Kury też mają matury
No, może nie takie jak absolwenci liceów czy techników ale nie mniej ważne. Stwierdziłem to naocznie podczas wiosennej czyli pierwszej w tym roku wizyty na naszym ulubionym Bazarze Szembeka. Warszawiakom nie muszę tłumaczyć gdzie to lecz pozostałym Czytelnikom trzeba parę słów wyjaśnienia. Po drugiej stronie Wisły czyli na Pradze jest słynny Plac Szembeka.
O rodzinie Szembeków pisałem chyba rok temu (albo i dawniej) po poprzedniej owocnej wizycie na tym bazarze. Dziś przypomnę tylko czyje imię to słynne targowisko nosi. Patron placu i hali targowej to Piotr (1788-1866) generał napoleoński, powstaniec listopadowy i gubernator wojskowy Warszawy. Mawiano o nim: „Wierz Szembekowi, Szembek nie zdradzi”. Jego imię figuruje nad praskim placem i na budynku hali znanym warszawiakom właśnie jako bazar Szembeka.
Dojazd tam jest niezwykle prosty: albo Trasą Łazienkowską do skrzyżowania z Fieldorfa (w prawo) i Zamieniecką (w lewo), w którą to właśnie należy skręcić, by po kilkuset metrach wylądować pod halą targową; albo Mostem Siekierkowskim, potem Fieldorfa i znów do Zamienieckiej jak wyżej. A wyprawa za Wisłę szybka, łatwa i przynosząca korzyści.
Owoców i warzyw wbród. A wszystko świeże, pachnące i tanie. Od mięsa można dostać oczopląsu – tyle tego dobra i w takim gatunku, że człek chciałby kupić niemal wszystko. Kupiliśmy jednak rozsądnie czyli wg. potrzeb: cztery wieprzowe piękne polędwiczki (po 22 zł kg), będą w sosie z zielonego pieprzu; a na pasztet: boczek (9 zł kg) i łopatka bez kości (15 zł kg), cielęcina (20 kg zł); skusiliśmy się też na rostbef bez kości (30 zł kg), spory kawałek pięknej słoniny (6 zł kg) i – tu dochodzimy do tytułu – kurczak zagrodowy (9,80 kg). A dlaczego on nosi tę piękną nazwę, bo legitymuje się certyfikatem BIO wydanym przez odpowiedni urząd, który potwierdza, że ptaszysko przed śmiercią chodziło po zagrodzie i karmione było tylko ziarnem i karmą naturalną. Kupiliśmy więc kurczaka z maturą i na dodatek jeszcze dwie nogi jego pobratymca.
Zakupy z bazaru Szembeka
Na zdjęciu możecie obejrzeć jeszcze dwa gatunki sera: bundz i śmietankowy, fenkuł czyli bulwę kopru włoskiego, osełkę masła do pieczenia, szczaw na pierwszą wiosenną zupę, dwa wielkie pomidory (też BIO) ważące ponad kilogram i wyceniona na 16 zł., buraki, seler naciowy, trzy gatunki chleba – w tym kurpiowski z siemieniem lnianym. I wszystko razem kosztowało 180 zł.
Żałowaliśmy tylko, że wybraliśmy się na te zakupy przed południem. Gdyby to była pora lunchowa to byśmy wpadli do Włocha przy ulicy Łukowskiej czyli obok. „Sól i pieprz” należy do najlepszych włoskich knajpek w Warszawie, a że leży w dużej odległości od centrum to i tłok tam nieco mniejszy, ceny niższe a kuchnia na najwyższym poziomie. Pojedziemy więc tam specjalnie. I to taksówką. Wiecie dlaczego!?
Komentarze
Witam po kilkudniowej nieobecności spowodowanej koniecznością wyjazdu do Morąga.Podróż pociągiem wśród pól,łąk i lasów o tej porze roku to czysta przyjemność.Wiosenna zieleń jest zachwycająca. Ale nie zagrzeję długo miejsca w domu,bo w sobotę raniutko jedziemy na Słowację,w góry w okolicy Żiliny.Miejsce jest już sprawdzone przez syna i synową,którym bardzo się tam podobało.W drodze powrotnej dwa dni spędzimy w Krakowie.To będzie majowy weekend,więc tłok w mieście pewnie niemiłosierny,ale tam chyba jest tak i na co dzień.W każdym razie rezerwacje zrobione,a najbardziej cieszę się z tego,że dwa wieczory spędzimy w teatrze.Z krakowskich teatrów w tym czasie czynna jest tylko „Bagatela”. Trochę to dziwne.
Na jakieś doznania kulinarne podczas tego wyjazu nie liczę,niestety,zarówno w Słowacji,jak i w Krakowie.Ale może coś mnie zaskoczy.Tymczasem zostają mi da dni na przygotowania do wyjazdu,a i innych spraw jest trochę do załatwienia.
W wolych chwilach muszę poczytać sobie komentarze do ostatnich wpisów gospodarza.
