Obrazki z Mazowsza
Codziennie z samego rana, gdy siedzimy przy śniadaniu, mamy odwiedziny. Niby nie zapowiedziane ale jednak spodziewane. Przylatują cztery sójki. Prawdę mówiąc wcale nie wiemy czy zawsze te same ale tak nam się wydaje. Zapowiadają swój przylot skrzekiem, który teraz brzmi dla nas jak śpiew trochę ochrypłej jazzowej wokalistki i siadają na gałęzi modrzewia rosnącego przy samej werandzie. Przez parę chwil wypatrują czy nie ma w pobliżu Rudego i czy na ich stole czyli pod rzeźbą żaby, już jest jedzenie. Gdy wszystko w porządku, wszystkie cztery zlatują na dół i łapczywie jedzą wykładane im resztki pieczywa. Najbardziej lubią – tak jak i ja – razowiec z piekarni Białczaka w Pułtusku. Jest on bowiem pełen pestek i ziarenek (chleb nie piekarz). A że nie mieszczą się wszystkie naraz na desce, to jedna zwykle siada na głowie żaby i czeka na zwolnione miejsce. Zmykają gdy tylko Rudy wyjdzie do ogrodu i krzyczą na niego z niezadowoleniem.
Nie zauważyliśmy dnia odlotu bocianów ale widzimy, że większość gniazd już opustoszała. Na rżyskach i świeżo zoranym można jeszcze spotkać pojedyncze ptaki, a czasem nawet dwa – trzy razem. Większość jednak jest już w drodze. Może szybciej przyjdzie zima?
Śniadanie sójek
W drodze do Płońska (w poniedziałek była relacja) przejeżdżaliśmy przez Gąsiorowo. Mała wioska, a właściwie przystanek autobusowy z kilkoma zabudowaniami. A obok – piękny stary, drewniany kościół. Nie było wokół żywego ducha więc nie wiemy jak wygląda w środku. Ale pogrzebałem w Internecie i dowiedziałem się, że to kościół pod wezwaniem św. Mikołaja, wybudowany w 1792 roku przez biskupa Hilarego Szembeka. Ocalał z wojny z niewielkimi uszkodzeniami. O tym, że bywa czynny świadczy informacja, ktorą znalazłem w Pułtuszczaku czyli internetowym wydaniu Tygodnika Pułtuskiego a mówiąca o kradzieży dokonanej w gąsiorowskim kościele. W sierpniu 2008 r zrabowano obraz Matki Boskiej Częstochowskiej.
Kościół w Gąsiorowie
Pod kościołem jest kilka grobów z XIX wieku. Mam nadzieję, że uda nam się kiedyś obejrzeć i wnętrze świątyni.
Groby rodziny proboszcza kościoła Sw. Mikołaja
Nie tylko bociany odleciały. Coraz więcej domów letnich w okolicy pustoszeje. A właściwie zapełniają się tylko w soboty i niedziele. Na wsi panuje błoga cisza. Ucichły kombajny a do wykopków jeszcze czas. Świetna pora do pracy na werandzie. Więc oba nasze laptopy aż furczą. I tylko czasem odrywamy wzrok od ekranów, by zobaczyć krążące nad lasem jastrzębie lub podbiec do płotu, gdy tuż za nim maszerują sarny. Pieknie wyglądają zwłaszcza tegoroczne młode. Nie wiedzą jeszcze, że ludzi należy się bać więc idą pomalutku za matką i spoglądają na nas bez lęku.
A po pracy pora na obiadokolację. Dziś będzie grubaśny antrykot z kością, już zamarynowany w oliwie i cytrynie, z czosnkiem i ziołami z naszego ogrodu. Mój będzie niedopieczony, a Basi owszem nawet lekko chrupiący. Do tego pieczarki i sałata czyli rukola, zielona sałata i zielona papryka pokrojona w paski przemieszana z marchewką w słupki julienne. A wszystko polane octem balsamicznym ze smakiem leśnych owoców. I oczywiście wino ze starych zapasów czyli chianti classico.
Komentarze
A może by tak do Paryża?
Ja już byłem, kolega też:
http://zaluska.aminus3.com/image/2009-08-13.html
Bociany już odlatują? 🙁 Tutaj ich jak na lekarstwo. Ale w helweckiej książce telefonicznej jest jeden Bocian i jeden Bociek 😉
A cappello,
o walorach picia deszczówki wiem tyle, że uwielbiają ją moje koty 😉 Najchętniej piją kałużankę i może dlatego są tak długowieczne (21, 14 i 8 lat), młodo wyglądają i nie chorują 😎 Moje orchidee też ją sobie chwalą (deszczówkę), a w domu rodzinnym była idealna do mycia włosów (plus szampon „niebieski” lub pokrzywowy). Do żelazka używam wody z kranu, tak jest skonstruowane, że nie uznaje destylowanej ani innej miękkiej.
Pyro poslusznie melduje, ze list doszedl. Dziekuje pieknie.
Nemo, w instrukcji mojego żelazka (9 lat temu najbardziej wypasiony Tefal, jaki był do kupienia w Monachium) też zdziercy napisali, by koniecznie wlewać twardą (kranową) wodę i kupować ichnie wsadki odkamieniające. Ale nie zastosowałam się i dzięki temu dopiero kilka tygodni temu włożyłam drugą z czterech będących na standardowym wyposażeniu produktu 😎
(Bo niby co ma żelazko poradzić, że gospodarz akurat dysponuje miękką wodą?! 🙄 – zdziercy często mają nadzieję, że trafią na naiwnych…
Moje pierwsze żelazko miało osobny wymieniacz jonowy do zmiękczania wody. Niestety, upadło mi raz na podłogę i uszkodziło sobie wlew do zbiornika. Nabyłam wówczas helweckie, marki „Jura”, na zwykłą wodę. Do tego był bon na profesjonalne odkamienianie w sklepie firmowym. Jak sobie o tym bonie przypomniałam, to już stracił ważność. No to prasuję dalej, para wychodzi, i tak już chyba ze 20 lat 😯 Czasem, jak włączę parę-turbo, to przez chwilę pluje drobinkami kamienia, potem działa bez zarzutu 😎
Na onecie jest artykuł o długowieczności polskich górali. Podobno żyją dłużej dzięki odpowiedniemu odżywianiu i unikaniu lekarzy. Niektórzy komentatorzy widzą przyczynę długowieczności głównie w wykształceniu górali. W większości podstawowym 😯
„…Jak wygląda góralskie menu? To głównie mleko, sery, twarogi i gruboziarniste pieczywo. Nabiał codziennie spożywa ponad 80 proc. najstarszych Podhalan, a pieczywo o wysokiej zawartości ziarna aż 90 proc. Do tego kilka razy w tygodniu warzywa, nasiona strączkowe i ryby. Górale nie przepadają za tłustymi mięsami i wędlinami ? badani przyznawali, że tego typu produkty jedzą raz, najwyżej dwa razy w tygodniu (najczęściej w niedzielę). ? To dieta bogata w białko, witaminy i składniki mineralne. Co ważne, większość produktów pochodzi z własnego ogródka, bądź z własnej hodowli. Są przygotowywane bezpośrednio przed jedzeniem, na jeden raz: nie zamrażane, nie odgrzewane, nie gotowane. Starsi górale nie lubią trzymać jedzenia w lodówce…”
Ryby z własnego ogródka u górali?
taki goral to ma dopiero ogrodek…
Pyry sobie dzisiaj pokiełbaszą – jeszcze nie wiem, czy 4 małe śląskie zostaną upieczonwe, czy pokrojone w sosie, czy jaka inna przypadłość je spotka. Młodsza kupiła w sobotę i leżą, coś z nimi trzeba zrobić.
