Spór o kołduny i całą resztę
Kołduny, które w nazwie noszą przymiotnik „litewskie” są bardziej litewskie czy raczej polskie. A w karcie każdej szanującej się restauracji w dzisiejszym Wilnie, Kownie i Kłajpedzie są przecież wymieniane kołduny tyszkiewiczowskie? No to i ród Tyszkiewiczów mamy oddać Litwinom? A chłodnik, kiszka ziemniaczana, boćwina? I na koniec wyciągnę argument najmocniejszy: krupnik czyli wspaniała wódka na miodzie to wymysł Litwinów?
Lepsze jednak kłótnie czy łagodząc nieco stanowisko powiem spory o zupy, desery i napoje niż zajazdy, najazdy i awantury graniczne. A i w tych kwestiach można by sporo napisać. Zawsze jednak pamiętać musimy o paru wiekach naszej wspólnej historii. Dlatego też nie dziwi nas, że w litewskich restauracjach proponowane są dania znane nam z własnego podwórka. Choć są też i całkiem nieznane, oryginalne a smaczne potrawy.
O kuchni litewskiej napisał znacznie lepiej niż ktokolwiek inny wieszcz Adam Mickiewicz. Oto stosowny fragment „Pana Tadeusza”:
I wnet zaczęli wchodzić parami lokaje
Roznoszący potrawy; barszcz królewskim zwany
I rosół staropolski sztucznie gotowany,
Do którego pan Wojski z dziwnymi sekrety
Wrzucił kilka perełek i sztukę monety
(Taki rosół krew czyści i pokrzepia zdrowie).
Dalej inne potrawy, a któż je wypowie!
Kto zrozumie nie znane już za naszych czasów
Te półmiski kontuzów, arkasów, blemasów,
Z ingredyjencyjami pomuchl, figatelów,
Cybetów, piżm, dragantów, pinelów, brunelów;
Owe ryby! łososie suche, dunajeckie
Wyżyny, kawijary weneckie, tureckie,
Szczuki główne i szczuki pogłówne, łokietne,
Flądry i karpie ćwiki, i karpie szlachetne!
W końcu sekret kucharski: ryba nie krojona,
U głowy przysmażona, we środku pieczona,
A mająca potrawkę z sosem u ogona.
Gotować to mistrz Adam podobno nie umiał choć czasem by mu się to przydało. Ale pisał nad wyraz smakowicie. A jego ulubionym autorem kulinarnym był imć Wojciech Wielądko herbu Nałęcz, heraldyk i kucharz. Jego książka „Kucharz doskonały” wydana w 1786 roku towarzyszyła wieszczowi w rozlicznych podróżach po świecie i przypominała o rodzinnym domu. A właściwie o rodzinnej kuchni Pani Matki. O kuchni Litwy.
O kołdunach wspominałem przed półtora rokiem. I wywołało to nawet ciekawą wymianę zdań. Dzisiejszy wpis został wywołany dwoma wizytami w stołecznych restauracjach. W jednej jako kołduny podano mi w chłodnym rosole (brr!) grudy grubego ciasta, (niektóre były rozgotowane, bo zapewne odgrzewano je parokrotnie) naładowane tłuszczem zamiast mięsa. Oddałem owe ?kołduny? kelnerowi prosząc, by przekazał kucharzowi z życzeniami smacznego. Dwa dni później, w innej restauracji, postanowiłem zaryzykować ponownie. Skusił mnie bowiem zapach rosołu i charakterystyczny cichy dźwięk pękających kołdunów ze smakiem pałaszowanych przy sąsiednim stoliku. Nie pożałowałem ryzyka. Były wspaniałe. Niemal tak dobre jak te w restauracji „Dworek” (pod Piłą), gdzie podają te arcydzieła sztuki kulinarnej najlepiej, czego dowodem są rekordy bite przez smakoszy. W księdze gości jest wpis mówiący o znanym krytyku kulinarnym, który (podobno, bo świadków wiarygodnych nie spotkałem) miał tam zjeść 500 maciupeńkich pierożków z farszem.
Na koniec klasyczny przepis:
Kołduny z kresów wschodnich i Litwy
Na ciasto:2 niepełne szklanki mąki,1 duże jajko, pół szklanki wody, sól
Na farsz:35 dag polędwicy baraniej, 25 dag łoju,1 łyżka masła i 1 średnia cebula, sól, pieprz, drobno utłuczone ziele angielskie. 4 szklanki przygotowanego z kostki rosołu lub tyleż rosołu wołowego.
Mięso i łój jak najdrobniej posiekać. Cebulę posiekaną bardzo drobno lub startą na tarce jarzynowej podsmażyć na maśle, dodać rozdrobnione mięso, podsmażyć, w razie potrzeby wlać kilka łyżek przygotowanego rosołu, dodać wszystkie przyprawy do smaku.
Z podanych składników zagnieść ciasto na tyle miękkie, aby można było je cieniutko rozwałkować, wykrawać kieliszkiem do wina krążki (do 5 cm średnicy) lub kroić nożem kwadraty o boku 4 – 5 cm, nakładać po odrobinie farszu, zlepiać dokładnie boki. Wrzucać na wrzący rosół, po 2 minutach od wypłynięciu na wierzch kołduny są gotowe. Można je podawać polane stopionym masłem lub w rosole
Smacznego!.
Komentarze
Od kołdunów wara! Nie oddamy nawet guzika od munduru!
Kołduny to smak mego dzieciństwa. Babcia i jej starsza siostra Michalina robiły takie kołduny, że do dziś pamiętam. Wydaje mi się, ze był tam również majeranek.
Podawane w rosole. Brało się takiego kołduna do gęby, rozduszało językiem o podniebienie i świat stawał się jeszcze weselszy niz zwykle.
W latach siedemdziesiątych w Toruniu tuż obok rynku był bar do którego chodziło się na kołduny. Nie były babcine ale owszem, owszem.
Czytałem gdzieś, że do kołdunów łój ma być nerkowy. Ja jestem sercowy….
Kołduny to nie moje dziedzictwo kulinarne, ale kilka razy jadłam w domach Kresowiaków. Owszem – farsz był obficie majerankowany i pieprzny. Przy kołdunach przypominam sobie opowieści pana Wańkowicza, jak to w Sudetach na spotkaniach autorskich, w których uczestniczyli repatrianci, ostra dyskusja nie tyczyła książek , a technik sporządzania kołdunów. Zgrozę i zgorszenie powodowały podejrzenia, że mięso było mielone w maszynce. Skąd – wyłącznie siekane. Panie i panowie z rozmarzeniem wyjaśniali, że porządny kołdun jest wtedy, kiedy jeden tylko na łyżkę wchodzi, a kiedy nacisnąć go językiem, to „w szesci miejscach on sok puska”
Ech, niech nam kwitnie sto kwiatów, niech trwają nasze kuchenne tradycje z wszystkich regionów kraju, w końcu to nasze bogactwo.
co? 500? ..przypuszczam, że wątpię
w Dworze Anna w Pułankowicach
owszem, wspomniany smakosz (również Piotr)
zjadł był ze 150
u niego w domu, kiedy już w rosole nie mogliśmy
to jedliśmy skrapiane octem (zapewniam, świetne)
:::
a w ogóle ten rok kołdunowo, szczęśliwie mi się układał
czyli smaczenie mi się trafiało
wspomniane Pułankowice
mają zacne kołduny
w Zamościu, jest restauracja Muzealna (w rynku)
kołduny i rosół mają pyszne
całą resztę mogliby sobie darować
teraz niedawno, Dwór Ostoya w Jasionce k/Rzeszowa
od razu podwójną porację zasunąłem, czyli 32 w jednym talerzu
w Szczecinie, jest taki legedarny Bar Kaukaski
w którym gotuje się na kuchni węglowej
tam kołduny zawsze mi smakowały
(straszy mnie tylko kartka w oknie – „na sprzedaż”)
w Narolu, u Jurka Rubina, kołduny jak talala (czy ta lala)
bez względu czy w rosole, czy w barszczu
u Adama w Zakątku (w Szczecinie)
pani Wiesia, lepi takie kołduny…
..och, rozmarzyłem się
A mnie jest zal…
Ale najpierw o koldunach, ktore w mojej rodzinie od zawsze robiono z duza iloscia majeranku dla lepszego trawienia tlustosci. Malutkie i pieknie, artystycznie zawijane.
