Burzliwe życie amatora systemu zbiorowego żywienia
Tylko tak wiekowi jak ja, członkowie naszej blogowej społeczności, wiedzą co to takiego placówka zbiorowego żywienia. I cieszyć się należy, że nazwa ta oraz większość jej desygnatów zaginęła w pomroce dziejów. Dziś są po prostu restauracje, knajpy, knajpki. O innego typu lokalach jak np. fast foody nie wspominam, bo to są właśnie owe placówki tylko w nowym wcieleniu.
Chadzam dość często do różnych restauracji i w Warszawie, i na tzw. prowincji. Mam – po tych kilkunastu latach peregrynacji czy jak kto woli penetracji życia gastronomicznego – sporo swoich ulubionych lokali. Nie będę ich tu wymieniał, bo znów mnie ktoś napiętnuje za kryptoreklamę. A tak nawiasem mówiąc ja nie uprawiam żadnej krypto tylko regularną reklamę (tyle że non profit) miejsc i towarów, które mnie zachwyciły.
Ostatnio przeżyłem jedną przygodę bardzo niemiłą ale na szczęście szybko i drugą, która była bardzo miła. Otóż opisywałem niedawno warszawską włoską knajpkę „Cafe Milano”, w której właściciel – Fabio podawał zachwycające zampone czyli nóżkę wieprzową. Wybrałem się więc na Plac Konstytucji, by przed nastąpieniem fali letnich upałów podelektować się owym przysmakiem. Szyld „Cafe Milano” wisi jak wisiał ale już od progu widać, że coś tu się złego przytrafiło. Nie ma Fabia, nie ma pani Małgosi, nie ma wreszcie i klientów. Lokal świeci pustkami.
To jest właśnie zampone – kiedyż wróci na stołeczne stoły?
Otóż okazało się, że Fabio z dnia na dzień stracił lokalizację. Nie będę tu się rozwodził jak go „wykolegowano” ale nowi właściciel chcieli bez Fabia przejąć jego gości i dorobić się góry złota. Tymczasem stołeczni miłośnicy kuchni Fabia szybko dowiedzieli się, że to nie on gotuje. Było to tym łatwiejsze, że makaron pojawił się tu w formie całkiem nie al dente lecz rozgotowanych obrzydliwych kluch. I lokal opustoszał. Podobno już wkrótce Fabio uruchomi nowy , w równie atrakcyjnym miejscu (i to znacznie bliżej mojego domu) o czym miłośników jego kunsztu oczywiście powiadomię.
Drugą wizytę złożyłem na Mokotowie gdzie przy ulicy Podolańskiej mieści się „Esencja Smaku”. Tu na szczęście nie było żadnego kataklizmu. Lokal i jego właściciele oraz kucharz trwają na posterunku. A dorsz na soczewicy jest wspaniały, zaś buraki gotowane podawane z serem feta i pieczonymi kartoflami to wprost poezja. Na dodatek w tej knajpce zmieniającej menu co miesiąc jest pewien stały punkt programu – to plasterki surowej acz marynowanej wołowiny z marynowanymi cebulkami, szczypiorem, startym imbirem i wyciśniętym czosnkiem. Danie to nieodmiennie zachwyca warszawiaków, mieszkańców innych kontynentów ( w tym Japończyków) także no i oczywiście mnie.
Per saldo wychodzimy w tej wędrówce na swoje!
Komentarze
Dzień dobry Wszystkim,
Zupełnie niechcący zostałem dozorcą tego blogu – zamykam, otwieram… Alicja już nawet światła nie gasi.
Dawno nie byłem w Polsce i tamtejszych restauracjach, a też lubię, czyli wskazówki Gospodarza jak najbardziej cenne. Kiedyś byliśmy z rodzina w żydoskiej restauracji w Alejach Ujazdowskich. Mam zupełnie dobre wspomnienia, wreszcie posmakowałem, co to cymes.
Zydowskie restauracje odwiedzam chętnie także tutaj – jest jedna na Staten Island, której nigdy, będąc tam, nie omijam, z pyszną kasha soup – coś w rodzaju rosołu i z ciastem z makiem lub jabłkami, które w dużych ilościach kupuję na wynos.
A może Gospodarz podałby kiedyś przepis na jakieś żydowskie potrawy? Chętnie spróbuję swoich sił.