Nemo – też robiłam dżem morelowy z zaprzyjaźnionego drzewa. Prawdziwy, nie na żadnych cukrach żelujących. Niedużo zrobiłam – z kompotierki zjadłam z pieczywem w ub. tygodniu, większy słój zabiorę na Zjazd do dyspozycji Żaby – albo będzie w zestawie śniadaniowym, albo Żaba zużyje sobie do czego tam trzeba, a słój taki średni, popaprykowy zostanie w domu do przełożenia piernika świątecznego (wyjątkowo dobry zestaw). Urok tego dżemu jest taki, że trudno nim smarować, duże kawałki owoców są w całości i jako takie tylko dla słodyczowych łasuchów.
Dzień dobry Szampaństwu moim przedświtem.
Gospodarzu,
tutaj kuzynka Twojej sójki (w moim ogródku), ta, co się wybrała za morze, emigrantka jedna. Wrzaskliwe to jak diabli. Jerzor karmi fistaszkami. Zastanawia mnie, jak to jest, że nie mina dwie minuty od położenia fistaszków na barierce podestu, a już zlatują – choćby cały dzień nie było ich w pobliżu.
http://alicja.homelinux.com/news/Blue%20Jay.jpg
ASzyszu,
odebrałam, zapisałam.
Witam,
ta sójka kanadyjska jest bardziej niebieska od naszych. Czytając relację Gospodarza o sójkach, widzę , że na Podlasiu w świecie zwierząt panują jeszcze tradycyjne, żeby nie powiedzieć zaściankowe porządki, to znaczy ptaki czują respekt przed psami i kotami, a te z kolei posiadają jeszcze instynkt łowny, a przynajmniej trochę psiego czy kociego honoru . Na naszym osiedlu obserwuję od pewnego czasu odejście od odwiecznego porządku. Na pobliskim parkingu rezydują liczne koty dokarmiane przez pracowników parkingu. Na sąsiadującym z parkingiem trawnikiem chodzą sobie kawki. I widzę już kolejny raz, że kot myje się,dwa metry od niego chodzi kawka i nawet na siebie nie spojrzą,każde zajęte swoimi sprawami.Rozumiem,że koty są najedzone,ale żeby taka obojętność… zabawne.
Krystyno,
ta moja sójka, wybierając się za morze, wypindrzyła się niesamowicie, stąd te niebieskości 😉
Jest tu kilka kolorowych ptaków – z nich najpiękniejsza chyba sójka, no i kardynał.
Ryby to górale owszem jadają – w postaci pstrągów z górskich
potoków. A raczej jadali,bo w dzisiejszych czasach to pstrągów
w górskich rzeczkach,jak na lekarstwo. Niegdyś mój podhalański
kuzyn łapal pstragi rękami,ale kiedy to było !
Z obserwacji mojej podhlańskiej rodziny wynika,że jadają
głównie wierprzowinę w różnych postaciach,czasem kurczaki
lub króliki własnego chowu i jarzyny z własnego ogrodu.
Do tego sery i mleko prosto od krowy oraz jaja prosto od kwoki.
A jedzenie jest rzeczywiście przygotowywane na 1 posiłek
i jest to niewątpliwie duży walor góralskiej kuchni.
Jaj prosto od kwoki bym nie jadła. To nieludzkie, zabierać przyszłej matce jej niedoszłe potomstwo 🙁
Byłam u ogrodnika. Pojechałam po 10 sadzonek kalafiora na zimę, wróciłam z 52 roślinkami, w tym kalafior, fenkuł, ciccorino, sałata głowiasta Czerwony Kapturek, endywia strzępiasta, kalarepa, plus doniczka z bazylią…
Nie wiem, gdzie górale kupują ten pełnoziarnisty chleb. Sklep w Chochołowie dysponował kilkoma rodzajami zwykłego, z fabryki chleba 🙁
O tych rybach, chlebie i nietłustym mięsie pewnie usłyszeli w telewizji i tak „badaczowi” opowiedzieli 😉
Danuśka,
a co górale robią z resztkami? Dla psa? Czy jest przymus zjedzenia wszystkiego, co na stole?
Jak to „co robią”?
Zjadają oczywiście.
Moja kuzynka,która pracuje ciężko fizycznie przez cały dzień
jada bardzo duże porcje i takież nakłada gościom.
Trudno jej wytłumaczyć,że dla nas to za dużo.
Przy stole zawsze trwają długie targi,zatem często resztki
zjada pies.
Nemo – z kwoką oczywiście słuszna uwaga 🙂
Niektórzy tak mają,
że wytykają.
Nemo,
o to się spierałyśmy w temacie o statystykach, tak badaczom i statystykozbierajacym podawano, dla świetego spokoju. Ale nie dałaś mi dokończyć, tylko kazałaś przepraszać uczciwych ludzi. Uczciwi nie muszą być przepraszani.
Alicjo,
Twoja uwaga jest nie fair. Co innego, gdy 85-letni dziadek opowiada pseudonaukowcowi, czemu zawdzięcza swój podeszły wiek, a co innego, gdy urząd liczy certyfikowane gospodarstwa ekologiczne.
Co mi wytknęłaś 😉
A jak się ma do długowieczności górali spożycie gorzałki?
nemo,
Wytknęłam Ci, ale już nie będę, bo Ty wiesz najlepiej, a ja jestem normalny, omylny człowiek, nawet jak widziałam na własne oczy, że nasza kica pije mleko i żyła długo i szczęsliwie, to powiedziałaś, ze kot nie ma prawa mleka pić. Może i nie ma, ale jak chce, to co mu zrobisz?
Moja uwaga jest jak najbardziej fair.
Jeśli uczciwi ludzie, pomawiani o fałszowanie statystyk, nie muszą być przepraszani, to ja się pytam, kto ma być przepraszany? 😯 Oszuści?
Nigdy nie twierdziłam, że kot „nie ma prawa” pić mleka. Jeśli jakiś lubi i nie dostaje biegunki, to na zdrowie, ale większość kotów, jak i wielu dorosłych ludzi, nie trawi laktozy i ma problemy. I to jest doświadczenie wielu, a nie jednego kota na Bartnikach.
