Prosciutto di Parma czyli rozkosz w gębie
Szynkę parmeńską, jak nazwa wskazuje, produkuje się w Parmie i jej okolicach. Jest wędliną i zarazem czymś znacznie więcej: to element włoskiej kultury kulinarnej, a jednocześnie bogactwo, ważny produkt eksportowy, powstający tylko w licencjonowanych wytwórniach. Specjalne metody jej produkcji sprawiają, że smak szynki parmeńskiej pozostaje ten sam od lat, gwarantowany przez wytwórców. Już w XVI wieku kucharz papieża Piusa V sformułował charakterystykę tej niezwykłej wędliny: „Mało słona, wonna wędlina z pochodzącego z gór prosięcia”. I, o ile wiadomo, jest ona produkowana wedle tych samych co w owym czasie receptur, zawsze z karmionych naturalnie prosiąt. Tak więc śmiało można zaryzykować twierdzenie, że zjadając cieniutki, przezroczysty płatek prosciutto, dotykamy historii. Ta delikatna, a zarazem wyrazista w smaku wędlina musi być w sklepie odpowiednio cienko pokrojona i za pomocą specjalnych szczypczyków ułożona na pergaminie. Wystarczy podać ją z dojrzałym melonem lub figami, aby otrzymać wytworną, pyszną przekąską, ale można też spożywać ją po prostu z pszennym świeżym chlebem. Kupując szynkę parmeńską, warto zwrócić uwagę, żeby plasterki były pokrojone cienko i przełożone pergaminem, aby łatwo można je było oddzielić, a najważniejsze – żeby na szynce widniał znak firmowy: korona i napis PARMA, bo jest to dowód na oryginalność produktu. Ta wędlina doskonale współgra też ze smakiem różnych potraw, dodając im wytworności.
Szparagi pieczone z szynką parmeńską
(4 porcje)
1 pęczek zielonych szparagów, 5 dag szynki parmeńskiej, 1 łyżka listków bazylii, 2 – 3 łyżki oliwy z oliwek, sól, na czubek łyżeczki mielonego pieprzu.
Szparagi obrać z twardszej skórki za pomocą specjalnego nożyka lub nożykiem do obierania warzyw, umyć je i dokładnie osuszyć. Dodać do nich pieprz z solą i oliwą (uprzednio ze sobą wymieszane) i ułożyć na blaszce. Nagrzać piekarnik do temperatury 190?C. Na szparagach ułożyć plasterki szynki parmeńskiej i wstawić do piekarnika na 20 minut: w tym czasie szparagi zmiękną, a szynka stanie się chrupiąca. Od razu podawać.
Saltimbocca alla Romana
(4 porcje)
8 sznycli cielęcych, 8 plasterków szynki parmeńskiej, 8 listków szałwii, 2 łyżki oliwy, 1 łyżka masła, sól, pieprz, 4 łyżki wina marsala lub białego wytrawnego wina
Rozbić dokładnie sznycle, formując z nich owalne kotlety, każdy posypać solą i pieprzem, na każdym położyć plasterek szynki parmeńskiej i listek szałwii. Przypiąć (chodzi o to, żeby plasterek szynki i szałwię przypiąć do sznycla) je wykałaczką. Rozgrzać masło z oliwą, usmażyć sznycle z obu stron na rumiano. Na koniec wlać na patelnię wino, zagotować sos, poukładać na talerzach kotlety i polać je sosem. Podawać z ryżem na sypko lub ziemniakami z wody.
Komentarze
Dzień dobry – wita się Pyra z gościnnego siedliska Haneczki. Dzisiaj opowiem Wam o bardzo ważnych domownikach – dwójce kotów, które bodajże nie tworzą stadła, ale dzielą przestrzeń życiową. Otóz koty są dwa – wytworna, czarna dama – Aurora, o gęstym, średniej długości włosie i nieśmiały, misiowaty Szarak, pręgowany, jak dachowcom przystało. Otóż koty te przychodzą rano na karmienie w różny sposób domagając się wpuszczenia do domu (Aurora uderza pełnym impetem w drzwi wejściowe, czyli puka, Szarak siada na oknie salonu i czeka cierpliwie) Do domu wchodzą oddzielnie, pożywiają się spokojnie, oszczędnie raczej, bardzo porządnie, po czym rozkładają się na drzemkę – Aura na fotelu, Szarak na kanapie. Co jakiś czas chcą wyjść i personel biega do drzwi; co jakiś czas chcą wrócić i personel znowu biega do drzwi. Ok 9.00 – 10.00 wieczorem znowu pożywiają się oddzielnie i znikają w mrokach nocy. Pani podejrzewana jest o nocowanie w sianie w stodole sąsiada, pan spędza noce nie wiadomo gdzie. Wszystko jak u ludzi tylko znacznie grzeczniej, ciszej i sympatyczniej.
Dzień dobry Panstwu.
Dzisiaj kierownik z księgową pojechali do PZU w sprawie ubezpieczenia na komputery. W pracy prawie nikogo nie ma to siedzę i piszę.
Wczoraj pod wieczór zadzwoniła bratowa.
– Słuchaj Szczepan – nie poszedłbyś ze mna na działkę? – zapytała.
Tu muszę dodać, że ja na imię mam Szczepan. Szczypior zaczęli koledzy na mnie mówić w technikum i tak juz zostało ale bratowa zawsze do mnie po imieniu. Poszliśmy na działkę i przynieśli ziemniaków, marchwi, cebuli i buraków. Ciemno już prawie było jak wróciłem do domu.
Przypomniałem sobie co pani Dorota pisała o gotowaniu i wziąłem ze sobą parę ziemniaków. Przećwiczę sobie te tłuczone – pomyślałem. Ugotowałem ziemniaki w wodzie aż do miękkości. Nie mam tłuczka ale wziąłem widelec i je jakoś rozgniotłem. Dodałem potem kawałek masła i wkroiłem trochę szczypioru.
Nawet smaczne wyszło, chociaż może trochę mało słone. Zjadłem na kolację a nawet mi trochę zostało na śniadanie.