Gotowalo sie je zawsze osobno, ale podawalo z bogatym rosolem i duza iloscia zielonej pietruszki.
A kiedys na party, takim miedzynarodowym i z narodowymi potrawami, ku mojemu zaskoczeniu zobaczylam kolduny i to po mojemy zawijane! Okazalo sie, ze przyniosla je Chinka i jest to u nich bardzo wykwintna potrawa, z tym, ze farsz byl z poledwicy wolowej i mial duza ilosc czosnku.
Tak to sobie potrawy po swiecie wedruja…
A teraz o tym czego mi zal.
Polskie „jedzonko” uwazam za najlepsze na swiecie. Dlaczego nie wala do nas tlumy obzartuchow? Dlaczego nasze potrawy podbieraja nam inni i psuja je, a my jadamy pizze i kebab?
No i ogorki konserwowe. Polskie ogorki. I co? Sa kanadyjskie „polskie ogorki”, australijskie „polskie ogorki”, wegierskie „polskie ogorki” a polskie ogorki nazywaja sie dill cucumbers! Zgroza! A kiedys w Berlinie moja niemiecka przyjaciolka wywlokla mnie z tramwaju i ustawila w kilometrowej kolejce po polskie ogorki wlasnie.
Ech 🙁
Ostatnio jadłam bardzo dobre kołduny w Rydze w restauracji,
do której trafiliśmy zupełnie przypadkowo podczas spaceru
po mieście. Natomiast podczas podróży po Polsce ilekroć
znajdę się w okolicach,gdzie karmią kołdunami czy też
kartaczami to oczywiście obowiązkowo je zamawiam.
Mam dzisiaj dzień ulgowy – albo odgrzeję ostatnie 4 gołąbki (zamrożone odgrzewam na parze, jemy gorące z chlebem, bez sosu), albo odsmażę pierogi z mięsem i kapustą, albo zagrzeję słoik bigosu. Może zresztą wpadnę na inny pomysł. Dzisiaj Młoda przychodzi ok 18.00, a ja dzisiaj zarobię ciasto na pierniki i kruche ciasto na ciasteczka świąteczne. Wyniosę na balkon, a piec będę z Córcią jutro po południu albo w niedzielę rano. Córcia potrzebna jako siła fizyczna do wałkowania ciasta
Jako Tyszkiewicz pozwolę sobie na komentarz: moja rodzina podzieliła się w XVI wieku na gałąź litewską i ukraińską. Ta pierwsza żyje na terenach dzisiejszej Litwy od tamtych czasów i nie ma mowy o oddawaniu. Oni byli i są litewscy. Ja pochodzę z gałęzi ukraińskiej i to, że w tej chwili piszę z Warszawy, to efekt przede wszystkim wydarzeń wieku XX. Wcześniej moi przodkowie z domu mieli bliżej do Kijowa niż do Lwowa, o Krakowie czy Warszawie nie mówiąc.
U nas kołduny kupuję w zaprzyjaźnionej pierogarni. Zajadamy je w rosole lub barszczu; chyba są niezłe, ale nie mam skali porównawczej. Nie jadłem kołdunów ani w Wilnie, ani w Rydze, w Pułankowicach, też nie.
Ech, prowincjusz ze mnie! 😉
150 kołdunów to też niezły wynik! Już dawno nie jadłam, a te ostatnie, w jakiejś knajpie wrocławskiej były kiepskie.
Na obiad pierogi z kapustą i grzybami, nadwyżka do zamrażarki.
Zanim udam się do innych zajęć, przypomnę klasyka :
„Zjadł na śniadanie
udo baranie
i witych w cieście
kołdunów dwieście”
andrzeju.jerzy, ze mną jest jeszcze gorzej 🙁 Kołdunów nie jadłam jeszcze nigdy 🙁
Alsa,
kołduny jadłyśmy razem na „dworze Wazów” we Wrocławiu (1992) – ja po raz pierwszy i mnie nawet smakowały, ale Ty powiedziałaś, że są do kitu, bo z kołdunami to byłaś obeznana via rodzina Ryszarda S.
A ja głupia, nie miałam porównania, więc było mi „za jedno”. Właśnie miałam to powyższe napisać, jak tylko przeczytałam dzisiejszy wpis Gospodarski.
A tak w ogóle to mrozy idą, chyba dzisiaj zrobię ciasto na uszka, a jutro farsz i uszka.
Dzień dobry wszystkim.
Haneczko ja również nie jadłam, ale farsze mięsna jakoś mnie nie pociągają, więc aż tak nie żałuję 😉 gdyby w środku była kapusta z grzybkami, oj to wzdychałabym 🙂
Słuchajcie – to co z ta kapuchą? Mam ją wynieść do piwnicy? Przez 2 tygodnie stała w kuchni. Ladnie pachnie, ładnie wyglada, smakuje, ale jeszcze z tydzień by się przydało, bo jest taka świeża.
Haneczko, ja jadłam raz kołduny, pomyślałam po tamtym doswiadczeniu, że należy iść ze znawcą, zeby wiedzieć, co się je 😉
Alicjo – możesz kapustę wynieść, tylko o niej nie zapomnij
Haneczko – jadłam, owszem z dobrych, domowych kuchbi. Na wołowinie mi bardzo smakowały, łój barani był jednak trudnym doświadczeniem dla mojej poznańskiej gęby
Pyro,
Nigdzie nie jest napisane, że ma być łój barani! W receptach występuje natomiast łój z nerki (otaczający nerkę) lub szpik wołowy.
Niewielka, subtelna różnica.
ASzyszu – we wszystkich stareńkich książkach kucharskich występuja trzy rodzaje kołdunów – wołowe, baranie, mieszane. Ja najczęściej jadłam wołowe ze szpikiem i łojem wołowym, usiekane wszystko na miazgę i wcale nie podsmażane, jak to Gospodarz zapodaje. Te wołowe bardzo mi smakowały. Atoli w pewnym domu (rodzina spędziła sporo lat na południowym Podolu) podano mi kołduny skopowe. Dopóki rosół był niemal wrzący, dawało się to zjeść, ale zastygający łoj barani na wargach i łyżce – nie najmilej to wspominam.