Proszę bardzo. To przepisy ze znanej na blogu książki Barbary pt. „Kuchnia żydowska wg. Rebeki Wolff”. Sukcesów i smacznego!
Rosół z pulpetami
4-5 szklanek rosołu ,łyżka siekanej zielonej pietruszki .
Na pulpety:4 jajka,4 łyżki sklarowanego masła lub gęsiego smalcu, ? łyżeczki cukru, szczypta soli,6 łyżek mąki..
Jajka wraz z masłem lub smalcem ubijać na jednolitą masę, najlepiej widelcem. Kiedy już jest zupełnie gładka dodawać, stale mieszając, cukier i mąkę. Ciasto powinno być elastyczne i dość wolne. Zagotować rosół. Przy pomocy maczanej w wodzie łyżeczki formować i wrzucać pulpety do wrzącego rosołu. Gotować około 2 minut na niezbyt silnym ogniu, jednak nie przerywając wrzenia rosołu. Podawać rosół z pulpetami ,posypany zieloną pietruszką.
Czulent
Mostek lub żeberka wołowe – 1,5 kg, fasola – 40 dag, cebula – 30 dag,tłuszcz (olej) – 10 dag, kasza perłowa (zamiennie ziemniaki) – 20 dag, mąka – 10 dag, sól, pieprz, papryka mielona – do smaku.
Fasolę przebrać, opłukać, namoczyć w zimnej przegotowanej wodzie.Mięso umyć, pokroić w grubą kostkę, posolić, posypać pieprzem, papryką i mąką. Rozgrzać w rondlu olej zrumienić drobno pokrojoną cebulę wraz z mięsem. Dodać fasolę i opłukaną kaszę (bądź kartofle). Zalać wodą i dusić pod przykryciem na małym ogniu. Nie mieszać lecz wstrząsać garnkiem. Podawać gorące danie.
Dziękuję bardzo
Czulent jadłem kiedyś w tej restauracji na Smoczej. Przepis wygląda na to, że dam sobie radę bez problemu.
Sumienia, Panowie, nie macie! Czek zaledwie pierwsz kawi, a ci o takim jadle!Wrcsiego spaceru i moe o kromce twarogowej ze szczypiorem pomyzulent, cymes, gipki. No, sumienia nie maja za psi grosz.
Oj Droga Pyro, jak ja Cię przepraszam. Widzę, że mocno Cię zbulwersowała wymiana korespondencji z Nowym. Ale proszę Cię, uspokój się, nie denerwuj, i napisz swój komentarz ponownie. Wyjaśnij proszę co to są gipki. Bardzo mnie intrygują nowe dania.
Jedni od rana o żarciu drudzy zaczynają od wystawiania czeków, co w sposób naturalny denerwuje i stąd literówki. Myślę, że gipki to pipki, pewnie do tego gęsie. Sam robię pełno literówek, więc mogę sobie pożartowć.
Przepis na gipki z internetu:
1 kg żołądków gęsich lub indyczych
1 kg cebuli
czosnek
gęsi lub kaczy tłuszcz (ew. oliwa)
sól, pieprz
Sposób przyrządzenia:
Żołądki sparzyć kilkakrotnie przelewając je wrzątkiem na sitku 3 – 4 razy. Podsmażyć cebulę, do podsmażonej cebuli wycisnąć kilka ząbków czosnku (zależnie od upodobania). Do tego dodajemy żołądki, całość dokładnie mieszamy i dodajemy trochę wody. Solimy, pieprzymy i dodajemy curry. Ponownie mieszamy i przykrywamy naczynie pokrywką. Dusimy ok. 1,5 godziny, kontrolując czy woda nie wyparowała. Później zdejmujemy garnek z gazu i wkładamy go do piekarnika na 20 minut
Podałem przepis bez uprzedniego przeczytania. Ja bym trzymał w piekarniku raczej pół godziny, z tego ostatnie 15 minut bez pokrywki dla przyrumienienia. W podanym przepisie całe 20 minut chyba bez przykrywki. Chyba w sumie zależy to od twardości żołądków. Pipka za mięka też być nie powinna, ale twarda w żadnym przypadku.
Nigdy nie jadłam, ale coś mi się wydaje, że te pipki to nadziewana gęsia szyja? Zaraz sprawdzę.