Jeszcze do dzisiejszego wpisu pana redaktora. Miałem kiedyś kolegę Romana ale wyjechał do roboty do Irlandii i słuch o nim zaginął.
Znowu z błędami napisałem. Staram się czytać przed wysłaniem i sprawdać ale zawsze coś przeoczę.
Eeeech..
Sczypior to tylko tak dalej, mozesz te kartofle usmazyc w masle lub oliwie, podlewajac w trakcie smazenie troszke woda, bo inaczej dlugo trwa, i jak woda wyparuje a kartofle sa brazowawe to wrzuc jajka i szczypior.
Kto ma proste przepisy dla Szczypiora?
Znaczy te kartofle zmażyć w całości czy pokrajane?
Przeczytałem też to co zlew krwi podesłał.
No, no czego oni tam nie wymyślą. Czsami pizza z tej pizzerii koło rynku też niezbyt apetyczna ale człowiek je bo się przyzwyczaił. Zwłaszcza jak głodny albo sie śpieszy.
Tam też właściciel zatrudnia dziewczyny z liceum latem. Wiem, bo jedną znam co tam pracuje.
Muszę kończyć bo kierownik chyba wrócił.
Do widzenia Państwu.
znaczyt sie pokrajane w plastry raczej cienko.
Prosty przepis dla Szczypiora? Proszę bardzo. Prosty jak drut, ale nadaje się na te momenty, w których z niezapowiedzianą wizytą wpada królowa angielska albo jaki przypadkowy prezydent.
Jak się te ugotowane kartofle rozgniata widelcem, to dorzucić do rozgniatania tuńczyka w oleju. Prosto z puchy, nic się nie obcinać. Nawet dosalać zwykle nie trzeba, bo tuńczyk swoją własną słoność ma. Dodatek szczypioru, pietruszki lub bazylii wysoce wskazany.
Jeżeli na talerz walnie się obok uzyskanej bryi bakłażana albo cukinię z grilla, to Elżunia po rękach gotowa całować. George woli jajko w koszulce, ale on w moje progi i tak już od dawna nie ma wstępu. 😀
Dla Szczypiora – omlet z kurkami
Dla 1 męskiego osobnika potrzebne są 3 jajka, 3 łyżki zimnej wody, sól, pieprz, szczypta majeranku, trochę pokrojonego szczypiorku albo pół posioekanej cebulki, 3 garści kurek, masło + olej, oliwa itp .potrzebna też jest większa patelnia i rondelek.
Wykonanie – grzyby umyć, dobrze odsączyć, większe pokrajac (nóżki w poprzek, kapelusze w cząstki). Rozgrzać łyżkę masła, zasmażyć cebulkę na złoto, wrzucić grzyby, wsypać sól, pieprz i majeranek, dusić w sosie własnym ok 15 minut. Jajka rozbić w miseczce z wodą – dobrze rozbełtać, ale nie ubijać na pianę, osolić, popieprzyć, wsypać szczypiorek (niekoniecznie) i wylać na gorący tłuszcz na patelni. Smażyć ściągając widelcami do środka to, co już ścięte i poruszając patelnia dalej rozlewać masę jajeczną aż do ścięcia całości (ok 5 minut) Na po.łowie usmażonego omleta położyć grzyby, przykryć drugą połową , ściągnąć na duży talerz (jeżeli było dostatecznie dużo masła z oliwą na patelni, praktycznie „pieróg” niemal zsunie się sam przy przechyleniu ) Bardzo smaczne i pełen posiłek a całość trwa ok 20 minut.
To Szczypiorze masz przepis od Pyry poznańskiej
Nie maccie w glowie Szczypiorowi. On jest na etapie rozgniatania ugoptowanych zemniakow widelcem przy ewidentnym braku tloczka. Brawo, Szczypiorek! Poradziles sobie z trudnym zadaniem na medal.
Z tego wnosze, ze rozpracowales juz kuchenke i wiesz, ktory przycisk rozpala ogien na jakiej fajerce.
Pamietaj tylko zeby zakrecic gaz po skonczonym gotowaniu.
Lece teraz zapoznac sie z moim nowym podopiecznym, zostawianym mi pod piecza za ciezkie pieniadze od 19 sierpnia przeze tydzien.
Wiem tylko, ze nazywa sie Toby i jest bodaj westhighlanderem. Albo czyms innym bialym kosmatym.
Skoro juz o szynce parmenskiej i innych cudach to kto ma przepis na zapiekane z czym karczochy, ja je zawsze tylko gotuje ale podziwialm te pieczone we Wloszech, niestety nie sprobowalam
….interesuje mnie glownie jak sie je obcina bo nie chce jesc wysuszonych ostrych koncow, czy brac same serduszka?
Szczypior,
Na początek potrzebujesz trochę czasu, dużo cierpliwości i wytrwałości i czasami odwagi cywilnej, aby swoje dzieło wyrzucić bez żalu do kosza 😉
Czytając blog Gospodarza nie sposób nie zajrzeć na jego stronę (http://adamczewscy.pl/) , na której znajdziesz mnóstwo przepisów, potem polecam ew. dział Kuchnia na stronie gazeta.pl – link to:
http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/0,0.html.
Wspomniałeś, że masz w swojej kuchni piekarnik. Sprawdź, czy działa 😉 a potem już możesz wystartować z zapiekankami wszelkiej maści. Przepisy do bólu proste i zawsze skuteczne.
A teraz do roboty i raportuj o efektach 😉
Pyro z Haneczką, a z czegóż Wyście spadły?! Prosty przepis zawiera dwa składniki i jedną czynność do wykonania, albo odwrotnie. A uczciwy omlet to już wyższa szkoła jazdy i niejeden raz wodę trzeba przypalić, zanim się do omletu będzie można zabrać. 🙄 Szczypiora w tajniki trzeba wprowadzać łagodnie, a nie tak od razu walić omletem po czuprynie! 😀
Heleno, ja bym tego białego kosmatego podoglądał całkem bez pieniędzy, zwłaszcza jeśli to dziewczynka 🙂
Doroto l. brać same serduszka, a listki radośnie wysysać w trakcie zapiekania. No, można kilka zostawić do dekoracji 🙂
Nożyczkami się obcina końce karczochów. A w ogóle to jeszcze śpię… zapieka się na przykład w jakimś sosie pomidorowym, ja tak robiłam. Idę dospać, zanim walnę głową w klawiaturę.
