Z wizytą u szlachetnie urodzonego Jana Ciołka
Dzień Zaduszny był równie piękny jak i poprzedzające go dni ostatniego tygodnia października. Pełne słońce, bezwietrznie, ciepło. Tak ciągnie człeka na wieś, a tu tymczasem już po pożegnaniu i to publicznie dokonanym. Postanowiliśmy więc pojechać gdzie indziej. Np. do szlachetnie urodzonego Jana Ciołka. A jego dwór stoi w Chotyni 10 kilometrów za Garwolinem w stronę Lublina. Następcą pierwszego właściciela, który swój dwór wybudował w 1808 roku jest Pan Jarosław Cybulski, słynny sommelier i importer win. Dwór Chotynia po latach zaniedbań odzyskał swój blask. Otynkowane na biało mury, piękna i gruba strzecha, wybrukowany dziedziniec, klomby – wszystko cieszy oko przybysza. A i Jana Ciołka też by zapewne cieszyło.
W Dworze jest pensjonat (zwiedzaliśmy niemal wszystkie pokoje na piętrze nad restauracją, które noszą nazwy słynnych szczepów win), restauracja i salon win.
Jarosław Cybulski odnawiając budynki ( w jednym z nich mieszka właściciel z rodziną) starał się zachować jak najwięcej starych elementów. Kupował też stare meble a nawet stare rozbierane stodoły, by uzupełniać sufity czy obelkowania bardzo starym drewnem.
Restauracja składa się z kilku sal przeznaczonych na wielkie przyjęcia lub kameralne spotkania. My zasiedliśmy w małej sali, w której wszystkie stoliki są zrobione ze starych maszyn do szycia (naszym zdaniem to Singer). Stół pod oknem przy którym siedliśmy we dwoje miał nawet pod spodem pedał do rozruchu maszyny. Dziś można dzięki temu „uszyć” wspaniały romans naciskając raz ów pedał a raz – przypadkiem – stopę partnerki.
Nasza wizyta wyraźnie ucieszyła załogę Dworu, bo z powodu święta było tu pustawo. Miła kelnerka zakręciła się wokół nas i szybko na maszynie do szycia czy raczej picia pojawił się chleb, masło, sok z czarnej porzeczki i woda mineralna z plasterkiem cytryny. W chwilę później już zachwycaliśmy się wspaniałym smakiem prawdziwków duszonych na sposób włoski czyli w winie, pomidorach, czosnku i cebuli. Drugą przekąskę stanowiły żabie udka smażone w ziołach, czosnku i odrobinie pieprzu. I tu nastąpił spór między nami jedzącymi. Basia twierdziła, że grzyby to mistrzostwo świata, a ja kategorycznie mówię, iż żabie udka świadczą o tym, że szef kuchni w Chotyni to złoty medalista olimpijski.
Przy drugim daniu spór zaostrzył się. Basi sola lekko pijana, bo tak brzmi jej nazwa w karcie ( idzie o solę nie o Basię), podana była w sosie z ziół prowansalskich z winem – co spowodowało nadzwyczajną delikatność ryby i cudny aromat. Mały kęs ryby, który mi został udzielony potwierdzał słuszność zachwytu. Ale zamówiony przeze mnie schabowy z kostką określony w karcie jako ulubione danie prezydenta Warszawy Aleksandra Graybnera (urzędował w latach 1837 – 1840) podany z zasmażaną kapustą buraczkami i kartoflami pieczonymi w ziołach był nie do pobicia. I mówię to z pełną odpowiedzialnością. Przestałem jadać schabowe w restauracjach jakieś dwadzieścia lat temu odchorowawszy danie podane mi w lokalu zbiorowego żywienia o pięknej nazwie Gastronomia. Teraz odważę się zamawiać schaboszczaki i w innych restauracjach. Schabowy w Chotyni był z kostką – co dodaje smaku mięsu, wspaniale panierowany mąką – dzięki czemu mięso nie wyschło, i był tak doskonale zbity…
Deserów już nie ruszyliśmy choć zarówno szarlotki jak i pierożki nadziewane jabłkami kusiły. Ale ponieważ wina mogliśmy się napić dopiero w domu po powrocie to ciągnęło nas na parking. Do kawy dostaliśmy kruche ciasteczka wyglądające jak te z przepisu naszej Babci Eufrozyny ale – tu łyżka dziegciu do tej beczki miodu – nasze są lepsze. Bardziej kruche, bardziej słodkie, z cukrem bądź z cynamonem i orzeszkiem. No po prostu lepsze , bo nasze.
