Patelnia też jest okrągła a lepsza niż piłka
Nieodżałowany trener piłkarski Kazimierz Górski mawiał: „Piłka jest okrągła…” i doturlał drużynę do wielu sukcesów. A dziś?
Patelnia też jest okrągła a jej mistrzowie osiągają sukcesy na miarę „Orłów Górskiego”.
Był taki finał.
Mogłem w tej wspaniałej imprezie uczestniczyć. I to jako członek międzynarodowego jury, w którym zasiadali wybitni mistrzowie kuchni. A oceniali młodych polskich adeptów sztuki kulinarnej. Powaliła mnie jednak gorączka i jury obradowało w uszczuplonym składzie. Żałuję bardzo i mam nadzieję, że za rok utrzymam się w tym czasie w pełnym zdrowiu. Co obiecuję głównemu organizatorowi czyli Grzegorzowi Kazubskiemu.
A cóż to była za impreza, że tak nad nią się roztkliwiam? Pod hasłem „Zgotuj sobie sukces” występowali uczniowie szkół gastronomicznych z całej Polski. Do finału doszła garstka najlepszych z nich.
16 października br. odbyły się finały konkursu kulinarnego zorganizowanego przez MAKRO Centrum HoReCa i Ogólnopolskie Stowarzyszenie Szefów Kuchni i Cukierni. Zwycięskie zespoły zasilą szeregi Polskiej Młodzieżowej Reprezentacji Kucharzy, która będzie reprezentowała nasz kraj na Olimpiadzie Kulinarnej w Luksemburgu w 2010r. A to licząca się w świecie impreza.
W dniu finału dwanaście zespołów młodych kucharzy z całej Polski zmierzyło się z zadaniem przygotowania przystawki oraz dania głównego z produktów, których wcześniej nie znali. Uczestnicy konkursu otrzymali od międzynarodowego jury pudła, w których znalazły się: stek z łososia i halibuta, pomidory w puszce, sos, mleko sojowe, por, limonka, czosnek, szalotka oraz sklarowane masło. Zadaniem zespołów było przygotowanie w ciągu półtorej godziny 6 przystawek i 6 dań głównych z tych właśnie składników. Konkursowe dania zostały następnie ocenione przez członków jury zarówno pod względem wizualnym jak i smakowym. Fantazja i doświadczenie młodych kucharzy zaowocowało takimi smakołykami, jak sewiche z halibuta, sushi maki czy stek butterfly z łososia.
Kurt Scheller, Honorowy Prezes OSSKIC, członek Jury o konkursie ?Zgotuj Sobie Sukces? powiedział: Bardzo wysoko oceniam przygotowanie uczestników do konkursu. Byłem zaskoczony dużym zainteresowaniem tym wydarzeniem, które przejawili młodzi adepci sztuki kulinarnej. Aż osiemdziesiąt szkół zgłosiło się do udziału, z czego dwadzieścia cztery weszły do półfinału. W mojej opinii oznacza to, że polscy młodzi kucharze mają niesamowitą wolę walki o sukces.
Radość zwyciężców – zespół z Wrocławia
A oto lista zwycięzców pierwszej edycji konkursu:
1 miejsce 10 000zł
Zespół Szkół Gastronomicznych z Wrocławia: Krystian Skwierz i Agata Nicpoń, pod kierunkiem Lidii Zaleskiej
2 miejsce 7 000zł
WSTIH z Gdańska: Krzysztof Stempowski i Adam Aladyn Szehidewicz, pod kierunkiem Danuty Wójcik
3 miejsce 5 000zł
Zespół Szkół Gastronomicznych z Piły: Daniel Sawiński i Joanna Ludwikowska, pod kierunkiem Janiny Kubiak.
Gratulacje. I mam nadzieję, że w przyszłym roku w Luksemburgu nie będzie gorzej. A ja w kolejnej edycji konkursu będę miał okazję do własnej oceny dań przyrządzonych przez następnych młodych, zdolnych kucharzy.
Komentarze
Gratulacje dla młodych ludzi. Ciekawe, gdzie laureaci II miejsca będa pracować po skończeniu szkoły. Może warto tam będzie pójść na obiad.
Przyłączam się do gratulacji.
Alicjo,
z czystym sumieniem polecam Ci całą, dotychczas wydaną serię kryminałów Polityki na lato. Czytałam z nie mniejszą przyjemnością niż „Białą lwicę”. „Piąta kobieta” to kryminał tegoż autora, którego akcja również rozgrywa się w Szwecji i RPA. Polityka jej na razie nie wydała. Byc moze zrobi to w przyszłym roku. Miłego dnia.
Przeleciałem wczorajsze i zamiast 635 recept na obiady znalazłem 1270 recept na wychowanie dzieci. Mądrzy ludzie dużo pisza na ten temat od lat i wymyslają różne dziwne teorie, jak np. pogląd, że najlepsze jest wychowanie bezstresowe.
Każdy ma trochę racji, bo każdy ma trochę inne dzieci. Im więcej dzieci się ma, tym lepiej widać, jak bardzo trzeba metody wychowawcze indywidualizować. Ale metody wychowawcze dotyczą szczegółów. Rację ma Nemo, że kto nie wyniósł czegoś z domu, ten raczej nie przekaże tego swoim dzieciom. Najwięcej dzieci biorą z przykładu rodziców. Mnie jeszcze czegos uczylli wychowawczo w szkole. I nawet w szkole komunistycznej wielu nauczycieli było w stanie dzieciom wychowawczo przekazać. Tylko nie nakazami, a właśnie przykładem i zasłużonym autorytetem.
Teraz szkoła praktycznie nie ma prawa wychowywać. Ale nadal dobry przykład nauczyciela, który posiada zasłużony autorytet, może zdziałać dużo. Tylko jak mało jest nauczycieli takim autorytetem obdarzonych. Niech sie nie obrażają ci, którzy się nim cieszą. Nie przeczę, że tacy są. Tylko jest ich za mało.
Nemo się dziwi, że kościół nie ma wpływu na wychowanie. A mnie to nie dziwi. Cały system katechezy w Polsce jest postawiony na głowie. Teoretycznie powinien polegać na umożliwieniu dzieciom poznania wiary rodziców. Na ogół służy wzbudzaniu pobożności, co bez przekazania odpowiedniej wiedzy jest jałowe, puste i z góry skazane na niepowodzenie.
Przygotowanie do I Komunii. Za moich czasów w nieskończoność wałkowano warunki dobrej spowiedzi, a przede wszystkim rachunku sumienia. Teraz wałkuje się, jak się trzeba ustawiać, żeby ładnie wyglądało, a uroczystość świetnie wypadła. Być może nie wszędzie tak to wygląda, ale z moich obserwacji wynika, że bardzo często.
Pomarudziłem trochę, ale taka będzie przyszłość kraju, jakie dzieci wychowanie. Celowo trochę przekręciłem Staszica z różnych względów, chociaż ponoć red. Janke nieco przejrzał na oczy.
Takie małe uzupełnienie jeszcze. Katecheza powinna polegać na przyswajaniu prawd wiary i na ich tłumaczeniu. Ale na pierwszym miejscu w kółko powinno się wpajać główne przykazanie czyli przykazanie miłości. Jak się wpoi miłość do ludzi, wpajanie pobożności będzie zbędne. A bardzo często katecheci zamiast miłości wpajają nienawiść. Nienawiść do złych partii politycznych, nienawiść do przeciwników Radia Maryja itd. I nie mówcie, że jestem antyklerykalny. Bardzo szanuję dobrych księży, których jest mnóstwo. Ale bardzo widoczna łyżka dziegciu psuje zbyt wiele.
Może niepotrzebnie tak marudzę, ale niskie ciśnienie albo inne okoliczności atmosferyczne sprawiły, że wczoraj tak powazny ton zagościł tutaj, a ja to przeczytałem i nie mogłem się oprzeć pokusie wymądrzania.
Stanisławie, wczoraj chyba faktycznie dzień był taki, bo podobny temat został poruszony w innym miejscu, gdzie się udzielam, ale tam, z racji chyba ogólnie niższego poziomu i moralnego i intelektualnego dyskutantów skończyło się jatką i obrażeniem się osoby, która uznała, że przedstawienie poglądów przeciwnych to atak ad personam. Smutne. Jako i dzień dzisiejszy szarawe.
Pyra s9ę dzisiaj wymądrzać nie będzie. Domowe przygody wyssały ze mnie wszystkie siły i żadni behawioryści, żadni hermeneutycy mnie dzisiaj nie ruszą. Pies się wylał na jaśniutką wykładzinę w przedpokoju. Był na spacerze późnym wieczorem, położył się normalnie spać i nie przyszedł mnie obudzić, że chce wyjść; wstałam rano, a pod drzwiami wejściowymi wielka, ciemna płama. Było mycie wykładziny, a nie mo0głam w Leny zpasach znaleźć żadnego płynu czy proszku do dywanów, w efekcie użyłam płynu do prania wełny, co oczywiście skutkowało nieustannym płukaniem szmaty z mydlin. Klęknąć mi trudno, bo te rozbite w dniu przyjazdu kolana bolą, szmat mi ustawicznie spadał z długiej szczotki – 1,5 m kwadratowego myłam ponad pół godziny. I rtak dobrze, że nie w korytarzu, bo do mycia miałabym 5 m bieżących. Rozrywka na 24 fajerki. Dobra, idę zrobić kawę i za 10 minut wracam.
Młodym mistrzom rondla i patelni oczywiście gratulacje i oby tak dalej.
Witam wszystkich w tym typowo jesiennym dniu ! Życzę samych sukcesów – oczywiście kulinarnych 😉
Gospodarzu, zgadzam się z tytułem w 100%. Pożytek z niej jest tysiąckrotnie lepszy i smaczniejszy niż z piłki nożnej.
Czy któreś z Was wie, co się dzieje z Żabą ? Tak długo milczy. Mam nadzieję, że to tylko sławetna awaria prądu.
strasznie mnie ciekawi, jak studenci przygotowali sushi maki bez ryżu. czymś go musieli zastąpić, a przecież nie szalotką?
Dobry kucharz ma zawsze coś na podorędziu albo w kieszeni fartucha, tu pewnie użył maku 😉
Gorsza sprawa, że pomidory udały się w puszcze i pewnie długo szukali 🙄 Na pustyni byłoby łatwiej…
Stanisławie,
moje zdziwienie było retoryczne. Sam wiesz, że aby przekazać miłość do ludzi, trzeba ją odczuwać samemu 😎
Witaj, katasiu 🙂
Nie wiem, czy jesteś nowa, bo nie przeczytałam jeszcze wakacyjnych zaległości, ale wejście miałaś dobre 😉
Dziś deszczowo i świat jak w wacie, ja też 🙄
Oj tak, Nemo, oj tak.
Wsadziłam jeszcze tutaj łeb, bo moja psiapsiółka od 40 minut przedziera się przez korki 🙁 i nie umie się przedrzeć 😉
Kiedyś żałowałam, że nie mam samochodu a teraz jestem szczęśliwa, że go nie mam 😀
Witaj Katasiu_K i rozgość się przy stole. Ryż był taką oczywistością, że go nie wymieniono na liście produktów. A gdyby nawet nie, to dziś w świecie wirtualnym wystarcza tylko wyobraźnia. Gorzej jest gdy dochodzi do prób smakowych. Kubeczki nie dają się omamić.
i ryż był tyż 😉
Wczoraj wieczorem byłam bardzo pracowita. Umyłam i wypolerowałam kilogram sycylijskich mandarynek, następnie nożykiem do skórek ostrugałam je dookoła, a potem obrałam z resztek skóry i pokroiłam miąższ w cienkie plasterki. Z tego miąższu, wiórków ze skórek, soku z cytryny, troszkę wody i pół kilo cukru ugotowałam prawdziwą sycylijską marmellata di clementine. Ma kolor i zapach mandarynek oraz lekko gorzkawy smak. Zrobię jeszcze taką z pomarańczy. Są już żółte, ale kwaśne jak cytryny. Dojrzewają dopiero w grudniu, ale tyle nie mogłam tam czekać 🙄 Mają za to bardzo cienką skórkę i nie są niczym pryskane.
Może nie było ryżu ale był np. owies. W Paryżu nie zrobią z owsa ryżu, ale w Polsce pewnie tak. A szczerze to tak sobie właśnie wytłumaczyłem, że takie produkty jak ryż, mąka, pietruszka, koperek, sól, cukier musiały być poza pudłami dostępne. Zafrapował mnie tylko sos. Czy był to sos uniwersalny, czy może zestaw sosów Knorra do szybkiego zrobienia. Czy może tylko wywar jako podstawa szybkiego zrobienia prawdziwego sosu.
Z Knorrem to był żart oczywiście, choć przyznam bez bicia, że zdarzało nam się i z tego ułatwienia korzystać, głównie na kempingach.
Sos może sojowy
Stek butterfly z łososia?
Hech, takie rzeczy przed obiadem i bez śniadania 😯
Idę gotować.
Butterfly może być. Masło sklarowane dostali. Jak nim chlapną, będzie butterfly. Też mi sojowy przychodził do głowy, ale pewności brak. A z tą miłością, Nemo, masz oczywiście rację.
Butterfly = masło + mucha 😉
Przeżywam katusze. Moje ukochane dziecko ma teraz 17 lat
i w czasie wakacji zakochało się szaleńczo, na zawsze i do
końca świata !
On jest Francuzem ( skąd jej się to wzięło 😉 ) i mieszka
w swoim pięknym kraju. Już raz odwiedził nas w Warszawie
(no dobra, nie nas tylko swoją Ukochaną) Gadają przez
skypa nieustająco. Problem w tym, że muszą się też uczyć.
Moja dziecina nie bardzo może się w tej sytuacji skupić i
nazbierała już sporo fatalnych ocen. Przestała się jej
podobać szkoła, jej klasa i albo popada w skrajną rozpacz,
bo ona-Ala jest beznadziejna, szkoła jest beznadziejna,
nauczyciele są koszmarni itd albo śpiewa z radości,
bo ON jest taki cudowny !
Co wieczór prowadzimy długie rozmowy, że szkoły
zmieniać nie będziemy, bo niewiele to zmieni, po prostu
trzeba się uczyć. Tłumaczę jej, że nie jest beznadziejna,
bo gdyby taka była to ON by się w niej nie zakochał
szaleńczo, na zawsze i do końca świata.
Poza tym w ubiegłym roku, jak się uczyła to oceny miała
inne i szkoła oraz klasa jej się podobały.
I tak sobie gadamy i ….zobaczymy co z tego wyniknie.
Wspominam z rozrzewnieniem czasy, kiedy była w przedszkolu
i wszystko było takie miłe i radosne. Albo niech już dorośnie,
wyfrunie z domu i będziemy to mieli z głowy.
Słuchajcie, wiem, że ta sytuacja to nic nadzwyczajnego, ale
po prostu przeżywamy obie to jej emocjonalne rozchwianie.
Tatulek już dawno się wyłączył i kazał wziąć się do roboty.
A że wczoraj wieczorem było wychowaniu, chociaż w trochę
innym kontekście, to pewnie stąd moja dzisiejsza opowieść.
I ta jesień deszczowa jeszcze do tego….
A Pyra miała wrócić po 10 minutach i z tą kawą gdzieś
przepadła ! Może dzwoni do Żaby ?
Hm…
W tej powodzi żartów sam już nie wiem czy mam wyjaśniać…
A niech tam – kiedyś tu tłumaczyłem jak ja kroję łososia do smażenia. Podobnie krojony schab nazywają tu „kotlet motyl”. I tu jak grom z jasnego nieba ten „stek butterfly z łososia”.
P.S.
Surowego łososia nie należy fotografować na niebieskim tle.
Świerzbią mnie klawisze żeby wdać się w ciąg dalszy wczorajszej dysputy. Świerzbieniu mówię jednak stanowcze nie i bedę pisać o blogu. Z taką potrzeba noszę się juz od pewnego czasu i ciągle watki bieżące mnie odciagaja od tych zamiarów. Wczoraj wywołana do tablicy przez Pyre, nie mogłam nie okazać posłuszeństwa.
Panie Piotrze, Szanowny Gospodarzu,
chyle czoła, gratuluję i dziękuję 🙂
Na ten blog trafiłam niecałe dwa miesiące temu zupełnie przypadkowo. Najpierw przygladałam się ze zdziwieniem: po co tak pisać w kółko o jedzeniu? Potem zaczęło mi się coraz bardziej podobać. Atmosfera przede wszystkim. I zapukałam niesmiało. Przyznałam się bez bicia, że ja felietonów o sztuce kulinarnej to raczej: nie.
Dlaczego nie? I to jest dłuzsza historia.
Dziewczęciem będąc nie byłam dopuszczana do kuchni bo „mamusia wszysto lepiej i szybciej”. W młodości górnej i chmurnej „poszłam” w młodopolszczyznę. Przybyszewskim karmiona, wszelkie rozmowy o sprawach tak przyziemnych, jak gotowanie uważałam za przejaw filisterstwa i drobnomieszczaństwa. Kwestia jedzenia pojawiała się co najwyżej przy okazji „przerabiania zjadaczy chleba w anioły”.
A potem małżeństwo, rodzina i … i nie dało się wykarmić piersią, niestety. Do garów marsz! Nie, nie zmyslam, gotowałam i płakałam. Nie umiałam nic. Na szczęście umiałam czytać i zawsze byłam ambitna, wysoko ustawiałam poprzeczkę. Toteż moja rodzina musiała być karmiona dobrze. Nakupiłam książek kucharskich, gotowałam i zbierałam bardzo pozytywne recenzje. Ale żebym to lubiała! Co to, to nie! Odrabiałam pańszczyznę.
A potem końcówka lat siedemdziesiątych i lata osiemdziesiąte. Kto mnieszkał wtedy w Polsce ten wie, jak wygladały sklepy.
Mielismy tak zwany ogródek pracowniczy albo jak kto woli działkę. Tam uprawialiśmy wszystko co sie dało zjeść i zaprawić. Od czerwca do grudnia zaprawiałam na okragło. Dwoje dzieci, w tym dorastający chłopiec. Oczywiście praca zawodowa. Polowanie na ciągle za małe i podarte ubrania, nie mówiąc o innych dobrach.
W małej piwniczce w bloku miałam co roku kompoty na każdy dzień. Na każdy dzień jarzyna. Dzemy, grzybki i inne marynaty. Jednym słowem zaprawiałam wszystko poza ziemniakami. Warzywa oprócz przetworzonych trzymałam też świeże w piasku. Czega ja nie miałam? Suszonego, kiszonego, smazonego, etc.. Odczuwałam, nie będę udawać, dumę z własnej zaradności, ale przyjemnoscią to nie było!
W międzyczasie zmienił się mój stosunek to samej kwestii żywienie. Przestałam je uważać za zło konieczne. Zainspirowana holistycznymi teoriami, na serio potraktowałam stwierdzenie, że „jesteśmy tym co jemy”. Przykładałam się do kwestii odżywiania rodziny, ale była to tylko i wyłącznie kwestia zdrowo rozsądkowa.
Kiedy sklepy się zapełniły, moja reka nie dotknęła więcej żadnego słoika celem napełnienia go czyms do zaprawy. Czułam się, jak wypuszczony na wolność niewolnik.
W tamtym roku, tak sama z siebie zainteresowałam się robieniem nalewek. Nie robiłam ich w tamtych latach przymusu przetwórczego. I bardzo mi się to spodobało. Znajduję w tym prawdziwą przyjemność.
W swoim nowym domu na wsi mam stumetrową piwnicę. Przygotowane jest w niej pomieszczenie pod saunę, której ciągle nie ma. Ale w tej wielkiej piwnicy nie ma miejsca wydzielonego na spiżarnię. Po prostu nie ma.
Kiedy zaczęłam czytać ten blog zobaczyłam, że zarówno Gospodarz, jak i Goście piszą o przygotowywaniu jedzenia, przetwarzaniu z prawdziwą przyjemnością. Ba, teksty Gospodarza są naprawdę bardzo ciekawe! Czyli mozna o gotowaniu w sposób interesujęcy. Tyle ciekawych rzeczy mozna się dowiedzieć a przy okazji świetnie bawić. To było i nadal jest dla mnie nowe i niezwykłe doświadczenie.
