Pory są pyszne
Nie znoszę pracy w ogrodzie ale lubię rezultaty pracy innych. Np. Basi. Lubię też poczytać jak inni sadzą, pielą i zbierają. Byle te plony znalazły się na moim talerzu.
Wprawdzie porów Olivera nie mam szans zjeść ale poczytać miło. Poczytajmy więc razem:
„Gleba
Pory lubią miejsca dobrze nasłonecznione i przepuszczalną, stosunkowo żyzną glebę, lecz udadzą się praktycznie w każdej zwykłej ziemi ogrodowej, nawet gliniastej. Potrzebują też regularnego, dość obfitego podlewania, ale źle znoszą nadmiar wody zbyt długo utrzymujący się w glebie.
Siew i sadzenie
Ja zaczynam od wysiania nasion porów do pojemników na przełomie lutego i marca. Napełnij pojemniki specjalnym kompostem organicznym, a następnie zasiej w każdym po trzy do pięciu nasion na głębokości 0,5 cm i starannie podlej. Po 10-12 tygodniach w pomieszczeniu, czyli na przełomie maja i czerwca, rozsada będzie gotowa do przesadzenia na zewnątrz.
Aby otrzymać pory różnej wielkości, sadzę je na dwa sposoby. Część grup sadzonek umieszczam w ziemi w odległości 15 cm. Ponieważ nie mają one zbyt wiele miejsca, aby się rozrastać, uzyskuję mnóstwo delikatnych, cienkich porów. Pozostałe sadzonki po wyjęciu z pojemników ostrożnie rozdzielam i sadzę pojedynczo, w odległości 15 cm jedną od dru?giej. W ten sposób zapewniam im dość miejsca, aby mogły swobodnie urosnąć do dużych rozmiarów.
Zbiór i przechowywanie
W listopadzie, po serii pierwszych przymrozków włókna porów kruszeją, dzięki czemu warzywa stają się bardziej miękkie. Świeżo zerwany por wydaje się twardy i łykowaty, ale wystarczy zdjąć jedną łub dwie wierzchnie warstwy, aby dotrzeć do bledszych i delikatniejszych części. Białe części porów, które rozwijały się bez dostępu światła, są miękkie i wyjątkowo pyszne. Części zielone również nadają się do jedzenia; wymagają tylko dłuższej obróbki termicznej.
Większość odmian porów może pozostawać w ziemi przez całą zimę – w sprzyjających okolicznościach można zbierać je nawet przez osiem miesięcy w roku. Zbiory młodych porów zaczynamy juz pod koniec lata, a większych – wczesną jesienią. Oprócz smaku mają one jeszcze jedną fantastyczną zaletę – można je spożywać w każdym stadium rozwoju. Świetne są zarówno te młodziutkie, grubości ołówka, jak i te olbrzymie! Nigdy nie wyrywaj porów z ziemi siłą, ponieważ wówczas najpewniej rozerwą się w połowie i zostanie ci w ręku tylko garść liści. Zamiast tego ostrożnie podważaj je szpadlem lub widłami. Świeżo wyrwane pory można przechowywać w lodówce do dziesięciu dni.
Przydatne wskazówki
* Nie sadź porów rok po roku w tym samym miejscu, ponieważ w takim przypadku zagrożenie szkodnikami i chorobami będzie z roku na rok coraz większe.
* Dopóki młode rośliny dobrze się nie ukorzenią podlewaj je obficie, zwłaszcza w okresach upałów i suszy. Dobrym sposobem na zatrzymań ie latem wilgoci w glebie przy korzeniach jest pokrycie grządek warstwą kompostu.
* Jeśli chcesz, aby białe części porów były jak najdłuższe, w miarę ich wzrostu usypuj wokół nich kopczyki z ziemi. W ten sposób światło nie będzie docierać do liści
* Kiedy wyrwiesz pory, które osiągnęły pożądaną wielkość, wykop szpadlem kilka dołków i wióż do nich pionowo pęki porów wraz z korzeniami, a następnie zasyp dołki ziemią i uklep. W ten sposób nie tylko ?odzyskasz” grządki pod uprawę innych warzyw* ale także utrzymasz pory w stanie świeżości nawet przez kilka miesięcy. Kiedy będziesz ich potrzebować, po prostu wyciągniesz je z ziemi.”
I teraz przyrządzę pory pod beszamelem, a może poprosi z patelni podsmażone i podduszone w oliwie, a może…
Komentarze
Coś z tymi odległościami nie tak, tu 15 i tam 15?
Albo ja już nie kumam.
Dzień dobry wszystkim, idę spać
A pory uwielbiam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Bywam częstym gościem na tym forum, ale zauważyłem, że ostatnio Gospodarz się nie przemęcza i cytuje różne książki. Brak tematu?.Już raz poruszyłem tą kwestię, ale post został usunięty. Pozdrawiam
Nigdy żadnych postów nie usuwam. A zwłaszcza krytycznych. Zakazałem także tego moderatorom i informatykom z obsługujacej nasze wydanie internetowej firmy. Nie dopuszczane sa tylko teksty zawierające wyjątkowo wulgarne słowa. I tak jest we wszystkich blogach w „Polityce”.
Cytaty z książek są – moim zdaniem – interesujące. Takie staram się dobierać. I – sądząc z liczby komentarzy oraz temperatury dyskusji – spotykają się ze sporym zainteresowaniem blogowiczów.
A tematów oczywiście nie brakuje. Tylko czy pisząc pięć razy w tygodniu powinienem ograniczać się wyłącznie do swoich przygód kulinarnych? Relacjonuję zakupy na bazarach, ciekawe spotkania przy stole, nowe smaki, na które natknąłem się podczas wędrówek po Polsce i świecie. Nie widzę jednak powodu bym miał się tylko do tego ograniczać.
Blog to forma osobistego pamiętnika i dlatego piszę wyłącznie o tym co mnie porusza, pasjonuje, drażni lub ciekawi.
I tyle wyjaśnień.
Mnie nie przeszkadzają „ściągi” Gospodarza. Przeciwnie : nie każdą z tych książek będę miała w ręce i nie do każdej dotrę w taki, czy inny sposób. Olivera, np, nie kupię i nie chcę mieć, ale jestem ciekawa. Tę ciekawość zaspakajają właśnie wpisyP.A. Dobrze, że dzieli się tym, co odkrył, przeżył, przeczytał, kupił. Potem pt Blogowisko uzupełnia to, wchodzi z dygresji w dygresję, wraca do tematu albo i nie… Tworzy się bogata i barwna tkanina\. Tak ma być. Towarzysząc sobie od kilku lat, poznaliśmy już nieźle swoje kuchnie domowe, regionalne, odświętne i piknikowe. A pogadać i warto i trzeba. Pretekst może być dowolny – nawet porady dla ogrodnika – amatora.
Pory lubię prawie w każdej postaci. Najbardziej w „wytrawnych” surówkach, ale i „po polsku” z masłem i bułeczką i w ukochanej zupie kremowej z porów. Nie lubię tylko kiedy w byle jak przecedzonym rosole, pałęta się pasemko pora.
Żabo, rozumiem to tak, że na duże pory bierze się pojedyńcze sadzonki i sadzi co 15 cm sztukę. Na cienkie też co 15 cm, ale całą grupę. Niestety, trzeba się domyślic, ile sztuk w grupie.
Panie Piotrze, dlaczego się Pan tłumaczy z tego, co Pan robi na swoim blogu? Myślę, że podobne uwagi stanowią tylko prowokację. Nikt przecież do bywania tutaj nie zmusza. A gdyby to był blog czysto kulinarny, przestałby w ogóle być interesujący. Zaglądałby ktoś od czasu do czasu szukając przepisu czy porady. A tak nawiązują się, jak sądzę, nici wartościowych przyjaźni.
Mam teraz trochę mało czasu. Dodatkowo prywatnie zaangażowałem się w przygotowania zlecenia dla Małgosi i nie zdawałem sobie sprawy, jak to absorbuje czasowo. Małgosia czasem się pokazuje w sąsiedztwie i trochę częściej u Bobika, gdzie ja zaglądam rzadko. Przyznaję top z żalem, bo to bardzo ciekawy blog, ale nie można tam bywać przelotem.
Teraz przejrzałem dokładniej wczorajsze wpisy i składam życzenia zdrowia Panu Lulkowi i Mamie Magdaleny.
Z wczorajszych spraw jeszcze – też podzielałem wątpliwości Żaby co do mleczności prosiaków. Też tę informację o 30-40 kg wagi znalazłem. Ale podejrzewam, że pominięcie mleczności w odpowiedzi nie zdyskwalifikowałoby jej.
Jeszcze ciekawiej z kurami. Mam doświadczenie, bo mój świętej pamięci Teść kury w domu hodował. Pewnie około 20, a może w porywach i trochę więcej bywało. W kącie ogrodu zrobił im domek z wybiegiem, a zimą przechowywał w piwnicy. Nawet jakies lampy ogrzewające tam miały.
