Agrest bez golenia
Już widziałem go na targu w Pułtusku. W najbliższy dzień targowy muszę te kulki kupić. To mój ulubiony owoc. W dodatku owoc z dzieciństwa. W naszym ogrodzie w Gdańsku-Wrzeszczu, gdzie mieszkałem od 1945 roku do 1951, rosło pełno krzewów zielonego i czerwonego agrestu. Często jadłem jeszcze niedojrzałe kulki, od czego bolał brzuch (że o innych dolegliwościach nie wspomnę). Babcia Eufrozyna robiła wspaniałe agrestowe konfitury i dżemy.
Już ogolony?
Potem agrest zniknął z naszego jadłospisu i wynurzył się dopiero gdy znaleźliśmy się na Kurpiach. I już jest.
Nie tylko ja zauważyłem sezon agrestowy. W ostatnim numerze „Mody na zdrowie” Tatiana Rużyłło zamieściła fajny tekst pt. „Agrest – winorośl północy”. Oto fragment artykułu:
„Nazwę agrest (Ribes uva-crispa) prawdopodobnie nadali mu Arabowie osiedleni w Hiszpanii. Odkryli oni podobieństwo smaku agrestu z rabarbarem (Rheum ribes) rosnącym w ich ojczyźnie. Zgodnie z systematyką botaniczną, agrest to krzew z rodzaju Ribes (Grossularia), należący do rodziny agrestowatych (Glossulariaceae). Rodzina ta liczy około 50 gatunków – najczęściej kolczastych – krzewów. Ojczyzną agrestu są prawdopodobnie Himalaje. W Euro?pie zadomowi! się dopiero 200 lat temu i zyskał miano „winorośli północy”. Od tamtej pory jest krzewem chętnie uprawianym w ogródkach działkowych i przydomowych. Największą popular?nością cieszą się formy drzewkowe (pienne) agrestu. Zajmują one znacznie mniej miejsca i ułatwiają zbiór. Aktualnie powszechnym miejscem występowania krzewów agrestów(także dzikich) jest południowa i środkowa Europa, ziemie Kaukazu, Ameryka Północna i północna część Afryki.
Krzewy agrestu odróżniają się od innych roślin ogrodowych posiadaniem ostrych, długich kolców. Co prawda są już w Polsce dostępne odmiany agrestu bezkolcowego, ale jednak w uprawach amatorskich agrest z kolcami nadal stanowi postrach dla dzieci i wyzwanie dla zbierającego owoce. Krzewy agrestu, kiedyś rozłożyste, dziś wypierane są przez odmiany pienne – drzewkowe. Są one łatwiejsze do hodowania, zajmują mniej miejsca w ogrodzie. Zbiór owoców jest wygodniejszy. Takie krzewy pełnią również funkcje zdobne, mogą osiągać wysokość nawet do 3 metrów i pięknie, kolorowo kwitną. Kwiaty bywają barwy zielonej, białej lub czerwonej. Dzisiejsze odmiany uprawne pochodzą od dwóch gatunków: agrestu zwyczajnego (Grossularia reclinata), występującegoprzede wszystkim w Europie i na Kaukazie, oraz od agrestu amerykańskiego (Glossularia hirtella), rosnącego w Ameryce Północnej.
Najpopularniejsze polskie odmiany to: Biały i Czerwony Tryumf, Lady Delamare, Hinnonmaki Rot, Invicta, Rzeszowski Plenny i Greenfinch. Owocem agrestu jest kulista lub jajowata jagoda, pokryta charakterystycznymi włoskami. Jej barwa jest determinowana odmianowo i może być biała, żółta, zielona, czerwona, a nawet purpurowa. W zależności od rodzaju, skórka jest twarda lub miękka, a pod nią kryje się delikatny miąższ, który zawiera dużo malutkich, jadalnych pesteczek. Sezon zbiorów dla tego owocu przypada na okres od połowy czerwca do połowy września. Dojrzałe owoce są nietrwałe i mają skłonność do pękania, dlatego do handlu zrywa się owoce nie całkiem dojrzałe. Zielone owoce można przechowywać w warunkach chłodniczych nawet do trzech tygodni.
Spośród owoców jagodowych agrest cechuje się największą zawartością cukru owocowego
– fruktozy. Przyjemnie kwaskowaty smak agrestu wynika z obecności w jego owocach dużej zawartości kwasu winnego, jabłkowego oraz cytrynowego. Kwasy owocowe pobudzają apetyt i regulują procesy trawienne. Agrest to źródło witamin C, Bp PP oraz prowitaminy A. Owoce zawierają również składniki mineralne: żelazo, miedź, potas, wapń, sód i fosfor. Jagody agrestu są zasobne w pektyny rozpuszczalne frakcje błonnika pokarmowego – dlatego mają korzystny wpływ na przemianę materii. Z uwagi
na niską kaloryczność są polecane w dietach odchudzających. (…)
Agrest nie cieszy się szczególnym powodzeniem jako owoc deserowy. Ma twardą skórkę i duże nasiona, które często są odrzucane podczas konsumpcji. W pełni dojrzałe owoce agrestu doskonale nadają się do wyrobu dżemów, galaretek, konfitur, kompotów, ale najlepiej smakują w połączeniu ze słodkimi owocami. Do kompotów najlepiej wybierać owoce nie w pełni dojrzale, gdyż jagody bardzo dojrzałe rozpadają się podczas gotowania na pulpę. Dzięki dużej zawartości pektyn, agrest to także dobry surowiec do wyrobu win domowych. Agrest duszony w sosie pieczeniowym, wspaniale smakuje jako dodatek do białych mięs i wieprzowiny. Całe owoce, pozbawione ogonków, stanowią bardzo efektowny dodatek do ciast. Jagody agrestu można także mrozić.”
A tytuł dzisiejszy wziąłem z żartu znanego z dawnych lat mówiącego o aferze agrestowej, gdy to przestępcy gospodarczy golili jagody agrestu i sprzedawali jako winogrona. Smacznego!
Komentarze
I z Młynarskiego (w „Weź pan siekierkę”). Nie mam niestety tekstu pod ręką, ale było tam, że „wystarczy wziąć jarzynę i ogolić włoski” 😉
Adrest bez golenia to jest chyba „Kiwi” .Smak podobny
Pan Lulek
Ale tylko ta niewłochata odmiana 😉 Takie drobe kiwi rośnie u moich znajomych w Locarno, dojrzewa na krzaku i można je jeść garściami.
Mój agrest dojrzał już przed tygodniami i ślad po nim nie pozostał. W dzieciństwie najbardziej lubiłam świeży, prosto z krzaka lub w kompocie, konfitur nie znosiłam, bo miały bardzo intensywny smak i cukrzały. Wszystkie konfitury miały wtedy strasznie dużo cukru 🙄 Teraz robię konfitury w proporcji 350 g cukru na kilo owoców i nagle wszystkie mi smakują, nawet porzeczkowe 😉
drobne 😳
W naszej ostrołęckiej francusko-szwajcarskiej fabryce z agrestu robi się zaprawę o smaku kiwi do jogurtów. Francuz potrafi…
Moim zdaniem sezon agrestowy juz si skończył. W każdym razie na mojej działce już 2 tygodnie temu.