Do Dworu Chotynia wybieramy się ponownie ale dopiero wtedy gdy ktoś z przyjaciół nas tam zawiezie swoim autem. Oczywiście rozumiecie dlaczego.
Komentarze
Pan Cybulski ma interesujący dorobek biznesowy, jak również imponującą liczbę dzieci 🙂
http://www.biznespolska.pl/ludzie/index.php?&personID=86941
Powtarzam, że nasz Gospodarz żadnego wyrozumienia dla biednej Pyry nie ma. Rano, [rzed śniadanie (chociaż już po spacerze) i taka lektura?. Nota biograficzna p. Cybulskiego zawiera jak dla mnie aż dwie ciekawostki – po pierwsze, że jest absolwentem teologii, po drugie zastęp następców. Widać, że zainteresowania i kwalifikacje byłyby wspaniała podstawą np dla kanonika sporej dekanii, ale i do łoża ciągnie nieźle. Więc kompromis między ciałem, a resztą. I tak trzymać.
Jeden mój kolega zaczął swoją znajomość z winem jako ministrant – od podpijania wina mszalnego 😉 Studiował jednak geologię i smaku nie wysublimował 🙁 Dziś, jako fachowiec od hydrogeologii, uważa, że woda w większych ilościach doustnie szkodzi. Chyba że zdezynfekowana warzeniem (piwo) lub destylacją 😎
dobry dzień
:::
znam Chotynię
byłem tam kilka razy
a że jest rano to nie będę czepiał łatek kucharzowi
który za moich odwiedzin, mógłby liczyć co najwyżej na lekką czwórkę
(w skali jeden-pięć)
W mojej okolicy schabowy jest zawsze z kostką, a najlepiej, jak mięso jest lekko marmurkowane czyli nie za chude. Jak jest bez kości, to nie nazywa się kotlet, tylko sznycel. Dziś na obiad będą sznycelki ze schabu, ziemniaki i kalarepka, a dla mnie jeszcze extra buraczki, bo tylko ja lubię 🙁 Już je wczoraj ugotowałam, teraz czeka mnie krwawa robota czyli obieranie i ucieranie.
Servus jestem nerwus, potrzebuje wsparcia telepatycznego! Wlasnie odnosnie Ciolkow i innych Slepowronow, o 11.30 dnia dzisiejszego przedstawiam sie u takiej pani z Bundestagu, pani, ktora jest z ojca i matki Turczynka a nosi nazwisko Radziwill, mam podjac robote jako „kulturnyj menedzer” do organizowani polskiej „comunity”, bo teraz nie ma imigrantow jest comunity, czy ta comunity mnie nie wykonczy???? i nie wykuma na swoj sposob? Co Wy na to?
Przyjrzałam się bliżej obrazkom i widzę, że talerze „przyozdobione” są proszkiem z przypraw. Maniera ta sprawia, że nie widać, czy talerz jest domyty 😯
Servus jestem nerwus, potrzebuje wsparcia telepatycznego!
Wlasnie odnosnie Ciolkow i innych Slepowronow, o 11.30 dnia dzisiejszego przedstawiam sie u takiej pani z Bundestagu, pani, ktora jest z ojca i matki Turczynka a nosi nazwisko Radziwill, mam podjac robote jako ?kulturnyj menedzer? do organizowani polskiej ?comunity?, bo teraz nie ma imigrantow jest comunity, czy ta comunity mnie nie wykonczy???? i nie wykuma na swoj sposob? Co Wy na to?
