Wstrętny zapach, boski smak
Co pewien czas, właściwie niemal co miesiąc, sięgam po pismo „Moda na zdrowie”. Wprawdzie nie jestem hipochondrykiem i nie ciekawi mnie zaglądanie we własne wnętrzności ale miesięcznik ten ma także interesująco prowadzony dział kulinarny. W numerze czerwcowym zainteresował mnie artykuł Aleksandry Czarnewicz-Kamińskiej o kalafiorze. Dlatego też przytaczam fragmenty. Chcę też zaznaczyć, że kocham kalafiory niemal tak, jak Pan Michnikowski pomidory.
„Pięknie wygląda na talerzu, smakuje doskonale zarówno na ciepło, jak i na zimno. Atrakcyjnie wygląda zapieczony pod beszamelem, a nawet marynowany. Jest także niezastąpionym składnikiem wykwintnych sałatek.
KAPUSTA CYPRYJSKA
Kalafior pochodzi z Cypru i prawdopodobnie stąd wzięła się jego dawna nazwa. Był uprawiany już w starożytnym Rzymie, a potem w Grecji, jednak swoją spektakularną wędrówkę po Europie rozpoczął dopiero na przełomie XVI i XVII w. Dziś jest nieodzowną częścią naszego polskiego menu – cenimy zwłaszcza odmiany białe i jasnokremowe. By je uzyskać, podczas uprawy łamie się górny liść kalafiora i przykrywa nim dokładnie różę, dzięki czemu pozostaje ona ładnie wybielona. Natomiast w Europie Zachodniej coraz bardziej popularne są te, które mają róże w kolorze zielonym, a w krajach śródziemnomorskich – te o barwie fioletowej. W naszym klimacie świeżymi kalafiorami możemy się cieszyć od początku czerwca aż do października.
ZDROWIE
W RÓŻYCZKACH
Zdaniem żywieniowców, kalafior jest jednym z najbardziej wartościowych warzyw, jakie pojawiają się w naszym menu. Najzdrowszy jest ten jedzony na surowo – starty na tarce czy połamany na małe różyczki – ponieważ gotowanie powoduje duże straty składników odżywczych, w tym niszczy blisko 70 proc. witaminy C. Surowy kalafior jest skarbnicą prowitaminy A, witamin z grupy B oraz witaminy C i K. Ponadto zawiera kwas nikotynowy, pantotenowy, a także olejki eteryczne, które odpowiadają za charakterystyczny zapach siarki wydzielający się podczas gotowania tego warzywa. Małe różyczki są też bogate w wapń, potas, fosfor, żelazo oraz magnez. Składniki mineralne mają odczyn silnie alkaliczny, co powoduje, że kalafior jest zasadotwórczy. Powinny o tym pamiętać szczególnie osoby, których dieta zawiera sporo zakwaszających organizm produktów mięsnych i zbożowych. Zawarte w kalafiorze substancje zwiększają także zdolność wątroby do neutralizowania potencjalnie toksycznych substancji, a obecny w nim sulforafan wykazuje silne właściwości bakteriobójcze w stosunku do Helicobacter pylori, wywołującej wrzody i nowotwory żołądka. Ponadto sulforafan pobudza enzymy zwalczające komórki nowotworowe. Jakby tego było mało, kalafior ma bardzo mało kalorii, co jest szczególnie ważne dla osób, które dbają o linię.
NA WIELE SPOSOBÓW
Kalafior można jadać na surowo w postaci różyczek, starty na tarce albo pokrojony w kostkę. Najczęściej jednak podawany jest w postaci gotowanej, z jasnym sosem, rozpuszczonym masłem albo tartą bułką, ponieważ w tej wersji szczególnie elegancko prezentuje się na talerzu. Dobrze smakuje także kalafior uduszony w białym winie, ugotowany w rosole, zapiekany pod beszamelem czy pod pierzynką z żółtego sera z dodatkiem ziół. Ta jarzyna doskonale sprawdza się również jako dodatek do zup, a podzielona na małe różyczki – jako chrupiący składnik sałatek. Dobrze komponuje się w przystawkach z szynką, makaronem czy ryżem. Sma?kosze polecają też kalafiora marynowanego w słodko-kwaśnej zalewie octowej.
GOTOWANIE BEZ TAJEMNIC
Aby uniknąć charakterystycznej woni gotowanego kalafiora, wystarczy dolać do wody, w której go przyrządzamy, kilka kropli mleka. Zagwarantuje to również warzywu śnieżnobiały kolor. Skuteczne jest też dodanie kilku kropli soku z cytryny, skórki chleba lub szczypty gałki muszkatołowej, która nie tylko zneutralizuje woń siarki, ale też nada jarzynie przyjemny aromat.”
A ja zrobię dziś kalafiora po swojemu czyli tak:
Kalafior koronkowy
Dość spory kalafior,4 jaja na twardo ,łyżka posiekanej zielonej pietruszki,2 łyżki masła, łyżka tartej bułki,2 grubsze plasterki gotowanej szynki lub kiełbasy szynkowej, sól, pieprz cukier
Kalafior ugotować: najpierw zalać go zimną woda, którą po zawrzeniu odlać. Nalać następną wodę, dodać sól i cukier w takiej ilości, aby woda miała wyraźnie słony ale i słodki smak. Gotować, zależnie od upodobań do zupełnej miękkości lub ?al dente?. Szynkę posiekać, jajka na twardo obrać, posiekać .
Ugotowanego kalafiora ułożyć na półmisku, oprószyć pieprzem, posypać szynką i jajkiem oraz siekaną zieloną pietruszką. Na suchej patelni zrumienić tartą bułkę, dodać masło i kiedy się rozpuści polać kalafiora. Nazwa „koronkowy” pochodzi stąd, że posiekane jajka nadają potrawie wygląd jakby była przybrana koronką.
Komentarze
Dzień dobry. Kalafior lubimy najbardziej w formie surówki – starty na grubej tarce, lekko posolony, po 10 – 15 min potraktowany sosem z pół na pół – kwaśnej, gestej śmietany i majonezu. Sosu powinno być mało, tyle, żeby cząstki kalafiora lepiły się troszkę do siebie i surówka była wilgotna. mŁODSZA POTRAFI JEŚĆ TO ŁYŻKĄ DO ZUPY, a starsza Pyra na razowym chlebie z masłem. Obiadowo – do wszystkiego, prócz może ciemnych mięs w rumianym sosie. O)czywiście z masłem i bułeczką też lubimy, ale jakoś coraz mniej. Raz w roku robimy zapiekankę – z kalafiora al dente (dojdzie w piekarniku w sosie) zalanego smietanką z rozbełtanymi jajkami, solą, pieprzem, gałką i sporą porcją tartego sera. To bardzo sycące danie i do takiej zapiekanki już tylko napój : żadnych dodatków. Pisałam w ub roku, że Haneczka do drugiego dania daje kalafior rozebrany na różyczki i usmażony w oliwie, a smażony krótko na półtwardo. Całkiem dobre to wychodzi.
W Poznaniu duje i zimno, jak diabli. Nawet Radek nie protestował, że spacer 100 m i do domu. Młodsza pojechała z młodzieżą w Jurę Krakowsko 0 Częstochowską, noclegi w kopalni soli w Bochni – nie tak luksusowo, jak w Wieliczce (trzeba mieś własny śpiwór etc) ale łazienki z ciepłą wodą są, basen kąpielowy z solanką i kort tenisowy też pod ziemią. Z tej okazji Pyra ma komputer z internetem prawie na cały tydzień i może zrobić sobie śledzie na obiad.
W dawnych czasach (1957) w naszym domu rodzinnym na bardzo uroczystej kolacji podano jako osobne danie, choć nie główne, kalafiory pod beszamelem. Sos był uświetniony serem, który trzeba było zdobywać z trudem, bo ówczesne krajowe na ogół mało pozwalały dodac do samku. Komentarze paru gości były bardzo nieprzychylne. Kalafiora na przyjęciu podawać.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-06-05.html
Bardzo lubiana sałatka: surowy kalafior, zielona sałata, sos winegret, czosnek i mogą być jako dodatek jaja przepiórcze przekrojone na połówki, jest też wersja ze słonecznikiem,
ale najbardziej to ja osobiście lubię z masłem i bułeczką.
Zimno i leje co i raz.
Stara Żabo – jak pamiętam,w czsie deszczu rolnik ma wolne, może zajrzeć w „papióry” albo odespać. Coś jednak robić musi, bo inaczej zamartwi się na śmierć
U mnie sezon na (własne) kalafiory przypada na pierwszą połowę maja, kiedy dojrzewają zimowe, posadzone jesienią. To są najlepsze kalafiory pod słońcem i na 100 procent wolne od liszek. Mogę je jeść prosto z „krzaka” albo ugotowane i okraszone bułeczką z masełkiem. Kocham zupę jarzynową z kalafiorem, a także mieszankę aktualnych warzyw (kalafior, zielona fasolka, marchewka, por, borowiki) zapieczonych pod beszamelem z małym dodatkiem curry. Na dno formy daję cieniutkie plasterki boczku, na to ugotowane al dente warzywa (gotowane każde osobno) warstwami lub wymieszane. Na to beszamel z curry i ząbkiem czosnku. Zapiec. Do tego malutkie młode ziemniaczki obrumienione na oliwie w żeliwnym garnku, posypane solą, podlane lekko wodą (pół szklanki) i uduszone pod pokrywą bez zaglądania przez 20 minut.
W zimie kalafiorów nie kupuję. Są wstrętne, jakieś mutanty o ścisłych głowach i konsystencji mydła, w czasie gotowania wydzielające odór a nie zapach kalafiora 🙁 Pochodzą głównie z Hiszpanii i Włoch.
A my robimy chętnie kalafiora z patelni- ugotowany al dente
kalafior dzielimy na różyczki i obsmażamy na patelni
z dodatkiem czosnku i zielonej pietruszki.
Marku! Bardzo ładne zdjęcia! Asia
Pyro! Trafiłaś w dziesiątkę! Głównym zajęciem rolnika jest zamartwianie się na śmierć, bo zawsze coś jest nie tak. Nie ma, żeby wszystko było jak trzeba. A pogoda zawsze jest nie taka, bo jak na jedno dobra to na drugie nie. Jak Wańkowicz wspominał, ze kiedyś, dzieckiem będąc, zapytał swoich wujów „co Pan Bóg ma zrobić kiedy jedna kobieta się modli o pogodę na siano a druga o deszcz na ogórki?”, a wujowie (dość ateistyczni): „Pan Bóg w swojej wszechmocy sprawi, że i ogórki wyschną i siano wygnije!” i to się sprawdza.
Tak, czy inaczej, rolnik się zamartwia. Niegdyś lało i lało, i wszystkim siano mokło a nawet już gniło. Zaszłam do Wujka Leszka, który na ówczas miał największą oborę na wsi. Wujek siedzi, przybity strasznie. Stwierdzam fakt (oczywisty): – Co, Wujek, siano gnije?- a Wujek na to:- e, tam, siano. Rybki mi zdychają! – Wujek miał olbrzymie akwarium, wtedy na wsi rzeczywiście rzadkość.
nemo 09:21,
każda liszka swój ogon chwali…
Oj Stanisławie, jakie to dawne czasy o których klepiesz? Wydaje mi się, ze moja miłość do samodzielnego przyrządzania posiłków powstała w tamtych czasach. I skoro ja o tym klepie to nie mogły być to takie dawne czasy 🙂
A były to czasy kiedy przymuszano mnie jeszcze do jedzenia. Ba, nie pytano czy chce to czy owo. Wkładano do dzioba ile wlazło. To co pozostawało wokół ust co jakiś czas zgarniała łyżka wprawnym półkolistym ruchem. Raz z dołu, raz z góry i ponownie do rury.
Z czasem stałem się bardziej rozumny i postanowiono zapraszać mnie do jedzenia. Parę razy dziennie słyszałem tę samą śpiewkę:
chodź tu i zjedz swój budyń makaron jajko pomidora kalafiora … a ja tego wszystkiego miałem serdecznie dosyć, nie dlatego ze było to złe. To przewyższało moje możliwości trawienne.
W tamtym to czasie odkryłem, ze jedzenie było czymś co dorośli wykorzystywali by młodym chłopakom przeszkadzać podczas zabawy. Dlatego przestało mi się podobać kiedy inni dla mnie gotowali.