Wszystkie nasze koty pijały i piją chętnie mleko. Od „prosto od krowy” po kartonowe (gdy tego pierwszego akurat brak). I żyją najczęściej długo i szczęśliwie*.
Uwaga socjologiczno- (felicjologiczno- 😉 ) – metodologiczna:
I kocie mleka picie i szczęśliwe kocie życie jest szeroko udokumentowane rodzinnie a wiarygodne świadectwa ustne (w razie potrzeby i pisemne 😐 ) poświadczą ekstensywność i intensywność tej praktyki w obrębie wsi, gminy, powiatu, Małopolski… 😀
Uwaga nawiasowa:
Co do picia słodkiego mleka przez dorosłych przedstawicieli homo sapiens – istniała zawsze pomiędzy moimi Rodzicami spora kontrowersja… 🙂
___
*chyba, że mają zwyczaj wędrować za państwem w pola i tam, na jakiejś miedzy, dopadnie je wstrętna żmija ❗ 🙁
Pawle,
Ci długowieczni twierdzą, że piją „po krapeczce”, a kobiety wcale. Dotyczy wódki. Kobiety ponoć piwem i winem nie gardzą. Ciekawe, jakie wina preferują?
A, lud tamtejszy twierdzi zgodnie, że kotu trzeba koniecznie dawać mleko gdy jest bardzo „łowny”. Jako rodzaj „odtrutki”. Nigdy nie zastanawiałam się, ile jest naukowej (fizjologicznej) słuszności w tej praktyce… Tylko relacjonuję… 🙂
Koty na wsi nie mają zwyczaju używania kuwety i ich państwo na ogół nie mają pojęcia, jak świetnym środkiem przeczyszczającym dla kotów jest krowie mleko 😉
No właśnie, „odtrutka” na przeczyszczenie 😉
Koty znane z łowności miewają też robaki (z myszy). Ciekawe, ilu ludzi na polskiej wsi daje kotom środki przeciw robakom.
Przepraszam za mało apetyczny temat.
W radio słychać „Ciągle pada” za oknem też u mnie na blogu również. Wiedenki to mają zdrowie o siódmej rano…
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-08-13.html
@Nemo: Trzeba wysłać Helenę Londyńską z misją uświadamiającą. To będzie jej cywilizacyjne dzieło życia… I o ileż bliższe (sercu), niż Grecja czy Turcja 😐 😀
Marku, bardzo ładne zdjęcie 🙂
U mnie pogoda cesarska, a wczoraj coś straszyli deszczem. Może tak daleko na południe nie sięgnie.
A cappello, to nie jest zły pomysł 😉 Sądząc jednak po ilości płaskich kotów na polskich drogach jest to dobro (kot) mało cenione i szanowane 🙁
Wczoraj w naszej telewizji podawali, że chipy identyfikacyjne, wszczepiane obowiązkowo od 2 lat tutejszym psom spowodowały, że nie ma już prawie bezpańskich psów porzucanych w czasie urlopowych wyjazdów. W schroniskach pojawiają się już tylko psy, z których z różnych względów „zrezygnowano”. Są pomysły, aby wprowadzić też obowiązek czipowania kotów. Łatwiej będzie odnaleźć właściciela, który często szuka zaginionej pociechy, nie wiedząc, czy się zabłąkała, została ranna czy rozjechana…
Nemo,
Ja myślę, znając wszystkie anegdoty o góralach, że „krapeczka” to jest całkiem spora objętość 😉 No cóż, dla jednego krapeczka to kieliszek, dla drugiego ćwiartka 😉
Sójki sprowadziły się do mnie chyba 2 lata temu, nawet pytałem się, co to za ptaki. Teraz rozmnożyły się i jest ich więcej niż srok.
Pawle,
to jak w tym dowcipie o góralu, co pijany leżał na drodze i strasznie jęczał: „oj nie moge, litr na ośmiu! Nie moge!” budząc zdziwienie wśród zgromadzonych sąsiadów. Cóż to jest, litr na ośmiu? 😯 Na to leżący: „ale tamci nie przyszli!” 😎
Jako dziecko miałem kotkę sjamską, która mlekiem pogardzała absolutnie. Z produktów mlecznych uznawała tylko mlekodajne czyli polędwicę wołową. Za mięsem wołowym przepadała, ale nie tak jak za kocimi kawalerami. Jak bardzo się cniło, wyła po nocach. Po pierwszych takich nocach nikt nie wiedział, o co chodzi. W końcu ojciec zawióżł kotkę do weterynarza. Ten też nie wpadł na przyczynę.
Gdy sprawa się wyjasniła, rodzice, jako osoby humanitarne, nie wpadli na żadne okrutne zabiegi tylko podjęli wysiłki w celu zaspokojenia kocich potrzeb na odpowiednio arystokratycznym poziomie, co się udało korzystając z pomocy wrocławskiego ZOO, gdzie parę sjamskich kawalerów bawiło. Kotka wróciła zadowolona, ale niesamowicie zapchlona.
Opisane wysiłki starczyły na pare miesięcy, a potem to samo. W końcu rodzice machnęli ręką na poziom i zapewniali byle kota. W końcu stało się to uciążliwe i Api wylądowała na wsi, gdzie wreszcie była szczęśliwa polując po całych nocach na myszy i ptaki i wydając co rusz na świat kolejne partie potomstwa różnej maści, ale zawsze z niebieskimi oczami.
U nas w domu nie zaprzyjaźniła się z nikim, natomiast szanowała ojca, który przynosił mięso. Witała go miauknięciami radości z mieszkania na piętrze, gdy wchodził do bramy domu. Nigdy się nie pomyliła.
Obrazki z Mazowsza – pamiętam dwa:
Pierwszy z 1972. Dwie doby na rozbujanych falach październikowego Bałtyku w drodze z Gdańska do Helsinek. „Mazowszem” rzucało jak kajakiem. Jedzenie nie sprawiało żadnej przyjemności – po chwili zresztą lądowało za burtą.
Drugi z 1977 albo 78. Dwie „Mazowszanki” odwożone nad ranem do podwarszawskiej siedziby zespołu w Karolinie. Biedne dziewczyny musiały wdrapywać się przez wysoki płot. Ech…
Fotki Marka K krytycznym okiem :
1. umie, czort , patrzeć na baby. Musi – lubi;’
2. oszust ci on jest – co najmniej jedna, to Paryżanka
nemo, musztarda po obiedzie specjalnie dla Ciebie:
http://kontrowersje.net/node/3864#comment-54832
Pyro, jaka paryżanka?
ja tak tylko o ten entrecôte ( miedzyzebrze) chcialem popytac dlaczego z koscia, przeciez tam kosci byc nie powinno, co innego côte ( zebro) gdzie byc wypada takiej kosci, bo wszak to zebro z ktorego itd, itp,
bylem kiedys na Mazowszu, duzy halas, kiecki w paski i te chlopy jakies takie gietkie, musialem niezle Starym zawrocic, bo wyprowadzili mnie przed koncem i do rana przestali mnie lubiec
Pisze inaczej bo Jego Wielebnosc Ksiadz Dyrektor redmptycta spowodowal dwukrotne wciecie na temat ptaków. Golebi tym razem bialych ale nie tych od Picassa. W Toruniu ma byc usytuowana Archikatedra z Gnieza lacznia z przenosinmi slynnych drzwi. Bada usytuowane u wejscia do nowego palacu. Przewiduje sie nowy golabnik a o czystosc pomników badzie dbala obywatelska Straz Pocztowo Gülebiarska.Na utrzymanie Urzedu Przewiduje sie poglowy podatek.