No i miałam rację – wg. przywołanej książki, to gęsia szyja nadziewana farszem z tartych ziemniaków i cebuli, doskonały dodatek do pieczonej gęsi. Autorka wspomina jednak, że w różnych niektórzy uważają, że to potrawa z żołądków.
To na co właściwie jest ten przepis ?? Pipki czy gipki ?
bez” w różnych” ma być, oczywiście.
Smakowitego dnia życzę. 🙂
Pipek z szyjki jest inaczej przygotowywany i chyba bez curry. Za to oprócz mielonego mięska z samej szyjki dodaje się mieloną cielęcinę, trochę jajka, tartą bułkę i takie tam. Szyję gotuje się, potem wyciąga się mięso. Najlepiej przeciąć skórę możliwie równo wzdłuż tak, żeby wyjąć ugotowane mięso bez uszkodzenia skóry. Po nadzianiu i zaszyciu piecze się w brytfannie razem z gęsią.
Niezaleznie od tego, czy mamy do czynienia z pipkami żołądkowymi czy też szyjkami, są pipki pyszne i pipki niejadalne. Te ostatnie to w wersjach oszczędnych (szyjki bez cielęciny) lub źle przygotowane (żołądki bardzo twarde). Ale niejadalny może być nawet cymes składający się głównie ze smażonej z cukrem marchewki. Dobry cymes zawiera wiele bakalni i słodkich przypraw, a może być nawet z dodatkiem mięsa jako danie główne.
Odpowiedź na pytanie: pipki to czy gipki? jest trudne. Słownikowo są to pipki (liczba pojedyńcza pipek – nie pipka), ale blogowo mogą być gipki, jak trzeba.
Podolańskiej to chyba zbitka Puławska+Odolańska 🙂
Tradycja zbiorowego zywienia jest w Austrii bardzo stara. Mozna powiedziec odwieczna. Rózne formy zbiorowego zywienia maja miejsce. Na polach, podczas prac polowych to oczywiscie wpólny poludniowy posilek, czasami na zimno, ale wtedy obowiazkowo wspólna ciepla kolacja kiedy czesto wlasciciel interesu osobiscie podaje do stolu.
Ponadto istnieja miejscowe, czesto wyspecjalizowane w obsludze okreslonych zawodów knajpki. Wspomne tu nie wszystkim znana knajpke smieciarzy nieomal w centrum Wiednia, której wlasciciel z duma nosi stosowny mundur zawodowy obslugujac swoich stalych klientów.
Moja nowa stolówka przyzakladowa to nic innego tylko punkt zywienia zbiorowego. Jedzenie sklada sie z zupy, kazdego dnia innej, siedmiu róznych do wyboru dan glównych oraz ciastka na deser. Deser kazdego dnia inny, wlasnego wypieku. Serwowanie do stolików.
Cena nastawiona na kieszen robola albo emetyta i dlatego przychodzi czesto bardzo wytworna, zamozna, publika.
Do tego wzorowa czystosc a obsluga doslownie fruwajaca po sali.
Oczywiscie z rana sniadanie a wieczorem jesli ktos chce, kolacja albo plotkowanie przy winie i kawie. Inne napitki jak woda mineralna tez dozwolone.
W Burgenlandii a szczególnie Poludniowej bez dobrego jedzenia nie pozyjesz.
Zyczac smacznego przygotowuje sie do obiadu
Pan Lulek
Zabiję Worda,m wyrzucę komputer przez okno, albo coś. Najpierw zwariowała moja maszyna i żadne tam „język polski” nie pomagało. Potem 3 razy pisałam przeprosiny z tłumaczeniami, to głupie bydlę uparło się, że kod niepoprawny. Siły na technikę nie mam. Żeby bliżej 20.00 to , może pocieszenie by się znalazło, co?
U mnie w domu gęsia szyjka nadziewana była nadzieniem z gęsiej wątróbki, bułki krojonej w drobną kostkę, jajka, zielonej pietruszki i przypraw, zaszyta i pieczona obok gęsi. Pięknie przyrumieniona smakowała fantastycznie. Do nadziewania używana była tylko surowa skóra ściągnięta bez rozcinania wzdłuż, reszta szyi lądowała w rosole.
Pyro,
nie nerwujsia 😉 Niechcący wywołałaś temat do dyskusji – gibkie pipki czy jakoś podobnie 😉
Nemo, świetne rozwiązanie znalazłaś. Gibkie pipki to jest to.