I nadszedł czas by wziąć sprawy we własne ręce. Jeść co się chce jak się chce i kiedy ma się no to ochotę 😆
Andrzeju, 😆
z dzieciństwa pamiętam moczenie kalafiora przed gotowaniem i wypływające zielone robale, mimo to zdarzały się też ugotowane… 🙁
Mam koleżankę przewrażliwioną na tym punkcie.
1 (JEDEN ! )raz zdarzyło jej się ugotować świeżego brokuła
razem z zamieszkającą w nim liszką i od tej pory kupuje
jedynie brokuły i kalafiory mrożone. Choć w nich mogłyby
przecież trafić się liszki pięknie zamrożone.Tego już jej nie
będę mówić,co by nie zniechęcać całkowicie do jedzenia tych
zdrowych jarzyn.
nie chwal sie nemo 🙂
takie rzeczy z dziecinstwa jak moczenie to kazdy pamieta 😆
Ale niektórym to zostaje i potem muszą moczyć deskę 😉
Albo kija
Arcadius
http://patrz.pl/filmy/dzien-swira-zupa-pomidorowa
deskę, która się nigdy nie odmoczy 😆
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Deska#slideshow/5277770225949288546
Pieprz – na nerki niedobrze 🙁
Ja też użyję dziś deski – do prasowania… 🙄
A pogoda nadal piękna i susza 🙁
A na co dzień ,od śniadania
deska do krojenia używana !
Trzeba wyjść po zakupy, a tu albo wieje, że łeb chce urwać,albo leje. Mam dzisiaj dzień lenistwa – 4 begonie do wsadzenia w 2 ostatnie skrzyneczki i coś powiewającego w doniczkę wiszącą, Trzeba by też nieco odgruzować… No, kiedy mi się nie chce
Żabo,
jeśli pada i Ci nudno, to na Łamiblogu jest kolejna zagadka:
„…język ndoro, którym posługują się niektóre plemiona zamieszkujące m. in. Nigerię, Kongo i Kamerun.
Oto sześć słówek: ndu, wubo, npuge, nkeni, wudu, mopuge.
A to ich znaczenia: wielkolud, płomyk, gość, człowiek, ognisko, duża rzeka.
Zadanie polega najpierw na dopasowaniu znaczeń do słówek, a następnie na próbie przetłumaczenia na język ndoro wyrazów ?strumyk? i ?pożar?. Kluczem do rozwiązania jest spostrzegawczość oraz znajomość podstaw słowotwórstwa”…
Zamiast robić letnie chłodniki trzeba chyba, przy tej
jesiennej pogodzie, pomyśleć o rozgrzewającej…..
grochówce ? W czerwcu ? Kto to widział ?
A ja jeszcze nie wsadziłam żadnego kwiatka, zacznę od przyszłego tygodnia. Wieloletnie doświadczenie nauczyło mnie, ze w Żabich Błotach i okolicach na początku czerwca zawsze jest gradobicie i prawie corocznie są przymrozki. Surfinie w skrzynkach i begonie koło domu po czymś takim strasznie długo wracały do jakiego takiego wyglądu. Prościej i lepiej dla kwiatków posadzic je później i nie narażać na taki stres. Niby jedno gradobicie, niezbyt mocne bylo wczoraj, ale dzisiejszej nocy się zanosi na przymrozek i wcale końca chłodów nie widać. Jednego roku podmroziło nam 10 ha kukurydzy, własnie 5-tego czerwca. Zrobiła się czerwonawa i długo się zastanawiała co dalej – rosnąć czy nie? To była jakaś hybrydowa odmiana o bardzo krótkim okresie wegetacji, nasiona kosztowały majątek, a użyły głównie dziki, bo ona już miała dojrzewające kolby podczas gdy inne kukurydze kończyły kwitnąć. Po sprawiedliwości: ja też trochę przy tych dzikach użyłam, bo bardzo lubię kukurydzę a ta była wyjątkowo smaczna.
Nemo, nie podpuszczaj, wcale mi nie nudno. Zawsze mnie denerwują dzieci, które mówią, że się nudza. Dzieci moga sobie cos powyobrażać – ja golopowałam po Dzikim Zachodzie, a dorośli moga się pozamartwiać – zawsze jest czym…
Na razie wyszło słońce, dość anemiczne, ale nie pada. Idę wypuścić konie (część dokarmiam owsem, znaczy klacze ze źrebakami, choć nie wszystkie, no i oczywiście Basieńkę, która już wieczorem czeka przy bramce) i zdaje się, że przyszli panowie od reperowania dachu na wiacie
Bretania jest zaglebiem kalafiorow i karczochow we Francji. Mieszkajac tutaj jadam je stosunkowo czesto. Najlepiej lubie zapiekane z beszamelem i serem. Przyznaje, ze przeszkadza mi zapaszek w czasie gotowania. Jak jest nadprodukcja to czesto rolnicy wywalaja kalafiory i karczochy pod prefektura. U mnie od tygodnia pogoda jak na Lazurowym Wybrzezu; cieplo, slonce tylko woda w Atlantyku zimna. Zazdroscie mi, we wtorek lece do Cinque Terre.
W Cinque Terre deszczowy weekend, ale potem ma się poprawić i od środy będzie ciepło 🙂
Elu, udanej podróży!
Dzień dobry Szampaństwu.
Słońce jest, ale chłodnawo na poczatek dnia (5C) i celsjusze szaleć nie będą, zaledwie około osiemnastki ma być. Tak zapowiedzieli ONI, ci od pogody.
Kalafiory lubię pod każdą postacia, ale najchętniej surowe, maczane w jakimkolwiek sosiku, zwanym z polska „dipem” 😉
Liszki… jakie tam liszki! We Wrocławiu w restauracji „Bieriozka” podano mi sporą różę kalafiora – w środku „nóżki” był ugotowany tłusty biały robal wielkości małego palca. Zamiast docenić (proteiny i te rzeczy), kazałam kelnerowi natychmiast zabrać.
Wspominam to zdarzenie i restaurację (skądinąd nienajgorszą we Wrocławiu), bo było to w czasach słusznie minionych, restauracja dawno nie istnieje.
Na tym obiedzie poznałam (via wczesny Jerzor) taką jedną parę, która od tamtych pór do tych nam towarzyszy, a i w włóczędze po swiecie także zarówno. Obecnie mieszkają znowu we Wrocławiu.
Tu macham do podglądacza z Montrealu – chyba wie, o kogo chodzi 😉
W „Bieriozce” jadłam kiedyś wspaniałego „dewolaja”, fundował kuzyn mojej przyjaciółki, wówczas student stomatologii, którego zaloty odrzucałam przez kilka lat, ale nadal go lubię 😉
Nemo, dzieki. Zwiedzanie zaczynamy w srode.
Elap,
pamietaj – aparat foto noś i przy pogodzie! Ja mam taki projekt w głowie (miał być na minione miesiące zimowe, był się sprytnie przesunął w czasie na następną zimę) i podsunięte przez towarzystwo przy stole zdjęcia z Cinque, ale przydałoby się więcej, więc fotografuj i sprawozdaj! Pogody życzę i udanej wycieczki. Zazdraszczam, a jak 🙁
Że też człowiek nie może się rozerwać i być wszędzie, gdzie by chciał…
Mój rok geolo organizuje zjazd w Szwajcarii u Pietrka podberneńskiego we wrześniu, juz klepałam, że jak się uda wszystko pożenić, to i o nemo zawadzę. Nie zawadzę. Wybrali weekend III Zjazdu Łasuchów, chociaż robiłam naciski na pózny wrzesień 🙁
No też 😯
Alicjo, do mnie możesz bez zjazdu 😎
Alicja
Cinque Terre, 12 km na nozkach a z powrotem stateczkiem aby zobaczyc od morz. Pozniej Bologna, Ravenna i Ferrara. Ah ta kuchnia wloska, lody, widoki . Bede tez mogla wyprobowac moj wloski. O aparacie pamietam. Moja druga polowa wyposazyla mnie w nowy i jeszcze nie opanowalam dobrze techniki obslugi. Jestem osoba w pewnym wieku i ciagle musze opanowywac nowe technologie. Z trudem ale nadazam.
Alicja , w kwietniu bylam dwa tygodnie w Ziebicach !
Przy okazji… tak mi się skojarzyło, odpowiadając z rana na korespondencję od przyjaciół – nie zauważyliście, że najlepiej rozmawia się w kuchni? U nas prawie zawsze podczas tak zwanych imprez czy baletów towarzystwo w niezauważalnym momencie przenosi sie do kuchni i tam rozprawia o sprawach małych i wielkich tego świata. Żeby nie wiem, jaka ta kuchnia mała była, wszystkich gości pomieści 😯
U mojej przyjaciółki Eli kuchnia była malutka i wszyscy w końcu tam lądowali żeby nie wiem, co. Ela zburzyła ściany i otworzyła całość na salon. Ale towarzycho i tak wstawało od salonowego stołu i oscylowało wokół tego kuchennego 😉
Zajrzałam w zdjęcia – jak nic, kuchnia jest najważniejszym pomieszczeniem w domu i tam sie dopiero ale gotuje!
Najdziwniejsze zjawisko – choćby najmniejsza, wszystkich pomieści 🙂
Elap,
Ziębice to moje rodzinne (dosłownie) miasto! I jeszcze moja rodzina tam mieszka, a ja bywam, jak bywam, czyli zawsze, jak jestem w Polsce.
„Osoba w pewnym wieku”? Definicję proszę… moja definicja – każdy jest „w pewnym wieku”, czterolatek też 😉
Aparat ustaw sobie na auto-obsługę i się nie przejmuj, zrobi swoje 🙂
Witam wszystkich,
dziś bardzo delikatny temat,bo kalafiorowy.Jakoś nigdy nie robiłam surówki kalafiorowej,a widzę że wielu osobom smakuje.Z zasadzie zawsze jem gotowane z bułką tartą.Dziś mogę sobie tylko poczytać o jedzeniu,albowiem niczego dzisiaj nie jem.Już od połowy marca raz w tygodniu,przeważnie czwartek lub piątek robię sobie ścisłą dietę.Chociaż rano,kiedy zrywałam czereśnie,z rozpędu kilka zjadłam.Nikogo do tego nie namawiam,ale delikatnie zachęcam.Ja się już przyzwyczaiłam i nawet mi się to podoba.
Co do kuchni,to owszem,podoba mi się taka otwarta na salon,i taką też niedługo będę miała,ale zasanawiam się,jak smażyć w niej śledzie ,placki i przygotowywać inne wonne potrawy.Nie wiem,czy dobry wyciąg wystarczy.Ciekawa jestem waszych doświadczeń.
Jeszcze a propos wczorajszej rocznicy ciekawy wywiad
z Olgą Lipińską :
http://www.przekroj.pl/ludzie_rozmowy_artykul,4825.html
Któż nie oglądał ” Kabareciku ” !
W naszej kuchni nie ma gdzie usiąść, ale i tak wszyscy się złażą i gadają na stojąco 😀
Ciekawe czy ktoś to zjawisko kuchenne już badał naukowo? 🙂
Myślę, że związane jest to z tym, że gospodarze na ogół dość często kursują do kuchni, goście więc skracają im te wędrówki i mogą zachować z nimi nieprzerwany kontakt.
Mamy kuchnię otwartą na salon i dobry wyciąg. To wystarcza. Zwłaszcza, że używamy dobrych oliw i przypraw mile woniejących. A dania z czosnkiem i cebulą oraz ryby szczególnie wonne (np. dorsze) przygotowujemy wcześniej.
Zdaje się, ze jednak siostra, szwagier i Mama wybieraja się jutro do mnie. Wszystko zależy od szwagra, bo się ostatnio czuje kiepsko. W związku z tym dwukrotnie zwiększył czestotliwośc wyjazdów do krajów ciepłych, co by się wygrzewać. Mam wrażenie, że wyjeżdża co miesiąc, więc na inne jazdy już nie ma ani czasu, ani zdrowia. A ja się wybierałam jutro obejrzeć mini zawody w sąsiedniej gminie. Nawet Leśniczyna się szykowała poskakać publicznie na Nobisiu, ale przedwczoraj spadła i noga ją boli. Zdaje się, że jej depnął na łydkę, dobrze, ze miała oficerki (akurat jej dałam, bo były na zbyciu). Za to nie miała toczka, więc jej nawtykałam co o tym myślę.