Bobiku – Haneczkę z połajanki wykreśl, bo ona niewinna. To samo mi mówiła, ale ja doszłam do wniosku, że jak jajecznicę usmaży, to i omlet – podobne, tylko bez mieszania. Danie niby wykwitne, a prościutkie, jak drut.
Haneczka właśnie pyskuje, że Pyra narozrabiała, a jej się obrywa. Więc tego, Bobiku, nie warcz na nią.
Eeee, jakie tam warczenie? Szczeknąłem ze dwa razy i tyle. Nawet listonosz by się nie przestraszył. 😀
Ale dobry omlet naprawdę nie jest łatwy dla początkujących, zwłaszcza jak ma jakieś dodatki. Niby tylko zabełtać jaja i wylać na patelnię, ale jednak czucia to wymaga, żeby podeszwa nie wyszła. Początkującym trzeba podrzucać coś, czego w żaden sposób spieprzyć nie można, choćby nie wiem jak się starać. 🙂
Na co rzeczywiście chciałem nawarczeć, to na saltimboccę. Nie przepadam! Szynka parmeńska ma tak wyrazisty smak, że przytłacza cały niewinny urok cielęciny, a szałwia jeszcze dodaje swoje. 🙁 Parmeńska najlepsza solo (figa lub melon mogą być), a cielęcina tyż osobno.
Proste danie dla Szczypiora:
Ugotować makaron np. świderki, pokruszyć nań trochę twarogu, na łyżce oleju podsmażyć troszkę wędliny, np. kiełbasy (kilka plasterków przekrojonych na pół ew. cztery części), po czym przełożyć zawartość patelni na makaron z serem, spryskać keczupem. Można troszkę na wierzch pieprzu i papryki, jak lubisz pikantnie.
Szczypior,
polecam jajecznice. Dodać do niej można skwarki, słoninkę w kostkę, pomidory, groszek z puszki, cebulę, czosnek, kiełbasę, mięso wieprzowe, nerkę cielęcą, wątróbkę drobiową, żółty ser, makrelę wędzoną, boczek surowy lub wędzony, szynkę i czerwoną cebulę, czerwoną poprykę + czerwoną cebulę, szczypiorek z pietruszką, albo bez pietruszki, koperek, kurki, pieczarki. Policzyłam, że 21 przepisów tu jest. Może ktoś dołoży?
Równie proste jest wykonanie jaj sadzonych, które to sadzić można na wiele sposobów, więc np z pieczarkami, kurkami, wątróbką drobiową, groszkiem zielonym,…
Informuję również że i jajecznica, i omlet najlepiej smakują gdy się je przyrządza z jednego jajka i 2-4 żółtek (w zależności od apetytu).
To jeszcze jedno, na zimno, akurat na lato.
Pomidory wydrążyć od góry łyżeczką. Część miąższu pokroić drobno, dodać pokrojone drobno (ew. posiekane 😉 ) rzodkiewki, ogórka, jajko na twardo (gotujemy 10 min. od zagotowania się wody),szczypiorek, zielona pietruszka (ew.), twaróg rozdrobniony widelcem. Wszystko mieszamy z odrobiną śmietany, sół i pieprz do smaku. Masę wsadzamy w pomidora i jemy. Pyszne i proste. Przy tym ładnie wygląda, czym możesz zachwycić bratową. Przepis znam jeszcze z lekcji ZPT w podstawówce 😉 🙂
Pani Tereso
Liścik wysłałem.
Pozdrawiam serdecznie Panią i Blogowiczów
Jajecznica to dobry pomysł.
Na przykład :
W równych objętościowo kupkach naszykować pokrojone- cebulę, pieczarki, kiełbasę, paprykę i pomidory. Smażyć to wszystko razem pomidory dodając z opóźnieniem , albo po kolei wybierając z patelni i wrzucając ponownie na nią , gdy wszystkie składniki podsmażone. Gdy wszystkie w/w składniki będą podsmażone- wbić jajka, posolić, popieprzyć i wymieszać z warzywami i wędliną. Gdy sie jajka zetną, jajecznica gotowa. Jak się chce całkiem zaszaleć-przełożoną masę na talerz posypać tartym żółtym serem.
O, właśnie, Małgosiu, na zimno! Proste a skuteczne! No to, Szczypiorze, wykwintny klasyk, którego wykonanie w wersji uproszczonej zajmuje 4 minuty. Stopień trudności wzrasta, bo są już 3 składniki – szynka (nawet nie musi być parmeńska), szparagi i majonez. Rozkładasz plasterek szynki na płaskim, smarujesz majonezem, kładziesz na to wyłowione ze słoika i osączone szparagi nabyte drogą kupna (wyławiasz ostrożnie, bo łebki szparagów są delikatne jak główka noworodka i łatwo im zrobić krzywdę), zawijasz w rulonik i już. Na każdy plasterek 2-4 szparagi, zależnie od ich grubości. Własnoręcznym gotowaniem szparagów zajmiemy się dopiero na kursie dla zaawansowanych.
Jak bratowa przypadkiem nie lubi szparagów, to załatwiasz ją rzuconą od niechcenia uwagą, że taką przekąskę podaje się w Ritzu i Brad Pitt za każdym pobytem każe ją sobie przynosić do pokoju codziennie, punktualnie o 12.30. Powinno wystarczyć. 😀
Jak to dobrze ,że Szypior zaczyna przygodę z gotowaniem i trafił tutaj na tyle życzliwych osób , które chętnie podpowiadają . Dziś się podczepiam pod te szczypiorowe przepisy i trochę ściągnę od Małgosi . trochę od Teresy i trochę od Bobika.