Pan Lulek
Ta pierwsza w zastawie Markowym zrobiona na blond to Rudy – czyli poskromicielka naszego Sławka, Pluszaku
Pyra pisze: Fotki Marka K krytycznym okiem :
1. umie, czort , patrzeć na baby. Musi – lubi;?
A może lubi głównie siebie w roli lubiciela/wielbiciela pań?…
/…Taka maleńka hipoteza robocza. Ani nie potwierdzona, ani nie mająca szans na potwierdzenie… 😐 🙄 😉 /
Aszyszu,
ogórki jako broń biologiczna 😯 😆
Dzięki za musztardę 😉
a capella proteza robocza 🙂
to cos jakby drugie dno, takie mnie sie przypomnialo bez specjalnego zwiazku, ale za to ze wspomnianym :
http://www.youtube.com/watch?v=8tj9YqlQ7es
Moim znajomym juz dwa koty zjadly kojoty. Ostal sie trzeci i jakby urosl bez konkurencji. Jest nadzieje ze wyrosnie na wielkie bydle i moze dla odmiany zje kojota. Nosil kojot razy kilka poniesli i kojota jak mawia staropolskie przyslowie. Ostatnio wilki pozarly kojota. Po miescie lata jak obiliczono 400 bezpanskich kojotow (a jakie maja byc, panskie?). Teraz podeszly wilki, tylko czekac na biale niedzwiedzie, ktorych w kanadyjskiej arktyce, wbrew nawiedzonym, jest cala masa i ciut ciut czyli populacja rosnie wiec mysle, ze niedlugo dojda pod Calgary. Kojoty juz dyskutuja plan ewakuacyjny na wypadek inwazji z polnocy. Myszy i koty calgaryjskie, stanowiace glowne danie kojotow, zawarly koalicje anty-kojotowa i zacieraja rece. Wilki na razie obserwuja. Sarenek lata wszedzie pelno takze w miejskich parkach a kanadyjskich gesi tyle, ze jak sie nie zrobi rzezi niewiniatek to miasto bedzie zasrane nie do poznania (przepraszam za jezyk). Czesc z nich zreszta nie odlatuje na zime bo ludzie karmia wiec po co sie meczyc.
A w sprawie dajat to 4 dzien przyszedl a juz 3 kg odszedl wiec leci szybko jak mialo. Wcozraj zreszta dorzucilem 33 km na rowerku w gore rzeki i z powrotem. Pogoda mila choc wiaterek w drodze powrotnej nieco wnerwial no i dwie gorskie premie. Taki maly i duzy Sw. Bernard… Ale jechalo sie bardzo milo i jakby lzej 🙂
Te sojki kanadyjskie to pewnie z zimna takie niebieskie. Do mojego karmnika zalatuja tylko wroble i sikorki i sporadycznie cos czego nie znam ale fruwa. Najwiecej jednak ostanio zzera wiewiora i trzeba by na nia kojota (ostatnio widzialem kojota z wiewiora w zebach) bo wyzera cale ptasie jedzenie.
Dziendobry
Co do „Mazowsza” to pamietam ale tylko z rejsow po Zat. Gdanskiej. Choc „Panna Wodna”, byl moim ulubionym stateczkiem. Z mola sopockiego na Hel. A teraz molo w rozsypce. Skandal. Slyszalem, ze celowo bo chca tam jakas marine stawiac. Idiotyzm kompletny, ze konserwator zabytkow sie za to nie zabral jeszcze to kolejny skandal bo przeciez molo przedwojenne i z mocy samego prawa ma taki obowiazek. Prezydent Sopotu jednak kolega premiera choc ostatnio afery z nim jakies ale jak to bywa kto u wladzy ten moze bezkarnie niszczyc co chce.
A drugie „Mazowsze” pamietam z wystepow w „Operze Lesnej”. W przweciwienstwie do Slawka do tej pory mile wspominam a zwlaszcza jak tanczyli zbojnickiego co sie zaczynalo na stoku za scena i gorali z ciupagami zlatujacych z tegoz stoku.
3 kg odeszly….w sina dal
No to jeszcze raz. Mieczyki co sobie sprawilem sie rozwinely nad wyraz pieknie. Dzisiaj rano w zachwyt wpadlem a tu wczorajszy link gdyby ktos mial ochote na kwiatki.
http://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/Mieczyki#slideshow/5369104375217157826
A moze to byl „Slask”
…szła dzieweczka do laseczka, yyc 😉
To był chyba Śląsk, z tą dzieweczką, zespół pieśni i tańca.
U nas kojoty zatrzymują się na Trans-Canada highway, raczej nie ważą się przekraczać na południe do wsi, bo to grozi śmiercią lub kalectwem, a we wsi nie maja za bardzo czego szukać. Ani kur, ani takich tam, śmietniki pozamykane, no i kotów bezpańskich też nie ma, luzaków.
Ja z doskoku z ogródkowania, pięknie dzisiaj, znowu prawie 30 cesarskich. Niestety, ta cholera na ogórkach jak wlazła, tak jest i nie ustąpi. Jakim cudem wdrapała się na drabinę – nie wiem. Dobrze chociaż, że ślimaki odpuściły wędrówkę po.
Panie Lulku, przypominam, że nie mam z czego (prawie) zbierać „Rok w Burgenlandii” 2009, niech się Pan Lulek nie obija, tylko sprawozdawa!
Piękne pozdrowienia podsyłam oraz uściski!
