Płońsk opanowała włoszczyzna
Po 44 latach znów odwiedziliśmy Płońsk. Pisanie o tym, że miasta nie poznaliśmy to banał. Ale to prawda. Zamiast zapyziałego i brudnego mazowieckiego miasteczka pełnego walących się drewnianych domków zastaliśmy bardzo ładne acz nieduże miasto na trasie Warszawa – Gdańsk, w którym pełno eleganckich sklepów i … pizzerii. Na samy Pl. 15 Sierpnia naliczyliśmy ich ze trzy a może cztery. Oprócz tego włoskie lodziarnie i inne italiańskie lokale.
Na jednym z rogów placu, obok pizzerii jest też restauracja Kaprys. Kamienica pomalowana na niebiesko z wybitą datą budowy 1758 rok. I dodatkowa tabliczka informująca, że w tym domu urodził się Ben Gurion – twórca i prezydent państwa Izrael. Płońsk przed wojną był miasteczkiem, w którym Żydzi stanowili większość mieszkańców. Chwała miastu, że zachowuje ślady ich bytności.
W Kaprysie zaś przyrządzają nadal paschę. Kupiliśmy (stanowczo za mało) ją by zjeść w domu na deser. Była równie pyszna jak przed laty. I przypomniała nam studenckie czasy. Wtedy to pod Płońskiem zarabiałem na wakacje z Basią, jako pomagier gleboznawcy. Pobierałem próbki ziemi ze wszystkich okolicznych pól. Nocowałem w chałupach rolników i karmiony byłem przez gospodynie. A ponieważ prace te przez chłopów oceniane były jako pożyteczne to karmiono nas odświętnie. Pomidorowej i rosołu miałem dość na dłuższy czas. No i gotowanej kury. Jadłem te dania na okrągło przez miesiąc.
W Kaprysie oprócz paschy podają dziś i inne dania z kuchni żydowskiej. Nas zachwycił pomysł na kotlet Ben Gurion. Aby uczcić pamięć rodaka kucharz w Kaprysie robi kotlet z piersi kurczaka i przystraja go … bitą śmietaną oraz brzoskwinią! Na szczęście byliśmy tam za wcześnie i kotlety jeszcze nie były gotowe, więc nie musiałem próbować. Ale sama myśl o tym jest wstrząsająca. I dość odległa od kuchni żydowskiej.
Wylądowaliśmy więc w pizzerii ponieważ nasze młodociane pasażerki – Zuzanna i Jula – zgłodniały. Radziłem by zamówiły grzanki z czosnkiem lub cebulą albo inną przybiórką ale one się uparły na pizzę. Wybrały ulubioną Zuzi czyli Margheritę. Po 10 minutach podano spory placek pokryty keczupem i startym serem, mocno naczosnkowany. Placek był drożdżowy więc dość gruby i miękki. Włoch by zemdlał gdyby mu wmawiać, że to pizza. Zabrakło też do prawdziwej Margherity dwóch kolorów: zielonego (bazylia) i białego (mozzarella). Ale w smaku placek był na tyle dobry, że szybko został przez panny pochłonięty.
Podobnie było z włoskimi lodami. Te jednak były o tyle gorsze od pizzy, że nie wylądowały w żołądkach panienek lecz w koszu.
Mimo to wycieczka była udana. A co widzieliśmy po drodze, to opiszę i pokażę gdy tylko dotrę do warszawskich urządzeń umożliwiających mi transfer zdjęć z aparatu do komputera. A jest co pokazywać.
Komentarze
Ojej 😯 Może niech powie ktoś temu kucharzowi z restauracji Kaprys, że Żydzi mięsnego z mlecznym nie łączą? Bo będzie kiedyś jakaś totalna żenua…
Ignorantia nocet 🙄
Na dworze deszczowo, przez cały wieczór była burza, a ciepło jest mimo wszystko 😯 Jakoś tak tropikalnie…
PaOlOre,
dzięki za sprawozdanie z Lulkówki. Niech goście pilnują, żeby Lulek nie tylko jadł, ale i spał 😎
Witam,
tak się zastanawiam, co by tu nazwać można było Ben Gurionem, jakoś tak nie dotarłem do informacji, co rzeczony lubił.
Nie a propos, ale może się np. ASzysz znajdzie, bo mam dylemat co do kawiarki (kuchenkowej, nie elektrycznej) – aluminiową czy stalową brać?
Przycupnę i poczekam.
P. Piotrze.
Miałem problem z transferowaniem zdjęć w Pułtusku. Padły tam kolejne dwie kawiarenki internetowe. Zaryzykowałem więc wizytę w Bibliotece Akademii Humanistycznej. I tam bez problemu usadzono mnie przy właściwym stanowisku. Należy oczywiście mieć własny kabel do zrzutu.
