List gończy: poszukiwany groszek i marchewka
Sam chciałbym być przemytnikiem. Nawet niech towarem będzie marchewka czy soczewica a nie koniecznie diamenty. Przemyt dostarcza emocji. Jeśli więc książka ma tytuł „Przemytnicy marchewki, groszku i soczewicy” to ja rzucam się do lektury, węsząc sensacje. I rzeczywiście.
Książkę napisał i opracował graficznie gang rodziny Szaciłło. Przed tą rodziną drżą mafioso Sycylii i camorryści spod Neapolu. Zwłaszcza, że nigdy nie jedli i nie widzieli nawet makaronu z dynią, oliwkami i oscypkiem ani tatara z suszonych pomidorów.
A Karolina, Monika i Maciej maja to na co dzień.
Ta trójka: córka (małolata) i rodzice, dzień w dzień grasują w kuchni. Rezultatem tego jest książka (przepięknie zilustrowana) kucharska, dzięki której poznajemy sposoby jak nakarmić warzywami czyli największym zdaniem dzieci obrzydlistwem, własną córeczkę, wnuka lub siostrzeńca.
Perfidia autorów sprawia, że najpierw patrząc na zdjęcia w książce a potem na talerz, młodzi stołownicy wsuwają z apetytem np. szpinak, którego jeszcze poprzedniego dnia za nic by nie wzięli do ust.
Przepisy w książce Szaciłłów są proste, apetyczne, kolorowe jak na plastyków którymi są autorzy przystało i smaczne. A piszę to z pełnym przekonaniem choć przyrządziłem dopiero dwa dania z ich książką w ręku.
Nie często zdarza mi się chwalić z takim entuzjazmem, bądź co bądź , konkurentów. Tym razem robię to przyjemnością. Zwłaszcza, że dziś jest Dzień Dziecka!
Komentarze
Witam, coś zaspałam, więc lecę do zwierzaków.
Potem poczekam na kowala 🙂
A, zapomniałam: u mnie się tego podziału wołowiny nie dało odczytać, znaczy literki za małe, mimo powiększania do oporu. Jedno co się udało to adres strony http://www.beefinfo. Weszłam na nią i mało nie pękłam ze śmiechu, bo nie wiedzieć czemu sama się przetłumaczyła na polski. Chciałam to tłumaczenie, choć fragment, wysłać na blog, ale dałoby się jedynie tak, ze zdania oryginalne były przemieszane z tłumaczeniem i cały efekt się gubił. Już mi się nie chciało wymazywać oryginału i dałam sobie spokój.
Jedni czekaja na kowala, drudzy na Godota a jeszcze inni na lepsze czasy. Wczoraj odbylem podróz zeglarska ale to temat na dluzsza opowiesc. Z samego rana nalot na ogród. Trzypokoleniowy. Babcia, synowa i wnuczek. Przyszli po róze. Takich duzych i pieknych bukietów dawno nie dawalem. Tym razem wieloodmianowe i kolorowe. Pojada bukiety do Wiednia. Teraz chyba nikt sie nie dziwi, ze nie uprawiam ogródka z warzywami. Mam sasiadów.
Pan Lulek
Przedstawiona przez pana Piotra ksiazka wyglada zachecajaco i jakie przeslanie, zachecic dzieci do jedzenia warzyw. Czy moglby Pan przy okazji podac wydawce? A skoro temat ksiazki, gdzie mozna kupic „Wakacje z duchami”? Bedac w maju w Warszawie szukalam (EMPiK, ksiegarnie), nie wiedzieli o co chodzi. Z gory dziekuje.
Wielkie mi co. Myśmy tutaj na blogu niejedną książkę napisali – gdzie druk, do cholery?!
Środek nocy u mnie, to mam prawo podpisać się po panalulkowemu:
Wieczna Malkontentka,
Alicja
(nie jestem narzekająca, ale co mi szkodzi raz na jakis czas 😉 )
Alina,
skoro jesteś, to podaję Ci sznureczek do tego naszego blogowego dzieła, przynajmniej u mnie jest wydrukowane 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Kryminal_tango.html
hey 😆
http://www.youtube.com/watch?v=pvpOsPzI69M
😆 😆
O, i my pierwsi (piersi) pisaliśmy o Braciach Piselli! I o tych tam marchewkach…
Alino! widziałam „Wakacje z Duchami” w kilku księganiach internetowych. Spróbuj w http://www.wysylkowa.pl lub http://www.eksiegarnia.pl Tylko w wyszukiwarce najlepiej jest wpisać „wakacje z duchami + przewodnik polityki”. Inaczej może się pokazać książka Bahdaja 🙂 Dziękuję wszystkim za sobotnie życzenia i pozdrawiam – Asia sierpniowa 🙂
😉 to dobrze, ze nie jestes przedwczorajsza Asia
😆
🙂
„- Eh, zbieraj się, Kartoflu, i ruszajmy – energicznie potrząsnęła zmierzwioną fryzurą Ruda. Szczypior aż jęknął z zachwytu i z dumą spojrzał po obecnych. Bracia Piselli naradzali się cicho, jak wypchnąć go z sąsiedztwa ich obiektu pożądania? Nie zważając na tarcia i animozje w grupie zarządziłem zbiórkę i wymarsz w kierunku jaśniejących w zapadającym mroku szczytów.
