Wyznania leniwego smakosza

W ostatnim czasie  bardzo dużo pracuję czyli piszę. A pisanie jest namiętnością wyłącznie grafomanów. Sam znałem kilku takich, którzy mówili: – nie jestem przeżyć dnia bez napisania choć kilku stron. I prawdę mówiąc nic ciekawego z tego ich pisania nie wynikało. Ja natomiast, zarabiając na życie od półwiecza przy pomocy pióra (czytaj – komputera, a poprzednio maszyny do pisania), piszę gdy muszę. W ostatnim okresie zaś musiałem, bo wydawca kolejnej książki ostro naciska.

Nad głową krążą sójki, za płotem wrzeszczą żurawie szykujące się do odlotu, wiewiórki ganiają po sosnach a ja na werandzie klepię w klawisze. Wreszcie skończyłem ostatni rozdział i wysłałem gdzie trzeba czyli do mojej agentki i teraz tylko czekam na aneks do umowy i przelew.

Muszę więc (i chcę oczywiście) odpocząć od tej pisaniny. Szykuję się więc z radością na przyjazd paOLOre, który zawadzi o moja wieś w drodze nad morze, przygotowuję się ostrożnie do Zjazdu i podróży nad fiordy, gotuję wymyślne i niewymyślne dania, dobieram do nich wina i… uciekam od klawiatury.

Mam nadzieję, że to zrozumiecie i mi wybaczycie. Ale żeby blog nie świecił pustkami wrzucam (dzień po dniu) parę zdjęć z wypełnionymi talerzami. Bez podpisów. A Wy sami możecie te podpisy dorobić. Zobaczymy co z tego wyniknie.

Miłej zabawy!

 

 

 

 

 

I tyle zabawy na koniec tygodnia. A wszystko to zjadłem w ostatnim czasie i na blogu opisałem.