Życie po życiu czyli przy stole u Fabia

Wczoraj zdradziłem w jednym z komentarzy miejsce czwartkowego ucztowania. Teraz – już po posiłku – usiłuję zebrać siły, by tę ucztę opisać. Ale zanim się do tego zabiorę muszę przytoczyć dwa cytaty. I to oba z własnego blogu. Zaraz zrozumiecie dlaczego to robię.

W lutym ( a dokładniej w poniedziałek 23 lutego) o nowoodkrytym miejscu gromadzącym miłośników włoskiej kuchni pisałem tak:
„To co widzicie na zdjęciu nazywa się zampone i jest włoskim przysmakiem podawanym na ogół w zimie od Bożego Narodzenia poczynając a na wiosnę zamykając sezon.

Tym razem pokazuję i opisuję nie swoją własną produkcję. To przyrządził autentyczny Włoch – Fabio, który jest właścicielem warszawskiego małego lokaliku „Cafe Milano”. Knajpka ta słynie wśród stołecznych miłośników włoskiej kuchni ze wspaniałej rodzinnej wręcz atmosfery i doskonałych dań. No i do tego z niewysokich cen.”

Od tamtej pory wpadałem co jakiś czas do tej knajpki, bo kuchnia w niej była znakomita a atmosfera iście włoska. W dodatku był to ulubiony lokalik  mojego przyjaciela i poniekąd partnera w niektórych dziennikarskich poczynaniach czyli Marka Przybylika.

Minęło niewiele czasu a wydarzenia zmusiły mnie do tekstu kolejnego ale zupełnie nie entuzjastycznego. We wtorek 21 kwietnia łkałem:
„Ostatnio przeżyłem jedną przygodę bardzo niemiłą. Otóż opisywałem niedawno warszawską włoską knajpkę „Cafe Milano”, w której właściciel – Fabio podawał zachwycające zampone czyli nóżkę wieprzową. Wybrałem się więc na Plac Konstytucji, by przed nastąpieniem fali letnich upałów podelektować się owym przysmakiem. Szyld „Cafe Milano” wisi jak wisiał ale już od progu widać, że coś tu się złego przytrafiło. Nie ma Fabia, nie ma pani Małgosi, nie ma wreszcie i klientów. Lokal świeci pustkami.”

Nie wyjaśniałem dokładnie jakie (niemiłe) przygody spotkały Małgosię i Fabia. Ważne było, że Warszawa – a raczej stołeczni smakosze – straciła coś niepowtarzalnego.

I znowu minęło kilka miesięcy (jest czwartek 18 czerwca) a ja wraz z Markiem P. siedzę przy stoliku małego lokaliku, w którym króluje w kuchni Fabio a w sali restauracyjnej i ogródku Małgosia. Hurra! Fabio ritorna!
Na Mokotowie przy ulicy Rejtana 17 kilkanaście dni temu rozpoczęła działalność „Trattoria da Fabio”. Sześć stolików wewnątrz, dwa duże pod parasolem na trawniku i już jest włoska knajpka. Atmosfera od początku taka sama jak na MDM-ie, jest przyjaźnie, familiarnie i oczywiście pysznie. Nie muszę też dodawać, że niedrogo. Wszystkie bruschetty (a jest ich kilkanaście rodzajów) po 19 zł., pasty (w tym carbonara, aglio, olio e peperoncino, matriciana czy putanesca) po 22 zł, tramezzini (kanapki) poniżej 10 zł. No i desery lodowe dla łasuchów. Słowem włoski raj na Mokotowie.

 

 Wkrótce półmisek będzie pusty a my…

 Na dodatek nikt ich stąd nie wyrzuci, bo we dwoje są  właścicielami „da Fabio”. A na sali siedzą ci sami goście, których spotykałem przy Pl. Konstytucji. Przenieśli się wiedzeni nosem. Tak pięknie pachną dania opuszczające tutejszą kuchnię. A wkrótce (o ile szybko uda się przeprowadzić przez urzędy czy raczej urzędników wymagane formalności) tym daniom będą towarzyszyć włoskie wina!

 

Patrząc na zdjęcia – a zwłaszcza na jedzącego Marka – możecie sobie wyobrażać jak tu jest. I będzie coraz smaczniej!

P.S.

Te dwie tęcze sfotografowane i przysłane przez Danuśkę (dzięki serdeczne!) symbolizują mój stan ducha po dzisiejszej uczcie!