Było to w stanie wojennym, gdy niczego nie można było kupić. Przwdę mówiąc obie Małżonki (Teścia i moja) były bardzo przeciwne, bo kury niby same sobie chodziły, ale zauważyłem, że pracy przy tym trochę było. Przede wszystkim pracochłonne było utrzymywanie tego w czystości dostatecznej, aby uciążliwości zapachowe nie powstały. Teść pracował praktycznie na 1,5 etatu w banku, a przy kurach miał kolejną cząstkę.
Sens tego był podwójny. Po pierwsze były jajka i kurczaki na obiad, a nadwyżki można było wymieniać z sąsiadami na produkty, których niedobór dawał się we znaki. Oprócz kur i jajek na wymianę szły kartki na wódke i papierosy. Ze względu na sąsiedztwo rybaków najłatwiej wymieniało się to na ryby. To takie wspomnienia uzupełniające do książki „Tak było”.
Ale do Pana Piotra ja mam jeszcze żalik maleńki. Te środowe quizy bywają ciekawe i czasem pozwalają zainteresować się czymś dotąd nieznanym. Dla mnie wczoraj czymś takim był sieneński placek piernikowy jako ofiara dla San Lorenzo. Czekałem na odpowiedzi, żeby się czegoś na ten temat dowiedzieć, a tu nic. Siena i koniec.
Jeszcze do wczoraj, już całkiem prywatnie do Nemo. Pierogi – dobre. Nadzienie każde, byle dobrze przyrządzone.
Wrócę jeszcze do sporów ogrodowych pomiędzy Teściem i Paniami. Teść uważał, że ogródek służy do zaspokojenia praktycznych potrzeb życiowych, natomiast Panie widziały w nim element upiększający otoczenie domu. Najpierw cały ogród zajęty był przez uprawy służące pozyskiwaniu warzyw i owoców, w tym do przetworów. Potem stopniowo obszar upraw praktycznych kurczył się aż dzisiaj pozostał jeden krzaczek pożeczek i tak nie zbieranych. Ostatnie drzewo wowocowe wyciąłem w zeszłym roku. I tak było już spruchniałe od wewnątrz.
Prośba Stanisława spełniona. Tyle, że dużo tego:
PANFORTE
Najbardziej znanym ze słodkich smakołyków Sieny jest bez wątpienia panforte (dosłownie: ?mocny chleb”) lub panpepato (dosłownie: ?pieprzny chleb”). Mieszkańcy Sieny lubią go tak bardzo, że ofiarowali go jednemu ze świętych. Od tej pory św. Wawrzyniec, którego święto przypada 10 sierpnia, jest patronem tego chlebowego specjału. Juz w łacińskim zbiorze przepisów kulinarnych pochodzącym z I wieku n.e. wzmiankowany jest słodki chleb z mąki i miodu. Prawdopodobnie poprzednikiem panforte ze Sieny nie jest jednak ów chleb miodowy, lecz rodzimy melatello. Ta prosta słodka potrawa składała się z mąki, suszonych owo?ców i wody, którą uprzednio zalane byłyjabłka. Miała ona jednak tę wadę, że szybko pleśniała i stawała się kwaśna, czyli fortis.
Pierwszą pisemną wzmiankę, że panforte czy panpepato tradycyjnie przyrządzano w okolicach Sieny, znaleźć można w dokumencie z 1205 roku pochodzącym z klasztoru w Montecelso. W dokumencie tym wspomina się, że chłopi zobowiązani byli do płacenia zakonnicom podatku w formie znacznej liczby ciast z pieprzem lub miodowych chlebów. Jeśli możemy wierzyć temu przekazowi, klasztor ów rzeczywiście odgrywa bardzo ważną rolę w historii słynnego korzennego chleba. Historia ta brzmi następująco: Nicoló de Salimbeni, młody mężczyzna z jednej z najlepszych rodzin Sieny, był szalenie rozrzutny, a jego życie nie odpowiadało zasadom chrześcijanina. Pewnego dnia rozpoznał jednak próżność swoich działań, nawrócił się i oddał ostatnią rzecz, jaka mu została, siostrze zakonnej, Bercie, z klasztoru w Montecelso. Rzeczą tą był woreczek przypraw, które w tamtych czasach uznawano za tak drogocenne, że używano ich również jako waluty wymiennej, oraz przepis na słodką potrawę z obfitą ilością tych korzeni. Siostra Berta wypróbowała wprawdzie przepis, doszła jednak do wniosku, że ten zmysłowy smakołyk nie jest odpowiedni dla mniszek z klasztoru i ofiarowała go kurii biskupiej. I tak przepis na to korzenne ciasto przekazywano od biskupa do biskupa, aż w końcu dotarł do brata kardynała Ottaviana delia Pila. Nazywał się on Ubaldino i był tak wyśmienitym kucharzem, że Dante uwiecznił go w rozdziale Czyściec swojej Boskiej Komedii. Ubaldino ulepszył recepturę, dodając do niej migdały, orzechy laskowe, kandyzowane owoce i tylko najbardziej aromatyczne przyprawy.
Panforte ze Sieny stał się szybko markowym produktem i przebojem eksportowym. Już w 1370 roku jadano ten korzenny chleb także w Wenecji z okazji świąt. Uważano go ponadto z powodu dużej zawartości przypraw za afrodyzjak. Kilka wieków później Enrico Righi – ówczesny właściciel sklepu z ciastami korzennymi ?Panforti Parenti” – upiekł z okazji wizyty królowej Małgorzaty Sabaudzkiej ciasto panforte Margherita. Ów ?biały panforte” odróżniał się od zwykłych gatunków nową metodą kandyzowania owoców, jak również dodatkiem marcepanu, dzięki czemu ciasto stało się bardziej miękkie, soczyste i jaśniejsze.
To znów cytat z „Kulinaria Italia”. Satysfakcjonujący?
Gospodarzu- tak trzymać ! Kto chce i lubi ten czyta oraz dyskutuje.
Kto nie lubi- przełącza się na „inny program”.
Stanisławie – pierogi każde,też tak mam 🙂
Mogłabym zrobić sobie np.pierogowy tydzień – codziennie z innym
nadzieniem.To byłaby uczta !
Pory- bardzo chętnie oprócz,tak jak Pyra, rozpadającego się
w rosole. Ostatnio jadłam u mojej koleżanki świetną sałatkę :
makaron ryżowy,paluszki surimi i pory pokrojone w talarki,
sos winegret.Smakowała wszystkim gościom.
Dla mnie tydzień pierogowy może być wyłącznie z ruskimi 😀
Pory na palec, krótko na oliwie, sos sojowy, trochę vegety albo kostki rosołowej.
Dzisiaj popularne imieniny – Elżbiety i Marianny. Elżbieta na blogu pisuje, Marianna jakaś w rodzinie jest? Nie wiem. Na wszelki wypadek toast będzie, życzenia będą. Pyra może się pochwalić zakupem kilku litrów spritu – wiśnie, maliny i czarna porzeczka mogą dojrzewać : Pyra wykorzysta, ciutkę na Zjad dowiezie, resztę na toasty przeznaczy.
Dostałam od Młodszej piękną opowieść Alain’a Claude’a Sulzer’a w porzekładzie M. Ivanowskiej „Kelner doskonały”. Książeczka nieduża: raczej rozbudowana nowela, ale kawałek doskonałej literatury. Tematyka ciekawa, bo bohater, starzejący się z wolna gey, jest maniakalnie wierny pamięci jedynej swej miłości życia, a poza tym, osobniekiem niemal autystycznie zamkniętym na świat zewnętrzny. Poza perfekcyjnym kelnerowaniem nie ma życia, zainteresowań, przyjaźni. Właściwie nie ma nic, poza lojalną pamięcią i dramatem kilku osób w tle. Nie przegadane, nie przerysowane, jakoś tam wyporeparowane z rzeczywiśtości… Polecam
Pyro,
nie dość że opis lektury zachęcający, to i w temat dzisiejszy się wstrzeliłaś tym ślicznym „wyporeparowane”
Eh, ten Jamie 😉 Już to widzę, jak odlicza po 3 do 5 nasionek pora do doniczki (tu informacja dla Stanisława na temat wielkości „grupy”) 🙄
Pory sieje się do doniczki lub małego skrzynki i już. Jak kupię w sklepie pojemniczek 13x17cm, to tam jest ca 70 sztuk sadzonek. Przy wysadzaniu do ogrodu dobrze jest skrócić łodyżki i korzenie, rosną lepiej. Por jest chyba najwdzięczniejszy w uprawie ze wszystkich znanych mi roślin, bo nic prawie przy nim nie trzeba robić, a on i tak urośnie i da się zjeść. Ja sadzę jeszcze drugą porcję sadzonek w sierpniu i mam wiosną świeże młode pory. Te jednak mają skłonność do „wystrzelenia” i kwitnięcia jak tylko zrobi się ciepło. Wypuszczanie pędów kwiatowych może się zdarzyć również w lecie. Trzeba uważać na sylwetkę pora, jak robi się wysmukły, to już go wzięło na rozmnażanie 😎
Tego skrzynka 😳 można zastąpić też zwykłą skrzynką 😉
Pluszak, daruj starszej pani… Obfitość kształtów mi przeszkadza i siedzę nieco bokiem do klawiatury. Co i raz nie trafiam w ten klawisz, co trzeba, albo na odmianę w dwa sąsiednie jednocześnie.