Dzisiejszy wpis Gospodarza od razu nasuwa mi na myśl gdyńską Halę Targową,którą przy okazji pobytów w Gdyni dość często odwiedzam.Nieraz tylko po to ,aby popatrzeć na bogactwo towarów. W częsci stoisk sprzedaje się także odzież i inne różności niekulinarne,ale omijam je .Owoców,warzyw,mięsa obfitość.W ciężkich czasach handlowych gdyńska hala była oazą obfitości,do której zmierzali klienci także z innych miast.Tu można było kupić różne towary przywożone przez tzw.pływających.Ale też ceny były dość wysokie w stosunku do zarbków.Dziś hala nie jest już,na szczęście.taka ekskluzywna.Ale nadal można tu kupić drób i nabiał przywożone przez gospodynie z okolicznych wsi. Przymierzam się do kupienia wiejskiej kury na rosół,takiej z żółtą skórą.Marzy mi się taki dobry rosół ,ale ciągle to odkładam.
Szczerze mówiąc,ostatnio z powodu różnych emocji moje kubki smakowe zobojętniały i apetyt mam niespecjalny,co mnie akurat zbytnio nie martwi,bo to stan przejściowy.Tak więc i z tym rosołem poczekam do czasu odzyskania należytego smaku.Tymczasem trochę zgłodniałam i pora na śniadanie – płatki owsiane i kukurydziane z jogurtem i czerwonymi porzeczkami/rozmrożonymi/,to tego trochę otrąb,siemienia lnianego i miodu.Niestety,czarne porzeczki już się skończyły,ale lubię też wersję ze startym jabłkiem lub gruszką.
No,koniec tego dobrego,czas się wziąć za pracę.
Najpierw przyjemności, obowiązki potem! Hasło Pyrowe na dzisiaj.
A z ogromną przyjemnością wszelkim Jurkom, Lulkom i Jerzorom składam życzenia imieninowe – najlepsze, nqajserdeczniejsze zbiorowe i indywidualne :
Panu Lulkowi, który dla Radka i Pyry bywał św. Mikołajem (chociaż u św. Michała mieszka),
Jerzorowi, który życie Alicji ubarwia i wiernie blogowi kibicuje,
Jurkowi spod Gniezna (Hanczynemu), który Pyrze dziury w balkonie życzliwie wierci i domu swego jej użycza.
i Andrzejowi Jerzemu (pół życzeń, bo reszta w dzień stosowny)
Jurki to wspaniałe chłopaki
Przenoszę wpis z poprzedniego, bo w oparach toastów solenizanci mogli go nie zauważyć.
Jerzym, Jeżom i Wojciechom wspaniałego dnia i tysięcy nastepnych pełnych przyjaciół, radości i gotówki!
życzymy obydwoje czyli Basia i Piotr
Musiałam pójść na trawniki, więc przerwałam pisanie życzeń; otóż zadzwonił Misio wracający z wizyty paryskiej i prosił o dołączenie życzeń i od niego – jest w autokarze , właśnie wjechali do kraju, na granicy leje deszcz.
Poza Krystyną śpią wszyscy, więc sobie powypisuję.
Przede wszystkim Jerzykom naszym i stowarzyszonym wszystkiego naj-
Dalej to, co mnie ominęło.
Po pierwsze wczorajszy konkurs. Aż żal, że nie brałem udziału, bo 2 pytania piękne. Trzecie (papiloty) już kiedyś było.
Lorca w moim domu niw był ceniony z powodu łatki komunisty i wielkiej estymy w socjalistycznych podręcznikach. Na pewno nie był fanatykiem. Przyjaźń z Dali i Bunuelem coś o nim mówi. Został zamordowany na poczatku wojny domowej przez prawicową bojówkę ale najprawdopodobniej na tle spraw osobistych. Pieśń o miodzie czy może „Oda do miodu” pochodzi z okresu jego debiutu literackiego (1918, wtedy wyszedł tom opowiadań „Impresje i pejzaże”).
Wiersz zaczyna się mniej więcej „Miód jest słowem Chrystusa, złotem wysublimowanym z jego miłości”. Wysublimowany nie jest dosłownym tłumaczeniem, ale chyba oddaje sens.
Miós w twórczości Lorci wraca parokrotnie, ale w zupełnie innym kontekście. W „Sonetach ciemnej miłości” zamykających jego twórczość można spotkać ponownie chłód miodu w „Sonecie o liście”: Nie bywa marzeń w sercu ni w umyśle o mroźnym miodzie, co z księ?yca spływaw. W „Sonecie o wieńcu róż” :
Tobie oddaję pejzaż mojej rany:
zmąć w nim potoki, łam trzciny i kwiecie,
i miód wypijaj krwi świeżo przelanej.
Drugie z pieknych pytań – Falsomagro.
Danie pochodzi sprzed stu lat mnie więcej i też jest czystą poezją. Powstało z oszczędności i stąd fałsz w nazwie – zastępowanie wołowiny innymi składnikami. Francuscy mistrzowie patelni byli zaskoczeni niedoborem wołowiny na Sycylii, gdzie im przypadło gotować. Dużą rogaciznę hodowano tam na mleko, a mięso bywało produktem ubocznym. Stąd pomysł potrawy, gdzie wołowiony prawdziwej będzie tylko trochę, a ta będzie obficie faszerowana produktami zastepczymi. Do tych należał ser, jaja na twardo, jaja ubite, szynka, salami, cebula i wiele innyc dodatków stosowanych normalnie w farszu. Gdy danie się rozpowszechniło, oszczędniejsi szybkę i salami zastępowali mortadelą. Ale w wersji eleganckiej danie stało się najsłynniejszym daniem sycylijskim i bywa nawet podawane w Polsce jako główne danie weselne.