Dziękuję wszystkim tym, którzy ten blog tworzą 🙂 🙂 🙂
A teraz puenta! Zaczynam się zastanawiać nad tym, jak przearanżować piwnice żeby było tez miejsce na spiżarnię a niej półki pod przyszłe przetwory!!!
jotka,
Nie zapomnij o piwniczce na wino. Nie musi być duża – tak na 200 – 300 butelek. Na drzwiach do piwniczki napis: „Zachowaj ciszę, wino śpi”
Acha to,żeby było kulinarnie,to o moim dziecku jeszcze
powiem,że w ramach powyżej opisanej sytuacji albo
ma wilczy apetyt i pochłania każde ilości jedzenia albo
mówi,że nie głodna
Andrzej
🙂 🙂 🙂
Danuśko,
nie ma innej rady, trzeba to przeczekać! Czy bedziesz miała spokój, jak dorosnie i „wyjdzie” z domu? Śmiem wątpić, wiesz: małe dzieci, mały kłopot … Niemniej trzymam kciuki. Luz i spijanie miodów to dopiero przy wnukach 🙂
Jotko – oczywiście, przeczekam.
A co do tych podziękowań,to sobie też podziękuj.
Z przyjemnością czytałam m.in. Twoje wczorajsze
wypowiedzi.
Jak juz urządzisz piwniczkę, pamiętaj, żeby temperatura była dobra (8 stopni może być dobrze i 14, byle w ciągu roku mało się wahało. I żeby nie było ani za sucho ani zbyt wilgotno. Jak za sucho, korki moga zacząć przepuszczać i wino nie tylko się obudzi, ale jeszcze do tego pójdzie sobie gdziesik. Jak zbyt wilgotno, korki moga spleśnieć).
A jak już bedziesz miała 300 butelek, pamiętaj o rotacji, bo butelki ponad 5 lat nie powinny w piwnicy domowej leżakować. Potem najlepsze wino zacznie się psuć. Żeby się nie psuło trzeba korki wymieniać co 5 lat i wymieniać górną ociupinkę wina na to samo w najlepszej kondycji. Można tak tylko u producenta albo w wielkiej dobrej restauracji, która będzie do takich zabiegów przygotowana.
Konkluzja: Jak już będziesz miała 300 butelek i problemy z rotacją, to my wszyscy od tego stołu chętnie pomożemy w pozbyciu się butelek, które już dłużej mogą nie wytrzymać leżakowania.
Danuśka,
skąd ja to znam 🙄
Aszyszu,
fajnie, że się dałeś podpuścić z tym motylkiem 😉 Co do piwnicy – absolutna racja 😎
Jotko,
najpierw sauna, potem półka na przetwory. Przetwarzając pamiętaj o przyszłym zużyciu zapasów. Nie ma bardziej deprymującego widoku, jak rzędy zakurzonych słoików z kompotami, których nikt nie chce 🙁 Ja ten widok mam utrwalony jeszcze z dzieciństwa i staram się robić tylko to, na co jest popyt. Pomidory – na sos, owoce – konfitury i mrożonki, fasolka – mrożona, mięso – mrożonki i pasztet w słoikach, grzyby – suszone i mrożone.
Nalewki? Tylko, jeśli są amatorzy. Dobrowolni, co się napraszają. Obawiam się bywać w domach, gdzie gospodyni (niepijąca 😯 ) odkryła pasję do nalewek, wytwarza przeróżne, testuje na gościach i oczekuje wyrazów zachwytu. Szczególnie przy „zdrowych” ziołowych na spirytusie, gorzkich i mocnych, że strach 😯
Danyśko, takie problemy mają wszyscy rodzice, nie przejmuj się. Córeczka przejdzie przez to lepiej albo gorzej, ale nic na to nie poradzisz. A jak przejdzie nawet gorzej, kto wie, czy w całym rozkładzie życiowym nie wyjdzie to na dobre. Nasza córeczka tez wzdycha do Francuza, który woli los samotnika i za najbliższą kobietę mamusie. Ale staramy się nie dramatyzować. Prawie nigdy nie przebiega to tak, jak sobie wymarzymy.
A jak przebiega w sposób wymarzony, to dopiero potem są kłopoty.
Witam Szanownych Blogowiczów i Gospodarza,
w biurze zimno, do tego awaria wody i tylko brakuje, żeby prąd wysiadł. Nawet klienci nie dzwonią. Ja po gripexach i innych paskudztwach jeszcze jakoś się trzymam, ale chyba w poniedziałek urządzę strajk chorobowy.
Jutro kapuśniak – Chudy w Krakowie usiłuje kontynuować przerwane studia, więc mogę w końcu ugotować gęstą zupę, bo wyżej wymieniony z zup toleruje tylko rosół, pomidorową i pieczarkową, reszty nie lubi, ewentualnie może być czerwony barszczyk albo cebulowa.
Ja moje umiejętności kulinarne wykształciłam podczas wyjazdów pod namiot ze zgrają znajomych, głównie płci męskiej i moim młodszym bratkiem. W domu, podobnie jak jotkę, mama mnie raczej z kuchni goniła (kuchnia w bloku z lat osiemdziesiątych jest zdecydowanie za mała jak na dwie osoby, w tym jedną z ADHD).
Tak więc trenowałam gotowanie na żołądkach chłopaków. Nikt nie umarł, acz zupa na dwanaście osób na dwóch kostkach rosołowych, kradzionych z pola warzywach, grzybach i z makaronem bez jajek wałkowanym masztem od namiotu na pudle gitary kolegi przeszła do legendy.
Przyznam się, że czasem z lenistwa sięgam po gotowiznę, ale częściej sama gotuję.
Pozdrawiam,
Hiena
Sorry, skłamałam, ale „niechcący” 🙁 Dotarło do mnie, że z tymi nalewkami to wcale nie było tak „samo z siebie”. Odwiedzilismy znajomego, który miał wszystkie mozliwe odmiany nalewek. Tak mnie zauroczyła ta różnorodność kolorów i smaków – kosztowanie po naparsteczku – pasja z jaką opowiadał o robieniu nalewek. Pieczołowitość w doborze butelek, specjalne autorskie etykiety. I to mnie zainspirowało 🙂
Zawsze mówię, że nasz blog jest dobry na wszystko (jak to było z piosenką Przybory? – na stopę za niską, na inną nieładną piosenkę, na śliczną niewinną panienkę..itd)
Mój wczoraj przywoływany śp. dyr Marżysz mawiał, że jak mu ktoś pokaże nie zakochanego 16-17 latka, to poradzi rodzicom wysłanie pociechy do specjalisty. Zakochanie bowiem (na dziś, jutro i do końca świata) jest w tym wieku stanem przyrodzonym. Stosunkowo łatwo wytrzymać z zakochanymi kochliwymi z natury – kochają się bowiem burzliwie, dramatycznie, ale krótko. Najdalej po miesiącu jest nowa miłośźć : prawdziwa, gorąca i do końca świata – i da capo . Gorzej z tymi powściągliwymi, łatwo bowiem dojść mogą do wniosku, że to TA miłość wyróżniająca ich we Wszechświecie. Mój Boże, Dwa lata temu, kiedy córka Nemo osiągnęła równie dojrzały wiek i wybierała się na koncert w stroju dorosłym i kobiecym, cytowałyśmy sobie z Nemo prześliczny tekst Tuwima :
„Gdy Wenus miała szesnaście lat
zauważyli rodzice,
że się dokoła kołysze świat,
gdy piękna córka idzie przez ulice.
A ona najprawdę pięknie szła –
jak gdyby siebie wiodła –
i wiatr, napływem płynnego szkła
rzeźbił jej nogi,
po same biodra”
Nic w życiu nie dostaje się za darmo; ani dorosłości, ani doświadczenia i jak by nas to nie dotykało – swoje od życia po 4 literach trzeba dostać.
Wspomia się potem tę szaloną, nastoletnią miłość z sentymentem, nutką żalu i tęsknicy. Swoisty posag emocjonalny na chmurne dni.
Pyro,
nie strasz 😯 moje dziecko ciągle jeszcze jest zakochane w tym Geologu (z wzajemnością) a on za kilkanaście dni wyjeżdża na 3 miesiące do Australii i Nowej Zelandii. Co to będzie 😯
Ja na posiedzenie, jedno z licznych jak zwykle w tygodniu przedsejmikowym, a moja córa na obronę swego doktoratu. Zobaczymy, co z tego będzie. Z mojego posiedzenia nic mądrego pewnie sądzac po porządku obrad
dodam jeszcze swoje trzy grosze do wczorajszej dyskusji..ks.Tischner powiedział kiedyś,że kazanie niejednego księdza proboszcza zrobiło więcej złego niż dzieła lLenina.
Stanisławie podpisuję się pod twoją wypowiedzią…czego jak czego ale miłości w kościele uczą najmniej.Runęly nam auturytety.
Witam,
Stanisławie, oczekujemy relacji z uczczenia tego radosnego wydarzenia w rodzinie. Wiadomo ,że wszystko pójdzie dobrze,ale emocje na pewno są ogromne. W przyszłym roku moją synową także to czeka, a znając jej ambicje i zapał do nauki ,przypuszczam ,że na tym nie poprzestanie.
Nawiązując do dzisiejszego tekstu Gospodarza – cieszy mnie, że w konkursach kulinarnych startują i są nagradzane także dziewczęta. Tyle że potem słychać głównie o mężczynach odnoszących w tej dziedzinie. Latem w Gdyni odbywał się konkurs na dania rybne / zdaje się, że tylko z dorszy/. Brali w nim udział kucharze ze znanych restauracji – kilkunastu mężczyzn , kobiety nie było żadnej . Może one ” nie pchają się na afisz”,a może są inne przyczyny. W każdym razie miło jest słyszeć , że młode apeptki sztuki kulinarnej odnoszą sukcesy.
Kochani- z przyjemnością poczytałam Wasze
komentarze o zakochanych nastolatkach.
Jakoś mi się raźniej zrobiło 🙂 Dzięki 🙂
Dalszy ciąg opowieści w miarę rozwoju
wydarzeń !
Stanisławie-trzymamy kciuki za doktorat
Twej pociechy !
Z lepszym czy gorszym skutkiem ja już swoje dzieci wychowałam, wnuki mam średnio udane tzn ich wychowaniem zachwycona nie jestem (bezstresowe do granic absurdu – dobrze, że morderczych skłonności nie miały), z byłymi wychowankami jestem w przyjaźni /pamiętacie Inkę, Zjazdowicze/. Zasłonę spuszczam na temat.
Dzisiaj w robocie patelnia – robię sobie na obiad oładki z jabłkami; raczej niezbyt słodkie, za to z sosem śmietanowo – żółtkowym jak do kisielu.
Danuśka, też to znam. I bez wzajemności, i z, i gdy zostaje samotne obolałe. Tuwim przepiękny, ale ciężko go kiedyś przeżywałam. Tak bardzo chciałam być choć trochę z tego wiersza 🙁
Stanisławie, ten doktorat jest już obroniony, tylko jeszcze o tym nie wie 🙂 Pozdrowienia dla Córki 🙂
Esko,
co u Żaby?
Zabie wypadl od paru dni internet, a mnie w moim komputerze, najpiekniejsza ze wszystkich kroliczek (malpa wredna), przegryzla kabel od myszy, znajomi mi juz od dawna radza wypuscic do parku przy palacu, tym bardziej, ze jak sie jej daje jesc to nastepuje szarza, lewy sierpowy, prawy sierpowy, w morde, w lep, gryz i pazurami, podobno kobitki krolicze tak maja, twierdzi weterynarz, ale ladna to ona jest
Rozczuliły mnie wyznania jotki – to jakby o mnie,z tym, że u mnie w kuchni rządziła Babcia Marysia. Do dziś pamiętam swoje pierwsze próby kulinarne – czysta zgroza! Ugotowanie zupy to było prawdziwe wyzwanie, gdy w przepisie ‚stało’ 20 dkg marchewki np. Nie miałam pojęcia, jak to przeliczyć na sztuki, odstępstwo od przepisu wydawało mi się niedopuszczalne, improwizacja też, a wagi nie miałam. No, ale wiadomo – życie jest najlepszym nauczycielem, więc jakoś wszyscy przetrwali. 😉
nemo –
pooglada sobie kiwi, spotka kangura i niewatpliwie zauroczony bedzie krajobrazami.
„Tera” tu wiosna, ciepla czy zimna pal licho, roslinkom to nie przeszkadza rozkwitac w pelni swego kolorowego wdzieku. Male te kwiatuszki bo male lecz za to jakze kolorowe i o nieoczekiwanych ksztaltach.
krystyna –
kobieta w kuchni jest – nie gniewajcie sie Moje Panie – wieksza tradycjonalistka i konserwatystka niz mezczyzni. Generalnie – prosze zwrocic uwage na owo „generalnie” – wyprobowane przepisy i metody powiela, niechetnie wprowadzajac modyfikacje. Zas mezczyzni robia z kuchni laboratorim w jakim z upodobaniem eksperymentuja smakami.
I pewnie jest to jeden z powodow, ze czesciej spotyka sie szefa kuchni niz szefowa. Choc powoli cos sie w tej materii zmienia. Ja sama wspomnialas.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Jotko dzięki za recenzję naszego blogu. Sama widzisz, ze jest tu miejsce dla Ciebie. Nie ograniczamy się tylko do kotleta schabowego (choć to wspaniałe danie jeśli dobrze przygotowane) lecz piszemy i na inne ciekawe tematy.
Wielokrotnie pisałem i mówiłem o tym, że historia kuchni jest absolutnie integralną częścią histori kraju i jego mieszkańców. Zajmuje się tym od lat i równie chętnie podróżuję poznając nieznane mi smaki, jak też siedzę w bibliotekach czytając o obcych odległych krajach i ich daniach, a także spędzam czas w kuchni gotując według świeżo zdobytych przepisów. I tym się dzielę.
A frajdę z pracy dają mi Wasze wpisy świadczące, że warto się męczyć, bo ktoś na to czeka i błyskawicznie odpowiada: krytykuje, chwali, niezgadza się bądź dziękuje.
Smaczne mam życie!
Coś w tym jest, Echidno. Gdy gotuje młody, to zawsze, ale to zawsze, przyprawi nieoczekiwanie i wbrew regułom. Bardzo lubimy jego kuchnię 🙂
Gospodarzu 😀
Echidna – chyba coś w tym jest, ja w każdym razie jestem tradycjonalistką, w każdym razie we własnej kuchni.Poza domem lubię zjeść coś nowego,natomiast dania tradycyjne w moim wykonaniu smakują mi lepiej niż te w restauracji. Zresztą moja rodzina oczekuje ode mnie właśnie tego. Kto im ugotuje pierogi, bigos, gołąbki jak nie ja. Żeby nie być pospolitą tradycjonalistką, uważam się za strażniczkę prostej ,dobrej kuchni. 😉
Guru Smakowity –
wlasnie zaczelam wspominac moj slynny wyczyn kulinarny – smazylam kotlety schabowe ponad godzine. Na wolnym ogniu, coby nie przypalic. I jeszcze sie cieszylam, ze mieso bedzie kruche. Takie to wiadomosci kulinarne posiadalo sie.
Na marginesie musze wspomniec iz bylo to w zamierzchlych czasach.
Echidna
A co do wpisu Gospodarza – lokalna duma mnie rozpiera, oczywiście. 🙂 Mam jednak pytanie – Gospodarz pisze, że zdobywcy 3 miejsca dostali nagrodę 5000 zł, a ja widzę czek na 1500 – no to jak to jest?
Aprowizację dzisiejszą mam z głowy – z pojemnika kwaśnej śmietany, 2 jajek, jednego dużego jabłka i kilku łyżek mąki + szczypta soli i 2 łyżeczki cukru) wyszło 12 oładek – każda z 1 łyżki stołowej ciasta. Zjadłam połowę, czyli 6 i to na wcisk. Resztę będę jadła na zimno do wieczora.
Co do nieoczekiwanego doprawiania to utkwiła
mi w pamięci ryba (jakaś biała,chyba atlantycka)
potraktowana przez Osobistego majerankiem.
Dobra była !
Oładki zamiast placki.
Ładne !
Danusiu – oładki są wyłącznie na zsiadłym mleku albo śmietanie. Nie moś=żna robić dużych, bo są miękkie i delikatne i ciasto się rwie. Rodzaj bardo delikatnego naleśnika.
A o moich pierwszych faworkach zwanych tez chrustem Wam mowilam?
Wiedzialam dwie rzeczy: musi byc ciasto i rondel do smazenia. Z wody, cukru i maki wyrobilam calkiem udane ciasto. Nawet dodalam jajko i kieliszek spirytusu. Bo widzialam jak Bunia cos „podobnego” robila.
Zatem ciasto bylo gotowe. Rondel czekal.
Napelnilam go do polowy woda, zagotowalam i na wrzatek wrzucilam kostke masla. No bo ma byc tluste, do smazenia.
Zadowolana z dotychczasowych dzialan rozpoczelam wrzucanie przygotowanych wczesniej paskow faworkow wdziecznie przekreconych od srodka. I tu zaskoczenie: ani nie buzuja na powierzchni, ani nie dostaja babelkow lecz coraz bardziej podobne sa do kusek skreconych przez lumbago.
Na obiad byly kluski z truskawkami.
Echidna
Echidno 🙂 🙂
Pyro – moja Mama też robiła na zsiadłym mleku,
ja robię na kefirze albo na jogurcie nalutralnym.
Są rzeczywiście miękkie i delikatne.
Nazywam je, tak jak moja Mama,plackami.
Dzień dobry Szampaństwu.
Echidna 🙂 🙂
No, jak najbardziej było tłuste, tylko nie do smażenia 😉
Dzień niegotujący się – obiad u Bonnie.
Za oknem jesiennie, pochmurno, czasem popaduje, no i młot pneumatyczny na placu budowy naprzeciwko. Taki na koparze młot, tłucze skałę.
Zdaje się, że czeka mnie wątpliwa przyjemność sprzątania chałupy 🙁
Ten konkurs to taki „Iron Chef” dla juniorow.
Moim niezapomnianym wyczynem był strudel z jabłkami zaprezentowany w tradycyjnym śląskim domu mojej przyjaciółki ze studiów, która uprzednio z zachwytem jadła takowy u mojej cioci. Byłyśmy bodajże na drugim roku. Z tego, co widziałam w domu, to trzeba było zamiesić ciasto, cieniutko rozwałkować, rozłożyć szatkowane jabłka z cukrem i cynamonem, zwinąć i upiec. Wszystko poszło jak trzeba, tyle że ciasto nie dało się pokroić, ta pancerna rura z jabłkami w środku 😯 Zapomniałam do ciasta dodać tłuszczu albo je choćby po rozwałkowaniu posmarować masłem 🙄 Za to jak ugotowałam zupę jabłkową (u mnie w domu jadało się słodkie zupy owocowe) to babcia przyjaciółki jadła z wielkim zadowoleniem dolawszy uprzednio (jak do każdej zupy) chlust przyprawy… maggi 😯 Mmm… dobre… – chwaliła.
Podejrzalam Brzucho wyszedl ze szpitala
http://brzuchomoowca.blox.pl/html
Zwierzaczku – popłakałam się z uciechy. Tego typu doświadczeń nie miałam, bo nie znosiłam sprzątania, prasowania, szycia itp – zawsze się od tej roboty wymigiwałam w domu (ja będę miała służbę w domu – pisałam już o tym) a gotować lubiłam; ergo – niech inni zrobią za mnie, a ja przy rondlach. Jakoś rondle mi się ze służbą nie kojarzyły, chociaż mój Dyrektor liceum gromko pokrzykiwał „Nie ma obowiązku kończenia gimnazjum; nawet dobrego gimnazjum! Do szewca niech cię Ojciec odda ćwieki prybijać” (to do chłopców; dziewczynom Dyrko radził wczesne zamążpójście i karierę garnkotłuka).
Kanoldowy piernik 😆
Chciałam napisać do Brzucha ale coś pokręciłam. Może zajrzy na blog to mu tu naubliżam. No bo jak? Nie da znaku? Żeby kumpla za rękę potrzymać, po durnym łbie pogłaskać? Tak sobie choruje bez asysty naszej? Czekaj no, niecnoto! Niech ja Cię dorwę osobiście! Resztki włosów się pozbędziesz!
Zaczelo sie troche kaprysnie jesli chodzi o pogode. Najpierw drobne zakupy, wrócilismy do domu i postanowilismy jechac gdzie oczy poniosa. Ponioslo nas na góre Somlau. Wulkaniczna w pasmie konczacym sie na Górze Swietej Anny na Dolnym Slasku. Troche zabladzilismy ale dojechlismy z drugiej strony do slynnej winiarni. Byly buziaczki trójstronne z pania wlascicielka tej slawnej juz na calym swiecie piwnicy bialych win.