Pyro – pipki/gipki jak sie okazalo temat rzeka, a ja przy okazji potok lez ze smiechu wylalam.
Stanislawie – przypomniales mi danie jakie serwowala moja Babcia. W roznych wersjach. Najbardziej lubilam te zblizona do przepisu, ktory podaje nemo.
I dzieki za smiech szczery (to a propos pipek,czekow i rozpoczynania dnia generalnie).
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Pies pobiegał luzem, tylko mu uszy wiewały. Łapał go potem i odniósł do Pyry pan z sąsiedztwa. Przypięty do smyczy wrócił do domu dość niechętnie, a teraz śpi. Pyra sobie dzisiaj obiadowo pośledzi – ma śledzie marynowane. Moje zapracowane Dziecko dostanie na obiado-kolację szparagi. Matka pęczek kupiła, niech ma. Jeszcze tylko tydzień, „wyrzuci” swoją maturalną klasę i na dobrą sprawę robota będzie już miała inny wymiar czasowy – po majówce matura, dwie sesje sobotnio-niedzielne poprawiania matur, cały czerwiec parktycznie na wyjazdach, wycieczkach, badaniach terenowych itp łajzach
Cieszę się, Echidno, że zwierzątko się uśmiało. Trochę wesołości zawsze się przyda. Mam nadzieję, że Pyra w końcu też się uśmiechnie po dojściu do ładu z komputerem.
Żywienie zbiorowe to tez temat rzeka. Na pewno fast foody godnie kontynuują tradycje naszych stołówek czy jadłodajni. Ale przykład Pana Lulka świadczy o innych doświadczeniach. Ja mam wspaniałe doświadczenia ze stołówki studenckiej w Antwerpii. Mało gdzie u nas można zjeść tak smacznie i tak wyszukane potrawy, jak tam podawali. Mój synek z Finlandii też miał bardzo dobre doświadczenia z barami, w których NOKIA dofinansowywała posiłki pracownicze.
Dla odmiany bardzo złe doświadczenia ze stołówką mojej córki we Francji. Bardzo narzekała na poprzednią firmę wydającą lunche, ale zaprzyjaźniła się z kimś z obsługi i stało się w miarę nieźle, bo podpowiadano jej, czego lepiej tego dnia nie wybierać. Teraz przetarg wygrała inna firma i jest jeszcze znacznie gorzej. Potwierdza to zgrubsza moją opinię nie o kuchni francuskiej tylko o zamówieniach publicznych jako metodzie optymalnego wyboru.
Duszone gęsie pipki
1 kg żołądków gęsich lub indyczych, 1 kg cebuli, czosnek,
gęsi lub kaczy tłuszcz (ew. oliwa), sól, pieprz, curry.
Żołądki sparzyć kilkakrotnie przelewając je wrzątkiem na sitku 3 – 4 razy.
Podsmażyć cebulę, do podsmażonej cebuli wycisnąć kilka ząbków czosnku
(zależnie od upodobania). Do tego dodajemy żołądki, całość dokładnie mieszamy
i dodajemy trochę wody. Solimy, pieprzymy i dodajemy curry.
Ponownie mieszamy i przykrywamy naczynie pokrywką.
Dusimy ok. 1,5 godziny, kontrolując czy woda nie wyparowała.
Później zdejmujemy garnek z gazu i wkładamy go do piekarnika na 20 minut.
Podawać z bułką chałką i surówką z tartej rzepy.
W stołówce jadalam obiady jedynie w szkole podstawowej.
Nie była to rzecz jasna żadna wyrafinowana kuchnia,
ale sporo dań smakowało mi bardzo po prostu dlatego,
że nie jadałam ich w domu.Moja Mama nie gotowała
np.barszczu ukraińskiego,a w szkolenj stołówce
bywał regularnie i bardzo mi smakował.
Pamiętam jeszcze makaron podawany z białym
twarogiem,cukrem i polany śmietaną.Nic prostszego,
a jakie było dobre! Smakowało mi zapewne też z tego
samego powodu jak podany powyżej 🙂
A gęsich pipek do tej pory nie jadłam.
Zawsze intrygowało mnie to danie z racji swojej nazwy.
Chyba czas najwyższy spróbować !
Makaron z twarogiem to było podstawowe danie na moich studiach. Zawsze ze śmietaną, ale bez cukru. Czasami na słodko ale z dżemem nie z cukrem. Odmiana – makaron z suszonymi śliwkami albo makaron z sardynkami i pomidorami. Ziemniaków obierać nie było czasu, kasze kłopotliwe, a makaron optymalny.
