Najpiękniejszy prezent świata

Siódmego stycznia 2009 roku dostałem prezent. Najpiękniejszy prezent świata. I do tego prezent, który sam jest obieżyświatem. Niektórzy z Was już wiedzą o czym mowa. Ale część – zwłaszcza nowi Blogowicze – nie mają pojęcia o co chodzi. Przeczytajcie więc list, który był dołączony do ozdobnie i elegancko opakowanej przesyłki:

„Panie Piotrze
Przesyłam efekt 14 miesięcznej akcji podblogowej której to byłem pomysłodawcą i koordynatorem a którą, przy aktywnej pomocy Blogowiczów, jak widać zakończyłem!!!
W założeniu miało być inaczej. Okrążyć świat dookoła i trafić do Pana miała książka
„Męskie gotowanie” ale były problemy i dotarła jak Pan widzi tylko jej kopia.
Ale jakże jest ona cenna!
Historię zaginionej książki poznał Pan z ust uczestników II Zjazdu, ale w tym czasie
podwójnie zakonspirowana akcja KKW – Klubu Książki Wędrownej – trwała nadal!
To co Pan widzi przez sobą jest wynikiem współpracy z Pawłem – paOLOre.

Po tragicznym zaginięciu Książki Wędrownej, gdzieś na trasie między Heleną a Alicją,
zaproponował on skopiowanie własnej, a że miał zeskanowane wpisy, które powstały na
trasie Warszawa – Wiedeń dołączył je do całości.

Na lipcowym spotkaniu w Warszawie kopia trafiła w moje ręce i mogłem działać dalej. Teraz już, zarówno do tych których wpisy przepadły jak i do nowych uczestników zabawy wysyłałem pojedyncze skopiowane książkowe kartki. Ja je wysyłałem, adresaci się wpisywali, odsyłali, trwało to trochę czasu.
Listy tradycyjne, elektroniczne a nawet i telefony służyły sprawnemu kontynuowaniu akcji.

Wszystko co powysyłałem w świat zbierałem aż do połowy grudnia.
Przed świętami ze złożeniem całości, oprawieniem, poprostu się nie wyrobiłem,
zresztą pomyślałem, że w masie Gwiazdkowych prezentów nasz blogowy może zaginąć.
Niech to dzieło będzie dla Pana styczniowym, trzejkrólowym, prezentem od całego
Blogowiska!!

Wpisów jest w nim tyle ile udało się zdobyć, trzydzieści sześć, nie jest to może ilość
porażająca, ale ile świata było w sprawę zamieszane?!!
Naczelną ideą było wciągnąć do zabawy tych którzy blogowali w czasie startu KKW, czyli na przełomie 2007/2008, więc jej podróż musiała się kiedyś skończyć. Nadszedł ten moment, choć zabawa mogła jeszcze trwać i trwać bo pojawiają się wciąż nowi blogowicze.

Jestem pełen wiary że przeglądanie stron naszego dzieła wywoła u Pana radosne uśmiechy!
A może ono samo stanie się pożywką do kolejnego Pana blogowego tekstu? Byłaby to wielka radość dla wszystkich uczestników, wpisowników jak i dla mnie, samozwańczego kierownika KKW.
Pozdrawiam serdecznie, życzę Wszelkiego Spełnienia w Nowym 2009 Roku !
-antek.
PS. Mam zeskanowane wszystkie książkowe wpisy i pozwolę je pokazać Blogowisku. W stosownym czasie.”

Czy wszystko jasne? Dostałem zeskanowany i wydrukowany egzemplarz swojej własnej książki,  przez wiele miesięcy krążącej po świecie, przekazywana z rąk do rąk smakoszy, którzy zgodnie z moim hasłem (Smakosze wszystkich krajów świata – łączcie się!) połączyli  wysiłki w gigantycznym żarcie-happeningu.

Od paru miesięcy dostawałem śmieszne a czasem zdumiewające fotografie, na których widniała książeczka „Męskie gotowanie” a to czytana w grocie przez grotołaza, a to ustawiona na tle Bramy Brandenburskiej, a to na tle włoskiej rzeźby lub katedry wiedeńskiej. Niektóre zdjęcia publikowałem w blogu nie domyślając się kto się za tym kryje i jaki jest cel tych peregrynacji książki. Teraz już wiem. I w dodatku mam absolutny rarytas – książkę, która objechała świat dookoła (przystankiem była bowiem i Australia, i Kanada, i Holandia, i Wielka Brytania, że o innych krajach oraz Ostrołęce nie wspomnę). Na dodatek ten jedyny egzemplarz „Męskiego gotowania” jest okazem bibliofilskim także i dlatego, że trzydzieści sześć osób – pochlebiam sobie, iż moich blogowych Przyjaciół –  tekst wzbogaciło swoimi dopiskami, życzeniami, przepisami, limerykami i inną poezją.
Ta księga – bo teraz egzemplarz awansował w hierarchii wydawnictw – jest też gwarancją zamożności moich wnucząt. Po moim najdłuższym życiu odziedziczą ją wraz z całą biblioteką i w chwili zawirowań finansowych w ich życiu wystawią ją na aukcji. Tam zaś – nie wątpię – „Męskie gotowanie wersja rozszerzona”  uzyska milionową cenę a wnuczęta poważny zastrzyk gotówki.

Kończąc ten tekst dziękczynny napiszę parę słów całkiem nieżartobliwie. Wzruszyliście mnie niezwykle. I wiem teraz z całą pewnością, że warto było przez te miesiące wysilać się a czasem i denerwować, by utworzyć taki zespół ludzi życzliwych. Bo rację ma mój mistrz i ulubiony autor Brillat-Savarin pisząc, że smakosze to ludzie łagodni, życzliwi, dowcipni i ogólnie sympatyczni. Tacy właśnie jesteście. A może raczej – jesteśmy?!
Jeszcze raz dziękuję wszystkim. I tym, którzy dalej z nami są, i tym którzy nas opuścili (choć mam nadzieję, że po tym moim wyznaniu – wrócą!)
PS.
Nie jestem w stanie pokazać wszystkich ilustracji ale choć jedną muszę – patrzcie więc i zgadujcie kto to (ja wiem):