Pani wlascicielka, moja dobra znajoma od lat kilku goscila Jolke kolekcja róznych win. Potem wypadalo pójsc na któres z kolei sniadanie do sasiadów. Dawano nalesmiki z serem i jagodami. Jolka wypila capucinno z dodatkowa smietanka a ja czarna kawe. Ode mnie jest odleglosc okolo 120 kilometrów.
Zwiedzalismy oczywiscie piwnice. Jako kierowca moglem tylko wachac nie zaciagajac sie zbyt gleboko.
Popwrót jak zwykle rutynowy przy cesarskiej pogodzie.
Teraz bedzie obiad i nareszcie popróbowanie przywiezionego wina
Pan Lulek
… i pranie 🙁
No ale gotowanie mam z głowy, więc nie narzekam (wolę gotować i prać, niż sprzątać!).
Zrobiło się chłodno, 5C. Koniec jesieni, bo w listopadzie to już po zawodach tutaj, praktycznie zima.
U mnie te na kwaśnym mleku (plus mąka, jajo, sody oczyszczonej deczko) zwały się blinki – nie mylić z blinami – i były bardzo popularne z cukrem. Nie robiłam od stu lat. A z nazwą „blinki” spotkałam się w jakiejś książce kucharskiej, a możliwe, że w którymś z czasopism z poradami kuchennymi. To było sto lat temu, za podstawówki, ale już wtedy coś niecoś potrafiłam ugotować. Nawet zupę „Nic” z groszkiem ptysiowym 😯
W kuchni zdecydowanie wydziwiam i nigdy nie trzymam się tego samego przepisu więcej, niż dwa razy. Przeczytam podstawowy przeczytany lub podany, zrobię, a następnym razem już coś dodam albo ujmę, albo jeszcze inaczej.
Jotka,
winem się nie zamartwiaj, nie zmarnuje się ani butelka, ani jedno nie zdąży się zestarzeć czy dotlenić.
POMOŻEMY 🙂
A ja je zwę racuszkami i też robię na kefirze.
EchIdno, uśmiałam się do łez 😀 😀
*napisany lub podany – miało być, dzień „sprzątany” stanowczo zle wpływa na moją duszę. A jeszcze wysłuchałam telefonicznie porad, jak to najlepiej robić (zetrzeć kurze, odkurzyć cały dom, dla pewności zetrzeć mopem, przecież to tylko 2-3 godziny DZIENNIE 😯 ) i jaka to przyjemność. PRZYJEMNOŚĆ?!
Znam szereg innych!
W moim domu w kuchni, do czasu mej „dorosłości”, królowała babcia i tak jakoś naturalnie pomagało się jej przy robieniu obiadów. Przyznam się więc, że później większych wpadek nie zaliczyłam, ale też nie zabierałam się za jakieś arcytrudne przepisy, szczególnie, że początek mojego samodzielnego gotowania wypadł w połowie lat osiemdziesiątych, a wtedy w sklepach był groszek, ocet i woł/ciel na kartki.
Pyra, oladki to racuchy ? Nigdy takiej nazwy jak olady nie slyszalam
Elap – nie racuchy. Racuchy, racuszki są na drożdżach albo środkach spulchniających. Oładki nie – tylko kwaśne ml;eko/śmietana itp i jajko. Można na wiorki utrzeć jabłko albo wrzucić jakieś drobne owoce jagodowe. Sól, cukier, trochę mąki i to już wszystko
niech żrą mnie muchy
niech wyłysieję
ale psia kostka
jestem wśród żywych
:::
cześć bando!
:::
obiecuję poprawę
i częstsze tu bywanie
Witaj Brzuchu, życzymy zdrowia, trzymaj się!
Hurrra! Brzucho jak żywy! No to zdrowie Brzucha! Będziemy pić toasty dla Brzucha zbawienne, bo dziś gościmy naczelną „Kuchni” z którą on wspólpracuje. A Wrońscy i Adamczewscy razem (wsparci przez Passentów) to taka siła toastów, że kazdy by ozdrowiał.
Tu Danuska w imieniu Osobistego – Alain bardzo prosi,
aby pozdrowic od niego bardzo serdecznie cale towarzystwo,
a szczegolnie jego kolege Jerzora.Bardzo intensywnie sobie
konwersowali podczas zjadu i to w roznych jezykach !
Grand bonjour a Jurek !
O, to ja nalewką malinową /nie chcę Matrosowi otwierać koniaku – zresztą nie bardzo lubię/. Brzucho – jesteś łotr, ale wolę, żebyś był zdrowym łotrem.
Piotrze, proszę przekazać p. Passentowi, że wśród blogowiczów/czek/ ma „odwieczną” zwolenniczkę. Kibicuję Jego pisaniu „od zawsze|”, od czasu kiedy i On i ja mieliśmy po 20 lat. Ja wypiję też łyczek za p. Daniela
Moi Drodzy, ja nie mam cienia wątpliwości, że jakby co, to pomożecie i wino się nie zestarzeje 🙂 Problem w tym, że ja wina w życiu nie robiłam 🙁 choć muszę przyznać, że upiłam się winem domowym jako dziesięciolatka, nie mając rzecz jasna pojecia, że to co czuję to własnie objawy zatrucia alkoholem.
A było tak. Poszłam do kolezanki i razem bawiłysmy się w ogrodzie. Było ciepło więc pic nam się chciało. U niej w domu nie było nikogo z dorosłych. Na kredensie stał garnek z wyjatkowo smalowitym kompotem. Kompot był inny od tych dotychczas nam znanych, ale słodki, o intrygujacym smaku. No to popijałyśmy ten kompocik. Skutki były opłakane. Moze to własnie dlatego nie lubię słodkich win?
Echidno, spłakałam się ze śmiechu 🙂
Nie znam Brzucha, ale tez się cieszę z powodu Jego powrotu do zdrowia 🙂
Stanisławie, jak tam doktorat córki?
Moje pozdrowienia prosze również panu Danielowi przekazać. Raz po raz zamieszczam jakiś wpis na Jego blogu 🙂
Pyra, dzieki za wyjasnienia. Bede probowala to zrobic.
Sie zrobi!
Jotka ja mysle, ze oni nie chca zebys Ty wina robnila tylko je magazynowala w piwniczce. A co sie zacznie ktores starzec (wina znaczy sie nie oni) to oni do ciebie na skrzydlach i sie upjac beda, zeby winu nie dac przejsc na emeryture bo wtedy musialbyc korki zmieniac i w ogole cackac sie a po co?
Brzucho 😀 Trzymam z Pyrą. Bardzo chciałabym zobaczyć, jak Cię dorywa osobiście 😆
Jotko,
nie robisz wina? To żaden problem. Na świecie jest tylu doświadczonych fachowców, korzystaj z ich wyrobów 😉 Piwniczka z odpowiednim zapasem daje fajne uczucie spokoju i pewności, że jakby co…
szwajcarsko-niemieckie 3 sat donosza, ze jednak Polo bedzie wydany Amerykanom, czeka go 2,5 roku do odsiedzenia, adwokat ma jeszcze zamiar przeciwstawic sie ekstradycji
Brzucho ,
gałganie jeden, następną razą pytaj, czy wolno Ci zachorować i udać się do szpitala, bo my tu samowolki nie tolerujemy. Poza tym – ZDROWIE!
(toast wirtualny, najprawdziwszy będzie potem, bo jeszcze mam parę pilnych zajęć, nie chcę się rozleniwiać).
Jotka,
co roku robiłam różne zajzajery, ale odechciało mi się, bo jest koło tego trochę zachodu. Zawsze możesz spróbować, czemu nie – zależy, z czego chcesz robić.
Puryści powiadają, że wino jest tylko z winogron, ja uważam, że wino jest winem – do win owocowych używa się drożdży winnych, wg. mnie to wystarczający „winny” wsad 😉
Oczywiście najłatwiej kupować po kilka win i zgromadzić odpowiednia ilość, zamiast się paprać z robotą 😉
Brzucho pokazal duzo klasy nie rozwodzac sie o chorobach i szpitalach. Zreszta pewnie mial inne rzeczy na glowie niz blog. Milo Cie widziec z powrotem w zdrowu i na blogu.
p.s. Uczciwie przyznaję, że ja zawsze mam kłopoty ze zgromadzeniem, ledwie zgromadzę, a tu już wyszło 🙁
Ale piwnicę mam „prawdziwą”, w sam raz na składowanie. Chociaż tyle dobrego 🙄
A propos, andrzej.jerzy tez po operacjach. Mowi za ma sie dobrze. Nie wiem czy tu zaglada ale jesli tak to moze zdanko jakies wstawi.
Nie ma to jak pilny funkcjonariusz 🙄 Siedzi taki przed komputrem, przegląda listy gończe, kątem oka czyta wiadomości… O, jakiś Polański przyjedzie do Zurychu. Zaraz, zaraz, czy nie jest on rozpisany do aresztowania? Lista Ripol-u… jest! Szybko faks do USA, czy jeszcze aktualne, potem info do szefa, będzie pochwała, może awans 😎 Szef: huch, ale klops, sprawa już nabrała obrotów, już się nie da odkręcić… No i jest afera na cały świat. Austriakom udało się wykręcić sianem, Izraelczykom też, a tu taki pracuś 😯
Brzuchowi życzę łagodnego przejścia z wyrafinowanego wiktu szpitalnego na zwyczajny Brzuchowy 😉
I powrotu na łamy trochę częściej niż ostatnio 🙂
Chyba jednak wolę wina kupować niż robić, dzięki za radę:) Tak mi się już jakoś wdrukowało, że na tym blogu to wszyscy wszystko sami robią, to i myslałam, ze mus mi samej teraz wina robić 🙂
jest dwudziesta, godzina toastów
:::
toasty za moje zdrowie odwzajemniam
szklaneczką bushmills`a
dziękuję moi drodzy
od razu mi lepiej 🙂
Brzucho, najzacniejszym co mam – nalewką Ryby 😀
Brzucho, tęskniłam za Tobą! Zdrowie! 😀
Jotka – a skądże. Każdy robi coś innego. Pełny koncern to dopiero zbiorowość – z wyjątkiem Misia, Haneczki i Krystyny, nikt nie robi masowo dżemów – Stara Żaba jest absolutnym wyjątkiem; ona dżemy liczy w setkach litrów (a przynajmniej w dziesiątkach). Ogólnie jest tak, że każdy próbuje zagospodarować własne, zdrowe owoce, a są rodziny, które po prostu zżerają słoikowe słodycze. Moje zapotrzebowanie roczne wynosi ok 10 słoiczków dżemu wiśniowego (ciasta i ciasteczka) i 2 słoiki dżemu morelowego (piernik i tort). Bułek z dżemem nie je ani Anka, ani ja częściej, niż 2 razy w roku. No, to nie jest wielkie przetwórstwo, a wymuszone tym, że przetwórnie stosują żelujący cukier, co daje efekt szybki ale marny – zjeść się daje, w ciastach zamieniają się w gumę. Ja i jeszcze ze trzy osoby kwasimy trochę kapusty (ok 5-10 kg) i znowu – gdyby można było kupić dobrą kapustę, to kto by się bawił? W skrócie – produkujemy to, czego w porównywalnej jakości nie możemy kupić, albo jeżeli ktoś doskonale to wytwarza, to cena jest zaporowa. Nemo, ASzysz i Gospodarz mają zwykle multum grzybów – to je robią, żeby jeść cały rok , a i dzielą się z mniej zasobnymi. Pwepegor czy Cichal pieką chleb, bo u siebie nie mogą kupić itd itp. Tylko gotować lubimy wszyscy – albo inaczej : jeść lubimy, i pogadać też lubimy.
O jedzeniu to chyba najmniej tu mówimy, przeważnie zbawiamy świat ode złego 😉
Ale to syzyfowa praca. Jak podjemy, to damy radę i temu!
Jeżeli lekarze po Andrzeju od wewnątrz zajęli się naprawianiem drugiego oka (pierwsze operował 2 lta temu) to jeszcze trochę czasu minie zanim coś na klawiaturze nastuka
My tez nie gorsi od innych. O stosownej godzinie wypilismy zdrowie Brzucha winem Somlau pochodzacym z wulkanicznej góry. Trzymaj sie Brzucho ale nie licz na to, ze podesle Ci moja siostre milosierdzia
Pan Lulek
Ja zdrowie wypije grzancem jak wroce do domu czyli za jakies dwie godziny. Robie sobie grzanca od wczoraj bo ponoc zdrowe slyszalem. Przepisy przepisami a ja sobie tak robie: wino czerwone, wytrawne ale w smaku dosc owocowe (w tym wypadku Chateau Corbiac, Corbieres, 2007 -gdyby ktos koniecznie chcial wiedziec), laski cynamonu i gozdzikow garsc, laska wanilii, cytryny polowka i miodu lycha albo dwie jak mi wyjdzie. Kieliszek albo dwa rumu ciemnego dla egzotyli i sie grzeje wolniutko, uwaznie zeby nie zagotowac i za jakis czas co wychodzi: GRZANIEC ekstraordinare. Pomaga na wszystko od lysienia do ….wpisac dowolne a najlepiej smakuje w te zimnawe wieczory i dnie zreszta tez. Pijcie wiec kochani za zdrowie chorzejacych i tych co maja zachorowac. Zdrowi wypija za siebie.
que le cul me péle ( pele, gdyby akcentu nie chcieli )
Brzucho, fajnie, ze jestes, mam dla Ciebie fajna burze, chcesz? http://vids.myspace.com/index.cfm?fuseaction=vids.individual&videoid=48079036
jak znalazl do bushmils’a
Z dzisiejszych przepisów ten ostatni – grzaniec YYC – uznałam za wart wrzucenia do rejestru, jesień wymaga takich napitków 😉
Jest w /Napitki_etc.
Idę wyciągnąć pranie z suszarki.
Ja też mam fajną burzę 😉
Ciekawe, czy ja ktoś jeszcze pamięta…
http://www.youtube.com/watch?v=IVIV6ICMcSo
Jest mi niezmiernie milo. Proporcje oczywiscie luzne bo kazdy sobie sam poprobuje jaki lubi. Byle z winem. I nie zagotowac!! bo szlag trafi i wino i domownikow 🙂
zajefajne burze 😉
Jak ktoś zagotuje, to moc uleci w powietrze, a nie o to przecież chodzi – wystarczy, jak będzie gorący tak, żeby nie parzył ust. Próbowanie wskazane 😉
byle moc byla z Toba, w sumie im mniejsze pomieszczenie, tym wiecej mocy na dm3, tylko chlonac, a probowac nalezy do konca,
ps a gdzie Antek?
Pyro,
to nie ja skarze sie na brak porzadnego chleba, wprost przeciwnie, chwalilem jeszcze niedawno dosc dobry wybor chleba tutaj.
Poza tym, wracam na sobie samemu zaapilikowana chojke.
pepegor
Pepegor – jeżeli chleb nie Ty, to pewnie ktoś inny prócz Cichala, a co takiego zrobiłeś, że wlazłeś na chojkę?
Pyro, no wlasnie,
mialem polskie spotkanie przed tygodniem i w sobote musialem sie polozyc wczesniej ze wzgledow wiadomych. Doszlo jednak do tego, ze ze wzgledu czestych tam wyjsc na zakurke, przed dom, mialem po obudzeniu nie tylko te normalne, wiadome skutki, ale i jeszcze wyrazne objawy przeziebienia. Po przebudzeniu, ok 18.00 czasu w Toronto, postanowilem sobie zaradzic herbata owocowa z miodem i rumem, i czytac na wstecz ten blog. Fakt jest ten, ze ok. polnocy wpisalem sie niejako po husarsku. Przeczytawszy wpisy w niedziele rano bylo mi przykro za te sztubackie sprawy. Ciachal mnie ustawil, ale zastrzegam sobie, ze nie musze uzywac znakow dia…, bo pisze wprost do okienka.
pepegor
Wróciliśmy z wyjazdu do Waplewa Wielkiego za Sztumem, gdzie w pałacu Sierakowskich był koncert w ramach dni szopenowskich. Koncert był bardzo dobry, ale to nie na ten blog. Ciasto w przerwie też i smażona cebulka z pomidorami i jakimś mięskiem po zakończeniu zapewne jeszcze lepsza, ale już nie zostaliśmy. Na koncercie była Pani Hrabina Sierakowska. Nadzwyczaj miła. Spóźniliśmy się na pierwszą część, słyszeliśmy tylko bardzo dobrą końcówkę w wykonaniu tria Farenheit. Dojeżdżając złapał nas telefon od córeczki. Poszło doskonale, zaczynał się właśnie bankiet dla recenzentów. Mroziłem w lodówce szampana, ale Ukochana odmówiła. Szampana jutro w większym towarzystwie. A dziś tylko toast cherry pale cream. Wszystkim dziękuję za słowa wsparcia.
Pietruś – Ty se, Synek, dey pokój! Odmłodziło Cię nieco rumowo, zdarza się. Nie będziemy teraz czekali 45 lat, abyś wrócił do wieku słusznego. Złaź mi na dół, ale już.
Gratulacje dla nowej Pani Doktor – dla Rodziców oczywiście też (sporo waszych wysiłków w tej P>D> siedzi) Pozdrowienia dla uroczej Ukochanej
Stanisławie,
gratulacje dla córy i dumnych rodziców!
a to, co pijesz, to naprawdę wiśniowe? A może sherry? 😉
Stanislawie gratulacje dla corki!
Komunikuję,że Zaba cała i zdrowa co znaczy,że nowych urazów nie nabyła…przynajmniej do 16.Dzisiaj miała przyjechać Barbara,jej sistra.
Ja miałam dzisiaj dzień paprykowo-buraczkowy … 15 kg papryki i trzy wiadra buraczków ćwikłowych dp przerobienia.Udało mi się zrobić paprykę konserwową z miodem i sałatkę buraczano -paprykową z czosnkiem.Właśnie kończy się gotować ostatnia porcja buraczków,ktore obiorę i myślę ,że jaszcze dzisiaj upcham w słoiki.Drobno starte będą do chrzanu,a pozostałe wedle uznania.
Cud,że te buraczki w ogole urosły,bo najpierw cielęta obgryzły listki,a potem konie przemaszerowały przez cały ogrod,bo ktoś przejścia nie zamknął.
Stanislawie,
gratuluje takiej corki, prosze tez o przekaz osobisty!
Dobor wina na toast zostawiam Tobie, bo inaczej nie smialbym, ze wzgledu na znastwo.
pepegor
Blogowisko KOCHANE!!
Dopiero dzisiaj wieczorem siadłam i przeczytałam wszystkie (!) komentarze od tygodnia – przynajmniej wiem co się działo.
Ostatni gość hubertsowy – Paweł od Oli z trójką psów – wyjechał z Błot we wtorek po południu a w południe jeszcze przyprowadziliśmy dwa ostatnie konie. Przed południem zaś Leśniczyna przywiozła sukę owczarka niemieckiego, którą najprawdopodobniej ktoś w Połczynie wyrzucił z samochodu. Suka aktualnie jest, staram się nią zasiedlić budę, którą kiedyś wybudowałam dla moich modych rottweilerów.
W środę musiałam uśpić Dumkę, wiedziałam od pewnego czasu, ze już chce odejść, ale jednak nie myślałam, ze tak szybko to będzie.
Zmarzłam przy tym czytaniu w nogi, idę na dół wychylić nieco nalewki od Pana Lulka i za zdrowie Brzucha!
Siostra odwołała przyjazd po raz piętnasty, ciągle jej coś nie pasuje. Znaczy wszystko jej się układa wbrew.
W związku z tym, znaczy kolejnym nieprzyjazdem, wszystkie pohubertusowe nadwyżki jedzeniowe (bigos, dzik, pierogi) poupychałam do zamrażarek.
Pyro, dziekuje.
Szkodda, wczoraj Twoja inwencja wywolala bardzo ciekawa dyskusje i juz mnie rwalo, zeby sie wlaczyc. Jotka jest ciekawa. Cenie ja sobie i pozdrawiam ja tutaj. Mam nadzieje, ze na tym blogu tez na przyszlosc pojawi sie cos w tym sensie, pod warunkiem, ze to nie bedzie tym obrzucaniem sie z innych blogow.
Zycze dobrej nocy dla tej czesci polkuli.
pepegor
Szkoda, Żabo, że nas trzymają terminy, bo jak nic, byśmy się zwaliły – na świnię i bigos starsza, a na pierogi Młodsza. Idę spać i Tobie radzę.
Morąg: 4 całe jaja ubić z 42 dkg cukru na lukier, dodać 2 łyżki zrumienionego i wystudzonego miodu, i 50 dkg mielonych orzechów. Można dodać do miodu jeszcze dwie łyżki zimnej wody. Upiec w tortownicy. To się u nas w domu nazywało makagigą chociaż z makiem nie miało nic wspólnego.
