przeznacza na jakieś organizacje charytatywne. No to się spięłam i przygotowałam dla nich pudło. Dlaczego ja mam 4 szlafroki (w tym dwa nowiutkie, nie używane), to nie wiem. Wiem, kupiłam, ale to jednak nie to, czego szukałam. Do tego dochodzi używany, ale w dobrym stanie robot kuchenny i parę innych drobiazgów, które już widzę, jak za 10 lat używam.
Pudło czeka na przyjazd ekipy zbierającej przezornie w garażu, żeby mi nie przyszło do głowy tam zaglądać i rewaluować raz podjętą decyzję.
Nowy,
pięknie. Nie muszę dodawać, ze kolory i okolicznosci przyrody jak u mnie, dzisiaj można by polatać z aparatem i takie porobić. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że już kiedyś tę posesję i ogród widziałam w jakimś programie PBS, nie pamiętam tytułu serii, ale to było o ogrodach i było w sobotnie przedpołudnia, obok programu motoryzacyjnego, kulinarnego Jeffa Smitha i Julii Child i „This old house”.
To są urocze miejsca i jak na Amerykę , prawie „starożytne”.
No i co tam, ja juz przestawilam dlasze graty i oddaje sie konsumpcji srodkow antybolowych
Zamroduję łotra…
„Picie whiskey z umiarem nie szkodzi, nawet w dużych ilościach”.
Kto to mogł powiedzieć? Nie Winston Churchill przypadkiem?
Nowy, błagam, nie przepraszaj, bo mi strasznie 😳
Niestety mam taką „słoniową” przypadłość, że czasem coś „palnę”, bez złych intencji, ale też bez myślenia, że ktoś może się poczuć urażony. Dlatego wpadłam w panikę, że „znów to samo”. A rzeczywiście pomyślałam, że Jerzor pyta w żartach, bo przecież pisałam; poza polskim znam tylko kilkanaście słów po niemiecku a w żadnym innym ni du, du. 😉 Totalne beztalencie językowe 🙁
Nadrabiają za to moje dzieci, stąd słowniczek angielsko-polski i odwrotnie, słowniki francusko-polskie i odwrotnie, no i niemiecko-polskie i odwrotnie. A jak dobrze pogmerać, to może jeszcze się uchowały słowniki ; flamandzki i węgierski 😆
Nowy, jeśli chodzi o zdjęcia, to chciałabym posiedzieć na ławeczce ze zdjęcia nr 6. Oglądając zdjęcie 14 pomyślałam, że drzewa przeglądające się w wodzie, muszą być zachwycone swoim wyglądem. A taki kącik (zdj.23), to mi się od wieków marzy.
Morągu, gratuluję samozaparcia w pozbywaniu się rzeczy, które „mogą się przydać”. Ja byłam „zmuszona” do tego w momencie, gdy mi dzieci przybyło, tzn. 2 „osobistych”. Jak przyjeżdżali wszyscy, to trzeba było zrobić miejsce w szafach. Nawet nie to mnie „dołowało”, że mam się pozbyć tylu dobrych w gatunku ciuchów ile to, że tak wielką ich ilość … się już nie mieszczę 😥
Brak telefonów znaczy nie jest zle. Bialy rum Bacardi pije sie jak wode mineralna. Tylko trzeba sie przyzwyczaic, tak jak do nietoperzy.
Lekko wieczorowy
Pan Lulek
A jak sie pije wode mineralna?
Czytałam, że małymi łykami 🙂
Alicjo, jak „wgooglowałam” (?) ten cytat, to mi wyskoczyła m.in. strona, na której były porady, jak pić z umiarem, nawet w dużych ilościach, tyle że była mowa ogólnie o alkoholu. Wynikało z tego, że jeśli nie pije się na czczo, ani w upalny dzień, cały czas jedząc i nie będąc w stresie, można wypić dużo a nie jest się mówiąc prosto: ubzdryngolonym. Ot i tyle.
A swoją drogą, ten cytat bardzo by do W.Churchill ‚ a pasował. 😀
znalam tagiego pana, ktory twierdzil „nie pilem alkoholu, musialem cos tylko zamowic do sledzika, zeby sie nie struc”
…a nie butelkami?
No to teraz wiem dlaczego sie nie upijam
O, czyli jest coś na rzeczy. I Nobla dostał, Churchill (nie czytałam), a bez szklaneczki whiskey in the jar (no dobra, w szklaneczce!) dnia pono nie rozpoczynał. Ja bym taka radykalna nie była, jestem winna.