Bardzo lubię i szanuje Pana Piotra, dlatego codziennie od 7 miesięcy po przebudzeniu zawsze czytam Jego blog. Mam prawo do własnego zdania i
mogę wyrazić swoją opinię, prawda ? Wy Kochani każecie mi od razu opuścić ten blog (Panie Stanisławie, Pani Danuto – nigdzie nie napisałem, że mi się nie podoba ten blog, ani że ktoś mnie zmusza do czytania). Więcej dystansu proponuje. Nie obraziłem chyba nikogo. Dziękuję Panu Piotrowi za szybką odpowiedź.
Czercz – sorry !
W takim razie źle zrozumiałam Twoje uwagi.
Dziękuje pieknie Gospodarzowi za obszerne wyjaśnienia, ale nie wniosły one nic do problemu San Lorenzo. Próbowałem sam szukać, nawet w Boskiej Komedii, gdzie rzeczywiście bohater panforte wystepuje, ale niczego konkretnego nie znalazłem. Znalazłem za to źródło podające, że abbazia di Montecelso pozostała właścicielem praw do receptury aż do XIX wieku, a to za sprawą poglądu, iż osoby duchowne muszą czuwać nad spożyciem daru, który wiernym przynosi energię dodatkową, ale jako afrodyzjak może także skłaniać do grzechu.
Jedyny związek ze Św. Wawrzyńcem, jaki znalazłem, to informacje o sfałszowanych przywilejach Aleksandra III dla abbazzii di Montecelso i S. Lorenzo dell’Ardenghesca, obu pod Sieną. Dlatego nadal jestem ciekaw wyjaśnienia sprawy ofiarowania panforte Świętemu Wawrzyńcowi.
Może jestem zbyt namolny, ale dociekliwość to jedna z moich głównych wad.
Czerczu, przepraszam. Nie miałem zamiaru wypraszać Cię od stołu. Napisałem ogólnie, że nikt tu siłą nie trzyma. Jeżeli blog Ci się podoba, nie dotyczyło to Ciebie. A Gospodarza staram sie bronić, bo od czasu do czasu zdarzały się różne dziwne pretensje i może zrobiłem się przewrazliwiony.
czercz,
trochę za krótko tu jesteś i dlatego pewnie Ci się wydaje, że „ostatnio Gospodarz się nie przemęcza” 😉
Otóż ja mam nadzieję, że on w ogóle się nie przemęcza. Nie zniosłabym myśli, że my się tu bawimy dyskutując, a Gospodarz wyczerpany, pod kroplówką i transfuzją, bo kroplą krwi ostatniej nowe przemyślenia kulinarne na klawiaturę przelewa, a Pani Basia miotłą jego włosy z rozpaczy nad brakiem weny wyrwane, zamiata…
Chcesz tego? 😯
Nemo znów mnie zadziwia. Pisze, że pory rosna same i zawsze się udają. Widać Nemo wie, jak to robić. Znałem osobę rodem z Francji, która za porami przepadała. Nieraz byłem świadkiem przebierania przez nia porów na rynku. 80% dyskwalifikowała. Jedząc potem pory przez nia przygotowane stwierdzałem, że musiała znać się na tym, które wybrać. Więc skoro tak łatwo je wyhodować, dlaczego tak dużo jest wadliwych.
Pewnie inne rosliny tez Nemo same rosną, a sama tylko czuwa, żeby nie działo się z nimi nic niewłaściwego. To trochę jak z Michałem Aniołem, który niczego nie tworzył, tylko usuwał z bryły marmuru to, co zbędne.
Stanisławie,
szkoda, że nie zapytałeś tej osoby, jakie kryteria przyjęła dyswalifikując – grubość łodygi, stosunek białego do zielonego, świeżość czy może zobowiązanie wobec kraju pochodzenia i opinii o Francuzach – znawcach i wybrednikach 😉
Mówisz, że konsumując wybrane przez nią pory potwierdziłeś jej znawstwo. W jaki sposób? czym różniły się od tych wybieranych zazwyczaj przez Ciebie?
Z tym przełomem maja i czerwca, to też przesada. Pory można sadzić jak tylko ziemia się trochę ogrzeje, już od początku maja, a od kwietnia można siać bezpośrednio do gruntu.
Największe wrażenie zrobiło na mnie kiedyś wielkie pole porów w Normandii, kiedy błądziliśmy po okolicy w poszukiwaniu jakiegoś noclegu. Był marzec i lał rzęsisty deszcz, a my przez te pola… i trafiliśmy do wspaniałego chambre d’hot w XVI-wiecznym dworze ze stajniami i przemiłymi gospodarzami. W pokoju był bukiet świeżo rozkwitłych kamelii, książki z XIXw., a na śniadanie świeżo upieczony chleb, wielki wybór konfitur, owoców itd. A wszystko przy wielkim kominku, na którym płonęły dębowe szczapy…
Trudne pytania, bo dotyczą okresu sprzed 40 lat z okładem. Nie tak wiele pamietam. Na pewno dyskwalifikowane były pory, których najniższa część robiła się bulwiasta w kształcie. W ogóle idealna równość była bardzo ważna. Nadmierne rozwinięcie liści też było złe. Jeszcze chyba przebarwienia dyskwalifikowały. Sam przedtem porów nigdy nie kupowałem, ale czasem jadałem je w domu rodzinnym i w restauracjach. Nigdy mi nie smakowały tak, jak spod ręki francuskiej. Stosunek białego do zielonego. Chyba im wiecej białego tym lepiej. No tak, już to właściwie napisałem w ramach nadmiernego rozwinięcia liści. Świeżość rozumie się sama przez sie.
O ile mnie pamięć nie myli, jako danie same w sobie pory musiały być grube, natomiast dodawane do mięsa (w środku roladki) musiały być cieniutkie i prawie zielone
Obie moje córki z przyległościami wyjężdząją późną nocką (albo wczesnym rankiem) na góralskie wesele Poważnie zasttanawiamy się, jak oni to wytrzymają kondycyjnie. Zaproszenie obejmuje odpowiednio – wieczór panieński i kawalerski, ślub, wesele, poprawiny. Panna Młoda z Mszany Dolnej i tam te hulanki na 350 osób. Co prawda Podhalańczycy mówią o beskidzkich z pogardą „niskorośli”, ale honorne i zdziorne te ludki i tak i tak
Stanisławie,
te z bulwiastą podstawą to często właśnie takie przymierzające się do kwitnienia. Im więcej białego tym delikatniejsze.
Jak się kupuje w sklepie czy na targu, to się przebiera i wybiera najlepsze. Jeśli pory są z własnej uprawy, to się cieszy tym, co urosło 😉
To, co urośnie we własnym ogródku, zawsze jest najlepsze.
Góralskie wesele w drodze. Jechałem za czymś takim od Zakopianki po Drodze do Olczy. W końcu udało się wyprzedzić. 36 dorożek. Mało w porównaniu z Mszaną Dolną. Wygląda to bardzo malowniczo, ale kondycję rzeczywiście warto mieć uczestnicząc czynnie.
Wnoszę skargę. Świt blady, leje jak z cebra, a tu na blogu Stanisław – gaduła (sam sie tak określił!) i nemo. I Czercz narzeka, jakby nie wiedział, ze jak włazi do kogoś w gosci, to nie krytykuje sie Gospodarza. Popieram Pyrę i idę doczytać, co tam znowu nemo naukowo wyjaśnia względem porów.
Ja kupuje w sklepie. No co się tak gapicie, przecież nie mam hektarów?! A przepis na pory mój własny podam za moment, Jamie niech sie buja ze swoim, o!
Stanisławie- nic nie było o Twoich zakopiańskich przeżyciach
kulinarnych. Czyżbyś nic smakowitego nie jadł podczas
swoich tatrzańskich wędrówek ? A może czegoś nie doczytałam ?
Pory po mojemu – podobnie jak endywia belgijska. Ser parmezan do posypania, w środek trochę ostrego old cheddar. Owinąć prostitutem i zapiec chwilke, z 15 minut, byle nie na smierć!
O, teraz doczytałam, ze Jamie został ogrodnikiem i mierzy odległości między nasionami i tak dalej. A pod beszamelem chciał Gospodarz. Ok… może skorzysta z mojego pomysłu? 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Food/Belgian_endive/
Alicjo z tego co widzę to chyba cykoria zapiekana … 🙂
Też już kiedyś podawałam przepis na prostą przhstawkę – por (biała część, niezbyt gruby, pociąć na długość taką, jak wysokie są plastry boczku wędzonego. Kawałki pora posolić, posypać przyprawami, owinąć boczkiem, spiąć wykałaczkś, opiec na patelni, dusić w rondlu. Nie usuwać wykałaczek. Można za nie łapać zagrychę. Można też to samo ugrillować, można upiec w piekarniku p część pora w boczku, część suszonych śliwek też w boczku. Szybko, prosto i smacznie.
