Dylemat Hamleta stoi przed łakomczuchami

Przez całe lata żyłem w przekonaniu, że jajka choć smaczne i niezbędne w wielu potrawach są szkodliwe dla zdrowia. Różne diety pozwalały na zjadanie 1 lub dwu jaj tygodniowo. Każda większa ich liczba  miała powodować nadmiar cholesterolu co pociągało za sobą sklerozę, a nawet zawał. A ja tak lubię omlety, jaja sadzone, na twardo (np. z kawiorem) czy prostą chłopską jajecznicę z kiełbasą. Nie poddawałem się więc szantażowi uczonych mężów i starałem się nie zmieniać swoich kulinarnych obyczajów.

Ostatnio przeżyłem wstrząs. W jednym z magazynów niedzielnych znalazłem artykuł, w którym udowadniano – oczywiście na podstawie badań naukowych – iż jadanie jaj wpływa dodatnio na stan ludzkiego organizmu. A cholesterol jak wiadomo dzieli się na ten zły – szkodliwy dla człowieka i dobry – wręcz niezbędny do funkcjonowania ludzkiego organizmu. Z konkluzji tekstu wynikało, że bez leku o swoje zdrowie mogę jadać tyle jaj na ile mam ochotę.

Jaja poszetowane czyli w koszulkach

 

Nie wpadłem jednak w euforię. Zacząłem zastanawiać się kto finansował owe badania. W tekście nie powoływano się na żadne źródło pieniędzy. Nie wspominano o hodowcach drobiu i właścicielach ferm produkujących jaja. Lektura nie spowodowała mego przejścia na wyłącznie jajeczną dietę. Żyje i jadam bez zmian.

Wiosna się kończy, zbliża się lato. Jest pełnia sezonu nowalijek, zaczynają też pojawiać się wspaniałe pomidory. Strach przed chemią, którą maja być przesycone te smakołyki zmniejszył się gdy dowiedziałem się, że ogrodnicy do swoich   szklarni kupują i „dokwaterowują” trzmiele. Te owady nie tylko zapylają rośliny ale także zjadają różne szkodniki i znakomicie zastępują w tym dziele wszelkie preparaty chemiczne.

Odetchnąłem więc z ulgą. Objadał bym się bez stresu gdyby nie kolejne badania, w których naukowcy (nie pamiętam już z jakiego kraju i instytutu) starali się dowieść, że owoc sprowadzony przez hiszpańskich żeglarzy z Peru i nazwany „złotym jabłkiem” (pomme d?or) jest wybitnie niezdrowy. Staram się więc nie pamiętać o tym gdy na stół wnoszę insalata caprese czyli plasterki mięsistego czerwonego pomidora przekładane białą mozzarellą i ozdobione listkami bazylii a wszystko skropione winegretem.

Jaka wynika konkluzja z tego nadmiaru opinii o tym co nam proponują w delikatesach, supermarketach i na bazarach? Strach wejść do kuchni, bo po co nie sięgniemy do lodówki to okazuje się, że skracamy sobie życie. Więc nie jeść niczego?! Nie! Po prostu zachować zdrowy rozsądek. I nie przejadać się a jeść wszystko to, co sprawia nam przyjemność. Nie poddawać się szantażowi „badań” nakazującym  żyć w ścisłym poście ale i nie ulegać  podszeptom twierdzącym, iż stół to miejsce ciągłego karnawału i rozpasania. Smakosze swój rozum mają. Albo i nie?!