Wczoraj w Połczynie była jakaś akademia=defilada=przemarsz głównym deptakiem z okazji 4-tego czerwca. Zaproszono nas, żebyśmy uczestniczyli konno, tym razem jako kowboje (11 listopada udawaliśmy legionistów) chyba w nawiązaniu do kowboja z plakatu „w samo południe”. Pamiętacie? Zwerbowałam drużynę, ale się okazało, ze trzeba tam być rzeczywiście w samo południe, a nawet trochę wcześniej i chętni się wykruszyli, bo normalnie pracują. Został jeden, ale za to możliwie wyglądający, bo człowiek z zasady i zamiłowania jeździ western i ma ku temu całe oporządzenie na siebie i konia, w większości z USA sprowadzone. Konia też ma srokatego, co prawda nie w typie western pony czy innego quarter horse’a a wielkopolską łupę, ale to już trudno, nobody’s perfect
Małgosiu- niewątpliwie o to właśnie chodzi !
Goście chcą spędzać z gospodarzami jak najwięcej czasu.
W lecie jest prościej- wszyscy siedzą razem wokół lub
w podbliżu grila.
Kiedyś wokół ogniska, chociaż i teraz się zadarza.
Kuchnia zamknięta też ma swoje plusy ,bo pozwala :
– przygotować dania – niespodzianki
– mieć bałgan i się tym nie przejmować przynajmniej
do momentu, kiedy w kuchni zjawią się goście
– jak już wspominaliście- niezbyt miłe zapachy pozostają w kuchni
– w kuchni słuchasz twojego ulubionego radia,co nie przeszkadza
innym domownikom
Kuchnia otwarta ma swoje plusy,bo pozwala :
-przygotować dania – niespodzianki na oczach gości i z miejsca
wzbudzić ich podziw
-mieć bałgan i się tym nie przejmować przez całe przyjęcie
-miłe zapachy roznosza się po całym domu i jest to zachętą do jedzenia
-w kuchni słuchasz twojego ulubionego radia, co nie przeszkadza
innym domownikom,bo oni też lubią taką muzykę, jak ty !
Lubię takiego kalafiora, co występuje u nas pod nazwą romanesco:
http://www.ubcbotanicalgarden.org/potd/2006/02/brassica_oleracea_botrytis_group_romanesco.
Widzę, że się nie otwiera 🙁
Tu jest inny
http://www.shopblogger.de/blog/archives/1472-Romanesco-mit-Paprikasauce.html
Krystyna, a jest jakieś naukowe uzasadnienie takiej jednodniowej głodówki? Bo są też poszczący w piątki ze względów religijnych, ale to co innego.
U drapieżników, to wiem, w niewoli nie karmi się ich jednego dnia (z reguły niedziela, zeby obsługa odpoczęła) co ma naśladować ich sposób odżywiania się na wolności – jak coś upoluje to się naje do wypęku i śpi, a ruszy się dopiero jak zgłodnieje.
Takoż wypoczynkiem załogi (i mniejszą nieco płacą) było karmienie pewnych grup zwierząt przez sześć dni, ale wtedy dawkę obliczoną na siedem dni rozdzielało się na sześć (5 x + 10% i raz (w sobotę) + 50%);
no i nie można było się tym zwierzakom w niedzielę na oczy pokazywać.
Na potwierdzenie moich wcześniejszych słów
właśnie zaczęło się gradobicie. Zdążyłam zrobić zdjęcie gradu, bo teraz to już tylko potężna ulewa. Dokumentacje puszczę w obieg przez Alicję.
A wracając do tych kuchni – to w telewizorze widziałam
w programie kulinarnym, rzecz jasna, duży dom, gdzie były
2 kuchnie: otwarta i zamknięta.
To dopiero rozwiązanie !
Danuśka 😆
Też bym tak chciała, ale jaki wielki dom trzeba wtedy mieć! 🙁
Najlepiej to sobie zrobic piec ziemny w ogrodku jak ktos ma. Kamieni nazbierac, jakies duze liscie do owijania jedzenia no i drewno na ognisko. Potem prosiaka wypchac czym sie da, jak sie da i ile sie da i zaprosic gosci. Potem zgromadzic wszystkich dookola ogniska, rozgrzebac wszystko, wyciagnac spod kamieni prosie i voila….szybko zamowic pizze zeby goscie za bardzo nie zglodnieli. Prosie serwowac bezdomnym psom jesli beda chcialy jesc. Inna opcja zatrudnic Polinezyjczyka z Polinezyjka i oni nam to zrobia jak trzeba.
W Calgary leje jak z cebra wiec prosiaka z umu nie bedzie. Truskawki z cukrem, mieta i octem balsamicznym super. Nie wiedzialem ze ocet moze byc tak smaczny. Wczoraj kupilem tez sobie zolte i pomaranczowe pomidory bo smiesznie wygladaly takie nieczerwone. Dzisiaj kupuje kolejne truskawy bo ocet mam 🙂 chyba pierwszy raz w zyciu balsamiczny ocet kupilem i jestem b. zadowolony.
http://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/Pomidory#slideshow/5343623944839611298
MalgosiuW domu nie trzeba wielkiego tylko jedna sypialnie mniej i moga byc dwie kuchnie i dwie lazienki z pokojem stolowym i tyle… A spanie w ogrodku w namiocie kolo pieca ziemnego zeby bylo cieplo.
Ale ja nie mam domu i tym bardziej ogródka 😥
Argumenty Pana Piotra i Danuśki całkowicie mnie uspokoiły.Kuchnia otwarta czy zamknięta- zawsze same plusy.Danuśka ma duży dar przekonywania.
Jeśli chodzi o głodówkę,to naukowych danych nie znam.Czytałam tylko,że myszy głodzone żyły dłużej i w lepszej formie niż te,które mogły jeść do woli.Człowiek nie mysz,ale przegłodzić się czasem nie zaszkodzi.Skutek jest taki,że żołądek trochę się kurczy i potem trochę mniej jem,chociaż mój mąż twierdzi złośliwie,że w sobotę nadrabiam zaległości.Ale to nieprawda.Jest to metoda na lekkie powolne zgubienie kilku kilogramów.
Jedyna przykrość dzisiaj z powodu mojej głodówki to niemożność podjadania surowego ciasta keksowego. Ale keks tylko na tym zyska objętościowo.
To tak jak ja. Trzeba wiec do parku miejskiego sie udac i improwizowac :-). Mowiac o parkach wlasnie sie zgadujemy z ludzmi z pracy i mamy zrobic sobie jednego lipcowego weekendu w parku grila pieciu kontynentow. Zebrala sie gawiedz z calego swiata a to Seul-Korea, Manila- Filipiny, Wybrzeze Kosci Sloniowej, Senegal, Gabon i Zair (Kongo) – Afryka, Mexico City- Meksyk, Calgary- Kanada no i ja z Kraju nad Prosna. Kazdy ma cos przygptowac wlasnym sumptem, zadnych gotowych potraw zakupionych nawet w lokalnym etnicznym sklepie i sie spotykamy na dzie pitraszenia. Miejsce trzeba zarezerwowac a wczoraj sprawdzalem nad jeziorem jest pare z 3-ma paleniskami wiec idealne dla nas i mam nadzieje ze w lipcu dojdzie do skutku. Kuchnie 5 kontynentow z jednego „office” u podnoza Gor Skalistych. Ham i co wy na to. Zdjecia, filmy i w ogole „all that jazz”. Obie Ameryki, Azja, Europa, Afryka to 5 (piec). Niestety nie mamy zadnego Aussie – echidna by sie przydala – wiec zabraknie ostatniego z kontynentow.
Ha co wy na to… na wszelki wypadek poprawie zeby sie komus zle nie skojarzylo…
Bardzo ładny mam kod c33c,więc skorzystam i zapytam osoby ,które czytają przekrój / Pyra,Danuśka ,Alicja -kiedyś,a może i teraz/ : czy rozwiązujecie przekrojowe krzyżówki ? Ja zawsze w czwartek drukuję krzyżówkę,a rozwiązujemy razem w mężem.Nieraz bez żadnych problemów,ale przeważnie trzeba się nagłowić.Ciekawa jestem,czy są jeszcze entuzjaści tych krzyżówek.
Muszę zajrzeć do kuchni,bo keks zaczyna pachnieć.
Krystyno,
„Przekrój” był w moim domu rodzinnym od kiedy pamiętam i jak podrosłam, to pasjami rozwiązywałam te krzyżówki. Ileż to było emocji i zabawy. Później „Przekrój” spsiał i krzyżówka razem z nim, nawet jej chwilowo nie było. Moja siostra podsyła mi przeczytane egzemplarze, ale jakoś przestałam tęsknić za tą lekturą 🙄 Spróbuję jednak zajrzeć do internetowego wydania i porozwiązywać 😉
A to nie jest tak, że organizm w strachu, ze nie dostał jeść, zaczyna się przestawiać na oszczędną gospodarkę i co się da zamienić na tłuszcz i zostawić na zapas?
Te myszy żyły dłużej, bo nie były głodzone co jakiś czas, tylko ogólnie żywione na niższym poziomie a te drugie stale miały do woli. Tak na prawdę to sa tylko dwa ssaki, które się potrafią tak zapaść, ze nie mogą się same ruszyć: człowiek i świnia. Reszta, nawet gruba, jest fizycznie w miarę sprawna. Jeszcze: czy te myszy siedziały sobie w klatce i nic nie robiły, czy je ganiano? Te chudsze pewnie się więcej ruszały, bo szukały co by tu jeszcze przekąsić a te najedzone nie musiały. Ciekawe jakie by były wyniki, gdyby obydwie grupy zażywały sporo ruchu. Obawiam się, że te głodniejsze zdechłyby z niedostatecznego żywienia a te karmione do woli były by w doskonałej formie.
Ilustracje do wcześniejszego komentarza Starej Żaby
(ja z doskoku, to troszkę sie spózniłam z zamieszczeniem):
http://alicja.homelinux.com/news/Grad/
Ja czytam też tylko niektóre artykuły w wydaniu internetowym.Stary „Przekrój ” to było zupełnie inne pismo.Ale krzyżówki nieraz są zabawne i można się przy nich trochę odstresować
Zaraz poczytam do tyłu, tymczasem oko moje zatrzymało się na krzyżówkach przekrojowych… chyba już o tym klepałam tutaj, ale powtórzę autentyczne hasło z krzyżówki przekrojowej (wczesny Gierek mi się kojarzy):
„przyjaciółka spotyka przyjaciółkę po latach”.
Nie pamietam, jakie litery były już wpisane, wyraz na 5 liter. Nie było łatwo zgadnąć 😉
Nemo, mokeni i wupuge?
Zimno za oknem, zimno z tej strony okna bo klimatyzacja jak zawsze dziala wstecz czyli na opak czyli do de…
Moja ciocia 79 lat (choc ostanio jej sie cyferki przestawiaja i mowi ze ma 97) bez krzyzowek juz dawno by zglupiala jak sama twierdzi a tak to ma swiezosc umyslu zachowana i pogodnie patrzy w przyszlosc czyli do mojego przyjazdu. Jak do niej zadzwonie to czasem pyta bo nie moze znalezc odpowiedzi albo mi kaze na ten kopmputer wejsc i poszukac bo ja meczy. Wiec szukam i tak sobie gaworzymy przez ocean. Krzyzowki to dobra zabawa sadzac po cioci bo pamiec i w ogole bystry umysl ma jak 20-latki chociaz zabkow nieco zgubila bo dentysty sie boi jak kata.
Przestalo padac ale mokro jest nadal. Zarelko dla ptaszkow sie nieco rozwodnilo, bedzie zupka a moze i cos wyrosnie pod oknem.
Danuśka,
ja za Twoją wersją kuchni otwartej – gości żadne zapachy kuchenne nie odstraszą, przeciwnie, przyciągną i wzmogą apetyt!
Kuchnia jest niebywale rozciagliwa, niechby była i najmniejsza, u wspomnianej przeze mnie przyjaciółki była tycia, malutki stolik i ławeczka na 2 osoby, a jednak zawsze balety kończyły się na debatach w kuchni, raz naliczyłam 12 osób, całe towarzycho wcale nie chudzielców, choć i nie grubasów.
Nie wiem, czy ktoś naukowo badał to zjawisko, ale ja od dawna to zaobserwowałam i jak się w sobie zbiorę któregoś dnia, to poszukam w archiwach stosownej dokumentacji.
Spojrzyjcie na nasz kuchenny stół – ile ludzi by tu nie wdepnęło, każdy się zmieści 🙂
Mnie się marzy taka otwarta kuchnia, ale w tym domu nie da rady, kuchnia jest po drugiej stronie domu, a ścianę moge rozwalić najwyżej do łazienki. To nie byłoby chyba najszczęśliwsze rozwiązanie, jak myślicie?