Jolinku,
toteż napisałam, że podobnie jak endywia belgijska, zwana cykorią (oraz cykorem 😉 ), ale przepis działa na pory też, tylko nie mam stosownego foto 🙁
Jeszcze, dodam, bo jak się sprężę, to zrobie i będę was straszyć 😉
p.s.Pory rosły same i zawsze się udawały na Bartnikach.
Nie wiem, czy jeszcze mogę, bo chyba przekroczyłem limit gadulstwa. Ale, niech tam. Po drodze za Nowym Ciechocinkiem restauracja Ormiańska. Obiad dwudaniowy 12 złotych, ale dania z karty kilkakrotnie droższe. Chcieliśmy pierożki gotowane, ale akurat nie było. Pieczone kusiły, ale były troche za drogie. Ukochana wzięła naleśniki ze szpinakiem, ja pulpeciki z ciecierzycy. Oba dania bardzo smaczne, w umiarkowanej cenie. Naleśniki chyba lepsze, ale i moje danie było warte czekania.
W Częstochowie planowaliśmy wizyte w Nalesniku, ale nie zdążyliśmy dojechać. Zamiast tego kawiarnia Galeria. Miłe zaskoczenie. Bardzo smaczne ciastka przy muzyce fortepianowej na żywo w wykonaniu bardzo młodego człowieka wkładającego w granie sporo serca. Prawie sama młodzież i świetny nastrój, piękny wystrój.
W Zakopanem tylko kremówki w Gabi. Jedzenie w pensjonacie. Bardzo obfite, ale nic zasługującego na specjalny opis. Pierogi z truskawkami były swietne. Na śniadania było tyle, że robilismy kanapki na wędrówki i w schroniskach dwa razy tylko mieliśmy apetyt jeszcze na szarlotkę – na Strążyskiej i na Ornaku. Obie bardzo dobre, oczywiście na Ornaku lepsza. Na Chochołowskiej, w Murowańcu i na Kondratowej tylko picie.
W powrotnej drodze lunch u rodziny w Krakowie, potem tylko kawa.
Pewnie rozczarowałem.
Stanisławie, a propos schroniskowych szarlotek: to znasz? 😉
http://terakowski.republika.pl/szarlotki/index.htm
Dzięki za szczególowe sprawozdanie !
Czasem wystarczy pyszna szarlotka na to,by wędrować
w dobrym nastroju 🙂
Pluszaku, nie znałem. Ocena w tym samym schronisku może wypaść różnie. Ważne, żeby trafić na gorącą, co nie zawsze się udaje. Ale na Ornaku na ogół też cynamonu nie żałują, o czym wzmianki nie było. I pominieto szarlotke strążyską podawaną opcjonalnie z bitą śmietaną, sprayową niestety. A na Chochołowskiej może byz jeszcze z bita śmietaną i czarnymi jagodami
ehum…
Marka Kulikowskiego imieniny!
Wszystkiego dobrego ! Stu lat, niezłych rur i co tam jeszcze Solenizant sobie życzy 🙂
Pewnie, że wystarczy. Nam kiedys wielką frajdę sprawił w Starej Rostoce pyszny piernik. Szarlotki wówczas nie oferowali.
no tak, Stanisławie,
3 lata mieli, żeby się nauczyć.
Bita śmietana sprayowa, typ topping, to nawet śmietana nie jest…
Marku, sto lat i satysfakcji z tej nowej pracy, czyli, żebyś się nadal cieszył tym, co robisz.
No wiecie co? (Jak mawia Alicja) Pyra została spostponowana okrutnie i juz sama nie wie, czy zna j.ojczysty, czy nie za bardzo. Pisałam, że grzecznościowo robię korektę pracy magisterskiej napisanej samodzielnie przez .X. Pisałam też pewnie, że była to orka na ugorze i że Pyra przy niej głupiała i już sama nie miała pojęcia o pisowni polskiej w końcu. Pani nie robiła w zasadzie ortograficznych p;omyłek, za to interpunkcja i gramatyka… To mnie nawet dziwiło, bo dziewczę mówi poprawnie; może zgrzebnie, ale poprawnie. Pisała natomiast uparcie „Nie uległa wątpliwości” (nie ulega wątpliwości) z związku (w związku z…) nauczycielą,ucznią, itd Poprawiłam. Wysłałam. Wydrukowała. Od wczoraj telefony od męża – czy na pewno pisze się „radzę nauczycielom…” bo jej koleżanka mówi, ża tam jest błąd, bo powinno być „nauczycielą” Chłodno i grzecznie zapewniłam, że jest poprawnie. Dzisiaj jednak kolejny telefon – Pani się pomyliła, Pani napisała coś o sprzeciwie zniewoleniu, a Koleżanka mówi, że powinno być „zniewolenia”. Mówię – teraz już cedząc słowa, że na pytanie „komu, czemu, odpowiedź – zniewoleniu. To on „ale ta koleżanka nawet piątkę z polskiego miała” Jeszcze trochę, a przy następnym telefonie zapytam dlaczego koleżanka korekty nie zrobiła i żeby mnie… tego… pocałować.
Pyro, niech całują. Dalej się zagłębiać nie będą.
Gospodarz twierdzi, że pory są pyszne,
Stanislaw sławi szarlotki,
Alicja narzeka, że nie ma hektarów.
Ja twierdzę, że pyry też są pyszne,
Poproszę moją Finkę, żeby upiekła szarlotkę po swojemu,
Wróciłem właśnie z banku, gdzie nabyłem hektary.
Jutro tutaj najważniejsze (choć o pogańskich korzeniach) święto:
http://sv.wikipedia.org/wiki/Midsommar
Będzie pewnie śledź z tymi pyrami i jakaś lufa….
P.S.
Pory też lubię. Zwłaszcza te ciemnozielone, sztruksowe – pomimo, że mają już chyba z dziesięć lat.
No właśnie, Marek mi uciekł, ale co to za porządek, taki nietypowy Ewangelista? W alkoholizm nas wpędzi! Dopiero co urodziny obchodziliśmy. Marku – o 20.o0 znowu będziesz rujnował nasze wątroby i trzeźwe charaktery? No dobra. Przestaję narzekać.
Idę do Fabia czyli do nowego lokalu byłego właściciela warszawskiej Cafe Milano. A że będę tam ucztował razem z Markiem Przybylikiem to przy okazji życzenia składam obu solenizantom czyli i Markowi P., i Markowi K. Obaj są wspaniali choć każdy w innej specjalności. Markowie to fajne chłopaki. Za Wasze zdrowie!
100 lat dla Marka !
Ciekawe,czy z racji imienin będzie dzisiaj jadł …..SZARLOTKĘ ?
Ja jako nieświętujący to może jednak w drodze wyjątku to Andrzejowe Midsommar uznam 😉 Jakaś taka prastarsza, szacowna kategoria świąteczności, no, bardziej świąteczna 😉
Stanisławie,
przyznaj sie, masz gdzieś stosowne notatki? Bo ja takich szczegółów bym nie pamiętała, ze gdzieś tam kiedys byłam i jadłam, co jadłam. Z zakamarków pamięci wygrzebałam tylko jedno – urwałyśmy się z przyjaciółką i moją siostrą na wagary do Srebrnej Góry, wielkie przeżycie, bo pierwsze wagary.
Złapałyśmy auto-stopa, tak zwaną wywrotkę. Wywrotka przewoziła piasek, ale ten kurs był pusty, pomieściłyśmy się bez trudu na tzw. pace.
Za pazuchą kanapki – kromuchy z masłem i plastrami świeżego, zielonego ogórka. Wywrotka wyrzuciła nas gdzieś w Budzowie Górnym czy jakos tak, bo skręcała. No to my do rowu, zgłodniałe, trzeba się posilić. Nie macie pojęcia, jak nam piasek zgrzytał w tych kromuchach, ale i tak zjadłyśmy!
Ilustracja odpowiednia jest, a jakze (tu mam nad Stanisławem przewagę 😉 ):
http://alicja.homelinux.com/news/Wagary-1970.jpg
A te pochylone drzewa wzdłuż drogi to albo jabłonie, albo czereśnie poniemieckie, o czym zgadało nam sie z nemo niedawno.
Alicjo, notatek brak, zdjęć też niewiele. Natomiast pamięć do tego, co jadłem, jeżeli zrobiło to na mnie wrażenie, całkiem niezła. A jak się te wagary skończyły?
Pyro, nie przejmuj się durniami. Studenci lud coraz ciemniejszy. Właściwie dobrze, gdy są takie błędy, bo można sądzić, że coś zostało napisane samodzielnie. Choć i ściąganie z internetu przed błędami nie chroni.