Morag,
na polską community możesz zawsze liczyć 😎 Zwłaszcza jeśli masz niskie ciśnienie 😉 Ale jeśli chcesz, to potrzymam kciuki. Znałam jednego decernenta od polskiej kultury, jak mieszkał jeszcze w Stuttgarcie. To z kolei Polak o niemieckim nazwisku. Teraz mieszka w Poczdamie i nie wiem, czy jeszcze ma to stanowisko, ale osiwiał na nim dość wcześnie 🙁
U Pyr dzisiaj grochówka na golonce (taka w siatce bez kości i skóry) i kawałeczku wędzonego boczku, który się trafił śliczny, chudy, warstewki mięsa i tłuszczu cienkie, gęste. Już pachnie nią całe mieszkanie bo i ząbek czosnku w garnku wylądował Nie jest to niestety grochówka z całego grochu, tylko z łuskanych połówek, bo tylko taki groch w moim sklepiku aktualnie jest. Tu mi się przypomina „wiejska” grochówka mojej Teściowej, Stasi – na ogonach wieprzowych i boczku wędzonym, albo boczku świeżym, gęsta, że łyżka stawała, mięso potem wysmażone w plastrach na chrupko podawane z zasmażaną kapustą kiszoną. Ech, młody człowiek był, to nic mu nie szkodziło.
cisnienie to ja mam niskie owszem ale temperament przez to choleryczny, bo mi z tym niskim cisnieniem niewygodnie, wiedzialam, ze poprawisz na dwa „mm”, ide, jade, zobacze ale naprawde Turcy sa swietnie zorganizowani i maja przedstwaicieli w partiach i parlamencie a z nas sie smieja, „Wy Polacy jestescie tylko w chwilach zagrozenia solidarni”. Ale to temam nie na blog, nich nikt nie czuje sie urazony.
Morag,
ta poprawka nie była demonstracyjna 😉 Ja też mam niskie ciśnienie.
Pyro!
A może podesłać Ci „prawdziwego”, jak to u nas mówią; polnego, grochu?
U nas na ryneczku występuje. 🙂
Andrzeju J. – dziękuję, u nas też występuje, tylko iść na rynek trzeba i Młodsza w przyszłym tygodniu zostanie wykopana po groch „Victoria” znakomity i szybko się gotuje.
Morąg po raz kolejny się potwierdza – bywamy wielkim narodem ale żadnym społeczeństwem. Wiele cierpliwości Ci życzę.
morag_u
powodzenia
i mam nadzieje ze Pani Radziwill nie czytala jeszcze tego textu:
…. leben in Berlin, sie sind vielleicht nicht so wie die Türken mit ihren Imbissbuden und Gemüseläden im Bild der Öffentlichkeit präsent, sie hinterlassen aber Spuren. Sie haben Galerien, Kneipen, Verlage, gemeinnützige Vereine und Zeitschriften gegründet …
Mam niskie, ale skacze.
Nie lubię posypanych talerzy, pokrapianych też nie.
Johnny,
czy jadłeś w Berlinie Furia Pierogi?
Witam Szampaństwo o świcie.
U mnie wczoraj były schabowe bez kości, ale i tak schabowe. Wzorem Babci Marysi moczę je w mleku ze 2 godziny.
Do panierki nie używam w ogóle mąki.
Rozklepuję, ale znowu nie tak, żeby aż Warszawę było widać, wystarczy, jak dojrzę Montreal. Solę, pieprzę i niech poleży. Jak poleży z pół godziny, wtedy w bułce, jaju roztrzepanym i znowu w bułce. Reszta też jak u Chmielewskiej w książce poniekąd kucharskiej – na rozgrzany mocno olej, zaraz przewrócić, malutki ogień, przykryć i mają dochodzić pod przykryciem ok. 20 minut na malutkim. W trakcie daję trochę masła na każdy kotlet.
Nemo
pierwszy raz slysze o tym ;(
Johnny,
Jacek Sląski pisze o tym w tym samym artykule, który cytowałeś powyżej 🙄
nemo, a jak te pierogi robią furię?