W polskich sklepach nie ma i chyba nigdy nie było baraniny, a tym bardziej baraniego łoju. Trzeba by mieć całego barana do dyspozycji, jak górale, ale oni nie robią kołdunów. Podejrzewam, że wszystkie kołduny, jakie jadłam w polskich knajpach, były z wołowiny, może z dodatkiem szpiku. Niektóre bywały bardzo dobre, ale już dawno nie jadłam 🙁
Nie było mnie wczoraj, więc wszystkim Basiom, Barbarom, geologom i górnikom kamiennym, brunatnym,miedzianym, solnym i innym – spóźnione ale nie mniej serdeczne życzenia 🙂 Nad artylerzystami się zastanawiam 🙄
haneczko –
zrob sama wg Panapiotrowego przepisu. Gwarantuje – niebo w gebie. Ja co prawda zrobilam z miesa wolowego lecz po pierwszym doswiadczeniu danie stalo sie przebojem i podbojem stolu. Dooobre, dooobre, bardzo dooobre!
Acha – miesko siekalam!
Zycze Wam wspanialego weekend’u nawet gdyby pogoda znarowila sie niechaj pogoda ducha dopisuje
Pozdrowiatka od zaspanego zwierzatka
Echidna
nemo
a barbarzyńców nie uhonorujesz? 😉
Pomyłka Nemo – w Pyrlandii baranina bywała w sklepach często i była kupowana, szczególnie przez starsze pokolenie (Babka Anna „Pani, a fuslapy to ino na skopowinie dobre”). Skończyła się nieodwołalnie wraz z kartkami na mięso, bo kto by wydawał kartkę woł/ciel na kawałek obrzydliwie przetłuszczonego capa? Nie mam pojęcia skąd w owym czasie pochodziły te tłuste, śmierdzące barany. Nikt tego nie chciał i ludzie zupełnie się odzwyczaili. Są jednak nieliczne sklepy, w których i dzisiaj baraninę kupić można, I ludzie kupują.
Kochani, majeranek nieodzowny. Kołduny bez majeranku to jak bigos wegetariański. Może byc dobry, ale to nie bigos. Rosół jest dla podtrzymania temperatury i można go nie jeść. Nigdy dużo kołdunów nie zjadłem. Zazwyczaj w granicach 10-15 powyżej 100. Moim zdaniem najlepsze są mieszane – pół na pół barnio-wołowe. Łój barani zdecydowanie obniża przyjemność jedzenia. Wołowy co innego. Nie jadłem ze szpikiem, ale pewnie to dobre rozwiązanie, bo tłuszcz ma się zamienić w sok, a szpik ma to od razu. W restauracjach nigdy nie jadam kołdunów. Kilka prób wyleczyło mnie na zawsze. Grube kluchy napełnione byle czym. W Dworku się odważyłem i rzeczywiście były dobre, choć nie takie, jak w domu rodzinnym. A na Litwie nie spotkałem złych, choć nie spotkałem tez lepszych niż w Dworku. U nas w domu jada się bez rosołu – na gorącym talerzy, przykryte serwetą. Nie kropię octem, tylko na wierzch daję kropelkę kwasnej śmietany. Można kropelkę masła, ale przy tej ilości tłuszczu wewnątrz mało to sensowe. Ale każdy je, jak lubi.
Pyro,
może w Pyrlandii, ale nie na Ziemiach Zachodnich 🙁 Jak na rajdach studenckich w Beskidach organizowało się pieczenie barana, to trzeba było znać chłopa, co hodował. W Sudetach było jeszcze trudniej, aż się pojawili górale z Podhala i zaczęli hodować małe stadka, później większe i nawet robić oscypki (Przełęcz Puchaczówka), ale na mięso jagnięce w sklepie natrafić nie sposób 🙁
Ile sztuk wychodzi z przepisu Gospodarza? Bo mi patrzy, że na polizanie. Potrzebuję na 5 osób, z czego trzy mocno żarte.
Brzuchu,
o Barbarach, barbarzyńcach, a nawet baraninie pisaliśmy tu rok temu:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=380#comment-42959
Ostatnio coraz częściej spotykam jagnięcinę w restauracjach, więc chyba jest do dostania. M.in. dobrą jagnięcinę podaje pewien Francuz w swojej winiarni w Sopocie („Cyrano & Roxane”) zwanej winiarnią literacką.
Przepis jest na zupę dla 2 osób. Jeżeli na drugie obfite danie, zupy starczy dla 4. Po kilka kołdunów dla każdego. Może 50 wyjdzie. Czyli Haneczka musi pomnożyć to chyba dziesięciokrotnie. Mam dziwne przeczucie, że ciasta będzie najwyżej na 50, a farszu na 100. Ale przy cieście całkiem przezroczystym (takie powinno być) też może starczy na 100. Pamiętajcie, że kołduny są na raz do buzi i nie wypada przy tym gęby rozdziawiać. Tylko ktoś, kto tak cienkiego ciasta jeszcze nie robił, może mieć problemy. Najmniejsza dziureczka w cieście i pierożek do wyrzucenia.
Stanisławie, nie ukrywam, że zrobiło mi się słabo 😕
Artylerzyści jak najbardziej, a już zwłaszcza geolog, co po studiach musiał do „wyższej szkoły od huku” iść na rok… 😉
Mam dwa w jednym 😯
Trafiam czasem na ładną jagnięcinę w Auchan. Właśnie dwa kawałeczki udźca marynują się na jutro.
Haneczko, jeżeli chcesz, to wklepię przepis p, W.Zawadzkiej – stare przepisy są obliczane na 6 osób, czyli dla Ciebie akurat.
mnie wyszlo circa-about 70siat. Ciasto nie bylo przezroczyste lecz nadal wystraczajaco cienkie. Czy wspomnialam ze bylo to pierwsze me doswiadczenie z koldunami? I bynajmniej nie ostatnie.
A ciasta nie walkuje tradycyjnie. Uzywam maszynki do klusek. Robi sie szybciej, latwiej i lzej.
W nocy z poniedzialku na wtorek niebo sie do mnie usmiechnelo. Naprawde. Wenus i Jowisz wraz z sierpem Ksiezyca ulozyly sie w zlocista, usmiechnieta facjate na tle aksamitnie-ciemnego nieba. Wygladalo niebywale, az by sie chcialo powiedziec: nieziemsko.
To taka ciekawostka astronomiczna na dobranoc z mojej strony Globu.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Pyro, wklep. Cieniutkość przeraża mnie dodatkowo. Maszynki nie mam.
Echidno, u nas było akurat pochmurno. Jak na złość właśnie wtedy, bo wcześniej obie planety pięknie było widac i bardzo się szykowałam.
ja to miałam szczęście bo u mojej babci w lecie zawsze był baran obsprawiany .. babcia była Białorusinką a rodzina taty była z Litwy … nigdy potem nie jadłam takiej pysznej baraniny i kołdunów … mniam mniam … 🙂
Niestety u mnie w domu nie robilo sie koldunow, jadlam je chyba tylko raz rodem z zamrazrki sklepowej. A jaka jest roznica miedzy koldunami i kulebiakami. Bylam kiedys w Brukseli w polskim domu i pani domu postanowila zrobic kulebiaki, tak sie wyrazila, w tym celu udala sie na tamtejszy rynek, takie rozlegle hale gdzie krowy, swinie przepolowione zwisja z haka i nabyla swinski ryj tzn. polowe, twierdzac, iz jest to jej do tego dania potrzebne, szybko skontaktowalam sie z innymi znajomymi, ktorzy „koniecznie przed wyjazdem chcieli mnie zaprosic” i ucieklam przed „barbarzynstwem” w moim mniemaniu.