Pyro… przyjmij wyrazy 😆
Następna razą nie bierz się za takie rzeczy, widać poprawną polszczyznę znają dinozaury oraz nieliczni entuzjaści, do których staram się zaliczać na placówce wysuniętej 😉
Leje, ponuro, a ja, o dziwo, mam dobry humor.
O, mojego Szweda nie ma na sieci i nie mam z kim obchodzić tego Midsommar 🙁
Ale może się pojawi w odpowiednim czasie. Dla mnie to świeto kojarzy się ze Świętym Janem i wiankami rzucanymi do Nysy ?łodzkiej. Wszyscyśmy poganie, Kupała i tak dalej… 😉
Stanisławie,
ja niezłosliwie, tylko uprzytomniłam sobie, że każdy z nas ma pamięć do czegoś szczególnego. Kiedy się przeżywa cos z innymi i spotyka po latach, okazuje się, że każdy inaczej wspomina to samo miejsce, to samo wydarzenie i to jest jak składanie puzzli, moim zdaniem bardzo fascynujace, bo nagle widzimy pełniejszy obraz.
Wagary skończyły się łażeniem po fortach i takich tam, nie pamietam, jak wróciłyśmy, chyba tak zwaną ciuchcią na trasie Srebrna-Ząbkowice. A w szkole przeszły niezauważalnie 🙁
No wiecie co?!
A ja lubie pora na dobranoc, hihi
Na serio: moja psiapsiola zrobila kiedys potrawke z pora, byla taka smaczna! Mniam, mniam. Pora lubie tez w salatce Mamy z marchewka, selerem i reszta zieleniny.
Poza tym brata wyslalam z misja i mission impossible okazalo sie wykonalne:
http://www.scholar-online.pl/viewpage.php?page_id=64&c_start=90#c10065
Szkoda tylko, ze zdjec nie pstryknal. I zaluje, ze sama na miejscu nie bylam. Ah, nie da sie czlwoeik rozdwoic.
A teraz lece po pora, smaka mi narobiliscie.
I pomidorow juz brak..
o, temat wagarow byl u nas wczoraj w kuchni za piec dwunasta wieczorem. czegoz ja sie dowiedzialam o moich psiapsiolach! A ja wagary zaczelam w 1 klasie podstawowki, jako dziecko nauczycielkie na ogloszenie o specjalnej radzie nauczycielkiej poszlam do domu zamiast zostac na zajeciach zastepczych. Mama sie dowiedziala przez telefon (z sekretariatu jednej szkoly do sekretariatu drugiej to szybkie polaczenie bylo) i musiala sie za mnie tlumaczyc.
Panie (…)Nie śmiem Cię prosić o lepszą pamięć, ale proszę o większą pokorę i mniej niezachwianą pewność, gdy wspomnienia moje wydają się być sprzeczne z cudzymi. …
No, wiecie co? Miało być nie najgorzej, nawet czekałam na słońce, co by zdjęcie zrobić, a tu lunęło jak z cerbera (wiem, ze z cebra)
Wstępnie i w przelocie dziękuję za życzenia. Pędzę dalej …
Ha; Pyra dostała w LO 2x dwóję z polskiego : raz kiedy zaczęła wypowiedź polemiczną od „No, ale” to nie zdążyła powiedzieć niczego więcej i już z dwóją siedziała na swoim miejscu i drugi raz za „puźniej” czyli O-u wymienne w pierwszej klasie. PonaDTO LECIWY PROF kRZYsIK , WYMAGAŁ, ŻEBY UCZNIOWSKA ROZPRAWKA miała tezę i argumenty, natomiast w miarę możności, wolna była od emocji (te uchodziły w felietonie) To jednak było w czasie szkoły autorytarnej, w której nikt nie liczył się z dysgrafią, dysleksją, ADHD i w ogóle : z dzieckiem jako takim. Cud Boży, że nie lądowaliśmy masowo w psychiatryku, a i nauczono nas tego i owego.
Marku,
pięknego dnia! I satysfakcji z rur 😉
Żabo,
wyspałaś się troszkę? Jak leje, to odpoczywaj po stresie.
U mnie ma lać niebawem i burza ma być 😯 Lecę zbierać maliny.
Lecę po truskawki.
Drożdżowe wg A.Szyszkiewicza ( z modyfikacjami ) w lodówce. Pięknie garuje.
Tak Pyro, to istny cud.
Dostałam dwóję za ogurka i rzaden. Za a więc też 😆
Śródzimie, śródlecie, Kupała TO PRZECIEŻ WSPÓLNE, NASZE ŚWIĘTA INDOEUROPEJCZYKÓW,ZWIĄZANE Z ROKIEM SOLARNYM. i WSZYSTKO JEDNO, CZY PODPIĘTO POTEM POD NIE cHRZCICIELA, CZY zBAWICIELA (piekielny caps lock), poostały w naszej tradycji. Niech tam Szwedom i innym Germanom udadzę się ognie i sądy przy kamieniu i niech kobiety hojne będą. U nas jeszcze 3 dni
Midsommar powoli już się zaczyna.
Przed chwilą pracodawca zafundowal nam skrzynkę truskawek (szwedzkich!) i lody waniliowe. Można bylo sobie nabierać dużą łyżką, taką do zupy….
Marek imieninuje jakoś nie typowo … 🙂 … szerokiego obiektywu i smaku dobrego na języku …. 🙂
Alicjo ale cykorii nie gotujesz przed zapiekaniem a pory chyba trochę tak ???????????????
Mnie błędy ortograficzne zdarzają się rzadko, pamięć mam wzrokową i nie znam regułek, to mi łatwo. Raz przydarzył mi sie taki wypadek w trzeciej klasie ogólniaka, Mrówa postawiła mi dwóję (!!!) za jeden błąd. No to ja do niej, ślozy w oczach – toż 90% klasy pisze z błędami w kazdym zdaniu, a ja raz w życiu…
Mrówa na to – bo tobie nie wypada. Wypomniałam to Mrówie na zjezdzie szkoły w 1995 roku 😉
http://alicja.homelinux.com/news/33.jpg
Jolinku,
ani cykorii, ani porów nie gotuję przed, lubię warzywa takie nie na śmierć zrobione. W te 15-20 minut (najdłórzej!) to one sobie w sam raz dojdą 😉
Kapke wody dodaję, i przykrywam folią na początek, a potem odkrywam na 5 minut, żeby się zapiekły.
O matko… teraz to mi zazgrzytał piasek w zębach, ale nie mogłam się oprzeć 😉
Alicjo endywia i cykoria to dwie rozne rzeczy.
Cykoria:
http://nl.wikipedia.org/wiki/Witlof
Endywie wysle za chwile.
Jolinku cykorie przed zapiekaniem sie blanszuje. Przynajmniej moi belijscy znajomi i holenderska rodzina to robia.
Pyro 😀 😀 😀
Czy te genialne dzieci polonistyki, to przez przypadek nauczyciele?
http://nl.wikipedia.org/wiki/Andijvie
Skromnie i nie chwalac sie powiem, ze wyrzucano mnie juz z konkursow ortograficznych, zeby i inni mieli szanse.. A i nagrod juz za duzo mialam, wiec mi sie nie chcialo. Straszne uczucie – brak motywacji w podstawowce…
Ciekawe to ciasto drożdżowe,co garuje ( rośnie ?)
u Marka w lodówce. Zawsze sądziłam,że drożdżowe
potrzebuje trochę ciepełka,aby urosło ?
Nirrod,
ja Cię bardzo proszę, nie po naukowemu. Po normalnemu cykoria i endywia belgijska są pokrewne, no to o co biega?! Juz kiedyś były tu wywody naukowe na ten temat. Nieważne, jak zwał, byle smakowało. Szkiełko i oko zabija we mnie entuzjazm, słowo daję.
LUZU trochę!
Marek K. ma dzisiaj imieniny, wszystkiego najlepszego Misiu!
Danuśka (15:39)
Zawsze sądziłaś? To jesteś w mylnym błędzie.
Kiedyś przed laty była tu na ten temat dyskusja. Szukałem ale nie znalazłem. Teraz muszę lecieć ale Marek pewnie jeszcze tu wpadnie i wytłumaczy….
Pozdrowienia z nad talerza, pieczn z dzika udala mi sie chyba nawet lepiej, dzieki swiezemu rozmarynowi i innym dodatkom.
