Początek wyprawy
Jak co roku wyruszyliśmy z Warszawy dość wcześnie. Staraliśmy się bowiem wyprzedzić poranną falę mieszkańców stolicy pracujących w coraz liczniejszych podmiejskich firmach. Gdy oni jadą do roboty wyjechanie przez Raszyn i Janki w stronę Katowic to istna męka.
Udało się. O ósmej już byliśmy pod Radziejowicami. Droga przez nasz piękny kraj (bez ironii, nawet droga do Katowic, a zwłaszcza dalsza część do Cieszyna, jest naprawdę piękna, jeśli nie myśli się o złej nawierzchni tylko o okolicach i widokach) nie jest tak monotonna jak przez Czechy. Tam wprawdzie po autostradach można jechać szybko ale widoki mniej ciekawe.
Po ośmiu godzinach lądujemy w naszym ulubionym miejscu w nadgranicznej Austrii czyli w Poysdorfie. Hotel Veltlin, o którym już tu pisałem z zachwytem nie zmienił się. I to jest zachwycające. Pośród winnic i pól golfowych stoi niezmienna oaza dobrej kuchni, pysznego wina i miłych ludzi. Ponieważ zatrzymujemy się tam już po raz szósty to traktują nas jak starych przyjaciół. Otrzymujemy zawsze ten sam pokój z widokiem na winnicę (pełną zajęcy, które wcale się nas nie boją dopóki jesteśmy na balkonie) i noszący nazwę St. Laurent. Wszystkie pokoje bowiem mają nazwy miejscowych win. A to kraina wspaniałego białego wina gruner veltliner .
Nasza ekipa (dwie trzecie) przed wejściem na rynek winny w miasteczku Poysdorf
Kolacja była więc podlana tym trunkiem z winnicy Ebner Ebenauer. Oznacza to, że początek podróży był udany.
Sarnina to tutejsze popisowe danie, zwlaszcza jeśli mu towarzyszy zweigelt – pyszne wytrawne wino
Następnego poranka po obfitym śniadaniu (pyszne bułeczki z ziarenkami, wątrobianka wprost delikatesowa, szynka, sadzone jajko i sery) ruszyliśmy w dalszą drogę.
Nasz gps głupiał, bo droga do Wiednia jest w przebudowie. Co kilka kilometrów gdy trafialiśmy na nowy jej odcinek damski głos pouczał mnie: „zawróć przy najbliższej okazji”, by po paru minutach kiedy wjeżdżałem na stary odcinek drogi cieszyć się: „jedź tą drogą dalsze 45 km”.
Wiedeń przelecieliśmy bez zakłóceń. I po dwu dalszych godzinach byliśmy w Alpach. Nie będę opisywał zachwytu widokami, bo macie to w ubiegłorocznych opisach.
Italia przywitała nas pięknym słońcem. Tym razem pędziliśmy aż do Verony, gdzie zatrzymaliśmy się w samym Centro Storico w Hotelu Scalzi. Wspaniałe miejsce i zabawny dwupoziomowy pokój. Dwa kroki i jesteśmy pod rzymskim amfiteatrem. A tuż obok restauracja, w której siedząc pod parasolami obserwowaliśmy nocne życie miasta i sąsiadowaliśmy z gwiazdami operowymi, bo był to czas festiwalu włoskich oper.
W lewo od amfiteatru jest restauracja w której nam podali…
… wytworne scampi z jarzynkami wprawdzie niedużo ale spożywanew jakim towarzystwie!
Myślę, że na początek relacji to dość. Zwłaszcza, że będą i zdjęcia.
No to dobranoc, życzymy wszystkim pięknych wakacyjnych snów kładąc się do łożek w naszej kurpiowskiej sadybie.
Komentarze
dobranoc ??????????? … pisane nocą ….
Jolinek, dobranoc wskazuje na to, ze Gospodarz jest jeszcze bardzo zmeczony po podrozy… Gastronomicznie wakacje zapowiadaly sie sympatycznie, zdjecia dowodem.