Szanowni Państwo!
Gospodarzu!!!
Ot namjeszało sję z tymi kołdunami , namjeszało. Ponieważ na Podlasiu przyszło mi od lat 25. mieszkać, mam ci ja z kołdunami dość często do czynienia. Ot, ktoś powie, gdzie Podlasie, a gdzie Kresy. A to prawie początek Kresów, a na pewno początek Litwy i Białorusi, bo i tam kołduny jadają, a jakże. Niestety, dziś te prawdziwe kołduny z baraniny coraz rzadziej się tu spotyka. Ot, jakieś świńskie zapchajbrzuchy, tyle tylko, że siekane. Za to na Litwie, gdzie bywam często, kołduny jak marzenie. A rosoły do tego…ho ho ho. I walczyć o ich ojczyznę nie warto. Ot, one są po prostu takie….tutejsze. A najlepsze w dzisiejszym Kapcz’iamiestisie robią, tam skąd Emilia Plater i moi studenci najlepsi. A czy to w domu polskim, czy litewskim….. byleby soczyście pękały. Czego wszystkim Państwu życzę, również tym, co to „sznekle z glancem” jadają, a kołduny tylko z rzadka.
Z ryjem miałam do czynienia raz w życiu przy okazji kaszanki. I wystarczy.
Ja tam bym nie uciekała, z ciekawości co będzie.
dr No
chciałoby się powiedzieć „dr YES!”
Haneczku,
ja także samo miałam zachmurzone niebo i tyle z tych moich oczekiwań wyszło, co i z Twoich 🙁
A byłoby ładnie, nad jeziorem ….
sama sie doksztalcilam ale ta moje pani w Brukseli zapowiadala cos innego i z farszem z tego ryja a tutaj sa z nadzieniem z grzybkow i co.
http://www.gotowanie.wkl.pl/przepis13065.html
No to mój kulebiak coś koło tego, no i zwijany jak strucla.
Nadzienie z ryja 😯 Czego to człowiek nie wymyśli, żeby się zamęczyć.
Haneczko, nie przejmuj się. Na pewno będą pyszne. Ważne, żeby tłuszcz po roztopieniu i przejściu wszystkim był smaczny i żeby mięsko dobrze posiekać, a broń Boże nie przepuszczać przez maszynkę. Natomiast maszynka do makaronu jak najbardziej, tylko ja tez takiej nie mam.
PS do Haneczki. Też zazwyczaj zawijam kulebuak jak struclę, ale nie zawsze.
WandoTX
Tak jest, znam takiego jednego od maratonów, w tej chwili zaliczył jeden na Sycylii, a w Las Vegas był bodaj kilka razy, że nie wspomnę o morderczym maratonie w Dolinie Śmierci, na szczęście biegał tam w grudniu (ale i tak ciepło było!). Rocznie robi minimum 2 maratony, w porywach 3. W Himalajach też był , i to 2 razy… ale tam nie biegał, tylko łaził pod Everest i w okolicach. Sznureczek do tego zamieszczę w następnym wpisie, może ktoś będzie ciekawy.
Tu zamieszczam sznureczek do bliższego zapoznania się z moim starym przyjacielem, w sumie dosyć interesujący i z humorem napisany tekst, Bogdan jest wszechstronnie uzdolnionym człowiekiem. Nie muszę dodawać, że przesympatycznym?
http://www.wme.pwr.wroc.pl/wywiad_Kulik.htm
Poslalam Malgosi z nadzieja, ze gdzies, kiedys sie na tych maratonach poznaja. Moze ona zechce sie podzielic tu sama albo przeze mnie swoimi doswiadczeniami maratonowymi. Dzieki Alicjo. Naprawde super sympatyczny kolega.
Dla Haneczki i innych = KOŁDUNY wg. W.Zawadzkiej
1 kg mięsa wołowegp,0,5 – 3/4 kg wołowego łoju nerkowegp albo część łoju zamienić na szpik, soli, pieprzu, garść majranu, 6 cebul, 2-3 łyżki bulionu, 3;/4 kg nąji pszennej, 3-4 jaja, 1 łyżeczka nasła.
Pokrajać najdrobniej ake nie siekać 1 kilo najlepszego mięsa wołowego/ Osobno oczyścić z łuski (błon) łoju od nerki, usiekać najdrobniej, zmieszać z mięsem, posolić, popieprzyć, dać na proszek startego najranu, włożyć kilka cebul mięciutko upieczonych i usiekanych, wlać kilka łyżek bulionu i zamieszać najdoskonalej. Zrobić na te proporcję ciasto z 3/4 kilo mąki, od 2 do czterech jaj, trochą wody i łyżeczki masła. Rozwałkować cienko i wykrawać małe krążki. Rpboć z mięsnej masy gałeczki i zawijać w ciastp. Niezbyt pełnie być musi, brzwegi mocno zacisnąć, na posolony wrzątek wrzucać, kiedy spłyną,odcedzić i na stł dawać,
Dziękuję Pyro. Dobrze, przymierzę się do kołdunów. Tylko muszę uchodzić ów łój nerkowy. Wieprzowe nerki do swobodnego dostania, ale wołowe jakoś mi się w oczy nie rzuciły.
Stanisławie, zapomnę, że mam maszynkę. Obiecuję, że będę siekać 🙂
WandoTX,
nawet znalazłam zdjecie z Las Vegas 🙂
Możesz sobie tam wejść w tę szufladkę, bo jest za pozwoleństwem Qlika upubliczniona na moim serwerze,
tam są też Himalaje i różne inne rzeczy ciekawe.
Obetnij do drugiego ukośnika i wyświetlą się wszystkie szufladki. Małgosi też możesz podesłać sznureczek – to co tam jest, jest dla wszystkich.
http://alicja.homelinux.com/~qlik/LV+DeathValley-2005-12/LasVegasMarathon-Q03.jpg
Szanowny Panie Gospodarzu,
potwierdzam, najlepsze kołduny (w Polsce) jadłam z moją córeczką w restauracji Dworek pod Piłą. Byłysmy tam wkrótce po powrocie z Litwy i dziecko zobaczywszy w menu litewskie kołduny nie mogło sobie odmówić. Były pyszne, Ania zjadła kilka porcji, omal po nich nie pękła. Jeździmy tam czasami, piekne miejsce i smaczne jedzenie. A w Wilnie, najlepsze kołduny robiła opiekunka mojego dziecka, pani Wala, mistrzyni sztuki kulinarnej. A najlepszy chłodnik litewski nasza pani Ania z Polskiego Konsulatu, pychota.
W Wilnie jest taka chłopska restauracja -Marcelutis Kletis – świetne miejsce na spotkania nie tylko o charakterze ludowym,xciekawe nazwy potraw, kołduyny wysmienite, cepeliny także, a nazwy sałatek oryginalne np. cipu cipu. Polecam
Wszystkim Basiom spoznione wszystkiego Najlepszego.
Kolduny lubie, ale robic nie bede, bo na mysl o loju moje tetnice sie same zatykaja. Zostane przy pierogach.