Na kanwie tego dania pojawiło sie parę innych, np. tuńczyk falsomagro i serowo szynkowy sos falsomagro.
Druga sprawa uczone kury. Z takimi do czynienia nie miałem, ale bawiłem wczoraj w Zespole Szkół Rolniczych i Centrum Kształcenia Ustawicznego w Łodzierzu (-y?) pod Miastkiem. Wyjazdowe posiedzenie Komisji Rolnictwa Sejmiku Województwa Pomorskiego. Byłem jedną z dwóch osób, które przedstawiały projekty uchwał sejmikowych do zaopiniopwania przez Komisję. 7 punktów, 10 minut obrad. Nie śmiejcie się kochani, bo projekty uchwał były bezdyskusyjne, przynajmniej w zakresie rolnictwa, więc przedstawienie zwięzłe i brak dyskusji.
Tym bardziej, że obrady rozpoczeto z 15-sto minutowym opóźnieniem (tyle się spóźnił radny zamykający quorum), a o 11 rozpoczynała się wielka uroczystość prowadzona przez Przewodniczącego Komisji, który w tej szkole przez dziesięciolecia dyrektorował, a wcześniej ją zbudował.
Ale do rzeczy. Obrady w sali bankietowej. Parę żartów na temat sali bankietowej w szkole okazało się nie na miejscu. Jest to raczej pracownia bankietowa, gdzie uczniowie kierunku gastronomicznego ucza się nakrywać do stołu, podawać i tp. Gastronomia zawędrowała pod strzechy i bardzo dobrze. I uczą nie tylko dań regionalnych, ale wykwalifikowanych kucharzy, kelnerów i tp. Innym kierunkiem w tej szkole jest architektura krajobrazu. Brawo.
Ostatnim punktem programu było rozstrzygnięcie konkursu na danie regionalne w kilku kategoriach. Niestety, bez mojego udziału, bo byłem wśródosób, które się zmyły zaraz po powitaniach dostojników i rozpoczęciu czytania listu od ministra.
A szkoda, bo bym mógł coś o tych daniach napisać. Zamiast tego posiałem trawę na paru pustych placach w ogrodzie. Zrobiłem to wreszczie używając do przekopania porządnego szpadla za 51 zł. Nigdy więcej na szpadlu nie będę oszczędzał. Poprzednio kopanie było męczarnią.
Tak długo pisałem, aż poczatek stał się mało aktualny, trudno.
Tak jest, Stanisławie, na szpadlach i innych narzędziach oszczędzać absolutnie nie należy 😎
Dzisiejszym solenizantom z Panem Lulkiem na czele życzę wspaniałego dnia 🙂
Tymczasem rzucam się w wir roboty, bo dziś są urodziny mojej Teściowej, a Osobisty nie miał lepszego pomysłu, jak zaprosić ją na dzisiejszy obiad, o 12 oczywiście 😯 Ja sobie kombinowałam zaprosić Babcię na niedzielę, bo i tak przez następne 2 tygodnie będzie pilnowała naszych kotów, tymczasem Osobisty już zadysponował…
Nemo, źle wychowałaś Osobistego. Powinnaś zaliczyć u Mojej kurs, jak sobie wychować Osobistego. Żartuję oczywiście. Też mi kiedyś przyszło do głowy zaprosić kogoś bez konsultacji, ale to było bardzo dawno i więcej się nie powtórzyło. Zgadzam się, że to albo brak wyobraźni albo niechęć do jej wysilenia. Ale rzeczywiście w mojej płci dość typowe.
Stanisławie,
wychowywania Osobistego zaniechałam w momencie, kiedy po zarzuceniu mu braku zaufania do ludzi i marnej spontaniczności, zaprosił pod moją nieobecność (byłam na koncercie) czeskiego oszusta na nocleg i jeszcze mu bilet na pociąg do Pragi zafundował 😯 Wolę jednak jego zdrowy instynkt, góralską ostrożność i nieufne „obwąchiwanie” obcych 😉
Takie rzeczy sie zdarzają. Na tym polega charyzma oszusta, że potrafi wzbudzać zaufanie. Człowiek doświadczony na ogół się na to nie złapie, ale skarcony za nieufność może. Nieodżałowany kapitan Szpetulski, znany gdański żeglarz, mawiał, że żadna cecha nie jest cnotą, jeżeli występuje w stopniu przesadnym. Tak więc zarówno nieufność jak i nadmierne zaufanie moga prowadzic na manowce.