Wspolczuje Pawlowi i trzymam kciuki. Ostatnio moj syn odmalowywal swoj pokoj i trwalo to i trwalo…
Alicjo, z samego rana przesluchalam sobie Take a chance on me i rzeczywiscie, tego trzeba na pobudke. Milego dnia zycze.
Droga przez nasz piękny kraj (bez ironii, nawet droga do Katowic, a zwłaszcza dalsza część do Cieszyna, jest naprawdę piękna, jeśli nie myśli się o złej nawierzchni tylko o okolicach i widokach)
Też to zawsze powtarzam… serio, jak najbardziej serio… w tym sobie, gdy się muszę „wyciszyć” po zaliczeniu jakiejś dziury… niespodziewanej, abstrakcyjnej… 😉 😀
*****
Sama właśnie wspominam, jak się podróżowało do Austrii i Italii oraz po samych Włoszech równe ćwierć wieku temu (dla mnie – jeszcze nieletniej – była to pierwsza wyprawa zagraniczna).
*****
Weronę (por. wczorajsze zdjęcie Państwa Redaktorstwa) zaliczyłam dopiero za trzeciej czy czwartej bytności… I czy ja dobrze pamiętam, że prócz balkonu był tam (na dziedzińcu) jeszcze posąg-pomnik słynnej nastolatki z brązowym biustem wypolerowanym od czułych, rytualnych dotyków turystów?… Jakoś tak pamiętam*, ale fotki nie mam…
___
*podczas tego zwiedzania Werony najmocniejsze było zgubienie się piętnastoletniej chórzystki w okolicach amfiteatru… na szczęście rozsądnie poczekała aż ją odnajdziemy, ale co przeżyliśmy (a zwłaszcza Prezes, jej prawny opiekun na czas tournee) – wszyscy do dziś pamiętamy…
a ja w Weronie jeszcze nie byłam ale Sienne dobrze pamiętam bo zże zjechaliśmy z autostrady … godzina po krętych drogach i potem pierwsze moje miasto we Włoszech … chciałabym tam pojechać znowu …..
A ja w Weronie zrobiłem sobie zdjęcie nie tylko u Julii, ale i u Romea. Jest tablica pamiątkowa w budynku.
…pierwsza bywa na ogół Wenecja… albo Bolzano – Siena to już dość daleko na południe…
A ja widzialam Aide w amfiteatrze.Setki zapalonch swieczek przed rozpoczeciem spektaklu. Uczucie niezapomniane. Przezylam to bardziej niz wizyta pod balkonem Romea i Juli.
Roboty drogowe mi warczą 🙁 Nie mam pomysłu na jutrzejszy obiad 🙁
Ten wąsaty zwierzaczek po przejściach taki zmęczony i bladziutki 🙁
Dzień dobry Szampaństwu…
wpadam środkiem mojej nocy. Nigdy nie byłam we Włoszech i jakoś nie wpisuje się w plan podróży ten but, nie po drodze jakby, a jeszcze bardziej marzy mi się Hiszpania i Barcelona, miasto nr.1 na mojej liście, że muszę, bo zdjecia, albumy etc. to nie to.
Scampi wytworne i większe, niż to na zdjęciu jadłam swego czasu w Niemczech. Miałam wybrać z karty dań, co dusza, no to wybrałam, chociaż niektórzy dawali mi do zrozumienia, że to jest baaaaardzo drogie (bynajmniej nie ci, którzy płacili)
🙄
Nie patrzyłam na ceny, tylko na dania, które bym chętnie spróbowała. A restauracja była włoska, o!
Elap…
widzę to oczyma duszy swojej, amfiteatr i operę na żywo. Takich spektakli się nie zapomina. Mam parę takich, co prawda nie w tych okolicznościach przyrody, ale wyobrażam sobie (próbuję), co to jest za uczucie. I do tego wieki cichutko szeptają po bokach…
Ach, Alicja „robiąca za” Napoleona (na niego wieki patrzyły ze szczytu piramid, do niej szepcą we włoskiej operze plenerowej) Nie byłam, nie będę i tym chętniej czytam i oglądam. Oczywiście scampii nie jadłabym nigdzie, ale popatrzeć mogę. Romeo i Julia też mnie niezbyt interesują (nie przepadam za tym arcydramatem) chociaż chętnie zobaczyłbym posąg Julii służacy przywoływaniu szczęśliwej miłości, a jeszcze chętniej zobaczyła plenerowe przedstawienie operowe. Pisz Gospodarzu, pisz i pokazuj obrazki, wtedy i Pyra będzie coś miała z tej podróży.