Tu wśród studentów popularne jest danie pod naswą „pasta rosso”.
Makaron z ketchupem….
z nie s
Obcokrajowców zawsze trochę zadziwiają te nasze
makarony podawane na słodko np. z owocami.
Stanisławie – a Twój makaron z sardynkami i
pomidorami to brzmi jak kuchnia rodem
z Italii !
Makaron z twarogiem tylko na słono plus skwarki z boczku.
Od dwóch dni tak przesadzam, że aż Osobisty poczuł się w obowiązku mi pomóc. Dostarczył kolejny worek ziemi, a mnie i tak czegoś brakuje 🙁 Doniczek mianowicie. Przesadzam pomidory.
nemo,
nie przesadzasz przypadkiem?
Nie znałem Italii w czasach studenckich. To była czysta improwizacja.
Nemo przesadza zdecydowanie. Właśnie mi przypomniała, że mam kupić parę worków ziemi.
Nemo, a przesadzaj sobie na zdrowie. U mnie sezon też się zaczyna na całego. Pomidorów nie posadzę bo nie mam do nich cierpliwości. Z obliczeń wyszło, że zabraknie miejsca w ogródku na wszystkie warzywa i w związku z tym poszerzam go likwidując przy okazji kawałek trawnika. Będzie mniej do koszenia.
Mam też cichy plan wetknąć parę roślin do rabat kwiatowych. Na przykład cukinię 😉 Co prawda żona zgłosiła sprzeciw ale jak coś po cichu tam wsadzę i wyrośnie, to później jej będzie szkoda wyrwać (mam nadzieję) 😉
Czy ktos pamieta jeszcze stolówke Bratniaka przy Politechnice Gdanskiej.
Ocenilem i docenilem jej uroki kiedy po zakonczeniu budy bawilem w stolówce mieszczecej sie w dawnym burdelu dla carskich oficerów przy ulicy Locmanskaya. Karmili nas stale kapusta z jakas pasta pomidorowa. Ale to bylo u okretowców w Pitrze a ja mialem calkiem zdrowe nerki.
Pan Lulek
Stanisławie domyślam się,że była to improwizacja.
Po prostu dzisiaj to brzmi jak włoska kuchnia,
to prawie jak …. penne z tuńczykiem i pomidorami pelati 🙂
Ktoś pamięta….
Tak myślałem, że się Andrzej Szyszkiewicz odezwie.
Pawle, coś mi przypominasz. Mój świętej pamięci teść wyrywał każde miejsce w ogrodzie pod praktyczne uprawy, a nasze żony po cichu wyrywały, co posadził. Ostatnia jabłonka została wyrąbana jak wiśniowy sad nieprzymierzając w ubiegłym roku. Tylko w miejsce wiśniowego sadu ówcześni developerzy się pchali, a u nas w miejsce praktycznych upraw kwiaty rosną. Różnica pomiędzy ogrodem sprzed lat dwudziestu a obecnym jest taka, że już żadne argumenty o pożytku z warzyw w ogrodzie do mnie nie trafią. Piekno ponad wszystko. A warzywa jako dodatek do penne i tuńczyka kupione w ekologicznym sklepie.
pawel –
uwazaj z cukinia cobys nie doznal zdziwienia jakie mnie ogarnelo gdy:
a – Petit Pan Squash (po naszemu to zdaje sie patison) z niewiniatka zielonego przerodzil sie w olbrzyma i zawladnal trzema grzadkami
b – rock melon (slownie jeden bo reszte wyrzucilam) opanowal truskawki i ogorki, tak sie rozrosl.
Ponoc cukinia ma podobne terytorialne roszczenia.
Echidna
Stanisławie 🙂
bardzo Ci dziękuję, za życzliwość i uwagę.
Moi to już raczej dojrzałe towarzystwo, ma oczekiwania i nie jest skłonne do wyrzeczeń, zwłaszcza jeżeli sporo płaci.
Przykro mi, bo bardzo mnie zaskoczyli swoimi negatywnymi opiniami.
Stanęłam w obronie wg. mojej najlepszej woli i osobistych spostrzeżeń.
Z Twojej cennej wiedzy o miejscach do jedzenia i spania przyjaznych człowiekowi i kieszeni może dane mi będzie skorzystać.