Se rdeczne pozdrowienia ze słonecznej doliny Loary od Młodszej, Ryby i Matrosa. Mamuśka kupiłam karton dobrego wina dla ciebie – będziesz zachwycona. Wszystkim kłaniam się nisko i do usyszenia. ps. plamą się nie przejmuj – Lena twierdzi, że ten dywanik jest do wyrzucenia
Pepegor…
Ty jesteś w Toronto, czy mi się coś przestawia?!
U nas (21:30) paskudny deszcz, wiater od samiuśkich Skalistych, nie Tater, jakieś bardzo marne Celsjusze, słaniające się na nogach.
Zadzwonili ci od dechy z Ottawy, że jutro jakby co, to oni do nas, bo tu mają byC wiatry i +14C. Pytanie 🙄 Jasne, niech zjeżdżają.
Dzień będzie dla mnie cokolwiek zajęty, ale zanim oni wrócą z dechy, w kominku będzie buzował ogień i strawa akuratna też będzie dochodziła w *duchówce*.
Wróciliśmy przed chwilą od Bonnie & R. Bonnie robi świetną pizzę, ale ja mam miejsca tylko tyle.
To nie ostatni liść spadł jeszcze, ale…
http://www.youtube.com/watch?v=FFbfm4Wyojs
Synek mi podesłał taką wiadomość z linkiem:
„male poprawki u ali wnioslem zobacz jak gowniara skacze http://www.konieija.cba.pl/ ”
na jej stronce jest zakładka Zawody – Aromer 2.10.2009 i tam jest ujeżdżenie
A ja mam pracujący weekend całodniowo, tak że z odpoczynku nici. Śpijcie sobie dobrze, a ja wychodzę.
Widzę, że mam już komu powiedzić „dzien dobry” po drugiej stronie Kaluży, a więc – Dzień dobry.
Tam już oczy przecierają, wstają powoli, a ja tutaj jeszcze się nie położyłem, odrabiam tygodniowe zaległości w internetowej prasie (jak dobrze, że ona istnieje!), zaglądam na różne blogi (jak dobrze, że one istnieją), odpisuję zaległą korespondencję, oczywiście internetowo (jak dobrze, że on istnieje ………….., ale czy napewno?).
Czasami dostaję od Aliny z Francji kartkę, list pisany odręcznie, znajduję to w skrzynce na listy. Ale już tylko od Niej.
Na pewno 😳
Wyspa Uznam w kapuśniaczku – pełne zachmurzenie, chłodno , 4 stopnie na plusie. Rano zaspałam; kiepsko spałam w nocy (nie wiadomo dlaczego}, obudziłam się dopiero kiedy przyszli po piesa. Mam dzisiaj ambitne plany robocze, więc rzadziej będę siadała za stołem. Jutro w porze późnego obiadu wracają dzieciaki z wycieczki, więc trzeba zrobić dobry obiad i jakiś lepszy podwieczorek. Mam wołowinę (rozmroziłam) o której Ryba mówiła, że jest dobrej jakości – no, nie wiem. Jest pokrojona w 6 plastrów różnej grubości i wielkości i myślę co by tu z niej zrobić. Na rolady się nie nadaje – nie tak pokrojona; na dwie różne potrawy (np gulasz z grzybami i bitki w papryce} jest jej za mało. Dysponuję jeszcze kilkoma plastrami boczku wędzonego, parzonego, 2 średnimi paprykami itp ale muszę pamiętać, że Matros zjada chętnie surówki i nie je żadnych warzyw gotowanych czy duszonych w sosie . Pomyślę.
U mnie dziś bezchmurnie i łagodne słoneczko. Idę wyrywać fasolkę i inne badyle. Palmy przesadzone, jedna nawet na balkonie. Niech się przyzwyczaja.
W nocy też źle spałam, może przez tę pogodę?
Spałam jak suseł, ale tylko do 5. Upiekłam placek drożdżowy, oczywiście ze śliwkami 😆 Kurczaczka też prawie upiekłam. Resztą zajmie się pan mąż 🙂 Teraz odsiaduję swoje 8 godzin. Na świecie szaro buro, ani śladu słońca 🙁
Przynosze Wam pek slonecznych promieni.
Od rana niebo bezchmurne, nieco chlodnawo lecz juz kolo poludnia odczuwalo sie przyjemne jezyczki ciepla. I wiadomo sloneczko przygrzewa czlek sie rozleniwia.
O nie, nie, nic z tych rzeczy. Korzystajac ze slonecznej pogody zakaslam rekawy i do roboty w ogrodku przystapilam. Przede wszystkim kilka pracowitych godzin spedzilam oczyszczajac przestrzen miedzy plytkami z paskudnego mchu. Paskudny bo zaden srodek nie dziala skutecznie. Ktos mi poradzil by recznie wydlubac.Ponoc jedyna skuteczna metoda.
Mech wydlubalam, wyglada wspaniale lecz wszystkie ganty czuje.
Oby nie okazalo sie to syzyfowa praca!
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Dzień dobry Wszystkim !
Żabo, jak się cieszę, że u Ciebie wszystko o.k. stęskniłam się za Twoimi wpisami.
Brzucho, właśnie „dygnęłam” żeby się ładnie przywitać i życzyć tylko zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia. Wczoraj nie miałam czasu przeczytać wpisów, dlatego dopiero dziś „wychylę” toast za Twoje zdrowie.
Dostałam dziś bojowe zadanie od mojej siostrzenicy, która widziała w centrum plakat ze zdaniem; „studiuj w Uniwersytecie Śląskim” i jakoś Jej to zdanie w uszach dziwnie brzmi. Ja pamiętam, że moja ulubiona polonistka zwracała nam uwagę; „na” uniwersytet można wejść, ale uczyć się można „w”. Tyle przez te kilkadziesiąt lat było zmian reguł gramatycznych, że nie jestem pewna, czy miałam rację, mówiąc, że napisali poprawnie. Czy „Blogowicze” mogą pomóc rozwiązać problem ?
Teraz idę sobie zrobić mój długo wyczekiwany placek orzechowy. Jak już będzie w piekarniku, to oczywiście znów wrócę, żeby poczytać.
Oj, zapomniałam Wam przesłać link, do ciekawego artykułu.
http://www.emetro.pl/emetro/1,82493,7174996,Uzywaj_Google__a_zmadrzejesz.html
Ja myślę, że mnie już pomaga samo Wasze towarzystwo, bo siłą rzeczy zaczęłam sięgać po różne słowniki, książki kucharskie, które ostatnio miałam w ręku wiele lat temu. Teraz „dzieciska” już są mądrzejsze i sobie „odpuszczałam”. Dzięki Wam za to. 🙂
Dzień dobry Szampaństwu,
u mnie 5:35, leje, surfiarze sie zapowiedzieli, bo ma byc wiatr. I jest ten wiatr, jest!
Spałam dobrze – ja ostatnio nawet 5 godzin jednym susem potrafie przespać, co jest niebywałe, ale jest, i zaraz zresztą idę dospać.
Stanisławie,
dlaczego o koncercie „nie na ten blog”?
Idę dospać.
Chcę gorąco zachęcić do przeczytania na onecie przedruku wspomnienia o Marku Edelmanie , zamieszczonego w Przeglądzie, pióra Waldemara Piaseckiego z Waszygtonu „Kolczasty Anioł Stróż”. Po cukierkowych nieco wypominkach krajowych,artykuł ten zachwyca siłą, świeżością i autentycznie serdecznym stosunkiem do bohatera. Warto przeczytać. (Onet – kiosk -}
Stanisławie,
gratulacje dla Córki i dla Jej Rodziców 🙂
Pepegor,
bardzo dziękuję za pozdrowienia,macham do Ciebie przyjaźnie 🙂 a za sformułowanie: „wpisałem się niejako po husarsku” masz moje pięć! Tak to bywa, że ponosi nas czasem fantazja husarska czy ułańska. Potem wracamy do świata przykrojonego do nieco mniejszej fantazji, bardziej skąpo i uładzono i … i tu się zaczyna swoisty test na nas samych i na naszych przyjaciół. Test na nasz dystans do samych siebie i na ich wzgledem nas wielkoduszność. Myslę, że dopóki takiego testu obie strony nie przejdą, trudno byc pewnym jakosci relacji. Trzymaj się ciepło 🙂
Skoro Stanisław wywołał temat: nauka a Pyra kilka dni temu temat: relacje międzyludzkie, to muszę się pochwalić!
Śiętujemy dziś całą rodziną 20 rocznicę ślubu bratanka mojego męża i nadanie mu tytułu profesorskiego. Jesteśmy naprawdę szczęśliwi i dumni zarówno z jego i jego żony sukcesów w życiu prywatnym i zawodowym.
Prywatnym, bo nikt nie wróżył temu małżeństwi przyszłości. Zawodowym, bo nietylko duma z otrzymania tytularnej profesury w wieku 43 lat, ale też duma z tego, że nie wpisuje się w tak smutny trend obnizania standardów wyższych uczelni. Jego książki, od pewnego czasu, pisane są po angielsku i wydawane przez wydawnictwo Franfurckie i Nowojorskie. Kieruje zespołem, który dysponuje dużymi funduszami na badania a wszystkie te fundusze pozyskuje z UE. Ale duma ma też inne źródła. To juz czwarte pokolenie rodziny pracuje na Uniwersytecie w Poznaniu. Pierwsze współzakładało tę uczelnie, następne odbudowywało ją po wojnie, trzecie starało się łagodzić skutki marca 68 a teraz to czwarte stara się i jak widać robi to skutecznie, poza bratankiem pracują na UAM jeszcze dwie siostrzenice, bronić standardów w zalewie bylejakości.
O 16.30 spotykamy się cała rodziną w piwnicy restauracji Brovaria na Starym Rynku. Senior rodziny skończy w grudniu lat 96 a junior ma prawie 5 miesięcy. Rodzina jest naprawdę duża. Czy to nie powód do radosci i dumy?
Teraz lecę do fryzjera 🙂
Pyro, serdecznie Ci dziękuję za polecenie tego wspomnienia. Przeczytałam, jeszcze raz dziękuje.
Jotka -Powód do świętowania jest naprawdę imponujący. Niech się wiedzie Rodowi – tak się buduje tradycja. I oby to najmłodsze potrafiło ją kontynuować; i niekoniecznie na UAM, ale jakikolwiek zawód obierze, niech to będzie z pożytkiem dla ludzi i jego osobistej satysfakcji.
Stanisławie, przyjmij proszę, gratulacje również ode mnie.
Bardzo naukowy staje się nasz blog, tu Pani Doktor tu Pan Profesor. Serdeczne gratulacje, to na prawdę powód do dumy!
Jotka, powodzenia i radości całej Rodzinie.
Stanisławie, gratulacje dla Córki.
Niech, także w przyszłości, nie zabraknie Wam powodów do dumy 🙂
Te doktoraty i profesury opromieniają i nasz blog. Młodym uczonym – sukcesów a ich rodzicom i rodzinom – radości. A tak cynicznie rzecz ujmując przybywa nam pretekstów do toastowania. Oczywiście wieczorem.
My dziś spędzamy (oo czym informowałem) wieczór po grecku. Relacja będzie.
Mam też nadzieję, że i Jotka opisze co tam było w piwnicy na stole.
sprawozdam najlepiej, jak potrafię, do jutra 🙂
A my dziś planujemy wieczór węgierski 🙂
Ja do tej grupy cynicznych cynicznie się podpisuję 😉
My dziś wieczór spędzimy w towarzystwie polsko-quebecqua, ten polski to też profesor, informatyk w dodatku. No, takich znajomych przyciagam na jedzenie 😉
A tak naprawdę to poznałam Wojtka 10 lat temu przez internet. O Wojtku od dechy już niejednokrotnie pisałam, znawca wina (preferuje francuskie i przywozi w ilosciach) i kuchni, zawsze przyjeżdżał sam, od roku z Karoliną. Czasami kucharzyliśmy we dwoje w kuchni (trzecia osoba się nie mieści), z obowiazkową butelka wina dla kucharzy.
Dzisiaj przyjadą po desce, ok 18-tej wieczorem. Mam polędwiczki wieprzowe – mogę zrobić tradycyjnie w sosie, ale… ma ktoś pomysł na jakieś kunsztowne danie? Mam dużo czasu, dopiero 9:30 u mnie 😉
Polędwiczki wieprzowe ze śliwkami
2 polędwiczki,10 dag suszonych śliwek bez pestek,2 łyżki oliwy lub smalcu, cebula,
szczypta kminku, sól, pieprz.
1.Polędwiczki posypać solą i pieprzem. Odstawić na 30 minut.
2.Rozgrzać tłuszcz w na patelni, obsmażyć na nim mięso.
3.W naczyniu do pieczenia ułożyć na dnie pokrojoną w cienkie piórka cebulę, na niej suszone śliwki i wreszcie polędwiczki, podlać połową szklanki wody, posypać kminkiem. Piec, polewając wytworzonym sosem około 40 minut(lub krócej, jeżeli mięso będzie wcześniej miękkie).
4.Można zmiksować sos, dodając w razie potrzeby 1 – 2 łyżki wody.
5.Podawać polędwicę pokrojona w ukośne plastry, polaną wytworzonym sosem.
Może być Alicjo?
Witam !
Jotka, bardzo budujące są takie wiadomości . Dla rodziny to radość i duma, a dla społeczeństwa pożytek / choć nie zawsze uświadamiany /.
Echidna – ostatnio ktoś mi mówił, że drobny piasek z plaży wsypany w szczeliny między płytki czy kostkę powoduje,że trawa tam nie rośnie.Może to dotyczyć i mchu. U mnie o taki piasek nietrudno, bo morze niedaleko, nie wiem, jak u ciebie.
Zgago,
myślę,że nadal mówimy o studiowaniu na uniwersytecie czy na innej uczelni. Jest to forma utrwalona i nie ma potrzeby unowocześniania jej.
Jasne! Tym bardziej, ze zamierzam podać z zatłuczonymi na śmierć ziemniakami , Karolina lubi, a sos znakomicie będzie pasował.
Teraz druga część – co względem jarzynki? Bo sałatę zjemy tutejszym sposobem, wcześniej.
Sprawozdanie Pyrowe z wizyty w Netto. O!
Pierwsze wrażenie – towaru dużo, dobrze rozłożony,
Drugie wrażenie -mały wybór; np ziemniaki typu „ziemniak krajowy” można wybierać między woreczkiem 2 i 5 kg. Bogate stoisko mięsno wędliniarskie. Mięsio dosyć świeże, wyłącznie wieprzowina i kurczaki. O wędlinach już pisałam. Dużo konserw. Ceny umiarkowane, jakość też. Myślę, że o dobrą półkę niżej, niż w realu o 2-3 niżej niż w „Piotrze i Pawle” W sumie za 1 dużą, świeżą golonkę, 2 kości tukowe dla psa i 30 dkg boczku wędzonego, parzonego zapłaciłam 13 zł z groszami, a za chleb, 4 dobre bułki, 2 kostki masła (jedno przyzwoite, drugie tanie do pieczenia), mały worek ziemniaków, pół kg zmęczonych nieco pieczarek, 16 zł i parę maluśkich. Mają też trochę wyrobów przemysłowych, ale ich nie oglądałam
Panie Piotrze, bardzo nie lubię kminku. W niczym. Czym posypać zamiast, żeby nadal było wytwornie? Zrobiłabym na powitanie córaska 🙂
Pyro, kto Ci targał zakupy, bo to jednak ładne parę kilo?
Krystyno, bardzo dziękuję za rozwikłanie zagadki. Wygląda na to, że na UŚ, ktoś usiłował być „papieski” 😉
Haneczko…
kminek tak dobrze robi na wszelkie trawienie i stopę za niską, że ja bez niego nie mogę żyć 🙄
No dobra, nie w słodkich, ale tego nie jem, więc mi lata obojętnie. Dla mnie kminek nie zmienia smaku potrawy, tylko wzbogaca ten smak.
Być może dlatego, że z kminkiem jestem za pan brat od zawsze. Żeby było wytwornie… ja wiem… może na koniec swieżymi kawałkami (piórkami aby-aby) kolorowej papryki, kiedy juz wyłączysz ogień, zeby tych papryk nie zapiec na smierć?
Sama Haniś – to tylko te przysłowiowe 100 m – 4 działki do narożnika, przejście przez ulicę, przez placyk parkingowy i już. Jestem skonana. Rodzina „by kupiła” i „by przyniosła”, ale to jednak krępujące – kupią, przyniosą i jeszcze od siebie parę czekoladek dorzucą – i grosza nie wezmą za Chiny Ludowe. No i kupują na własne oko. Tym sposobem byłam przez kilka dni na utrzymaniu Teresy (Teściowej), a to bułeczki, a to drożdżówka, a to chleb i moje dropsy od kaszlu. Tłumaczyłam, że mam pełną lodówkę, że robię bigos, żeby się pozbyć części zapasów, ale ty mów do słupa. Można by machnąć ręką – chce, niech płaci, ale (jak wykazało doświadczenie) wróci to do Ryby i Matrosa jako delikatny (!) wyrzut, że zostawili Matkę bez należytej opieki
Pyro,
na spotkaniu zjazdowym Ryba opowiadała o swojej zacnej teściowej,tak więc wcale mnie nie dziwi Twoja relacja.Może to być trochę krępujące,ale przecież bywasz tam rzadko, a miłe jest poczucie,że rodzina w razie czego nie da zginąć.
Co do golonki -wspominałam,że w minionym tygodniu też ją jedliśmy. Wybierając w sklepie ,patrzyłam,czy jest wystarczająco duża i mięsista. W domu już po upieczeniu okazała się,że była za mało tłusta – właśnie tak ! Tłuszczyku było jak na lekarstwo , a przecież golonka musi być w miarę tłusta. Tych tłustości wcale potem nie trzeba jeść ,ale smak mięsa jest lepszy. Może teraz tak hoduje się świnie,aby miały chudsze mięso.Pewnie dla zdrowia to lepiej.
Haneczko,
pewien znany kucharz,niezbyt poważany na tym blogu,stwierdził,że w Wielkopolsce kminek nie jest lubiany , więc Twoja niechęć jest usprawiedliwiona. 🙂 . Kminku używam rzadko np. do farszu do pierogów/ z mięsa i kapusty/ ,ale zmielonego w młynku i bardzo poprawia on smak. Ale nie ma co się zmuszać.
Kminek można zastąpić czarnuszką albo poprostu opuścić.
A jakiż to znany kucharz nie jest tu poważany? Nie przypominam sobie byśmy zbiorowo kogoś spostponowali.
Nemo, a ‚ propos Twoich przygód ze strudlem, jak na zamówienie 😉
http://miasta.gazeta.pl/katowice/1,35019,7181247,Woda__maka__jablka_i_wychodzi_cudo__Tajemnica__Rozciaganie.html
Nowy i zainteresowani,
Prosiles o przewodnik turystyczny po stanie Washington.
Dzisiaj jest wizyta na terenie Indian Makah w Neah Bay, WA. Co roku pod koniec sierpnia Makah obchodza swoje swieto. Na pierwszym filmie jest pieczenie lososia.
http://www.youtube.com/watch?v=6XDrgjkT9fc
Przygotowanie na drugim filmie.
Przygotowanie lososia wedlug tradycji miejscowych Indian.
Ryba jest umieszczona na cedrowym kiju. Od pokolen w stanach WA i OR Indianie w ten sposob wedza lub pieka lososia. Obecnie robia to przy specjalnych uroczystosciach.
Po upieczeniu kazdy uczestnik festynu otrzymal talerz z dwoma duzymi kawalkami lososia, upieczona kukurydze (corn on the cob) i ziemniaka w lupinie (red potato).
Ceny? Makah zjedli za darmo, reszta $10.00 za talerz.
http://www.youtube.com/watch?v=aCv7EQsZOLQ
Może to zbyt uogólniona krytyka , ale głosy krytyczne zdarzały się na tym blogu. Nie będę więc go wymieniała z nazwiska. Nie zdarzyło mi się,abym coś z jego przepisów wykorzystała. Ale z tym kminkiem miał chyba rację.
W przepisie na strudel jako składniki wymieniono tylko wodę,mąkę i jabłka, nie ma tam masła, a więc jest to przepis na jabłka w twardej rurze ,czyli to co kiedyś upiekła Nemo. Chyba że na Śląsku Cieszyńskim w takich strudlach gustują.