Blondyna okazała się twardym orzechem do zgryzienia.
– Ja z Kartoflami nigdzie nie pójdę ? zaprotestowała – Przez nich wylądujemy wszyscy w jakiejś ziemiance!
Marzenie o namiętnych harcach na jednej grządce z Rudą i Blondyną momentalnie straciło na wyrazistości. Musiałem temu jakoś zapobiec.
– Pietruszko! – krzyknąłem – Idziemy przecież na Zachód! Ta
Mówiłam, ze byliśmy piersi… (id ę dospaćm musi być jakaś cywilizacja. Ziemianki są tylko na Wschodzie. Zobacz, Ruda aż się pali.
Blondyna zlustrowała rozpaloną do czerwoności Rudą:
– Marcheweczko, Zachód to bezlitosny kapitalizm. Żebyś ty jeszcze zarabiać umiała! – uśmiechnęła się z politowaniem.
Bracia Piselli? Ruda może i miała chwilowo zmierzwioną fryzurę, ale pod sufitkiem całkiem jasno. Zdążyła się zorientować, co z tymi kartoflami. Czasami wystepują pod pseudonimem Ziemniaki !
Zerknęła na Szczypiora – hm? patrzy na mnie maślanymi oczami?może go wykorzystać? Było nie było, cel jest zbożny. A te Piselli mnie naprawdę wkurzają! Zachciewa im się…!”
Mówiłam, ze byliśmy piersi i niech nam nikt o groszku i marchewce, o!
O masz… nacisnęłam jakos tak, ze mi sie wszystko… no ale o czwartej nad ranem moze. Idę dospać 😯
Jak Alicja dosypia, top yyc pewnie też. Tymczasem Orłowa ani Sopotu z tamtych wspomnień już nie ma ;(.
Kawiarnia pod lipami w Orłowie? Czy chodzi o letnią kawiarenkę przed Liceum Plastycznym? Pewnie można tam pójść na kawę, ale we wrześniu może już tej kawiarenki nie być. Pewnie będzie jeszcze obok, przy domku Żeromskiego. Ale kolacja w Grand Hotelu? Ostrzegam.
Jeżeli w Sopocie to tylko w Winiarni Literackiej „Cyrano & Roxane” albo w Bulaju, około pół kilometra za Grand Hotelem w stonę Orłowa.Przy samej plaży z tarasami na dworze, jeśli ciepło. A Grand Hotel już nie ten sam. Nie ma perspektywy, szczególnie od strony wody, bo obok wyrósł Sheraton czy Mariott. Mniejszy trochę od Grandu, ale tak zbudowany, że wydaje się przynajmniej wyższy. Z mola w Orłowie Grandu prawie nie widać na tle nowego hotelu.
Tu Młodsza z pozdrowieniami ładnego słonecznego dnia. Co do warzyw – uwielbiam z wyjątkiem szpinaku i nikt mnie pod żadną postacią nie zmusi do jedzenia 😀 Książeczkę jednak zakupię bo mój chrześniak to „tadek-niejadek” i może coś z tego dobrego wyjdzie.
Z Radkiem już dwa spacery odbyliśmy a teraz do pracy szykować się pora… nie uwierzycie jak mi się nie chce. Jeszcze tylko 3 tygodnie i laba! Skreślam cierpliwie dni z kalendarza
Tadki-niejadki najczęściej wyrastają ze swojej niechęci
do jedzenia i grymaszenia.Moja córka w wieku 3 lat
odżywiała się głównie jogurtem i kanapkami z dżemem.
Do dzisiaj wpominamy nasze wakacje we Władysławowie,
gdzie obiady wracały prawie nietknięte do kuchni,a my
prosiliśmy o podanie chleba i konfitur,żeby dziecina
coś jednak zjadła.Dzisiaj ma lat 17, apetyt bez zarzutu
i lubi kucharzyć, jak tylko znajdzie wolny czas.
A w związku z dzisiejszym świętem :
NAJLEPSZE ŻYCZENIA DLA WSZYSTKICH DZIECI
DUŻYCH I MAŁYCH. DLA TADKÓW-NIEJADKÓW TEŻ !
„Wakacje z duchami” można kupić w internetowym sklepie „Polityki” – http://www.polityka.pl
A dzisiejszą książkę wydało wydawnictwo 1000.
W sobotę eksperymentowałam ze śledziami, zainspirowana
Nocą Śledziożerców opisaną przez Brzucha.
Może poczytamy kiedyś śledziowe przepisy z tej uczty,
ale póki co zaintrygowana śledziami z rabarbarem zrobiłam tak :
-poddusiłam rabarbar z czerwonym winem i cukrem,ale z taką
ilością,by pozostał lekko kwaśny.Ostudziłam.
-przeszkliłam cukrową cebulę
-pokroiłam na drobne kawałki śledzie wyjęte z oleju
-wymieszałam śmietanę z jogurtem naturalnym
-ułożyłam warstwami :śledzie,cebulę,rabarbar i na końcu
polałam śmietaną i posypałam szczypiorkiem
BYŁO WYŚMIENITE ! 5 głosów za i 1 wstrzymujący się-
mój Ukochany.Nie lubi kwaśnego czytaj również rabarbaru.
Dostał porcję osobistą , bez rabarbaru.