Krystyno,
Przekroje czasami dostaję od koleżanki, która je targa z Polski raz na jakis czas. Ona krzyżówki zaczyna, ja staram się skończyć, nie zawsze mi się to udaje, bo jednak trzeba siedzieć w temacie, a mnie sporo z codziennej, współczesnej Polski ucieka i jak trafię na takie hasło – to kaplica.
A co do tamtego hasła o przyjaciółkach – RUINA miało być 😯
Żabo,
mój typ był mubo i wupuge, ale nie wiem czy dobrze, bo rozwiązanie jeszcze tajne.
Nkeni odniosłam do gościa, bo wydało mi się, że człowiek ndu jest równorzędny z ogniskiem wudu, a płomyk wubo odpowiada strumykowi mubo 😉
W każdym razie coś miałam dobrze, bo na razie ukazały się dwie błędne odpowiedzi innych zgadujących.
Żabo,twoje uwagi starego/pardon/zootechnika trafiają do mnie.Ten ruch na pewno jest bardzo ważny.Toteż dwa razy w tygodniu chodzę na aerobik i od młodzieży wcale nie odstaję.To taka moja inwestycja na przyszłość.
Kombinuję, co zrobić na kolację, bo pojawi się mięsożerny Geolog i wegetariańskie dziecko, a w lodówce jest wszystkiego po trochę, ale każdego za mało na osobne danie. Jest reszta ugotowanych szparagów, jedna większa kiełbaska, szpinak, sałata, gotowany makaron, 4 ziemniaki w mundurkach, 3 jaja itp. Nagły przypływ inwencji podsunął pomysł na ciasto ze szpinakiem i fetą (też jest w lodówce, jak i ciasto francuskie), a makaron podsmażę ze szparagami i może kawałkami pomidora dla koloru?
Kiedys badali wieloryby i wyszlo, ze im grubszy tym zdrowszy. Cholesterolu mialy w zapasie na 3 lata a tluszczu tyle ze nurkowac juz nie mogly. No to turysci dokarmiali a jest co dokarmiac. 2 tony krewetek co dzien. Albo takie Coquille Saint Jacques im przygotowac, wiesz ile to roboty bylo tych kokilek 300 na wieloryba. Albo taki hipo. Zre trawe a spaslak ze hej. A oni mi dla zdrowia kaza zieleniny zrec jak krolik. Foki tluste a w lodowce zyja, niedzwiedzi polarnych przybywa choc oficjalnie ubywa a moje wroble za oknem domagaja sie kola do cwiczen bo samo latanie juz im nie wystarcza tak je karmie. Za oknem scinaja trawe co przez szybe brzmi jak z filmow wojennych lawa nadlatujacych samolotow, tylko czekac jak bomby spadna.
Kiedys byl film „Swiat sie smieje”. Z czego sie teraz smiac ?
Moja babcia mawiała „Zanim gruby schudnie to chudy zdechnie” 😯
Słonina też pazerna na zielone. I większa od hipa!
http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/13.Kruger_Park-17-19.03/47.Ops…%20zlamalem%20drzewko.jpg
Ja też przegladam lodówkę w poszukiwaniu… i żeby jednak nie tracić czasu, a potem go nie szukać, potrzebuje przepis z tych szybkich.
Dysponuję makaronem, ryżem (to podłoże) oraz – papryki, cebula, czosnek, szynka polska, jajka, parmezan, pomidory w koszyczku na stole
yyc ,
można sie śmiać z siebie, ale to nadzwyczaj trudna sztuka 🙄
Idę pojezdzić na bocznych, nadal bezkaskowa.
No to zapowiadaja snieg z deszczem na jutro. Spowodowane to jest ociepleniem klimatu w gornych warstwach dolnych limitow na Wisle w Zawichoscie. Huragany od Katriny tak sie przejely swoja rola w ociepleniu, ze tez przestaly wiac i tylko te myszy sie spasly do granic nieprzyzwoitosci. W Chinach ponoc glownie zyja chinczycy.
Alicjo najszybciej to wrzuc wszystko do garnka i zagotuj. Nie zapomnij odizolowac jaja od skorupek chyba ze lubisz chrupkie jedzenie. Po zagotowaniu prozyc przez jakis czas. Mieszac okazjonalnie miedzy kolejnym kieliszkiem wina. Dodac soli do smaku i pieprzu do pieprznosci mozna papryki dla koloru. co zostanie doslodzic i zrobic deser.
Dzisiaj bylem u Pani Doktór od pluc.. Dmuchalem w jakes rury az stracilem oddech. W pewnej chwili pani zapytala, czy jako ostatni pacjent, w tym dniu móglbym jej poswiecic odrobine prywatnego czasu. Z lekka zadyszka oswiadczylem, ze oczywiscie. Zostalem zaprowadzony na zaplecze a tam w salonie przywitano mnie oswiadczeniem, ze jutro czyli w sobote zebrani jada autobusem na Europekjski Kognres Lekarzy od astmy. Kongres odbedzie sie od jutra do czwartku w Hotelu Sheraton w Warszawie. Tu padlo wiele pytan na temat polskiej kuchni w tym, czy w tym hotelu bedzie mozna zjesc cos autentycznego. Nikt z nich jeszcze nie byl w Polsce.
Inne kraje znaja. Chcieli zabrac mnie jako tlumacza ale udalo mi sie uratowac.
Mój apel brzmi nastepujaco.
Ratujmy dobre imie hotelu Sheraton w Warszawie. Jutro wieczorem bedzie stojace party rozpoznawcze. Zabieg rutynowy i nie do poprawiena.
Jednak na zakonczenie, bankiet dla okolo tysiaca kongresmanów. Znaczna czesc uszestników to obiezyswiaty co z niejednego garnka jedli i róznych glupot nasluchali.
Gdyby tak na przyklad Gospodarz wzial sprawe bankietu pod opiekuncze skrzydla i doprowadzil calosc do porzadku.
Moje wizyty i operacja nie poszlyby na marne
Pan Lulek
P.S. Tylu utytulowanych przy moim stole dawno nie widziale. Rozumiecie. ze uczestnictwo z mojej stron na krzywy ryj czyli sepa
kalafior byl wczoraj, zywy, w salacie, nawet jajo sie zalapalo, ale ja nie o tym, wczoraj cos zdupilem i chodzilo mi po lbie, przeciez nie moglem glosowac na Mazowieckiego w 89, bo mnie tam nie bylo, a do tego sie nie zaprezentowal, to byl 90 na prezydenta, gdzie z niejakim Tyminskim wtopil byl, jak go zwal, tak zwal, wypilem jakbym glosowal,
yyc Twoje pochlebstwo miodem mnie splynelo, szczegolnie ta mieta dla mietkosci
a na lunie lunochody?
zyja znaczy tez, ze juz nie wspomne o Cap Vert, gdzie tylko marsjanie
YYC 🙂 🙂 🙂
Czytam Twoje komentarze, począwszy od 16.22
Krystyno – to zrób tę kuchnię tak jak Ci serce i żołądek podpowiada !
A co do „Przekroju” – to czytałam swego czasu chętnie „stary
Przekrój”,ale w tamtych czasach nie rozwiązywałam krzyżówek.
Teraz czytam od czasu czasu „Przekrój”w internecie,bo trafiają
się ciekawe artykuły.
Krzyżówki w różnych pismach rozwiązuję głównie w pociągach
lub na wakacjach,ale zapewne przydałoby się częściej,co by
ćwiczyć szare komórki.Powinnam ćwiczyć jeszcze parę innych
rzeczy i też nie ćwiczę 🙁
Mamy 2 zawodniczki Starą Żabę i Nemo,które bardzo wytrawale
łamią sobie głowy.BRAWO !
Dla tych, co łamią sobie głowy (Stara Żaba i nemo) proponuje kaski 😉
Przezorny zawsze ubezpieczony!
Panie Lulku- Gospodarz jutro od 10.00 rano rumieni się
od komplementów podczas spotkania z czytelnikami
w księgarni w Wyszkowie (vis a vis sklepu „Stokrotka”).
Czy będzie miał siłę brać wieczorem pod opiekuńcze
skrzydła pulmonologów-obieżyświatów, doprawdy nie wiem ???
Nemo, ja se odpuszczam, bo muszę coś na jutro wymyślić. już raz wymyśliłam, ale się realia zmieniły.
Mój Dziadek, czyli ojczym mojej Mamy, rozwiązywał krzyżówki do śmierci, czyli do 94 lat. pewnie by rozwiązywał dłużej, ale zdecydował się umrzeć po śmierci Babci. Po prostu stwierdził, że już ma dosyć i tyle. Słuchał przy tym telewizora (patrzył w krzyżówkę a telewizora słuchał przy tym, siedział bokiem do ekranu) i był na bieżąco z polityką.
Krzyżówki z Przekroju to było zajęcie wakacyjne, wszyscy się głowili zgodnie. Pamiętacie tytuł? Krzyżówka z kociakiem to rozrywka zdrowa i tania! A teraz nie czytam Przekroju. Jedynie Politykę i Forum.
Ja uwielbiam kalafiora, jadam go na surowo, ugotowanego na parze i w wodzie, z masełkiem i bułeczką, w zupie kalafiorowej. Ale powiem Wam tak trochę na ucho, po cichu, że najbardziej uwielbiam kalafior pod beszamelem. Z młodymi kartofelkami. Ludzie – idę do kuchni…
Danuska Ty masz kolejny talent. Ty widzisz przyszlosc. U mnie godzina 12.40 a Ty widzisz moje wpisy od 16.22. Ja sie wrozby domagam co mi przyszlosc przyniesie? Czy mam inwestowac czy sprzedawac? Czy bede obchodzil 116 urodziny (wlasne)? Kiedy wreszcie ta ziemia zwolni zebym sie mogl dospac? reszte pytan przesle e-mailem.
Slawek bo tez truskawki (jak literki poprzestawiac to prawie stawberry) a tym acetonie balsamicznym to im nawet te balsamowane mumie egipskie do piet nie dochodza. Jestem od wczoraj zwolennikiem octu balsamicznego i musze tez sobie te pomidorki kolorowe z boccancini i bazylia z domowego ogrodka (doniczki) zrobic wlasnie z winegretem. Czy mi sie zdaje (teraz w pamieci szukam podswiadomie ze swiadomoscia ze szukam) czy gdzies kiedys widzialem, ze i do lodow mozna dodac? Moze jakies owoce na lody i pokropic balsamico oceto (mieta ma sie sama rozumiec)?
Wczoraj do 2 rano siedzialem i dzisiaj w pracy strasznie senny jestem wiec sie musze jakos rozbudzic stad te pisaniny.
Acha, naukowcy z University of Arkansas udowdnili po 10-cio letnich badaniach przeprowadzonych na wyspach Polinezyjskich ze Ocean Spokojny w 98.76% sklada sie ze slonej wody. Reszta to ryby i 3 wieloryby.
no i dlatego tam tak spokojnie
yyc ,
tak jest, do lodów, ale to juz górna półka octów balsamicznych z Modeny – dawno temu ogladałam programy kulinarne takiego wesołego kucharza ze Stanów (zapomniałam nazwisko!) i on po raz pierwszy dla mnie prezentował te octy balsamiczne i mnie „zaszczepił” skutecznie. Ocet na lody to wieloletni i drogi jak jasny gwint smakołyk, gęsty bardzo, na lodach wygląda jak czekolada. Nie miałam okazji spróbować, to nie na moja kieszeń (ok.1000$ US za butelkę).
Tak
Tak – to bylo do Slawka ale zajelo mi tyle czasu pisanie ze sie Alicja zdazyla wpisac w miedzyczasie.
Za 1000 dolarkow to ja na Karaiby polece i jeszcze mi na pare kolacji zostanie wiec chyba tych lodow z aceto balsamico nie sprobuje. Moj byl na dolnej polce (musialem sie nawt schylic) i do tego na przecenie i sie nawet zastanawialem dlaczego bo przeciez chyba nie ze starosci?
O diabli! W sumie pamietałam nazwisko tego pana, ale wolałam sprawdzić na sieci, odszedł kilka lat temu tam WYŻEJ.
Miał bardzo fajne podejście do kuchni i bardzo mi się podobały jego programy. Takie „życiowe”, bez zadęcia, a i zawsze się człowiek czegoś ciekawego dowiedział, bo był to niezły gawędziarz. I zawsze zachęcał do eksperymentowania, nigdy niczego nie odmierzał na aptekarskiej wadze itd. Co sobotę rano oglądałam.
http://en.wikipedia.org/wiki/The_Frugal_Gourmet
Moze ludziom nie chialo sie schylac to przecenili?