🙂
http://www.youtube.com/watch?v=KbdyrRlYR2E
Dla niewtajemniczonych i wszystkich nowych podsyłam sznureczek do opowieści Pana Lulka:
http://alicja.homelinux.com/news/Rok_w_Burgenlandii/
Młodsza imprezuje na urodzinach koleżanki, pies wybiegany drzemie, Pyra w charakterze podwieczorku zjadła wielkiego, malinowego pomidora, który się był spłaszczył w torbie. i TO JEST POWÓD, DLACZEGO JEDNE Z NAJSMACZNIEJSZYCH POMIDORÓW I TO W CAŁOŚCI POLSKI WYNALAZEK (sKIERNIEWICE) JEST NIE DO KUPIENIA W SKLEPIE Po prostu nie wytrzymują transportu, tak są delikatne
mam ciekawostke, Rudy wlasnie wrocil z L’Atelier des Chefs, Papuzki postanowily popapuzyc na wyjezdzie i przy okazji, zeby kulinarnie bylo, udaly sie wiec we trzy w Paryz do wspomnianego, koncept jest taki, ze jak se pokroisz, tak se zjesz, dzis byl dzien sushi, wrocily zachwycone,
Rudy nabyl przy okazji:
olej pistacjowy, pierwsze widze, sol z Himalajow (ii?) rozowawa i podobno cudowna strugalke, co i wyschlej marchwi potrafi dac rade:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/SolOlejIObierak#5369462616974313570
No wlasnie z tymi kojotami sie problem robi bo ponoc (lokalne wiadomosci) trzykrotnie juz dzieci w parku chcialy trachnac. Ludzi przestaly sie bac cokolwiek i choc doroslego jeszcze nie ruszaja to male dzieci juz staja sie lupem. Ludzie sie sami nimi zajma w koncu bo wladze szantazowane przez nawiedzonych boja sie kiwnac palcem.
Poza tym dzisiaj jest czwartek 13-go (nawet w grudniu jest wiosna) a pisze o tym bo mi sie kalendarz calkowicie pochrzanil i myslalem, ze jest sroda 19-tego sierpnia Roku Panskiego 2009. No ale uswiadomili mnie w pracy i tydzien wrocil …uff
To bedziesz mogl lody pistacjowe machnac w miedzyczasie skrobania tej suchej marchewki…
Widze ze Rudy dobrze wie jak Ci dzien wypelnic Slawek 🙂
A te sol z Himalajow to moze daloby sie jakos do Karpatki uzyc?
Sławek
Taką strugaczką to ja od ładnych paru lat.
Bardzo wygodna do obierania owoców i warzyw. Kartofel nie podskoczy, jabłko się nie wyśliźnie. Banana jeszcze nie obierałem 🙁
A kokosa?
Nie trzeba do Paryża. W Pułtusku na targu skrobaczka taka sama kosztuje 2 zł 50 gr. I to w dowolnym kolorze. A oskrobie nawet rybę.
Chyba ze ryba pila…
…banana to raczej inaczej 😉
kokosa młotem,
gorzej, co potem 😯
Ja jestem nawiedzona, ale do czasu, bo prawo natury jest takie – albo ty zjesz, albo ciebie zjedzą. Proste i zrozumiałe.
Ciekawe jak Alicja obiera banana….
A co do jedz albo badz zjedzonym to jestem z Toba i jem wszystko co sie rusza, pelza, plywa, ryje badz fruwa.
A w Pyrogroldzie od jutra 3-dniowy festiwal kulinarny. Kuchnie regionalne, pokazy kuchmistrzów, spotkania z autorami książek kulinarnych (Piotrze, a gdzie moi Adamczewscy?) targi, a w niedzielę konkurs golonek na Starym Rynku. Oprócz górali, Kurpiów i innych Kaszubów, także misttrzowie z Austrii, Ukrainy i Bułgarii. Kto przyjedzie?
„Konkurs golonek” … Pyro, miej litość!!!
…z tego wszystkiego zapomniałam dopisać, że Alicji cieknie ślinka na samo hasło – golonka z Pyrlandii.
Ja bym przyjechal ale sie nie da. Jak to dziala? Oni gotuja a potem mozna kupic, jakies stoiska, ogrodki czy w restauracjach?
dziesiatki stoisk – tylko kupować
Witam!
Nie mogę jechać to sam robię.
Spróbujcie gotować golonkę w kapuście kiszonej .Golonka w kwasie szybko kruszeje nabiera ostrzejszego smaku i szybko się gotuje. Kapustę traktuję przyprawami do bigosu do tego kawał boczku chudego wędzonego. Po ugotowaniu lodówka, na drugi dzień kapusta do zamrażalki (na bigos), golonka do piekarnika. Podawać z tym co kto lubi.
Podobno Chinczycy mowia, ze mozna jesc wszystko co ma cztery nogi i nie jest stolem, wszystko co lata i nie jest samolotem, i wszystko co ma dwie nogi i nie jest czlowiekiem.
??????? ?????
Kapusta ma ciekawe właściwości i to nie tylko kwaszona. Już kiedyś pisałam, że jedną z najlepszych potraw piknikowo – ogródkowych są żeberka w kapuście. Można zrobić wielki gar i zabrać z sobą na imprezę plenerową, gdzie są warunki do odgrzania (żeberka podzielione na porcje – sól, pieprz, majeranek, czosnek, cebula – osmażone i duszone tradycyjnie przez 30-40 min.n Potem w to multum poszatkowanej, odparzonej białej kapusty, jeszcze trochę dyżurnych i kminku i do skutku – następne 40 min. Mieszać i podlewać, żeby się nie przypaliło. Bardzo dobre.
A liny duszone w czerwonej kapuście?
yyc…
Chińczycy mówią, że to nie oni mówią, tylko Japończycy 🙂
Nie wymyśliłam, moja chińska część rodziny mi podpowiedziała. Jak tam jest naprawdę, guzik mnie obchodzi. Jem, co lubię, a lubię prawie wszystko 🙂
Alicjo to nie ja pisalem…
ooo… pomyliły mi się lotniska, mam nadzieję, że nie masz mi za złe, yyc 🙄
yyz wiadomo…
Ale dawno nie dawało głosu 👿
yyc nie wie o tym że już starożytni rzymianie przypisywali kapuście właściwości uodparniające organizm na działanie alkoholu i dlatego żuli surowe liście przed ucztą, a także między poszczególnymi daniami. Szkoda tylko kapusty jak ona sama zauważyła cytując Brzechwę
„A kapusta rzecze smutnie.
– Moi drodzy, po co kłótnie, po co wasze spory głupie – wnet i tak zginiemy w zupie.”
Wlasnie z uwagi na niefortunny wybor nicka postanowilem nie zabierac glosu w dyskusjach, ale cos mnie skusilo, no i od razu problem. Od teraz bede milczal.
YYZ, nie milcz, lepiej zmień nick 😀
yyz,
a nie mógłbyś zmienić nicka i odzywać się częściej?
Zasadziłam wszystkie sadzonki. I teraz nie mam miejsca na szpinak 🙁
Na kolację makaron z kurkami, mizeria. Osobisty mówi, że już się uzależnił 😯 Od mizerii niby.
W krzewie figowym jakieś pięknie uwite gniazdo z młodymi, otwierającymi żółte dzioby, pisklętami. Ale cicho, bez kwilenia. Starych jeszcze nie przyuważyłam, może kosy…
Lulku
Nie bojsja, wszystko zostanie po staremu. 🙂
Gniezno na swoim miejscu, a toruńskie dzieła ojca dyrektora na swoim.