Bede czytac wloskie sprawozdania z tym wiekszym zainteresowaniem, ze bylam tam z moja owczesna sympatia dawno temu a on niestety mial zwyczaj „zaliczac” kolejne miejscowosci, wiec pozostalo mi tylko ogolne wrazenie ale malo szczegolow.
Pytanie dla Alicji: czy bylas kiedys we Francji, czy Cie interesuje ( wymieniasz tylko Hiszpanie i Wlochy, stad moje pytanie )?
Pyry mogłyby dzisiaj na obiad zaprosić np Maćka Borynę i miałby obiad jak u siebie, w chałupie. Smażone z boczkiem i cebulą ziemniaki, jajko, maślanka.
Wenecję zobaczyłam na końcu podróży, bo w drodze do Włoch był wypadek na autostradzie w Austrii i 6 godzin z głowy … ale mimo, że tam byłam to właściwie mogę napisać, że tylko tam byłam … zobaczyłam sporo ale chyba za dużo na jeden raz … dopiero teraz po latach bym tam wróciła bo miałam wspomnienia kiepskie … a prawdziwe jedzenie włoskie doceniłam dopiero w Londynie bo we Włoszech nie było na to czasu …
Trzymam kciuki za Pana Lulka zyczywszy mu wszystkiego dobrego.
Lena
Na lewo od amfiteatru (na tym zdjeciu) to zdaje sie jest cala sciana knajpek o ile dobrze pamietam. Ogromny plac i imponujace arena. Verone tez mile wspominam. I jezdzenie w jednej z tych knajpek wzdluz placu bylo wyborne i buteleczka wina ta mala. W Kanadzie niestety nie ma zwyczaju tych malych butelek (polowek) i co ma czlowiek robic jak jedzie, zwlaszcza, ze limit dopuszcza dwa kileiszki?
Sarnina wyglada wysmienicie, scampi jakies blade, zawsze myslalem, ze bardziej czerwone jest po ugotowaniu czy zgrilowaniu. Ogon to chyba bez skorupy juz ale reszta?
Alino,
byłam we Francji, ale za mało, za mało! Zgodnie z powiedzeniem, prawie nie spałam w mieście, które nigdy nie śpi, nie było czasu!
Nawet zdjecie mam pod ręką…
http://alicja.homelinux.com/news/037.jpg
sceptycznie patrzę, bo na moje oko malarz widział mnie oczyma duszy swojej, a nie ołówkiem, ale portret wzięłam i zapłaciłam, i mam „do tych pór”. Być może dlatego, ze byłam tak krótko, pamietam wszystko doskonale, pomimo morza wypitego wina i wspaniałego jedzenia, o towarzystwie nie wspomnę – siostra, najlepsza przyjaciółka z mężem, Antka kobity brata szwagra siostra (akurat prawda!) …
I nawet na piechotę – po locie przez ocean i dobowym zacieśnianiu stosunków miedzyludzkich w Paryżu – weszłam na drugi poziom wieży Eiffla. I nawet nie padłam, tylko nikt juz dalej nie chciał na piechotę ;(
Wpisuje się pod Tuśką (Pan Lulek nie schodzi mi z mysli), jeszcze nie zdążyłam poczytać do tyłu. Zaraz wracam!
Czeka mnie dzisiaj wspaniała zabawa z koszem moreli – nie tych nalanych wodnistym sokiem południowych owoców, ale tych o pachnącym, pomarańczowym wnętrzu i miernej ilości soku. To idealne morele na przetwory i na ukochany piaskowy placek z morelami. Młodsza pojechała po dostawę, a na mnie czeka przetwórstwo.
Od poniedziałku jest u mnie siostra z dwójką dzieci i wszystko wywróciło się do góry nogami. Dzieci okupują mój komputer, a ja sama ganiam na okrągło.