Wszystkim Jerzym, Jurkom, Wojtkom i jednemu jedynemu takiemu Lulkowi – wielu pyszności dziś i w życiu w ogóle 😀
Nie wiadomo dlaczego Pyra uparła się, że Wojtki dopiero jutro świętują.Pewnie chciała sobie zapewnić regularną trzydniówkę. A to też dzisiaj.
Nie wiem, czy Iżyk nasz były przyjaciel i Wojtek z Przytoka, nasz tajny przyjaciel, na blog dzisiaj zajrzą, jeżeli jednak stół ich dzisiaj przyciągnie, to
Najlepszego, Chłopaki. Brak Was tutaj okrutnie.
P.Piotrze.
Wielkie dzięki za reklamę naszego targowiska na Pl.Szembeka.
To rzeczywiście moje ulubione warszawskie miejsce od ponad czterdziestu lat. Wtedy właśnie konkurował z nim tylko Teatr Powszechny, oczywiście póki żył i dyrektorował tam Zygmunt Hubner.
Teraz teatr jakby się odradza. A targowisko kwitnie bez przerwy. Było nawet dwóch bukinistów z których ostał się jeden ale wybór u niego przedni, prawie jak u p.Dobosza. Więc zapraszam na Pragę.
Wszystkim Jerzym i Wojciechom ślę najserdeczniejsze życzenia imieninowe.
Witam nowego uczestnika blogu. Zawsze twierdziłem (za Brillat-Savarinem), że smakosze są sympatyczni, pogodni i inteligentni. No i proszę – potwierdza się wszystko.
Bukinisty wprawdzie nie zauważyłem ale – prawdę mówiąc – nie szukałem go. Teraz się rozejrzę uważniej. A do Powszechnego chodziłem i – choć bardzo nieregularnie – chadzam nadal.
Czyli do zobaczenia.
Czy Powszechny jest jedynym miejscem poza Placem Szembeka wartym odwiedzenia na Pradze czy w całej Warszawie? Bo jesli w całej warszawie, to lekko zaprotestuję. Jednak Współczesny, Ateneum i Rozmaitości wystawiają często coś interesującego, a ostatnio i w paru innych miejscach coś się pojawia. A Powszechny całkiem nigdy nie skapcaniał. Ciosem było odejście Gajosa już ponad 5 lat temu. Ale Zapasiewicz chyba ciągle trwa. Dla mnie niezapomniana Iwona, Księżniczka Burgunda z Zapasiewiczem i Jankowską Cieślak. Najlepsza Iwona, jaką kiedykolwiek widziałem.
Ależ skądże! Warto wpadać także do Fabryki Trzciny (miejsce wspaniałych wydarzeń kulturalnych i fajna knajpka) i paru całkiem nowych galerii oraz klubów. Miłośnicy kuchni azjatyckiej zaś mają jeszcze możliwość (choć to wkrótce minie gdy powstanie nowy plac piłki kopanej)poznania autentycznych dań wietnamskich podawanych w obskurnych lokalikach między stadionem a dworcem autobusowym i linią kolejki średnicowej. To jest wyprawa do innego świata. Trochę straszna, trochę śmieszna, napewno zaś smaczna!
Najlepsze życzenia wszystkim Jerzym i Wojciechom.Nie wiedziałam ,że Pan Lulek to Jerzy,ale też ładnie to brzmi.Jak sobie przypominam,to Jurków było kilku i w szkole i na studiach,ale bliższych znajomości nie zawieraliśmy.Natomiast z jednym Wojtkiem przyjażniłam się .Niech nam żyją długo i w zdrowiu !
Na Pradze jest jeszcze Fabryka Trzciny. W zasadzie komercyjne miejsce do goszczenia różnych imprez. Kiedyś wystawiano tam coś kojarzącego się z reklamą Milki, mianowicie Fioletową krowę. Śpiewane teksty angielskojęzycznego absurdu w tłumaczeniu Barańczaka. W gruncie rzeczy lekka muza do refleksji. Scenariusz „według pomysłu” Magdaleny i Piotra Łazarkiewiczów. Wystąpiła w tym spektaklu między innymi Danuta Szaflarska, która dla większości pozostałych wykonawców była panią profesor.
Śpiewała i nawet trochę, tańczyła. Poza tym bujała się w fotelu. Nikt jej nie musiał podtrzymywać ani głosu wzmacniać. I wypadła znakomicie. Było to jakieś 4 lata temu. Piszę o podtrzymywaniu, bo pamiętam prawie 100-letniego Solskiego podtrzymywanego na scenie z żałosnymi efektami. Szaflarska 4 lata temu była o 9 lat młodsza od Solskiego w jego ostatnich występach, ale i tak miała skończoną pełną 90-kę.
Ma rację Pan Piotr, że wyprawa do tych wietnamskich lokali jest trochę straszna. Kilka lat temu prasę obiegła informacja, że w wietnamskich lokalach (paru tylko zresztą) skupują bezpańskie psy i koty.
Na filmie Grand Torino mamy do czynienia z dużą rodziną z Wietnamu narodowości Mnong (poniżej 100 tysięcy w Wietnamie i trochę powyżej 20 tysiecy w Kambodży). Mniejszość narodowa, więc trudno uogólniać na cały Wietnam, ale można próbować. Eastwood putając, czy wśród podanych dań są psy, otrzymywał odpowiedź, że jedza tylko koty. Był to żart, oczywiście, ale pewien niepokój pozostaje.