Marku,
kiwi z agrestu, to jeszcze ujdzie, ale aromat truskawkowy z wiórów, kolor – z buraków, i mamy jogurt truskawkowy 😎
hej … hej …. wróciłam …. 😀
najpierw odmacham Alicji i od powiem gdzie byłam …
wojażowałam po Czechach i Morawach zwiedzając zamki i jaskinię .. później napisze więcej gdzie dokładnie byłam i co jadłam … wycieczka bardzo udana, słoneczko było cały czas czyli pogoda cesarska, bardzo dobra organizacja i zwiedzanie pięknych miejsc ….
ten tydzień będę domowała bo trochę trzeba chałupę odgruzować, jakieś przetwory zrobić no i najważniejsze obejrzeć Mistrzostwa Świata w Lekkiej Atletyce (ale byłam zła wczoraj, że wróciłam tak późno i nie zobaczyłam jak został pobity rekord świata na 100m mężczyzn i nasza dziewczyna zdobyła brązowy medal) ….
przeczytałam komentarze i obejrzałam zdjęcia z wyprawy do Pana Lulka … sprawozdam jak obiecałam w kilku odcinkach ale myślę, że już wiecie dużo na temat tej miłej wyprawy ….
z przyjemnością odnotowałam, że nasz Pan Lulek czuje się lepiej ale zgadzam się z Markiem … jeszcze Panie Lulku trzeba się poddać rekonwalescencji i nie szarżować z pomysłami na samodzielne wyjazdy …
pozdrawiam Was bardzo serdecznie … dla Pana Lulka specjalne ciepłe pozdrowienia … lecę coś kupić do lodówki i zobaczyć jak tam jest w Warszawie …. 🙂
ps. ja najlepiej pamiętam smak agrestu prosto z krzaka u babci … było tyle owoców, że agrest jadło się na ostatku … miał więc czas dojrzeć i był słodko cierpki … potem próbowałam kilka razy odnaleźć ten smak ale mi się nie udało bo w sprzedaży prawie zawsze jest mało dojrzały …
No tak,nasze babcie uprawiały agrest w swoich ogródkach.
Moja też ! Pamiętam,więc ten smak z wakacji spędzanych u niej
w Gdyni. Też często zrywaliśmy niedojrzały.A jakie pyszne było
ciasto agrestowe:) Moja warszawska koleżanka z czasów studenckich
też miała agrest w swoim ogrodzie -purpurowy, pyszny i słodki.
Na pocżatku lipca kupiłam bardzo dobry,dojrzaly agrest w Warszawie,
na bazarze.Został pożarty natychmiast !
Uwielbiam agrest! U babci zawsze pozeralam prosto z krzakow. Teraz wcinam w postaci dzemu agrestowo-kiwi (kiwowego? fajnie brzmi, nie?)
Tak, babciny ogrodek to wakacje, slonce, wiatr we wlosach i wlazenie do domu przez lufcik…
Wysokopienny agrest (drzewkowy) uzyskuje się poprzez zaszczepienie odmian agrestu na podkładzie z porzeczki złotej (Ribes aureum). Na tej porzeczce szczepi się też porzeczkę czerwoną i czarną. Agrest sam z siebie wytwarza tylko krzaki. Jest też krzyżówka porzeczki z agrestem – josta. U mnie w domu pod wielkim krzakiem agrestu mieszkał jeż 😎
Ten jeż dobrze kombinował : skoro ja mam kolce i agrest też ma
kolce to nikt nam nie podskoczy !
Pewnie, że miałam agresty w ogrodzie – czerwone, zielone i żółte. Ulubiony, to zielony, podłużny. Kiedyś tu już opisywałam, jak moja psiapsiółka z pracy pojechała na wieś, do ciotki z córeńką jakoś tak 2,5 letnią. U Ciotki, w starym sadzie, przy samym płocie, rosła kępa na pół zdziczałego agrestu. Krzewy się poprzerastały i kępa była, jak szaniec obronny. Mała Asia bawiła się w sadzie, a my (czyli Asi Matka i ja) siedziałyśmy ze szklankami kompotu pod starą lipą. Nagle krzyk i płacz straszny – rzuciłyśmy się na ratunek, Ciotka wyskoczyła z domu, jak sarenka, Wujcio biegł od obory i mała darła się, jak opętana. Przybiegamy – mała stai przy agreście i za pupinę się trzyma. Wszyscy pomyśleli, że osa albo pszczoła , a tu :
_Asiu, c
ci się stało? DlACZEGO KRZYCZYSZ?
– Bo mnie Indiany po dupie pogryzły!
Wyszlochała panienka wychowana w centrum wielkiego miasta, w inteligenckim domu. Dlaczego drapiący agrest przyjął formę gryzących Indian ? Nie wiadomo.
Wszyscy mieli babcie z krzakami agrestu? 😯
A ja nie. 🙁
Małych kiwi też nie znam. 🙁
Pozdrowienia dla Pana Lulka. 🙂
Zazdraszczam Mu ogródka.
U mnie prawdziwa kanikuła, choć oficjalnie już po wakacjach. Jest gorąco i będzie tak przez cały tydzień, do +35, a może nawet więcej 😯 . A wszystko przez psią gwiazdę 🙄 Podobno Grecy wierzyli, że Syriusz wschodząc wraz ze słońcem wzmacnia jego moc 😯 . Ostatni raz tak gorąco w Helwecji było pod koniec maja, potem tylko sporadycznie 1-2 upalne (25-30 stopni) dni na przemian z chłodnymi, lato raczej niespecjalnie nadające do kąpania w jeziorach, za to idealnie dla ogrodów.
mt7,
mój agrest był poniemiecki 😎
W tutejszych ogrodach agrest spotykany jest sporadycznie, też chyba taki pobabciowy 😉 Ja dostałam sadzonkę od znajomej, która ma już dorosłe wnuki. Czy fakt zasadzenia przeze mnie (rok temu) agrestu oznacza, że podświadomie tęskno mi do roli babci? 😯
Agrest poniemiecki?
Ja podczas karczowania i odchwaszczania znalazłem wielki krzak agrestu. Owoce dojrzałe, ciemnobordowe acz niewielkie jednak słodkie tą agrestową słodyczą bez cukru.
Włochate.
No proszę, nawet w Szwecji już dojrzał, ten agrest. Dobrze, że Aszysz też go dojrzał, w porę 😉
Agrest nie wzbudza u mnie entuzjazmu. Nawet ogolony. A to za przyczyną tradycji kultywowanej w domu Mojej Ukochanej. Zgodnie z tą tradycją z agrestu gotowano przeraźliwie kwasne kompoty, które zimą trzeba było jeść dla zdrowia. Gdy tylko Moja Ukochana przejęła kontrolę nad ogrodem, zlikwidowała agrest w pierwszej kolejności. Potem likwidowała kolejne rośliny użytkowe na rzecz ozdobnych. Teraz mamy piekny ogród.
Swoją drogą lubię konfitury z dodatkiem agrestu. W ogóle bardzo pasuje mi prowansalski zwyczaj mieszania surowców konfiturowych, jak również zaprawiania ich koniakiem. Konfityra z trzech owoców cytrusowych z dodatkiem koniaku na przykład.
Nalewka agrestowa ma niezwykle cenne właściwości wzmacniające.
Na zdrowie.
Witam wszystkich,
Pamietam agrest z ogrodka babci w Plonsku i jak sie nim zajadalam. Dawno juz nie mialam okazji i chyba poszukam jakiejs sadzonki, zeby miec na miejscu. Z przyjemnoscia obejrzalam zdjecia z Austrii i zycze Panu Lulkowi powrotu do pelnej formy a wam, przygotowujacym sie do Zjazdu, jak najwiecej radosci ze spotkania. To juz wkrotce i troche wam zazdroszcze!
yyc, zauwazyles pewnie w komentarzu Gospodarza, ze agrest to sprzymierzeniec odchudzania. Chyba ze znow sie myle, jak z tymi cwiczeniami i glodowka. Odwagi, zostalo juz tylko kilka dni. No a ppotem znow wysilek, zeby ustabilizowac wage a tu wyjazd do Polski i spotkania przy stole.
Pozdrowienia dla blogowiczow.
Panie Lulku!
Nie rozumiem, dlaczego agrest niegolony ma mieć smak pasty do butów 😀
Lepiej napisz, czy nową komórkę starym zwyczajem zutylizowałeś czujnym rzutem do rzeki? Bo znowu mam przyjemność jedynie z sekretarką…
Gwoli wyjaśnienia: gdybym miał ochotę na przyjemność z sekretarką, to nie dzwoniłbym w tym celu do ciebie 😉
Stanisławie-podzielam Twoje prowansalskie upodobania
konfiturowe.A koniak Francuzi dodają do róźnych dań.