Najserdeczniejsze życzenia zdrowia dla Pana Lulka. Bardzo mnie te wieści zmartwiły.
Oooooo…
Pyro, ja bym chętnie do pomocy, lubię takie wespół w zespół przerabianie owoców na cokolwiek, sto lat temu to było wielkie wydarzenie, kupa luda przy tym i opowieści….
http://www.youtube.com/watch?v=mdzClRzv1jk
Paweł i Marek macie jakieś wieści o zdrowiu Pana Lulka … napiszcie
Dzwoniłem do wnuczki Pana Lulka. Mówiła ,że nic groźnego się nie dzieje. Muszą go trochę potrzymać w szpitalu by leki związane regulujące ciśnienie mogły prawidłowo zadziałać.
Z cukrowej waty nie jest , nic mu nie będzie.
Pocieszyłeś nas, Marku 😉
Uff. No, a dusza w nim rogata, więc się nie da 😉
Oczywiście, że Pan Lulek już jest gotów do Zjazdu. Nie miałem wątpliwości (no, tylko trochę się niepokoiłem), że będziemy wspólnie szaleć z Żabą i resztą.
YYC – tak na lewo od amfiteatru jest cała ściana restauracji. Jedliśmy tylko w jednej i okazało się że w towarzystwie europejskich gwiazd operowych. Ale smak dań jest taki sam bez względu kto siedzi przy sąsiednim stoliku. Smak – cudowny!
Już napisałem i wrzuciłem do blogu jutrzejsze sprawozdanie z podróży. Ale musiecie poczekać na to do rana.
Dziś odwieźliśmy Zuzię (wnuczkę) na Mazury i teraz przez parę dni jesteśmy w chałupie we dwoje, bo Kuba poleciał do Hiszpanii. Zostaliśmy więć my i Rudolf, który pozdrawia Alicję i… Owczarka z sąsiedztwa.
Marek a z Panem Lulkiem rozmawiałeś??????????//
Piotrze, pozdrowienia dla mojego przyjaciela Rudolfa 😉
I dla Was oczywiście też! 😀
Dzięki i do zobaczenia.Kiedyś wreszcie dotrę i do redakcji.
W Veronie byłem raz, z dziesięć lat temu.
Na dworcu wykonałem espresso – (dzięki Michale za podwiezienie i wspaniałe kilka dni nad jezorem Garda), wsiadłem do pociągu i pojechałem do Bolonii. Tam na lotnisku za resztkę lirów zaopatrzyłem się w kawałek parmezanu – najlepszy jaki kiedykolwiek udało mi się kupić. Z przesiadką w monachium polecialem do Sztokholmu.
Teraz zajmuję się czyszczeniem komimów, odchwaszczaniem włości a w wolnych chwilach Zaklinaniem koni .
Idzie mi nieźle, aczkolwiek nie jest to proste. Czasem jakiś koń po prostu mi znika i nie mam pojęcia gdzie się podziewa….
ASzysz…
podziewa się i znika 😉
Wszystko sprawdzimy, będąc . A ja oczywiscie obfotografuję byle czym. Byle było!
Ciekawe czy to scampi do bylo na cieplo czy zimno?
Dzisiaj mnie znowuz wzielo na lobstera i sobie kupilem dwa ogony mrozone bo juz z calymi nie chce sie bawic. Widze w sieci ze trzeba rozmrozic przed gotowaniem. Znalazlem tez przepis na zrobienie na parze ale zamiast wody wino biale a potem rozrobic maselkiem, estragonem czy pietruszka i zrobic z tego wina sos. Ciekawie wyglada. Kraby samkowaly mi na parze lepiej niz z wody moze i ogon lobstera bedzie lepszy. Zobaczymy.
jak to gdzie?
konik polny, wolny
kosmicznej rozy
swawolnie podobny
planete obca
brzuchem po trawie
odkrywa w ukryciu
i go nie widac
co Redford zapodzial
bo nie doslyszal
ale badziewie,
wysylam mesko
ze wspolczuciem dla czytaczy
te kolory na Piotrowym talerzu sa OK, ten typ tak ma, pisze o langustynce:
http://www.epicurien.be/_content/px3_epicurien/recettes/crustace/images/langoustine.jpg
Zawsze służę ilustracją…
Oto Rudolf!