Alicjo,
schabowy powinien być ze schabu. Ale to tylko przymiotnik 😉
Haneczko,
ja przypuszczam, że te pierogi są produkowane i serwowane z furią 😉 Gdyby Johnny spróbował (ma najbliżej), to może opisałby, w jaki stan go wprawiły. Może nawet euforii? 😎
Johnny,
„Einen krassen Gegensatz zum Edelrestaurant Chopin im feinen Zehlendorf mit schlesischen Spezialitäten bildet das feministisch-kulinarische Guerillakommando Furia Pierogi, ein von jungen Dreadlockträgerinnen geführtes Koch- und Partykonzept, zu dem in unregelmäßigen Abständen an seltsamen Orten hausgemachte Pierogi gereicht werden.”
Chciałabym trafić na taki „performans” 😉
Proszę, żeby Johnny spróbował jak smakują hausgemachte z guerillą.
Co innego wam opisze. Cos na co Pawel.P zwrocil moja uwage. A ja przed chwila uslyszalem tego wytlumaczenie, wprawdzie afrykanskie ale zawsze. Chodzi mianowicie o wielodzietne rodziny.
Togor wyjasnia to bardzo logicznie na przykladzie swojej jedenastki:
biali nie rozumieja tego. Ale Afrykanin jest zazdrosny. Jest tylu fetyszystow, tyle rozmaitych chorob ktore rodziny dziesiatkuja. A wiec trzeba cos z tym zrobic.
Dlatego wlasnie ja chce i musze … i nie jadam jaj, bo od tego babies uciekaja
chyba dlatego ciagnie mnie zawsze do Afryki bo tego nie da sie zrozumiec a jest na co popatrzec
haneczko
myslicz ze moglbym cokolwiek po czyms takim naklepac. Mam tam przylowiowym rzutem beretem i jezeli jestescie przekonani ze toto przezyje, to poddam sie probie.
Idź Johnny, będziemy cię reanimować. Zresztą i tak pójdziesz, ciekawość cię zagna 😉
Znacie przysłowie „jak nie urok, to przemarsz wojsk”? No więc tak : Młodsza ma grypo-anginę jak sta na Kamczatkę, a psiak złapał nurzeńce. Właśnie wrócił od wet. 136 zł za dziś, następne w przyszły czwartek, kuracja 7 tygodni. Przy i po zastrzyku płakał ponoć i wył tak, że wypłoszył oczekujących. A tu go jeszcze czeka 6 razy taka przyjemność, a Młodsza będzie to finansowała nie wiadomo z czego.
Ojojoj! Pyro, czy ta diagnoza jest pewna? Potwierdzona mikroskopowo? Szczeniaki podobno zarażają się od matki przy porodzie, a choroba ujawnia się, gdy zadziałają inne faktory obniżające barierę immunologiczną. W każdym razie Ty się nie zarazisz, ani inne zwierzęta. A ten weterynarz musi być dobrym fachowcem. W Helwecji zarejestrowana jest tylko metoda kuracji zewnętrznej preparatem Amitraz/Ectodex. Nowoczesne lekarstwa Avermectine i Milbemycine w postaci zastrzyków lub tabletek nie są oficjalnie dopuszczone, bo niektórym rasom (Collie, Sheltie, Bobtail i ich mieszańcom) szkodzą 🙁
Gdzie jest morag ze sprawozdaniem?
Kod był poprawny, przysięgam, wredny Łotrze!!!