Dziecko poszło na szychtę, pies płacze, trzeba go będzie na spacer zabrać. Nie mam pomysłu obiadowego. Może by omlet z serem i pomidorami?Czytałam dzisiaj, jak to Sławek truskawki kupował – duża rzecz. A dzieciom pewnie, że przytulankę i truskawki z kremem.
PS od 1976 r nie lubię tego dnia. Tatuś zrobił swoim dzieciom brzydki kawał na DD i umarł.
No tak. Nie dość, ze nie dospałam, to jeszcze wpis mi zjadło.
Pyro Młoda, bluznisz przeciwko szpinakowi, ale o tem potem. Ogólnie to na razie tyle, ze kuchnia polska skutecznie odzwyczaiła rodaków od szpinaku – ja odkryłam szpinak dopiero tutaj. A nawet mam dwa autorskie przepisy na uzycie szpinaku!!!
Poza tym wiadomo, sałatę z młodych listkow szpinaku, jajo na twardo, truskawki, sos musztardowy (dijon)… – poznaje ktoś ten przepis? 😉
PYSZNE i zawsze przebój sezonu letniego na moim stole. Tylko jaja nie przegotować na zielono!
Zaraz poszukam tych moich autorskich…
No tak… wszystkie są, tylko moich nie ma 🙄
Zamieszczę potem.
Zabiję tego Worda – obojętnie: człowiek on, czy program /w program nie wierzę. Martwe bydlę nie byłoby takie złośliwe/. No, dobra. Word już leży martwym bykiem.
Dzisiaj Justyny – tej naszej rzadko zaglądającej koleżanki z wydawnictwa gdańskiegp. Wieczorkiem wypijemy toast. Najlepszego Justyno.
Wszystkiego najlepszego, Justyno. I pij swoje zdrowie tym co lubisz.
w dniu święta uczą, jak dziatkom,
pakować, czego nie łakną
Dziekuje za adres na ksiazke. Danuska intryguje tym sposoben na sledzie+rabarbar, chyba sprobuje. Alicjo, a jak powstalo to blogowe dzielo?
Alicjo, Pyro. Szpinak jako dodatek daje wiele smaku potrawie. Jedzony sam w zielonej masie też jest pyszny, ale trzeba umieć przyrządzić. Sposób, w jaki przyrządzają na ogół w Polsce, rzeczywiście potrafi obrzydzić. Mojej Ukochanej obrzydzili w dzieciństwie i żadni przemytnicy nie pomogli. Zarzekała się, że nigdy już do ust nie weźmie, a parę razy dałem trochę popróbować od siebie i teraz w restauracjach zamawia aż miło.
Danuśka, brzmi to znakomicie. A spróbuj jeszcze to samo, tylko zamiast śmietany do jogurtu trochę majonezu i pół łyżeczki Vegetty. Nie mówię, że będzie lepsze, ale można raz spróbować.
O…. bardzo mnie word podkurzył. BARDZO!
Stanisławie- do próbujących świat należy !
Ale muszę szczerze powiedzieć,że Vegeta
to przyprawa rzadko używana w mojej kuchni.
Alino,
blogowe dzieło powstało wspólnym wysiłkiem, kto chciał, to dopisywał coś, ja zbierałam te zapiski, potem „wyprasowalismy” i wyszło, co przeczytałaś.
Głównym motorem była nemo. Teraz mi troche szkoda, ze nie zachowałam oryginalnych wpisów autorskich, jak na archiwistę chyba jednak *dałam ciała* w tym wypadku. Ale zawsze mozna wrócić do archiwów Gospodarza i znalezć odpowiednie wpisy, zaznaczane zresztą specjalnym kodem gwiazdkowym 😉
Z okazji Dnia Dziecka zaserwowano mi kluchy leniwe i obiecano pierogi z jagodami (wlasnorecznie zebranymi – tylko gdzie?). Tymczasem zajeta Berlinem nie mialam na nic czasu i bylam bezinternetowa.
http://www.scholar-online.pl/articles.php?article_id=24
W miedzyczasie (w pociagach) nadrobilam zaleglosci ksiazkowe i zaraz jeszcze wymykam sie w samowolnie wybranej przerwie obiadowej do ksiegarni.
Pewnie, że vegeta dobra dla fastfoodów. Ale jogurt z dodatkiem majonezu (niby też fasfoody się kłaniają, ale do wielu dobrych sosów majonez się daje z dobrym skutkiem) często dodajemy do zieleniny i odrobina vegety wtedy bardzo dobrze robi, a wiele czasu oszczęda. Nie dodajemy wtedy soli, bo już zbędna.
Doprowadzam powoli ogródek do porzadku. Po tych deszczach wszystko buchnelo w góre. Za kilka dni robie zbiory traw. Tyle tego zielska ze az wesolo. Ogladalem i próbowalem mój szczaw. Zostal jeden krzak ale taki dwumetrowy. Smak jak trzeba a do tego pelno ziaren. Lodygi to chyba dam zaprzyjaznionym kozom. Liscie i nasiona na kompost. Tylko jak za rok urosnie góra szczawiowa. Wtedy posadze na tej górze dynie. Pójde na duza odmiane.