On ma poważne kłopoty finansowe, wszystko się wali. Ja mu źle nie życzę, chociaż serdecznie nie znoszę, bo dla jakiejś sporej grupy ludzi jest ważny.
Niech oni sobie żyją i będą dla siebie wzajemnie podporą.
Reszta sama się uładzi. To nie jest największy problem dla Polaków.
W każdej religii są różne nurty, źle, jeżeli ekstrema przyciągają największą uwagę.
Podobnie z wypadkami, czy zabójstwami, przecież nie są codziennością, ale natężenie sprawia wrażenie, jakby nic innego się nie działo.
Uśmiechnij, Lulku, pysia i pomyśl o urodzie tego świata. 😀
Chodziło mi o natężenie informacji w mediach.
we Wiedniu, to dopiero maja, ale dobry chleb, przechwycilem wlasnie dostawe i mi sie kubek cieszy,
Yyz, no co Ty? badz twardziel, takie szczegoly a Ty sie wycofujesz?
Malgosia dobrze gada, zmien, co Ci stanowi?
no nie Piotrze, 2,50 i rybe, nie moge tego Rudemu powiedziec, nasza wyglada na conajmniej 45, Rudy by sie ostrugal
YYZ np Sławek z Kanady. 🙂 czy inszej Hameryki. 😀
To dopiero będziemy mieli jasność 😆
mt7, yyc = Sławek z Kanady 😉
A mówiłam.. po imieniu?
Sławek z Paryża, Sławek z Calgary, a tu lotniskami, no i znowu ja jestem winna…
Idę sobie wina nalać!!!! 👿
Proszę naszego korespondenta s. z miasta P. nie dołować informacjami o obieraczkach, że takie to już u nas od dawna, że po 2,50 na targu.
Dla porównania, obieraczka targowa, sklepowa i taka z miasta P.
Różnica jak między okoniem a piranią.
http://picasaweb.google.pl/antekglina/250#slideshow/5369532198839980642
Naziołuje się chłop i co będzie??
A obieraczkę z takim ostrzem jak za 2,50 to kupiłem już swojej mamie 35 lat temu na słynnym Bazarze Różyckiego, rączkę miała z jakiegoś aluminiowego odlewu.
Mama jej nie używała, stara szkoła, nożowa.
A tak przypomniałem sobie….Misiu, czy chcą Cię wyekspediować do Afganistanu???
Minister Klich mówił że chce tam wysłać dodatkowe Misie-Demnaście.
Wieści od nieobecnych :
Dorota szlifuje Berlin.
Stara Żaba ma kolejne 2 wiadra mirabelek
Haneczka ma, nie wiadomo, albo wizytę, albo wizytację rodzinną
Echidna albo leci, albo już doleciała
Antek,
i to jest właśnie różnica, ostrze trzeba obejrzeć 😎 Zresztą rączka w podróbce też mało ergonomiczna 🙄
Nie chcę być namolna, ale segregatory łatwo mogą się pomylić.
Obieraczek nam coś ze 4 i wszystkich używam do różnych celów – tej, o nieruchomym ostrzu, do ryb; tej, o ostrzach ruchomych, z trójkątnym, ostrym czubkiem – do obierania jabłek, marchewki itp; do jabłek też inną z rurką ostrą na końcu do wycinania gniazd nasiennych w owocach; wreszcie b.lekkiej o ruchomym ostrzu – wyłącznie do szparagów. Bardzo je sobie cenię.
jak mi przejdzie wstrzas po tych wszystkich wiesciach, to wezme i zdjecie makro dla jasnosci sypne, pokaze, jesli wyjdzie na Wasze Rudy pojdzie w szybe, troche mi zal, tyle sie musialem naprzyzwyczajac
Nemo, nie ślędzę wpisów w tym blogu tak dokładnie, żeby wiedzieć, kto jest z jakiej części globu.
Starszych gości jeszcze czaję. 😉
YYZ po nocach z Alicją buszują, więc kojarzą mi się z Kanadą.
Zresztą napisałam ‚np”.
Chyba wyczerpałam temat. 😉
Śledzę – ma się rozumieć.
Witam Wszystkich Państwa! Musze przyznać, że jestem uzależniona od tego blogu i czytam kiedy tylko mogę. Z Gospodarzem miałam kiedyś szczęscie rozmawiać telefonicznie na falach TOK FM i nawet wygrałam nagrodę z dedykacją!.Stanowicie tak fajną i różnorodną grupę, że z zazdrości postanowiłam się odezwać. A nuż będę mogła zabierać głos w np. kulinarnych sprawach. Uwielbiam czytać przepisy, oglądać kulinarne programy w TV ale z praktyką jest różnie.Ale próbuję….
Dobry wieczor,
Ta obieraczka u Slawka jest chyba jednak troche inna, ostrze misternie zabkowane. Szkoda byloby denerwowac Rudego, taki jest ladny (ladna)!
Rece precz od Wietnamu…znaczy od yyc.
YYZ to jakis uzurpator namieszal a teraz chce sie ukrywac.
Kapitan Kloss jakis czy J-23. I bez insynuacji nikt z Alicja po nocach nie buszuje. Tzn. zaden segregator. Zebym sie nie musial tlumaczy jak prof Zinn od piorka i wegla, ze zadnej kobiety nie doktoryzowal. Informacja dla mlodszego pokolenia: „Piorkiem i Weglem” to byl program TV, ktory prowadzil Zinn. A chodzilo o doktorat dla Stasi zony Genseka naszego domowego (Stanislawa-zeby nie mylic z NRD). Chodzi o genseka co wmawial naorodwi, ze Polak potrafi a narod zgodnie odpowiadal: POMOZEMY. A mowia, ze pieklo jest wyslane dobrymi intencjami.
To tyle w sprawie Marioli….
Co to znaczy, że mój komentarz czeka na akceptację? Czy tu jest jakiś selekcjoner?
Slawus,
dopiero teraz dotarlem do chalupy.
Na skajpie cie nie widze, na ogorka nie reagujesz, a ty tutaj…
o obieraczkach jakichs…
Jeno sie nie zalej tem olejem dynnym…
któż zacz Mariola? jestem niedowątkowany?
Tak mi sie dzisiaj kojarzy Mlynarski caly Bozy dzien….
„Nie mam pewnosci w sprawie Marioli” kiedys spiewal chyba ze mnie sie panienki pomylily.
Mariola jest okocim spojrzeniu.
Nalej sobie Paweł okocimia, dowątkujesz się.
http://www.youtube.com/watch?v=KuJ5LSnkFv4
dowątkowałeś mnie Antoś w temacie Marioli i Wertera z Sochaczewa 🙂
Sławek
Chleb z Wiednia?