http://alicja.homelinux.com/news/img_5339.jpg
OK, to juz wiem jak po angielsku jest langusta – „spiny lobsters” tylko teraz sie zastanawiam czy ja mam ogon langusty czy homara? Bo gdzies czytalem, ze po tej stronie Atlantyku glownie sprzedaje sie ogony Spiny lobsters ale one nie maja szczypiec wiec to langusty tylko, ze na opakowaniu jest „lobster tail” i tyle. Hmm narobili mi klopotu…. Pierwszy raz bedac we Francji jeszcze w 1976 roku znajomy mamy w Paryzu zabral nas do knajpki pod Lukiem Triumfalnym i tam pierwszy raz w zyciu jadlem languste ale nie w calosci tylko jakos tak w kawalkach przyzadzona z czyms ale juz nie pamietac z czym (orzechy, banany chodza mi po glowie). Pamietam jednak ze bylo to pyszne przezycie zwlaszcza, ze czlowiek z PRL-u gdzie restauracje a w sumie cala monotonia jedzenia byly uciazliwe.
Bardzo ona sympatyczna choc taka blada…
I troche modliszke przypomina. Nadawalaby sie do jakies sensacyjno-kryminalnej powiesci….Zjadl blada langustyne podana przez Justyne i zszedl… Miss Marple wkracza do akcji, plyna Nilem i …nie moge zdradzac konca.
ja zdradze, przewaznie bylo o miodzie,
poza tym langusta i langustynka, to dwa rozne przypadki, homar blizej langusty, przynajmniej rozmiarem, choc ma wielkie szczypce i w przeciwienstwie tez nieco plycej zyje
gdzies tu niedawno doczytalem, ze na rzadanie nawiedzonych ochraniaczy przyrody, chyba w usa, wypusciji jakiegos matuzalema do oceanu, do tej pory byl maskotka w luksusowej knajpie, mial pelno lat, ile? nie pamietam, zapamietalem jednak, ze tyle, co ten homar, to bym wolal nie miec
To ja juz nic nie mówię…
Switem białym, białym ranem Tadek przytargał langustę. Cholera… co z tym robić?! Nie dość, ze okami łypie, to jeszcze szczypcami nadaje.
Lecę ci ja do komputera… tam nadają, że takiego zwierzoczłekoupiora to do wrzatku na żywo.
Chwilowo serce do lodówki, bydlę do wrzątku.
Nooooo…. nigdy więcej nie patrz na mnie takim wzrokiem!
Pyra ma rację z tym, że nie jada, co patrzałki mają wyślepione na jadającego… chociaż nie ze wszystkim miałam taki problem. Rybę w łeb tępym nożem… i tak dalej. Nie patrzeć mi się tutaj… zjesz, albo będziesz zjedzony!
Tez cos slyszalem ze byla stary i wielgachny i dlatego go nie ugotowali tylko jako atrakcje w knajpie dopoki nawiedzeni nie zabrali sie do roboty.
Wlasnie czytam, ze homar i langusta czy po angielski jeszcze gorzej bo lobster i inny lobster to w sumie oddalone od siebie stworzenia tylko wygladaja podobnie. No i jedne nie maja szczypiec wiec pewnie to takie wyrosniete krewetki. Jedno i drugie skorupiaki oczywiscie ale poza tym to juz obce jak malpa z mrowka (no moze przesadzilem). Co by nie bylo moze masz jakis szybki fajny sosik do zaproponowania Slawek do moich ogonow bo ciagle jem z maslem i czosnkiem i zaczyna sie nudzic??
…jakieś zielsko na bazie cytrynowej? Melisa albo tymianek cytrynowy? Bardzo dobrze się komponuje. A ja lubię jeszcze dowalić chili, ostatnio znalazłam w sklepie taką chili paste…. fantastyczna i pasuje mi do wszystkiego!
Masełko, czosnek, dodaj chili, Sławek! Zielona pietrucha pokrajana – także i owszem zarówno.