Lubię też ich pasztety z tymże dodatkiem.
Przypominam na marginesie koniakowych dywagacji,że w piątek
Nemo dodawała koniak do żabnicy.
Żabnica wygląda bardzo groźnie. Może bez koniaku strach się za nią zabierać.
Trochę koniaku żabnicy, trochę sobie… 😉
Wczoraj na lodowcu wśród szczelin i seraków trochę żałowałam, że piersiówka z wiadomą zawartością została w domu 😎
Koniak (podpalony) dobrze robi naleśnikom, czy to crepes Suzette czy Gundelpalatschinken, wszystkie to lubią 😉
Gundel palacsinta jak i csokolados palacsinta bez koniaku ani rusz. Czasami żałują koniaku i leją rum albo wódkę, a to już nie to samo. Ale na ogół Węgrzy wiedzą, jak powinno się przyrządzać danie. Bez koniaku dają Hortobagy palacsinta, też dobre. Może być przed Gundel.
Podajcie, kochani, jak to z tym Zjazdem. Gdzie, już wiem. Zaczyna się 11-go, też wiem. Ale jak się formalnie zgłosić, jaki szczegółowy program i td.
Ale tak naprawdę Gundel palacsinta jest z rumem w nadzieniu i rumem się polewa albo spirytusem. Kiedys na Węgrzech produkowali coś, co nazywali rumem. Raczej trzeba dawać rum prawdziwy, najlepiej 70%.
Czekoladowe podpalane palaczinki jadłam zaprzeszłej jesieni w Dunaujvaros, w drodze powrotnej z wesela w Rumunii. Doskonałe po zupie rybnej, ale porcja tak wielka, że ledwie napoczęłam. Kelner natychmiast zaproponował zapakowanie i zabranie i faktycznie, następnego dnia, już na Słowacji, zjedliśmy je, choć zimne, z wielkim apetytem.
Stanisławie,
w tym roku jeśli chodzi o program Zjazdu, to wszystko na żywioł. Ostatecznie dwa nam wyszły świetnie, to trzeci powinien bez problemów.
Zgłaszasz Pyrze, że się wybierasz, bo chyba Pyra prowadzi ewidencję ludności przybywającej.
Zaznaczam, że spanie albo na strychu nad stajnią (własne śpiwory etc.) albo zarezerwować sobie jakieś spanie w pobliskim Połczynie. O ile wiem, większość zdecydowała się po harcersku – nad stajnią 😉
długo wahałem się by zwizytować doca. W końcu, to tylko jemu idzie lepiej 😆 , kiedy mi jest nie tak jak trzeba 🙁
Dock popatrzał raz na kopyto raz na obrazki. Wreszcie wypuścił powietrze i spojrzał na mnie.
>> to tylko stłuczenie, naderwane mięsnie i ścięgna <> Nic wielkiego. Relax, dobre odżywianie, najlepiej rohkost, warzywa, owoce, gimnastyka i wyjdziesz z tego. Nawet nie poczujesz kiedy, a z fioletowymi laskami nie rozstawaj się tak szybko<<
A mozna zasadzic agrest w doniczce? Wlasnie mnie olsnilo… Bo ostatnio zasadzam wszystko, co wpadnie w rece i tylko patrzec, jak sie rozrosnie…
…i dzień dobry Szampaństwu.
A to ja was zaskoczę – to do mnie Babcia przyjeżdżała na agrest (a Dziadek na ryby) 😎
Oczywiście był poniemiecki i już jakby nieco zdziczały, w odległym kącie ogrodu i w cieniu innych drzew, podejrzewam też, że bardzo stary krzew, ale kto by tam zwracał uwagę, jadło się, jaki był, często niedojrzały jeszcze. U najbliższych sąsiadów z nieco odległej wsi był różny agrest, czerwony, zielony i żółty, do Hanki biegało się najeść argestu. We wsi wszystek agrest był poniemiecki i na pewno wszystkie winogrona, nikt tego nie sadził od nowa jeszcze wtedy. Bardzo lubiłam agrest. Piszę w czasie przeszłym, bo tutaj agrest występuje w ilościach śladowych jedynie na targu w sezonie, a ja na targ rzadko się wybieram i przegapiam, niestety 🙁
Mój Tata posadził agrest w ogródku wybudowanego przez siebie domu, ale kiedy dojrzewał, mnie nie było, bo zazwyczaj jezdziliśmy w maju, a potem we wrześniu. Wrzesień nam został w tradycji podróżniczej, a Mama zlikwidowała agrest 🙁
Arkadiusu,
a gdzieżeś Ty się tak urządził? Decha?
Wygląda na to, że urządzonych mamy dwoje : Źródełko i Arcadiusa. Trzeci urządzony to Pan Lulek, ale on się urządził sam i twardo się tego trzyma. Proszę uprzejmie wszystkich młodych o zamknięcie oczu i zatkanie uszu, bo ubliże za chwilę Seniorowi :
– kto jest gorszy od głupca? Stary głupiec!
A Ja byłam przelotem na targowisku – miałam dzisiaj wizytę kontrolną u przemiłej pani doktor i zahaczyłam o targowisko. Nastrój obniżył mi się znacznie :
– pomidory malinowe – 10 złotych/kg
-maliny – 4/25 dkg,
– porzeczka czerwona – 12/kg
-kurki – 14/o,5 kg
– bób łuskany – 7/0,5 kg
Poszalałam i kupiłam 5 pomidorów; co prawda duże; ważyły niemal 2 kg i zapłaciłam 19,80
Na obiad dzisiaj były sznycelki z piersi kurczaka z pieczarkami
Mnie też się obniżył nastrój, bo popłaciłam różne rachunki, w tym prawie 700 Fr za naprawę sterowania elektrycznymi urządzeniami do otwierania okien w jeepie. Działało tylko jeszcze to centralne w drzwiach przy kierownicy, a jazda w 4 osoby z ciągłym domaganiem się od kierowcy a to uchylenia, a to zamknięcia „lufcika” wydała nam się trochę męcząca. No więc przed wakacjami zaordynowaliśmy „leczenie” i teraz przyszedł rachunek 🙄 Osobisty nie lubi klimatyzacji, więc poniżej +25 nie jest włączana.
Za to pomidorów nie muszę kupować, a zaczęłam wręcz rozdawać.
Zródełko,
agrest w dużej donicy na balkonie? Czemu nie, ale najpierw sprawdź się przy jednorocznych, np. pomidorach 😉 Agrest zajmie Ci sporo miejsca ze względu na strefę buforową (kolce) i ciągle coś się będzie zahaczać.
Ja nie musialam miec babci,bo sama wychowalam sie w domu z wielkim ogrodem.Tam roslo wszystko,agrest zielony,czerwony i jakis taki zoltawy.
Byly porzeczki czarne,biale i czerwone,maliny,sliwki i czart wie jeszcze co 😉
Tesknie jednak za sliwka mirabella,ktorej tutaj za nic nie moge kupic.Jak tylko dotre do kraju, rozpoczynam polowanie!!
Dzisiaj nosze reke na temblaku,bo zachcialo mi sie plackow ziemnaczanych.
Tarlam te kartofle,z kazda chwila upewniajac sie,ze ilosc kartofla w kartoflu dziwnie mala 😮
Hej!
