List gończy: poszukiwany groszek i marchewka

Sam chciałbym być przemytnikiem. Nawet niech towarem będzie marchewka czy soczewica a nie koniecznie diamenty. Przemyt dostarcza emocji. Jeśli więc książka ma tytuł „Przemytnicy marchewki, groszku i soczewicy” to ja rzucam się do lektury, węsząc sensacje. I rzeczywiście.

Książkę napisał i opracował graficznie gang rodziny Szaciłło. Przed tą rodziną drżą mafioso Sycylii i camorryści spod Neapolu. Zwłaszcza, że nigdy nie jedli i nie widzieli nawet  makaronu z dynią, oliwkami i oscypkiem ani tatara z suszonych pomidorów.

A Karolina, Monika i Maciej maja to na co dzień.

Ta trójka: córka (małolata) i rodzice, dzień w dzień grasują w kuchni. Rezultatem tego jest książka (przepięknie zilustrowana) kucharska, dzięki której poznajemy sposoby jak nakarmić warzywami czyli największym zdaniem dzieci obrzydlistwem, własną córeczkę, wnuka lub siostrzeńca.

Perfidia autorów sprawia, że najpierw patrząc na zdjęcia w książce a potem na talerz, młodzi stołownicy wsuwają z apetytem np. szpinak, którego jeszcze poprzedniego dnia za nic by nie wzięli do ust.
Przepisy w książce Szaciłłów są proste, apetyczne, kolorowe jak na plastyków którymi są autorzy przystało i smaczne. A piszę to z pełnym przekonaniem choć przyrządziłem dopiero dwa dania z ich książką w ręku.

Nie często zdarza mi się chwalić z takim entuzjazmem, bądź co bądź , konkurentów. Tym razem robię to przyjemnością. Zwłaszcza, że dziś jest Dzień Dziecka!