Dzien Dziecka przy zmienno cesarskiej a wczoraj byla zeglarska przygoda
Pan Lulek
Panie Lulku – nie podpuszczaj o tej przygodzie, tylko sprawozdaj. Coś Ty robił? Kaczki przez staw przepychałeś, czy dzieciaki sąsiada uczyłeś puszczać łódki papierowe po kałużach? Innego akwenu w św. Michale wszak nie ma.
Stanisławie – sosy z dodatkiem majonezu chętnie
produkuję. Mój Osobisty jest specem od majonezu
domowego,najlepiej z dodatkiem świeżego czosnku (aioli).
Co do Vegety to mam tak zwane ” mięszane” uczucia,
bo dodają do niej glutaminianu sodu,a staram się go unikać.
Stara Zabo tutaj wieksze bo podzielone na pol zdjecia. U mnie jak otworze zdjecie i klikne na szkielko powiekszajace to powieksza na tyle ze mozna spokojnie odczytac. Nie idz do „slideshow” bo tam powiekszyc mozna ale ostrosc traci.
http://picasaweb.google.com/Slawek.yyc/Album#
Pyro, to jest obraza majestatu. Burgenlandia ma wszak Neusiedlersee i tam ulegla moja przygoda.
Jak przestanie wariowac, pewnie w nocy, to napisze.
Pan Lulek
A ja idę (jadę) do dentysty za chwilę 🙁
Nie lubię, ale jak trzeba, to trza, w dodatku umówiona jestem na tę wizyte i nie mogę faceta po prostu olać, bedzie miał „pustogodzinę”. Poza tym mój dentysta jest wesołym człowiekiem i pewnie z rozdziawioną japą (jak to u dentysty) będę wysłuchiwała historii jego wakacji (właśnie wg. moich wyliczeń wrócił) ze swoja czwórką maluchów. Tak jak go lubię, tak nie lubie tych tam towarzyszących spotkaniu okolicznosci dentystycznego fotela. No ale jak trzeba, to… trza !
Zbieram się w sobie i wyruszam. Sprawozdam, chcecie czy nie.
P.S. Panie Lulku, mój szczaw wziął i zdechł sam z siebie, a trzymał się mocno przez ponad 10 lat.
Dla dentysty to musi byc przezycie. Siedzi pani z rodziawiona geba i nie klapiie.
Z calkiem innej z beczki. Przeczytalem dobry, ze nie powiem wspanialy wpis Redaktora Olszanskiego na temat futbolowych osiagniec Pana premiera. Chcialem skomentowac na naszym blogu. Gospodarz milczaco nie udzielil zgody. Czyzby znowu WIELKA POLITYKA.
Demokracja centralistyczna obowiazuje. Albo nadal ulica Mysia.
Pan Lulek
Ostatecznie na obiad było spagetti przyniesione przez Młodszą w pudełkach z miasta. Całkiem dobre. Kupiłam co prawda kalafiora i filety rybne, ale facet chyba sam nie wiedział, co sprzedaje. Potężny blok lodu dopiero teraz nieco „odpuścił” i co, jak co, ale mintaj to nie jest na pewno. Stawiam na pangę. Będzie na kolację
U mnie spokoj zielonoswiatkowy (Niemcy odpoczywaja, Bruksela tez), a pani w ksiegarni juz sie ciezsy na moj widok. Straszne, bo wypadaloby mnie powstrzymac przed nalogiem, a nie wciagac bardziej. Nic to, zapas ksiazek na najblizsze 2000 stron mam, wykorzystuje cisze i Mame, ktora podaje Mamine posilki (kotlet z ziemniakami i pomidorem ze wsi). A na jutro jestem zaproszona na kartoflane placki. I jak tu nie korzystac z okazji?
Panie Lulek, zamiast urągać i spotwarzać mnie pisz Pan co Pan sobie życzysz. A o Tadeuszu Olszańskim zwłaszcza. Bo to smakosz nad smakoszami, a że interesuje się i pisuje o sporcie to można mu wybaczyć. Dla mnie najważniejsze, że świetnie gotuje i jeszcze lepiej pisze o jedzeniu.
Miałam kiedyś kosiarke do trawy, taka najprostszą spalinową. Jedna z najpierwszych na wsi, tym samym podzieliła los maszyny do szycia. Teraz wszyscy maja a ja nie. Może niezupełnie, bo mój syn za swoje własne, studenckie, zarobione pieniądze, kupił wykaszarkę. Ta jeszcze działa, bo inni już wcześniej kupili sobie do kompletu wykaszarki i nie są zainteresowani. Z tym, ze ja tego nie obsługuję. Ostatnio zdaję się na zięcia. U siebie już skosił, dzisiaj dotarł z maszyna do mnie. Oczywiście natychmiast lunęło. Teraz zięć wrócił i podkasza. Trochę późno na pierwsze koszenie, ale wcześniej konie trochę poskubały. Wygląda, że zaraz znowu lunie. A zięć się wybiera do Warszawy, a jeszcze wcześniej z dzieckiem do lekarza do Koszalina, więc marne szanse, zeby wykosił to wszystko co ja bym chciała. Teściowa to teściowa.
Bardzo lubię szpinak. Moja Mama tak nas rozszpinaczyła, że mój brat musiał na łyżeczce kompotu jabłkowego mieć szpinak, bo inaczej nie zjadl. Różne są zboczenia.
Z powodu nieróbstwa spowodowanego deszczem przeczytałam „Miłość niemożliwą” – to kilkupokoleniowa historia żydowskiej rodziny z Połczyna Zdroju. Dobrze mi się czytało.