Wielkie, serdeczne dzięki. 😀
Fuj! Makaron z serem! I jeszcze jedno świństwo było – tak zwane pierogi leniwe, czyli jakieś takie nieforemne kluchy i do tego ser .
Ale muszę powiedzieć, że w stołówce studenckiej bodaj na Kuzniczej we Wrocławiu za jedne 11zł. dawali niezłe obiady, a zupy ile kto chciał – darmo. To były lata siedemdziesiąte.
A dzisiaj… dzisiaj kicham, prycham, smarkam, boli mnie głowa, gardło i każda kość, to przywlókł pan J. , tylko jemu przeszło po jednym dniu, przeszło oczywiście na mnie 😯
Na dodatek pogoda listopadowa jakby – wieje i leje. I nic nie przesadzam 🙁
Radzio po obiedzie, Pyra po obiedzie. Teraz trzeba się przesiąść do swojej maszyny i popracować na masło do chleba (chleb „zabiezpiecz” ZUS) Złość już mi nieco minęła. Może zajrzę jeszcze wieczorkiem. Okazji dzisiaj toastowej żadnej nie znalazłam, więc wieczór będzie abstynencki.
Wredny łotr 👿 Kazał mi zwolnić 😯 Sezon ruszył, jak wrócę to będę 🙂
Echidno,
Jestem świadomy ile miejsca zajmuje cukinia bo ją zazwyczaj sadzimy w ogródku. Do doniczek siejemy po 2-3 nasiona a potem taką kępkę do ogródka. Zazwyczaj było ich 8 czyli między 16 a 24 roślin. Dużo za dużo na nasze potrzeby a przy okazji wymaga częstego podlewania na naszych piachach. Rozdawnictwo oczywiście kwitło, sąsiad szwagier nawet z premedytacją mówił, że sam nie sadzi bo wie że dostanie ode mnie. 😉 W tym roku postanowiliśmy obszar dla cukini ograniczyć co najmniej o połowę. Rabata kwiatowa przyszła mi do głowy dlatego, że jest przy tarasie przy domu i jest codziennie podlewana. Potraktuję to jako eksperyment, zobaczymy co z tego wyjdzie.
Pyro, toż to dzisiaj pierwszy wtorek tygodnia, przy okazji też ostatni, a to już podwójna okazja do toastu 😉
Wczoraj z bratem kucharzylismy, jakos nam nie poszlo. Ryba przypalona, ale jeszcze zjadliwa – bylismy glodni. Dzis brat sam objal komando i dowodzi (przepraowdzka i kuchnia). I czeka, az pierogi zrobie w tygodniu, bo ponoc tak swietnych nie jadal, a inni tez zachwalali. A ja siedze zaplatana w Zelazna Kurtyne (Europa to my) i w korespondencje, na ktora musze odpowiedziec. I jak tu miec czas na zrobienie obiadu?
Wstałam, ale chyba się znowu wypoziomuję, bo mną telepie. Chciałam się tylko pochwalić, że znowu sanseweria mi zakwita. Lata całe miałam zarazę, a dopiero drugi raz mi zakwita. Idę, bo przecież zakicham cały monitor 🙁
Mówiac o placówkach zbiorowego wyzywienia nie nalezy zapominac o jednostkach wojskowych, szpitalach i miejscach niezbyt dobrowolnego odosobnienia. Na temat tych ostatnich kiedys pisalem i kiedy Alicja wykicha sie z grubej rury to moze siegnac do swojego archiwum.
Dzisiaj natomiast postanowilem poplagiatowac. Przyczyna plagiatowania jest przesylka dostarczona przed chwila przez DHL. Mam znajomego, czlowieka bywalego w swiecie dla którego nic co ludzkie nie jest obce. Laduje od czasu w dziwnych miejscach. Czuje dosyc dobrze kiedy to nastapi i wtedy przysyla mi cos do zdeponowania. Jeszcze nigdy nie upomnial sie o depozyt. W poczcie byla plyta a na niej ballada o cysorzu.
To mnie sprowadzilo na droge zlamania praw autorskich i napisalem nastepujaca podróbke
Lulek to ma fajne zycie
oraz wyzywienie klawe.
Przede wszystkim juz o swicie,
daja Mu do lózka kawe.
A do tego jajecznice.