Morągu,
do śledzika zamawia się kieliszeczek białej zmrożonej, no i jak trzeba, to chyba trza? 🙄
W domach spokojnej starości tutaj przynosi się mieszkańcom kieliszeczek czegoś ulubionego na noc, żeby im sie dobrze zasypiało, a niektórzy życza sobie, żeby i rano, dla wzmożenia krążenia krwi.
„…i wespół w zespół, wespół w zespół,
by żądz moc móc wzmóc ” 😉
o rany zanosi sie na jakies podejzane cwiczenia gimnastyczne
Ja tam się upijam czasami – wypadki przy pracy się zdarzają 🙄
Kierowcę i opiekuna mam, towarzyskie miłe obowiązki chętnie podejmuję, a z tym się wiąże ryzyk-fizyk 😉
Są ludzie, którym *syndrom dnia następnego* przychodzi względnie bezboleśnie. Ktoś tu kiedyś napisał, że największy katzenjammer jest po winie.
Ja uważam, że najwiekszy katzenjammer jest po dużej ilosci różnych trunków wypitych w niekoniecznie dobrym towarzystwie, a i jadło takie sobie.
Można pic cały dzień, przy jedzeniu, w towarzystwie nam pasujacym i różnym innym oddając się działalnościom, i… i idziemy spać trzezwi, jak dzwonko śledzia pod kieliszeczek.
No, może nie tak całkiem trzezwi, ale zadowoleni!
Takie ciekawe tematy a ja nic o tym nie wiem?!
Morągu, ja jestem gotowa kontynuować „ćwiczenia gimnastyczne”, około 18,oo wróciłam z gimnastyki i o dziwo, nic mnie nie boli 😯 Stąd wiem, że mogę dalej się pogimnastykować 😆
Alicja chyba mowila o jakiejs gimnastyce grupowej, wirtualnie bedzie to raczej trudne do wykonania
Tutaj tez odbywly sie zapasy, a klaki fruwaly. Male niewiniatko spuscilo super manto groznej, wiekszej do niego i starszej kroliczce
Ja o gimnastyce?! 😯
A w życiu… jeszcze się taki nie narodził, co by mnie zagnał do gimnastyki, i to jeszcze grupowej 🙄
Jeśli już, to ewentualnie we dwoje 😉
Morąg, bo to pewnikiem król „staromodny”. Ale, że króliczka pozwoliła sobie spuścić manto ? Naucz ją (w wolnej chwili) samoobrony 😉
A zapomniałam zapytać, co słychać z pchłą szachrajką ?
Gimnastyka dobra sprawa. O ile ktoś ma czas i bardzo mu się nudzi 🙂
z pchla szachrajka moze sie pozegnalam, kroliki byly wysadzone w niedziele przed poludniem na balkon, koty na podworko, gdyz na szczescie nie uciekaja, my do parku a na srodku mieszkania stala taka butelka z areozolem, ktora sie naciska i wtedy przez jakies pol godziny wychodzi z nich srodek trujacy pchly, okna maja byc zamkniete, zakaz przebywania w domu przez przynajmniej 2 godz. a potem wietrzyc, moze sie udalo choc te szachrajki mieszkaja raczej w futerkach delikwentow, zobaczymy, kiedys jako dziecko musialam na wakacjach wyczesywac i nawet „iskac” kota, to bylo zajecie
mnie sie raczej na drabinach nie nudzi, tylko te drabiny mnie nudza
empress…
toteż mówię…, o tej gimnastyce 😉
Alicjo! no i jak Cię nie podziwiac!? (A propos gimnastyki) nie mogę jednak robic tego zbyt żywiołowo bo znowu Piotr sprowadzi mnie do parteru…
Kod ccc1!!! Gospodarz cichutko co lepsze kody zawija w sreberka. Ciiii…
Alicjo, Zgago,
Dziękuję za miłe słowa.
Ten kącik na 23 zdjęciu, o ktorym marzysz Zgago, to właśnie restauracja (zdjęcie 22, 23, 24), chociaż na to nie wygląda. Mnie też się podoba, oprócz tego że nie jestem entuzjastą szklanego przykrycia stolików, ale to szczegół.
Kochani ! Znalazłam !!! Pamiętacie, jak Wam się wprosiłam, to mówiłam o audycji, w której Gospodarz tak pięknie o Was wszystkich opowiadał (wcale się nie pomylił). Potem (chyba yyc, ale nie jestem pewna) napisał, że tej audycji nie ma w archiwum a ja znalazłam 😆 Przesłuchałam ich chyba z 10 zanim „wpadłam” na tę właściwą, bo niestety nie ma dat.