A szynkę parmeńską można u nas kupić w rodzinnym markecie „Piotr i Paweł”. Mam nadzieję ,że melona też kupię. ( Ostatnio były tylko arbuzy)
Gdyby nie było melona ani świeżych fig, to szynka parmeńska znosi też nieźle towarzystwo winogron, zwłaszcza muszkatowych. A dla wielbicieli niekonwenconalnych zestawów – plasterki odfiletowanego grejpfruta i kilka listków rukoli albo młodego, surowego oczywiście szpinaku.
A ja sie dzisiaj zajadam prawdziwym wiejskim twarogiem, rekodzielem otrzymanym od Zaby, maslo rekodzielo tez mam.
Przygotowalem caly jasiek dojrzalych karczochów na nasiona. Kilkanascie glówek do wyciagania nasion. Gorzkie to jest tak straszliwie, ze piolun przy tym to sam miód. Zebralem druga szarze jezynowa i do sloja. Teraz od czasu do czasu biore slój w rece i wiruje. Krem miodowy osadzil sie na dnie i trzeba bedzie miesiacy zeby sie rozpuscil. Za to nalewka bedzie znakomita do prosciutto di Parma. Najlepiej jednak kupic cala szynke. Sa takie w sprzedazy a potem odcinac plasterek za plasterkiem na zakaske pod dobra nalewke albo i gorzale. Na zakonczenie biesiady zwiekszony naparstek orzechówki na dobre trawienie.
Co tam knuja Marek i Slawek w tym ichnim Paryzu. Niech doniosa w fotograficzny sposób
Pan Lulek
Doroto l., wiadomo, że ze świeżym rękodziełem nic się nie może równać. Dla mnie jeszcze posypane zieleniną prosto z ogrodu i niech się homary schowają w tych swoich skorupach.
Psom od Starej Zaby dziękowałem wczoraj za pozdrowienia, ale późno i mogły nie zauważyć, więc powtarzam. 🙂
Panie Lulku, czy istnieje taka możliwość, że oni w tym Paryżu usiłują, wbrew wszelkim ostrzeżeniom, zrobić z owsa ryż? To by wyjaśniało, dlaczego się nie meldują – najwyraźniej jeszcze nie mogą się pochwalić wynikami. 😀
Co się tyczy parmaszynki to fakt nie do zbicia, ma ona niezapomniany smak. Jest lekka i delikatna i nadaje się świetnie na diety. Lecz osobiście nie zaliczam jej do wyrobów z najwyższej półki. Zresztą jak większość towarów pochodzenia made in italy. Takie tam subiektywne odczucie. Naturalnie ze można ja, jak kto lubi z figami czy melonem tak samo jak w polanowie szynkę z kiszonym ogórkiem. Tyle tylko, po jaką cholerę łączyć dwa tak rożne smaki które nie powodują uwydatnienia jednego. Gryzą się te smaki nawzajem. W rezultacie powstaje mamałyja ktorej za żadne skarby nie potrafię przełknąć. Nawet popychacz wielo %owy nie jest tu w stanie niczego zmienić.
Ale jeśli już znajdzie się na moim stole, myślę tu o parmaszynce, to jest ona świeżo pokrojona. Taka nie wysuszona jest lekko strawna. Cienkie plasterki układam na chleb. Ale nie na każdy bo nie wszystkie się do tego typu suszonych szynek nadają. Jest u nas taki sklep Butter Lindner i tam panienki kroją na życzenie w plasterki włoski chłopski chleb. Jest on wyjątkowo mało słony i jak ulał pasuje do parmaszynki. Taka kompozycja tylko dwóch squadników na poranne śniadanie daje możliwość poczuć smak szynki który przez nic /kiszony ogorek melon czy fige/ nie będzie przykryty.
I toto mogłoby być niebo w gębie gdyby zamiast parma na chlebie znajdowała się SERRANO. 😀
Arcadius, bo tej szynki nie należy razem z melonem wpychać do otworu, tylko etapami: kęs szynki, przecmokać, przełknąć, ew. przepłukać i na to kęs melona. Wtedy smaki rzeczywiście nawzajem się uwydatniają.
Nic przeciw serrano. Ale prawdziwe niebo to jest dopiero, kiedy zamiast szynki na pieczywku leży kawał nieprzepieczonego rostbefu, posypanego świeżo zmielonym pieprzem.
Każdy ma swoich znajomych. 😀
Szynka parmeńska, szynka westfalska, litewskie kumpie, polska szynka dojrzewająca – wszystkie one są wspaniałe i jeżeli mam być zupełnie szczera, najlepiej mi smakują na świeżym chlebie posmarowanym zimnym, wiejskim masłem – takim, na którym perli się woda. To śniadaniowo, a w charakterze południowego posiłku może być rozpustnie – masło, szynka, dojrzała brzoskwinia w cienkich plastrach i pokruszony, pleśnioiwy ser. To wszystko na chrupiącym, pszennym chlebie razowym. Tu już kiedyś doszłam do wspólnego wniosku z Panem Lulkiem „Jak ja lubię to proste, chłopskie jadło”.
O, brzoskwinia też słuszna! A do pleśniowego sera gruszka. Tylko skąd mam brać to masło z wodą na, a nie w? 🙁
Naturalnie Bobiku. Można tak jak proponujesz. Ale nie powiesz mi ze po posiłku czujesz smak parmaszynki. Wydaje mi się ze jest to cos bliżej nie określonego i nie mającego nic ze smakiem wspólnego. Mamałyga na własne życzenie. Dlaczego nie, jeśli ktoś tak lubi zabijac smaki jego sprawa. 😀
Dorotolu na których to obrazkach jest minus dwa kg? Założyłem mocne okulary ale jakoś nie dostrzegam braku. 😀
Sorry, czy ja o 13.58 położyłem na pieczywku kawał rostbefu? Jaki kawał, chodziło oczywiście o plaster! Cieniutki jak pajęczyna, ale rozległy jak Pacyfik! 🙂
Arkady, ja cie za ucho, bedzie sie nabijal z kobity, to bylo blabla.