Haneczko,
Johny pogna tam kurcgalopkiem za obietnicę reanimacji 😉
A ja pranie robię. To znaczy pralka pierze, a ja się tutaj obijam 😎
Nemo – owszem, cena objęła i badanie laboratoryjne i Ania sobie te zwierzaki obejrzała. Mówiłam,że Mały parę razy kładł się na asfalcie i pocierał bokiem łebka o podłoże. Nikt wtedy niczego niego nie znalazł, Aż 10 dni temu Anka zauważyła łysinkę pod okiem, Codziennie nad tą łysinką cudowała, a ja się wyśmiewałam. Aż wczoraj doszła do wniosku, że łysinka większa i poszła do poradni. Kazali przyjść dzisiaj na badania. I taki efekt. Dostał zastrzyk, lek w drażach codziennie po 1, zewnętrznie na kark krople i ci tydzień taka dawka. Przeciętnie każdy lek 35,- złotych, więc kuracja przekracza setkę + laboratorium 20, + WIZYTA. cZYSTA RADOść, ALE WZIął CZłEK NIE TYLKO STWORZENIE ALE I ODPOWIEDZIALNOść ZA NIE.
Pyro,
to masz przynajmniej pociechę, że weterynarz jest prawdziwym fachowcem. Te pasożyty żyją w mieszku włosowym i na wierzchu trudno coś zobaczyć. Parę tygodni i psiuczek będzie jak nowy 🙂
Lago Maggiore ma dość i postanowiło wystąpić. Widział to kto, żeby w jednym tygodniu spadło 3 razy tyle deszczu, co normalnie w całym listopadzie 😯 No to wyszło z siebie czyli z brzegów. Locarno zamienia się powoli w Wenecję, a nasz przyjaciel pokrywa grzybem i pleśnią od tej wilgoci 🙁 Nic dziwnego, że uprawa ryżu w tamtej okolicy nabiera coraz większego rozmachu 😯
Nemo, ale was nic nie zaleje? Żadne większe ani mniejsze?
Haneczko,
tym razem nie. Nie martw się. To po drugiej stronie gór, które są jednak trochę za wysokie i zatrzymują chmury raz po jednej, raz po drugiej stronie 🙁
Haneczko,spakowałaś już Chinczyków?
Pyro, lepiej. Wszystkich sprzedałam!
dzien dobry !!!!!
chopin edelrestaurant ?????
mozn pec ze smiechu
to wole piwko na kreuzberg w knajpie Herr Lehmann
morag mach es
Nic z tego. 🙁
Przekonany byłem ze owe niezwykle miejsce znajduje się na Schöneberg_u.
I to faktycznie jest o rzut beretem ode mnie. Chetnie bym się tam wybral. Szczególnie wieczorem jest to interesujace miejsce w okolicy Fuggerstrasse. Jest tam wiele oryginalnych barow a w nich jeszcze bardziej niesztampowych ludzi. Ta okolice upodobali sobie i zyja tam osoby o odmiennej od powszechnie przyjetej orientacji sexualnej. Żeby było jasne, damskiej i meskiej. Niezle to wyglada i trzeba przyznac ze harmonizuje z soba.
Ale to było widocznie mi dzis nie pisane. 🙁
Poprzez siec zlokalizowalem to niezwykle miejsce i okazuje się ze jazda rowerem nie wchodzi w gre. Około godziny potrzeba na dojazd samochodem w jedna strone. Zatem dzwonie na podane namiary telefoniczne. Z numeru stacjonarnego przelaczona zostaje rozmowa automatycznie na komorke. Na niej mam teraz mozliwosc pozostawienia informacji.
By niczego nie pomylic wale textem przytoczonym tutaj przez nemo. Od siebie dodaje ze mam cholerna ochote trafic tam akurat w tym dobrym momencie. Tzn wtedy, kiedy to podawane będzie danie, o którym była mowa. Na koniec, zyczylem dobrego wieczoru i nie omieszkalem oczywiście zostawic numeru kontaktowego do mnie.
Mogę cieszyc się zyciem tak długo jak nie oddzwonia. 😆
No Johnny, to twoje życie nabiera dodatkowych rumieńców 😆
Haneczko
Możesz powitać w mojej skromnej osobie pełnoprawnego , zatrudnionego na stałe , muzealnika.
Wczoraj zatrudnili a dziś na urlopie. Praca w muzeum ma swoje plusy, można mieć drugi urlop, jak się popracuje ze zdwojoną siłą.
