Zwierzęcy obyczaj ciekawy jest nadzwyczaj

Tuż za lotniskiem w Kolombo po jezdni pętają się krowy. Wprawdzie nie są traktowane z takim nabożeństwem jak w sąsiednich Indiach ale też nikt im krzywdy nie robi. Psów jest zatrzęsienie, podobno są bezpańskie ale też nie widziałem by ktokolwiek na nie krzyczał, przeganiał czy nie daj boże bił. Nawet szerszenie, które mają liczne gniazda na skalnej ścianie, którą trzeba pokonać w drodze do ruin królewskiej siedziby sprzed niemal dwu tysięcy lat w Sigiriji, są chronione. To wspinającym się ludziom przewodnicy zalecają ciszę, by nie rozdrażnić groźnych owadów. A to wszystko niewątpliwa zasługa buddyzmu, który zaleca łagodność i wpaja niechęć do zabijania wszelkich stworzeń.

S__o___Gucio_je_sniadanieP8030090.JPG

Słoń Gucio je śniadanie

Pewnie dlatego nikogo nie dziwi, że w Sri Lance (po mojemu na Cejlonie) tyle trudu i pieniędzy poświęca się ochronie zwierząt, czy szerzej ? przyrody. Zwiedziliśmy więc znajdującą się pobliżu Bentoty ( na południe od Kolombo) wylęgarnię żółwi. W kilku niedużych basenach mrowiło się wiele tysięcy maciupeńkich żółwików z miękką jeszcze skorupką i otwartym brzuszkiem. To właśnie z powodu tego brzuszka są one tu przechowywane przez trzy dni. Po tym czasie dolna część skorupy zamyka się i żółw jest bezpieczniejszy. Gdyby go wcześniej wpuścić do morza to zwabione zapachem krwi morskie drapieżniki by go pożarły ze smakiem.

S__onie_i_rzekaP8110362.JPG

Dzikie słonie w rzece

Ale skąd te maluchy znalazły się w wylęgarni? To „zasługa” człowieka. Kłusownicy grasują nocami po plażach i wybierają z piasku świeżo złożone przez samice żółwia jaja. A każda z nich składa ich około 1000. To majątek, bo jaja żółwia są (podobno – nie jedliśmy dla zasady) przysmakiem. I afrodyzjakiem. Żadne kary i zakazy nie powstrzymują ludzi przed tym procederem. Są nabywcy – znajdą się i zbieracze. Pracownicy wylęgarni kupują więc jaja od kłusowników i zakopują je szybko w piasku za ogrodzeniami. I czekają. Gdy żółwiki wylegną się przerzucają je na trzy dni do basenów. A potem do morza. Dalej muszą już radzić sobie same. Tak ocalono wiele żółwi zielonych, szylkretowych, oliwkowych czy skórzastych. A zwiedzający wylęgarnie płacąc za bilety zasilają kasę wylęgarni.

Basia_z_______wiemP8010050.JPG

Basia z jednodniowym żółwikiem

Nieco na północ i w głębi wyspy znajduje się Park Narodowy Udawalawe. A w nim przedszkole dla słoni – sierotek. Taka sierotka ważąca tonę też jest biedna i potrzebuje opieki gdy mu mamę zabiją ludzie. A zabijają czasem z musu. Wokół wielu wsi znajdujących się w pobliżu lub po prostu w dżungli wieśniacy zawsze walczyli ze słoniami. Takie stado liczące na ogół 15 sztuk wybierając się na kolację na chłopskie uprawy (np. ryżowiska) zostawia po sobie zamiast roślinek dających zarobek lub jedzenie klepisko. Wokół wsi stoją więc tzw. domki drzewne. To platformy budowane na wysokich drzewach, na których czuwają po nocach dyżurujący wieśniacy. I śpiewają. Po pierwsze aby odstraszyć słonie, a po drugie by sąsiedzi wiedzieli, że czuwają. Gdy milkną to znaczy, iż słonie nadchodzą albo…wartownicy zasnęli. I wieś leci z pomocą. Strażnicy strzelają na postrach. Lecz człek strzela a Pan Bóg kule nosi. Na Cejlonie też. I tak zdarzają się słonie, które muszą trafić do sierocińca. Tam spędzają nawet kilka lat. Do dorosłości. Widzowie mogą je oglądać z daleka, by nie oswoiły się z ich widokiem. Po osiągnięciu właściwego wieku wrócą bowiem do dżungli.

__pi__cy_piesP8020081.JPG

Śpiący pies

Czasem do Udawalawe trafiają i inne zwierzęta. My spotkaliśmy orła, który stracił nogę i – co oczywiste – zdolność latania.

Odwiedziliśmy też inny ośrodek ratowania słoni. Trafiliśmy na porę kąpieli w rzece. To był widok!!! Możecie i Wy na to popatrzeć. Potem kupiliśmy ryzę papieru zrobionego ze słoniowej kupy. Bo to przecież czysta celuloza. A papier czerpany wspaniałego gatunku. Pieniądze oczywiście zasiliły budżet schroniska.

Waran_p__ynieP8010054.JPG

Pływający waran

Widzieliśmy także warany, flamingi, czaple białe, papugi, zimorodki, pawie…..Cdn.