Siostra ze szwagrem i Mamą zapowiadają się na sobote i niedzielę. Mają wziąć kartki i głosować. Ciekawe, czy przyjadą, czy jak kowal?
Ania pojechała do szkoły muzycznej na dyplom swojej wychowanki. Ciekawa historia. Dziewczyna była doskonała z geografii i świetną organizatorką imprez. Poszła na geoinformację, skończyła, chociaż prędko wciągnęło ją coś innego – już na drugim roku studiów została menedżerką jakiegoś zespołu muzycznego.Muzyka, to było to. Najpierw organizacja, potem udział. Teraz z dwiema jeszcze dziewczynami tworzą zespół koncertujący, nagrywający, z wolna przebijający się na rynku, a żeby nie być naturszczykiem – szkoła muzyczna. Właśnie skończyła.
Witajcie
Jestem juz w Sewilli. Miasto powala na kolana. Wiecej na moim blogu bo mam trudne warunki do pisania-stado dzieciarow wyje w schronisku, nauczycielki tez wyja na dzieci a mnie leb peka. Ide na kolacje, napic sie winska i spac bo jutro o swicie ruszam z wspolspaczem (Anglikiem) na La Plate
pozdrawiam i pszepraszam za forme ale brak polskich glosek
Właśnie wyszła pani od ubezpieczeń. Pyra ma odchudzony portfel – drugie półrocze polisy mieszkaniowej i całoroczna polisa oc za psa i rower.Jednym słowem pies może gryźć do górnej granicy skutków 30 tys złotych. Pitbul to-to nie jest, więc całego pośladka komuś nie wygryzie, prawda”
W złą godzine wypowiedziałam, no ale sama sobie zamarzyłam, zeby jakos tego dentystycznego fotela uniknąć. Idę jak na ścięcie, chociaż pozytywnie nastawiona do dentysty jako takiego i szczególnie na opowieści o wakacjach (ma dar opowiadania na wesoło), a tu kicha, pani recepcjonistka pomyliła daty i miała mnie zapisaną na 22 maja w książce wizyt. Całe szczęście, że miałam w portfelu wypisany bilecik, na którym jak byk stało 12:50 , june 1-th. Pani zrobiło się przykro, ja machnęłam ręką, przytomnie nie dodałam, ze wcale mi sie nie chce zasiadać na wiadomym fotelu, rozstałysmy sie w przyjazni, mam sie zjawić we środę. Przy okazji – muszę sobie zanotować, ze poniedziałki nie są najlepszym terminem na wizyty gdziekolwiek (poza najblizszymi przyjaciółmi).
Rozpadało się i jest 10C 😯
I to ma byc 1 czerwca?! Wysyłam protesty tam do góry… co ONI sobie myślą?!
P.S.Czy ja juz dzisiaj pozdrawiałam mojego ulubionego autora doskonałej książki kucharskiej (nic nie ujmując Gospodarzowi, który zresztą zna mój sentyment do Autora) Tadeusza Olszańskiego?
Mnie się podoba wszystko, co Pan Tadeusz napisze, niechby i o sporcie 😉
„Kuchnia erotyczna” – to je to! Kto nie ma i nie czytał, niech żałuje.
Dla Aliny i wszystkich innych, zainteresowanych powstaniem naszego warzywnego dreszczowca z kluczem:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=549#comment-71512
Zaczął Bobik, dalszego ciągu szukać pod gwiazdką.
Zezwolenie ze strony Gospodarza uzyskalem ale komentarz wcielo. Ja tylko pisalem, ze Pan Premier Tusk gra w pilke nozna w butach z Pultuska.
Dalej byla skromna prosba zeby jednak Gospodarz podjal stosowna decyzje na zasadzie nie chce ale powinienem.
Bylaby wspaniala druzyna
Pan Lulek
Czy z całego Tuska wyszłyby dwie pary butów? 😯
Jesteśmy wyrodnymi rodzicami 😎 Zostawiliśmy kontuzjowane dziecko samo w domu i pojechaliśmy na tradycyjną zielonoświątkową wyprawę rowerową. Tradycyjnie do końca doliny Lauterbrunnen, tam i z powrotem w sumie dokładnie 50 km. Deniwelacja absolutna 350 m, względna – sporo więcej, z górki, pod górkę, z górki… Po drodze spod koła uciekła mi długa na więcej niż metr i tłusta żmija 😯 Leżała na środku szutrowej drogi i wygrzewała się w słoneczku. Może to był żmij w poszukiwaniu partnerki, bo w wieczornych wiadomościach pokazali ukąszonego przez żmiję wędrowca, który siadając na kamieniu niebacznie sięgnął ręką do tyłu dotykając żmijowej pary w tańcu miłosnym 😯 Podobno jest właśnie okres godowy tych zwierzątek. Ta nasza miała refleks i czmychnęła w zarośla pokazując wszystkie swoje zygzaki. Piękna była 😎
Ha…
Alicja po nocy wysiadywała, robila porządki w zdjęciach, wsyłała do właścicielki tej winiarni w okolicach Kapsztadu. Nie minęło mało wiele, zanim poszłam dospać, była odpowiedz:
Dear Alicja
Thank you for your e-mail and all the beautiful pictures.