Podaję link : http://www.tok.fm/TOKFM/0,89519.html
Nie wiem tylko (ćwok), czy jest to link do archiwum, czy już do tej audycji, która ma tytuł : „O zawodzie restauratora” – ale ponad połowa jest o Was.
Gospodarz się w niczym nie pomylił – jesteście wszyscy cudowni !!!!!!!
Nowy, mnie ten kącik bardziej przypominał fragment biblioteki. Mój wujek miał w swoim domu ogromny pokój z oszkloną werandą, gdzie stało tylko biurko, krzesło, w kącie stolik z lampą i fotel a wszystkie ściany (wysokie na co najmniej 3 metry), były zabudowane przeszklonymi regałami pełniusieńkimi książek, albumów i starych roczników pism. Ja dostałam od Niego np. oprawiony rocznik Tygodnika Ilustrowanego z 1903 roku ! I jeszcze przepięknie wydany „Wien im zeitalter Kaiser Franz Josephs I.” z 1908 roku, w którym są fotografie ówczesnego Wiednia i rysunek balu z wymienionymi wszystkimi osobami na rysunku – polskich nazwisk sporo.
No i jeszcze dostałam album „Polska na morzu” (1935r) z pięknymi zdjęciami, jak rosła Gdynia. Byłam wtedy strasznie smarkata (10 lat) ale tak mnie zauroczyła ta biblioteka, że mi się do dziś marzy 😀
Zgago, dzieki, ze to znalazlas, swietna opowiesc, a co wyszlo z reportazu o zjezdzie czy mozna go gdzies przeczytac?
Kupuję „Politykę” co tydzień ale niestety nie zauważyłam reportażu ze zjazdu, chyba, że właśnie tej „Polityki” nie dostałam, we wrześniu bo prowadzącego kiosk, zastąpiła jego kuzynka. On mi zawsze zostawiał, ale zapomniał kuzynce o tym powiedzieć i straszliwie się kajał. Dlatego podejrzewam, że to może być akurat ten numer. „Politykę” czytam „od dechy, do dechy” dlatego nie wierzę abym akurat ten reportaż pominęła. Posłuchałaś ? Powiedz, czy Gospodarz nie mówił o Was pięknie ? Wszyscy możecie być dumni. Bo w niczym nie koloryzował a radość i dumę z Was słychać aż nadto doskonale. 😀
Zgago, dziękuję 🙂
Morąg, jeszcze go nie było, może w tym tygodniu?
Morfeusz na mnie zerka, więc życzę Wszystkim dobrej nocki i wspaniałych snów 😆
Zgago z przyjemnoascia posluchalem audycji a i innych wyslucham jak bedzie czas. To chyba nie ja o tej audycji pisalem bo nie wiedzialem, ze one w ogole istnieja i ze bylo o zjezdzie. Moze byla jakas dyskusja jak bylem w Polsce i przegapilem bo nie zagladalem codziennie do bloga wtedy. Ciekawe czy sa w internecie te poranne audycje Gospodarza z TV
Zgago,
Dzięki wielkie za link. Na Blogu już się obijało kilkakrotnie, że Gospodarz wystepuje w takiej audycji, ale nikt nie podał namiarów.
„Polska na morzu” z 1935 roku była i w naszej bibliotece, jednak najstarszy brat już dawno ją „wycyganił” od śp. Ojca i zmieniła bibliotekę 🙁 , ale zdjęcia, przynajmniej część, pamiętam. Ksiązka w formacie + – A4, duży album.
Nie było reportażu – Barbara Pietkiewicz miała go napisać, a jak mówił Gospodarz, „Basia pisze powoli, ale smakowicie”. Bardzo być może, że materiał nie wystarczył na smakowity reportaż 😉
A mnie karta dzwiękowa padła (chyba) i nie mogę odsłuchać, no zaraz mnie poniesie… idę zajrzeć do skrzynki…
O! Ja wreszcie wysłuchalam ten reportaż (nawet tam było o Alicji z Kingston !)
Gospodarzu, nieprawda, ja też od samiuśkiego początku występuję pod swoim imieniem i nazwiskiem – może dlatego, że nikogo się nie boję, choćby niedzwiedz, to dostoję 😉
O masz 👿 !
Słowem nie wspomniał Gospodarz (Piotrek, a jak!) w audycji, że oprócz blogu „Polityki” mamy przecież własny serwis internetowy na serwerze Alicji!!!
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/
O, z nieba to nie spadło, ktoś nad tym pracuje! (ja tylko zbieram do kupy 😉 )