Bobik, dodalam tam jeszcze psa glutka, pozdrowienia napewno dotarly
Arcadiusie, wystarczy tak wycelować, żeby ostatni kęs był parmaszynkowy, a nie melonowy i już nie przepłukiwać, wtedy po posiłku czuje się smak parmaszynki. 😀
Znowu będzie na mnie – to nie Haneczka zachwycała się szynkami. Ona wiadomo – wiotka subtelna kobieta. To Pyra – łakomczuch. Lubię i nawet się nie wstydzę, że lubię. Cóż, w pewnym wieku podniebienie bywa najdostępniejszym rodzajem podniety. Niech żyją szynki, szparagi, gorgonzole i inne takie.
To tez rozwiązanie Bobiku.
Tylko czym się będzie bekać w takim razie jak się toto, 2 3 lub 4 tak rożne sqadniki w spichlerzu razem zlasują?
Dziś mam dzień gospodarczy. Reperuje to co zostało nadszarpnięte podczas dwóch tygodni. Na 14 dni 10 było surfowych. I należało by to klepać z dużej litery ze względu na duża ilość wiejących wiatrów w tamtym okresie. Szkoda tylko ze brak jest części zamiennych do mojego organizmu. Powymieniać można by tez co nieco. Od góry do dołu. Kubeczkow smakowych bym póki co nie ruszał. 😀
Arcadius-Bog zaplac za Twe slowa,bo juz myslalam,ze ja taka „nieswiatowa” i nie smialam mowic,ze i mnie takie „mariaze”szynki parmezanskiej nie „leza”!!
Lubie poczuc zawsze autentyczny smak szynek i nie ma jak najpierw pierwszy plaster do ust,a potem na swiezutkim chlebie!!
A teraz popijam kawe i zagryzam berlinskim paczkiem.Troche rozpusty nie zawadzi 😉
Hej.
Pyro, moja mama też niby wiotka, a potrafi cały talerz surowego mięcha w postaci c…o wrąbać z prędkością karabinu maszynowego, czasem zanim jeszcze ja zdążę to wywąchać i upomnieć się o swoje. Szynek też sobie nie odmawia, ani pleśniaków, ani żadnej rzeczy, która jej (smakowo) jest. Już się przy niej nauczyłem, że nie należy nikogo sądzić po sylwetce. 🙄
Byl taki jeden co uwazal, ze powinien sie ze mna ozenic ze wzgledu na moja szczuplosc (wtedy jeszcze), gdyz sobie wykombinowal, ze szczuple kobiety malo jedza, ale by sie przeliczyl.
Ano, do bycia „światowym” wystarczy wiedzieć, że coś jadać wypada, a lubić już się tego nie musi. 😀 Ja się też całkiem niedawno na saltimboccę wybrzydzałem, ale na razie nie czuję, żebym z tego powodu wpadał w kompleksy 🙂
Ana.
Ty pić kaffee o tej porze? I do tego jeszcze berliner w polewie lukrowej. Mniam maniam.
Jesteś w Berlinie? 🙄
Czy berlinery z importu?
Arcadiusie, czy taki los chciałbyś zgotować szynkom? 😯
W straszliwych lochach Parmy
na hakach wiszą szynki.
Nikt im nie daje karmy,
ni wody ociupinki.
Nie dla nich słodki melon,
ni figa w życia wiośnie,
wiszą w poświacie zielon-
kawej i schną żałośnie.
Tak pragną choćby białym
winem przepłukać nerki,
za gruszkę by się dały
pokrajać na plasterki…
Ach, marzeń tok daremny,
wszak wieszczy każdy chuch, że
będą w tym lochu ciemnym
wciąż lżejsze, cieńsze, suchsze.
A jeśli po miesiącach
z mąk je uwolni smakosz,
to ich początek końca
będzie. I marzeń takoż. 🙁
Straszna ballada wielkanocna o zatopionej szynce
Stoi facet na moście
z szynką pięciokilową,
o balustradę oparł się
i smutno kiwa głową,
jesień idzie i zima,
a facet szynkę trzyma.
Ech, facecie, facecie,
ty przed nami nie udasz,
na nic tu eciepecie,
jesteś guślarz lub dudarz,
znamy twe gry zabójcze,
ty romantyczny ojcze!
Bo patrzcie: Nasz obiektyw
scenę notuje taką:
ten most, woda, sztachety
i ta szynka pod pachą,
szynka, prezent od teścia,
pięć kilo i dwadzieścia.
Nagle, rany koguta!
Ach, co ty robisz, co ty?
Guślarz w żółtych półbutach
szynkę wrzuca do wody,
Nawet rybitwy kwilą:
szynka przeszło pięć kilo.
Cóż za głupi patałach
tych przysłów tworzy kosze!
U rzeźnika wisiała,
a zatonęła, proszę;
Zatonęła, po krzyku.
Guślarz stoi i płacze.
A księżyc na młodziku
i puchają puchacze;
no bo ktoś musi puchać.
A z szynką co? Na denko
poszła rzeczki wspomnianej,
prawie serce jej pękło
od tej nagłej przemiany:
cztery raki i muszla,
ach, ten przeklęty guślarz!
Nie można żyć na fuksa
lari fari lakuksa.
I teraz, nocą, zawsze,
kiedy wietrzyk dmie w puzon,
szynka wypływa na brzeg
i śpiewa jak Caruso:
„Jestem taka samotna
i mokra, proszę pań!
Ach, ać moja podwodna,
ach! dziańdzia moja glań
Lecz każdy się naśm-i-wa
z tych szynki łez, a wicher
na pełnię noc nagrywa
jakby na gramopłytę.
Co do mnie, ani w ząb
nie pojmuję tej kpiny,
że: guślarz, wody głąb
i pięć kilo wędliny.
Dla mnie szynka to doping,
myślę o niej z oskomą,
a ten, czemu utopił,
do dzisiaj nie wiadomo. (-) K.I.G 🙂
Po obiedzie Pyra wydaje świadectwo (po dzisiejszemu atest) – Haneczka gotować umie.