A już zupełnie inaczej funkcjonuje Centralna Biblioteka Wojskowa. Nie pomagało, że zaczynałem ją budować w 1978 roku. Tu odprawił mnie już ochroniarz. I tak o CBW mam dwa zdania. Jedno Kuropieski, ale on opisał stan przed rokiem 39-tym i drugie własne.
W podróży przez Polskę widzieliśmy pizzerie wszędzie, nas jednak interesowały pierogi, kasza, kołduny itp. W końcu wylądowaliśmy w dziwnym lokalu w Malborku – pizzerii u Patrzałków czy jakoś tak. I tam mieli pierogi 😯 Osobisty jadł szaszłyk z kurczaka (bardzo dobry), a my – pierogi z kapustą i grzybami, ruskie i z jagodami. Wszystkie były dobre, a nawet bardzo dobre. Ruskie wzięliśmy jeszcze raz – na deser 😉
Dzien dobry,
Urodzilam sie w Plonsku i jestem tam co roku ale nie odwiedzam restauracji i tym lepiej, jak wynika z relacji Gospodarza. Rodzina przygotowuje domowe obiady a te sa zawsze dobre. Pamietam, ze Kaprys zawsze chlubil sie pascha. I pamietam z dziecinstwa jej smak.
W tym roku , wracajac z Plonska do Warszawy , zatrzymalismy sie na obiad w karczmie, ktorej nazwy niestety nie pamietam (tuz po wyjezdzie z miasta) i wszystko co podawano bylo wysmienite.
Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem Waszego oburzenia, jak ktoś chce pójść do restauracji klasowo żydowskiej, to na pewno taką znajdzie.
http://zapiecek.cp.win.pl/podroze/2005/plonsk-kaprys.html
W opisie restauracji nie ma ani słowa, że to jest lokal z kuchnią żydowską, a nazwy…
Tak jak w Warszawie nikt nie zna klusek po warszawsku, w Bretanii fasoli po bretońsku, tak w Grecji ryby po grecku.
Torlinie, a nazwy… to wypadałoby nadawać adekwatne 😉
Ostatnio często powstrzymuje się od wpisywania byle czego, ale symetria kodu zacheciła.
Przyrząd do otwierania słoików, o którym pisałem, to ten, którego zdjęcie zamieściła MałgosiaW. Tylko mój nma jeszcze mięką podkładkę. Służy juz ze 30 lat. Podważanie nożem tez skuteczne, ale potem zakrętka nie nadaje się już do użycia. Raz na 20-30 prób odpryskuje przy tym kawałek szkła.
W Płońsku bywałem (także poza przejazdem samym), ale szczęśliwie nie musiałem tam jeść. Opis gastronomii miejscowej zaiste wstrząsający. O dobre lody niby łatwo, ale gdzie naszym do włoskich. Wyjątkowo czasami małą cukierenkę z dobrymi lodami własnymi się znajdzie. W Polsce z rok lodów nie jadłem. Wczoraj przydzła ochota na lody w parku oliwskim. Nikomu nie przyszło do głowy sprzedawać w pobliżu lody, a może władze miejskie uznały, że do tak szacownego miejsca lody nie pasują.
Pojechaliśmy do centrum handlowego leclerca. Do wybory była Zielona Budka i B.Raszczyk. Wybraliśmy Zieloną Budkę. Wziąłem lody gruszkowe, malinowe i bakaliowe. Gruszkowe i malinowe okzały się sorbetami, co na oko podejrzewałem. Były jadalne, ale nic więcej. Ostatnio lody tej firmy jadłem wiele lat temu i był wówczas bardzo dobre.
Na koniec o straszeniu. Przeze mnie blogowiczów zasłoniętymi zabytkami. Straszyć nie zamierzam, ale żal mi widoków zabitych prze komercję. Amalfi rzeczywiście jeszcze nikt nie załonił, a ceramiczną kopułka wieży katedralnej z radością dostrzega za kolejnymi zakrętami.
Osobiście od mieszkania w Amalfi wolę Ravello. W Amalfi o nocleg najłatwiej w wąwozie. Są oczywiście i hotele na skałkach powyżej. Z Ravello widok jest po prosto zabójczo piękny.
Wyjątkowe widoki, szczególnie pod wieczór, są też z okolic pomiędzy Massa Lubrense i Santa Agata.
Pluszaku,
nie wiem, co Ci Aszysz odpowie, ale my mamy stalową ze względu na ładny wygląd, przyjaciel ma aluminiową, bo szybciej się nagrzewa, kawa smakuje jednakowo. Podobno stalowy ekspres jest trwalszy. Aluminiowy nie nadaje się na pewno do kuchni indukcyjnej. Stalowy jest droższy.