Ana,
za mało kartofla w kartoflu, więc dołożyłaś kawałek ręki? 😯
Normalny lazaret… ten o kulach, tamta poturbowana, ta z nowu z temblakiem wyjeżdża, Pan Lulek to by chyba chciał osobistą pielęgniarkę młodą, żeby go doglądała i dlatego taki uparciuch… 🙄
A przy okazji Ana , nie bardzo rozumiem, co ma tarcie ziemniaków na placki do temblaku? Czybys sobie rękę przy tym zajęciu (parszywym, przyznam, wolę maszynowo) złamała? 😯
Dziewczyny-otoz reka od tego tarcia,tak mi „zaniemogla”,ze musze ja wspierac temblakiem 🙁
W Calgary slonce od rana. Pochmurne zacmienie minelo i ma takie miniete byc do konca miesiaca. Boje sie nieco tej prognozy bo spece od pogody sa jak kiedys nasi wspaniali wladzcy PRL-u chcieli dobrze ale nie wyszlo. Pietrzakl sie smial, zeby oni chociaz raz chcieli zle i tez im nie wyszlo. No nic. Alinko w sprawie dajat to sie trzymam i minal 7 dzien zaczynam z gorki leciec. Dotrwac dotrwam. Zreszta staram sie urozmaicac jak moge. W tym tygodniu mam przygotowane dwa steki z bizona po 300 gr kazdy tzw.striploin (top loin) czyli prawie poledwica co tutaj uwazaja za najlepsze na steki . Moze za duze ale co mi tam (za to mniej tluszczu), pisali duze tylko co to znaczy? Rybe mam w zamrazalce, Chilean SeaBas, piekne biale miesko. Kurczak od Amiszow doszedl do siebie w rosolku z calym pekiem roznych ziol (rozmaryn, tymianek i oregano-rosna na oknie). Pycha. Bul, bul, bul…i po paru godzinach…zjadlem tylko nuzke bo dieta. No to tyle w sprawie dajat.
Agrestu jak Alicja wspominala tutaj nie ma praktycznie. W Calgary chyba dopiero ze 3-4 lata temu na targu Amisze mieli po raz pierwszy, tylko takie malutkie ziolone kuleczki to nie bralem bo mysle sobie kwasnie pewnie. Jak wiekszosc mam z dziecinstwa wspomnienia agrestowe. Mam tez takie spostrzezenie: Kiedys w Polsce w ogrodach byly obowiazkowo agrest (owoce) i bez. Teraz jak lece do Kraju to nasze polskie ogrody zamieniaja sie w sztampe ogolnoswiatowa. Agrestu nigdzie nie widzialem a bzy gdzie kiedys byly teraz jakies cyprysy czy inne zielonki znane z seriali TV sie panosza. Polski ogrod sie zmienia, przynajmniej w miescie. Sztampowka sie robi. Paimietam juk tu przyjechalem to te ladnie oastrzyzone trawniczki podobaly sie zwlaszcza przed domem od ulicy. Ale po czasie zaczelo to nudzic. Nasze ogrody byly fajniejsze. Maliny pod plotem, agrest z kolcami czy czeresnia na ktora mozna bylo wejsc, czasem jakas stara wanna pod kapiacym kranem a kran na wysokosci bioder dumnie wystawal z rury wyczodzacej prosto z ziemi. Bzy zaslanialy od reszty swiata i tak pieknie kwitly majem. Teraz…trawka, krzaczek, oczko wodne, pare kamieni i ogrod jak u Esmeraldy czy tej z Dallas…Szkoda tych bzow. Mam tutaj taka ulice pod bokiem cala w bzach i w czerwcu chodze sobie na spacerki, nie ma lepszego relaksu.
Kolejna opowiesc Londona w spodnicy dzisiaj od rana humor poprawila choc nie byl zly. Kawusia lepiej posmakowala 🙂
Ana ziemniaki do miksera co sie bedziesz meczyla.
Ja też miałam upiorne przedpołudnie, bo jak z mamą dotarłyśmy po spacerze do mnie to zaczęła nagle słaniać się na nogach. Zmierzyłam ciśnienie i zadrżałam, 68/42, tętno 105. Pogotowie, kroplówka, potem co pół godziny szklanka napoju no i na szczęście się podniosło.
A potem mikser na temblak jesli juz chcesz cos miec na temblaku… 🙂
nemo,
u mnie wszystko kolczaste rosnie. dostalam kaktusa, mial 15 cm, byl malutki, chudziutki, potem mnie przerosl.
dostalam grudnia, tez chudzina, teraz poszerzyl sie 5krotnie i jak kwitnie, to ma ponad 60 kwiatkow, wielgasnych.
dostalam male kaktusiki, chodowane przez Ize ze cztery lata, u niej rozmiaru nie zmienily, a u mnie juz 2 razy takie jak w chwili otrzymania. i to po roku czasu.
wiec moze i ten agrest wyrosnie… tylko musze serio duza donice zaplanowac, zeby mial sie gdzie rozrosnac.
Dzien tutaj tez jest taki sobie. Pogoda ladna, ale mnie wkurzono dwa razy, wiec troche zaklelam pod nosem. Teraz wcinam wczorajszy makaron z sosem piecioserowym, sama nie wiem, jakos mi nie smakuje, ale dojadac trzeba.
Pyro, dlaczego jestem urzadzona? ze powypadkowa? bo ja dzis ciezkorozumna jestem, z niewyspania.
Pyra wspomniala o seniorze a mnie przypomnial sie niedawno czytany tekst, ktory zacytuje. Pochodzi z katedry St.Giles w Edinburgu „17th Century NunMODLITWA XXVII-WIECZNEJ MNISZKI
Panie, Ty wiesz lepiej ode mnie, ze zaczynam sie starzec i ze pewnego dnia bede stary. Uchron mnie przed zgubnym zwyczajem myslenia, ze musze cokolwiek powiedziec na kazdy temat i przy kazdej sposobnosci. Uwolnij mnie od nieprzepartej zadzy prostowania sciezek kazdego z moich bliznich. Uczyn mnie zamyslonym, ale nie smetnym; pomocnym, ale nie wladczym. Swiadom jestem moich rozleglych pokladow madrosci i doprawdy zal nie robic z nich uzytku, ale Ty, Panie, rozumiesz, ze pragne zachowac choc kilka przyjaznych dusz, kiedy przyjdzie na mnie koniec.
Uchron mnie od recytowania w nieskonczonosc szczegolow, daj mi skrzydla, abym umial dotrzec do sedna sprawy. Zapieczetuj moje usta przed uskarzaniem sie na bole i dolegliwosci. Sa coraz bardziej dokuczliwe, a opowiadanie o nich staje sie z biegiem lat nieomal rozkosza. Nie osmielam sie ubiegac o tak wielka laska, abym umial z pogodna zyczliwoscai wysluchiwac opowiesci moich bliznich o bolach i niedomaganiach, ale pomoz mi, Panie, znosic to z cierpliwoscia.
Nie smiem nawet prosic o polepszenie mojej pamieci, ale – prosze unizenie – spraw, abym stal sie bardziej pokorny i zarazem mniej zadufany, kiedy dane, przywolane przez moja pamiec, zderzaja sie z tym co wynika z pamieci innych. Naucz mnie chwalebnej lekcji, ze niekiedy moge sie mylic.
Uczyn mnie w miare pogodnym; nie zamierzam byc swietym – niektorzy z nich sa naprawde trudni do zniesienia – ale zgorzknialy stary czlowiek jest jednym z koronnych osiagniec szatana. Obdarz mnie zdolnoscia zauwazania dobra w nieoczekiwanych miejscach i dostrzegania talentow u ludzi, u ktorych trudno sie tego spodziewac. I daj mi, Panie, laske, zebym zdolal im to powiedziec”
Modlitwa troche dluga ale tyle w niej prawdy. O gastronomii innym razem.