Do bardzo smacznych gorących ziemiaczków z zieleniną były kurczacze wątróbki duszone w cebuli i jabłkach, prócz tego znakomita sałatka z sałaty masłowej, papryki, pomidorów, kwaszonego ogórka i cebuli – wszystko to dobrze przysmaczone i potraktowane odpowiednim sosem. Tak to Pyra ma wakacje, a cna Gospodyni jest (ponoć) na urlopie.
Nie za dobrze wam?!
Ja też dzisiaj na proszony obiad, to nie mam powodów do narzekania 😉
Prosciutto lubimy i kupujemy, niestety, już pokrojone na tackach, trzeba by do Little Italy torontońskiej lub ottawskiej, żeby sobie kazać z kawałka ukroić. Drogie to pieroństwo, że głowa boli! Ale też i wiele nie potrzeba.
Alicjo, jak to prosciutto takie drogie, to pewnie prościutko zarobić na nim dużo pieniążków 🙂
Zazwyczaj slucham radiowego programu numer 2 B, czyli naszego z Burgenlandii. Nadaja w czterech jezykach. juz nauczylem sie z powrotem rozumiec chorwacki. Pozostaje teraz wegierski i romski.
Czasami jednak wskakuje na program pierwszy. Jest tylko jeden. Niema odmian lokalnych. Nadaja audycje radiowe tak zwanej muzyki powaznej. Glupota i tyle. Muzyka jest albo dobra dla mnie albo do wylaczenia. Czasami stare wyreperowane nagrania. W tej chwili leci Maria Neneghini Callas.
Ponadto nadaja tez tak zwane audycje problemowe. O czyms tam co sie zaplatalo i politycy nie wiedza co z tym robic. Audycje sa czasami na zywo z telefonicznym udzialem sluchaczy i podawane sa rózne zdania i punkty widzenia. Wakacje, to i tematy rózne. Dzisiaj bylo o zaniedzwiedziowaniu kraju. Tlukli te niedzwiedzie, wycinali lasy i nic dziwnego, ze niemal zupelnie wyginely. W audycji, prowadzonej przez pania o bardzo sympatycznym glosie bral udzial ekspert od niedzwiedzi i pan uczony w nieco innej dziedzinie, profesor matematyki. Niedzwiedziowy ekspert amator. Matematyk, znaczy liczy. Skoro liczy, to trzeba liczyc sie i z jego zdaniem. Czy w niedzwiedziowej dziedzinie, pozostawiono uznaniu sluchaczy. Celem poprawienia niedzwiedziego poglowia sprowadzono przed kilku laty pewna liczbe niedzwiedzi ze Slowenii. Wydawalo sie, ze problem zostal rozwiazany. Okazalo sie jednak, ze poglowie niedzwiedzie nie zwiekszylo sie. Powolano urzednicze stanowisko glównego niedzwiednika. Ten bral udzial w audycji. Rzecz polega na tym, ze panie niedziedzice uciekly z powrotem przez zielona granice. Pozostaly same chlopaki. Jak wiadomo, nie da rady, same samce. Co wiecej dorosle chlopaki zaczely rozgladac sie za zastepczymi partnerkami. Owce byly zdecydowanie zbyt male, zaczeli dobierac sie do krów. Okazalo sie, ze jak taka krowa zachowuje sie podczas zalotów jak krowa, to i nic dziwnego, ze niektórym zalotnikom puszczaly nerwy. A to przylozyl lapa odrobine zbyt mocno albo robil cos innego zeby przywolac partnerke do porzadku. Okoliczna ludnosc nie wykazywala i nadal nie wykazuje zrozumienia dla potrzeb niedzwiedziej plci meskiej. Rozpatruje sie mozliwosc zaimportowania pan z innych krajów, które nie beda znaly drogi na Slowenie. Byc moze jest to jakies rozwiazanie.
Jesli ktos z czytelników tej notatki posiada jakas chwiolowo wolna, niedzwiedzia, pania lub panienke plci zenskiej na zbyciu, prosze o wiadomosc. Przekaze dalej do zagospodarowania.
Dyskusja rozwijala sie pomyslnie, sluchacze telefonowali udzielajac rad nie do odrzucenia.
Nagle prowadzaca zadala jak sie okazalo podchwytliwe pytanie.
Brzmialo ono, kto to jest panda. Nie pomylka. Pytanie brzmialo, nie co tylko kto. Jak o osobie. Nasza panda rosnaca jak ne drozdzach jest w dalszym ciagu ulubienica publicznosci. Maly rosnie wspaniale a jakas pani zapisala mu znaczna sume na cele wychowawcze. Zastanawiam sie co miala na mysli. Jedzenia i miejsce zamieszkania ma panstwowe. Chyba na wyksztalcenie. Jezyki obce, nauka tance i spiewu jesli bedzie wykazywal stosowne sklonnosci. Ponadto ten maluch jest jak najlepszy zwiazek zawodowy. Samodzielny, samorzadny, samofinansujacy sie.
Wracam jednak do audycji. Pan fachowiec od brazowych niedzwiedzi zaraportowal, ze oczywisci panda jest niedzwiedziem. Ekspert amator, matematyk, odpalil, ze panda jest borsukiem. Przytoczyl dwa wazne argumenty. po pierwsze odzywia sie wylacznie wegetariansko czyli bambusem. Mlodym bambusem. Uroslem we wlasnych oczach. Wszak przed kilku dniami posadzilem w ogrodzie krzak bambusu. Drugim argumentem jest fakt, ze urodzony maluch ma 10 centametrów dlugosci i wage 10 dekagramów.
Nie doszlo do bijatyki fachowców przed mikrofonem. Pewnie pani prowadzaca audycje rozdzielila wlasnym cialem przeciwników.
Jak dla mnie problem pozostaje nierozstrzygniety.
Niedzwiedz, borsuk.
A moze po prostu panda.
Pan Lulek
Arcadiuszu,berliny sa z importu!!