Notabene, zaraz po powrocie z wakacji Osobisty sprzątnął z kuchni Nespresso i wyciągnął swojego Bialetti 😎
Torlinie drogi,
Fasolka po bretońsku istnieje!
Znalazłem kiedyś receptę w klasycznej francuskiej książce kucharskiej i przytoczyłem tu na tym blogu. Teraz przydałoby się odszukać na dowód ale czasu mam trochę mało….
Haricots secs a la bretonne
Andrzej Szyszkiewicz pisze:
2008-02-09 o godz. 18:38
Pluszak,
pojęcia nie mam która lepsza i czy jest jakaś znacząca różnica. Stal nierdzewna wydaje mi się łatwiejsza do utrzymania w czystości…
nemo, dziękuję bardzo! przydatne info
Stanisławie, kiedyś to w samym parku, tzn. w Pałacu były lody, chyba tam, gdzie teraz ta pachnąca rybą restauracyjka
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=424#comment-50002
Poprawka:
Książka była o klasykach kuchni francuskiej a nie tak jak napisałem o 9:22
Polecam ciąg dalszy z mojego linka 😉
Eh, Iżyk, translator niezrównany… 😆 Antek nie chciał czereśni w lutym… 🙄
Z całą miłością i szacunkiem do gospodarza, to trochę wszystko wyszło jak „schabowy po żydowsku”. Widziałam takiego potworka gdzieś w karcie dań przydrożnej restauracji. Był to kotlet schabowy z plasterkiem ananasa. Od tamtej pory rodzina moja używa określenia ” schabowy po żydowsku” na coś co nie istnieje w przyrodzie, na coś niemądrego i poplątanego. Ale, żeby tak gołosłownie nie było – spieszę z wyjaśnieniami:
1. Pascha nie jest potrawą z kuchni żydowskiej, jest Wielkanocną potrawą z tradycji Kościoła Prawosławnego, z terenu Ukrainy i Białorusi , zrobioną z mleka i owoców ( tak z grubsza). Być może pomyłka wzięła się stąd ,iż w prawosławiu Wielkanoc nazywa się Paschą – podobnie jak święto żydowskie Pesach ( obchodzone w tym samym czasie – zgodnie z kalendarzem lunarnym). Czemu w tym samym czasie ? To już zapraszam do lektury n.p. ewangelii i Nowego Testamentu
2. W kuchni żydowskiej obowiązuje zasada koszerności – nie wolno łączyć ze sobą pewnych produktów. Nie ma więc mowy, aby w kuchni żydowskiej podawano mięso z nabiałem.
3. Tak jak nie je się wieprzowiny – stąd ” schabowy po żydowsku” to coś, co zdarzyć się nie może.
Dość jednak mędrkowania. Z serdecznymi pozdrowieniami dla Gospodarza i Gości
Uklony
MJM
Pluszaku, adekwatne nazwy z trasy Poznań-Warszawa:
zajazd „Niagara” na bezdrzewnej i bezwodnej jak okiem sięgnąć równinie
knajpka „Chata Wuja Toma”, bez komentarza
zajazd „Zielona Mi”, podejrzewam, że miała być Zielona Mila, ale ktoś się w ostatniej chwili opamiętał.
Kajot, dzięki za radę ale jutro i tak muszę być w Warszawie z powodu audycji w TOK FM więc wszystko zrobię w domu przed powrotem na wieś.
Torlinie, nie bądź taki zasadniczy i pozwól nam pisać i oburzać się gdy mamy na to ochotę. Kaprys zaś jest restauracją powołującą się na żydowskie tradycje. Ale bez względu na to, połączenie kotleta z bitą śmietana i brzoskwinią ,jest dla mnie bulwersujacy. Zwłaszcza dla mojego żołądka.
Ben Gurion został uwieczniony w izraelskiej kuchni:
Ryż Ben Guriona czyli izraelski kuskus:
http://simplerecipes.me/?p=66#comments
nemo dzisiaj niezawodna!
taki Ben Gurion byłby całkiem w porządku i wystarczająco u-czciwy
A „schabowy po żydowsku” istniał też swego czasu w warszawskim „Samsonie”, który udawał restaurację żydowską. Nie wiem, jak jest tam teraz, bo nie chadzam.
Znalazłem parę przepisów na fasolke po bretońsku, ale nie przypominają one naszej fasolki po bretońsku, są bowiem całkowicie jarskie. Do tego jedna z receptur nakazuje na końcu zrobić z tego pure!