Ostatnio pracowałem na trzy etaty.
Od dziś tylko na dwa.
Johnny,
w takim razie to jest rzut kuflem, a nie beretem. Beret tak daleko nie poleci, jak dobrze rzucony kufel. Wprawiaj się 😉
Misiu,a podwyżkę dali?
Na węgiel wystarczy…
chcialem cos napisac, ale zapomnialem co, wiec tylko pozdro przekaze, hej
Sławek, te imieniny musiały być intensywne.
no, do tej Pyry mnie trzyma
Pewnie spora część braci biesiadnej nie zagląda do sąsiadów, dlatego również tutaj wkleję ten filmik 🙂 tym bardziej, że gang dysponuje oddziałem rowerowym – to tak pod rozwagę dowództwa, może jakąś musztrę… 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=UrLvYrKYVD8
juz wiem, mialo byc o kaszance, com bym wlasnie wczoraj ja przyswoil, zlota medalistka, zapomnialem region, ale dopytam, jak przetrzezwieje, w smaku ma wszystkie pod soba
urwlo, niestety struktura nie polanska, zadnej kaszy w niej nie ma, taka jakas ciapowata
emi, to jest odlot, szkoda, ze juz nie mozna na nich glosowac
brawo emi
masz dzisiaj znacznie lepszy humor 😆
No to na rowery! Sliczne 😆
Sławku,
to była kaszanka czy jakiś francuski budyń?
Emi, myślisz, że dasz radę opracować musztrę paradną ba jeden rower Jerza?
Pyro,
toć u nas rowerów więcej niż łuków 😯
A rowerzystów?
Ciekawam, czy Jerzor musztrowalny? 😯
On raczej oficer…
O matkoż ty moja 😯 Ile oni musieli ćwiczyć 😯
nemo, to taki skaszaniony budyn byl, lece dalej, zlazlem po srobke, montujemy z Mlodym polke, niezla przygoda
Sławku – pod obrazkiem ?
Misiu, witam w gronie 😀 Ja tylko na jeden (etat), ale za to prawie w permanencji 👿 Z przepracownych dni i zaległego urlopu starczyłoby na wolne do Nowego Roku. Nie daj się tak, jak ja się dałam 🙁
Johnny Ty chyba musisz wiedziec, ze Bee ma 60 km po przekatnej, nie bruzdzcie pod adresem Chopina, owszem oddzwaniaja i przysylaja informacje na maila, sa mili, to jest akurat dobrze funkcjonujaca czesc community.
Znany mi byl pewien starszy pan o pseudonimie „Malutki” choc mial prawie dwa metry i byl to Niemiec, ktory wyslany do Polski podczas okupacji na dzialania wojenne mial okazje zobaczyc racje hitlerowcow i wymordowywanie ludnosci w jednym z polskich miasteczek. Po tej makabrze zdezerterowal, zbiegl do lasu i dostal sie do slynnego batalionu Jedrusi i walczyl z nimi przeciwko okupantom hitlerowskim. Twierdzil ze nie strzelal i nie zabijal podobno, gdyz byl saperem i bral udzial w akcjach dotyczacych jego branzy. Jak weszla armia wyzwolencza to ten pan wyladowal natychmiast na Lubiance, z Lubianki wyslali go na wyrab lasu na Sybir na 7 lat, pewnego razu ukradl dla siebie i towarzszy 3 kg. ziemniakow, zlapano go i dolozono mu jeszcze po jednym roku za jeden kilogram. Czyli mial juz na kacie 10 lat do odsiatki. Zwolniono go po smierci Stalina, z tym, ze jak wrocil do domu, a byl z Bautzen pod Berlinem, to okazalo sie, ze mieszka w sektorze rosyjskim. Pragnal studiowac ale powiedziano mu, ze zyby dostac sie na studia musi przepracowac rok przy wyrabie lasu. On mial jednak juz dos jedliny i sosen i dal dyla do Berlina Zachodniego, gdzie z sukcesem skonczyl slawistyke i byl potem tlumaczem w biurze Willy Brandta i oto ten pan Malutki byl stalym gosciem Chopina, gdyz atmosfera tam przypominala mu jego partyzancki pobyt w Polsce. Wiec dla jednych jest to elite….. a dla drugich zakatek.