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Dziwadlo#5342782420473045506
to po prawej, to jeszcze lepciejszy patent, specjalnie do truskawek i inszych melonow i lodow, gesciejsze i jakby bardziej slodkie, taki koncentrat acetonu, przetestowalem goscia, niezly, jesli nisko postawia, polecam
To ta crema balsamico to wlasnie taka za 1 tys talarow? mam byc w Paryzu niedlugo, tak sobie wspominam na wszelki wypadek.
YYC, popatrz sobie tu:
http://www.amazon.com/Aetaia-Leonardi-Balsamico-Modena-Balsamic/dp/B001G8C1A2
wcale nie za 1000$ 🙂
MałgosiuW ,
ale to nie ta półka 🙂
Balsamico cena zalezy od „starości” i te najstarsze i z najwyższej półki sięgają takich zawrotnych cen, a gęstnieją same przez się, a nie sztucznie.
Zmieniłam plany obiadowe, będzie ryż, właśnie czekam aż dojdzie. Odrzuciłam parmezan. Nie mam mleka kokosowego 🙁 Byłoby jakieś kambodżańskie…
Szkoda! Ale nic, i tak coś pokombinuję, a Jerzor głodny, wszystko zje 😉
No tak i cale 21 % oszczednosci. Jak jeszcze lody beda na przecenie to wam powiem ze i na te Karaiby polece i lodow z octem sie najem… A z Karaibow jakby tak przywiezc kubanskich cygar, sprzedac z 28 krotnym zyskiem, poczem zakupic syropu klonowego i w Brazyli zamienic na kauczuk z 17 krotnym zyskiem to gdzyby ten caly zysk byl moj a nie drugiej strony to moglbym poleciec na te Karaiby i zjesc te lody z tym octem. No chyba, ze przyjdzie kryzys.
A skad ten ryz idzie?
A bo ja wiem?! 🙄
Basmati podobno. O, puka do drzwi, to lecę otworzyć!
YYC -inwestuj w przyszłość,zawsze warto. A jak masz dobrego kupca,
to sprzedawaj z uśmiechem, a jeśli się uda to i z zyskiem.
Zysk przeznaczysz na ocet balsamiczny lub na Karaiby.
Moje rady spóźnione – YYC wie lepiej ode mnie w co inwestować
oraz co i gdzie sprzedawać.
Drogi Panie Lulku!
Przyznam że Pańscy fachowcy od astmy trafią w miejsce dość szemrane.
W tym to Sheratonie odbywaja się wszystkie spotkania, kongresy, wybory PZPN, czyli fachowców od kopania piłki.
A co sie dzieje w naszej piłce nie muszę chyba pisać.
Ustawiane mecze, korupcja, przekręty…zresztą popatrzeć na działaczy…sami fachowcy.
I co, jesli choroba tocząca piłkę przenosi się tam z fachowca na fachowca?
Tak więc moze się zdarzyć, że Pańska Lekarka zarząda byś Pan po kolejnej wizycie zrewanżował się na parapecie.
No i znam czego wiekszosc ludzi nigdy nie pozna. Przyszlosc. Future. Jutro. A tu dopiero 14.22. Sprzedaje wiec com wlasnie kupil z usmiechem i zyskiem i kupuje czegom nie sprzedal tez z zyskiem i smiechem na ustach i w oczach. Potem jade na dwa miesiace i 3 dni na Karaiby dojesc wsrod kanibali tych lodow z octem. Juz nasycony zakupie to czego nie zdazylem sprzedac przed wyjazdem i czego nie zdazylem kupic przed powrotem i wtedy zysk bedzie moja strata a wydatki dorownaja przychodom. Pero, pero bilans musi wyjsc na zero…alicjo to ten ryz z daleka idzie. To on bedzie flat jak dojdzie. To ty go lepiej przerob na sake.
Ciagle pada. Ptaszki nakarmione. Wroble wygladaja jak male karpie przed swietami a sikorki jak raki na bezrybiu. Zielono sie zrobilo. Mam nadzieje ze obiecany snieg z deszcze nie spadnie tylko sam deszcz a snieg to juz w listopadzie albo bokiem do Kingston pojdzie. „Przelec mnie” spiewaly Alibabki i do tej pory nie wiem czemu. To chyba byla ta propaganda sukcesu. Siedem Alibabek i jeden rozbojnik. Co sie dziwic, ze dzieci Misia w de.. calowaly na dobranocke. I tym pogodnym akcentem (nie mylic z acetonem bazylijskim) zegnam sie z pracy. Pracowalem dzisiaj sumiennie co nie znaczy ochoczo. Teraz lece do domu zobaczyc jak sie ta moja przyszlosc sprawdzi….
No i się zjadło, i popiło 😉
Mleko kokosowe zastąpiłam odrobiną słodkiej śmietanki po odstawieniu z ognia. Troche schrzaniłam, bo zanim doszłam, że moge tę słodką śmietankę, to wrzuciłam pomidory, a one powinny byc tam tylko momencik.
http://alicja.homelinux.com/news/Dish_of_the_Day.jpg
chyba jest pełnia a będzie przymrozek
Jednym slowem ksiezyc ciepla nie daje.
Alicjo,
tu moja kolacja:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/CiastaRozne#5343973577396914050
A na deser ananas z poziomkami.
Dzieki Antek za uratowanie zycja. Calkiem wypadlem z obiegu.
Tak dalece, ze w poniedzialek od calkiem innego lekarza musze jeszcze otrzymac dodatkowy papier. Uroczyste podsumowanie zdolnosci do bycia operowanym.
Gwarancji przezycia nie udziela sie.
Pan Lulek
nemo,
ja podobne kombinuję, tylko w ciastach jestem niezręczna i nie chce mi sie nawet próbować, kupuję gotowe ciasto do pizzy (bywają caaaałkiem niezłe u nas!) i zapiekam tam szpinak, fetę i różne inne rzeczy. Uwielbiam takie cuś.
Panie Lulku,
czy Pan nie ma co robić tylko po lekarzach za certyfikatami biegać?! 😯
Jaka znowu operacja?!
Dzien dobry,
Zanim ja siade do komputera, to wszystko juz omowione w najdrobniejszych szczegolach. Tym niemniej dziekuje Gospodarzowi, ze od czasu do czasu zamiesci wpis, z ktorego moga skorzystac rowniez ci mniej z kuchnia obyci.
Dotychczas jedlem kalafiora dosc czesto. Teraz, dowiedziawszy sie, ze to swietne warzywo ma takie wielkie zalety, jak neutralizowanie produktow kwasnych i oczyszczanie watroby z toksyn, bede go jadal jeszcze czesciej, na wszelki wypadek.
W niedziele robie kalafiora z koronka.
Zapachu przy gotowaniu pozbywam sie otwierajac wszystkie okna, niech inni wiedza co mam na kolacje.
Lekarze postzanowili wyreperowac mi cos w glowie. Rozumu nie da sie, bo i tak go niema. Moznaby wlac nieco oleju do lba ale gdzies zgubily sie kluczyki od wlewu.
Jutro wybieramy Europe. Co prawda ostatnio dostala zadyszki ale ud czego Europejski Kongres Plucników który jutro rozpoczyna obrady w Warszawie. Hotel Sheraton.
Pan Lulek
Nareszcie deszcz 😎 Tak chodził i chodził opłotkami po Europie i wreszcie zaczął padać u nas. Co za ulga.
Panie Lulku,
kiedy ta interwencja chirurgiczna? Będę trzymać kciuki!
yyc (20:54)
Jak ty taki balsamista to spróbuj kiedyś „Crema di balsamico”. To taki zagęszczony ocet balsamiczny o konsystencji syropu. Bywa z domieszką malin.
Na te lody to jak do rany przyłóż…..
Eeee tam, po łepkach czytam to i skutek opłakany….
Truskawki ty sobie spróbuj kiedyś po angielsku. Potraktowane grubo mielonym czarnym pieprzem prosto z młynka. Muszą być jednak słodkie. W najgorszym wypadku popudruj cukrem-pudrem.
ASzyszu?
Walnąć ten pieprz prosto na truskawy? 😯
Jak pieprz zamiast cukru, to cos jakby dla mnie 😉
Panie Lulku, trzymam tego dnia kciuki po dwakroc! tego samego dnia, o zblizonej porze, taka sama operacje ma Moja Mama…
pozdrowienia dla wszystkich!
Alicjo,
Toć to stary przepis- jeszcze od Heleny. Truskawki poplasterkować nieco – będzie bardziej soczyście. Gdyby okazało się, że niezbyt słodkie to oszukać cukrem pudrem – z doświadczenie wiem, że bardzo ważny ten kontrast słodyczy i świeżutkiego pieprzu, grubo mielonego.
My jak znajdziemy dobre truskawki – ale to dopiero latem, w lipcu to dajemy sobie popalić z dwóch rur jednocześnie. Znaczy balsamico i czarny pieprz.
Mmmmm….
Zaraz. Spokojnie. Pan Lulek w poniedziałek ma dopiero dostać certyfikat, że operacja może się odbyć. Dla porządku zapytuję – kiedy operacja w takim razie?
Musimy wiedzieć, bo nasze macki sięgają daleko (globalnie, że tak powiem), a dobre myśli są jak najbardziej pożądane w takich momentach.
Magdaleno, podaj datę, bo „tego samego dnia” brzmi tajemniczo, a powinniśmy wiedzieć, kiedy trzymać kciuki za Mamę i słać dobre myśli.
Don´t misunderstand me wrong:
Na jednej połowie talerza te z balsamico a na drugiej te z pieprzem.
Przestańcie o tych truskawkach 🙁 Z ogrodu zebraliśmy 7 (siedem) sztuk, w sklepie jakieś kwaśne niedobitki pogradowe, ale helweckie, więc dla ochrony rynku nie wolno importować zagranicznych. Tragedia 🙁
Polecam menu na czerwiec (Dwór wiejski 1843)
Czerwiec.
Mięsiwa.
Wołowina, cielęcina, baranina, wieprzowina, drób jaki
jest: kurczęta, gołębie, zające, króliki, przepiórki, ryby różne,
pasztety mięsne, paszteciki.
Przydatki.
Rzodkiew, korniszony, masła, rzerzucha, ogórki świeże.
Jarzyny.
Zielony groszek, młoda fasola, szparagi do połowy mie-
siąca, kardy, sałaty, szpinak z burakowych liści, szczaw po
Stym Janie, czasem młode ziemniaki wczesne, grzyby.
Leguminy i mączniki.
Kasze różne, ciasta, makaron, pirogi, łazanki, jaja na
wszelkie sposoby, bliny, śmietanka rozmaita, kompoty.
Wety.
Poziomki, truskawki, wiśnie, konfitury, biszkokty, ma-
karoniki, sery, śmietana kwaśna zaprawna, lody, soki.
Witam wszystkich!
Alicjo,programy kulinarne Jeffa Smitha też lubiliśmy oglądać.Chrakterystyczne było to,że na stole zawsze stała butelka wina,którym Jeff delektował się w czasie gotowania.Podobał mi się taki spontaniczny sposób gotowania.
Dziś na obiad będę jadła to,o czym ostatnio mówiło się na blogu,czyli kalafior,jajka i pomidory- wszystko w postaci najprostszej ,a więc kalafior obgotowany,jajko sadzone i sałatka z pomidorów.Do tego sporo zieleniny.Dla męża,bo dziś ciężko pracuje,schabowy i mizeria.
Po wczorajszej głodówce wszystko mi dziś lepiej smakuje.
Ten pieprz do truskawek muszę wypróbować.Jadłam niedawno jakieś czekoladki z pieprzem,ale moim zdaniem powinny być zdecydowanie bardziej pieprzne.
W lipcu będzie jeszcze lepiej:
Kasza z zielonego żyta, manna, różne kaszy, szarloty z
owocami, dmuchanki ze świeżych owoców, śmietanki rozmaite,
meryngi, tort hiszpański, morele w cieście, jaja na różne sposoby.
Poziomki ogrodowe, truskawki, maliny, wiśnie,
melony, morele, figi, agrest, porzyczki, różne ciasta,
biszkokty, sery i serki, mieszane owoce, galarety, lody,
soki z wodą, melony, arbuzy, gruszki małgorzatki. ? Woda burząca do ochłodzenia.
Wiadomość z ostatniej chwili:
Idę smażyć placki pszenne drożdżowe z jabłkami. Będą polewane kanadyjskim syropem klonowym!