Wypelnilam wlasnie ankiete pbi na temat zycia w Holandii. Niech sie dzieci ciesza. Teraz wracam do ogarniania duzego pokoju a nastepnie do pracy. Kto by tam sie weekendem przejmowal 😉
Nirrod a o co pytaja w tej ankiecie, pytania mozesz podeslac po holendersku
Podeslac nie moge, bo wypelnilam wyslalam i zniknely. Pytali o podstawowe rzeczy, jak dlugo w Holandii mieszkam, na jakim stanowisku pracuje, czy znam jezyk, czy lubie ten kraj, co mysle o Polakach za granica.
Mysle, ze na podstawie adresu IP zapraszaja ludzi do udzialu w ankiecie.
Czy ta chłopska restauracja to w piwnicy (wielka z zakamarkami), gdzie piwo podają w glinianych kubasach?
Marcelukes Kletis chyba. To nie ta, o której myślałem.
Wszyscy już śpią? 😯 A ja czekam na gości – 3 grotołazów, w tym jeden z Nowej Zelandii. Będą nocować, a rano pójdą do jaskini głębokiej na ponad 1000m. A może nie pójdą, bo pada i pada, a do otworu trzeba iść przez bardzo strome, lawiniaste zbocze 🙁 Mam nadzieję, że do północy się pojawią (jadą z Sankt Gallen). Osobisty już śpi, dziecko wybyło, a ja jak ta Penelopa 🙄
Z okazji moich imienin i z okazji sw. Mikolaja zycze Wszystkim duzo prezentow, kot Mikolajek
http://picasaweb.google.com/dorotadaga/Mikolaj#5276425575436983090
Tak sobie myślałem o braku słuchu w moim narodzie i o jego braku muzykalności w ogóle i myślę, że to mit. Półtora roku temu w Boże Ciało byłem w Ludźmierzu na mszy i słuchałem górali śpiewających i serce mi rosło. Nie darmo Pawluśkiewicz tam umieścił Nieszpory. Dyskusja o kościelnym wyciu była słuszna w odniesieniu może nawet do większości wiernych, ale nie do wszystkich i to w ujęciach zbiorowych, bo indywidualnie to wiadomo, że trafiają się talenty.
Jaki śliczny Mikołajek w białych skarpetkach 🙂
O kościelnym wyciu to u mnie było 😆
Stanisławie,
jak sięgam pamięcią w mroki dzieciństwa i wspominam msze niedzielne, to czuję zapach kadzidła, przypomina mi się fascynująca łacina liturgii (znałam na pamięć nie rozumiejąc) i trzy najpowolniejsze pieśni, jakie kiedykolwiek słyszałam: Ludu mój, ludu,
U drzwi twoich stoję, Panie
Serdeczna Matko
Czy to się jeszcze śpiewa?
Morąg!
Z okazji Imienin najlepszego ode mnie i Jerzora!!!
Alicjo,
imieniny ma kot morąga 😉
Nemo, to się wszystko śpiewa, tylko rzadziej, bo jest wiele nowych bardzo kiepskich np. wzorowanych na amerykańskich, co zupełnie mi nie pasuje. Ludu, mój ludu śpiewa sie w Wielkim Poście. A ja tak czasem po cichu w czasie mszy podstawiam sobie teksty łaciński.
Wszystko jedno – wpadłam biegiem z zakupów (lodówka pusta była), przeczytałam, po łebkach, ale kot to też człowiek w końcu, nie?! 😯
No właśnie
Nemo, Penelopo…
gdzie Ty tych ludzi wysyłasz – zwiazać, zakneblować i niech siedzą w domu, a nie tam gdzieś do dziury włażą. I to takiej głębokiej. Z dobroci serca odknebluj i nakarm.
Jutro sobota, imieniny kota…
Moja znajoma nazywała pieśń „Serdeczna Matko” pieśnią o serze, bo się zaczyna długim „seeer” (zwykle z nabożnym podjazdem pod nutę) 😉
ojej , Doroto, ale mi przypomnialas, moja mama wyrastajaca czesciowo na wsi dlugo ponoc nie rozumiala dlaczego przy zegnaniu sie mowa jest o wymionach….
Do dzisiejszego dnia – to juz było przerabiane przeze mnie i nemo kiedyś – pamiętam to zawodzenie koscielne we wsi polskiej zabitej dechami (prawda, tak było!) i jak po latach w sporej wsi austriackiej. Usłyszałam, jak się spiewa w kośsciele. Na głosy, z uszanowaniem i – chyba ze zrozumieniem? Ci ludzie szli do kościoła z potrzeby serca, a nie „odklepania” modlitwy.
… zaznaczę, że nie każdy miał słuch i głos odpowiedni , ci śpiewali ciszej albo wręcz markowali spiewanie, ale uczestniczyli w całym tym misterium. Widać było, że nie przyszli odklepać zdrowaśmaryjek.
no wiec wlasnie, do niemieckich kosciolow mozna pojsc dla przyjemnosci posluchania muzyki, zawsze jest jakis program muzyczny na koniec tygodnia i z okazji swiat, moje kolonskie koscioly i moje teraz okoliczne mialy i maja prawie profesjonalne chory skladajace sie z ochotnikow, ktore spiewaja swietnie, a jeszcze ciekawostka, ze oraganistami sa czesto Polacy, grajacy i szanowani za to, rownie wysmiennicie na organach.
Dzień dobry, zanim mnie wciągną wiry roboty, co to z roku na rok człek przysięga,że już nigdy więcej i że po raz ostatni….A potem znowu się myśli, że święta to tylko trzy pachnące dni, ale żeby pachniały i żeby były przystankiem w codzienności, to najpierw – no i tak najfajniejsze są przygotowania, planowanie, wycieranie półek, rozkładanie zajęć na dwa tygodnie żeby się w ostatniej chwili nie uszarpać. Miłe, a 27 – 28 grudnia przysięgnę sobie, że po raz ostatni i że nie ma głupich.
Nie ma głupich. Mówię to samo.
Moi goście przyjechali równo o północy, posiedzieli, pojedli, pogadali i poszli spać, a rano o 8 już byli na nogach. Pół godziny temu wyruszyli w ten kopny śnieg (1000m wyżej, w dolinie jest tylko mokro) i wrócą też pewnie w nocy. Jeśli wcześniej, to pojadą do Bazylei, jak nie, to będą jeszcze raz nocować. Wieczorem upiekę chałkę.
Nowozelandczyk bardzo miły, obieżyświat, w Szwajcarii od marca, pracownik firmy Leica, przedtem 5 lat w Singapurze. Wielkanoc 2007 spędził samotnie wędrując grzbietem Karkonoszy 😯 Przedtem odwiedził Tatry.
Jutro rano ruszamy w podróż na drugą stronę gór, przez Simmental nad jezioro Genewskie, a potem na rakietach do górskiego domku mojej przyjaciółki, która zaprosiła nas na pieczeń z dzika. Wracając zajrzymy do Gruyere po ser, bezy i śmietanę. Pogoda ma się poprawić…
Nemo,
co robisz w kwietniu? Terminów jeszcze nie znam, ale okolice Berna, co w moim mniemaniu jest rzut beretem Sławkowym w okolice Eigeru…
Wszystkiego najlepszego dla Barbary Adamczewskiej i innych Baś choćby daleko z naszym blogiem związanych.