One te niemce to na chlebie się nie znają. U nasz chleb – co się go do ostatniego okruszka – patriotycznie po Naszemu ucałować trzeba. Piekarz rumiany , polski, przaśny, prawdziwy. Znamy się na chlebie co go piekarz z proszku robi. Krul cię oszukał na dworcu kupił. Sam widziałem . Na dworcu !!! U nas to inaczej
( kto by śmiał na dworcu chleb kupować) chleb się kupuje w piekarni. W sklepie też można. Tyle ,że gorszy bo mniej świeży. A Krul to codziennie na dworzec lata i chleb kupuje. Widziałem bo latałem z Krulem po dworcu za chlebem . Trzy sklepy zwiedziłem .Kolejki były jak u nas w stanie wojennym. Z całego świata Świadki przyjechały na stadion w pobliżu i chleb kupowały.Na własne oczy widziałem . U nas Świadki podejrzane . Ja takiego chleba podejrzanego bym nie jadł. Leć do Araba po bagietkę. Będziesz wiedział co jesz. Chleb nie polski będzie jadł i się jeszcze chwalił ,że dobry. Nawet bardzo dobry. Wiem bo jadłem. Wstyd się przyznać ale w Wiedniu mają chleb lepszy od naszego . Dużo lepszy. Teraz wiem dlaczego Krul wyemigrował za chlebem. Wybór większy i lepszy. Nam to lepsza została tylko Wyborowa 🙁 Lepsza od czego ?
Woalłabym podać oryginał na yutubie, ale nie ma 😯
Bierzcie, co dają w temacie Marioli 😉
http://www.youtube.com/watch?v=OPtueROrVcw&feature=PlayList&p=E37DDEA9FCEA95B8&playnext=1&playnext_from=PL&index=4
Marku… toz Jerzor przetłumaczał, ze w Polsce nie ma polskiego chleba, tylko w Kanadzie 🙄
Jest w tym troche racji. Bo na emigracji… 😉
Antku
Tak się rozpisałem o chlebie ,że mnie z głowy obieraczka wyszła. Dobre obieraczki to się kupuje na Chmielnej przy Dworcu Centralnym Właściwie to Jana Pawła tyle że Chmielna. Gerlach robi i sprzedaje we własnym sklepie , tylko trzeba kupić trzy bo jedna lub dwie mogą być takie sobie. Ale ta jedna co ją w drodze naturalnej selekcji wybraliśmy to nawet banana może obrać. A obok to sprzedawali szwarcajskie scyzoryki . Porządne noże również.
porządne noże? takie, co nimi kiełbasę się da pokroić na cienkie plasterki?
Ha, pogoda do deszczu. Ani kajak ani rower i co zostaje? Pic, tylko nie moge bom dietetyczny. Jak nie urok to…. mowilo sie.
Kiedys nozem suchej kielbasy nie ruszylem ale w zamian pol palca przekroilem. Tepe te noze jakies mialem wtedy. Znajomy pies dostal kielbaske a palec odrosl tzn przyrosl..
obieraczki to ja uważam jedynie hamerykańskie z rdzewiejącym ruchomym ostrzem, tyle, ż po ca dwudziestu latach się wycierają (ostrze znaczy) i obierają grubiej. Te nierdzewne są do niczego. I wylizywaki (nazwa rodzinna) też staromodne z gumy a nie jakoweś nowości plastykowe, które do miski nie przystają.
Na noc mam niezapowiedziane dwa wiadra mirabelek. Już wszystkie umyłam i pierwsza porcja w sokowarce. Widziałam dzisiaj w sklepie żelaznym duże słoiki – może nawet pięciolitrowe. Chyba jutro kupię na przecier mirabelkowy, bo w zamrażarce już nie mam miejsca a w tym roku mirabelki są w obfitości znacznej. Muszę soku narobić żeby chociaż na dwa lata było (akurat na mirabelki i czarne porzeczki wnuki ni są uczulone), bo nie wiadomo co będzie za rok. W tym roku zabrakł mi soku i dżemu. Zgroza!
Klawiatura mi się zacina, przepraszam
PaOlOre…
a od czego PLASTERYZATOR?!
A propos nowych słoików: czy ktoś ma wiedzę jak je zahartować? Ostatnie nowe słoiki kupowłam w sierpniu 1980 i weckowałam w nich cielęcinę – jechałam urodzić dziecko do Warszawy i zostawiałam zapasy, zeby mąż z głodu nie umarł. Kilka mi pękło. Potem używałam już słoików z odzysku – własnych i ze zbiórek rodzinnych. Te z odzysku już są naogół zahartowane i nie pękają, ale nie wiem jak zachowają się nowe, które zamierzam zakupić
normalnie sen z oczu, Dziecki posnely, a mnie ten obirek o przychylnosc prosi, zlazlem goscia w klatke wpuscic:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Obirek#
zalapala sie tez ta bulka z dworca, niech mi teraz ktos powie, ze sa lepsze, komentarze mile widziane, nieprzekonane z formularzem o podzial majatku w zalaczniku, bo przeciez to moze sie skonczyc tylko krwawo w sadzie, a Prawnika, jak znikli, tak Go nie ma,
stara marchew z czelusci lodowki nozykiem i sie sprawdzil, bulke z maslem i tez odlot i nikt mnie nie przekona poza sadem, Rudy spi, ale w takiej niepewnosci, ze az strach sie bac, mnie w tym roku zabraklo wnukow, chwala Panu
Dzisiaj moje najstarsze wnuczę, czyli Jadzia, kończy sześć lat. Chyba kupię jej prezent kulinarny, ona bardzo lubi piec ciasteczka a widziałam na wystawie takie urządzenie, coś jak gofrownica, czy do pieczenia wafli, ale z wkładką do pieczenia małych zabawnych ciastek.
sloik generalnie zachowuje sie, tak, jak go wychowano, jesli na twardziela, co powinno stac na etykiecie, to da rade, na wszelki wypadek nabylbym z nawiazka, zagotowal na sucho i wyprowadzil z tego jakas statystyke, jesli by chciala ze mna wyjsc
O tym jak hartowala sie stal to ksiazke napisali ale o sloikach niestety nic nie wiem. Uzywam i to sporadycznie tylko do ogorkow malosolnych. Kiedys kolega w sloikach mieszal spirytus z sokiem Dodoni i to bylo w roku 1980, chociaz do Warszawy sie nie wybieral mimo, ze czasy byly ciekawe zwlaszcza w sierpniu. Stal wtedy jakby przestali hartowac.
jesli zabawnosc ominie zapieczenie palca w waflu idz jak w dym, wyrosnie nam pokolenie kolejnych lasuchow, to moze tylko cieszyc
Yyc, hartowali, tylko po cichu,
dodoni? jestes pewien? to moj „ulubiony” najwieksze ptaki po nim wypuszczalem, grecki chyba byl, od tej pory mam cos, jakby uraz
podobnie, jak Helena,
madrale niby, kolebka, nawymyslali tyle, ze streszczenia maja trzy tomy, a puszki porzadnie zapiac nie potrafia, a do tego madrosc jakby im przeszla, bo psy kopia z glodu i Helena juz tam nie pojedzie
Z tego co pamiętam z wakacyjnych wyjazdów na wieś (do 1963 w okolice Małego Cichego, czyli wieś góralska, a potem Jastrzębia i Ciężkowice, czyli wieś sądecka) to podstawą jedzenia były ziemniaki i żur. Świnię zabijano raz albo dwa razy w roku, na Boże Narodzenie i Wielkanoc, ważyła przynajmniej 200 kg, czyli była z racji wzrostu i wieku dość tłusta. Drób na świąteczny rosół też był tłusty, bo do garnka szła stara kura, która już się nie niosła, za to obrastała tłuszczem i była ciężka w odróżnieniu od kur niosących się, które były lekkie. Króliki też nie były takie powszednie, bo wiem ile musiałam się nalatać, zeby takiego królika znaleźć (obowiązkowy na przyjazd Wujka Staszka). O jarzyny też było w górach trudno, bo wysoko i nie bardzo chciały rosnąć.