A co do lodów w Oliwie. Restauracja w skrzydle Pałacu Opatów teoretycznie pełni tez funkcję kawiarni, ale chyba żyje głównie ze slubów, więc nie ma, co tego tematu rozwijać. Przy wejściu bocznym do katedry jest kawiarnia, ale żyje chyba głównie z pogrzebów, bo w „turystycznych” godzinach jest z zasady zamknięta. Jest jeszcz pizzeria, ale tam na lody nie pójdziemy nawet, jeśli będą. Po prostu z zapachem pizzy, swoją drogą miłym, jakoś lody nie idą. Sa jeszcze kioski, w których można nabyć lody „na patyku”, ale to nie o to chodzi.
Swoją drogą „schabowy po żydosku” brzmi wspaniale. Tak jakoś socjalistycznie.
Dlaczego schabowy po żydosku kojarzy mi się z socjalizmam? Bo to coś takiego jak centralizm demokratyczny.
Przypominam sobie z tego centralizmu demokratycznego pytanie, czy polski chłop i robotnik jadają czarny kawior astrachański. Odpowiedź brzmi „tak, ustami swoich przedstawicieli w Biurze Politycznym PZPR”.
Mjm 😀 😀
Czytalam Gospodarza wpis wczesnie rano na pol spiaco i dopiero mjm mi uswiadomil podstawowa wade schabowego, jako przykladu kuchni zydowskiej.
Az sie poplakalam…
chwila, chwila doczytalam jeszcze raz, ten kotlet jest z piersi kurczaka…
Kawior po żydowsku oraz kawior ubogich. Wciągnęli mnie Państwo w rozmowę i aż żal wracać do innych zajęć. Takich kulinarnych, że tak powiem, oksymoronów jest więcej. Kawior po żydowsku na przykład. Nie wolno wedle zasad koszerności jeść kawioru więc żydowskim kawiorem nazywa się wątróbkę siekaną z jajkiem na twardo i cebulą. Bomba cholesterolowa, ale jakie pyszne. Kawior ubogich to bakłażan z cebulą i cytryną. Przesmażony rzecz jasna. Też wspaniały. Bardzo szanowny Nirrodzie! Mięso z nabiałem nie idzie! Uklony
Schabowy po… Hm.. W latach 80-tych, tak gdzieś w połowie, Bliźniaczki pracowały na targach książki. A książki kupowało się spod lady, albo przez znajome panie i dodzisiaj stoją u mnie broszurowe wydania klasyków na gazetowym papierze. No i na tych targach dumne i blade zakupiły dla siebie „365 obiadów na cały rok” Bie, to nie Ćwierciakiewiczowa ( u niej za 5 złotych to obżarstwo było). Książka byłaby nawet dorzeczna, sporo w niej niezłych przepisów, ale konia z rzędem temu, który w niej cokolwiek znajdzie wtedy, kiedy potrzebuje. Wszystko jest a’la albo „po jakiemuś”. I szukaj człowieku np pstrąga w pomiadorach – czy to pstrąg po admiralsku, czy po kaszubsku, czy po astrachańsku? Czy ten sernik po mediolańsku, to ten z pomarańczami, czy raczej patrzeć na sernik moskiewski? Cholery z dżumą można dostać i ja osobiście prawie w tomisko nie zaglądam.
A paschę obiecałam wszem i wobec zrobić na Zjeżdzie. Przepis Ryby co prawda, ale to ja w rodzinie najczęściej wykonuj, tylko rzadko, bo kalorii to to ma od metra, a Młodsza jest łakomca paschowy, że hej.
W piatek dotarlismy wreszcie do restuaracji serwujacej lokalne dania. Co wcale nie jest takie proste. Owszem tzw. pork joints jest pelno, ale na ile jedzenie w nich jest bezpieczne dla zdrowia nie wiem. Do stycznia jestem jako ta mimoza zywieniowa, wiec przydrozne jadlodajnie odpadaja.
W przewodniku wyczytalam, gdzie znalezc odpowiednia restauracje, wzielam mape i… okazalo sie, ze ulica tam podana nie istnieje.
Uzbrojona w nazwe usiadlam przed komputerem, ktory wyslal mnie w miejsce, gdzie ow przybytek kiedys owszem byl, ale juz go nie ma. Przeniosl sie 3 ulice dalej.
Do rzeczy jednak. Posilek sklada sie z 3 czesci podawanych jednoczesnie:
papki – inaczej tego nie moge nawzac, moze to bys bardzo gesta papka kukurydziana (ugali, nshima etc), z dyni lub typowo dla tego regionu matooke zrobiona z bananow plantain.