Nemo, „Serdeczna Matko” nadal „funkcjonuje”. Tj ma swoją rolę 😆 Moja szanowna D. była kiedyś świadkiem błogosławienia młodej pary ( tuż przed ślubem) przez rodziców. Wzruszona babcia zasiadła do całkowicie 😆 rozstrojonego pianina i zaintonowała w/w pełną optymizmu i radości pieśń.
Leniwie dochodzę do siebie, lekko jestem zdziwiona, że jestem w domu a nie w pracy. Jeszcze parę godzin i znormalnieję. I wtedy napiszę Wam co gotuję!
Alicjo,
w kwietniu jestem teoretycznie w domu do 24.04, potem wybywam na 2 tygodnie. Z Berna do Eigeru jest ca 80 km, pod samą ścianę. Do mnie jest bliżej. Wybierasz się do Paryża czy do Berna? Dla przybywających z Ameryki to moja okolica leży w pobliżu Genewy, tak rzucają tymi beretami 🙄
To zupełnie luzne plany, kumpel z roku napisał (dopiero co odebrałam pocztę), ze organizuje nieformalny zjazd roku u siebie, a mieszka własnie w okolicach Berna. No to tak kombinuję… Szwajcaria, potem do Lulka zmierzyć sciany…
Matko moja, gdzie ja się w przyszłym roku nie wybieram! Połowa stycznia + do RPA do Jadzi, to juz prawie-prawie nagrane, jeszcze tylko terminy trzeba wybrać.
Teraz Piotrek rzucił tym Bernem…no jakżeby nie?! I obowiazkowo wrzesień w Polsce – po Nowym Roku trzeba wymyśleć , gdzie i co względem Zjazdu #3.
Z tych dwóch co były, najbardziej podobało mi sie u Piotrostwa. Maja doskonałe warunki, nie da sie ukryć. I Rudolf już sie do nas przyzwyczaił 😉
o! u mnie ludzie jezdza smochodami po chodniku, w Berlinie sa one szerokie, bo jezdnie blkouje samochod sciagajacy wlasnie zaparkowany w normalny spoosb mercedes o takim jeep´ owatyxm wygladzie, ciekawe dlaczego akurat sie za ten samochod wzieli , wlasnie slysze jak powstaja rysy i stluczki… wlasciciel bedzie zachwycony i jeszcze bedzie musial zaplacic to tez jest barbarzynstwo a moze krysys, ceny smochodow spadaja no to po co takiemu caly mercedes
Z najlepszymi zyczeniami dla Barbary Piotrowej i innych Bas oraz Mikolajow kresli sie Magdalena.
Marialko, a ja zaraz wlasnie ide do pracy i jutro tez 🙁 , dopiero w poniedzialek wolne, bo to swieto.
Na sniadanie zaraz polegnie jajko sadzone, bagietka i kawa, duzo kawy!
Dobrego, slonecznego dnia wszystkim!
Ufff! wrocilam, jak przyjechal drugi samochod do sciagania to wyszlam na ulice i sie spytalam co oni robia „wykonuja swoj obowiazek” no i do tego sie przylaczyli tez i inni spacerowicze z psami typu pudel i urzadzilismy tym obowiazkowym elementom jadke na 150 fajerek, pudle tez sie zdenerwowaly pyskowkami i tez sie przylozyly do akcji, pojechali sobie.
No to ide w dalszym ciagu aktywnie spedzac dzien, ide przywitac chor, zaprowadzic ich do ratusza a wieczorem spiewamy
http://www.berlin-polen-info.de/
To już mogę blogowemu towarzystwu zeznać. Na obiad były placki ziemniaczane i duszona cykoria. Dobre, a od stołu stałam z lekkim uczuciem głodu- ponoć to po francusku. I ponoć jest to wskazane 😐
Marialko,
sama sobie pożałowałaś, czy ktoś Ci poskąpił?
Na dworze szaro, ponuro i deszczowo 🙁 Zabieram się za pieczenie chałki.
No pewnie, że sama sobie pożałowałam. Jakbym mogła dobrowolnie być z kimś, kto czegoś mi skąpi? 😆
Nemo, jak robisz chałkę? Maślana z rodzynkami?
Echidna?! Ja spałam 🙁
Marialko,
moja chałka nie jest słodka i jest bez rodzynków. To taka bułka maślana w formie warkocza na niedzielne śniadanie – tradycja helwecka, bardzo popularna. Cytuję przepis podany tu kiedyś przy okazji dyskusji o chlebie.
CHAŁKA
Na 1 kg mąki pszennej, najlepiej z dodatkiem orkisza potrzeba 0,6 l ciepłego mleka, łyżeczkę cukru, 2 łyżeczki soli, 40 g drożdży, 100g masła.
W mące zrobic dołek, wkruszyc drożdże, zalac 2 dl mleka, dodac cukier i wymieszac z czescia mąki do gęstosci śmietany. Zostawic zaczyn do wyrosnięcia (ok. 10-15 minut), dodac reszte mleka, sól i stopione, letnie masło. Wyrobic gladkie, miekkie ciasto (nie powinno sie kleic ani do rąk ani do miski), przykryc wilgotną sciereczką i zostawic do wyrosniecia (0,5 h). Z wyrośniętego ciasta robic długie waleczki i zaplatac w warkocz. Zostawic do wyrosniecia na pół godz. znowu pod sciereczką. Smarować żółtkiem, posypać makiem i piec w temp. 200-220°C, ok 30 minut. Z tej ilosci ciasta robię 2-3 chałki. Jedna kroję na mniejsze kawałki i zamrażam zaraz po wystygnieciu. Jest potem jak swieżo upieczona.
Ma taki wygląd:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/ChalkaIMaselko#
ale juz jestem, podłączona pod malucha z kamerą
I żadnych jaj?
Tylko żółtko do posmarowania. Może być zmieszane ze śmietanką. Można robić małe bułeczki o różnych formach, albo wielkanocną gołębicę, co się chce. Ja dziś zrobię Grittibänze czyli wypiek mikołajowy. Też tradycja. Tu będą potrzebne rodzynki na oczy.
Dziękuję.
Wypiek mikołajowy? Ładna tradycja. A u mnie już był Mikołaj 😳 ( czytaj: chociaż jestem taka stara)
Co Ci przyniósł, że się tak rumienisz? 😯
Mikołajek z ciasta. Jak zrobię zdjęcia moich to zamieszczę. Tu próbka cudzego:
http://earthli.com/albums/view_picture.php?id=5816
U mnie śnieży, u echidny ciemno i ciepło, pogadałyśmy i nawet Jerz z echidną pokonferował na tematy komputrowe.
Ciekawe, u nas tradycji mikołajowej ni ma i juz. Idę sie pod prysznic i odziać się, wstyd powiedzieć, z echidną rozmawiałam w szlafroku, no ale ona tez juz taka bardziej do snu była. Zaraz doczytam resztę, jak sie oporządzę…
Alicjo!
Wpadaj na lustracje i ocene zachowania sie Trzech Króli i Krula.
Nie zapomnij zabrac Jerzora. Kostium bikini mozesz zostawiic w domu.
Pan Lulek
Panie Lulku,
kostium bikini zabieram, przecież nago nie będę się prezentować. Jerzora nigdy nie zapomnę zabrać. Byle tylko zapomniał zabrać swój rower (Arkadius wie, o co biega), ostatnim razem sie udało.
Hotovo!