I have saved some of them to add to our facebook pictures.
Thank you and kind regards
Elanda
http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/06.Winnice_etc/25.Przemila%20wlascicielka%20czestuje%20i%20daje%20wyklad%20o%20swoich%20winach.jpg
Nemo,
czy Ty nie masz lepszych tematów niz żmije?! I węże jako takie! Teraz jak nic mi sie przysni!
W Kanadzie jedyny ponoć jadowity srednio to missisauga rattlesnake, ale nie ma pewności, bo nikt jeszcze nie nastąpnął i nie umarł od ugryzienia.
Ale… wychodzę ci ja ileś tam lat temu na odródek dzrwiami id kuchni, na podest, piekny ranek, słoneczko, a tam na drugim juz prawie schodzie zaskroniec!
Omal nie oddałam ducha, na wasze (i innych) nieszczęscie sie powstrzymałam, to znaczy tego ducha powstrzymałam. Od tamtej pory jak wychodzę na ogródek, robie dużo hałasu juz przy drzwiach. Ja nie przeciwko, ale wole ich nie oglądać. A o słynnych *water snakes* też juz tu nadawałam…
Niegrozne, ale przerażające!
Też już nadawałam, że wolę nie oglądać stworzeń niektórych, z tym, że moje małe albo malutkie. Po prostu pająki i większość owadów, czyli lekko licząc 85% stworzeń bożych Myszy, żaby i żmije raczej mi się nawet podobają.
Witajcie
Niestety mam utrudnione pisanie(brak na hiszpańskich kompach polskich głosek) więc stukam na swoim i przegrywam na usb a potem puszczam z ich, na stałe zamontowanego Internetu. Jestem w Sewilli. Droga była b. ciekawa ale męcząca. Zameldowałem się w schronisku mokry od potu, bo po dwóch dniach podróży musiałem leźć w ukrop z 5 km przez rozgrzane miasto. No i z mety zaśpiewali mi 25 euro za noc. Psu na budę takie schronisko – w normalnych placi się 3 euro za łóżko w zbiorowej Sali. Mieszkam na uboczu z 2 anglikami, którzy zostają tu przez 3 dni więc rankiem sam ruszam w drogę. Teraz o kolacji, byłem tuż obok w zwykłym barze tapas. Zjadłem rybę marynowaną w kawałkach z cebulką zeszkloną i kawałkami pomidorów i zalaną żółtą oliwą. Nie wiem jaka to ryba ale na pewno nie tuńczyk bo pytałem właściciela. Potarzał tylko ?big fisch?. Big fisch była pyszna w leciutkiej marynatce. No i spora porcja. Później zamówiłem sałatkę z krewetek, pomidorów, cebulki drobno krojonej i kwaśnej, gęstej śmietany. Oryginalny smak, intrygujący, porcja spora. Za obie sałatki wraz z dwoma koszykami pieczywa i dwoma piwami zapłaciłem 7 euro. Uważam, że to nie wygórowana cena, tym bardziej że najadłem się do syta. Zaletą baru był również inteligentny właściciel, który w końcu wyjaśnił mi gdzie się mój szlak zaczyna, tzn gdzie się zaczynają oznaczenia(strzałki). Dziś zagotowałem się właśnie dlatego, że błądziłem. Inną zaletą baru była starannie dobrana barmanka-kawał hiszpańskie piękności. Co za spojrzenia obezwładniające. To tyle na dziś, jutro rano popatrzą jeszcze na Sewillę i w drogę ? 22 km przez pola do Guilleny.
Pozdrawiam
W Badlands na poludniu Alberty i w Brytyjskiej Kolumbii zyja grzechotniki i skorpiony oba calkiem trujace choc ponoc od skorpiona sie nie umrze, chyba ze dziecko. Dozwolone od lat 18-tu. Po upalnym weekendzie pogoda zmarniala. Ale mam zupy jarzynowej na pare dni wiec pogody nie straszne. Ogladam sobie ostatnio w sieci podroze z Michael Palin’em. Przejechalem sie w 80 dni dookola swiata, przeszedlem Sahare a teraz lecimy dookola Pacyfiku. Zreszta znalazlem „site” gdzie masa roznych filmow podrozniczych i jedzeniowych, jak np. „Food Safari”.
Dostałem maila od mojego imiennika . Też fotograf.
http://www.southsidephotoonline.com/contact.html
http://www.southsidephotoonline.com/about-us.html
…yyc,
jak już jestes przy Miachelu Palinie i jego podróżach, nie omiń jego podrózy do Polaski! Chyba nawet mam gdzieś to na dysku, jakby co. Daj Zn, mogę podesłać albo wstawić do skrzynki.
Marku – Pyra nie kuma, pewnie za późno na intelektualne wysiłki. Do jutra
Boje sie zmij a widzialam ich sporo w Afryce. Spotykalo sie je na drogach, zakrecone w pierscienie. I skorpiony, duze i grozne, brrr.
Notuje nastepna ksiazke do mojej kucharskiej biblioteczki (p.Olszanskiego) a wasze warzywne dzielo tez sobie poczytam.
…hm… światło, wiecej swiatła! Literówki pomińcie (Polaska… tez coś!)
Marek napisał, że od imiennika, ale nie napisał, że ma takie samo nazwisko.
Prosi o dane i takie tam.