Tymczasem kończę, bo jutro rano jadę do Morąga / tego na Mazurach, a nie w Berlinie/, a dziś jeszcze idziemy do teatru na „Proces” Kafki. A zatem do środy wieczorem.
Witam wszystkich. W Calgary znowu snieg pada od rana, wczesniej deszcz wiec raczej niemila pogoda. Ciemno. Wczoraj sie tak skutecznie leczylem grzancem ze dzisiaj sie lecze z kaca. Wieczorkiem ide do znajomych i robie grzanca bo tyle sie naopowiadalem ze na taka pogode stwierdzili musze zrobic to sie rozgrzejemy. I cos mnie wzielo na pesto ktorego sam nigdy nie robilem. Mam bazylie, orzeszki piniowe no i oliwe, czy jeszcze cos trzeba? Zaraz lece do Belga po bagietki i chyba wykorzystam przepis Gospodarza na poledwiczki bo ma nas byc 4 (chyba ze dzieciaki sie zleza no to wtedy bedzie malo ale cos sie dorobi). Kolezanka tez lubi w kuchni sie bawic a ja obiecalem ze tym razem dla odmiany ja cos przyniose i razem zrobimy wiec niech juz nigdzie do sklepu nie jedzie. No i tak sie kreci zycie towarzysko-kulinarne na prerii. Z inna kolezanka sie umowilismy na lunch we francuskiej restauracji ktora ma chyba najlepsza marke w miescie no i jest tez jedna z najdrozszych. Kiedys jednak bedac zaproszonym na lunch stwierdzilem ze przynajmniej o tej porze dnia wcale nie bylo drogo, choc nie tanio, a zabawy duzo jako ze tutaj to raczej kowbojskie saloony prym wiada a nie francuska kuchnia. No ale do Francuza to za tydzien. Jask dalej pojdzie to pewnie na nartach pojedziemy. Zyczac milego dnia ide podzwonic do Kraju i poplanowac przyszloroczne wakacje 🙂
Pesto z pistacjami
4 – 5 doniczek lub pęczków bazylii, ząbek czosnku, garść orzeszków piniowych, garść orzechów pistacjowych,2 łyżki sera pecorino (świeżo startego),2 łyżki sera parmezan (świeżo startego)3 łyżki dobrej oliwy extra vergine, gruboziarnista sól do smaku.
1.Orzeszki uprażyć na suchej patelni.
2.Oberwać listki bazylii usuwając najgrubsze łodyżki.
Zetrzeć sery.
4.Wszystkie składniki włożyć do kielicha miksera lub malaksera, po uzyskaniu jednorodnego, gładkiego sosu doprawić solą
Poczytałem blog Kleofasa. Czy ktoś zgadnie kto to taki. Angielski zna , polski umi, gada po rosyjsku, czyta po hebrajsku, Jednym słowem Zuch Maładziec !!!
http://kleofas.blogspot.com/
Dziekuje bardzo Gospodarzu, po drodze wpadne do Wlochow i sie dokupi pecorino i pistacji. Reszte mam. Wlasnie od Francuza bagietki przywozlem.
W Calgary snieg pada ogromnymi platkami. Miasto zrobilo sie w pol godziny biale. Ulice zamienily w maz i slizgawica niemozebna. Mam nadzieje do wieczora sie uspokoi bo nieprzyjemnie sie jezdzi.
Dzięki Orco – ciekawy materiał. Czy te łososie są solone?
Marek – poczytałam, ciekawe.
Krystyno to podrzuc po przyjezdzie troche zdjec z nad jeziora i podobno zasobnej okolicy zyjacej z turystyki, jakies ciekawostki Moragowe
Zgago, dziękuję 🙂
Kruche ciasto z mąki i wody 😯 Ja jeszcze dodałam jajko, więc pancerrura była bardzo solidna.
Kleofas zalatuje okoniem, ale takim bardziej ambitnym, bo z własną (?) stroną 😉
wczoraj trafilam na inne ciasto jesienne
http://atinabc.blox.pl/2009/10/Ciasto-dyniowe-z-biala-czekolada.html
html
co do strucli z jabkami to tez mam z nia przezycia, pierwszy raz jadlam ja w Monachium z lodami waniliowymi, pycha, potem jadalam ja w Wiedniu pycha, ale jak mnie jakis tubylec odwiedza i przynosi w ramach goscinca lub na wszelki wypadek aby nie byc glodnym taka strucle z jablkami z zamrazarki i jeszcze argumentuje, ze cena korzystna ca. 1,40 i *dobre na trawienie* to mnie sie noz w kieszeni ….. i przyznam sie, ze tych ze sklepu, z zamrazarki n i e n a w i d z e
Ależ się dzisiaj napracowałam 🙄 Osobisty karczował grządkę z poziomkami, które powędrowały dalej, a na ich miejscu rosły przeróżne chabazie. Po przekopaniu i dodaniu ziemi kompostowej wyszła przyzwoita grządka, którą zasiedliłam truskawkami. W międzyczasie piekłam tartę Tatin z gruszkami. Została zjedzona na słoneczku w towarzystwie ogrodowych sąsiadek, z których jedna, dobrze po osiemdziesiątce, poinformowała towarzystwo o najnowszych wydarzeniach w miasteczku i plajcie jednego muzyka i organizatora festiwalu operetki w naszym grajdole. Po 16 spektaklach „Zemsty nietoperza” zostało mu pół miliona franków długu i groźba zemsty ze strony niezapłaconych artystów 😯
pyra,
Pytasz, czy lososie sa solone. Jesli masz na mysli, czy sa nacierane sola przed upieczeniem, to odpowiedz jest ‚nie’. Na stole stal pojemnik z jakimis suszonymi ziolami, ale nie wiem, co w tym bylo. Niektore ryby posypywali tymi ziolami.
Nemo – bo zamiast „Zemsty nietoperza” trzeba było wystwiać „Złoto Renu”
Wróciłam z zakupów. WYDAŁAM pieniądze, a co!
Zakupiłam z kulinarnych, co poniżej, no cóż, uśmiechnęło się do mnie! Zwłaszcza to czerwone – szukałam czego innego, ale znalazłam to – i co mi kto zrobi?! Do pieczenia czegokolwiek w piekarniku, byle nie na piecu. Na cokolwiek na piecu to ja mam, a do piekarnika, wstyd powiedzieć 🙄
Dodam, ze nie zrujnowałam budżetu. Druga rzecz, nabyłam u Japonki od herbaty nowy czajniczek z kryształowego szkła – u dawnego uszko ledwie sie trzyma, a moze trzyma sie mocno (made in China – Chińczycy trzymaja się mocno!), ale wole nie ryzykować. W takim parzę herbate na dwoje – połowa czajniczka, lub na czworo. Nie esencję – herbatę!
Also,
pytałam Japonki, są takie *śklane* czajniczki na GOTOWANIE na piecu lub na gazie, specjalnie hartowane, ale szkło na moje oko tak samo cieniutkie, są u Japonki w sklepie, ale nie mam dostatecznego pretekstu, żeby zakupić. Co innego ten do parzenia herbaty. Poczytałam instrukcję, klną się na prochy przodków, ze można w tym gotować 😯
I oczywiście zrujnowałam się na herbaty, oprócz ulubionej yunnan kupiłam coś nowego, Lapsang Souchong 😯
Kupiłam, bo zapach ma… raczej podejrzany (guano?!) i to bardzo mocny. Ciekawam, jaki smak.
Japonka podsumowała, ze miesięcznie kupujemy u niej 400 gr. herbaty, w porywach wiecej. Cena? Yunnan – 7.50 za 100gram (była po 10$), a ta podejrzanie pachnąca 10.50$.
Dodam, ze Jerzor pije z ochotą torebkową Tetley i jemu za jedno, nie widzi różnicy. Widzi (czuje) różnicę, jak miejscowi parzą herbatę – jedna torebka tetley na litrowy dzbanek 😯
http://alicja.homelinux.com/news/img_0928.jpg
p.s.
Zaraz sobie tę Lapsang zaparzę. Sprawę zdam.
Alicja bardzo udane, czajniczka zazdroszcze
Za pierwszym niuchem to mniej wiecej guano, za drugim – wędzinka 😯
Już sie parzy…
*wędzonka
A tu wlasnie nabyty Idefix, Ippolite juz obrobiny przez Dage
http://www.joelle.de/index.php?app=gallery&module=images§ion=viewimage&img=69976
krolica jest zadowolona
A ja dzisiaj zjechałam po południu do miasta i zakupiłam 10 kg cukru. Teraz smażę konfitury ze śliwek, wydrylowałam je i zasypałam cukrem jeszcze w ubiegłym tygodniu a potem ciągle coś wypadało, ze nie dokupywałam cukru i nie mogłam ich skończyć. Ambitnie chcę zrobić wiadro konfitury greckiej – nie wiem czy ona jest grecka z powodu pokrojonych owoców (śliwki, jabłka, gruszki), niby jak ryba po grecku w pokrojonych jarzynach?, czy z innego powodu. Robi się te owoce osobno a potem lu do wielkiego gara, pomieszać i zasłoiczkować.
Jak skończę z grecką to wezmę się za łupanie orzechów, sporo mi ich z ubiegłego roku zostało, wymyśliłam – pod wpływem pytania Morąga o coś z orzechów bez mąki – że mogę te wyłupane orzechy przerobić na makagigę, a nawet kilka i zamrozić, niech czekają okazji.
Ooooo…. nawet dobra, aromat wędzonki, żebym tak zdrowa była, ale dla mnie, mimo ,że widać, ile zaparzyłam (3 łyżeczki herbaciane spore + 0.5 litra wody) troszkę za cienka (Jerzor popija i wrzeszczy z drugiego pokoju, że zapach wędzonej kiełbasy, więc się nie mylę chyba).
Hm. Nie jest za cienka – sugeruję się kolorem chyba, a kolor jest dość jasny, ja przyzwyczajona do ciemnego koloru. I nie myślcie sobie, piję z Białej Marii od Marka Kulikowskiego! Przy biurku z komputerem, no ale sprawozdawam przecież!
To już druga filiżanka, która piję i powiem wam, że z każdym łykiem ta herbata mi coraz bardziej…
Z charakterem jest, że tak powiem. Ale yunnan zostaje jako podstawa. Przecież wędzonki na codzień też się nie jada!
Polecam Lapsang dla smakoszy. Inszość.
http://alicja.homelinux.com/news/img_0930.jpg
Nemo, i to jajko było winne „pancernej rury” a nie jak myślała Krystyna, że brak masła. Przeczytałam kilka przepisów na strudel z „nowoczesnej” książki kucharskiej i tam piszą tylko o posmarowaniu roztopionym masłem już wyciągniętego ciasta. „Gdzieś” słyszałam, czy czytałam (o sklerozo 🙁 ), że kruche czy drożdżowe ciasto, przed położeniem owoców można zamiast bułką tartą, lekko wysmarować olejem lub roztopionym masłem, żeby sok z owoców nie „rozciapciał” ciasta. Oczywiście „rozciapciał” jest moim zamiennikiem fachowego określenia, którego nie umiem sobie przypomnieć.
W tym artykule też piszą, że należy tym ciastem tłuc o stolnicę. Pamiętam z wczesnego dzieciństwa, że Tata też tłukł tym ciastem zapamiętale. Dziś bym się Go zapytała …… o kim myśli, tłukąc w zapamiętaniu to ciasto 😉 Pamiętam, że tylko 2 razy udało mi się zjeść strudla „wyciąganego” przez Rodziców. Jak już byłam nastolatką, to Tata był starszym, schorowanym człowiekiem ( jak ja się urodziłam miał 46 lat) . Mama była młodsza od Niego o 18 lat, ale była to miłość „od pierwszego, do ostatniego spojrzenia”.
Nemo napisała:
„Kleofas zalatuje okoniem”.
Też tak pomyślałam. Zwłaszcza obecność Orki i Marka jest znacząca.
Wątpliwości wzbudziła polszczyzna, której często nie rozumiałam do końca, a tu poprawna. Przeczytałam tylko ostani wpis.
Dlatego zwątpiłam, ale jakkolwiek jest, niech mu dobrze idzie, będzie mógł pisać o sprawach, które uważa za ważne, zamiast się irytować.
Słowo daję nie wiem co ta Dagny kupiła. Drugą tajemnicą dla mnie jest kto zje te wszystkie Zabine konfiury ; nie wierzę, że troje dzieci – z czego jeden osesek nawet z pomocą rodiców pożrą 200 l konfitur
🙄
To miało być…
http://alicja.homelinux.com/news/img_0931.jpg
A ja się zastanawiam, gdzie Żaba produkcję upcha, bo spiżarnia przecież pełna 😯
Gospodarzu miły, dam czarnuszkę 🙂 Dziękuję 🙂
Pyro, sklep chyba trzeba bedzie otworzyc z tymi Zabinymi frykasami,
Zabo miej litosc nad soba!!!!
Idefix, Ippolite to maly krolik rodzaju meskiego, tez angorowo wlosiasty, towarzysz dla najpieknieszej ze wszystkich kroliczek zeby przestala mnie bic i gryzc.
Alicjo, piękne zakupy zrobiłaś! Czajniczek – cudeńko. Choć moje oczy aż podskoczyły na widok kamionkowej czerwoności 😀 Herbatka, też wygląda przystojnie.
Morągu, król-owa jest słodka i aż trudno uwierzyć, że potrafi bić 😉
Morągu, no i ja ciućmok, byłam przekonana, że króliczątko, to właśnie opisywana przez Ciebie niedawno wojownicza księżniczka 😳
Jotka,
dziękuję za miłe słowa i podkreślam jeszcze raz, że Twoje wpisy na innych blogach są naprawdę sensowne. Jesteśmy na podobnej fali.
Gratuluję ponadto takiej rodziny!
Mam nadzieję, ze zabawisz się pysznie (zabawiłaś, bo będziesz to czytała jutro) na Waszej imprezie.
Próbuję tym razem ze znakami dia… Zobaczę co ?łotr? z tym zrobi.
pepegor
Robi mi wiec z gesimi nozkami pytanka. Nic nie poradze na to.
Dołączyłam do fanklubu Żabiej Puchatki. Najpierw kilkakrotnie jadłam ją u mojej mamy a dziś upiekłam sama (z jabłkami i drobno zmielonymi orzechami). Rzeczywiście błyskawicznie się ją robi, a jeszcze bardziej błyskawicznie znika.
Konfitura grecka wygląda bardzo zachęcająco! Ja robię marmoladę-dżem z równych ilości jabłek, śliwek i gruszek. Cukru na oko, tak żeby nie była strasznie słodka. Bardzo ją lubię, zwłaszcza do nadziewania drożdżowych rogalików.
Zgaga, slodkie to one sa obydwa, krolica jest rzeczywiscie ksiezniczkowata i dumna, swietnie sie bawily na moim bialawym juz niestety chodniku ale to wielka przyjemnosc ogladac takie puchatki. Kot tylko przyszedl, powachal i wyszedl z mina „chyba juz kompletnie ocipialay dwa takie hopsale”
Pepegor,
diakrytyki wchodzą łatwo. Chcesz *ą* wciskasz *a* i prawe alt jednocześnie, to samo z innymi ogonkowcami, kreskowcami itd.
Wydawało mi się to karkołomne, a po tygodniu weszło w krew, serio! Jeżeli czasami mi nie wychodzi, to tylko dlatego, że mam starą klawiaturę, w którą muszę walnąć porządnie na niektóre litery, zeby… no właśnie, *z* wydaje się jakby zużyte nieco 😉
Nie jest to wymóg tego blogu, zaznaczam (żeby nie było na mnie!)
Pepegorze,
może zamiast ” używaj ‚ (znaczek z dołu).
Wszyscy wiedzą, osochodz, a „łotr” nie robi pytajników. 🙂
Alicjo,
ja tym razem napisalem na twardym, bo w wordzie mam juz zainstalowane i po prostu wkleilem. Ale tu, teraz wprost to nie wychodzi. Dziwnie, ale tylko ten cudzyslow.
Przed chwila polknelo mi, bo niby jestem za szybki. Nastepne napisze znowu na twardym i wkleje.
Alicjo, polskie ogonki tak się pisze, ale wcześniej trzeba skonfigurowac język i klawiaturę. Przepis „step by step” już wysyłałem. Oczywiście, że czytelne wpisy na blogu nie są obowiązkowe, ale to uprzejmośc dla czytelnika…
Zgago,
kamionkowa czerwoność była bajecznie tania dzisiaj, firma Cruaset, tam każde cokolwiek kosztuje około stówy. Może była promocja, może nie, ja nawet bym nie zauważyła, bo bywam mniej więcej 2 razy do roku po sklepach, i kurcgalopkiem, wiedząc, co chcę i nie chce wiedzieć, co podobno powinnam mieć.
No to powiem prawdę.
Byłam zła na Jerzora. Szukałam rondla, co to kiedyś miałam zamiar zakupić, ale drogi był (dobrze ponad stówę, ale taki na wieczność), odłożyłam zakup.
Nie było rondla. W rozpaczy chwyciłam za TO, bo się przyda i efektowne takie, po kieszeni chłopa walnie, a tu się okazało, że zamiast spodziewanej stówy plus, wyszło tylko tyle 😯
I jeszcze jakiś kupon dostaliśmy na 10$, do wykorzystania w ciągu tygodnia 🙄
Ja jednak jestem oszczędną kobietą, przeważnie z rozumu, ale czasem przez przypadek, jak dzisiaj.
Nie wiem co naciskam przez przypadek, ale już kilkakrotnie zjada mi napisany tekst; nie cały, ale powiedzmy 3 pierwsze zdania. To ja się wściekam (ale nikt mi nie proponuje taniej formy do zapiekania w pięknym strażackim kolorze.
Danuśka! ,
przekaż swojemu Francuzowi:
**Uprzejmie donoszę: pstrąg zaliczony! Dziękuję rowniez za appendix ktory wczoraj podrzucilas w postaci zdjec. Przesadzilam chyba troche z czosnkiem i pietruszka, ale to kwestia gustu. Faktycznie to nadzienie tak jak powiedziala chyba Danuska jest nadzieniem do slimakow. Nigdy ich sama nie robilam ale jadlam w restauracji i przypomnialam sobie ten smak (cos z Prousta!). Przepis przekaze mojej Mamie ktora nigdy w przeciwienstwie do mnie nie lubila zbytnio pstragow, narzekajac ze sa zbyt suche. W tym wydaniu suche nie sa. Pamietam natomiast ze zrobilam kiedys z braku karpia – pstraga w galarecie i nie byl to udany zbytnio pomysl. Suchy. Mnie osobiscie bardzo odpowiada pstrag tradycyjny: jajko + tarta bulka.**
Poszło w świat! I ludziska zadowoleni 🙂
Opinia o pstrągu przyszła na mój adres, ale Alainowi się należy, więc przekazuję.
Trochę o dniu dzisiejszym.
Popracowałem w ogródku. Chciałem właściwie radykalnie ogołocić co się da, ale potem zrobiło mi sie żal, bo tyle jeszcze pąków, które mogą jeszcze zakwitnąć, przede wszystkim przed domen, przy wejściu. Wyciąłem więc tylko stare chaszcze, wyrzuciłem flance ze skrzynek na poręczy schodków, a w ogródku za domem, przyciąlem porządnie rododendrony, bo się rozpanoszyły. Tyle zdążyłem, bo zaczęło padac. Wziąłem się więc za przesadzanie zaniedbanych roślin doniczkowych, kaktusów przede wszystkim, które trzeba przygotować do przezimowania. Tak mi więc zeszło.
Potem włączyłem compa i zacząlem czytać blog o d tyłu i jednocześnie sledzić TV, gdzie pokazywano streszczenie ligi piłkarskiej. Wpadła nagle moja LP i woła do góry i pyta, czy już jestem gotowy (18.30). Zapomniałem zupełnie, że dzisiaj mieliśmy się wybrać na Halinę Frąckowiak, na 20.00. Szybko więc sie wypucowałem i czekam na jednej nodze, oglądając dalej ligę. Moja się pucuje i przy tym dzwoni zawzięcie i tylko słyszę:
– Jak to wczoraj, ja byłam przekonana ze dzisiaj.
– A miałeś ludzi dosyć.
– No to dobrze.
Reszty już nie musiałem słuchać. Nie wyszło po prostu. Ona zeszła już w domowym dresie, a ja ją zapytałem, co ja mam ze sobą teraz zrobić? Nie było pomysłu kogo by tu napaść, więc wróciłem do bloga. Jeszcze się nie przebrałem z powrotem. Zaraz to tez zrobię, bo ona woła do winka.