Wszystkim dzisiejszym Solenizantom smakowitego życia życzę! 🙂
Boję się, że zostanie wrażenie, iż mam coś przeciwko Wietnamczykom, a to zupełnie nie jest prawda. Wiem, że Chińczycy jedzą wszystko, co się rusza, w tym psy i koty, ale taki mają zwyczaj odwieczny i nie mam im tego za złe. Miałbym, gdyby chcieli pewne potrawy serwować tutaj.
Przeciwko Wietnamczyków miałem coś, gdy jako nauczyciel akadamicki musiałem im zaliczać ćwiczenia i wpisywać pozytywne stopnie z egzaminów, chociaż na nie zasłużyli. Nie zasłużyli, gdyż nie znając polskiego nie byli w stanie opanować materiału.
To nie była ich wina. Kurs języka polskiego w Łodzi wystarczał Niemcom i Bułgarom, na przykład. Musieli potem język doskonalić, ale podstawy zdobywali wystarczające. Dla Wietnamczyków, którzy nie mieli nic wspólnego z językami indoeuropejskimi, ten kurs był daleko niewystarczający. Potem męczyli się na studiach, a wykładowcy razem z nimi. Próba odmowy zaliczenia wywołałaby wielki skandal. Poza tym nastąpiłoby pytanie, co dalej. Ale pamiętam jeden wyjątek. Pan o nazwisku Tran Van Dong nie tylko studia skończył zasłużenie, ale jeszcze potem zrobił doktorat.
Miało być „chociaż na nie nie zasłużyli”. Czyżbym podświadomie był rasistą? Zupełnie siebie o to nie posądzam.
Coś się dzieje ze stronami Polityki. 🙁
Chciałam złożyć wszystkim odmianom Jerzych i Wojciechów serdeczne życzenia, niech im się darzy w tym żywobyciu. 🙂
Dzień dobry Szapmaństwu.
Przenoszę wpis spod poprzedniego, gdyby ktoś nie doczytał.
Zauważyłam zawirowania z serwerem Polityki, chwilami wierzga
i jest niedostępny.
:::
2009-04-23 o godz. 06:28
Zaraz zaraz?
Już pora nawet po tej stronie Wielkiej Kałuży?
Panie Lulku vel Jerzy Teodorze
jest Pan tam?
Wszystkiego NAJ-NAJ-NAJLEPSZEGO naszemu dostojnemu Solenizantowi w Dniu Imienin życzą
Alicja i Jerzor Wojciech.
Toast o stosownej porze oczywiście.
Wszystkiego dobrego Jerzym i Wojciechom, którzy tu zaglądają a nie ujawniają się!
andrzeju.jerzy , Tobie też się coś należy
wszak na drugie jesteś Jerzy!
Zdrowie wszystkich Solenizantów!
Teraz już można zgasić światło i czekać, aż dzienna zmiana z tamtej strony Wielkiej Kałuży rozsunie story.
Znacie oczywiście porzekadło o żabie, która podsuwa nogę gdy konia kują? No to chciałem dyskretnie ujawnić, że też na drugie imię mam Jerzy. I jestem dobrze przygotowany. Już wyjąłem butelkę Devois des agneaux D’Aumelas z Langwedocji z 2005 roku. A do tego nie francuskie a włoskie danie czyli spaghetti arrabiata. I bedą toasty za prawdziwych solenizantów a nie uzurpatorów i pieczeniarzy.
Wiosenno-kwitnące życzenia dla wszystkich Solenizantów !
O proszę – okazało się,że Pan Lulek to Jerzy.
Niech mu będzie,najważniejsze,żeby dalej obmyślał
i wykonywał swoje nalewki i raczył nas regularnie
swoim niezwykłym poczuciem humoru.
Tak,jak Andrzej-Jerzy. On to ma dobrze- z racji dwojga
imion świętuje 2 razy 🙂
A propos aktorów,którzy są nadal znakomitej formie
mimo podeszłego wieku. Barbara Kraftówna,która w ubiegłym
roku skończyła 80 lat czaruje widzów na scenie Teatru na Woli
w sztuce napisanej specjalnie dla niej – „Oczy Brigitte Bardot”.
Wybierzcie się ją obejrzeć,jeśli będziecie mieli taką okazję !
Bardzo dyskretnie 😎
Też zastanawiałam się nad spaghetti, jeszcze nie wiem jakie, ale zerknę na tę arabiattę.
Żegnam się tymczasem, ale najpierw gorace życzenia dla Gospodarz na drugie. I niech reszta wspaniale smakuje (arabski makaron jakby nie było).