Nazywa się Mark Kulikowski i też jest fotografem..
To do Pyry. 🙂
Alina,
a gdzie ty sie po tej Afryce szlajałaś? Ja tylko po tej najpołudniowszej (cywilizowanej, jak na gust europejczyków), ale Jerzor był kiedyś w Nigerii (zawodowo) i do dzisiejszego dnia opowiada horrory. Jak nie tse-tse, to inna zaraza czyhała. Naczytał sie literatury, czego unikać, a wiadomo, ze strach ma wielkie oczy, i nawet większe. Jasne, ze trzeba byc ostroznym, ale jak sie jest w takim egzotycznym kraju, to szkoda sie bać cały czas, bo nie zobaczy sie nic, pilnując własnej d…
Bardzo podobało mi sie Ryszarda Kapuścińskiego podejście do rzeczy, prawie wszystkie jego książki przeczytałam, Lapidaria mi troche umknęły, mam tylko 3-ci tom. Jego podejście było takie – wlazłeś między wrony… itd. On po prostu się integrował z tubylcami i to jedyna metoda na podglądanie świata, jeśli sie go chce poznać.
Teraz skojarzyło mi sie z Arkadiusem. Podobne podejście. Chcesz cos wyczuć, no to sie wczuj. W Afryce Południowej zwierza ogladałam tylko w Kruger Park 😯
Zjedli wszystko czy co?!
Tu Jerzor, piękny i młody brunet naonczas.
http://alicja.homelinux.com/news/08.Afryka4.jpg
… nie czytać/słuchać/oglądać wiadomości… zwłaszcza, jak czasami trzeba latać tymi wspaniałymi maszynami. Przecież to nie ma prawa latać, a lata, sama wiele razy doswiadczyłam, latając.
Statystycznie… statystycznie z powodu kolizji samochodowych na lądzie ginie o wiele wiecej osób (idzie w tysiace chyba, porównawczo), niż z powodu katastrof samolotowych.
Statystycznie liczę na to, ze na mnie nie padnie 🙄
Witam tych co nie śpią,choć to chyba tylko zagranica czuwa.
U mnie cały dzień nie było internetu ,więc teraz muszę nadrobić zaległości.Naklepałam ładny tekścik,a tu niby kod nieprawidłowy.Jak zły,kiedy dobry.Okulary specjalnie włożyłam,ale musiałam się poddać i piszę jeszcze raz.
MARKU KULIKOWSKI – Twoje zdjęcia Biebrzy wspaniałe.Coraz bardziej chce mi się zobaczyć te okolice na własne oczy.
YYC – jeszcze parę zdań na temat gdyńskiej topografii ,żeby temat zakończyć.To było mniej więcej tak.Jak przed laty wysiadłeś na dworcu w Gdyni ,szedłeś ul.10 Lutego w kierunku morza.Doszedłeś do skrzyżowania z ul.Świętojańską i wkraczałeś na Skwer Kościuszki.Szedłeś dalej w stronę „Błyskawicy”.I tuż przed tym okrętem-muzeum Skwer Kościuszki się kończy,a zaczyna Molo Południowe.Jego lewa strona to Nabrzeże Pomorskie,gdzie stoi właśnie Błyskawica a dalej żaglowce. Z tym,że niestety prawie nikt,nawet gdynianie,nie używa tych określeń , a Skwerem Kościuszki nazywa się potocznie,choć nieprawidłowo wszystko od ul.Świętojańskiej do morza.Tyle gwoli prawdy topograficznej.
Władze Gdyni powinny docenić mój wkład w promowanie miasta,ale niech im będzie, robię to z czystej sympatii do tego miasta,choć obecnie tam nie mieszkam.
Już północ,trzeba iść spać.Dobranoc.
Alicjo i Alino – jeśli macie ochotę na zwierzenia młodego człowieka właśnie pierwszy raz „zażywającego” Afryki to u Bobika pod wierszami kuchennymi życzliwie zgodził się umieścić dzienniki Basi z Ghany. Uprzedzam, że dużo pisaniny i takiej trochę niepozbieranej, ale młodzieńczy zapał z tego przebija i emocje.
Ja chyba muszę zażyć aspirynę (zazyłam), popijając najpopularniejszą poludniowoafrykańska herbatą roiboos. Wizyta u dentysty nie wypaliła, zmokłam i zziębłam i teraz się trzęsę jakby chorobowo, no wiecie co, nigdy w czerwcu nie musielismy włączać kaloryferów, a dzisiaj nawet Jerz zdecydował (on choćby biegun, to dostoi), ze trzeba. 10C na zewnątrz, w domu… no, teraz juz podciagnęło do 20C.
Ja się tak nie bawię!
Wando, dzieki za podpowiedz, jak przeżyję, to poczytam.
Uciekam pod kordełkę.
Odbebnilem moja dzisiejszya porcje snu. Patrze wokolo a tam ludzi pogonilo do lózek. Chyba, ale na boku, zaczne spisywac moja ostatnia przygode zeglarska.
Z zyczeniami dobrych snów pozostaje
Pan Lulek
Panie Lulku,
nie na boku, tylko na blogu.spisywać proszę przygody żeglarskie i inne.
Tymczasem ja naprawde spełniam moja grozbę i wskakuje pod kordełkę.
Rozkaz nie gazeta. Nie czytac tylko wykonywac.