To zaczynam sprawozdać:
Spotkaliśmy się z Markiem przy informacji w holu dworca Centralnego ?.Marek przyszedł bardzo zadowolony bo kupił sobie ulubione i wygodne buty ? 3 godziny pociągiem do Krakowa minęło nam szybko bo gadaliśmy prawie bez przerwy jak starzy znajomi (blogowi) .. w Krakowie zostawiliśmy bagaż, Marek założył nowe buty (w których paradował przez cały czas wyprawy i nie wiem czy zdejmował do spania 🙂 ? ) ?. Marek jako znawca Krakowskich uliczek poprowadził nas swoimi ulubionymi skrótami na Rynek gdzie od razu rozpoczął sesje zdjęciową ze mną w roli głównej ? 🙂 ?przeszliśmy się pod Sukiennicami zobaczyłam gdzie Marek kiedyś wystawiał i sprzedawał ikony ?. potem poszliśmy coś zjeść ? restauracja znajduje się blisko Rynku ale ja chyba sama bym tam nie weszła bo trzeba wejść trochę bok i wygląda trochę jak stary PRL ? Marek tam zawsze jada jak jest w Krakowie …. no i już na początku mogłam zobaczyć Marka w akcji z rurą ? miłe panie kelnerki na jego widok rozpływały się w uśmiechach i pozowały do zdjęć jak prawdziwe modelki ? Marek zjadł rosół z uszkami (jedno mu zjadłam bardzo dobre) i na drugie zjedliśmy dewolaja czosnkowego ? pychota ? do tego winko i piwko było ?:)… na włoski deser i kawę postanowiliśmy iść w inne miejsce ale zmienił się właściciel i wyładowaliśmy w kawiarni-sklepie ?Pożegnanie z Afryką? obok była cukiernia z krakowskimi ciastkami pięknie zapakowanymi w pudełka .. niestety właśnie zamknięto nam sklep przed nosem i wyobraźcie sobie, że Marek zapukał, uśmiechnął się, złożył ręce w geście proszącym i Pani sprzedawczyni otworzyła nam i sprzedała te ciastko mimo, że jak mówiła ?kasa już zamknięta? .. zadowoleni wypiliśmy w ?Pożegnanie z Afryką? pyszną kawę z małym ciasteczkiem, obejrzeliśmy bardzo ładny wystrój lokalu a Marek znowu zbałamuciła dwie śliczne dziewczyny, które obsługiwały gości i zrobił im zdjęcia ?. O 21 ruszyliśmy w podróż nocną do Wiednia ? ja niestety nie mogłam spać bo w autobusie mi jakoś nie wychodzi a przy tym jeszcze księżyc świecił jak głupi ale czas szybko minął bo połowę drogi przegadaliśmy? o 5 rano wyładowaliśmy w Wiedniu ? podjechaliśmy metrem do centrum przeszliśmy z bagażami i obejrzeliśmy w świetle porannego słońca trochę wiedeńskich zabytków ? pusto na ulicach ? tylko my, słońce, nasze bagaże i rura Marka ? doszliśmy do Ogrodu Różanego tam Marek cierpliwie czekał na dobre słońce i miałam sesję zdjęciową o poranku w Wiedniu ? Marek zadzwonił do Pawła, że już jesteśmy do odebrania i ale zanim Paweł przyjechał jeszcze spotkaliśmy dwie dziewczyny, które sobie robiły zdjęcia z parasolką ? jedno ze zdjęć, które Wam pokazał to właśnie ta dziewczyna ?.:D
Cdn?. 😀
tam gdzie znaki zapytania miały być kropki …
Jolinek,
spisujesz dzielnie, jeszcze tylko Marek musi wrzucić więcej fotek, zwłaszcza tych z poszczególnych „sesji zdjęciowych” i tak, zeby mniej więcej nadążały za Twoją relacją 😉
Czekamy na ciąg dalszy – kiedy będziesz miała czas , byle nie za długo!
yyc
U mnie jest bez i mniej więcej bordello na ogródku, żadnego manikuru, żadnych klombów, kwiatki rosną jak się same rozsieją i między czym chcą, ogórki na drabinie, pomidory i tomatillos między porzeczkami (mam i czarne 😎 ) i w beczce z bazylią jeden, tymianki pietruszki i takie tam – gdzie chcą, maliny pod płotem (nisko upadły 🙄 ), a jak kiedyś dopadnę agrest, to kupię albo ukradnę (krzaki dwa).
Jedna rzecz – ja mam bardzo prywatny ogródek, mieszkała tu jakaś babcia, która ogrodziła się wysokimi, szczelnymi płotami, a na nich jeszcze drut kolczasty 😯
Płot z prawej strony jest wg. prawa nie bardzo legalny, bo jakaś ustawa reguluje, jakie to wysokie ma być – ten jest za wysoki tak mniej więcej o metr, uswiadomił nas kiedyś Roger. Reszta ludzi nie stawia płotów, przynajmniej na nadzej Bath Road, a i wiele osiedli to tez bezpłotowcy – i wtedy wypada jakoś dorównać do sąsiada i mniej wiecej to trzymać w porządku.
Mnie zawsze zachwycał ogród Eli z Kincardine – juz tam nie mieszkają, tylko w domu opodal, Ela mówi, że jeszcze nie odważyła się tam pójść, zeby sprawdzić, co zrobiono z jej ogrodem…
http://alicja.homelinux.com/news/Ogrod_Eli/
Jolinku – wiem, że w tym roku z nami nie zjazdujesz, a szkoda. Nic to – za rok 4 zjazd i pewnie już będziesz z nami.
Żródełko – pewnie, że o Twoje kontuzje chodzi; agrestu na balkonie lepiej nie hoduj – miejsca za mało, pomyśl o „Indianach”
Pan Lulek pozdrawia wszystkich.
http://www.dailymotion.com/video/x6okqo_637-daukszewicz-tyle-mi-zostayo_fun
No takie chaszcze wlasnie lubie Alicjo. Przyznam ze te gole trawniczki to nie ja. Tzn z przodu to moze co innego choc i tu sie zmienia w Calgary. Natomiast z tylu, jesli jest miejsce to drzewka, kwiaty, ziolka, warzywka czemu nie i to bardziej dla tego fajnego balaganu niz korzysci w kuchni, choc czeresnie czy jabluszko z wlasnego drzewka fajnie zjesc. Jak lece do Kraju to w moich rejonach bzu jak na lekarstwo a tyle kiedys bylo. Znajomi ktorzy maja domy tez w wiekszoci takie zadbane. Obowiazkowa tuja, krzaczek tu i tam trawka pomiedzy. Tylko nieliczni ogrod jak kiedys. A w cieply dzien jak sie milo siedzi pod morelka i winko popija. Albo papierowke zerwie taka nagrzana nieco i z tym zapachem, ze pol drzewa by sie obiadlo. Wiosna wszystko zakwiecone i pszczolki Maje lataja i sie obiadaja. Sama radosc. A grilka jeszcze podpalic i zaczac sie bawic, pomalu, cierpliwie, winkiem popijajac….
Alicjo dziś wieczorem dam jeszcze trochę opisu a reszta jutro … 🙂
Pyro nie będę ale mam dla Was niespodziankę … 🙂
lecę oglądać Mistrzostwa Świata … 😀
Alino,
ta jakoby 17-wieczna modlitwa mniszki krąży po sieci od 1995 roku raz jako modlitwa Teresy z Aquili, raz – św. Tomasza z Akwinu, innym razem anonimowo itd. 😉 Jest to zapewne współczesny apokryf, ale trafny i bardzo przydatny. Już tu kiedyś dyskutowałyśmy ze Starą Żabą na ten temat.
Ta mniszka była bardzo męska, sądząc po gramatyce 😀
Również Stefania Grodzieńska zamieszcza tę „modlitwę” w swojej książce „Nie ma z czego się śmiać”.
Moja młodsza siostra tak właśnie od paru dobrych lat „cywilizuje” dosyć spory ogród, który Tata sadził i kultywował…Między innymi agrest padł ofiarą, aronia rozrosła się „jak chwast”, i jeśli jeszcze jest, pewnie poleci, poleciała połowa leszczyny z tyłu pod płotem i rózne tam, a z boku zamiast winogron „Panonia” jest – a jak! – oczko wodne. Tuje absolutnie konieczne i trawa pryskana, żeby żadnego zielska. Ciekawa jestem, co w tym roku zastanę – to jest spora wieś gminna, bywam tam co roku i co roku widzę te zmiany „cywilizacyjne” za płotami.