Obrazek 4 i 5
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/ChalkaIMaselko#
szybciasem, zeby Wam sie nie zdawalo, zem nieobecny, kuku,
dzis borowik z wieprzkiem, albo na odwrot, ma byc dobre, obiecala
o tych tam koltunach, to juz kiedys bylo, osobiscie wyslalem legende odnosna na bloga, ladna byla, ale nikt nie zauwazyl, teraz Piotr ( Piotrus ) jest posiadaczem oryginalu, mnie kopie wcielo z tytulu smierci maszyny
kicam, hop!
Sławek, podaj mniej więcej terminy, to odnajdę, tez mam archiwa…
Nemo, a kto robi to piękne i smakowite masło?
MałgosiuW,
to Młoda. Też taką maselnicę miałam i klepałam… no tak, teraz mi się w oku łezki…
U Pyr, jak u Marialki – placki ziemniaczane w dużej ilości z kwaśną śmietaną, Myśny wstawały od stołu solidnie napełnione. Prócz tego zrobiłam ciasto piernikowe z 1 kg mąki (ok 90 pierniczków będzie) piekę je jutro oprzed południenm zdobić będziemy dopiero przed świętami Zagniotłam też i na razie zamroziłam kruche ciasto też z kilograma mąki. ZXpołowy będą kocie oczka (z Haneczkowym dżenen truskawkowym) z drugiej połowy babeczki z kokosem i orzechami. Kocią anatomię upiekę w tym tygodniu i wpakuję do puszek, a babeczki w Wigilię rano, żeby świeże były. Ponadto Młoda dzisiaj nabyła 4 nogi kacze na święta i 2 potężne filety z dorsza. Opłatki też już mamy.
Ta Młoda też piękna!
Ktoś tu polecał gotowy mak na makowiec mniej perfumowany. Możecie mi przypomnieć który to był?
z Afganistanu, w strzykawce, fogule morzemy, nie czuc, nosem, to bylo cos na h? 🙂
Sławku, nie o TEN mi chodziło! 🙂
Na h?
Halka po prostu? taka część bielizny 😉
jesli nie o ten, to wez niebieski, tez niezle daje, w przeciwienstwie do halki, ktora tylko obiecujac omamia, chociaz? ale juz nie pamietam, Alicja, pokaz, moze jednak o tym samym baje?
nie wiem, czy o tym samym bajamy, Sławku 🙂
Była niebieska i przezroczysta, ta halka.
MałgosiuW,
masa makowa firmy Prospona wydaje mi się akceptowalna. Dostałam kiedyś w prezencie i zrobiłam makowiec, który wszystkim smakował, choć tutaj do maku podchodzą jak pies do jeża.
Sławku,
nie podpuszczaj Alicji 😉 W taką pogodę nie będzie paradować w halce 🙄
Ten mak w puszce (ca 1kg) przywlekli raz dwaj zaprzyjaźnieni grotołazi i alpiniści z Polski. Oni to jedli łyżką prosto z puszki i chwalili walory odżywcze tej masy. Jeden z nich jest wegetarianinem, silnym i sprawnym jak Rambo 😎
W tej okolicy jest zbyt uroczyście
Jaskółki kreślą nad wodami freski
W dzbanie jeziora drzemie chłód niebieski
I usta mówią to, co widzą oczy
Światło szeleści, zmawiają się liście
Na baśń, co lasem jak niedźwiedź się toczy.
Gdzie jest ta miłość chodząca bezkarnie?
W ubiorze błazna, ptaka i anioła
Ona spod ziemi niebieskie latarnie
Tańczącą stopą pod sad nas przywoła
Ludzie wieczorem siedząc pod jabłonią
Będą się modlić i zabijać o nią.
Im się sprzedaje święcone obrazki
I wodą w górze ucisza się w nich
Grają organy i z twarzy im maski
Zrywa idący po przez popiół mnich
A w tedy widać, że święci i oni
Smucą się w cieniu tej samej jabłoni.
A do tych ludzi starczy zejść z pagórka
Zaklaskać w dłonie i wyciągnąć z mroku
Skrzypce gdzie śpiewka stroszy siwe piórka
A staną w tańcu, choć by na obłoku
Przyszło im krzesać oberka
I z piekła wezmą tancerkę jeśli ich urzekła
I tak tu będzie jak bywa po burzy
Kiedy wystarczy trącić ręką gałąź
A by czuć jeszcze fosfór błyskawicy
Tego obrazu flet już nie powtórzy
Przed nami stoi miska soczewicy
I w ciemność psalmu pochyla się ciało
Bo się ci ludzie urodzili w tańcu
I tylko czasem poprzez skrzydła brzenic
Chodzą się modlić do gwiazd na różańcu
Albo oparci plecami o sad
Szukają w sobie kocią trwogą źrenic
Ziemi, przez, który biegnie mirry ślad.
W tedy się nagle mój kraj komuś przyśni
Z chłopcem pod lasem i z koniem u studni
Spłoszona gałąź ucieknie od liści
Ptak zawoła przez sen leśne echo
Wieczorna zorza odchodząc zadudni
I nocne gniazdo uwije pod strzechą.
Pogasły lampy, tylko noc majowa
Uczy się pieśni miłosnych na flecie
Urywa, słucha i znowu od nowa
Flet nawołuje z drzemiących osiczyn
Rzekę, o której tylko tyle wiecie
Że jest z zieleni i mówi o niczym.
http://alicja.homelinux.com/news/09%20-%20Igla%20(2'11).mp3
oh… poustawiajcie sobie
Wzięło mnie na. Dzielę sie z towarzystwem. Na chwilę. Ustawiłam sobie na grajku i słucham, serce trochę dęba i na poprzek. Chyba wszystko mozna na youtube znależć, ale to są moje osobiste dyski, które przerobiłam na mp3 swego czasu.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Grechutki/
No to na tyle, za chwile lecę do Franka naprzeciwko i jedziemy do Lisy. Sprawę zdam potem.
Sluchajcie pierwszy raz w zyciu skosztowalam wysmiennitej kapusty kiszonej na terenie tego kraju, kapusty kiszonej, winnej z posmakiem gozdzikow i jest to ponad wszystkimi kapustami, gozdziki tak jak to sie dodaje do czerwonej, cebula ale nie przysmarzana i drobniutkie kawaleczki bekonu i to wszystko.
Chor byl swietny, solidni i zdolni mlodzi adepci kunsztu wokalnego, publicznosc tez przybyla nawet licznie i mielismy kupe przedswiatecznej frajdy.
Uff! Grotołazi wrócili cali i zdrowi, choć bardzo zmęczeni, o wpół do pierwszej, zjedli chałkę, wypili herbatę i pojechali do Bazylei. Teraz mogę spokojnie iść spać. Dobrej nocy tym, co jeszcze nie śpią!
Co prawda temat kiszonej kapustu powoli wygasa, ale jakby na zakończenie znalazłem pieśń, którą sobie zapisałem pod roboczą nazwą:
Ballada o szatkowaniu „kapusty”! 😉
Ballada na dzien dobry bardzo dobra
Prosze jak ktos chce to sobie obejzy, za jakos zdjec nie odpowiadam juz od dluzszego czasu aparat mi sie wykancza i robie te zdjecia po omacku, nie widze nic na ekranie
http://picasaweb.google.com/dorotadaga/ChorKameralnyAkademiWilanowskiejWBerlinie#5276780478907881090
Aleś morągu narobiła zapachu tym jedzeniem…..i to piwo takie ładne…. a ja jeszcze przed śniadaniem!