„Zielonego” – moze to bys groszek w sosie, pomidory, wszelkiego rodzaju zielone liscie, oberzyna w 3 rodzajach lub fasola.
sosu – my wzielismy sos z orzeszkow ziemnych i grzybow oraz duszona wolowine. tradycyjnie zapieka sie owe sosy w lisciach bananowca i w nich rowniez podaje.
Z papki nalezy ugniesc kulke, ktora nastepnie macza sie w sosie lub miesza z warzywami.
Smakuje to wszystko razem do tego stopnia inaczej, niz to co jem zazwyczaj, ze nie jestem wstanie powiedziec, czy mi smakowalo, chyba tak. W kazdym razie wroce tam, zeby sie upewnic.
Stanisławie,
może miałeś na myśli raczej demokrację ludową? 😉
Centralizm demokratyczny nie ma w sobie sprzeczności. Raz wybrana władza rządzi w systemie hierarchicznym opartym na twardej dyscyplinie. Demokratyczny, bo wyższe gremia władzy wybierane są przez gremia niższe, od POP do KC 😉
MJM, ze mieso z nabialem nie, to ja wiem. O ile sie nie myle u Singera byl opis kuchni z dwoma zestawami garnkow, aby sie upewnic, ze zadnego mieszania nie bedzie.
Mam problem. Zamierzam zrobić ogórki konserwowe, tym razem naprawdę dobre. Od lat próbuję, ale zawsze są jakieś mało pikantne. Raz mi wyszły dobre, ale nie pamiętam, według jakiego przepisu 🙄 Szukam więc w różnych źródłach i różnych językach i nadal nie wiem, jakie proporcje octu, wody, cukru i soli 🙄 Nie macie pojęcia, co w tych przepisach jest, włącznie z cynamonem i goździkami 😯 Najlepiej smakują mi ogórki ze słoika kupionego w sklepie, ale oni nie zdradzą przepisu 🙁 I pomyśleć, że na praktyce robotniczej przez miesiąc ładowałam ogórki do puszek, a nie zainteresowało mnie, czym je potem zalewają 🙁
Tak, Nemo, centralizm demokratyczny z grubsza na tym polega. Także na tym, że ci wybrani na szczeblu najwyższym doznaja wszelkich przyjemności w imieniu tych wybierających najniżej i jeszcze w imieniu tych, co już nikogo nie wybierają.
Co do zalewy konserwującej ogórki zawsze wybieram tę kisząca. Nie znajduję dla siebie zastosowania ogórka konserwowego, które byłoby lepsze niż kiszonego. Ale to może takie indywidualne skrzywienie
Stanisławie,
ogórków kiszonych mam już dostateczny zapas, a do raclette na przykład pasuje mi lepiej konserwowy albo korniszon. Do dobrej kanapki z szynką, musztardą i majonezem bardzo mi podchodzi cieniutko pokrojony ogórek z zalewy octowej, ma zupełnie inny aromat.
Poza tym ogórki konserwowe są pasteryzowane, zatem trwalsze niż kiszone.
Nemo, czy chcialabys przepis na tzw ogorki warszawskie ( z Kuchni Polskiej – 1001 Przepisow Ewy Aszkiewicz )?
Alino,
jeśli nie sprawi Ci to za dużo pisaniny, to poproszę. Na razie zrobiłam 2 słoiki z zalewą według gustu czyli dosypywanie soli i cukru do smaku, jak wyjdzie, to znowu nie będę wiedziała, ile czego 🙄 Octu dałam 0.4 l (6 proc.) na 0.7 l wody. Do tego majeranek, pieprz, gorczyca, koperek, cebulki, liść laurowy, ziele angielskie.
Ogórki rosną nadal, mogę eksperymentować do woli 😉
Upiekłam ciasto z morelami z zaprzyjaźnionego drzewa, na konfitury trzeba by pójść zerwać, a tu znowu czarne chmury 🙁
Dzień dobry Szampaństwu.
U mnie chmury i mokro – jakieś straszne burze przeszły, ale nas pierony i błyski. Tyle, że popadało sporo.
Na śniadanie chleb ze smalcem i ogórek kiszony 😉
Lecę zrobić inspekcję na ogródku.
Nemo, oto ten przepis:
Proporcje na 6kg ogorkow, 12 litrowych sloi typu twist-off.
Przyprawy: natka pietruszki, listki selera, kilka ziaren pieprzu, kilka ziaren ziela angielskiego, pol lyz. nasion gorczycy, zabek czosnku, krazek cebuli, kawalek marchwi, laska chrzanu, lodyga ziel. koperku.
Zalewa: 5l wody, 3 szklanki octu, szklanka cukru, sol (ok. 3 lyz. szarej kamiennej).