Ostatnio odkrylam je w naszej krainie,sa niczego sobie 🙂
Pozdrowka 😉
Tym razem to ja, haneczka.
1. Pyra się nade mną znęca! Jem więcej niż ona! 😯
2. Pyra mi kadzi, bo ja bardzo zwyczajnie i prosto gotuję, zjadliwie i tyle. No, jeszcze z odrobiną serca 😉
Ty Szczypior to masz fart!
Z miejsca zdobyłeś kobiece blogowe serca. Ledwo żeś jajecznicę potrafił usmażyć a tu proszę już kartofle tłuczone, omlety, kurki i inne przysmaki!
Po Twoim apelu aby nauczyć Cię gotowania pomyślałem że następnym etapem po jajecznicy powinny być sadzone! Bo to trudniej rozbić jajka, tak aby żóltek nie porozlewać a więc już wyższa szkoła jazdy.
A nasze Panie, hop Cię na głęboką wodę!! Bądź spokojny, będą Cię codziennie dopingować i zaopatrywać w coraz to nowe przepisy.
Powiem Ci, żałuj chłopie żeś tu kilka miesięcy temu nie zajrzał! Byłbyś wtedy ratowany i nauczany przez męskich przedstawicieli tego blogu. Wspomnę ASzysza, Iżyka, slawka, arkadego – rady i przepisy na męskie żarełko sypałyby się z monitora jak świeże wiśnie. Ale Iżyk pojechał do Walii i zaginął jak Twój kolega Roman w Irlandii, a pozostali są czasowo tu nieobecni, mają swoje inne zajęcia.
Ja bywam tu w czasie kiedy Ty zamkniesz magazyn i pomykasz kolejką do domciu, więc rad on-line nie mogę Ci dawać.
Mogę tylko powydziwiać nad wyrafinowaniem dzisiejszej młodzieży. Czy aby móc zaprosić do siebie kolegów to musisz im coś nagotować??
Nie wystarcza już, tak jak w czasach mojej młodosci, skrzynka piwa??
Wymagania….czasy takie rozpasane, sprzyjają takim postawom.
Co do bratowej…czy Twoje zamiary są wobec niej szlachetne i czyste??
A Jej wobec Ciebie??
Bo, jak napisałeś, brat w rozjazdach…ona Cię, a to na kurki do lasu, a to na działkę po ciemku!
Szczypior!! Zachowaj czujność!!
Co przygotować bratowej jak przyjdzie z wizytą?
Hmmm, coś prostego…kawior, szampan??
Jajecznica z kawiorem i szampanem ( taki przepis z sieci:) :
Znakomicie regeneruje. Może być świetnym, niecodziennym (te okazje!) śniadaniem do łóżka ( Szczypior uważaj!! – moj dopisek ) – nie tylko w przypadku nadużycia trunków. Przepis ma swój rodowód w Rosji, do tego dorzuciłam szczyptę własnej fantazji i nieco dekadenckiego apetytu… Zapewniam was, że warto spróbować.
Składniki:
– 4 jajka,
– 1-2 łyżeczki masła,
– 1 kieliszek szampana,
– 1 łyżka kawioru,
– 1/2 cytryny,
– opcjonalnie: trochę zielonej pietruszki,
– sól.
Jak przyrządzić?
1) Do naczynia wrzucamy zawartość skorupek i mieszamy.
2) Na patelni rozgrzewamy masło. Gdy patelnia jest dobrze gorąca wlewamy jajka, kieliszek szampana i mieszamy, aż się zetną. Solimy wg własnej miary.
Jak podawać?
Wykładamy na talerz. Jeśli talerz przedtem ogrzejemy, jajecznica nie będzie tak szybko stygła. Na wierzch sypiemy łyżkę kawioru. Cząstki cytryny kładziemy na brzegu. Odrobina pieczywa (np. grzanki) i masło na oddzielnych talerzykach. W kieliszkach dobrze schłodzony szampan. Reszta kawioru może wystąpić solo, wtedy dodajemy ósemki cytryny.
Szczepan, czy Twoja bratowa nosi takie samo nazwisko jak Ty?
Może zaczyna się na A?
Antek Wiwisekcja-Pytalski, daj żyć, nie bebesz człowieka. Szczypior przerabia teraz ugniatanie ziemniaków i jajecznicę na 100 sposobów. Niech on chociaż zje, na głodno ma się spowiadać?
No właśnie! Niech się chłopak naje!
A Szczepan to ładne i rzadkie imię. Znałam tylko jednego, dola mnie to był pan Szczepan, ale jego rówieśnicy nazywali go Szczepko.
A ja wlasnie wrocilam skads spod Wimbledomu. gdzie nastapilo nasze spotkanie z jednym podopiecznym, terierkiem Tobym (westie), ktory mnie powital tak, jakby odnalazl wreszcie dawno utracona siostre. Jest bardzo slodki, ale, jak ostrzega mnie jego mamusia Adele nie slynie z przestrzegania dyscypliny, nie wolno go nawet w parku spuscic ze smyczy, jest niejadkiem i nie wolno mu wchodzic na gore, gdzie rezydyduje kot Muffin, 14-latek – dwie tabletki dziennie, na serce i na alergie. Dom nie ma klapki, Muffin wychodzi oknem na pietrze, ale wraca pukajac do drzwi.
Muffina akurat nie bylo w domu, wiec kazalam pokazac sobie zdjecie, aby nie nastapila jakas pomylka i nie zaopiekowalam sie np kotem sasiadow, podszywajacym sie pod Muffina. Do wlasnego domu postaram sie wpadac codziennie, do E., to poltoprej godziny jazdy dwoma autobusami w jedna strone.
To jest na tej samej ulicy, gdzie juz pilnowalam kota i psa dwa lata temu i moze pamietacie, ze nasjblizszym sasiadem jest byly prezydent Iraku (krotko byl), ale przyjezdzaja do niego rozni dostojnicy iraccy i w zwiazku
z tym pod kazdym krzakiem w tym cul de sacu siedzi Secret Service. Wiec jest bezpiecznie. Tym niemniej mam obslugowac bardzo skomplikowany system alarmowy, mase kodow i nieoczekiwanych sygnalow, a przed wyjsciem do parku musze wszystkie drzwi pozamykac w tym ogromnym domu, bo inaczej system sie odezwie.