Na jutro mamy inne plany.
pepegor
Zgago,
z perspektywy wieloletniego doświadczenia wiem, że na kruchość ciasta wpływ ma tłuszcz. Jaja podnoszą elastyczność, a w moim sławetnym strudlu spowodowały, że upiekłam makaronową rurę 🙄 Strudel piekę kilka razy do roku i znam wiele przepisów, a w każdym jest tłuszcz albo od razu w cieście, albo do smarowania rozciągniętego jak najcieniej. Również do smarowania zwiniętego, przed pieczeniem. Do ciasta najlepiej dodać smalec lub olej, natomiast smarować należy roztopionym masłem. Jaja są w niektórych przepisach, w niektórych – nie. W przepisie węgierskim dodaje się do ciasta łyżkę octu i smalec (niewiele). Ciasto należy rozciągnąć tak, by widać było wzór serwety pod spodem. Niektórzy radzą zagniecione ciasto włożyć na pół godziny do gorącego garnka (najpierw zagotować w nim wodę i wylać), przykryć pokrywką i dopiero później wałkować i rozciągać.
Pepegor,
mnie nie przeszkadza, że tu siedzisz w krawacie 😉
Nigdy nie piekłam strudla, a to dlatego, że przeczytałam, kiedyś tam, dawno temu, że nieodzowne do tego ciasta są następujące elementy : korytarz co najmniej 5 m długści, wielki stół kuchenny, i silna dziewka służebna. Nie dysponowałam żadnym z tych elementów. Na stole pod serwetę należy położyć talerzyk odwrócony spodem do góry, na tym położyć rozwałkowane ciasto, potem pani domu chwyta ciasto z jednej strony, a dziewka rozciąga. Jak ojdzie przez korytarz do drzwi wejściowych, to ciasto dobrze rozciągniete (tu mordka) I jak ja miałam piec strudel?
Pyro, 😆
🙂
http://www.youtube.com/watch?v=eQG50g1wRfQ
„Mieszkańcy terenów dawnego zaboru austriackiego do dzisiaj przygotowują strudla jabłkowego sposobem opisanym w publikacji Walburgii Fójcikowej ?Nasza Kuchnia?, wydanej w kwietniu 1937 roku w Czeskim Cieszynie: ?Na strudel najlepsza jest mąka gładka pszenna, węgierska lub amerykańska. Z grysikowej mąki ciasto prędko wysycha i rwie się, więc nie można go cienko naciągać. Z mąki zrobić na stolnicy wieniec, w środek włożyć kawałek świeżego masła, kawałeczek smalcu, 1 jajo, trochę soli i trochę letniej wody. Ciasto rozrabiać najpierw nożem, następnie ręką i ubijać tak długo, aż zupełnie od ręki i od deski się odłączy (10 do 15 minut). Ułożyć na mąką podsutej desce, nakryć zagrzanym rondlem kamiennym albo misą porcelanową i zostawić na 10 minut. Przygotować obrus, posypać lekko mąką grysikową: ciasto ułożyć na nim, rozwałkować trochę, posmarować rozpuszczonym masłem i naciągać ze wszystkich stron na ładnie okrągły i cienki prostokąt. Brzegi odciąć. Ciasto skropić masłem (do strudla jabłkowego). Posypać tartą bułką, nałożyć jabłek drobno poszatkowanych, posypać cukrem, cynamonem, trochę rodzynkami i szatkowanymi migdałami (można też i tartą czekoladą), zwinąć, ułożyć na blachę, posmarować rozpuszczonym masłem i piec przy miernym ogniu ? godz. do ? godziny?. Strudel jabłkowy jest charakterystycznym deserem dla dawnej wykwintnej kuchni Śląska Cieszyńskiego.”
Tak też robiono strudel w mojej rodzinie.
Pyro,
masz przepis, w roli dziewki zatrudnisz jakiegoś domownika.
Piec 1/2 do 3/4 godziny
Nemo, dzięki ale wolę żeby ktoś inny upiekł i mnie poczęstował. Mam zadawnione opory
no i dlaczego mi taki, co do mnie przylazi z ta strucla, nie powie, ze to nalezy do wykwitnej starej kuchni, tylko, ze to tanie i dobre na przeczyszczenie…
ta mania ganienia za, jak to oni tutaj mowia, „elitaryzm”
Pyro, Radka zaangazuj Rodzine, Radka na smycz, przejdzcie sobie do Ahlbeck (przeurocze miasteczko) i kup sobie ta mrozona nawet w aldi
Danuśka,
Przekazałam właśnie Jerzoru, co powyżej-wyżej Alain wczoraj napisał (nie miałam czasu na przeczytanie wszystkiego, tylko na wyrywki).
Jerzor się bardzo ucieszył i pozdrawia Alaina 🙂
OK. To ja do kuchni, zabrać się za przygotowania do obiadu. Wielkie mecyje, goście zjadą najwcześniej za 2 godziny, swiństwo dochodzi szybko, nie wiem, dlaczego Jerzora nosi, żeby już, bo nie zdążę. Kazałam mu posprzatać chałupę. „Tak, tak…”
I leży na kanapce z laptopem.
Dekoracyjny (Pyry słowa) to on ci jest (ja też nie uważam siebie za babę-jagę, a co!), ale przydatny inaczej.
Idę, bo jeszcze muszę przygotować kominek do rozpalenia, nanieść drewna etc. Nie, nie mam złudzeń, a ponieważ chcę naszych gości ugościć jak najlepiej, zdaję to na siebie.
OK. Przyznam jedno – Jerzor mógłby być drwalem. Lubi rąbać drewno, takie pnie okropne. Tylko żeby jeszcze mu się chciało w kominku napalić… 🙄
Morąg – co ja Ci zrobiłam? Czemu się znęcarz?
Nemo, to jest to ! Przynajmniej jeśli chodzi o rozciąganie do niemożliwości. Ja o tym nie pisałam, bo ostatni raz Rodzice robili strudel jak miałam najwyżej 5 lat i nie byłam pewna, czy dobrze pamiętałam proporcje wyciągniętego ciasta do powierzchni naszej kuchni (4-5x większej niż moja obecna) ale okazuje się, że dobrze pamiętałam dochodzili oboje do połowy kuchni a stół był „fest”. Pamiętam tylko, że jak Mamie się gdzieś przerwało, to Tatko tylko; „uyhm” 😉 i wzdychał. Tylko do Jego przepisu nie mam dostępu z przyczyn wiadomych (gotyk).
Pyro, moja Mama robiła za „przepisową” dziewkę 😀
Ja nigdy nie miałam odwagi się zabrać za zrobienie strudla, ciągle mi się zdaje, że jak coś sknocę, to usłyszę „uyhm” 😉
Pyro, podlechtana informacja, ze strucla z jablek nalezy do wykwintnej kuchni Cieszynskiego Slaska (nauczylam sie czego dzieki blogowi) odpuscilam sobie ksenofobie struclowa i z racji tego, ze nie moge Ci podeslac ani dziewki ani przedluzyc przedpokoju, stol na 12 osob mam na wsi, polecilam Ci kupienie tej mrozonej strucli przy okazji ogladania przeuroczych, pieknie odnowionych pensjionatow w Ahlbeck, przeciez to kawaleczek. Te mrozone strucle tez nie sa zle, dobry sos waniliowy tez mozna dokupic, to wszstko zalezy w jakim towarzystwie sie je spozywa, wazne zeby to bylo towarzstwo zainteresowane smakiem a nie metabolizmem.
Wiecie co, to male slodkie kroliczatko ma taaaaaaaakie duze pchly! Juz jedna po mnie skakala. Jutro lece do apteki po srodek anty, a niech to…
Morąg,
z kim Ty się w tym Berlinie zadajesz? 🙄 Trzy i pół miliona ludzi, a Ty taki element wpuszczasz do domu? 😯
Alicjo,
ja mam takiego dekoracyjnego szwagra, który też chętnie rąbie drzewo 😉 Nigdy nie widziałam, żeby zmywał…
Oj, wszystkim zainteresowanym przypominam nieśmiało, że dziś w nocy śpimy o calutką godzinę dłużej 😀
1111 <— ?! 😯
Aż mnie zatkało z powodu tego kodu.
Polędwiczki nasolone, napieprzone. Wszystko mam gotowe. Tylko na piec i do pieca.
Jerzor wyniosł do lasu dla zwierza zbędny tłuszcz, a właściwie takie tam łykowate scięgna, niewiele, ale zdarza się. Jeszcze nie wie, że najpierw opiekę to na smalcu, który zakupiłam w polskim sklepie 😎
Podobno zejdę śmiercia nagłą, jak będę używała smalcu. Ale się tym przejmuję!
Życie jest śmiertelną chorobą, przenoszoną wiadomo, jak. Mecyje wielkie, smalec…
Idę się napić jakiegoś sangiovese, zanim się wezmę za to świństwo.
Morągu, może to jest „pchła Szachrajka”, zapytaj ją jak ma na imię. Ponoć i pchły można wytresować. 😀
Morąg,
nie miałam na myśli króliczka z pchłami 😉
Bardzo chętnie pośpię dłużej, jeśli się nie obudzę w środku nocy 🙄
Jutro jesteśmy zaproszeni na rumuńską kolację. Przyjechała teściowa Geologa.
Nemo,
ten zmywa, sam z siebie, chyba tak ma 🙄
A ja zmywam po nim – juz dawno zabroniłam, bo szkoda wody, ale jak ASzyszu – nie przetłumaczysz.
„Zmywanie” ogranicza się do wlania w garnek lub cokolwiek zimnej wody, zakręcenia tymże – i wymyte.
Wyobraz sobie szklanki po takim zmywaniu 😯
Nemo, zaczynam miec podejzenie, ze mieszkajac na przedmiesciu Kolonii, w dzielnicy polozonej nad Renem, nie mialam pojecia o kraju w jakim przebywam. Najpierwe znalam ludzi na uniwerku, a potem to bylo tak, tu dom (tzw. miejska willa, nie moja co prawda) posrodku bank – wiedzacy dokladnie ile sie zarabia a za bankiem rozglosnia. W dzielnicy tej jak przechodzil pan z wielkim warczykowatym wegierskim chyba owczarkiem to wszyscy klaniali mu sie z szacunkiemi, bo wiedzieli, ze to emigrant z 56 roku, jak szla glosna, dowcipkujaca grupa ludzi mowiacych po hiszpansku, to wiadomo bylo, ze to pracownicy redakcji latynoskiej, jak przechodzil Afrykanczyk to wiadomo bylo, ze to Afryka-Redaktion, jak szedl Turek z zona to wiadomo bylo, ze maz odprowadza zone do roboty. Niedaleko mieszkala Tina Turner, stare mieszczanstwo i yuppi´s. A tutaj to, jak powiedzial moj ortopeda pochodzacy z Wiednia „Berlin byl zawsze biednym miastem i ludzie tutaj to zachowuja sie tak, jakby chcieliby ci nasiusiac od razu na buty”.Stwierdzil tez, ze „nic z tego miasta nie bedzie, choc obojetnie ile pieniedzy sie w nie wladuje”. Niestety dyrekcja naszej rozglosni zlikwidowala nam programy, musielismy sie przeniesc do tzw. stolicy a ja najwyrazniej nie mialam pojecia, ze w duzym miescie moze panowac taka mentalna bieda i arogancja, poza tym to byla zamknieta wyspa i oni nawet specjalnie nie jezdzili za granice (mowie o B-West) co w zachodnich Niemczech bylo normalka i zatrzymali najglupsze cechy, oszczednosc az do bolu i robienie z tego ideologii w zyciu, kino, teatr, ksiazki, wstawy- zapomnij. No i roszczeniowe nastawienie, bo im doplacano za fakt mieszkania w Berlinie.
Tak, tak, śpimy godzinę dłużej, ale za to godzinę wcześniej będzie ciemno.
Niniejszym donoszę, po raz n-ty, ze mi brak ciapkówi ogonków przy literach kompletnie nie przeszkadza w czytaniu i, co ważniejsze, rozumieniu tekstu.
ale nie zaczynajmy dyskusji, z tym wyjazdem do Berlina to bylo kula w szambo. amen. a z urbanistycznego punktu widzenia takie ladne miasto, zielone, szerokie ulice i kazda dzielnica ma swoje centrum, placyk wokol ktorego sie skupia, jak w wioskach, z ktorych to miasto powstalo.
Tina Turner mieszka teraz w Kuesnacht koło Zurychu (z jednym Niemcem 😯 ).
W Berlinie Zach. mieszkali różni, też podróżujący po świecie, bo spotykaliśmy ich np. w Skandynawii, a nawet potem nocowaliśmy u nich w B. Koniec lat 70. początek 80. Rozejrzyj się trochę lepiej 😉
…nie przejmujesz się tym Berlinem za bardzo, morągu ?
Miasto jak miasto, gdziekolwiek w świecie. Mieszkańcy jak mieszkańcy, także samo zarówno…
Połaz o Morągu, znajdziesz to samo, może nie w sensie urbanistyki, a w sensie miasta, jakie jest. Z mieszkańcami i tak dalej.
…a wioski to osobna sprawa. Uważam, że najlepsza społeczność, jaka może być.
Sama nie wiem kto to wszystko zjada, ale ostatni remanent nie wykazał „towarów przeterminowanych” w większych ilościach. Trochę dżemów wylądowało w beczce z winem, głównie z czerwonej porzeczki, jakoś na nie nie ma zbytu, to i robić przestałam.
Żabo, a co Ty na propozycję Morąga z 20:13, otwarcia sklepu ze swoimi przetworami?
Widzę, że za późno zadałam pytanie 😉 Odpowiedź już szła 😉
No wiec teraz w tym Charlottenburgu, choc mieszka duzo Turkow ale oni sa zajeci, pracuja, zyja swoim zyciem i nie sa sfrustrowani, panuje taki kult naszej dzielnicy i juz wspolpracuje z tymi ludzmi z tzw. Kiez, bo ja nie moge wytrzymac tylko w konsumpcji i wegetacji
O, zgago, ja to widzę – tylko musiałby to być jakis sklep w Połczynie (łatwo dojechać) i Żaba nie musiałaby się tym zajmować – wierzcie mi, ona naprawdę ma co robić! Najlepiej nadwyzki zdawać komus, kto mógłby to sprzedać.
O, mówi wam to baba, która na zna się na robocie, a nie na biznesie. Ale co się nasłuchałam, to się nasłuchałam 🙄
Co do sklepu z produktami Zaby, u siebie tego Zaba nie sprzeda bo cala okolica ma swoje produkty. Bardzo mis sie podoba to u Austriakow, ze maja te knajpy, gdzie wieczorem spotyka sie cale towarzystwo i spozywa winko i produkty kupowane u okolicznych chlopow, nie wywieszaja wielkich sztandarow z napisem bio lub eko a maja jak najbardziej ekologiczne przetwory.
Toast za wszystkich rodzinno-blogowych magistrów, doktorów i profesorów oraz za zdrowie Brzucho, spełniony. Lampka po 4 godzinach „wyschła” więc pora iść do Morfeusza.
Życzę Wszystkim spokojnego, nieprzerwanego snu.
To się tylko tak wydaje, morągu, ze konsumpcja i wegetacja. Pogadać z ludzmi… i co człowiek to inna historia.
Przecież jesteś pracownikiem socjalnym, powinnaś to wiedzieć.
…jak świat się nie podoba, trzeba go naprawiać. Najlepiej zacząć od siebie.
Alicjo a sklep internetowy ??? Byłabym pierwszą internetową klientką. No bo jak po te pychotki dojechać przez całą Polskę ? Przecież wszystko wykupią, zanim mnie PKP o PKS „dokulało” 😥
Oczywiście miało być PKP i PKS 🙁
nie jestem pracownikiem socjalnym, zyje wlasnie z gadania z ludzmi albo pisaniu o nich i sprawia mi to przyjemnosc, tylko, ze teraz jest wiekszy popyt na tzw. bulwar, socjalne zaangazowanie spycha sie teraz na spontaniczniakow wolontariuszy
sklep internetowy, to jest kwestia organizacji, prowadzenia strony, przyjmowania zamowien, towar trzeba efektownie opakowac, dopilnowac wysylki, to praca na dwie osoby przynajmniej a sama Zaba ma wystarczajaco duzo obowiazkow.
Moje drugie dziecko z pierwszego małżeństwa (od razu wyjaśniam, ze drugi raz za mąż nie wyszłam i nie zamierzam), czyli córka, nieco mnie dzisiaj zdołowała, zapytana jak jej smakował tort urodzinowy jej brata. Otóż nie specjalnie smakowała jej masa i ciasto właściwie też, to znaczy, że ona woli taki klasyczny tort orzechowy a nie jakieś wynalazki. Ponieważ znaczna część jedzących wyrażała inne, powiedziałabym, że nawet przypochlebne opinie, więc aż tak całkiem zdołowana się nie poczułam, natomiast zaczęłam rozmyślać – i to jest pozytywny aspekt tej sprawy – jaki tort można zrobić, żeby zarówno moja córka (o zięciu nie wspomnę) jak i jej alergiczne dzieci mogły go zjeść i nie dostać wysypki. Wyszło mi, ze jedynie jakowyś migdałowy, bo migdały mogą jeść a orzechy nie. Masa też musi być bezjajeczna.
Biały tort prowancki robiło się u nas w domu jedynie na bardzo specjalne okazje: śluby lub chrzciny, na zwykłe urodziny to wręcz profanacja.
Przy pewnej modyfikacji masy mógłby być, tyle że ja dotąd żyłam w przekonaniu, ze uczulające są żółtka jaj a białka w zasadzie można jeść a tu Eska mówi, ze jej wnuczka akurat ma wysypkę po białkach. Muszę zrobić głębszy wywiad w sprawie.
przeciez jest cos takiego jak „skaza bialkowa”
ale czym Ty Zabo sie przejmujesz, Jadzia stwierdza, ze ma na to czy owo alergie aby za piec sekund pozrec to to w nadmiernych ilosciach i jakis zadnych skutkow ubocznych nie widzialam
…hm. Nie o to mi szło, Morągu, pracownik socjalny czy nie, ale rozmawiasz z ludzmi i jesteś wśród nich.
Ja od 27 lat mieszkam w społeczeństwie multi-kulturowym i nie jestem zmęczona czy zniesmaczona, wręcz przeciwnie, bardzo mi się podoba ta mieszanka z całego świata. Zresztą, mamy chińską rodzinę 😉
O psiakość… zapomniałam, o co szło 🙁
O! może o to, że chciałam napisać, że Europejczycy inaczej myślą o integracji z innymi nacjami. Tutaj jest to naturalne, każdy jest skądś.
Przeciez ja nie mam nic przciw integracji i imigrantom, przeciez ja jestem na tym wychowana w trakcie pobytu w zachodniej czesci kraju, opisujac moja dzielnice w Kolonii chyba to przedstawilam, to bylo normalne, ze zyja ludzie z roznych nacji i do nich odnoszono sie z szacunkiem. Ilu polonofili poznalam tam, ktorzy sie do mnie zglaszali aby im cos wyjasnic, opisac, nauczyc. Tu w Berlinie mowi sie o multikulti ale jest to tylko bardzo zlowrogie bycie obok siebie i arogancja spowodowana zupelna nieswiadomoscia i brakiem checi poznania innych, streowana zreszta przez instytucje urzedowe i nawet kulturalne. Ja np. w Kolonii przed wielu laty nie wpadlam na pomysl, zeby sie starac o obywatelstwo niemieckie przed uplywem odpowiedniego czasu, kiedy moglam zlozyc podanie, to sam urzad napisal do mnie pismo po 7-latach, ze jestem wg. nich tak zaintegrowana, iz moge otrzymac to obywatelstwo juz po 7- miu a nie po przepisowych 10-ciu latach. A tu jest rechot w urzedzie np. meldunkowym „Pani ma magistra, ciekawe w jakim fachu, he, he”
Jeszcze jedno i koniec, pozegnalam sie z centrum integracyjnym, bo szefowa miala do mnie pretensje, ze nie moge jej dostarczyc polskich kobiet, analfabetek na kurs, stwierdzilam, ze polscy analfabeci to raczej rzadkosc, ze musialabym szukac z lapanki i naogol nie sa oni chetni do podrozowania po swiecie, a pod koncertem utworow Chopena to moja „firma” sie nie podpisala, oswiadczyla pani burmistrzyni, ktora mnie wypozyczyla sale na ten koncert w ratuszu, ze pozwolilam sobie na samowle, gdyz koncert z racji tego, iz mial mijesce przed swietami, mogl miec aspekty klerykalne, to q… na tle czegos takiego, ojciec Rydzyk w Polsce to wychodzi nawet na kosmopolite.