U na zupa kalafiorowa z pieczarkami i świeżo zmielonym pieprzem wprost do talerza- prosto z młynka.
Ponadto kasza gryczana z gulaszem z karkówki ( karkówkę przedobrzyłam w brytfance i się rozpadła sama na zgrabne pasemka gulaszowe.I teraz jest tak jakby musiało być).Do tego surówka z zielonego ogórka w plastry i kiwi w ósemki oraz poszarpana rukola. 🙂
Dziś na obiad schab pieczony (właśnie siedzi w piekarniku i drażni mój nos), ziemniaki i młoda fasolka szparagowa. A na jutro czeka kapusta. Na deser truskawki w różnej postaci.
A za oknem w końcu słońce! Podobno tylko na chwilę 🙁
U nas sezon truskawkowy się jeszcze nie rozpoczął, więc wszystko przede mną. Balsamico do nich zakupię z trochę wyższej półki, niż ta najniższa, no ale nie z tej najwyższej jednak.
Krystyno,
to chyba gdzieś po mojej stronie mieszkasz, skoro obznajomiona jesteś z Jeffem Smithem? Wino w kuchni wprowadziłam właśnie dzięki niemu, nie odmówię sobie kielonka w czasie gotowania, nieważne, że do obiadu też. Ze wszystkich programów kulinarnych właśnie jego zapamiętałam najbardziej, bo był taki niekonwencjonalny. U mnie nadawał to PBS w soboty, oglądałam to „religijnie” 😉
Na obiad jeszcze nie wiem co, na razie wtraciłam dwa kiwi na pierwsze śniadanie i zastanawiam się, co by tu więcej.
Nemo, nie dawaj z wyprzedzeniem 😉
Biszkokty chyba nabędę drogą kupna albo co?
Coś z rabarbarem muszę począć – jakoś nie chce mi się w tym roku robić zajzajeru, ale chyba muszę, bo co z tym robić? Kompotu przecież nie będę pić całe lato (chłop nie przepada), a ciast nie piekę.
Decyzje, decyzje… 🙄
Dzisiaj wczorajszy żurek, bom w pracy a panowie tyrają okołodomowo.
Jutro kurczę pieczone z młodymi pyrkami i fasolką szparagową, która powinna mi kością w gardle stanąć, bo stragan się pomylił i za mało skasował. W poniedziałek odkręcę 🙂
Haneczko,
co ja się namordowałam, żeby chłopa wypchnąć do ścinania trawy 🙄
To jego obowiązek, w dodatku u Franka też powinien, niechętnie, ale wreszcie tyłek podniósł, zostawił komputer w spokoju. Teraz pytanie, jak go namówić, żeby wysprzątał garaż i zrobił porządek w naszym rzęchu pod nazwą toyota? Rzęch ma 19 lat i zamierzamy zajezdzić do końca. Zaczyna niestety, rdzewieć – nie dziwcie się, u nas zimą sypie się tony soli na drogi, po 19 latach mogłaby już być koronka z karoserii, ale jakoś się trzymał ta kara
Silnik jak żyleta, chociaż piątka wysiada – no ale kto będzie wymieniał skrzynię biegów w takim starym samochodzie? 🙄
Nasz opelek też wiekowy. On jak chiński rower, wszystko przewiezie. Pan mąż go kocha i już 😀
Ja też starą toyotke, ale co idę kupić nową to mi się nie podoba 😕
MałgosiuW ,
żebyś wiedziała, też myśleliśmy, że jak nasza padnie, to pozostaniemy wierni firmie, bo tak nam dobrze służy. Ale jak patrzę na te nowe, to mną trzącha od strony estetycznej. Żadna mi się nie podoba.
Alicjo, ja mam to samo! Każda następna wersja coraz brzydsza, a na dodatek pozmniejszali im bagażniki do rozmiaru nieco większego od malucha. Gdzie tu rozum, ja nie wiem 🙁
Sama nie wiem. Dla mnie marzeniem (ściętej głowy, nie stać mnie) byłby klasyczny jaguar w kolorze groszku, albo stary mercedes, też klasyka.
Psiakostka… niedawno szukałam cos w archiwach i znalazłam piękną ilustrację, którą teraz przydałoby sie dodać, tylko gdzie ona jest?! 🙄
Znajdę, doslę 🙂
Niech mi tylko ktoś coś powie…
klasyka 😉
http://alicja.homelinux.com/news/HPIM0288.JPG
Piękna warszawa 🙂 Tylko ta reklama maści z wyciągiem z cebuli 🙄 Używałam na blizny na kciuku…
U mnie dziś na kolację kalarepka nadziewana wołowiną.
Dziś przy śniadaniu Geolog opowiedział następującą historyjkę. Wczoraj po południu rodzina usłyszała szuranie i dziwne odgłosy na dachu, a następnie szereg plaśnięć o posadzkę tarasu. To dzikie kaczęta, jedno po drugim zeskakiwały z gniazda na dachu z międzylądowaniem na pnączach kiwi obrastających dom. Następnie matka kaczka z szeregiem piskląt wyruszyła w stronę pobliskiej rzeki Aare, w dół wysokiej skarpy i przez ruchliwe ulice. Geolog wraz z rodzicami udał się jako asysta wstrzymująca ruch samochodowy, przy okazji nawiązując sympatyczną rozmowę z kierowcą i pasażerem polskiego auta 😯 Gdy po szczęśliwym odprowadzeniu kaczej rodziny Geolog wrócił do domu, zastał tam na tarasie spóźnione ostatnie kaczątko. Zaniósł je natychmiast w kartonie nad rzekę, ale matki z rodzeństwem już nie było 🙁 Maleństwo puszczone na wodę wyszło z niej po chwili, by paść ofiarą podstępnego kota, czyhającego pewnie na taką okazję 👿 I teraz Geolog robi sobie wyrzuty, że nie sprawdził przed ewakuacją, czy rodzina jest w komplecie…
Ojej! 🙁
A ja chyba wam opowiadałam tutaj kiedyś, jak to ruch wstrzymano na głównej drodze w Kingston (policyja, a jak!) i czekano prawie godzinę, żeby kaczkę z kaczętami przepuścić bezpiecznie do jeziora?
Wszyscy sie spieszyli do pracy, ale taka godzina refleksji każdemu się przydała. Co dali wyraz na pismie i w tv.
Nemo,
to była jedyna „warszawa”, jaka udało mi się zobaczyć, na reklamę nie miałam wpływu – szliśmy wtedy Kuzniczą od Uniwerku, nie mogłam się oprzeć, żeby nie zapozować na tle. No to się oparłam… 😉
Jak wrócę (bo wychodzę), to opowiem wam historię o zimie stulecia we Wrocławiu, kaczkach i pewnym Francuzie o hiszpańskich korzeniach (być może już opowiadałam?).
Opowiadalaś Alicjo, opowiadałaś.
Nic to jednak – opowiedz raz jeszcze.
Zainspirowany tym jajomidorem w polskich barwach narodowych usiłowałem coś znaleźć na dzisiejszą okazję. Dziś bowiem nie dość, źe rocznica D-Day i imieniny Henryka to jeszcze:
http://sv.wikipedia.org/wiki/Sveriges_nationaldag
Czyli takie szwedzkie 22-lipca (dawniej E.Wedel). Nie znalazłem nic co by chociaż odrobinę nadawało się na taki dzień. Pomijając jakieś tam ciastka z truskawkami i wetkniętą małą papierową chorągiewką. Przyszło mi na myśl, że kolor niebieski nie najłatwiej w kuchni wykonać. Żólty to jeszcze pół biedy, szafran, żółtko czy co tam jeszcze. Ale żeby taki niebieski jak ta flaga?
P.S.
Przepraszam Alicjo – to tylko taka mała prowokacja. Nigdy takiej historii nie słyszałem, żeby zima stulecia i hiszpański Francuz o korzeniach. Nprawdę – nigdy!
Ty mnie ASzyszu nie prowokuj, bo stracisz! Właśnie zamierzam zamieścić zdjęcie z Louiskiem… dopiero co wróciłam, ale teraz jadę na rower, napiszę po powrocie.
Andrzeju,
pozostaje jeno Curacao Bleu 😉 Krzyż może być z majonezu albo mango. Skol! Zdrowie Szwedek, Szwedów i Szwedziątek! 😀
Drżyjcie narody!
Alicja i jej wspaniała nowa maszyna. Siodełko i kierownica za nisko, zdecydowanie. Niech się tym zajmie ten od rowerów…
A pogoda jak widać, cesarska! Się rozchmurzyło. Zdjęcie sprzed 20 minut.
http://alicja.homelinux.com/news/img_9692.jpg
Tu ta średnio-wyższa szkoła jazdy…
http://alicja.homelinux.com/news/img_9699.jpg
ASzyszu, tu znajdziesz coś na swoją flagę.
http://zakupy.wp.pl/cid,19236,katalog.html?ticaid=18294
Pewnie na flagi całego świata tych kolorów.
Nie wiem czy jest czarny, ale można go domowym sposobem sporządzić z tuszu i żelatyny. Z tuszu, bo skąd wziąć sepię? Chyba że oskrobać z czarnego slawkowy makaron.
Antku,
się nie otwiera ta strona 🙁 albo jej nie ma. Może skopiuj ten link bez przecinków?
Historia o zimie stulecia (’78 rok) i Louisku będzie musiała troche poczekać, bo bez zdjęcia to nie ma sensu opowiadać, a jak tu znalezć zdjęcie w moich archiwach – skany numerowane – pojecia nie mam. Zeskanowałabym na nowo, ale skaner wziął i wysiadł 😯
Nec Hercules…
nemo,
mango – pierwszorzędny pomysł. Wlaściwy odcień żółci. Z niebieskim trudniej. Galaretki dr. Oetkera – może i mogłoby być. Gdyby tak Curacao Blue zgalaretować jakoś?
Tu jest bardzo popularny „tort księżniczki” który przykrywa się płatem farbowanego marcepanu. Przeważnie zielonego ale widziałem już różowe i żółte. Galaretka Curacao Bleu z krzyżem z mango. Hm….
Antku, o to ci chodziło?
http://www.bdsklep.pl/product_info.php?products_id=7910
…pOrvorts… 🙄
Andrzeju,
ja bym zaeksperymentowała z panna cottą na niebiesko (śmietanka, mleko, agar agar, cukier, niebieski likier na koniec, bo mleko i śmietanka muszą się przez minutę gotować z agarem, żeby zakrzepło). Albo żelatyna zamiast agaru. Pamiętać o proporcjach płynu i środka żelującego, alkohol i cukier wedle uznania.
Eeee tam,
Po co zaraz cukier?
Toteż mówię, wedle uznania 😉
O krzyżówkach było. Ja to lubię Jolkę 😉 w Wyborczej, na rozum 🙄 , bez pomocy naukowych. Zagadki nemowe bardzo, ale po cichu. Głośnej tępoty mam serdecznie dosyć 😆
Z wojny wróciłem ledwo żywy. Konie , czołgi tankietki, armaty, karabiny maszynowe, wybuchy, odwrót wojsk – trwało ze dwie godziny. Ptaki i inne zwierzątka pewnie zdechły z przerażenia. Poseł Czartoryski i marszałek Putra mieli zabawę jak dzieci . Był nawet jeden ranny. Chłopiec dostał w głowę jakimś żelastwem. Łuska albo inny szmelc z wybuchu.
Konie piękne jak zwykle. Jutro coś wrzucę.
A kto wygral?
U mnie od rana padal deszcz potem snieg potem deszcz i grad teraz deszcz, w miedzyczasie zaswiecilo na chwilke slonce ale siapilo, Jak jeszcze z nieba poleci zloty kurz to bede wiedzial kto urzadzil ten bal. Ide na spacer bo teraz najlepiej; wszyscy w domach pochowani, tylko ja w kaloszach i las. Musze tez sprawdzic bo cos z jeziorem zrobili. Chyba wszystkie krzaki wycieli bo jakos tak pusto dookola i wody malo. Rzeczka meandruje jak po pustyni. Przez tydzien sie nie pojdzie do parku w to rzeka innym korytem plynie a to jezioro sie skurczylo, szkoda gadac.
Zaraz wam poprawię humor… znalazło się zdjęcie z Louiskiem (Louisek jak Louisek… 😉 ), ale chciałam zrobic nowy skan, zeby lepsze – Murprhy’s law, skaner dawny nie działa, nowy jeszcze nie obcykany.
No to napiszę i zapodam, jak jest. Za kilkanaście minut.