Z tą długowiecznością to coś tak jak u Gruzinów: pytają 120-letniego Gruzina czemu zawdzięcza tak długi wiek i zdrowie, ten odpowiada, że nigdy nie pił wina, również nie ożenił się. Wtem za drzwiami słychać jakieś hałasy. Gruzin uspokaja reportera: a, to tylko mój pijany ojciec wrócił
Sławku, te niby hartowane szklanki pękają po pierwszym wlaniu wrzątku.
teraz robia bezsenne Zaby,
Gruzin z Goralem dla mnie pozostaja w sferze chciejstwa i ludycznych opowiesci
samosienakrecajacych,
za bolszewika ( cytat z kumpla z Pragi) Gruzin musial byc najstarszy na Ziemi
teraz pewnie pojawila sie potrzeba Gorala z Tater, co powinien udowodnic wyzszosc wyksztalcenia podstawowego w powiazaniu z konsumpcja oscypka nad bredniami typu: czytalem Pana Tadeusza i posiadam kwit z orzelkiem, ktory mi daje dostep do kasy (obslugi) w Biedronce, wypada, ze bez matury zyje sie zdecydowanie dluzej,
wniosek oczywisty: pozamykac te przytulki dla madrali, toc one nieswiadome, ze zejda przed czasem, z drugiej jednak strony, jesli taki Goral wiecznym postanowil byc, bo pije tylko to, co ugoni, pali, co sie nawinie, no i wyraznie laktaze zachowal ze wzgledow, ze skapy, to ja sie pytam, kto na to nastarczy?
owszem nasuwa mi sie pare wrednych pomyslow, ale czy kanibal moze zasiasc przy stole?
Zabko, kumknij do tego, co hartowal, robi Cie W bambuko
Moj, Boze jak ja Wam wszystkim zazdroszcze czasu na wpisy, gotowanie, esksperymentownie kulinarne, podgladanie ogorkow i pedrakow, fotografowanie mieczykow i pieknych pan.
Prosze piszcie – bo ten blog jest miodem na moje serce.., szkoda ze, jedynie moge czytac (najczesciej jedzac lunch albo kolacje); pewnie Alicja i Nemo mnie moze kojarza ..z lekka .. jestem geologiem w TX ktory jest tak zapracowany bo wierci horyzontalne i jednoczesnie „dowodzi” ukladaniu podlogi i innym pracom przywracajacym zycie mieszkaniu ktore ucierpialo na skutek dziwnych zabiegow dyrekcji mojego kompleksu kondominium i wody ktora nasacza mineraly ilaste bardzo popularne w terenie gdzie mieszkam.
Piszcie prosze piszcie, za dwa miesiece moze wreszcie rozpakuje moje graty (moje garnki, chochelki etc..) z pudelek (po trzech latach) – moze wreszcie Alicji przesle wyprobowany przepis na chili (wersja z Dallas) albo inne inszosci tutejsze – byla tu WandaTX ale nie widze jej wpisow ostatnio
Jestescie dla mnie fantastyczna gromada ktora sie „trzyma i rozwija”.
Pozdrowienia dla Zab, Pyr (obu), Nemo , Alicji i WSZYSTKICH RAZEM.
Dzieki, ze jestescie..
Yota,
lejesz balsam na nasze dusze 😀 Dawaj jakiś znak od czasu do czasu, jak Ci idzie wiercenie i rozpakowywanie?
Sławku,
smart, simple, swiss. Zyliss 😉
Osobiście używam helweckiego patentu z bardzo ostrym ostrzem, ale o innej ergonomii. Do marchewki idealny. Może mu zrobię zdjęcie, ale trochę później.
Żabo,
szkło jest hartowane w produkcji, potem już bardzo trudno, jeśli zostało zbyt szybko wystudzone i powstały jakieś napięcia. Możnaby rozgrzać je powoli w piekarniku do maksimum i w tym piekarniku zostawić do wystygnięcia, puste. Co przetrwa, będzie się nadawało do użytku.
Co to jest z tym eksportem polskich geologów?
Wprawdzie kiedyś pracowałem pół roku na wydziale uniwersyteckim w połowie opanowanym przez importowanych geologów rosyjskich ale świadczy to chyba jedynie o nadprodukcji geologów w niektórych krajach (?). Ponadto zajmowali sie oni „geologią” księżyca i innych ciał niebieskich. Przynajmniej niektórzy z nich.
Polski Geolog Nich Żyje!!!! (gdziekolwiek by mu nie przypadło żyć)
Sławek śpi a ja już wstałem. Po chleb nie pójdę, bo nie jem od czasów paryskich. Oczywiście cyganię jak zwykle bo u Krula jadłem taki sam jak Sławek zamieścił na obrazku. Sławek dostał przez Paravion a ja to osobiście musiałem się nabiegać. W górę i w dół. Głównie po ruchomych schodach, więc ciężko nie było. Wiadomo jak to na dworcu. Warto było bo chleb rewelacyjny. Gdzie tam polskim słonecznikom do ich słoneczników- więcej słońca. A ludzkość miejscowa byle czego nie kupi. Wybór ma duży, materialnie też lepiej stoi to i wymagająca jest. Dobrze ,że nie mieszkam tam gdzie Krul bo bo bym stał się jeszcze bardziej potworny. Oni tam w Austrii to mają najlepsze piekarnie i ciastkarnie na świecie, o kawie nie wspomnę.
Pewnie tylko Nemo osobiście może z nimi konkurować.
O czym donosi Ciasteczkowy Potwór czyli ja.
Ps
Kolega z Wiednia to do końca życia będzie mi wypominał sposób pokrojenia kiełbasy. Teraz będę uważał z krojeniem. Ale co to za plasterek gdy Dunaj przez niego widać. Wydawało mi się że trzeba po kurpiowsku solidnie i nie żałować. Dobrze ,że przed małżonką do lodówki moje XXL plasterki