Zalewe lekko podgrzac, wymieszac, ostudzic. Do kazdego sloika wlozyc przyprawy, ulozyc ogorki ( jasny koniec do gory), zalac zimna zalewa. Sloje szczelnie zamknac, ustawic w kociolku, zagotowac i zestawic z ognia. Postawic do wychlodzenia. W kociolku ogorki powinny tylko sie zagotowac ale nie gotowac bo beda miekkie.
Sama nie probowalam tego przepisu wiec nie gwarantuje koncowego efektu ale moze jednak skorzystasz. Pozdrowienia.
U mnie w domu kawior po zydowsku to bylo jajko na twardo ze szczypiorkiem ale bez watrobki. Wszystko oczywiscie mocno posiekane.
Calgary sloneczne i ma takie byc caly tydzien. Temp. +25C okolo czyli milo. Kajaczek w uzyciu niemal codziennie.
Obiadek we wloskiej knajpce „Chianti” bardzo przyjemny. Siedzielismy w ogrodku bo pogoda wysmienita. Tutaj co zamowilem z cenami dla tych co by chcieli porownac. Taniej niz w Kraju (tak mi sie wydaje). Skopiowane z karty:
-Zuppa Stracciatella – $4.29
Whipped egg & chicken broth
-Lumache Al Cognac – $6.99
Escargot sauteed in a cognac garlic sauce
-Vitello Marsala – $12.99
Veal medallions in marsala demi-glaze sauce
-Ruffino Pinot Grigio – $31.99
Wina w karcie glownie wloskie + wina (butelka, dwie) z reszty swiata jak (Kalifornia, Australia, Ameryka Pld. Francja i Hiszpania). Bialych lista to ok. 12 a czerwonych ok. 22 roznych win. Knajpka nalezy do srednich aczkolwiek popularnych. Pisze o tym zeby dac wyobrazenie jak to wyglada w tej czesci swiata. Jedzenie bylo smaczne, cielecina calkiem dobra, kruchutka i w gestawym klarownym sosie. Koniec reportazu.
Alino,
dzięki serdeczne. Brzmi dobrze, ocet zakładam, że 10-procentowy, mam nawet, z Polski. Wypróbuję, ale nie na 6 kg ogórków 😉 Podoba mi się pomysł z krótkim pasteryzowaniem, bo w innych przepisach jest nawet do 50 min. 😯
Witam,
kiedyś, w czasach gdy byłam bardzo ambitną gospodynią, także próbowałam robiić korniszony. Zrezygnowałam,bo wychodziły za miękkie.W naszym regionie,czyli na Pomorzu dobrą markę mają ” Ogórki kartuskie ” , rzeczywiście są bardzo dobre. Nie jestem pewna,czy docierają do reszty kraju.
We wczorajszych póżnowieczornych wpisach blogowych Storunquelle pokazała swój tort.Ale za tortem kryły się bardzo ładne zdjęcia naszej blogowej koleżanki , samej i w towarzystwie. Warto tam zajrzeć , aby zobaczyć, jaka to sympatyczna dziewczyna.
Mąż dostał od kolegi trzy kanie. Będą do usmażenia na kolację, panierowane w jajku i bułce tartej. W naszych lasach jest bardzo sucho,dawno nie padał deszcz, ale jakieś grzyby jednak rosną.
Widzę,że jest Alina,więc mam do niej pytanie zupełnie z innej beczki. Jakiś czas temu wspominałaś o filmie szwedzkiego reżysera Stiga Larsona. Wiem, że pisał on także książki, przeważnie kryminały. Czytałam artykuł o Larsonie / zresztą w „Polityce” /,gdzie autor porównywał go do Mankela. Prozę Larsona przyrównał do miecza ze stali, a Mankela do miecza z drewna. Mankela znam i lubię,choć jest zbyt depresyjny, Larsona jeszcze nie. Ciekawa jestem Twojej opinii o nim jako pisarzu,jeśli oczywiście znasz tego autora. Opinie innych osób także mnie interesują.
Krystyno, chetnie podziele sie z Toba kilkoma informacjami na temat Stiega Larssona. Jest autorem trzech powiesci wchodzacych w sklad „Millenium”, planowal dalsze tomy ( zebral do tego wystarczajaco dokumentacji ), niestety zmarl na atak serca w wieku 50 lat (w 2004), krotko po zlozeniu u wydawcy rekopisow tych trzech jedynych tomow. Nie doczekal wiec slawy ani uznania. Byl dziennikarzem samoukiem, zwalczal skrajna prawice, popieral feministki. „Millenium” czyta sie z zapartym tchem, polecam goraco. Film na podstawie 1 tomu powstal m.in. dzieki Mankel(owi), ktory, zachwycony powiescia, wykupil prawa do scenariusza.