Oto opis mojej ostatnie zeglarskiej przygody.
W drugiej polowie lat osiemdziesiatych ubieglego stulecia szykowala sie rewolucja w elektronice.
Stare, mechanicznie skomplikowane obwody drukowane czekaly na swój koniec. Byly jednak dziedziny gdzie stare, wypróbowane, trzymalo sie dzielnie. Powstawaly nawet nowe firmy które robily projekty i wyroby na zamówienie. Helmut, mój ówczesny Partner byl wlascicielem takiej kilkuosobowej firmy a ja sprzedawalem jego wyroby. Czasami jezdzil ze mna do Moskwy kiedy chodzilo o cos bardziej skomplikowanego. Kiedys pojechalismy razem ale równolegle. Kazdy w swoich sprawach. Tlumacza nie potrzebowalem ale jemu dali pania z jezykiem angielskim. Byla nauczycielka. Od rauzu zauwazylem, zu pojawila sie iskra. Taki Duch Swiety. Trwal ten Romans lat kilka i wart jest osobnej opowiesci. Zona Helmuta, wiedziona intuicja albo hormonami, znalazla sobie w Wiedniu przyjaciela. Zostawila meza z dwoma synami, Czasami wpadala do domu ze stosowna awantura i znowu znikala. Chlopaki rosli jak trzeba ale kiedys dowiedzialem sie, ze zaczynaja byc z nimi klopoty wychowawcze. Poradzilem mu zeby kupil im jacht, wstawil na Neusiedlersee i odmówil finansowania utrzymania. Haczyk zostal polkniety, cala zarobiona gotówka szla na utrzymanie i w domu byl swiety spokój.
Z wlasnego doswiadczenia wiem, zu metoda just skuteczna. Zamiast zaglówki moze byc na przyklad triathlon albo inne cos, ekstremalne.
Drogi nasze rozeszly sie przed kilku laty. Kontakt byl typu zyczenia telefoniczne, zapytanie jak ci idzie z obowiazkowa odpowiedzia, Znakomicie.
Nagle w sobote wieczorem dzwoni Helmut do domu. Bez wstepu zapytal, czy moge poswiecic mu jeden dzien na prywatne spotkanie. Najlepiej jutro na jego jachcie. Troche maie zatkalo. Caly w nerwach zaczalem odszukiwac stare marynarskie ciuchy. O dziwo odnalazlo sie wszystko. Tak jakby czekalo na rozkazy. Przyjechal swoim duzym samochodem. Chlopaki sa na przystani i czekaja na nas.
Kilka lat ich nie widzialem. Dwumerowce, jeszcze w owlosieniu.
Stanelismy na nabrzezu. Lódz, 25 metrowy dwumasztowiec z mieczem i kabina cumowal daleko od wyjscia z dosyc waskiego kanalu.
W tym momencie jak to u mnie czasem bywa, mój aniol stróz zameldowal sie na lewym ramieniu. Dalej rozmowa byla w jezyku angielskim i dla porzadku podaje ja w tlumaczeni zachowujac polskie komendy.
Zaloga na poklad. Sprawdzic klar portowy. Chlopaki dostali po wlasnym zaglu do obslugi. Fok, bezan a tata grot i miecz. Meldowac. Odpowiedzi. Fok klar, bezan klar, grot i miecz klar. Rzucic springi, zalozyc cumy na biegowo. Gotowe. Sprawdzic czy miecz siedzi na dnie. Tak. Podciagnac i poluzowac. Przygotowac bosak, Fok z lewej na wiatr, cume dziobowa rzuc. Dziób na wode, wybrac fok z prawej burty. Przygotowac zwot przez sztag na prawy hals. Ciasno bylo w kanale a na dokladke cumowaly inne lodzie. Wiatr nie byl silny mozna bylo ryzykowac. Na dwu zaglach, foku i bezanie wyszlismy z kanalu. Zmiana na sterze mówie. Tu Helmut, który postawil juz grot, po raz pirwszy wtracil sie i poprosil o czas. Wskoczyl do kabiny i wyszedl z taca na której stal jeden kielisze,k. Jak sie okazalo rumu. Dla sternika, który po raz pierwszy wyszedl z kanalu na zaglach. Odpilem zdrowym, zasluzonym ciagiem.
Potem byl caly wspanialy zeglarski dzien a chlopaki popisywali sie swoimi umiejetnosciami zeglarskimi. Wiele umieja. Beda kiedys znakomici.
Wieczorem, w Rust, byl wieczór kapitanski z cyganska muzyka i tancami mlodych.
Spokojnej nocy wszystkim a szczególnie Pani Sekratazrz
Pan Lulek
Na zakonczenie Dnia Dziecka,
My tutaj ciagle o jedzeniu, dzisiejszy wpis Gospodarza i kilkoro blogowiczow tez o dzieciach – niejadkach, a ja zalaczonym linkiem chce wspomniec o tych dzieciach, ktore nigdy nie grymasza, jedza co im podadza i sa z tego powodu bardzo szczesliwe.
Klikajcie tam jak najczesciej, najlepiej codziennie.
http://pajacyk.pl/
A wszystkim, ktorzy moja prosbe spelnia, dzieki ogromne, bo ja chcialbym, zeby kazdy szkrab tego swiata chodzil usmiechniety od ucha do ucha.