Wszystkim Jerzym i Wojciechom, Panu Lulkowi Jedynemu i Jerzorowi, życzę wszystkiego, czego sami sobie życzą 😀
Ja tez sie do zyczen przylaczam i pospieszylam nawet mojego prywatnego Jerzego ucalowac. Natargal sie dzieciak wczoraj wszelkich lodowek, szafek, szafeczek, poleczek, biureczek i wszelkich przeprowadzkowych rzeczy, a dzis demontuje lampy. W ramach imienin dostanie wino biale z zaprzyjaznionej winiarni (hmmm… z okolic Mainz od Freddiego) i bedzie smakowita kolacja. W miedzyczasie u nas rozkwitla dyskusja o Stasi w wydaniu polskim i tolerancji. (Nawet ktos Merkel zacytowal, ze tolerancja jest dusza Europy: http://www.scholar-online.pl/viewpage.php?page_id=25&c_start=290#c7644). Jednym slowem jest pieknie. I owoce i warzywa tez u nas masowo sie pojawiaja.
Znalazłam różne przepisy, zrobię wg.Jamie Olivera.
Sprawozdam!
Ale mnie korci,by podsumować :
-Pan Lulek – Jerzy Teodor – świętuje 3 razy : na Lulka, na Jerzego
i na Teodora
-Jerzor (czy można przy okazji się dowiedzieć,dyskretnie,
skąd wzięło się JERZOR ?) – Jerzy Wojciech, znaczy świętuje
podwójnie dzisiaj !!
Gospodarz – na pierwsze Piotr, na drugie Jerzy i pewnie
jeszcze na Adama się załapuje.Świętuje stale !!!!
Andrzej.Jerzy- świętuje 2 razy, a może 3, bo ma święto w Andrzejki !
Ale wesołe towarzystwo 🙂 🙂 🙂
Dolaczam sie do zyczen dla wszystkich z blogu naszacych to imie jako pierwsze czy drugie, wszystkiego co najlepsze.
Dzieki dzisiejszym wpisom notuje tez ciekawe miejsca na Pradze i teatry. Same dobre pomysle na moje najblizsze 2 tygodnie w Warszawie.
Oczywiscie chodzi o JERZEGO.
Uff, chwila odpoczynku. Teściowa zadowolona odjechała do stolicy, a ja po odprowadzeniu jej na dworzec zrobiłam zakupy. W sklepie były szparagi z Peru 😯 Wyglądały na niezbyt zmęczone podróżą, kupiłam na dzisiejszą kolację. Na obiad było carré d’agneau czyli schab jagnięcy z kostkami, usmażony z czosnkiem, rozmarynem i tymiankiem, podduszony z czerwonym winem i pokrojony na kotleciki z kostką, soczyste i różowe w środku. Do tego ziemniaki, zielona fasolka z czosnkiem i sałata. Na deser sałatka z banana, jabłka, truskawek, pomarańczy i marakui. Po obiedzie 5-km spacer po okolicy. Babcia skończyła dziś 79 lat, ale kondycję ma niezłą. Na podwieczorek flambirowane crepes Suzette i herbata.
Żałuję, że nie jestem babcią Nemo.
I to aż do podwieczorku!
Ha, flambirowanie wychodzi mi znakomicie, Babcia była pod wrażeniem 😉
Gospodarzu,
dzięki za komplement 🙂 Ja bym wolała być swoją wnuczką albo chociaż synową 🙄 Chętnych na moją rolę nie widać 🙁
Babcia mogła zostać również na kolację, ale ona nie lubi wracać po nocy do domu.
Jutro będę mieć gości na kolacji ze śniadaniem. Sami się zaprosili, ale nie oponowałam 😉 Dotąd udawało mi się unikać urodzin w domu, tym razem jednak nasze wakacje zaczynają się dopiero w sobotę 🙁
Danuśko,
moja siostra Baśka miała kolegę szkolnego, Jerzego (ś.p. już). On ją nazywał Basior, ona jego Jerzor, ale niezłościwie, tylko po koleżeńsku.
Na mojego Jerzego Wojciecha wszyscy mówili „Jerzyk” .
Tak mi to nie pasowało, że nazwałam go natychmiast po swojemu i ku mojemu zdziwieniu (oczekiwałam protestów) przyjęło się.
Tak go przedstawiłam przy naszym blogowym stole – i tak zostało 😉
Nemo pisze o szparagach z Peru. U mnie mozna juz kupic szparagi uprawiane na poludniu Francji. Jedlismy je dzisiaj z majonezem ( oliwa z oliwek), do ktorego dodaje bialko ubite na piane, moi domownicy tak je najbardziej lubia.
Przyjechałem !!!
Po 30 godzinach spędzonych w podróży , z walizką pełną książek i pyszności ( wonności paryskich również). Relacje foto w odcinkach wkrótce.
Sławek wybył dzisiaj z rodziną do Wiednia nad Rodanem. Bedzie się uczył gotować po królewsku u jednego z najlepszych kucharzy we Francji
Jest czego zazdrościć.
Zdrowie Jerzych i Wojciechów.
Tyle się naczytałam receptur na spaghetti *arabi-i-tatta-dalej*, że, odkurzając chałupę, wymyśliłam swoje. Prawie wiem, co zrobię, ale w praniu wyjdzie, co w końcu wyjdzie.
HEJ! TOASTY! (odstawiłam na te chwile odkurzacz…)
ZDROWIE JERZYCH WOJCIECHOW !