Nirrod, to nie polonistyka; to filozofia dla pracujących na UAM, a właściwie zarządzanie komunikacją społ przy zakładzie filozofii UAM. Daję ci parol, że panienka nie odróżnia Schopenchaura od Schonberga, że (prawdopodonie) niczego o nich nie czytaą, ale studia skończyła. Filozoficzne. Jest policeum profilowanym, profil kosmetyczny. Ukochana córeczka rodziców i ukochana żona męża. W życiu żadnego dnia nie przepracowała, a teraz mąż siedzi i z nią rozważa gotową pracę. Pyra powiedziała mu, że praca jest poprawiona, alwe Pyrowym zdaniem nie nadaje się do obrony, faktograficznie ciekawa (subkultury) napisna jest fatalnie. Infantylna i megalomańska jednocześnie. Czy ktoś z was widział już pracę pisaną w 1-ej osobie ? Radzącą wszystkim (pani ma ok 23 lat bezdzietna)(KK, szkole, rodzicom) jak postępować z nastolatkami i co wywołuje bunt młodzieńczy. A wiedza ta wiekopomna oparta jest o lektury licealne i to dziwacznie dobrane, bo buntownicy to młody Werther i Konrad Wallenrod. Część pracy nie ma przypisów, bo „ja to wiem, mam w notatkach ze szkoły) część składa się w połowie z dosłownych cytatów. W bibliografii 17 pozycji ( z Biblią) i nawet pogadanka dla rodziców z 1955r. Plus 11 lektur szkolnych. Podobno pan Profesor zachwycony. To nie jego dziedzina co prawda, ale magistranta i jej naiwna wiara w poradnictwo, powaliła go na kolana.
Wybaczcie, kiedy się wnerwiam, to tych literówek sadzę jeszcze więcej.
Ja chcę MURZYNA !!!
Przed chwilą przyszedł ze spodniami w ręce mój sąsiad ksiądz doktor od objawień Maryjnych w Afryce. Pyta jak się prasuje dżinsy . Wytłumaczyłem jak chłop chłopu. Sam nigdy nie prasował , W domu prasowała mamusia a w Afryce służący…
Ja chcę Murzyna!!!
Sąsiad rok młodszy.
A dzisiaj Ryszard Wasko otwiera swoja wystawe w Berlinie
http://www.hausamluetzowplatz-berlin.de/
Nie moge sobie tutaj zyczyc Murzyna do sluzby, bo by uchodzilo za rasistowskie nastawienie, ale czasami mysle: zona by mi sie przydala.
Marek, wznoszę afrykanską herbatką własnoręcznie przywiezioną (roiboos) Twoje zdrowie, i dodaję – tych prawdziwych murzynów (politycznie niekorektne) juz nie ma 🙂
Dawne życie poszło w dal, dziś pierogi, dzisiaj bal
tylko koni, tylko koni – tylko koni, koni żal!
http://www.youtube.com/watch?v=mdzClRzv1jk
…o, i cyganie też już dawno politycznie niekorektni.
Eh… tylko koni żal!
Zdrowie Marka!
A to jest moja ulubiona … kulinarna, życiowa, Agnieszki chyba jeden z ostatnich tekstów dla Maryli.
http://www.youtube.com/watch?v=vbgLTTsTm2Q
A początek wideo z „wsiąść do pociągu bylejakiego…”
Marki to przede wszystkim nocne chlopaki wiec zycze temu tu biesiadnikowi wyspania sie. No i innych pomyslnosci.
Stanislawie to widze o Waszym pobycia byl ten reportaz w Kurierze Krakowskim o turystach z Trojmiasta co wyjedli wszystkie szarlotki w Tatrach, powodujac panike wsrod gorali.
Pory lubie ale jakos nigdy nie pora na pory i malo jadam.
Cieszcie sie dziewczyny, ze dwoje dostalyscie z polskiego bo ja nie dostalem i teraz bledy robie. Chialem napisac dwuje i robiem i cierzcie ale zaraz poleca na wiki sprawdzac…
Slonce, niebiesko u gory nieco mokrawo i zielono na dole..
http://www.youtube.com/watch?v=3PBWv_DJNsA
Ciasto drożdżowe
Wlać 3 szklanki mleka do metalowego dużego naczynia
Wbić 4 jajka od wiejskiej kury
Wsypać szklankę cukru
Wkruszyć 3 deko drożdży
Dodać łyżeczkę soli
Wsypać 30 deko zwykłej mąki
Wszystko bardzo energicznie wymieszać druciakiem tak by wyszło dość gęste ciasto naleśnikowe.
Wstawić na noc lub na dzień do lodówki.
Wyjąć , wymieszać, postawić na garnek z ciepłą wodą.
Dodać pół kostki rozpuszczonego prawdziwego masła.
Dodać cukier waniliowy
Dodać stopniowo 70 deko mąki.
Poczekac aż wyrośnie.
Mieszać drewnianą łyżką .
Wywalić na stół i wyrabiać ręcznie dodając mąki tak żeby się nie przykleiło.
Jak się nie przykleja włożyć do foremek potem
do pieca na godzinę. Trzymać w temperaturze 50 stopni , aż wyrośnie .
Posypać kruszonką
–Wersja z truskawkami. Po ułożeniu ciasta w foremce ( niezbyt grubo ) ułożyć truskawki obtaczane w cukrze.
Posypać kruszonką —
Piec 40 minut , z góry i z dołu w temperaturze 190 stopni .
Wyjąć i bić po łapach jak sami biorą.
W prasowanie dżinsów nie wierzę 😯
Wszystkiego wszystkim Markom, ale mój Marek jest z kwietnia
haneczko…
ja w prasowanie niczego nie wierzę, odkąd przyjechałam do Kanady. Wrzucam wszystko do suszarki i niech się tam wysuszy i wyprasuje.
Jedyne co prasuję, to wyroby druciane, bo to jest rodzaj wykończenia pracy, coś takiego, jak ramki dla Markowych (zdrowie!) obrazów, albo ramki dla ramek.
Prasowanie dżinsów to już za moich czasów był obciach!!! A to starodawne czasy były.
Alicjo to wyprasowalas juz wszystkie kable w domu??? Telefon, TV i inne druty ?? Zes sie niezle narobila. Ja nawet drutow nie prasuje mam styl wlasny zwany: „lekko zmiety yyc”. Ostatni pokaz w Toronto byl rok temu i zamierzam powtorzyc w okolicach Swiat Bozego. W tym roku temat: „Niedogolony i niedoprasowany… wspolczesny obraz mezczynzny w swiecie zachodnim. Analiza problemow i spolecznych uwarunkowan.” Wstep bezplatny. Zapraszam
znacie jakiś przepis na sałatkę z małymi krewetkami … taka ma być, żeby ją można było zabrać na grilla … 🙂
ja nienawidzę prasowania … kupuje rzeczy, które się nie gniotą lub same się prasują od pary w łazience … 🙂
ja niestety zawsze miałem problemy z ortografią … teraz mam słowniczek w komputerku no i z wiekiem trochę bardziej uważam i więcej sprawdzam co napisałam …. 🙂
Alicjo nie czepiam sie naukowo a wizualnie, bo jak napisalas, ze zawijasz endywie w szynke i na patelnie, to ja mialam przed oczami peczek salaty w szynce zameczony na patelni, a nie niezwykle smaczna kombinacje cykorii i szynki.
Pyro ja rozumiem Twoja frustracje, z drugiej strony jakby podejsc do tematu filozoficznie, to moze w alternatywnej rzeczywistosci Wallenrod byl buntownikiem…
Ja sie bardzo politycznie niepoprawnie przyznam, ze od sierpnia bede miala Murzyna do prasowania spodni….
Marku jeszcze raz Twoje zdrowie! Ale kto to prasuje dżinsy. Noszę te portki od czterdziestu lat i nigdy ich nie prasowałem. Po praniu (niezbyt częstym) wieszam a czasem nakładam mokre i już!
Madonna 😯 Gospodarz w sztywnych mokrych dżinsach 😯 To już przekracza moją wyobraźnię 😀
Oryginałów się nie prasuje.
Tylko jak się pierze w wysokiej temperaturze to wyglądają na mocno pogięte. Poza tym są ludzie porządni , którzy muszą mieć równo –
nie to co ja.
Ale się staram . Truskawki na cieście poukładałem , tak by nikt nie był pokrzywdzony.
Powiesili mnie między artystami. Za godzinę wernisaż.
yyc , słowo wyjaśnienia… nic nie prasóję w rzyciu, ale moje wyroby a jakze, trzeba, to jak ramki do obrazu, wykończenie dzieła. Oto przykład:
http://alicja.homelinux.com/news/038.jpg
Te, Gospodarz…
nie przeginaj, nikt nie nosi tych samych portek 40 lat!
Ja musiałam w ciagu 40 lat zakupić parę par!
Ale potwierdzam – czasami zakładałam ledwo wyschnięte, i w mróz na dworzec kolejowy 2 km na piechote, co to już klepałam… a teraz człowiek na kości narzeka i dziwi się, dlaczego miał zapalenie stawów w wieku lat 20 😯
Te jeansy to też chyba już trochę nie takie jak kiedyś były. Pierwsze jeansy mojego brata, przywiezione z Londynu lepiej niż 40 lat temu, po praniu mozna było postawić, takie były sztywne. Wtedy był problem w prasie młodzieżowej: nie prasować, czy prasować? a jeżeli prasować to na okrągło czy w kant? Naprawdę! I też była taka opcja, żeby ubrać mokre – to się uleżą.