Film jest bardzo udany, oryginalny i jednoczesnie wierny pierwowzorowi.
Moglabym tak jeszcze dalej ale na teraz chyba wystarczy.
Alino, dzięki serdeczne.
Nie znam Larssona, ale nabrałam ochoty na poczytanie tego „Millenium”. Najchętniej czytam kryminały pisane przez kobiety, ostatnio – norweską Karin Fossum. Nie wiem, czy została przetłumaczona na polski.
Jeszcze slowko na temat „Millenium”. Informatyka odgrywa w tych powiesciach duza role. Lisbeth, glowna postac kobieca, zna sie na piratowaniu dzieki czemu uzyskuje informacje wydawaloby sie niedostepne. Mowie Wam, przeczytajcie. Alicje tez by to zainteresowalo.
Alicja też zna się na piratowaniu… 😎
Mam nadzieję, że nikt nie słyszał? 😉
Pogoda kratkowana, ciepło, słońce, chmury i tak dookoła. Chyba zrobię zupę ogórkową, bo znalazłam w zakiszonych dwa miękkie, a może znajdę więcej. Pomidory niech mi dojrzewają, bo przecież 1-go wyjeżdżam!!! I do tego czasu chcę się najeść moich własnych pomidorów!
apropo programowania: gotuje sie poprawiajac nasze motto…
motto jest przepiekne, tylko ten jezykowy zawrot w stylu html.. tak czy siak bede sie jeszcze troche z tym meczyc, ale jak bedzie gotowe, bedzie cudne 😉
a ksiazke spisalam w notesiku, to juz trzecia pozycja do przeczytania polecona w tym tygodniu..
Przeczytałam Larssona „Mężczyźni którzy nienawidzą kobiet”. Bardzo dobry kryminał, trzymający w napięciu do końca. Trudno się oderwać. Muszę się zaopatrzyć w dwie pozostałe książki.
Dobry wieczor wszystkim,
temat wpisu naszego Gospodarza juz chyba wyczerpany, ale ja dopiero teraz mam czas na wpis i co Wam powiem: Widzalem po poludniu „Schab po Zydowsku”, osobiscie – z calym respekten pisany z duzej litery. Na uwage, ze prawdziwy Zyd by tego nie ruszyl sprzedawczyni rozlozyla rece: A, bo taki nam przyslali. Jest tu u mnie bliziutko polski sklep, w ktorym mozna kupic w zasadzie wszystko. Nie musze nawet, jak Alicja, wsiadac na rower, bo to piechota nawet nie piec minut. Byle do 19.00.
Nie mam wiec klopotow z pierogami, kiszonymi ogorkami, ze wszystkim co w torebkach i sloikach, z dobymi ciastami i naturalnie, z podstawowym wyborem tych rzeczy w butelkach i puszkach, oraz i naturalnie, z bardzo szerokim repertuarem wszelkich wedlin. Tu z jakoscia jednak bywa roznie. Pamietam, ze na ostatnie swieta moja kupila jakas podsmazana kielbase, ktora smakowala, jakby ja wyciagnieto ze zgliszcz spalonej dopiero co stodoly. A wydawalo mi sie, ze zjem wszystko. Co to za pomysl, aby wedzone jeszcze podsmazac, czy cos tam z tym jeszcze. Koromysla takie. W ogole, polski zwyczaj grilowania np. peklowanej, prazonej kielbasy (pamietam, 40 lat temu, zwyczajna z rozna to byla rewelacja) wydaja mi sie bardzo ryzykowny. O tworzacych sie tam wtedy substancjach nie chcialbym sie tu rozwodzic. Dla mnie na gril nadaja sie specjalne kielbasy biale, albo surowe (dla mnie najlepsze), ktore sa w zasadzie tylko szczesliwie lub tez mniej szczesliwie przyprawionym, swiezym mielonym, w naturalnej kiszce. O grilowaniu nie bede dalej, bo w sobote to bylo u corki, a po wczorajszych poprawinach wysiadlem z przejedzenia. Sprawozdanie nie mialoby wiekszego sensu, bo tam jedyne oryginalne moim zdaniem, to byl chlodnik ogorkowy, wedlug przepisu ostatnich tu tygodni, ktory sam zrobilem i mi smakowal, ale utonal w olbrzymiej ilosci chaotycznie nabytych rzeczy. Ot, rzucic perly przed swinie.
To tyle na dzisiaj. Rozpisalem sie jakos i czas skonczyc.