Zanim dokonczę toastowa lampkę (sangiovese) i wrócę do ściery i mietły, jeden z naszych starych kumpli, Wojciech, opwiedział mi anegdotkę (przytaczam cały mail):
„Dzięki za wiosnę ….
Witam Was Alu & Jurek !!!
Dziękuję za pamięć, dzięki za życzenia, imieniny Wojciecha (Adalbert)
są 1 x w roku i stąd powiedzenie wśród tych, którzy siedzą: -„Kiedy
wyjdziesz ?” -„Za 4 (cztery) Wojtki”
Wojtek G.
—–
On mnie i Jerzora zapoznał 35 Wojtków temu 😯
No to łyk za zdrowie, ściera i mietła, żeby dokończyć co trza, a potem kuchnia !
Zdrowie!
Wpadłem dopiero teraz, jakiś taki doniczegowaty, a tu się zebrało parę ciepłych słów dla solenizantów „z drugiej ręki”. 🙂
Się poczuwam i serdecznie dziękuję! Jednocześnie przesyłam tym pierwszorzędnym Jerzym i Wojciechom okolicznościowe serdeczności, wychylając przy tym stosowny kielich. 🙂
Po głębokim zastanowieniu, przypomniałem sobie, że metrykalnie noszę potrójne imię; Andrzej,Jerzy,Adam; do tego można dodać, że po bierzmowaniu jestem Antek. Tak więc polecam się łaskawej pamięci na przyszłe celebracje! 🙂
Dobry wieczór
dziwna sprawa z tą ekologią. O ile roślinki rożne, ryby, wieprzki, nabiał, młode owieczki, owoce, marchewki, winka gronowe i owocowe doceniam tylko te naturalne, dopieszczane za życia i nasycone szczęśliwością – to kurczaki smakują mi wyłacznie te z supermarketu: ogolone, wypatroszone i najpewniej zgładzone po krótkim życiu bez słońca, przestrzeni i zieleni jakiejkolwiek. Parę lat temu częstowano mnie rosołem i potrawką z kury podwórkowej. Do dzis wzdragam się na wspomienie tłustych ok w rosole, dziwnym zapachem gotowanej kury i dziwnym smakiem pasztecików z jej watróbki. Brrr……
Mam za to swietny przepis na kotleciki jagnięce z czosnkiem, jutro skoczę na Gdańską Halę, na pewno dostanę coś extra. Jak dobrze, że nie tylko w stolicy są miejsca czarujące smakoszy :).
Tańce z mietłą zakończone, skakam do kuchni…
alicani
ja sie wychowalam na prawdziwych podwórkowych kurach (perliczkach, liliputkach etc) i nikt mi nie przetłumaczy*cp.ASzysz , że jest coś lepszego na świecie 😉
Oka tłuszczu zawsze można „zdjąć” cwanym sposobem, mnie nie przeszkadzały, u nas nie było starych tłustych kur, tylko dorodne młode, i zdrowo wybiegane po podwórku, doskonale karmione.
Poniżej – moja siostra karmi kury – dopiero się zbiegają, swego czasu mielismy ponad setkę… 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Kury.jpg
Peruwiańskie szparagi nie były włókniste, ale posmak miały mało szparagowy, raczej jakby chemiczny 🙄 Jak pomyślę, że 2 lata temu o tej porze jadłam szparagi prosto z pola w Camargue…
Ech 🙁 Na pociechę dopijam Sancerre na cześć Pana Lulka (gdzie on?) oraz Jurków i Wojtków. Zrobiłam tiramisu na jutro, ale bez białka, bo surowego nie lubię. Żółtka utarłam z cukrem, zaparzyłam wrzącą śmietanką i ubijałam na parze aż zgęstniało. Po wystudzeniu dodałam mascarpone i wyszedł bardzo delikatny krem. Zastanawiam się czy nie zrobić raz paschy z mascarpone. Można wtedy nie dodawać masła. Tymczasem zrobiłam tiramisu, biszkopty namoczywszy w gorzkiej kawie z koniakiem. Z białek zrobię znowu pavlovą 😎
Zdrowie dzisiejszych solenizantów 🙂
Serdecznosci dla wszystkich swietujacych Panow!
a dla Pana Lulka specjalne ucalowania!!!
Alicjo – zdjęcie piękne. Pewnie siostra w białej sukience wyrosła na piekną kobietę a białe, wysportowane kurki zdobiły swoim smakiem niejeden stół. Żałuję, ze moje kubki smakowe zmutowały się na plastikowe kurczaki. Czuję się z tym trochę ułomna. Postaram sie małymi kroczkami to zmienić.
Ja sie wcale nie zgubilem, tylko zbieralem caly dzien zyczenia za które serdecznie dziekuje. Byly mailowe i telefoniczne.
Wieczorem natomiast bylo spotkanie w gminie poswiecone naszej przyszlosci. Zbieraja we wszystkich gminach tak zwane wizje przyszlosi i aktualne zyczenia. Zaczynam lubic gospodarke planowa. Rynkowa tez nienajgorsza. W niedziela pedzimy. Zaplanowane. Trzeba wygospodarowac pojemnosc pod nowe zbiory.