O tempora 🙄
Z drugiej strony – nie ma kto koło tego chodzić, Wrocław rzut beretem, młodsi głównie tam pracują, a starsi na zagrodzie nie maja już sił. Moja Mama też z wiekiem nie poradzi wszystkiego dopilnować. Ale tez nie da sie ukryć, że młoda generacja leci na lep „designers gardens”. A Ela trawę wyrywała garściami (łatwo w miarę, gleba piaszczysta), żeby tymianki i te rózne, i żeby motyle i rózne takie tam przylatywały.
W kącie był warzywniak, pod podestem komposter roślinny, drzewko tu i tam, porzeczki etc.
Uffff…. sauna jak diabli. Nie wychodzę z domu i dałam sobie dyspensę na wszelkie roboty. W lodówce gotowa ogórkowa z piątku, tylko zabielić śmietaną.
Co więcej – zobaczymy, tylko komu sie będzie chciało smażyć rybę?
Teresa z Avili nie Aquili
Od koleżanki z Opolszczyzny słyszałam że niedojrzałym agrestem można zakwaszać młodą kapustę.
Przy okazji witam imienniczkę.
hura hura mamy 3 medale … złoto i 2 srebra … 😀
Panie Lulku gdzie Pana wcięło ???????????????
…miejmy nadzieję, że to Pan Lulek wcina! Pora!!!
Ciekawe czy w Starym Jiczynie Jelinek51 spotkal Rumcajsa i Hanke. To by byla awantura.
Pan Lulek
Paskudne podróbki. Młodsza kupiła polską mozzarellę – i komisyjnie wyrzuciłyśmy ją do kubła. Była to masa absolutnie pozbawiona smaku , za to z zapaszkiem nieświeżej skarpety sportowca. Nawet Radek odwrócił się z niesmakiem. Poszło… Na jutro przymierzam się do chłopskich frytek i mizerii
Cd. Sprawozdania:
Mimo, że był niedzielny poranek to Paweł przyjechał do nas uśmiechnięty i wioząc nas do domu opowiadał o mijanych przez nas pomnikach i budynkach…. po drodze zatrzymaliśmy się po świeże pieczywo, o którym Paweł mówił, że jest lepsze niż francuski …. Ania na nas czekała ze śniadaniem … były jajka na miękko, pyszna wędlinka i sery … chlebek pyszny zwłaszcza ten dyniowy co Wam na zdjęciu pokazał Sławek …. Trochę było rejwachu bo się my dziewczyny szykowałyśmy, Marek kręcił ciasto pod kierownictwem Ani na spody do 2 tortów na urodziny Ani …. no i po upieczeniu spodów ruszyliśmy do Pana Lulka ….
Pan Lulek czekał na nas z otwartymi drzwiami, ze słoikami kremu miodowego w prezencie i z różami w każdym pokoju … trochę się podrapał od tych róż ale dom był pięknie przystrojony …. po obejrzeniu domu i konsumpcji jeżyn ruszyliśmy w drogę … Ania w Internecie znalazła informację, że w niedalekiej wsi jest dzień jabłkowy tzn. gospodarz sprzedaje swoje wyroby na takim jarmarku u siebie w gospodarstwie … Marek umieścił zdjęcia z naszej wizyty … my próbowaliśmy soki, wina, Ania nas zaprosiła na jabłka w cieście z borówkami (bardzo smaczne) po zakupach 3 kartonów soku pojechaliśmy na drugą wieś gdzie był następny jarmark ale niestety już się nie załapaliśmy na jedzonko bo miejscowi wszystko wyjedli …. nie było wyjścia i daliśmy się zaprosić Panu Lulkowi na obiad na Węgrzech … Marek sfotografował nasze dania ja tylko dodam, że pod tą jedną pierzynką cebuli miałam pyszne wątróbki gęsie na jabłku … obżarliśmy się jak mopsy a Pan Lulek po zjedzeniu całego pstrąga, kwakała wątróbki, naleśników i wypiciu piwa poczuł się jak znowu jak Pan Lulek ?
Wróciliśmy do domu, w miedzy czasie Sławek nas poszukiwał na telefonach i pomstował co z nami ale złapał nas w domu i Marek mu zreferował sytuację …. poczta Pana Lulka została spakowana i pojechała do Wiednia a my trochę sobie pogadaliśmy, Marek przeprowadził poważną rozmowę z Panem Lulkiem i o północy poszliśmy spać … nie wiem jak ja to przetrwałam bo nie spałam od 40 godzin ale dałam radę ? 🙂
Rano obudził nas Marek zapachem smażonych naleśników …. po śniadaniu zrobiliśmy z Markiem małą naradę co będziemy kucharzyć ale o tym napiszę jutro … jeszcze dodam, że Marek od początku został Kierownikiem naszej 2 osobowej wycieczki ?:D
A bo Marek, Jolinku, ma buławę w plecaku. Prawdziwy kierownik z urodzenia.
Na początek proszę sobie otworzyć w nowym oknie stronę :
http://www.youtube.com/watch?v=DfX1mHkfrdU&feature=related
i synchronicznie słuchamy i czytamy to co poniżej.
Obrazek z czerwonego autobusu.
Sobota, tak trochę przed północą, przegubowiec marki Ikarus, skrzypi, pędzi, podskakuje, silnik huczy, ale słychać opowieści pasażerów, blond dziewczyna o twarzy anioła rozmawia z chłopakiem, ot takie opowiastki z życia….przy., ku…, spie…., jeb…., ch… autobus pędzi Mostem Poniatowskiego, jadący z tyłu, około 30latek, staje na siedzeniu, wychyla się z łącznie z raminami za okno Ikarusa ( w nich tak można, mają duże odsuwane szyby) ale za moment zeskakuje, siada, jedziemy, blond anioł
opowiada jak sp… babci przez okno. Przystanek, młody z tyłu zrywa się wskakuje na siedzenie i przez okno,zręcznie jak małpa wymyka się na dach!!! Okazuje się że jedzie z kolegami bo zapanowało radosne poruszenie, autopus rusza, pędzi, skrzypi, pasażer na dachu widać jest, trzyma się wywietrznika, koledzy robią fotki. Przystanek, dziewczę dalej coś opowiada, ale moja uwaga skupiona na dachu. Koledzy tego z dachu wysiadają( jesteśmy pod pałacem Kultury) i słychać po suficie łup, lup, łup – ten na dachu biegnie i przeskakuje na stojący z przodu autobus!Koledzy z radosnym śmiechem wskakują do niego, ruszamy, pędzimy, skrzypimy, widać na poprzezającym nas autobusie przykucniętą sylwetkę. Co dalej, nie wiem, skręcili do dworca Centralnego, my pojechaliśmy.
Co to? kto to? nie mam pojęcia, wariat, szaleniec, a może to jakiś przedstawiciel, nowej, miejskiej, ekstremalnej dyscypliny sportowej??
Nie był to autobus wiozący powracających z koncertu madonny, ludzie byli
naergetyzowani czymś innym, inny duch ich niósł.
A tak na co dzień, to w stolycy nudy…
Jolinku51,
„nie wiem jak ja to przetrwałam bo nie spałam od 40 godzin ale dałam radę”
no to teraz możesz śmiało mówić – nie takie my ze szwagrem … 😉
Alicjo … 🙂
Pan Lulek się odezwał … dobrze, że się odezwał ale jest niesforny jak dziecko … zamiast wypoczywać i się oszczędzać to ogródek obrabia … Panie Lulku Kochany ogródek musi trochę poczekać aż Pan nabierze sił …
ps. a ja lubię galaretkę agrestową ….
Antku,
może to była jakaś odmiana ekstremalnego sportu miejskiego, bus surfing jak building jumping?
Dla uspokojenia nerwów lepiej popatrzeć, jak obowiązkowe są helweckie kury (też wiele ryzykują 😯 )
http://www.youtube.com/watch?v=Y0Caq4WYNZ8
Nemo, ten cytat rzeczywiscie z ksiazki Grodzienskiej a przetlumaczony przez Jerzego Szapiro, znanego neurochirurga.
Antek, opisuj czesciej takie rozne wydarzenia ze stolicy, gdzie nudno?