Wojna w 39.
A to grad , ktory wlasnie pada. Mam nadzieje ze bzy przetrwaja bo wlasnie ladnie rozkwitly wszedzie.
Tu jest..
http://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/PicasaZdjecia#slideshow/5344318661697425970
To sie jeszcze nie skonczyla..?
Myślę ,że tak. Nasi, faszyści i ruskie poszli na piwo.
yyc, nie ma soboty bez promyczka słońca 😀 Pieluszki. To działa 😀
Ale sie bialo zrobilo od tego gradu. Teraz widze na horyzoncie czarne chmury (ten serial sie nie konczy) na blizszym horyzoncie nieco bledsze czarne chmury i ten bar co faszysci, ruskie i nasi poszli podpisywac (oblewac) kapitulacje. A na calkiem bliskim horyzoncie wiedz kaluze. To tyle widok z okna na swiat jakie posiadam. Inne okna jeszcze nie wymyte to i za wiele nie widac i jakos tak zamglone wszystko wiedz nie wygladam. Slysze jeszcze swiat. Wszystko chlupie. Mysle ze tak musial Noe slyszec swiat jak mu sie potop zrobil. Kapie, pluszcze, chlupie, cieknie…a do najblizszego morza 1000 km. Przezornie mam kalosze co w nich zlota szukalem w bagazniku i zaraz skocze do parku czyli kawalka lasu zostawionego nad jeziorem. Kalosze mam w bagazniku, zlota szukalem w strumyku.
Haneczko z tymi pieluszkami nie bardzo wiem co mam zrobic ale jak dziala to sie pisze tylko zebym wiedzial na co?
Wschod o 5.36 a zachod o 21.46. To u mnie. U sasiadow nieco wczesniej, u tych z drugiej strony nieco pozniej. Wschodu nie widzialem ale zachod moze zobacze. Zegarek nastawie. Czy ktos kiedys regulowal zagarek wedlug zachodu bo moze bede pierwszy i sie nalezy wzmianka w ksiedze..
No dobra. To o Louisku. Pewnego dnia poznaliśmy Louisa i Remiego (Remy?), przyprowadziła ich do nas Ewa, znudzona juz co nieco panami, no to niech sobie Jerz pogada po francusku. Ewa to była sąsiadka Jerza z ulicy, nadmieniam dla porządku. A moja sympatyczna przyjaciółka, nie wiem, czy powinnam dodawać, ale już od kilkunastu lat nie żyje. Dodaję, bo życie takie jest.
Wracając do ad remu… włóczylismy sie z tymi Francuzami przez kilka dni, wcale nie narzekając, oni szczęśliwi, my zapraszani wszędzie, pokazujacy Wrocław i tak dalej. Louis zakochał się w Ewie na śmierć i życie. Przyjechał zimą, luty ’78, oświadczać się. Ewa przetrzymała go dwa dni u siebie, a potem postanowiła się pozbyć, więc sama do siebie wysłała telegram, że musi do mamusi, bo mamusia słabuje. I podrzuciła Louiska nam.
A my wynajmowaliśmy jeden pokoik na ulicy Kombajny, ale i owszem, postaralismy się, od sąsiadów wynajmujacych dla Louiska sie jakieś tam spanie zorganizowało. Do jedzenia nie było nic w owych latach… makaron kupiony na rogu Pawiej i konserwa klopsików w sosie musztardowym. Nie wiem, czy Louis łgał, czy faktycznie tak mu smakowało, ale bardzo dobrze wspominał ten pobyt u nas w lutym. I teraz najwazniejsze… w tych naszych oprowadzaniach Louisa po Wrocławiu oczywiscie wdepnęliśmy do Instytutu (na pewno muzeum mineralogiczne), i potem przechodzimy mostem nad Odrą tym najpierwszym po schodkach, a że zamróz był wtedy, to i Odra zamarznięta. A Louis… o…kaczki łażą! U nas w Paryzu juz by je zjedli ! 😯
Przeciez w tamtych latach to u nas było pusto na półkach sklepowych?!
http://alicja.homelinux.com/news/alaa.jpg
no takie kaczki w lutym, to wszedzie by zjedli
I to bez skubania..
Marek znowu potrzasa rura i szabelka.
Ostatnie haslo brzmi nastepujaco.
Przezylim certyfikacje, przezyjemy operacje.
Ide dospac
Pan Lulek
…Tonight we sleep on silken sheets
We drink fine wine and eat rare meats
On Carousel and gambling stake
Our fortunes speed, and dissipate.
It’s candlelight and chandelier,
It’s silver plate and crystal clear.
The nights we stay at Hotel Grand
Tonight we dine at Hotel Ritz.
(A golden dish with every wish ).
It’s mirrored walls, and velvet drapes,
Dry champagne, and bursting grapes.
Dover sole, and Oeufs Mornay,
Profiteroles and Peach Flambé,
The waiters dance on fingertips
The nights we dine at Hotel Ritz ….
One more toast to greet the morn
The wine and dine have danced till dawn
Where’s my Continental Bride?
We’ll Continental slip and slide
Early morning pinch and bite –
(These French girls always like to fight)
It’s serenade and Sarabande,
The nights we stay at Hotel Grand
Les nuits qu’on passe ? l’Hotel Grande.
http://www.youtube.com/watch?v=Q1DExUH7bj8
Panie Lulku,
Tak sie ostatnio trafia, ze jak Pan nie spi, to ja tez. Z grzecznosci nie pytam o zadne szczegoly, nawet nie wiem, czy mi wypada nie znajac Pana osobiscie glos zabierac, ale ze haslo super to sie odwazylem. Na moj chlopski rozum jak certyfikacja dobra, to znaczy, ze wszystko sie do naprawy nadaje. A wiec – two thumbs up !!!
A poza tym to my z Ochoty, to my nie takie rzeczy jak nawet Alicja ze szwagrem robilim i przezylim.
Panie Lulku,
nie takie my ze szwagrem… jasne, że przeżyjemy 😉
I sprawozdamy, o!
Trzymamy Pana Lulka za słowo (się rzekło, kobyłka u płota).
Nowy…
zaczynasz mi wpadać w słowo 😉
Mam troche Pinot Noir, co Ty na to?
Ja mam piwo dobrze schłodzone pod nazwą Żubr (vino tinto też jest, ale jakos tak mi sie na piwo zebrało…)
…słucham „Out of the blue” Alan Parsons Project ( nie ma na youtube) i jest sobotnio-wieczornie całkiem, Jerzor powiada, że pózno, Łysy zagląda przez okno, czas spać.
Otóż właśnie czas, żeby się snuć, rozmawiać i cos dobrego wypić 😉
I tak musze cos opowiedziec. Bylem dzisiaj na proszonej kolacji – moja znajoma, jej bratanica (dwadziescia kilka lat) i ja. Rozne pokolenia. Dziewczyna po anglistyce na UAM w Poznaniu, tutaj dopracowuje do jeszcze wiekszej perfekcji jezyk na studiach w Nowym Jorku. Za wszystko placi sama, dorabia jakimis sprzataniami, opieka itp. Malo wazne. Najwazniejsza dla mnie to roznica miedzy nami, starymi, a nia. U nas w jej wieku to byl jeden wielki kompleks komuny, zascianka, wschodu. U niej ani sladu – jest dumna, ze jest Polka, kosi wszystkich swoja wiedza, zachowaniem, kultura.
A ja jestem dumny, ze tacy teraz ludzie tutaj przyjezdzaja. I jesli ktos powie, ze my nie mamy z czego byc dumni, to ma malenki rozumek. Dla mnie niewazne statystyki ile samochodow na 1000 mieszkancow lub cos w tym stylu. Dla mnie wazni sa tacy wlasnie mlodzi, a spotkalem ich juz tutaj wielu.
Troche znowu sie mijamy, ale to nic.
Nowy,
to nic nowego. Teraz tak jest i nikt nie musi być zakompleksiony – ja zresztą nigdy nie byłam, przeciwnie wręcz. Trudno to opisać w kilku zdaniach, bo temat jest złozony, ale za chwilę opowiem historie mojego młodego. To chyba powie wiecej, niz ja potrafiłabym.
To niby nic nowego, ale dla mnie jest. To jest to za co, miedzy innymi, wznosilem toast 4 czerwca. To sa zmiany, jakie przyniosly nam ostatnie 20 lat.
Ja sie jednak do tego blogu nie bardzo nadaje, bo powinienem przede wszystkim opowiedziec co bylo do jedzenia – otoz zaczeto od pysznej zupy jarzynowej, potem mloda popisala sie swoimi zdolnosciami kulinarnymi i przyrzadzila krewetki z czyms i salatka – pyszne, a na deser ciasto z malinami.
Ja pilem Pinot Noir, teraz, juz w domu, to samo.
Historyjka mojego młodego – otóż jak przyjechalismy do Kanady, siusiumajtki miał 2 lata. Nie posyłalismy do przedszkola, więc z językiem angielskim nie miał kontaktu, tyle, co tam w tv wpadło mu w ucho (beef sounds good, any way you slice it! – zapamietana reklama).
Szybko – jak tylko poszedł do szkoły w wieku 5 lat, załapał język bez problemu w miesiąc, smarkate tak mają. W szkole był znany jako „english nazi”, bo wszystkich poprawiał, i tak do dzisiaj mu zostało.
Historia taka.
Zaczął chodzić do tej 1-szej klasy, mieszkalismy wtedy w takim blokowisku. Któregos dnia sprowadziła sie tam rodzina polska, mieli troje dzieci, Basia w wieku Maćka, prosto z Polski, słowa po angielsku.
A Maćkowi wydawało się, że po polsku to tylko w domu, a tu Basia go zaczepia przed blokowiskiem i w towarzystwie wielu sąsiadów 😯
Opowieść Maćka jego słowami:
„No to ja jej coś tam po angielsku powiedziałem. A potem zawszydziłem sie i uciekłem w krzaki, i zapłakałem i wróciłem i do niej przemówiłem po polsku ”
Podkreśliłam na tłusto słowa, których na codzień nie uzywamy i nawet nie wiem, skąd Młody je wziął, pewnie z książek.
Alicjo,
Piekne i wzruszajace!!!!!!!!!!!
Troche chaotycznie to opowiedziałam, skonsultowalam z Jerzym, w sumie chodzilo o to, ze młody nie bardzo kojarzył, ze w domu tak, w szkole czy gdzie tam inaczej i sam sobie kombinował w rozumie, jak należy. A Basia go zaskoczyla językiem polskim przy całej blokowiskowej grandzie równolatków, i nie wiedział, co z tym zrobic. No to … zrobił co zrobił, potem uciekł w te krzaki, zapłakał, zawstydził sie, wrócił – i przemówił!
Po polsku! A potem chyba załapał, że dodatkowa wartość to jest to – języka polskiego nie musiał sie nigdy uczyć, a zna naprawdę dobrze. Nikt w Polsce, słuchajac Maćka nie pozna, ze on nie mieszka w Polsce i nigdy własciwie nie mieszkał. Alsy syn i synowa moga zaswiadczyć 😉
Kilka tygodni temu zadzwonila do mnie znajoma z Polski, sasiadka najblizsza z bloku, co to i cukru pozyczyla i dzieci zostawila na kilka godzin, gdy taka potrzeba zaszla. Do USA przyjechalismy dokladnie w tym samym czasie, czyli w 1985. Ona teraz mieszka w Kalifornii.
Zadzwonila i do mnie po angielsku, ze jej teraz tak wygodniej, bo ona od 10 lat juz jest Mrs Harrison, czy jakos tak.
To ja do niej – „Jak sobie przypomnisz polski to do mnie zadzwon” Na tym kontakt sie urwal. Mam nadzieje na zawsze.
znowu sie mijamy, ale to nic.
Bardzo mi sie podoba Wasza, Twoja i Jerzego, postawa i wychowanie Macka. Z Was tez mozna byc dumnym.
To nie chodzi o jakąś dumę narodową, tylko o to, zeby wiedzieć, skąd sie przybyło – przecież na tym kontynencie każdy skądś przybył. Nasza synowa jest Chinką urodzona w Kanadzie – zawiezliśmy ja 2 lata temu do Polski… polskiego jej się zachcialo uczyc 😉
A gdziekolwiek bylismy, wszędzie mogła sie dogadać po angielsku 😯
Moj synek nigdy tutaj nie mieszkal, ale przyjezdzal czesto, w ogole jezdzi po swiecie, jak na 8 lat widzial juz mnostwo. Jezyk zalapuje jako tako, niestety po mnie odzidziczyl chyba bardzo mierne do tego zdolnosci (jego Mama zna piec), ale za to inne cechy ma z pewnoscia moje.
http://picasaweb.google.com/takrzy/Dzieci?authkey=Gv1sRgCOyzqa-C7umJ_gE#slideshow/5344428883143542930
Ja nie mowie o dumie narodowej, ale wlasnie o tym – gdzie korzenie.