Kiedy sobie juz zakasi zdrowo,
to przynosza mu w lektyce,
aktualna p. Lulkowa.
Posun ze sie no moj stary,
mówi elegancka Pani.
Potem ruch sie robi w izbach.
Lulek z loza wstaje lekko.
Siada sobie w zloty Sytzbad,
zlota goli sie zyletka.
I czysciutki, ogolony, letko czujac sie i zdrowo.
Wklada cieple kalesony i koszulke flanelowa.
A tu przyjemnosci same
oraz niespodzianek wiele.
Przynosza mu „Polityke”, referuja karuzele.
Czyta wpisy na tych blogach i zasmiewa sie czasami.
Moze tez podkreslac lub zaznaczac.
Przeglad listy pustostanów to kolejna zabawa
w osadzanie na nowych miejscach
przechodzonych albo z odzysku pan Lulkowych.
Moznaby dalej ale po co kiedy i tak wiadomo, ze.
Dobrze jest byc Panem Lulkiem, choc po prawdzie,
On krwiopijca
Pan Lulek
Ja tam krwi nie lubię, np. czerniny.
Wracając do pipek i etymologii, a także pytania, co to jest:
„Pipik” albo „pupik” mówiło się u mnie w domu (ta pierwsza wersja wymowy była wołyńską, ta druga wileńską) – i był to nadziewany żołądek kurzy.
Natomiast na nadziewaną szyjkę mówiło się „hełdzł mit hojd”, co oznacza szyjkę ze skórą i jest ewidentnym zapożyczeniem z niemieckiego (szyja – Hals, skóra – Haut).
…naskubaęłm sobie dziś w oddalonym od samochodów miejsc reklamówkę malutkiej pokrzywy. Moja śliczniejsza strona mi podpowiada, coby ją jak szpinak przyrządzić. Ja zielsko na razie zblanszowałem i czekam na podpowiedzi.
…a moja sobaka marki jajnior dość chętnie jada kadłuby kurzane i indyczane. Skór czegoś z szyj nie lubi, to je zdzieram, napycham potem mielonymi mięsami i piekę, albo gotuję. Podobno można to też wędzić.
Ale Franek musi najpierw wytrzeźwieć, a potem posadzić kartofle. No i jedzcze chcieć.
Ja czerninę pamiętam z odległego dzieciństwa, uwielbiałam. Oj, chętnie bym właśnie zjadła… Tymczasem popijam kolejną herbatę z cytryną, pół cytryny wcisnęłam… i koniecznie cukier, bo inaczej tego się nie da wypić.
Torlinie, kaszanki też nie lubisz?
Uwielbiam, ale nie kojarzy mi się z krwią. A czernina tak.
Mam mrożone brokuły – cała torba – jakiś pomysł może podrzucicie? Nie chce mi się robić zupy, z wody z bułką tartą też już nudne…Co jeszcze można z mrożonych brokułów? Bo mi nic do głowy nie przychodzi.
Czernina to „je” dopiero koszmar.Babcia nas do tego zmuszala i zawsze konczylo sie awantura i lzami,moimi, nie babci 🙁
A ze zbiorowego zywienia,to mam jak najmilsze wspomnienia,a zwlaszcza wtedy,gdy przysnia mi sie szczecinskie paszteciki i barszczyk do tego,w cenie chyba 6 zl!!!
Paszteciki „wylazily” z takiej maszyny-gigant!?
Hej.
Grzegorzu,
z pokrzywy i trochę szczawiu można zrobić bardzo dobrą i zdrową zupę.
Potrzebna będzie cebula lub szalotka, pokrzywa, szczaw, trochę masła lub oliwy, dowolny bulion, śmietanka.
Cebulę drobno posiekać i zeszklić na maśle lub oliwie, dorzucić opłukany szczaw i pokrzywę, poddusić aż sflaczeją, zalać bulionem i gotować ca 20 minut. Zmiksować, dodać śmietanki, doprawić do smaku solą i pieprzem. Można podawać z jajkiem na twardo i ew. kostkami twarogu.
Robię każdej wiosny. Pokrzywa jest dla witamin i soli mineralnych, szczaw do smaku.