Ide spac, musze sprawdzic gdzie jest pchla Szachrajka, dobrej nocy
Morągu, odniosłam wrażenie, że się troszkę miotasz.
Zresztą mam takie wrażenie, że Europejczykom jakoś ta integracja ciężko przez gardło. Ale o tem kiedy indziej, tylko zaznaczam, że widzę różnice.
Tymczasem…
Jerzor wlazł na dach nad pokojem Maćka na górce. Po jaka cholerę, nie wiem. Naruszył coś tam, co własnymi rękami zaklajstrowałam lata temu. Pada deszcz. Kapie w pokoju gościnnym, tam mają spać nasi dzisiejsi. Dobrze, że to prawie rodzina i będą wyrozumiali na pewno.
Wykipiało mi z gara, głupiam, za dużo tego nakładłam. Włączył się system przeciwpożarowy, bo kipiące się pali w piekarniku i wyziewa.
Zaraz przyjedzie straż pożarna albo co. Włączyłam wentylację na cały gwizd.
Donoszę, że wasz ulubiony Jerz stwierdził, że ani mam tknąć kominka, jest ciepło, gorąco wręcz. Łaska boska… mam nie tykać. I tak nie wiem, w co ręce włożyć!
Wiem – jestem zorganizowana 😉
…nic nie mówię, ale cicho też nie będę….zapachy z piekarnika boskie! Cholera, goscie juz powinni być, w miedzyczasie to i owo torarzyszące świństwu zrobiłam, a ich nie ma 🙁
Jolka spi jak susel w swoim pokoju a na mnie spadl obowiazek uwolnienia myszy która postanowila zwiedzic worek na plastikowe odpadki.
Ponadto karmi mnie róznosciami od krewetek poczynajac. Bylismy dzisiaj miedzy innymi w sasiednim miasteczku gdzie podaja swietna kawe i pyszne ciastka. Dlugi tydzien nagle zrobil sie bardzo krótki. Moze by tak zmienic kalendarz przechodzac z julianskiego poprzez gregorianski na Pana Lulkowy.
Wtedy tydzien trwalby 44 dni.
Pieknej nocy Wam zycze a dokladne sprawozdanie z kuracji napisze Jola kiedy bedzie miala dostep do wlasnego komputera
Pan Lulek
Goście poszli spać, z sufitu kapie w ich kanciapie, niech to diabli… 🙁
No, nie na wyrko, tylko obok, podstawiłam miskę. I wiem, dlaczego kapie, ale nie wskażę paluszkiem. Było nie włazić na dach!
Goście bardzo chwalili pieczeń, powiedziałam, że kucharki sekret, a i tak nie powtórzę, jak zrobiłam. Nie zapisuję, nie pamiętam, jak wyjdzie, tak wychodzi.
Ma się tą rączkę do gotowania 😉
Orca,
Późno dzisiaj, przeczytałem co się działo w ciągu dnia.
Dziękuję bardzo za filmy, ciekawe i smakowite. Jesli masz coś takiego, możesz zawsze wrzucić, ja na pewno obejrzę.
Niedaleko ode mnie jest Shinnecock Reservation, stosunkowo niewielki skrawek ziemi, który łaskawcy zostawili właścicielom, plemieniu o tej samej nazwie. Każdego roku w Labor Day weekend odbywa się w nim trzydniowy festiwal indiański. To jedyna data kiedy biały może tam wejść. Tańce, stroje, jedzenie, zjeżdżają przedstawiciele różnych plemion ze Stanów i Kanady. Byłem w tamtym roku. Bardzo ciekawe, jesli znajdę zdjęcia, to któregoś dnia dołączę.
Shinnecock jest jedynym rezerwatem na Long Island. Część mieszkańców zajmuje się handlem, stawiając swe kioski tuż na granicy – wiadomo, na terenie rezerawtu nie obowiązuje prawo stanowe, nie ma żadnych podatków, policja i inne państwowe służby mają wstęp bardzo ograniczony.
Cena ziemi w tej okolicy sięga astronomicznych sum (słynne Hamptons na Long Island), były i są oczywiście zakusy na rezerwat, już były plany na budowę tam kilku kasyn gry, na szczeście skończyło się na planach i zakusach.
Nowy,
to tak jak u nas. Zakusy, ale zdrowy rozsądek zwycięża.
…to znaczy, jak się kiedys Quebec chciał oderwać od Kanady (wiadomo, choragiewka wiewająca) , to Indianie powiedzieli – proszę bardzo, ale 90% terytorium należy do nas, w tym 100% terytorium miasta Montreal.
Zatkało wszystkich, nie ma sprawy. Oh, Canada! 🙂
Pada. Piesio obudził mnie o 7.00, bo go przypiliło, wyszedł na próg, popatrzył i zrezygnował. W pół godziny potem Rodzina go wyprowadziła siłowo, po 10 minutach wrócił przemoczony do skóry. Wytarty wlazł natychmiast do torby i nie ma pieska. Zabrałam się za Koran – a mówiąć szczerze za komentarze do Koranu (Haneczka polecała). Te wszystkie święte księgi to niezły kawał literatury. Tu zaznaczę, że najlepiej czytało mi się Księgi Wedyjskie – nie miałam po prostu do nich emocjonalnego stosunku, traktując jako literaturę sensu stricto. Koran, Biblia, Tora – no, podejście jest inne, duuużo ostrożniejsze. Podświadomie szuka się znanych opowieści, fragmentów Kodeksów Prawodawcy,podobieństw i różnic. No to by było na tyle. Teraz idę do kuchni, bo trzeba to i owo przygotować. Swoje papiery już z biurka zabrałam i spakowałam. Za godzinę wytrę biurko, zmiotę podłogę i będzie to równoznaczne z „wyprowadzką z tego pokoiku. Pewnie Młodzi wrócą padnięci i będą chcieli się położyć w spokoju. Może jeszcze raz czy dwa odezwę się na blogu, a potem już z Poznania, we wtorek
Moderator jeszcze godziny na blogu nie zmienił, taka obserwacja bez znaczenia.
U mnie wieje z południa potężnie. Mglisto.
Tyle na razie.
Byłam „nausznym” świadkiem, kiedy reporter TVN42 Leszek Kawłat pytał /retorycznie/ czy teraz Adamek stoczy walkę z braciami – jakoś na K. Słowo daję – braciami
Witam Szanowne Państwo 😀 I życzę pełnego odpoczynku wszystkim zapracowanym blogowiczom z Gospodarzem na czele 😀
Żabo, a podzielisz się przepisem na tort prowancki ? Ja wprawdzie mam przepis na tort migdałowo-pomarańczowy (Tatowy oczywiście 😉 ), bez mąki, ale za to 6 jaj. Moje dzieci są obie-trzy (trzy, to siostrzenica) typowymi dziećmi okresu przekraczania planów kopalń, hut żelaza i metali kolorowych, czyli epoki „Edzia” i wszystkie urodziły się z tzw. skazą białkową, która jest tylko ewidentnym znakiem, że będą kłopoty z alergiami różnego typu. Moja starsza miała w dzieciństwie alergię na biały ser, z wiekiem się tego pozbyła, ale dostała alergii na ….kiciadełka 🙁 . Młodsza z kolei ma alergię na chemię gospodarczą i jej ręce trzeba bez przerwy ratować, bo jest niemożliwym czyściochem. Z kolei siostrzenica ma alergię na pleśnie i grzyby. Dla niej to prawdziwe nieszczęście, bo zawsze przywoziła ze swoich wypadów do Francji wszelkiej maści sery, które zjadałyśmy z zamkniętymi z rozkoszy oczami. Ale wszystkie jadły domowe torty w ilościach nieprzyzwoitych. Mój zięć ma też uczulenie na orzechy ale tylko laskowe, inne „ciumka” bez problemów.
Jeśli chodzi o jajka, to wiem tylko, że żółtka maja ogromną zawartość cholesterolu, nigdy mi alergolog nie mówił, która część jajka uczula, ja zresztą o to nie dopytywałam, bo moje wtrząchały jajka pod każdą postacią – na szczęście.
Pyro, jakoś mnie to nie dziwi. Już od lat słyszę u poszczególnych reporterów, czy sprawozdawców słynne ; „zapowiedzieli, że zrobiOM” . I muszę przyznać, że mi się z mety podnosi ciśnienie. Nie mogę pojąć, że w naszych mediach jedyną kwalifikacją aby być ich pracownikiem, jest wygląd.
nie ma zlej pogody, jest tylko nieodpowiednie ubranie
http://katewisienka.blog.onet.pl/O-Toskanii-romantycznie,2,ID392862050,n
Morągu, Tobie życzę „wyprowadzki” Szachrajki o ile się nie da wytresować 😉
Ty masz tylko jedną a wiele,wiele lat temu miałam przed drzwiami stojące 2 „sieroty” (mój były i starsza córka), które wróciły z piwnicy i były pchłami wręcz pokryte 😕 To była akcja – pierwszy raz w życiu (i mam nadzieję, że ostatni) widziałam ruszające się swetry. Zgroza. Nie wiem jakim cudem, nawet nie wpadłam w panikę, co mi się często zdarzało na widok … pająka 😯
Ciekawe, jak bylam w lecie w Warszawie, to w pewnym momencie prawie cale podworko pokryla nalawica pchel i oblazly one przerazone dzieci oraz ludzi tam przebywajacych, oczywiscie zaraz przyjechala odpowiednia sluzba ale byl to szok
mnie natomiast dzisiaj w nocy, chyba po tych wynurzeniach, opatrznosc wylaczyla prad w jednym pokoju i przedpokoju, oczywiscie jest to pokoj, w ktorym jest zamontowany router od komputerow. Walnelo niezle, zrobilo sie spiecie, liczniki sa zamkniete w specjalnej piwnicy, dozorca niedostepny, jedziemy na przedluzaczach a dzisiaj przychodza goscie.
Żabo, zapomniałam Ci się „pochwalić” 😉 , że mam jedną rzecz wspólną z Twoimi konikami a mianowicie cudowną …..”końską maść” 😆 Jak widać na stare lata już „człowiecze” maści nie skutkują 😀
Pyro nie pakuj sie, skorzystaj z tego, ze ta Rodzina jest taka uprzejma i nmow ja aby Cie przewiezli wzdluz promenady w Ahlbeck, zanurzysz sie w aure czasow opisywanych przez Tomasza Manna, tam mozna pomarzyc, sa to kulisy do filmu kostiumowego.
Morągu, że liczniki są zamknięte w piwnicy, to jeszcze rozumiem ale bezpieczniki też ?
tu na gorze mam tylko licznik od gazu, innych urzadzeni nie widze, tez tego nie rozumiem, poczekam na znajomych, gdyz do dlaszych poszukiwan musze przepchac na inne miejsce szafe w przedpokoju i najpierw ja wyproznic
Te wlasnosci ziemskie to ciekawa sprawa.
Jakby tak wszyscy chcieli odebrac co swoje, co uwazaja za swoje – dopiero zrobilby sie balagan ogolnoswiatowy.
pepegor dzialalnosc ogrodkowa prowadzi, ASzysz melioracje przeprowadza, Pyra szykuje sie do „odlotu”, nemo z Osobistym grzadki przekopuja – podobnie jak my, Alicji kapie… ciekawy weekend. Mam nadzieje iz byl rowniez smakowity.
Wombat dzisiaj przygotowal na obiad slodko-kwasna wieprzowine po chinsku. Bylo bardzo dobre.
Cotygodniowa laba dobiega konca, przynajmniej w naszym zakatku. Zycze Wam udanego tygodnia.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Aaa.. zapomnialabym. Znakow diakrytycznych uzywac nie moge. Za kazdym razem gdy ustawiam na alfabet polski komputer zaczyna dziwne rzeczy wyprawiac.
Tak wiec widzisz Cichalu nie zawsze udaje sie przestrzegac etykiety i byc uprzejmym. Nie wspomne o tych co to obslugiwac w100 procentach komputera nie potrafia i natykaja sie na trudnosci roznorodne. W tym znaki diakrytyczne.
Z uprzejmym dygnieciem
Echidna
Dzień dobry Szampaństwu.
Moi goście śpią słodko razem z Zorro, blizniaczym bratem (ehm… to chyba epitet, brat-blizniak?!) Radyjka Pyrowego.
Obiad, ten polędwiczkowo (schabowo)-śliwkowy, zrobił furorę. Kombinacja suszonych śliwek i sporej ilości cebuli jest znakomita, zapomniałam o kminku, a nawet czarnuszce, chociaż czarnuszka z własnego zagona, że tak powiem (to te śliczne, pierzaste, kolorowe kwiatki, o które latem pytałam, co za cholera mi rośnie). Wystarczą dyżurne i te dwa składniki, żeby wyszło znakomicie. Kombinowałam, czy nie zmiksować sosu, ale nie warto – warto natomiast rzucić na ukrojony kawałek mięsa te śliwki w towarzystwie cebuli – ładnie wyglada i pobudza wyobraznię! No i niebo w gębie.
errata
w 100
Zgaga –
co to sa „kiciadełka”
E.
…a bo co do tych znaków na „de”, to zależy, kto jakiej klawiatury używa. U mnie prosto, bo i klawiatura prosta, ale są te insze, co to cholery można dostać, żeby nie wiem, co.
Z przyjaznym machnięciem ręką ku tym Down Under 🙂
Az wstyd sie przyznac, ze jest cesarska pogoda. Jolka przygotowuje podobiadek a na godzine 14.30 bedziemy skladac wizyte w pracownmi artystycznej gdzie beda nas podejmowac Pani Dittrich seniorka i chyba nie wiem jakiego uzywac tytulu pan towarzysz Marx. Karmimy ptaszory i w ogólnosci fajnie jest
Pan Lulek
U nas tez nienajgorzej… tylko Zorro szczeka, co jak na kanadyjskiego psa jest niesłychane (ale słyszalne).
Ptaszory pokarmimy za chwilę.
Echidno, „kiciadełka” = kotki, takie słodkie, mruczące, działające anty – reumatycznie. Starsza najpierw, przyprowadzając kotka nauczyła mnie go wielbić a potem dostała alergii na kotka i trzeba go było podrzucić siostrzenicy. I już nie było wieczornych „okładów” ani mruczanek 🙁
Mimo, że „bada” różne nanorurki w Niemczech (już 3 lata), to jednak odwiedza domeczek i nie może być w domku – rzeczonego kiciadełka 🙁
aa.. to tak jak zwierzydelka. Juz wiem
E.
Panie Lulku –
a coz to za wstyd ze cesarska. Wspanialosc sama. Udanej wizyty i niech cesarska trwa jak najdluzej.
E.
W całym domu pachnie pieczona właśnie jagnięcina. Buraki się gotują. Obiad niebawem.
Witam, dziękuję za wszystkie miłe słowa.
Mogę sprawozdać bardzo dokładnie co podano w piwnicy, ponieważ każdy z nas otrzymał wydrukowane menu, z którego pilnie przepisuję:
Aperitif
Gancia Prosecco
Sok pomarańczowy (dla dzieci, bardzo ładnie podany)
Przystawka zimna
Łosoś wędzony z kozim serem i trio paprykowe (ja na talerzu widziałam głównie oliwki i kapary)
Zupa
Żurek z grzybami na zakwasie z żytnie mąki (gdybym nie wiedziała co to za zupa, to cały czas zgadywałabym co to za dziwna grzybowa)
Przystawka ciepła
Pierożki z farszm mięsnym na szpinaku z borowikami
Danie główne I
Pierś kuczaka zapiekana z mozzarelą na warzywach z Pesto (podano to z dodatkiem kulki ziemniaków pure, jak dla mnie za mało wyraziste)
Danie główne II
Filet wieprzowy w sosie borowikowym serwowany z kluseczkami (pycha!)
Deser
Tort orzechowo-czekoladowym z wisniami w rumie
Babeczki serowo kokosowe oraz babeczki czekoladowe z musem malinowym
Puszysty sernik z konfiturą
(zjadłam kawałek tortu – bardzo smaczny, pozostałych ciast nie próbowałam)
kawa/herbata/w/g życzenia
Napoje
Woda mineralna z plastrami limonki
Sok owocowy
Do ryby białe wino Antares Suvignon Blanc Central Valley Chile
Do dania II
Antres Merlot Central Valley Chile
lub
Piwo Brovaria do wyboru miodowe, pszeniczne lub jasne (nie wiem jak smakuje, piłam tylko wino)
Open-bar
wszystkie wyzej wymienione napoje bez ograniczeń.
Potrawy były serwowone w małych ilosciach w dużych odstępach czasowych. Mielismy do dyspozycji całą piwnicę co pozwlała, wstać od stołu, przemieszczą się zagadać to do tego, to do owego z rodziny, zgłodnieć i znowu wrócić do stołu. Jednym słowem wieczór bardzo udany pod każdym względem.
A tak na marginesie mam pytanie. Bratanek na przysłanym zaproszeniu napisał: „proszę nie mysleć o prezencie”.
Przyjęlismy to z mężem jako jego życzenie, które należy spełnić. W naszych polskich warunkach nie jest to życzenie codzienne. Ponadto ciągle jeszcze obowiązuje, w niektórych kręgach, niepisana reguła nalegania i odmawiania. Kupilismy 21 pięknych róż. Niektórzy członkowie rodziny przyszli jednak z prezentami. Jak należy zachowywać się w takich sytuacjach? Przyznam, że spotkałam się po raz pierwszy z tak wyrażonym życzeniem na pismie.
Panie Lulku, toż „cesarska”, to powód do radości a nie wstydu 🙂 Ja się bardzo cieszę, że ma Pan „cesarską” – bo ja też 😉 Życzę Panu i Joli cudownego dzionka !
MałgosiuW, mniam, jagnięcina – tylko dlaczego ona tak strasznie u nas droga ? Mogłabym ją jeść co drugi dzień. Tak samo zresztą jak krewetki i inne skorupiaki.
Jotko, ja bym się dostosowała do życzenia osoby zapraszającej, już choćby ze względu na szacunek. Uszczęśliwiania „na siłę” nie uważam za właściwe, ale oczywiście mogę się mylić.
Pyro,
może „z braciami”, bo to Ukraińcy (Kliczko) 😉
U mnie pogoda też cesarska +14, ale coś nadciąga od zachodu… Byliśmy na spacerze nad jeziorem, piękne kolory, woda klarowna i błękitna jak w morzu, dużo spacerujących… Teraz gotuję ziemniaki w mundurkach. Będą do galarety, co wyszła za słona 🙄
Ten durny czas zimowy 🙄 Kolacja rumuńska o 20, to chyba po letniemu o 21 😯 Nie upewniliśmy się wczoraj, chyba trzeba będzie zadzwonić…
Jotko,
„nie myśleć o prezentach” znaczy, że ludzie mają już dość dziękowania za durnostojki. Kwiaty, wino, ekskluzywne czekoladki przyjmowane są na ogół życzliwie 😉 Trzeba tylko dyskretnie wywiedzieć się, co pija lub zażywa jubilat lub solenizant. Nie przesadzać z gabarytami prezentu. Zwłaszcza jeśli inni wezmą życzenie dosłownie. Można też przyjść z pustymi rękami ale ZAWSZE w kopercie przynieść piękną kartę z osobistym tekstem, wyrazami podziwu, wdzięczności, gratulacji itp.
Jotko, najważniejsze, że miałaś okazję pobyć ze swoją liczną rodziną, a to jest samo w sobie radosne.
O, czarnuszka jest. To znaczy była, teraz mam nasiona.
Goście wybyli na dechę. Masochiści, mnie by nikt nie wypchnął… chociaż nie powiem, nie jest tragicznie zimno jak na koniec pazdziernika, +9C, i dziewiata rano.
No ale żeby do wody z własnej woli włazić… 🙄
http://alicja.homelinux.com/news/img_9959.jpg
Taką niebieską też mam, sama się rozsiewa, ale czarnuszkę do posypywania kupiłam w drogerii. Te nasionka nie smakują jednakowo, nie ten klimat?
Ryjek w galarecie to jest to. Zimna i zastygła galaretka okazała się nie aż taka słona, ale delikatna i świetna jako dodatek do małych gotowanych kartofelków i sałaty z czerwoną cebulą. Ocet winny do tego. Została jeszcze miska galarety z mięsem z nóżek i części golonki. Już wiadomo, co będzie na następne kolacje…
nemo, mniam
goscie sa, bezpiecznikow nie ma w domu, pomysly w starym budownictwie
u mnie tzatziki, frytki i kotleciki z baraniny, oczywizda, ze salata do tego
Szczerze mówiąc, nigdy nie używałam czarnuszki, więc nie wiem, jak smakuje „sklepowa” czy własna, jaka jest różnica miedzy nimi.