Rozumiem , ale na wszelki „zapadek” chciałam podkreślic.Są rzeczy, które nam przychodzą bez wysiłku, wrodzone. Warto podtrzymywać. Szkoda, ze wielu rodakow tego nie docenia. Teraz im zal, bo swiat taki otwarty, i tem jezyk polski przydaje sie, a jak!
Niestety, wielu jeszcze do dzisiaj nie rozumie, ze swiat otwarty i Polska to pelnoprawna jego czastka, to czesc Europy. Ale wszystkiego sie zmienic nie da.
Alicjo,
Juz 12:30, Zaba juz do obrzadku wstaje (chodzilismy do tej samej Szkoly Glownej, tylko ja czesciej na Ursynow), wiec i swiatla juz nie ma co gasic. Chyba trzeba juz spac, jutro tez jest dzien. Dziekuje za przemila pogawedke.
Dobranoc.
To bez zadnych podtekstow. Po prostu bardzo lubie Jacques Brel’a, a nie znajac francuskiego zadowalam sie tlumaczeniem Mlynarskiego. Widzialem to dwa razy w Ateneum, widzialem i sluchalem tutaj w NY.
http://www.youtube.com/watch?v=3loTlBEWrBc
No to ja gaszę swiatło…
Jeszcze rozmawiam ze Szwedem o wyzszości… i tradycyjnie obijam go za potopy (politykujemy na temat Obamy)
Quite: sweden has been selling weapons to other countries, while maintaining our „neutrality” …talk about double standard… we aren’t better than others
Quite: probably worse, since we hide it
alicja: well… true;)
Quite 🙂
……………
Nowy
Pewnie juz poszedłeś spać, a ja tu rozejmy pokojowe ze Szwedem podpisałam łaskawie i jak zwykle zeszliśmy na muzykę.
http://www.youtube.com/watch?v=lfegOxTCuOQ
Bardzo lubie wersję Niny Simone, ale to przede wszystkim, nie ma już takich… i nie sieją, co najgorsze!
Dobranoc …
i dzień dobry tym po drugiej stronie świata 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=2ZFr2Fh66zs&feature=related
Nina Simone na dzien dobry dla grzesznikow…..
http://www.youtube.com/watch?v=Bn5tiuZU4JI
Sinnerman to oczywiscie gospel a tu brzmi jak szanty jakies…
http://www.youtube.com/watch?v=470GoGKBbhc
…dla porownania co mozna zrobic z tym samym utworem. Janice Joplin sie przypomina i jej przerobki.
Dacie mi wreszcie pospać?! Łysy za oknem, Szweda pognałam, a tu takie:
http://www.youtube.com/watch?v=klyea0oYYrE
Oczywiscie Nowemu i yyc nie muszę podpowiadać, że znamy to w innej wersji, bardziej popularnej 😉
Ułani , ułani …
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-06-07.html
I żeby za bardzo nie odbiegać od tematu:
Barani, barani…
. 🙂
Witam wszystkich,
oj,uśmiałam się serdecznie z baranków.
Obowiązek wyborczy spełniony,więc można oddać się przyjemnościom.
Alicjo,
Programy z Jeffem Smithem nadawane były w Polsce w jakiejś telewizji niepublicznej już sporo lat temu,kiedy jeszcze nie było zalewu audycji kulinarnych. Póżniej w naszej telewizji zaczęli gotować już wszyscy.O ile z programów wyłącznie kulinarnych można coś dla siebie wybrać,to tzw.telewizje śniadaniowe ,gdzie gładko przechodzi się od gotowania do trudnych tematów społecznych,a nieraz do ludzkich tragedii,są dla mnie nie do oglądania.
Alicjo,na swoim nowym rowerze wyglądasz świetnie,jakbyście tworzyli parę od lat.
Andrzeju Sz. i inni też,truskawki z pieprzem / i cukrem pudrem/ zostały wypróbowane i zaakceptowane.Bardzo ciekawe połączenie smakowe.Dziś powtórzę tę wersję.
Nemo,czy pnącza kiwi/te,po których schodziła kacza mam z dziećmi/ owocują u Ciebie i po ilu latach od posadzenia.Nie słyszałam,aby w Polsce uprawiano kiwi.Chyba u nas za zimno.
truskaweczki mozna i tak
http://picasaweb.google.de/dorotadaga/Windbeutel#5344565025862881250
Morąg,
a gdzie w tym ptysiu truskawki?
Krystyno,
kiwi w mojej okolicy owocują, jak nie ma gradobicia czy innej klęski żywiołowej. Nasz przyjaciel w okolicach Locarno ma co roku wielkie ilości, ale tam klimat jest znacznie łagodniejszy i pozwala na zbiór owoców w końcu listopada lub na początku grudnia. Matka Geologa pochodzi z Nowej Zelandii, więc pewnie uprawiałaby kiwi niezależnie od klimatu 😉
W Polsce też są okolice, gdzie kiwi by rosło, należy tylko pamiętać, że jest rozdzielnopłciowe i trzeba mieć 2 krzaczki – męski i żeński.
Wróciliśmy właśnie z okolicy, gdzie kiwi nie urośnie, bo z przełęczy Grimsel (2166m). Był śnieg, wiatr i trochę słońca, +5 stopni. Pochodziliśmy trochę pod górkę i żałowałam, że czapka i rękawiczki zostały w domu. Zwłaszcza jak nasunęła się niewielka chmurka i sypnęła… gradem 😯
Patałachy przegrały… ale Rysio dzielnie wspomagał i kibicował na stadionie , została wspomniana Topola (stolica świata, a Bartniki podstoliczne obok) oraz Złoty Stok, wybaczam partyjność, jam bezpartyjna 😉
http://alicja.homelinux.com/news/a3708993ae.jpg
zle sie wpisalam
# morag pisze:
2009-06-07 o godz. 17:05
Nemo, byly , zostaly zjedzone, zamawiajac ptysie myslalam, ze dostaniemy takie male jak to bywaja w cholodziarkach w sklepach plus owoce i smietana a tu taki mega ptys, kucharz sam zrobil ciasto, doprowadzil do stanu zjadalnego i przekroil. Na pierwsza warstwe ptysia i smietany dal owoce, ktore jeszcze domaskowal dalsza smietana. Mozna sobie bylo wybrac: z truskawkami lub malinami, z winogronami w szampanie, z mandarynkami i nawet czarnymi jagodami.
Po wczorajszym grado-sniego-deszczobiciu dzisiaj slonce pelne, ze az w oczy razi. Ide na targ jakichs owocow zakupic. Moze te truskawki do pieprzu i acetonu. Cos egzotycznego jak czeresnie bo wisni to nie znaja.
Wydaje mi sie, ze napisalem cos ciekawego nie tylko na temat wyborów europejskich ale i kosmicznej wpadki Pana Profesora Paula Lendla oraz polskiego dziennikarza uczestnika audycji, Jego nazwiska nie podam
Gdyby byla mozliwosc prosze o zwrócenie uwagi obydwu Panów, ze premierem Rzeczpospolitej Polskiej jest aktualnie Pan Donald Tusk a nie Pan Kaczynski.
Pewnie dlatego wcielo mój komentarz
Pan Lulek
Panie Lulku,
na tym blogu wcinaja Pana tylko paluszki, a nie jakiś cenzor, co od początku próbujemy Panu *przetłumaczyć*
Ślij Pan na Berdyczów, czyli do mnie 😉
A ja zamieszczę
Ja wcinałem właśnie łososia z patelni.
Z młodą kapustą, podduszoną nieco i młodzieżą ziemniaczaną. Tym razem bez mundurków – zupełnie na golasa! Przyszło mi do głowy, że kiedyś:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=410#comment-47622
pisałem o krojeniu połcia łososiowego do smażenia. Miałem akurat taki połeć i zrobiłem zdjęcie. Widać jak na dłoni:
http://130.238.96.26/Lohi/
a ja wcinałam mannę, dlaczego nie ma sprawiedliwości na świecie i jestem takim leniwcem, że żadnej lepszej wcinki nie chciało mi się zrobić… 🙁
ech życie…
No nic nie idzie ale jakby gdzies sie w koncu wynurzylo z matni sieciowej to bedziecie mieli ze 3 wpisy ode mnie o tym samym 🙂
A kod mam 1fff czyli jedno wielkie f….k 🙂
Moze sznureczek zawadzal bo zdjecie dolaczylem. Kupilem aligatora tzn jego mala czesc na grila dzisiaj i zrobilem zdjecie jeszcze zamrozonemu ale widac nie wpuszcza drapieznikow. Moze pozniej. Zreszta trzeba bedzie zdjecie zrobic zgrilowanemu.
Czyli blokuje sznureczek bo wlasnie sam wyslalem i nie poszlo. No nic, jakby sie jednak za jakis czas to wszystko pokazalo to z gory przepraszam ale chyba ze 3-4 razy probowalem wyslac i nic….
Aszyszowy łosoś bardzo malowniczy 😎
U mnie zostały wcięte: kalarepka duszona z pomidorami, sałata z rzodkiewką, młode kartofelki, gładzica w białym winie, kotleciki mielone ze szczęśliwego cielaka, piwo trapistów i grimbergen (oba belgijskie).
A co to gładzica, wytłumacz proszę Nemo niedouczonej?
Taka flądra 😉
Czy ktos mnie jeszcze pamieta?
http://picasaweb.google.de/dorotadaga/Szczypior#
Płaskuda?! :shock
Szczypiorki pamietamy. Bywamy wyzywane od. 😉
Idę do kuchni – robaki morskie, a jak, na patelnię.
czego kobieta nie zrobi dla kochanego mężczyzny… 🙄
Tych robaków to ja akurat nie jadam, ale podobno dobrze je przyrządzam – nie wiem jak, bo nigdy nie próbowałam, o czym już wam klepałam niejeden raz.
No to przepieprzę dzisiaj może albo przesolę 😉
Sprawozdam!
A owszem, owszem! Kobieta zmienną jest! 😀
Nemo, a jakiej wielkości była? Jak doczytałam to może osiągać metr i wagę 7 kg!
Jak większy to turbot . 50? za kilo.
Marku, wyślesz mi coś?
Niezmienna od.. hm… 36 lat 😯
Robaki doszły, idę zapodać.
Wyślę , tylko proszę o adres bo mi wcięło.
Marku, wysłałam Ci maila.
zjadlem czarnego z sugestia Nemo, dobry byl, foty mam gorsze niz ASzysz, wiec moze jutro
MałgosiuW,
te flądry były chyba młodociane, bo 4 filety ważyły ca 300g. Tutaj nazywane są Goldbutt 🙂
Eee, Sławku, nie kryguj się, tylko pokazuj 😉
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/ZimnoBylo#5344700688224989282
bylo zimno
a potem bylo tak:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Czarny#
Super, Sławku! Narobiłeś mi apetytu 😉 Fajny reportażyk 🙂
Goście jednak zjechali, pchi, jakie goście, Mama, siostra i szwagier. Wyjeżdżają dzisiaj o 06:00, tak szwagier zapowiedział, bo od szesnastej przyjmuje pacjentów.
Chyba pójdę spać, ale wszystkie wpisy przeczytałam.
Marku, masz jeszcze jakiegoś ułana?
Goście pojechali, zgodnie z zapowiedzią o szóstej.
Wczoraj jeszcze okazyjnie podrzucili mi zdemontowaną kuchnię z Niemiec, szafki, zlew i kuchenkę, na zasadzie może się komuś przyda, wyrzucić żal. Coś mi zaczyna świtać, w końcu już rano, a może by ją zmontować w kancelarii? Byłoby pomieszczenie z kuchnią niezależne od domu i bezpieczne, bo nad stajnią się boję – nawet czajnik mnie niepokoi. I tak miałam w planach zrobić w kancelarii łazienkę z prysznicem. Trochę mętnie piszę, ale pomysły też mam mętne. Znaczy nie wykrystalizowane. Ale plany operacyjne się przesuwają o kilka miesięcy, więc może w lecie coś podziałam, zamiast siedzieć w gipsie.
Ja chyba jeszcze dośpię, bo pogoda senna.
Zaraz będzie nowy wpis Gospodarza.