Popatrz sobie przy porannej kawie na www –
wczorajszą wieczorową wawę :
http://picasaweb.google.pl/antekglina/Wieczor#5276809497803356306
Wszyscy ciekawi też mogą oczywiście! 😉
Dzień dobry!
Antek! DZIEKUJE´MY, pierwszy moj odruch: Ja chce do domu! Drugi: Piekne, to sa chyba zdjecia z jednego z bogatszych miast Europy, te dekoracje sa tak wymyslne i ladne.
Dzień dobry. Ciasto naleśnikowe zrobione i odstawione. Grzyby się gotują. Kapusta też niedługo wyląduje w garze.
Piękna niedziela! 😉
wsie uspali?
http://www.youtube.com/watch?v=XSdVC0fsvBg&feature=related
Niektórzy chcieliby, ale nie mogą, pracują. Jaka szkoda, że te golonki niejadalne 🙁
Na ulicy Brackiej tuz n vis a vis Smyka jest i zawsze bylo biuro podrozy i tam, jak sie tym paniom dobrze nagada, gdyz wola sprzedawac drozsze, sprzedaja bilety na pociag do Berlina za 19 jewro w jedna strone, chetnych na golonke z ta przeurocza kapustka zapraszam na pobyt w Berlinie
Jeżeli już mowa o Wysockim, to na blogu kulinarnym należy wspomnieć, … dlaczego Aborygeni zjedli Cooka! 🙂
swietne
Ty morągu tak się nie wyrywaj na Nowy Świat! On, owszem z odnowionym Krakowskim Przedmieściem tworzy piękny ciąg, ale reszta już nie taka rozświetlona i ładna. Można wawe pokazać tak że napiszesz, cóż to za bidne miasto, ja nie chcę tam wracać! Nie daj się więc nabrać!
Bo rozumisz morong, Krakoskie, to jest nasz salon, nasza wizytówka!
A jednocześnie pod Pałacem Kultury stoją nadal te ohydne Marcpolowe blaszaki. Teraz mają już ponoć ostateczny termin na likwidację, ale jeśli nie zrobią tego dobrowolnie, miasto ma samo te hale rozebrać i sprzedać na złom by się za rozbiórkę wróciło!! Jak jakiś Edi, pani Hania GW będzie wózkiem wozić po kawałku te hale na złom…..
Ale byłby cudny obrazek! 🙂
Wiem o tym ale salon zostal przygotowany bradzo ladnie i milo mi na to popatrzec i pokusic tym widokiem innych. Czasy sie zmienily, zostalismy wczoraj odbdarowani przez kierownictwo tego choru, piekne albumy Wilanowa, otrzymalismy tez album dla pani burmistrz, a na miejscu przerozne uprzejemnienienia swiatecznego nastroju.
A po babsku to prawie zaplakalam ta pani miala takie ciuchy, namodnieszy szyk, ktorego ja tu od miesiecy nie moge wypatrzec !!!!
Alicjo, pani dyrygentka miala narzutke welniana na bazie prostokata zarzuconego na siebie, wokol ciala na skos i do tego byly dorobione rekawy a do zachwytu mnie doprowadzil tzw. komin, komin byl sporzadzony z azurowej puszystej luznej tkaniny welnianej, jak zimno to podciaga sie to to na glowe, mozna tez spuscic na szyje i sie ma super szalo-kolnierz, a jak ci zimno na ciele to sciagasz to na dol i jestes tym owiniety, i co jeszcze ta pani miala jeansy rury ale nie biodrowki tylko takie pakowne chroniace nery i brzuch, jak zakupy to tylko w Warszawie!
http://alicja.homelinux.com/news/Wroclaw-wczoraj/
Nie kombinujcie. Moje macki siegaja wszędzie. Wrocław mikołajkowym wieczorem… Warszawa… proszę bardzo 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Warszawa-wczoraj/
Piekne widoki, Sluchajcie skoro jest tak pieknie nastrojowo i swiatecznie to moze tez i ….. tak mimochodem…. bysmy dali datek na…. napisac Wam na kogo??????????????? Moge podac konto tej osoby a datki mozna odstawic sobie od podatku…..
Mój sąsiad Frank (wczorajszy wieczór)
http://alicja.homelinux.com/news/img_6244.jpg
Alicjo,
Twoj sasiad Frank jest niesamowicie podobny do Ciebie…..
Tuska
Tuśka, Ty tu nie kombinuj, tylko dzwoń do Pana Lulka!
Alicjo,
Nie mam weekendu… jestem w pracy, oj, oj, na emeryture jeszcze musze troszke poczekac.
Antku – dzieki za swiatecznie przybrana Wwe
WandoTX,
a skąd wiedziałaś?!
Alicjo ?
Antek o 10:41 bodajze, zadne nic dodatkowo nie wiem
No… ja podrzuciłam Warszawę od wysłannika Owczarka, przyznaję. Też ładna.
Coś mi sie nasza stolica spodobała, mimo,że serce we Wrocławiu. http://alicja.homelinux.com/news/Warszawa-wczoraj/
A O Nowym Świecie mi nawet nie wspominajcie… tam mieszkałam przez 2 dni, nawet na zdjęciach Antka jest ta brama (Nowy Świat 41).
Jakoś mi tak zostało w rozumie, ze nasza stolica jest paskudna. Nieprawda, jest bardzo ładna.
http://alicja.homelinux.com/news/Polska-2008/Warszawa/
Warszawiaków prosze o podpowiedz względem zdjęcia 78 – co to jest za trasa? Tylko nie krzyczeć na mnie…
kto pyta, nie błądzi!
Lazienkowska przy Pl Na Rozdrozu? w kierunku Wisly? Mam takie stare zdjecie ( haha gdzie ?) z niedalekiego miejsca – dwa samochody, pustka. Lubie jezdzic po pustych ulicach – mowilam juz?
Wando, masz rację! Brawo!
O, właśnie! Łazienkowska! Ja tam byłam pierwszy raz w zyciu… mieszkam na Bath Road, czyli tez Łazienki, jakby nie tłumaczyć 🙂
A ja mieszkalam z drugiej strony mostu – ale nie bede tu pokazywac brzydkich, zaniedbanych katow. To jakby znalezc zmarszczke i na niej sie skoncentrowac. A ta odswietna taka sliczna. 🙂
Co tam zmarszczki… niestraszne nam 🙂
nam nie 🙂 oczywiscie, ze nie
ALE KOD: 1111
Po drugie, zdjęcie może nie wyszło, ale przyszło od córki takiego jednego, którego nemo powinna znać (św. pamieci już, niestety). A zdjecie zatytułowane prawidłowo 😉
http://picasaweb.google.com/annaeveryname/EastCoast2008#5267433902970206354
ignoranci kołdunowi, o kołdunach wiecie tyle co nic, nie wyrażam zgody na kołduny w rosole, tylko kołduny na płaskim telerzu z octem, oddzielnie rosoł, kołduny gotowane w oddzielnym garnku z wodą, nie w rosole!!! już nawet nie wspominam o kołdunach w barszczu… cebulę trzeba ugotować i przemielić tak jak oczyszczony z błon łój, oraz wołowinę i baraninę, ot i cała prawda, do tego oczywiście zimna wódka, pozdrawiam wszystkich prawdziwych kołduniarzy