Co do roboty to bylam, bylo milo, podobnoz dostane, jeszcze jedne spotkanie przed poczatkiem grudnia, szal w trampkach i oczoplas – to znaczy wywalanie pieniedzy na zdania „wszystko i nic i kazdego po trochu” za forse senatu w celu latania dziur po tym jak oni w parlamencie ustalili swoja polityke nie majaca nic do czynienia z rzeczywistoscia. Czyli tak jak wszedzie i nawet Obama tego nie zmieni. Mam robic PR, mam sie znac na Contenet Managment, pielegnowac strone internetowa uprzednio ja zalozywszy, robic Flyer´y pisac, mam nawiazywac kontakty z grupami polskimi i czynnikami pieniadzadawczymi i politycznymi decydentami i jeszcze organizowac imprezy i jeszcze organizowac opieke socjalna, prawnicza oraz doradztwo dla mlodziezy w sprawie wyboru szkol i zawodu. jeszcze sobie porko bazancie wsadze w pewne miejsce i do roboty.
Kto to napisal nemo o furiackich pierogach, ze niby Gegensatz, z tego co wiem to sa one serwowane przez „kucharza designera” w absolutnie elitarnym i zamknietym dla szerszej publicznosci klubie w Ost-Berlin o nazwie „Miedzy nami” a jest to filia berlinska slynnego kultowego lokalu z ul.Brackiej w Warsiawce (naprzeciw mojego domu rodzinnego) o rowniez o nazwie Miedzy nami. I to jest wlasnie Jelita nie wiem czy nie bardziej snobistyczna niz Chopin, a i tez z pomyslem, gdyz ten berlinski lokal wynajmuja za 1 Euro miesiecznie od zaprzyjaznionej pary architektow, polonofilow.
Pyro, nauki weterynaryjne ida do przodu, kiedyś to psie draństwo było nieuleczalne i jeszcze na studiach nas uczono, ze psa trzeba uśpić. Moje psy jakoś tego nie miały, ale dobermanka mojej znajomej i owszem, i to w wieku 3 lat! Po kuracji jej przeszło jak łapę odjął, chyba po sześciu tygodniach, jak dobrze pamiętam.
Udało mi się na obchody 11 listopada, obchodzone dzisiaj, wystawić fragment drużyny ułańskiej, czyli czterech jeźdzców całego majątku. O pomyśle wspierania akademii ku czci szwadronem kawalerii dowiedziałam się od organizatora trzy dni temu. Tłumaczyłam się gęsto, że nie posiadam rzędów kawaleryjskich z epoki, jedyne siodło wojskowe jakie mam, to moje siodło oficerskie, ale austriackie z 1936 do którego używam węgierskiego napierśnika. Pan organizator czepił się tego siodła jak pijany płotu i zaczął mi tłumaczyć, że Legiony to przecież właśnie Austria. A ja mu, jak sołtys krowie na miedzy, że mogę mu nawet koni z rzędem sportowym wystawić na całą drużynę z dowódcą, ale z jeźdzców to dysponuję najwyżej rzeczonym dowódcą a nawet dowódczynią. Poza tym ja mam połamaną nogę i w ogóle powinien wpadać na takie pomysły kilka tygodni wcześniej.
Do tego cała impreza zaczynała się jak już było ciemnawo a miała się skonczyć o 21. Ode mnie do miejsca zbiórki jest najkrótszą drogą ze sześć kilometrów a taką najbezpieczniejszą – w ty wypadku ścieżką rowerową po której nie wolno jeździć konno – z osiem. Poprosiłam, żeby uprzedzić policję, żeby się nie czepiła i tylko pod tym warunkiem możemy uświetniać obchody. Do Pani Podleśniczej udało mi dokooptować jeszcze polujące małżeństwo i jednego zapaleńca – tacy odporni na warunki pogodowe i ciemną porę dnia. Wyruszyli po trzeciej, wrócili po pięciu godzinach. Na mój gust to w najlepszym razie wyglądali na podjazd partyzancki, ale podobno organizator i tak był zachwycony. Oni też wrócili w doskonałych humorach, zwłaszcza ten zapaleniec. Powiedziałabym, ze on nawet w stanie mocno wskazującym. Przy okazji zakochał się w kobyle na której jechał – święte zwierzę, doniosła go w stanie nienaruszonym.