Ta kura to miała chociaż słuszny cel, ale sportowiec miał jednak nad nią przewagę, spieszył z dwoma jajkami….
tu pomoc poglądowa :
http://picasaweb.google.pl/antekglina/517?feat=directlink#5371033390307910130
Taki właśnie autobus…nawet numer się zgadza!! 😉
śpijcie dobrze!!
Antek…
ja jestem do tyłu i starodawna, to ja sie nie znam, szczególnie na sportowcach!
Ja się skaleczę! Czytam sobie blog, a tu się burza rozpętała nie wiedzieć skąd, bo żadne meteo na internecie jej nie przewidywało. A mi się udało dzisiaj, po kilku latach, położyć nowe coś (takie jak blacha trapezowa, tylko przezroczyste – jak to się nazywa?), na dachu w stajni, czyli zrekultywować świetlik. Tę stajnię remotowałam na początku stulecia, za Niemca był to budynek inwentarski wielozwierzęcy, znaczy ogólnego stosowania, potem też, a za czasów mojego męża przekształcił się na warsztato-garaż i magazyn wszystkich możliwych części zapasowych do maszyn posiadanych i nieposiadanych. Znalezienie potrzebnej części graniczyło z cudem, ale czasami się udawało, do czasu kiedy wpadłam na pomysł, żeby zrobić porządek, czyli potrzebne części oddzielić od niepotrzebnych. Miałam wtedy pracownika, pana Andrzeja B. (inicjały jak mojego męża, ale proszę nie mylić). Pan Andrzej sam się do pracy u mnie przyjął, a potem w miarę potrzeby sam się zwalniał i przyjmował na powrót, tym niemniej mimo jego wszelkich wad, obecni do pięt mu obowiązkowością nie drastają.
Dość, że pan Andrzej wziął się do tego i zaczął rozkładać części na kupki, po uważaniu. O ile wcześniej mniej więcej było wiadomo gdzie należy szukać to po kilku dniach segregowania już nic nie było wiadome, natomiast znalazły się różne dziwne i niespodziewane rzeczy, zachomikowane w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach.
Natomiast sam budynek zaczął się coraz bardziej rozłazić w szwach, czyli pęknięcia na węgłach robiły się coraz większe i wyglądało na to, że w końcu się zawali a wtedy już zupełnie nie będzie wiadomo co z tą kupą gruzu pomieszaną ze złomem zrobić.
Dawno już myślałam o nowej stajni, więc desperacko zdecydowałam się zacząć działać. Samo opróżnienie budynku wdawało się niemożliwością a do tego dochodziło jeszcze uprzątnięcie grubego złomu na zewnątrz.
W końcu postawiłam dwie przyczepy: jedną z metalowymi burtami i drugą starszą z drewnianymi. Metalowe rzeczy na przyczepę metalową a cała reszta na drewnianą, tą metodą cały bałagan został wywieziony i można było zacząć remont.
Na strychu miały być dwa świetliki z płyty PCV. Akurat były tylko żółte. Kupiłam jedną taką płytę – strasznie mi nie pasowała, bo blacha na dachu była pomalowanana ciemny cynober i to się okropnie gryzło – na próbę. Panowie od kładzenia dachu przypasowali tę płytę do blach i wysłali mnie po więcej. Jak przywiozłam wszystkie płyty, blachy z obu stron świetlika już były położone, dopasowane i przykręcone, i wtedy zobaczyłam nalepkę na płycie, i na niej przeczytałam, że płyta z jednej strony jest zabezpieczona przed promieniami UV, i że należy ją kłaść tą stroną na zewnątrz. Oczywiście ta pierwsza płyta była położona odwrotnie i następne też musiały już tak być położone. Z drugiej strony dachu już udało się je położyć właściwie, ale na tę drugą stronę słońce świeci tylko rano, więc nie grzeje zbyt mocno, natomiast na tę źle położoną świeci prawie cały dzień. Przez pierwsze lata nic się złego nie działo, płyty nieco wypłowiały co mnie właściwie cieszyło, gorzej wyglądała reszta dachu, bo zachwalana przez sprzedawcę farba poprostu się zmywała z każdym kolejnym deszczem a blacha rdzewiała coraz mocniej.
Kilka lat temu lato było niezwykle upalne i na tej wypłowiałej płycie pojawiła się czarna plama. Początkowo sądziłam, ze to ktoś postawił świeczkę zbyt blisko i płomień ją okopcił. Poszłam nawet szukać tej świeczki, ale zamiast niej znalazłam kawałek czarnej folii. Widać słońce tak nagrzało tę folię, ze aż płyta zciemniała. W następnym roku, już nie tak upalnym, ciemne plamy pojawiały się już wszędzie a do tego płyta zaczęła się odkształcać, w końcu zrobiła się cała ciemna i powyginana tak, ze w czasie deszczu przeciekała w wielu miejscach. Mieszkający na strychu Paweł od Oli w ubiegłym roku uszczelniał ją pianką montażową a Ola rozpinała pod nią folię, żeby się jakoś chronić.
Naprawa świetlika (ten od wschodu ma się dobrze) była konieczna nieunikniona, ale nie miałam pojęcia jak się do tego zabrać, bo już nie miałam dostatecznie długiej drabiny. Żeby dotrzec do kalenicy potrzebna była prawie 10-metrowa. Można taką kupić, ale kosztuje majątek. Rozważałam wynajem dźwigu z Energetyki, oni mają coś takiego, nawet usługowo obcinają gałęzie w mieście, ale to też by kosztowało a poza tym kto miałyby ten dach naprawiać?
W końcu wpadłam na pomysł genialny w swojej prostocie. Te płyty z PCV mają 2,5 metra długości, łaty, do których są przymocowane, są co około 35 cm. Wystarczyło zdjąć, zaczynając od dołu, stare płyty, używając łat jako szczebli drabiny a nowe płyty podzielić na pół i zacząć je przykręcać od góry, kolejną niższą wsuwając pod już położoną.
Zakupiłam więc trzy arkusze trapezowej płyty w kolorze przydymionym, bez strony UV. Dzisiaj przyszli chłopcy od prac ogólnych, sekatorem od drobiu przecieli płyty na pół, wydrapali się na daszek nad drzwiami a z daszku zaczeli odrywać starą płytę… Po trzech godzinach pozamiatali co spadło na strych, zainkasowali gotówkę i grzecznie zapytali czy jest jeszcze coś do zrobienia.
A ja usiadłam na ławeczce, patrzyłam na nowy świetlik i zastanawiałam się dlaczego trzy lata temu na to nie wpadłam.
Dobranoc Państwu!
Stara Żabo… 🙂
Dzięki za opowieść.
Moja przyjaciółka Ela (ta od pięknego ogrodu z tymiankami) z Kincardine własnie podesłała zdjęcia. Tygrysia i Smokey. To na przestrzeni czasu i juz nie w tym domu od pieknego tymiankowego burdelu, ale na pewno, znając Elę, nowy ogród urządziła po swojemu (są tam on nie takiego dawna).
http://picasaweb.google.ca/kuliki/Koty02?authkey=Gv1sRgCIi10Y3V1eGHYQ#
Dla spokoju ducha nemo – od Eli zawsze mam pozwolenie na publikację. I od wszystkich (kto zastrzehga, to zastrzega). Śpij spokojnie, i nie bądz taki szwajcarski ten tam.
Dzien dobry Wszystkim,
Dalem Wam odpoczac od siebie i to dosyc dlugo, ale poki co – dosyc.
Zaba zmusila mnie dzisiaj do pojawienia sie znowu. Tak lubie jej historyjki z zycia Zabich Blot wziete, ze musze powiedziec – dziekuje. To sie czyta, jak mawiano w jednej redakcji.