YYC, maslo i czosnek, to dla cieniasow, dla mnie minimalny ruch, to wlasnoreczny majonez, owszem z czosnkiem i spora iloscia koperku, dla wprowadzonych daje takie czerwone, co pali w ilosciach rozsadnych,
sytuacja luksusowa z osobnikiem conajmniej 1kg polega na rozcieciu goscia wzdluz, miesem na polmisek, w ktorym juz pastis na niego czeka, po ok 15 min,na grila plecami do zaru tak z 10-15min w zaleznosci od wagi, potem na 5 min odwrotnie, posypac koprem i pieprzem, majonez ewentualnie obok, nieco cytryny i jakas szmatka do obcierania paszczy,
swoja droga na swieta BN sprzedaja tutaj homary kanadyjskie, jakies takie wypierdki po 400-500g, raz kupilem, bo tanio bylo, to pewnie nawet kolo dorsza nie lezalo i zaden sos nie byl w stanie uczynic tego smacznym, z hodowli, czy co? choc o takich nie slyszalem
To pomysl sobie, ze ostrygi jemy zywcem. Nie patrza na ciebie zadnym wzrokiem ale jakby nie patrzaly to pozeramy je zywcem i tak smakuja najlepiej. A homarka do wody i po nim. langusta nie ma szczypcy musial byc homar. Langusta ma za to dluzsze i bardzie kosciste czulka co jej ze lba wystaja (jesli dobrze pamietam co przeczytalem).
No dobra lece do domu… ogony do zrobienia czekaja.
No sa takie male ale czy hoduja to nie wiem. Do mnie trafiaja tez niestety male co nazywane sa duzymi. Tylko, ze ja nie wiem ktore lobstery (homary) to sa te najlepsze bo widze ze rodzajow duzo a u nas pod Nowa Szkocja czy Labradorem maja co maja. Taki mrozony ogon to 170 gr. Tzw duzy lobster to ok 750-900 gr. (1.5-2 funtow). No to majonezu wlsnorecznie dzisiaj nie zrobie za to do maselka dorzuce czrwonego i palacego ale chyba juz bez koperku bo cos mi koperek z ostrym nie po kolei, czy moze tak trzeba??
Ostatnio homarki, ktorych dalem tutaj zdjecia, mialy ok 550-600 gr.
Podobno ta Nowa Szkocja to je to. Koperek zawsze rybom dobrze robi, ale nie wszystkim smakuje – każdy może sobie sypnąć, ten tam z boku kręci głową, że absolutnie nie, zadnego koperku.
Jak zapytać, to protestujka, jak nie zapytać, to zje i nawet nie zauważy.
Zajdam nie powiem co na deser… chleb dla Nicole… 🙂
(i w tym momencie jestem Napoleonem, Pyro!)
YYC, mnie korepek z czerwonym tez nie specjajnie, wybierz wg gustu stolownikow,
tu dla jasnosci:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/DlaPrzypomnienia#
na marginesie, maly homarek, to ok 1kg na entré dla dwoch osob, duzy, to 2- 2,5 na danie glowne dla tychze
ps na languste jeszcze jestem na etapie oszczedzania, rok temu wolali ok 50 tutejszych za kg, sprawdze za dwa tygodnie, czy nie potaniala, potem trzeba przeciez cos zjesc, przeciez nie szproty z puszki, no i sie pytam kto na to nastarczy?
No to w Calgary ja takich nie widuje. To by bylo z 5-6 funtow. Twoj maly to moj duzy 🙂
Tak mysle ze oni hoduja je. Zawsze pokaza w TV rybakow co wyplywaja w morze bo sezon sie wlasnie zaczal i wtedy moze sa i dzikie ale przeciez caly rok maja zywe no to ile ten sezon trwa, 12 miesiecy?? Biedni rybacy z morza nie wracaja czy co? No nic dzisiaj sobie zrobie jeden ogon i poprobuje. poki co na rowerek bo sie przejasnilo i slonce swieci ladne.
Ten Twoj homar to ma ogromne szypce. Tutejsze sa znacznie mniejsze.