Za zyczenia raz jeszcze dziekuje i wznosze toast falszowanym denaturatem czyli jagodowa nalewka.
Pan Lulek
Na zdjęciu zakupów z Szembeka występuje również duńskie masło Lurpak.
Wiem, to marka z tradycjami, ale kojarzy się jakoś niekoniecznie.
Lura to kawa, zupa w wojsku, ale maślanie pozostaje bez związku.
Zastanawiałem się czy nikt nie miał podobnych skojarzeń wprowadzając to masło na polski rynek.
Lurpak – paka lury? lubrykant….a fuj! , smar do osi, ale nie masło!!
Mogło być „Duńskie masło”, a niżej jak w umowach drobnym druczkiem Lurpak. Ale ma widać być, oryginalne opakowanie.
Solenizantom smarownego masła życzę!
By Wam w życiu jak po maśle….
I by nikt się Was nie czepiał!
Jak ja tego lurpaka.
No popatrz, Antku, a mnie się lurpak jakoś pozytywnie kojarzy 😉 Może dlatego, że pierwszy raz jadłam go we Włoszech, a tam każde zagraniczne masło jest lepsze od miejscowego. Nie wiem dlaczego, ale włoskie masło ma od początku posmak zjełczałego 🙄 Nigdy nie natrafiliśmy na smaczne włoskie masło, choć według nadruków na opakowaniu data przydatności do spożycia minie za 3 miesiące 😯
Najlepsze masło w Europie pochodzi z Madery i jest do kupienia w Portugalii. Bardzo dobre są też skandynawskie.
Nemo 😯
Kup mleko w gospodarstwie *od chłopa* okolicznego i sama ubij (w maselnicy ze 3 litry, albo z litr mleka do słoika ewentualnie butelki), po cholerę Ci latać do Skandynawii czy Portugalii po kostkę masła? 😯
Każdy pretekst jest dobry, aby zwiedzić Lizbonę. A co lepiej, gdyby poleciała po serek topiony? 😀
http://www.youtube.com/watch?v=hKIiLQpwBu8&feature=related
Nareszcie wplna niedziela. Gospodarz poprzestal na poprzenim wpisie i nie pozrzeba zajmowac. Stanowiska.
Walter padl wczoraj z rana. Na jakas grype. Mamy nadzieja, ze nie meksykanska ani swinska. Oczywiscie dzisiaj nie nadaje sie do pedzenia. Da rade bo obydwaj braci sa lekarzami. jeden wszczepia bypassy a drugi zajmowal sie operacjami mózgu. Dorwalo jednak i jego. Kilka lat temu dostal wylewu krwi do mózgu- Tuz przed operacja która mial wykonywac.
Zamiast tego dyzurny chirurg najpierw zoperowal tego juz gotowego a potem tego swierzego. Ciezki mial dyzur.
Dadza Walterowi rade ale nici z dzisiejszych zajec niedzielnych. Na wszelki wypadek nie zloze wizyty u loza chorego zeby nie zapasc.
Sezon zbioru szparagów na calego. U nas jest ogrodnicze zaglebie które nazywa sie Marchfeld. Czego to
Stosunkuje taki internet i ide w ogród. Wlasny.
Pan Lulek
Szparagi nam zwisają lekkim kalafiorem na razie, mamy ważniejsze rzeczy w dniu dzisiejszym do…
Wszystkiego najlepszego w Dniu Urodzin naszej Alsie , a mojej przyjaciółce od lat (no co, dopiero co odbijałyśmy rzęsy w śniegu, czyli mamy nieco powyżej szesnastki!)!
Ponieważ dopiero czwarta nad ranem, rooibos, a stosowne nastąpią potem;)
Twoje zdrowie, Alicjo!
No masz… wszyscy śpią?!
Alicja na śniadanie wymyśliła – i poleca – ciężki niemiecki żytni chleb, na to łososia płatki wędzone i plasterki kiwi.
Nie cierpię tego chleba, ale innego nie było, to powydziwiałam – i okazało się, że całkiem dobra kombinacja! Ten niemiecki chleb jest podobny kapeczkę do pumpernikla, aczkolwiek lżejszy i niby biały. Nie jest to świeży i prosto z piekarni, o nie!
A propos… a wiecie, skąd się wziął pumpernikel?
Otóż Napoleon miał konia o imieniu Nicole.
Pain pour Nicole (chleba dla Nicole!). Pumpernickle.
To tak w wielkim skrócie, anegdotka jest nieco dłuższa…
Zdrowie Alsy!
Alicjo, przełącz się na właściwy kanał!!
Tu to tylko sama ze sobą pogadasz, sama jedna zdrowie Alsy wypijesz, w alkoholizm lusterkowy ( monitorowy? ) wpadniesz!!!
A zdrowie Alsy można zresztą i tu i tam!
Na dwie ręce?
Zdrowie Alsy oburęczne po raz pierwszy!!
Panie Lulku, Jerzy Teodorze wszystkiego najlepszego od Kota Mikolajka, Dagny, mnie i reszty osobnikow!!!!!!!!!!!