A ja teraz po praniu przepuszczam przez dryer, znaczy suszarkę, ale na lewą stronę, żeby się nie wycierały. Teraz to już właściwie obojętne, bo mam takie jeżopodobne kulki, które się wrzuca (zamiast jak kiedyś tenisówek) i kóre wszystko rozbijają na gładko, i jeszcze odelektryzowują.
Leje, to dalej siedzę przed komputrem (miałam plany ogródkowe) i jeszcze dodam, ze jak juz człowiek dorwał te dżinsy, to durny zapominał, że było mini, a w mini tez się latało na ten dworzec, bo trzeba było do szkoły.
U wrót stało cerberów pare, tak zwani dyzurni, którzy sprawdzali, czy tarcze na rękawie mundurka, na płaszczu, na berecie, a pan od wychowania obywatelskiego linijka odmierzał krótkości spódniczek. Od środka kolana miało być 10cm. Nie wiecej. Pan od wych-oby miał radochę, my też, co widać na załączonym:
http://alicja.homelinux.com/news/Alincia-A-2-A-09.1970.jpg
To może wygląda absurdalnie, ale jak się mieszka na wsi, gdzie wciąż wieje porywiście i, co i raz pada a do tego nad sznurem do bielizny siadają ptaszki, które oprócz normalnych rzeczy jedzą np. dzikie czereśnie, to taka maszyna do suszenia jest bardzo na miejscu. Do odziezy roboczej też, zwłaszcza zimą.
Alińcia nie ma tarczy, a ja białego kołnierzyka 😯 za to sweter golf pod mundurkiem od Ciotki Janki, która nauczyła mnie sztuki i zapaliła do. Potem sama się dziwowała, jakie monstrum stworzyła 🙄
Golf był koloru szaroniebieskiego, czysta żywa wełna niezbyt gruba, przerobiłam to potem na 150 sposobów, uzupełniając o inne kolory.
Absurdalnie wcale nie, Żabo.
Ja uważam, ze taka suszarka (dryer) chodzi przez mniej wiecej godzinę i swoje zrobi, prasować nie trzeba, a w końcu to cały kosz prania wyszuszony, tylko trzeba zaraz wyjąć po i poskładać/powiesić. Teraz wyobraz sobie stanie z żelazkiem – juz nie mowie o tym, ile żelazko zużywa energii elektrycznej!
Dla mnie to najlepszy wynalazek świata! Tutaj kupuje się zestaw pralka-suszarka. Żelazko do specjalnych poruczeń 😉
Jolinek, to bylo tak, cykoria, majonez, krewetki, rodzynki, jako przyprawa i manadrynki oczywicie cytryna i chyba wszystko.
Pokroic cykorie w plastny grube, dodac krewetki, rodzynki i mandarynki swieze, wymieszac z majonezem, doprawic papryka, pieprzem, cytryna toche moze soli, ciup ciup czosneczku wcisnac i wstawic do lodowki na jakis czas, smacznego
Alicjo, coś Ty. Też musiałem zmieniać dżinsy. Przecież pierwsze kupiłem 20 kilogramów temu! Wyobraź sobie faceta, który ważył zaledwie pięćdziesiąt parę kg. I miał kruczoczarną gęstą czuprynę. Do tego nieprasowane dżinsy. To byłem ja na pierwszym roku polonistyki w 1960 roku.
Co was na to pranie wzielo. Lato w pelni a za pare dni oficjalnie. Wyprasowany czy wymiety do lasu, na grila, po lody i do wody. Wieczorkiem kolacja, lampiony nad glowa, zachod slonca za rogiem, dziewczyna rozmarzona (zona moze byc tez). Szampan schodzony…
A jeszcze nie tak dawno….wczasy FWP oplacone, jutro w nocy zawioza luksusowym Sanem 123 z Jeleniej Gory do Miedzyzdrojow. To tylko 12 godzin na walizkach, domki kampingowe juz gotowe, pulapki na myszy zastawione, pajeczyny posciagane. Posciel ladnie rzucona na lozeczka, oznakowana czerwonym stemplem „FWP Osrodek Wczasowy Jutrzenka”. W stolowce juz robia zupe mleczna na reszte tygodnia a instruktor KO wiesza rozklad zajec na tablicy ogloszen. Mewy osemki kreca, jodem zakupionym oddychamy do woli. W radio leci „…ladne oczy masz, komu je dasz…” I komu to przeszkadzalo?
a co Wy wiecie o prasowaniu?
spytajcie Rudego, to Wam powie, ze nie ma takiej rzeczy, ktorej prasowac nie trzeba, najbardziej zuzytym meblem w domu jest deska do prasowania, a zelazka maja byc trzy, na wypadek, gdyby dwa sie nagle zepsuly, te juz wyrzucone, po dziesiatym przestalem liczyc
zaraz pora na Misia, a Ten polecial na wernisaz z plackiem w lodowce, znaczy bez,
ja tam juz zaczalem swietowac wstepnie komunardem
dla chetnych takie znalazlem:
http://prowincjalnawioska.blox.pl/2008/05/Endywia-kuzynka-salaty.html
A sztywne halki (prasowane na mokro po ukrochmaleniu) a bliźniaki elastyczne – cieniutki golf i blezerek na to. Wszystko wyprane godzinę przed imprezą, zwinięte w ręcznik i tłuczone 10 min. o kaloryfer, żeby wycisnąć wodę i na młode ciałko? A kostiumy gimnastyczne albo do tańca klasycznego, w naturze białe, farbowane na czarno z dużym, wycinanym dekoltem i wielkie, kolorowe korale z plastyku do tego? Nasza ponysłowość nie miała granic, żeby jak Gina Lolo, a najmarniej BB biodrem zakołysać w calypso.
A koszule – za przeproszeniem – nonajron?
Prane codziennie i odziewane rano do ogólniaka. Do tego buty „bitlesówki” od prywatnego szewca za 500 złoty. Wieczorem podeszwa przyklejana na butaren nie miała prawa oderwać się przynajmniej do dużej przerwy.
O porach nie będę pisal, bo szyła je babcia i nie było się czym chwalić. Uprasowane oczywiście na kant.
Butapren – ślepowronie – B U T A P R E N !!
u mnie szewc mowil gutapren, bo gut trzymal
morag dzięki … wygląda interesująco …. 🙂
Młodsza po Rybę z Matrosem się wybrała, a Pyra ma „randkę” x policjantem. A co? Cytrynówka czeka (za Marka też i za Elę i za kogo tam trzeba) kilka koreczków na mini-półmiseczku i Pyra w charakterze dobrej wróżki.
Swoją drogą jak już o Policji mowa, to na joutub, kiedy wpisze się Szerejko Biały kask, czarna pała, można wysłuchać naprawdę interesującej piosenki. To nie mój rodzaj muzyki i tekst trochę chropawy, ale warto.
Były świetne polskie pierwsze dzinsy w latach niesłusznych, dostalam takie od Jerza i nosiły sie świetnie – materiał był z Bielbawu, a tam mój Dziadek nadzorował i jak w ręke wziął kawałek materiału, to wiedział, czy to bawełna, czy bawełna z domieszką (wnuczce zostało, na wełnie i podobnych zna sie!). Po tym pierwszym wystepie polskie dżinsy zeszły na psy, wejście wspaniałe, a potem klepanko na odpieprz się.
Zanim co, były „szariki”.
Na prawo Alicja w szarikach, na lewo najnowsze z Zachodu. W srodku normalne portki ze sklepu, równiez zachodniego.
http://alicja.homelinux.com/news/5a.jpg
Jolinku, masz adwokata?
to spobuj tak:
10 dojrzalych sztuk
1kg ogonow duzych krewetek
3 zielone cytryny,
ostra papryka w proszku
2 zeby czosnku pogniecione
olej arachidowy, sol, pieprz
krewetki obrac, zostawiajac ogonek i sru na goracy olej tak z 5 min, wystudzic,
adwokata w grubianska kostke, polaczyc, polac malzenstwo sokiem z cytryn,
teraz czosnek, papryka i solopieprz, delikatnie wymieszac, podac chlodne na salacie, normalni poprosza o dokladke
ASzysz… butapren? Nawdychałam się przez asocjację, pracując ponad 2 lata w zakładach Fael w rozdzielni materiałów. Stał prawie pod nosem, wiadra tego.
Ja wydawałam materiały na halę produkcyjną, w tym to. Nie wiedziałam, że tym sie można upajać, zwyczajnie kupowaliśmy od czasu do czasu bełta lub piwo po pracy 😉
obstawiam szarika i spadam
No nic, widze ze dzisiejszy dzien spedzimy w pralni. Ide wiec rozwiesic co nieco na sznurze.
Witajcie,
o porach dzisiaj,tez bardzo lubie.Mlodziutkie pory podaje tak,jak szparagi-polane maslem z tarta bulka!