Te mialy jakies 550-600 gr. Funt to $9.90 za 3 dalem 35.90 wiec jakies $12 za sztuke
http://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/Lobsters#5362656984554377874
Dzisiejszy ogon. Ten wazy 170 gr. Cena jest taka sama za ogon a pisza ze moze miec od 142 do 170 gr. Z Atlantyku i nic wiecej. Moze tu maja tylko jeden rodzaj.
http://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/LobsterTail#5364002750817119074
No i zupelnie inne kolory widze. Langusty to chyba nigdy w Calgary nie widzialem a i takich homarow tez nie. Skad one sa Atlantyk Francja czy gdzies ze swiata?
Szczypcy szczypiec sie pisze jak sie pisze.
…szczypców 😉
Oraz szczypczyków i szczypawka(szkolna ksywa).
Jak uszczypnę, będzie znak, powiadał rak Nieborak.
Cholera, już nie wiem, która to dzisiaj nawałnica przeszła. Wydawało mi się, że takie burzliwe lato – no bo jest, tylko deszczu z tego prawie nic, czyli z dużej chmury mały deszcz, podali w dzienniku (wierzyć?) statystyki za zeszłoroczny czerwiec/lipiec tutaj i okazało się, że zaledwie połowę tego, co rok temu spadło.
Chyba uwierzę, bo te moje ogórki na drabinie muszę podlewać minimum 3 razy dziennie, niby pada, a tam sucho. Tyle hałasu Tam Na Górze, a podlać nie ma kto. Para w gwizdek, jednym słowem.
No to z rowerku wrocilem. Pogoda sliczna, temperatura w sam raz a i nad rzeka przyjemnie. Teraz mojito i ogonek lobstera i zyc i nie umierac 🙂
Ogonek bez szczypcow…
O…. a nie należało zagladać na wiadomości.
Durnaś aż sinaś, Alicjo. Pozwolę sobie zabrać głos, najwyżej Gospodarz mnie zruga, ale… ale przecież cała Polska odkąd pamiętam (a wiekowa jestem) ZAWSZE obchodziła rocznicę Powstania Warszawskiego. Ja sama, nastoletnią będąc… z kwiatkami pod tablicę, gdzie w czwartym dniu Powstania zginął Krzysztof Kamil Baczyński, kupionymi za ostatnie pieniądze (i potem pół Polski na gapę przejechałam, bo jakoś do domu trza było wrócić), a ten kretyn takie rzeczy wygaduje i wiadomo, o co chodzi.
„To ja, Lech Kaczyński zgłosiłem projekt ustawy…”
Do tej pory nikt nie pomyślał o podobnym projekcie, a być może mało kto wiedział o Powstaniu Warszawskim.
Zagotowałam się 😯
Mysz urodziła słonia, skwitował Jerzor.
Dzien dobry Wszystkim,
Alicjo nie denerwuj sie, ……, nie moge dalej, bo Gospodarz nie tylko mnie rowniez zruga, ale i z blogu wyprosi, ale wiemy o co chodzi.
Ale ja z innej beczki.
Jak wiecie ja prawie nigdy o kucharzeniu, ale dzisiaj troche tak, posrednio. Otoz chce Wam kogos przedstawic.
Ellen Greaves urodzila sie i wychowala w kanadyjskim Toronto i juz tam wykazywala zamilowania kulinarne, ktore u dorastajacej panny przerodzily sie w pasje. Owocem – wyzsza, wieloletnia, szkola kucharzenia we Francji. Z takimi papierami i doswiadczeniem przez 18 lat szefowala w japonskiej Takashimaya’s Tea Box, na jednej z najbardziej znanych ulic swiata – Piatej Aleji Manhattanu. Dzisiaj mieszka w Southampton, ale na brak zajec nie narzeka.
Ellen poznalem niedawno, ale od razu musialem jej o blogu i o Was opowiedziec. Wszyscy macie serdeczne pozdrowienia, a Alicja i Alina szczegolne. Od Ellen wiem, ze w Kingston mozna bardzo dobrze zjesc. Wcale sie nie dziwie – od wielu lat maja tam Alicje, to i gastronomie musieli poprawic.
Oto kilka fotek, niestety wolalbym, zeby byly lepszej jakosci.
http://picasaweb.google.com/takrzy/EllenGreaves#