Przesadziłam dzisiaj stanowczo i zdecydowanie 😎 Komu ja tych 250 sadzonek wcisnę? 😯
U mnie w domu pokrzywę (i lebiodę też) a la szpinak przyrządzano, bardzo dobry sposób. Mój tata patrzył na to z odrazą, ale jak raz spróbował, to juz potem jadł. Czy wiecie, że ja tu nie mam pokrzyw?! 😯
Poważnie – nie mam pokrzyw, podobno gdzieś na zachodzie Kanady są. Lebiody też nie widziałam…
Nemo,
250 sadzonek? Ty szklarnię buduj, kobito, i to obszerną 😉
Grzegorzu,
a Frankowi wiadro lodowatej wody na łeb, zaraz otrzezwieje 😉
Musi być zupa albo coś maziowatego – przecież one się rozlatują po ugotowaniu! Kto zreszta kupuje mrożone brokuły, kiedy świeże są w sprzedaży okrągły rok?
Wysłać chłopa na zakupy… 🙄
kto tu wspomniał szczecińskie paszteciki?
a z której maszyny?
na Wyszyńskiego czy na Wojska Polskiego?
Alicjo,
możesz zrobić sos do spaghetti. Brokuły krótko ugotować w osolonej wodzie. Na maśle podsmażyć posiekane peperoncino i czosnek, podlać białym winem, zredukować do połowy, dolać śmietanki, zagotować, wrzucić brokuły , posypać pieprzem. Można dodać parmezanu.
Franka otrzeźwić koniecznie. Moje kartofle mają już zielone listki 😎
Na dworze burza i wreszcie deszcz.
Zrobiłam zupę, ale sos wpisuję do /Przepisów, bo brokuły są zdrowe i przyda się urozmaicenie przepisów.
Dzięki.
moje kartofle wypuściły białe, jakby czułki, pewnie jakaś inna odmiana, stołówkowa?
W przyszlym tygodniu bede w Warszawie i prosze, czy moglibyscie mi zasugerowac jakas sympatyczna i dobra restauracje z polska kuchnia ?
Zanotowalam „Esencje Smaku”, juz sama nazwa jest zachecajaca. Z gory dziekuje.
Jak się poczujesz obserwowany (czułki coraz dłuższe, mogą też fioletowieć, jeśli będziesz w ich obecności spożywał alkohol i mówił nieprzyzwoicie), to zakop je gdzieś do jesieni 😎
Sławku,
moje kartofle też tak mają 😯
Alino – raz jadlam w polskiej na Saskiej Kepie – biale obrusy i eleganccy kelnerzy, dania typowo polskie, bardzo smaczne. Tu na tej stronie pisza o sobie:
http://restauracje.ewarszawa.com/lokal/restauracja_dom_polski.html
Niedaleko uliczna rzezba Agnieszki Osieckiej. Moze to troche z drogi dla Ciebie i znajdziesz cos blizszego turystycznych atrakcji ale wydaje sie warta sprobowania.
Nemo, mam klopot, ja w kazdej obecnosci pije alkohol i sie wyrazam, do tego ciagle czuje sie obserwowany, jakies tak czulki juz mi nie stanowia, niech sie gapia, chyba sam sie zakopie gdzies, do jesieni,
chetnie podpowiedzialbym Alinie, ale w Wawie znam tylko taki duzy domek ze szpikulcem
Moja ulubiona z polską kuchnią to „Różana” przy ul. Chocimskiej czyli równoległej do Puławskiej, z tyłu za centrum finansowym (dawne kino „Moskwa”). Tu – prawdziwki z patelni i tort daktylowy!
Dziekuje za adresy, juz slinka leci. Milego dnia wszystkim.
Alicjo, byly brokuly i juz po brokulach ale gdybys innym razem miala je przygotowac, mozesz je podac w salatce, do ktorej dodasz czerwona papryke, zapieczona, obrana ze skorki i schlodzona a brokuly gotujesz bardzo krotko, odcedzasz, splukujesz zimna woda i ponownie odcedzasz. Mozna dodac ser feta, ziarna slonecznika i sos winegret (z oliwa z oliwek). To bardzo zdrowe warzywo, zabezpiecza przed rakiem, mma duzo witaminy C i jest dobre na trawienie.
Szanowny Panie Piotrze
W pobliżu Panskiego zamieszkania, na ulicy REJTANA 17 czeka na Pana pyszne zampone…
Zapraszamy i czekamy (kiedys w Caffe Milano) dzis w TRATTORIA DA FABIO. Tel: 022 542-41-40, 0506-937-363
Fabio i Margherita
Pozdrawiamy!