Zabo wazne, ze impreza sie udala, czy to swiete zwierze to byla Avita?
Emi
Leni Riefenstahl znacznie wczesniej i znacznie lepiej podobne sceny krecila. W wloskim wykonaniu kazda jedna parada wzbudza zawsze smiech. 😆
Oczywiscie, ze Avita, która zresztą nazywa sie Driada, hi, hi, takie zwiewne imię dla takiej łupy! Avita ma wyrażne (w lecie) palenia pod siodłem i w końcu po tych numerach doszliśmy kto ona zacz. Okazało się, ze jest dwa lata starsza, czyli ma już pełne 20 lat. Teraz wreście będzie miała paszport na swoje imię. Nie wiem czy jej to sprawi przyjemność, ale nam i owszem
Poza tym ogłaszam otwarcie zimowego żywienia zwierząt, czyli dzisiaj wszystkie konie dostały siano w okrągłych belach do dowolnego żarcia Teraz zacznie się nerwowe liczenie, czy starczy do wiosny i kiedy wiosna się zacznie, to znaczy kiedy będzie już odpowiednio duża trawa.
No to prosze pare glaskow dla Avity i marzac o wielkiej, soczystej i kwiecistej lace ide spac.
Oooooo! Jakie ładne opowiastki moroga i Żaby!
Cholerna różnica czasu, jak mnie się chce napowysiadywać, to wszyscy (mniej więcej) idą napospać 🙁
Dobrej Wam nocy! A wszystkim za Wielką Kałużą i tam, gdzie Zwierzątka niespiesznie biegają czy skaczą spiesznie i daleko – takiej pory dnia, jakiej sobie życzycie 🙂
Dziendoberek
http://historie-kuchenne.blog.onet.pl/2,ID347861267,index.html
prosze i sernik i zurawiny i ladna oda do sernika
Witam !
Miło mi gościć zaocznie w Chotyni i delektować się tak wspaniałym jedzeniem
tym bardziej ,że mieszkali tam moi Krewni;
Piotr Ładysław h.Abdank Paliszewski 1774-1827 radca departementowy i woj.
sędzia pokoju pow.garwolińskiego,poseł na sejm KP,dz.Górzna
/Brat mojego Przodka Franciszka/kupuje Chotynię w 1804 gdzie mieszka do 1821
a następnie sprzedaje Swojemu Pasierbowi Stanisławowi h.Lis Graybnerowi.
Jest oż.z Jego Matką Anną Marią Reinchmitt pv Graybner 1770-1845 wdową
po Janie Henryku kpt.buławy wielkiej koronnej,szambelanie Króla Stanisława
Augusta Poniatowskiego.
W Chotyni wychowuje sie Jego Córka Ludwika Anna 1804-1862 oż.z Klemensem
h.Odrowąż Wilkońskim 1803-1851 /mam Jej portret i listy pisane z Chotyni /
i 4 dzieci Żony Anny Marii w tym Aleksander Józef 1786-1847,Brat Stanisława,
XV Prezydent Warszawy Który, jak piszecie ,delektował sie schabowym z kostką.
W Chotyni rodzi sie Syna Stanisława Graybnera też Stanisław 1846-1918
dramatopisarz,redaktor i wydawca we Lwowie gazety „Kurier Nowy ”
Pozdrawiam Pana Jarosława Cybulskiego,myśle,że uda mi sie takze skosztować
potraw z Jego Znakomitej Kuchni
Mirek PALISZEWSKI Wschowa