Pogryzam teraz własną i stwierdzam, że jest łagodniejsza w smaku od kminku.
Bardzo możliwe, że wyhodowany własny kminek też jest inny w smaku, niż ten sklepowy 🙄
Zawsze mówię… nie ma to, jak napieprzyć 😉
Niedawno Stara Żaba sie zastanawiała, co zrobić z szynką z dzika – przeczytałam to po czasie, więc tylko 🙄 , bo przecież ja już to przerabiałam na poczatku mojego przyjazdu do Polski, i Szwagier (ten, co to nie takie my…etc) , myśliwy zresztą, powiedział, że nigdy nie jadł lepiej upieczonej dzikiej świni. Nie powiedział tego mnie, tylko swojej córce, co odbieram jako prawdziwy, szczery komplement.
http://picasaweb.google.ca/alicja.adwent/Polska2009DaniaPomorze#slideshow/5388756703166105170
Z tej butelki wina w tle nic nie zostało, nawet dla kucharki jeden kielich marny (zawsze to coś…), reszta do marynaty, i tak sie to kisiło przez noc. Prawdopodobnie byłoby lepsze, gdyby się kisiło ze dwie, trzy noce, ale tyle czasu to nie mieliśmy.
http://picasaweb.google.ca/alicja.adwent/Polska2009DaniaPomorze#slideshow/5388756706345714402
Alicjo,
no właśnie, moja też. A ta ze sklepu jest intensywnie ostra i wyrazista. Zioła kupione lub choćby zerwane w Prowansji mają intensywniejszy smak i aromat, niż te rosnące w mojej okolicy. Zioła i przyprawy lubią słońce i upał.
No i wyszedłem na zakutego purystę wymagającego stosowania ogonków! Toż jam nie fundamentalista żądny szariatu. Wolę tylko wiedziec, że ktoś żąda a nie zada (bobu)
Po wymyślnym śniadaniu (owsianka i biały ser, 365 dni w roku) jedziemy na romantyczną wycieczkę do miasteczka Cold Spring. Pełno sklepików z antykami i „antykami”, kawiarenki i w ogóle gemutlig duszoszczypatielny. Jesień kapie kolorami po drodze. Utrwale te klimaty i pokażę Państwu po powrocie. Dobrego dnia.
Może też sposób suszenia i składowania, pewnie też *starzenia*, chyba tej intensywności nabierają z czasem, tak mi się wydaje.
Alicjo, o ile nie napisałam, to szynkę zamarynowałam w occie w którym moczyły się śliwki (te na „śliwki w occie drylowane”) a potem upiekłam w rękawach (było tego dużo) foliowych. Niezależnie wcześniej sprawdzałam wszystkie propozycje dotyczące dzika na blogu. Twój dzik był świetny, mój też wyszedł bardzo dobrze, nawet Eska pochwaliła jakość, chociaż – stara dzikara i w góle specjalistka od dziczyzny wszelakiej – stwierdziła, że na pierwszy kęs (i drugi też) miałaby kłopoty z rozeznaniem zwierza co on zacz. Może przez te śliwki? Do tego podawałam sos śliwkowy, ale przepis na niego na pewno wsadziłam na blog.
Cichal…
nie prowokuj 😉
Nie wyszedłeś (wyszłeś – mowi Jerzor) na żadnego tam purystę.
Oooooooooo!!! Koncert na żywo U2 na YouTube!!! Dzisiaj! 8 pm, czyli moja dwudziesta? Idę poczytać detale…
Teaz lecę do koni, bo przez tę zmianę czasu zrobi się ciemno zaraz.
Czy ktoś robił podstawową masę do tortu z białek zaparzonych syropem i zmieszanych z ubitą śmietanką?
Panie Piotrze! Czy coś takiego istnieje? Czy to da się zrobić?
Stara Żabo,
wynajdę ten przepis na sos śliwkowy (poczytując do tyłu) i zamieszczę, gdzie trza. W sklepie wiadomo, tu wół, tu swiństwo, a tam kur*stwo, ale dzikie jest zupełnie inne i ja nie mam z tym doświadczenia, robiłam na czuja i jeszcze jałowca podrzuciłam do tego dzika. Jak ludziom smakuje, to jest to! I o to szło 🙂
Cichal,
nasz rację z tymi ogonkami, bo ja też lubię wiedzieć czy chodzi o sad czy sąd 😉 Długo trwało, zanim pojęłam jak na moim mac’u te ogonki wyprodukować, ale w końcu się nauczyłam 😉 Nadal nie wiem, jak zrobić duże ś 🙁 i nie mogę zaczynać zdań od śniegu i śliwek 🙄 Żeby wyprodukować ą muszę nacisnąć ä, a jak jednocześnie przycisnę ä i shift to wyjdzie ę 😎 Oczywiście po uprzedniej zmianie ustawień, która powoduje, że kropka zamienia miejsce z przecinkiem 😯
Śliwka 😯
Duże litery wymagają trzech paluszków jednocześnie na klawiaturze, no ale to niewielka ekwilibrystyka 😉
Nie takie my ze Szwagrem…
Najlepiej mieć najprostszą klawiaturę tak zwaną ogólnoświatową, wtedy nie ma problema. Kwestia wyboru, czy winblows, czy mac, czy linux.
Linux rulez… Śliwka wyszła bez problemów. Ale to nie sprawa systemu operacyjnego, tylko durnej klawiatury. Im prostsza, tym lepsza (niby durna, a mądra).
http://www.youtube.com/watch?v=1iYXEkRUpFk&feature=related
To trzeba tańczyć i słuchać głośno!
http://www.youtube.com/watch?v=th1kQER770M
Widze, ze w Kuchni ogien sie pali dzien i noc.
Nowy, nabrales apetytu na lososia po Indiansku. Aby tego lososia upiec, trzeba go najpierw zlapac.
Tu jest instrukcja lapania ryb.
http://www.youtube.com/watch?v=1evdcx2sAHg
HQ
Children, don’t try this at home!
Alicjo, puściłam głośno, potańczyłam i ….. jutro nie muszę iść na gimnastykę 😉
Jeśli kogoś z Was interesują nowinki medyczne, to proszę :http://wyborcza.pl/1,75476,7173067,Nerwom_na_ratunek.html
Ja po swoim późnym obiadku, jestem niczym ten bąk i bardzo mi się przydała ta nadprogramowa „gimnastyka”.
W piątek psiapsiółka zabrała mnie do Makro a tam …. były krewetki tygrysie w promocji (oczywiście mrożone) no i zakupiłam 🙂 Ależ to była pycha. 😀 Reszta to taki przyziemny ryż, koperek, sałatka.
Dlaczego mi link wyszedł na czarno ?
http://wyborcza.pl/1,75476,7173067,Nerwom_na_ratunek.html
Ą????????ď? – nie wiem czy to wyjdzie, ale takie różne mogę pisać nastawiając klawiaturę na polski, dużego ś nie znajduję 🙁
Witajcie,
Dzisiaj wyskoczyliśmy do Krakowa, i po drodze wstapiliśmy do centrum Witek’s. Zaopatrzyliśmy się tam w kilka potrzebnych utensyliów kuchennych. Ponadto pięć minut spędziłam głaszcząc piękną deskę z drzewa oliwkowego, a Witek przez pięć minut usiłował mnie od niej oderwać. Niestety, rozsądek zwyciężył…
Po powrocie, zainspirowana pyrowymi oładkami, usmażyłam 20 szt., urozmaicając jeszcze powidłami śliwkowymi. Pychota 🙂 !
Bylismy na proszonej herbatce u Brigitte Dittrich i jej meza. Jolka poczula bluesa i nabyla droga kupna troche prezentów po raz pierwszy dla siebie.
Gadaly sobie panie i panowie we wspólnym w miare jezyku angielskim.
Jak dobrze pójdzie to za dwa lata Doris urzadzi wernisarz w domowej kawiarni u Jolki w Warszawie. Dumny bylem jak ksiaze z karnawalu w Rio de Janeiro a i Jolka dochodzi do pomyslu, ze slawny fotograf Marrek wystawia sie u niej.
A ja jak zwykle lubie to proste chlopskie zycie. Marek jest oczekiwany jak kazdy gosc z prosba zeby zatelefonowal przed zjechaniem.
Pan Lulek
Wracając do tych na literę de, duże Ś u mnie wymaga trzech paluszków, jak pisałam – shift, s, prawy alt.
Ale to działa tylko na najprostszej klawiaturze. No i oczywiście trzeba skonfigurować i tak dalej, ale to jest najmniejszy problem – potem przyzwyczaić się do tego, zejdzie pare dni. Ale jak już się człowiek przyzwyczai, to wtedy klepie jak durny i dziwi się, że na cudzym komputrze nie wychodzą nie tylko znaki, ale i litery, które miały być diakrytykowane 😯
Ja tam się nie znam, ale coś mi się zdaje, że Pan Lulek co rusz będzie słabował, żeby tylko Jolinek zjechał i się Panem Lulkiem opiekował.
Zanotujcie moje słowa!
Alicjo !
Ja chetnie sobie poslabuje. Zapytaj Jerzora czy nie bedzie mial nic przeciw temu, ze razem z Jolinkiem bedziecie sie mna opiekowac. Biorac przyklad z ksiazecej rodziny Batyanych a szczególnie ich sypialni poprosilem kiedys Pyre, zeby podarowala mi trzy poduszki. Tako sie stalo i jestem gotów slabowac w towarzastwie Was obu.
Z najwyzszym powazaniem
Pan Lulek
Trochę mojej ulubionej muzyki… oczywiście słuchać głośno! Albo wcale 😉
http://www.youtube.com/watch?v=6Mylo0piAgc
Ja się zapisuję z ochotą (kto by tam Jerza o pozwolenie pytał…;) ), o ile Jolinek nie ma nic naprzeciw 🙂
Koncertu ciąg dalszy – ten szczeniak miał 13 lat, kiedy to nagrał… a rodzice myśleli, ze wyrosnie z niego następny Michael Jackson. No i przyszedł ten moment… zamiast słodkiego głosiku wydobyło się takie coś 😯
http://www.youtube.com/watch?v=DayCrQWJXuI
Jolinek oswiadczyla, ze nie ma nic naprzeciw a nawet jest za. Bo zawsze razniej zespól wespól czy jakos tak 🙂
…wespół w zespół 😉
Cos tu na boku robię, przy okazji youtubam, co mi tam się z zamierzchłych czasów przypomni. Otóż w takich czasach wzrastałam 😯
http://www.youtube.com/watch?v=TehFZ38kt6o&feature=related
O rety!!! Popełniłam grzech zaniechania względem czarnuszki, dawniej bardzo czeto po nią sięgałam.
Dzisiaj na obiad żeberka uprzednio potraktowane czymś w rodzaju sosu winegret… w równych częściach: ocet zlany ze śliwek, woda, oliwa i sól i pieprz z czosnkiem plus roztarte dwie jagody jałowca, następnie obsmażone na rumiano, w towarzystwie kilkunastu małych cebulek (cebula rodzinna z mego ogrodu) i wepchnięte do piekarnika celem doduszenia. Do tego buraczki zasmażane i ziemniaczki z ciemnym sosem powstałym w procesie pieczenia żeberek.
Zrobilam remanent w spiżarni , z piątkowymi przetworami 284 sztuki .a jeszcze tyle jabłek do przerobienia.Nie od rzeczy byłaby prasa do wyciskania soku tylko gdzie taką dostać?
Najlepszy gitarowy dialog, jaki słyszałam. No co się tak gapicie… jak nikt nic nie mówi, oprócz mnie i Pana Lulka, to ja gadam do się!
Byłam na dwóch koncertach BB.K. Ludzie! Co za przeżycie! Prawdziwy artysta tak ma, że daje z siebie wszystko. Za niewielkie pieniądze, wystarczy mu, że ktoś naprawdę docenia.
http://www.youtube.com/watch?v=lqAuuIDU2sw
Ja i tym razem w dia…
Byliśmy oboje na Infa. Moje miasteczko jest slynne z targów, np CEBIT, ale ma jeszcze cały szereg innych targów, a w tym takich małych, jak ta Infa. Jest to coś, co trzeba by opisać, jako targi wszelkich rzeczy w okół domu, więc budowa domu, meble i urządzanie, ciuchy, kosmetyka, zdrowie, ezoteryka, sztuka, etc i ? naturalnie ? jedzenie i picie.
Porobiłem parę zdjęć i chciałem wreszcie coś od siebie zapodać. I co: i znowu nic. Mam ten aparat dopiero od trzech tygodni i chciałem przeładowac pierwszy raz zdjęcia. Wkładam dyskietkę do zainstalowania, a on (comp wszechmogący) mi zaraz, że niby coś tu nie gra i mam się doinformować u producenta. Przy telefonie, moja dobra dusza, co mi zwykle wszystkie te rzeczy instaluje twierdzi, że można to też wprost z aparatu, przez kabelek, albo przez kartę wprost wetkniętą w compa. Też to wiem i wszystko to spróbowałem, ale nie wyszło. Mam tu teraz ofice 2007 i zupełnie nie daję sobie z tym jeszcze radę. Dam sobie więc spokój do poniedziałku, aż dobra dusza tu przyjdziei wyjaśni.
A tam było pieknie, bo moja, zaganiana zwykle LP i ja dobrze się wyluzowaliśmy. Chodzimy na te targi już od wielu lat i chętnie po prostu to oglądamy. To nie to samo co w sklepach, albo w tych wielkich potworach handlowych. Tam, przez dobrą odmianę różnych propozycji jest się bardziej wciąganym w ? co tu dużo gadać ? w konsum. Nie obyło się oczywiście bez wydatków, choćby na prezenty. Najedliśmy się najpierw u Azjatow, co to robią pyszne, frytowane placki warzywne. Tu muszę przyznać, że musieliśmy zjeść na stojąco, bo stoły były beznadziejnie przepełnione i trudno. Próbowałem nie raz to podrobić, ale kudy mnie tam do tego. Potem usiedliśmy u naszego winiarza i raczono nas tam pysznościami! Jako, że znamy wiele ich pozycji, prezentowano nam rzeczy bardziej wyszukane. Mogliśmy się spokojnie przepróbować, bo przezornie przyjechaliśmy tramwajem. Nie będę wyliczał, ale zapamiętałem, że raczyłem się też min. ?La Tosca? Montepulciano d´Abruzzo barricato (chyba) 2005, dla mnie już dość wysoka półka, ale i jego o połowę tańszą wersją. Nie znam sie tak znowu na winach, ale twierdzę, że lepsze od gorszego zawsze poznam. Problem polega jednak na tym, czy ta minimalna różnica usprawiedliwia tą rozpiętność ceny. Na ten temat chciałbym kiedyś podyskutować.
pepegor
Alicjo, baaardzo mi się podobały Twoje ulubione utwory. Niestety nie pora na głośne puszczanie, ale głośniczki mam 15 cm od siebie 🙂
Mnie po tym obiadku zaczęły się oczy kleić i musiałam się „czymś” zająć, bo jakbym poszła na drzemkę, to kto by za mnie poszedł spać ? 😉
No to sobie natłukłam trochę potworków no i jestem 😉
W ostatnim zdaniu należy wywalić „No”. Często mi się zdarza, że w trakcie „stukania” zmieniam szyk zdania i wyłazi, co widać na załączonym obrazku. 🙁
Zgago…
a Jerzor się dopytuje, co to znaczy „rock me, baby…”
Dzisiejszy jakiś, czy co?!
Alicjo, podobnie jak Zgaga, tez posluchalam Twojej muzyki, ale nie za glosno, bo moj maz nie przepada… Powroce do linkow pozniej i wtedy puszcze na calego.
Z przyjemnoscia przeczytalam echidne i zabe, ktore rozumieja, ze mozna pisac bez ogonkow. Czuje sie bezradna wobec koniecznosci przestawiania systemu na polska klawiature. Wiem, ze cichal podal dokladne wskazowki Nowemu, ale nie odwazylam sie pojsc w slady. Moze to z czasem przyjdzie. Brak tej diaktryki wynika z mojej nieumiejetnosci i nie miejcie mi tego za zle.
Poczytalam Was wstecz i gratuluje serdecznie dyplomow czlonkom rodzin blogowiczow a czwartkowe wpisy byly nadzwyczaj interesujace.
Dobrej nocy zycze.
Zgago, o pzepisie na tort pamiętam, ale chciałam lepiej, to znaczy podać kilka, czyli spróbuję zeskanować stronę i jeszcze drugą z opisem jak robić ciasto strudlowe (0,5 kg mąki, 1 jajo, 3/4 litra wody).
Nakarmiłam konie, uratowałam obcego kota z suczego pyska i przygotowałam sobie front robót na jutro; ponieważ rano jadę po owies, więc zgniotłam co jeszcze byłoi wstęnie odpaliłam trucka przy wydatnej pomocy maszyny rozruchowej a później posiekałam jabłka (kolejne 5 kg) na konfiturę i zasypałam cukrem co by sok puściły. Jutro wieczorem je usmażę. Zeszło mi z tym do teraz.
Zgago, link wyszedł Ci na czarno, bo dwukropek się do niego przykleił 🙂
Alicjo, ale ten Twój Jerzor, jest łobuziakiem 😀 Skoro On taki mądrala, to sprawdzałam w słowniku, co każde słowo znaczy. Zapytaj Go, która wersja bardziej Mu się podoba ; „kamień mi, dzidzia”, czy „twardy cukierek, dzidzia”
😆 😀
Dziękuję Żabo za wyjaśnienie. Bardzo Cię proszę, dbaj o Siebie, mówi Ci to ta, która jak tylko dzieci wybyły, siadła na laurach i się „neroni”. Często mi się nie chce nawet palcem w bucie ruszyć. Animusz odzyskuję (i formę) tylko, jak już wiem, kiedy przyjadą. Dlatego też jestem pełna uznania i szczerego podziwu dla mojej „psiapsiólki”, Ciebie, Aliny, Nemo i reszty pracowitych mrówek.
Dostałam zdjęcia Oli na Hetmanie z Janowa Podlaskiego. Kilka puściłam do Alicji, jak je znajdzie to pewnikiem gdzieś wklei 🙂
Zgago, w porównaniu z tym co kiedyś robiłam to ja się po prostu byczę, albo już się starzeję i nie mam sił 🙁
O rety, Żabo, to ja już tylko mogę 😳
Faktem jest, że póki miałam dla kogo, to „zasuwałam” ile wlezie ale poza okresem wczesnej młodości, gdy pracowałam na okrągło w piątek, świątek, niedziele a często jeszcze na nocnej zmianie, to później po 5 latach takiej pracy przez następnych 35 lat pracę miałam „lekką, łatwą i przyjemną”, której nawet nie ma co porównywać do Twojej ciężkiej harówki przez tyle lat.
Jak marudziłam, że mnie Dzieci wypychają na ten UTW, to teraz jestem zadowolona, bo przynajmniej mam powód, żeby się z domu ruszyć dalej niż do osiedlowego sklepu. A dzięki Wam już od kilku tygodni wracam do rodzinnej tradycji i co sobotę piekę jakieś ciasto a mój cholesterol spalam na gimnastyce 😉
Alicjo, jesteś?
Wszystkich wymiotło? Za kałużą też?
Dzień dobry Żabo,
O tej porze ja przeważnie mam dyżur. Właśnie wróciłem z wycieczki, była piękna pogoda. Miałem zamówienie na zdjęcia, więc wykorzystałem okazję, może jutro wrzucę kilka na blog, chociaż to tylko jesień, którą cykają wszyscy.
Czytam co dzisiaj było;
Zgago,
Dlaczego Jerzor łobuziakiem? To już zapytać nie wolno? 😯
Cześć, Nowy! Muszę rano wstać, żeby obrócić z owsem przed 10, bo się kowal zapowiada, hi, hi… a jeszcze właściwego konia muszę złapać, znaczy już spadam spać. Jeszcze wypadałoby przed wyjazdem koniom sypnąć, chyba się nie wyrobię, chociaż teraz godzinę wcześniej jasno. Za to teraz jest godzina później. Jak ja nie lubię tego przestawiania czasu jesienią!
Żabo,
Dobranoc, idź spać, przecież to już rano u Ciebie!
Także zarówno dyżuruję, aczkolwiek z doskoku. Oto Janów Podlaski i Ola z Hetmanem. Jest i puchar 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Janow_Podlaski/
Teraz to dzień dobry! wszystkim!
Lecę na dwór, mglisto, ale nie pada.
Alicjo, dzięki!