Antek tez dzisiaj niczego sobie, zreszta nie tylko dzisiaj. Opowiastka o autobusie swietna. Gdy bylem swiezo upieczonym licealista, a bylo to niewiele pozniej niz dolaczony przez Antka sznureczek, dojezdzalem do szkoly tramwajem. Szpanem bylo wtedy jechac ostatnim wagonem na tzw. cycku (czy ktos pamieta jeszcze takie okreslenia?), czyli na buforze, trzymajac sie tylko urzadzen do laczenia kabli elektrycznych. To byl rozum, co? Oczywiscie bez biletu, bo zaden kontroler tam dojscia nie mial, bo niby jak?
Pisze to, zeby moze nie przekreslac zupelnie tych wariatow, ktorzy jezdza dzisiaj na dachach nocnych autobusow. Moze z nich rowniez jeszcze ludzie wyrosna (zakladajac, ze ze mnie wyrosli) i za lat kilkadziesiat opisza ten swoj szpan na jakims blogu.
„Never give up on anybody. Miracles happen every day.”
(H. Jackson Brown Jr)
http://alicja.homelinux.com/news/Nigdy%20wicej%20nie%20patrz%20na%20mnie%20takim%20wzrokiem.JPG
Komentarz muzyczny do zdjęcia Tygrysi i Smoke-go, nie chciałam wrzucać dwa, bo tem WP …wrrr!
http://www.youtube.com/watch?v=CqPjvbnMn7U&feature=related
Ja dojeżdżałam do szkoły tak zwaną ciuchcią między innymi „dalekobieżnymi”. 15 km.
Żałujcie, ze tego nie znacie, moze co niektórzy kojarzą, ale były takie na trasie Nysa – Kamieniec Ząbkowicki oraz Kamieniec Ząbkowicki – Jaworzyna Śląska, no i pobliskie wioski. Dachy dachami, tutaj spokojnie można było wskakiwać na schodki takiej ciuchci nawet w szpilkach, jadąc na imprezę 😉
Nie mówie już o tej ciuchci, która z Kamieńca Z. musiała się wspinać mniej wiecej godzinę do Złotego Stoku (8 km.) 😯
Z przyjemnoscia tez odkrywam, ze stol biesiadny wciaz sie powieksza. Juz wszyscy przywitali bardzo wysoko notowana Yote z Teksasu, a ja jeszcze nie, z tym wieksza przyjemnoscia to robie. Witaj Yota.
Nawet niedawno pomyslalem, ze Stany sa takie duze i zamieszkale przez tak liczna Polonie, a oprocz cichych ostanio – Wandy z Teksasu i Orki, zostalem sam. Teraz czuje sie razniej.
Miedzy Naleczowem, a Tomaszowem Lubelskim „chodzila” ciuchcia waskotorowa. Gdy sie znalo maszyniste, a znali sie tam przwie wszyscy, zatrzymywal sie nie tylko na stacjach, ale rowniez tam, gdzie znajomym bylo blizej do domu. Jechala tez z predkoscia umozliwiajaca srednio sprawnemu wsiadanie i wysiadanie bez zadnych ograniczen.
Nowy,
Orka i WandaTx to nie tak ciągle, tylko wpadają od czasu do czasu, co zaznaczały. Ale bywają!
Czy u Ciebie taka sauna jak u mnie?! Matko jedyna… życ sie nie da (nie mówiąc o spaniu) 😯
hahaha… ta ciuchcia złotostocka też nie zatrzymywała sie na przystankach Sosnowa, Płonica, tylko wiadomo było, gdzie kto wysiada 😉
Ja nie jezdziłam w tamtych czasach, no i moja trasa była dalekobieżna i ważna! Jaworzyna – Nysa.
Ale z Paczkowa podjeżdżała elegancka starożytna ciuchcia 😉 i jechała bodaj do Dzierżoniowa albo jakos tak.
Przypuszczam, ze gorsza. Sierpien to dla mnie najgorszy tutaj miesiac. W prawdziwej saunie bywam z przyjemnoscia, bo moge wyjsc kiedy zechce, tutaj po prostu saunowy przesyt. Powietrze ma chyba wiecej niz 100% wigotnosci, chyba ze 300%, stojace, ocean od wielu dni jak zamglone jezioro i do tego ponad 30 stopni caly czas, w nocy niewiele mniej. Oczywiscie nic nie schnie. Sol zamienila sie w pudelko z solanka.
… nie z Paczkowa, tylko z Nysy, Alicjo. Czy to nie było piekne?
Ja wolę takie wspomnienia, niz wspominanie, ze miesiąc temu ktos kupił komórę, która dzisiaj jest już pase’ i nie ma nawet szans byc eksponatem muzealnym .
Dla tych co nie czuja blues’a
http://www.youtube.com/watch?v=HXt_d78y1Kk
Ja tez czesciej wracam do dawnych lat niz do tego co bylo wczoraj. Zreszta tego co bylo wczoraj najczesciej nie pamietam.
U mnie wszystko płynie w domu, dobrze, że mamy odwilżacz… nie chce sie nam instalować portable a/c, bo i tak niedługo wyjeżdżamy. Pózno sie zaczęło, a teraz podskakuje, psiakość !(za przeproszeniem Owczarka Podhalańskiego).
Za to w ogródku posucha jak cholera!
A mnie ktos podarowal ….. nawilzacz. Jak pyrgnalem tym o sciane, to tylko plastikowe wiory polecialy. Zartownis jakis.
W kuchni za to zagniezdzily mi sie mrowki, malenstwa, ale tego sporo. Stworzenia boze, to niech tam sobie zyja, ale wlaza wszedzie.
Juz tutaj podawalem kilka razy, ze w czasie tych upalow gasze pragnienie tylko Martini z lodem i sokiem jablkowym. Wczoraj zauwazylem, ze mrowki tez by sie napily, bo wokol buteltki biegaly. Wylalem wiec kilka kropelek, zyjatka pocieszyc. Zbiegowisko sie zrobilo nieziemskie, co slabsze glowy odchodzily, ale juz krokiem wolnym i jakby chwiejnym. Reszta ucztowala dalej. Ciekawe, czy mrowcze glowy tez kac sie ima?
W naszych klimatach?! Czysta złosliwość, nawilżacz!
ODWILŻACZ!!! Wstawiłam dzisiaj ranio do sypialni tylko – w 2 godziny 2 litry wody! Nie mamy klimatyzacji, bo chałupka jest miedzy drzewami, cienia sporo i przeważnie, i jak wspominałam kiedys, podpiwniczona „po staremu”, ale bez odwilżacza w takie dni sie nie da.
Jakies huragany czy inne diabły nam sie niedługo szykuja, spece od meteo powiadaja… i ma się obić i o mnie!
Rozpijasz mrówki? 😯
No to z rana polej im wody na kaca, mrówka też człowiek !
http://www.youtube.com/watch?v=2m9B3QQ55eE&feature=PlayList&p=ECE9649832E63013&playnext=1&playnext_from=PL&index=90
Ja dopijam Tatra beer, piwo podobno robi dobrze na sen (chmiel i jego własciwosci, żeby uprzedzić wykład nemo), mnie na razie dobrze robi na chłodzenie 🙂
Huragany przezylem tutaj dwa – Bob i Andrew. Bardzo to bylo grozne. Ocean widzialem po okolo godzinie po przejsciu. Tego widoku chyba nigdy nie zapomne. Lubie groze Atlantyku, ale to bylo cos trudnego do opowiedzenia. Ja sie balem. Nie chce wiecej.
Dzieki Alicjo za sznureczek. Przytulam psa, mrowki i wszystko co zyje. Musze sie klasc i sprobowac zasnac, chociaz w tej parowie to prawie niemozliwe.
Ze znakiem zapytania, bo nie wiadomo co z tego wyjdzie, ale dobranoc.
…to samo u mnie… turlam się i postaram zasnąć , Jerzor już sie przeniósł na góre, że niby tam lepiej… a gdzież tam, piwnica na dole ziębi trochę, a dach nad Pokojem Maćka jest papowy! Oh jej. Było zimno – narzekało się. Jest upał, też narzekamy. Nie dogodzisz!
🙄
Dobranoc Szampaństwu także zarówno.
http://www.youtube.com/watch?v=g_E_5S6vv6o&feature=related