Bylam niedawno w kraju i taka mnie zazdrosc wziela.A zazdroszce wam tych straganow z warzywami i owocami.Sa wszedzie,po kilka na jednej ulicy.Taki mily polski folklor i oby tak zawsze bylo.Nie mialam czasu na bieganie po sklepach,wiec zakupy robilam wprost na ulicy!!
U siebie mam tylko raz maly rynek i to od 9-ej do 12 🙁
Ciao amici.
Sławciu co to jest adwokat? … bo ja znam taki likier jajczarski ale go się nie kroi w kostkę … 🙂
Wznoszę 😀 Najlepszego, Marku 😀
Zdrowie Marka (Solenizant, wiadomo!) Pana Lulka i wszystkich, którzy zdrowia potrzebują!
A ja lubię prasować i zmywać naczynia – to są czynności po których od razu widać efekt 🙂
W tv Herkules Poirot , znikam 🙂
no to poki co, niech sie leje za marka h2o pod prysznicem
wykapac cialo powinienem bo w porach, po parogodzinnej przygodzie na wodzie nazbieralo sie troche potu
a tak dla rozgrzewki lykne szczeniaka rumu
hlup
http://rawfoodnation.files.wordpress.com/2009/02/avocado.jpg
dla Jolinka
i dalej za Misia
mam 🙂 i lubię 🙂
splynal z woda z porow pot
uff, pachne jak niemowle 😆
mam nadzieje ze to czuc 😆
czas na uzupelnienie zaleglosci plynowych w organizmie
zbyt duzo nie naklepie by nie brzmialo to zbyt cudownie
jest wspaniale
wypolsterowany fotel obrocony w strone gdzie powinno zachodzic slonce
na nim siedza niewypolsterowane moje cztery litery
szum morza
zapach jego przynoszony powiewem wiatru
kwiczace i fruwajace na termice rybitwy
no i bukiet hiszpana unoszacy sie ze szkla
…
pa pa
🙂
To ja zilustruję widok, na który sie arcadius wypina czterema 😉
http://alicja.homelinux.com/news/01.Million%20dollars%20view.jpg
oj bedzie licytacja, mam fotel odwrocony dupa do okna, bo pod oknem czesc innego kontynentu siedzi na zupelnie niewypolerowanym krawezniku narzucajac mnie decybele w narzeczu niedostepnym, bukiet powiewem wiatru niesiony zmobilizowal mnie do trzasniecia framuga, jutro o piatej obudzi mnie mechaniczna miotla, bo przeciez trzeba bedzie to posprzatac, zanim niektorzy wyjda do roboty, no dobra, nie Ci sami, ale twarz miasto zachowac musi, a ja tu zrzedze, jak rybitwa jakas, moze pora taka?
no i to biale we szkle za Misia, co wernisazy
Marku, wszystkiego najlepszego, zdrowia, dobrego humoru, spełnienia marzeń. Toast!
Wszystkiego najlepszego dla Markow, dolaczam do was pozno ale wciaz jeszcze czas za wzniesienie toastu.
Slowko co do wczorajszych wpisow, gratulacje dla Nemo, ktorej wiedza oniesmiela (mowie o sobie) ale i stymuluje, wiec tak trzymac!
Alicjo, cykorie i pory wczesniej podgotowuje, odstawiam do ostudzenia i odcieczenia i dopiero potem zapiekam. Dzieki za Bar przed zakretem, za kazdym razem przezywam ten tekst. I yyc za Greenfield. W muzycznym nastroju pozdrawiam wszystkich.
Slawku 😆
tak dla znieczulenia obcych wplywow
zakoncze przygode z hiszpanem
Alicja choc nie na pomorzu to pomoze 😆
Na wystawie bylo tak
http://picasaweb.google.de/dorotadaga/UnbenanntesAlbuwystawaWasko#
Właśnie wysłałam do Alicji zapowiadane zdjęcia łączki przydrożnej (wzdłuż drogi dojazdowej do Żabich Błot, między końskimi pastwiskami), kwiatki prawie jak na alpejskiej łące Nemo (prawie robi wielką różnicę 🙂 !) i wypranego ogiera w odmalowanym boksie. Niestety nie chciał się przesunąć bardziej pod ścianę, więc tylko tyle go ile przez drzwi się dało zrobić.
Jak rumianki przekwitną, to wykoszę, koniczyna odbije.
moragu
czus smaki i smaczki
niezle motywy
laski jeszcze lepsze
wykonanie do siedzenia
ide spac
jutro kolejny dzien do przezycia
http://alicja.homelinux.com/news/Zabowe/
Podsyłam od Starej Żaby.
Wróciłem
Letko zmęczony, bo rura ciężka i droga do domu daleka.
Wisiałem na ścianie niezasłuzenie wsród grona profesorskiego i nie tylko. Rano sprawozdam.
Dziękuję za życzenia.
Marku
szklaneczką Bushmilsa
skłaniam się w Twoją stronę
już piątek. Niedługo Pan Lulek się zapewne odezwie.
Nowy, zbudz mnie tak samo wcześnie jak wczoraj, bo muszę do Koszalina do doktora.
Wracając już nie pojadę po kwiatki, jak sobie wcześniej planowałam, bo już je mam po części, a reszta aksamitek będzie dopiero za prawie dwa tygodnie, bo jeszcze malutkie. Za to znalazłam telefon ogrodnika, który dwa lata temu obdarował mnie potężną ilością rabarbaru, nim się połapałam co mogę z niego zrobić w większości rozdałam. Teraz też mi da rabarbar, ale już mniej i nie taki dorodny. Nie ma to większego znaczenia, pokroję go w kawałki, zasypię cukrem a jak już puści sok, to sok do butelek a tę wycukrzone (jak może coś być wysolone to może i być wycukrzone) kawałki w torebeczki i do zamrażarki. Są lepsze do ciasta niż świeży.
Żeby nie było nudno jeden kowal zapowiedział sie na 24 a drugi na 26. Pażywiom, uwidim
Też zamroziłam rabarbar, zamiast dorocznie robic z niego zajzajer 😯
Normalnie mi się odechciało, a co, niech Jerzor lata za róg po wino, jak pani w piwniczce zabraknie.
Jerzor w tym momencie zapłakał, że bardzo lubił zajzajer z lodem, i dlaczego ja nie robię. A niech se sam, to sie dowie, ile to trzeba roboty.
Swoje zrobiłam.
A to ilustracje (pierwsze) ze słynnej kanadyjskiej Group of Seven. Ontaryjskie takie…
http://www.youtube.com/watch?v=nvwrSdMY7dQ
O tym samym Czesiek…
Czas jak rzeka
http://www.youtube.com/watch?v=QCn5S5nGGHE
Wszyscy śpią po tamtej stronie, to ja rozrabiam, a co, i kocham Cześka!
http://www.youtube.com/watch?v=_EvTVJgpqBY&feature=related
Nie wywracać oczami… moja ulubiona!
http://www.youtube.com/watch?v=2RPsoR5gZuE&feature=related
a do tych ludzi starczy zejść z pagórka…
a wtedy widać, ze święci i oni
smucą się w cieniu tej samej jabłoni…
rzeke o której tylko tyle wiecie,
że jest z zieleni i mówi o niczym.
http://www.youtube.com/watch?v=PmFkQv2AgGw&feature=related
… jakby co kto, to tekst Tadeusza Nowaka. Najwyzej nemo mnie poprawi.
Pyro,
wstawaj, za piec szosta, spoznisz sie.
To n ie do Pyry, to Zaba miala byc!!!!!!
Przepraszam.
Nowy, Pyra wstała dawno, bo towarzystwo domowe wyjeżdżało o pół do piątej i mnie obudzili, choć nie chcieli.
Dzien dobry,
a ja jeszcze sie nie polozylem. Niedawno wrocilem, przejrzalem blog, gazety, oczyscilem rybe i trzeba sie na chwile polozyc. Czasu na spanie tak malo, ale mi i tak go szkoda. Poki sie zyje, to trzeba zyc, a nie spac. Kilka godzin musi wystarczyc. A jeszcze cos do poduszki trzeba poczytac, bez tego nie zasypiam.
Dzięki, Nowy!
Już biegam na krzywej żabiej łapie.
Pogoda średnio średnia.
O, śliczne określenie pogody, Żabo. U nas także za oknem ranek niezdecydowany. Pyry dostały od pomorskich 3 kury ceramiczne : w polewie indygo do cukru /poj. ok 0,5 kg/, w brązach do soli też tej pojemności i b.duża beżową na cebulę itp. Ryba te pojemniki kupuje od niemieckich artystów . Są nieco stylizowane , bez pokrywek ale fajne. Podobały nam się w kuchni u niej i teraz kupiła dla nas – a że każda inna? Nic to
Towarzystwo je, psy zaliczyły spacer poranny, na hali siedział lisek, nie bardzo wiedział czy wychodzić przez oficjalne wyjście czy kolejną dziurą pod drzwiami, wybrał dziurę. Dożycy się nie bał, ale i do niej nie tęsknił, ona obojętna. Jakby był wściekły to już powinno być coś widać.