Zycze dobrego jeszcze wieczoru, a tym zza oceanu milego jeszcze popoludnia.
pepegor
Bardzo bym chciala miec, jak pepegor, jakis maly polski sklep w poblizu, ale niestety, nie uswiadczysz. A kto podawal przepis na chlodnik ogorkowy? Jakos mi to uszlo. Milego wieczoru zycze.
Pepegor, Ty piszesz, jakbys mieszkal obok Le Marais, rozumiem przedobrzenia wynikle z ochoty na wszystko, meczaca przygoda, no i brzuszek potem boli, a juz te ulepszania, zeby jeszcze lepsze niz i tak juz bardzo dobre wyszlo, ech, sam juz wiesz
pozdro,
ps Prawnik byl i go znikili
Alinko, to takie popapraczio na g. super na sezon, ostatnio dolozylem do tego arbuza, tez bylo dobre
Nemo, a czytałaś kryminały pisane przez panią o nazwisku Aleksandra Marinina?
Sławek,
jaki prawnik i kto go zniknął?! 😯
Zjedliśmy. Mizerię i wczorajsze schabowe.
Pepegor,
podsmażanych się nie kupuje, najwyżej samemu się podsmaża!
Ja chyba się starzeję… do wyjazdu jeszcze tyle dni („…do utraty sił, do utraty tchu…”), a ja już zrobiłam listę, co trzeba zabrać i o czym pamietać, i tu mi leży przed nosem, żeby dopiski robić, co jeszcze. No wiecie co?! Kiedyś się miało w głowie, a teraz na karteczce, i bez niej ani rusz?! 🙄
Alicjo, a taki:
prawnik pisze:
2009-08-03 o godz. 14:50
Ciekawa podróż.
kometa moze?
ps §22, dla mlodziezy niech tez wie, to o tym, ze go znikili
Lata temu czytalam kryminal polski „Nieuchwytny” polskiej autorki (nie pamietam czyj, to bylo dobre! Byla pielegniarka Anna i taki jeden, ktory zabijal kobiety.
W miedzyczasie strona glowna odswiezona i wreszcie moge isc jesc.
Jej, jaka ja glodna jestem, moglabym konia z kopytami wciagnac! Ktos ma na to przepis 😉
Zawiązać sobie żołądek na kokardkę 😀
Nici z nieróbstwa. Rajd zjechał, sztuk 10.
Córka zapędziła młodzież do zbierania i przynieślo 20-litrowe wiadro mirabelek. Właśnie się przerabiają na ok i dżem.
Stanisławie, Zielona Budka się sprzedała (parę lat temu pisała o tym Polityka) i pewnie schodzina psy a dawny własciciel , p. Grycan, robi teraz lody pod swoim nazwiskiem. Lody sa z górnej półki. W Połczynie znlazłam jedno miejsce gdzie je sprzedają. Więc jak zobaczysz lody z napisem „Grycan” to będzie to właśnie smakowo i jakościowo dawna Zielona Budka.
klawiatura mi się zacina. Poprawiam, ale czasem nie dowidzę. i wtedy wychodzą różne dziwne rzeczy. Np. ok zamiast sok
Störungsquelle, Wujek Leszczek mawia: dobry konik, dobry, ale się długo gotuje.
Zwłaszcza kopyta, a zwłszcza okute
No wiesz co, Torlinie?!
Podobno jedzenie to jedna z najwiekszych przyjemności życia. Jedni mają tak, że lubią się napakować. Ja mam tak, że jem, kiedy jestem głodna i kończę, kiedy głodu nie czuję i nie cierpię uczucia wielkiej sytości.
Sławek…
kto pamięta „§22″… To tylko dla smakoszy, tak mi się wydaje, podobnie jak książki Hemingwaya, a szczególnie „Komu bije dzwon”.
Obydwie pozycje są bardzo „męskie” i macho, i nic w tym złego, biorąc pod uwage czasy, kiedy były pisane. I zresztą… dobrze, że zapisane.
Nirrod patrzy z zawiscia na jednostki posiadajace polskie sklepy w okolicy…
Ja jestem dziwnym jedzącym, bo jem stale o tej samej porze, nie zwracając uwagi, czy jestem głodny czy nie. Przychodzi czas, to jem. Ale ja mogę sobie pozwolić na fanaberie, bo jestem szczupły.
mr. x pisze:twórczość A. Mickiewicza była w maju. Teraz nie pnnwoii jej powtórzyć. W czerwcu późniejszą maturę pisali z NIE-Boskiej Komedii , Zygmunta Krasińskiego i jakichś wierszy. Teraz mogli by dać wypracowania z samymi lekturami, bez wierszy…W ubiegłym roku na poprawce był potop -.- i tango. a co teraz? macie jakieś domysły?