Panstwo bardzo mili, jada na tydzien do Szwajcarii, pewnie chca odwiedzic swoje konta bankowe.
Troche sie denerwowalam, bo ich stala dogsitterka, a moja kolezanka Krysia uprzedzala, ze Adele jest control freak. Mysle, ze kobieta, ktora serdecznie i pelna geba smieje sie z kazdegio mojego zartu, nie moze byc az tak kontrolujaca.
Nie zauwazylam tam popielniczek i to mnie znacznie bardziej niepokoi.
No, ale o papierosach nie bylo mowy.
Spedzilam u nich poltoprej godziny, a potem zabawilam sie kilka godzin w Kingston, gdzie jest masa przyjemnych sklepow. Ale kupilam tylko dwie swieczki, za to w kolorze pomaranczowym. Reszte zakupow zostawie sobie na czas jak bede tam przez tydzien.
Postaram sie chodzic na basen.
A jak wracalam juz do zachodniego Londynu, to slyszalam jak jakas mloda dziewczyna opowiadala przez komorke: Bylam na Ryczmomdzie, potem na Kingstonie, a teraz jade na Czyzyka (Chiswick) .
Czy teraz sie tak mowi? Bylam na Plocku, potem na Bydgoszczy, a teraz jade na Lubartow?
Tu Pyra – nie wierzcie Haneczce, łże, jak z nut. Jemy tyle samo, tylko ona wygląda jak pierwiastek 3-go stopnia z Pyry. O jakości gotowania wypowiadać się dodatkowo nie będę – jestem niewiasta stateczna i zdanie mam, jakie mam. Teraz ona siedzi i nabija dla mnie papierosy (ja jeszcze nie umiem) i w ten sposób po 1/ spełnia dobry uczynek, 2/ nie myśli cały czas o tym, żeby zajrzeć która godzina, bo jej Chłopcy już dojeżdżają (ali) do Gniezna i niedługo będą w domu. W pokoiku kotłowni (byłej) wisi worek z przecierem z jabłek i sok skapuje w miskę. Piekielnie mało tego jest i jutro Haneczka zostaje wysłana na żebry po sąsiadach – po jabłka, spady jabłek itp rarytasy.
Gdzie się Nirrod podziewa?
Potrzeba mi, żeby się do mnie odezwała na wiadomy adres:
alicja.adwent@gmail.com
Tylko chyżo 😉
Heleno,
łżesz, wcale w Kingston nie byłaś, też łaziłam i Cię nie spotkałam 😉
Czy znowu wyjechałaś z furą pudeł z kapeluszami i dwudziestoma parami butów?
O sukniach nie wspominam, bo to oczywiste 😉
… i mówi się – lecim na Szczecin, na Lubartów chyba też, przez analogię 😉
Alicjo – Nirrod urlopuje i nie wiem – w Polsce, Niderlandach, czy w Afryce. Wraca chyba w przyszłym tygodniu
I na Wolę, na Ochotę. Na Litwę i do Francji.
Opowiadasz, Tereso… na pewno na Francję, na Finlandię i na Włochy 😉
Haneczko, potrzebny mi email adres nirrod, pewnie Pyra ma? Niech podeśle, jak nie zapomni. Gdzieś miałam, ale nie wciągnęłam na listę i teraz nie mogę się doszukać w poczcie, miejcie litość i podeślijcie 🙂
Jeszcze nigdzie nie wyjechalam. Dzis bylo wylacznie obwachiwanie sie. Dyzur zaczynam w przyszly wtorek, 19-ego.
Kapelusze zostaja w domu.
Bede miala tam dostep do internetu, ‚course.
Richmond, Kingston to sa miasta, nie dzielnice. Sa poza Londynem.
Alicjo – Pyra nie może znaleźć Nirrod poczty e-mail; Pewnie gdzieś jest, ale nie rozpoznaję. Przykro mi
na Francje, na Finlandie i na Wlochy to idzie nalawica a jedzie sie do
Dorotolu,
jesteś w mylnym błędzie, każdy polonista Ci to powie 😉
Pyro, już mam mail.
Heleno,
Oczywiście, że to są miasta – wiem, gdzie mieszkam 😯 120 tys. luda i Józefina z przychówkiem, ze o chipmunkach nie wspomnę!
Chociaż… Richmond to chyba było miasto, ale metropolia Toronto już zdążyła to pożreć i jest chyba w granicy Metro, Lena i Ania Z. pewnie wiedzą lepiej, ja mam stare mapy.
A K. Upon the Tames to nie to miasto 🙂
(Alicja jest miejscowa patriotka)
Heleno,
Jestem w podobnej sytuacji – ostatnio opiekuję się kotem (pseudo”Alergen”) i dwoma psami. Tałatajstwo należy do mojej żony, która jest znaną miłośniczką zwierząt, litującą się nad każdą przybłędą. Niestety już parę dni później zapomina, że toto ma jakieś przyziemne potrzeby typu jedzenie. Zakupy i przygotowywanie im jedzonka należy do mnie, szanowna małżonka robi to z wielką pompą raz na miesiąc.
Ale i mimo to jestem uważany za osobnika bez serca, gdy nie pozwalam przygarnąć kolejnej przybłędy. Mierząc jednak siły na zamiary wiem, że fizycznie nie będe miał czasu ogarnąć tego stada.
Dodam jeszcze, że moja żona ma alergię, która pojawiła się w domu po przygarnięciu kota. Oczywiście wmawia sobie i mi, że to na pewno od czegoś innego, bo pierwsze testy nie wykazały alergii na cokolwiek. Teraz ją wysyłam na powtórkę, bo objawy są jakie są, a testy może były przeprowadzone niewłaściwie. Jej zakupy leków na alergię zaczynają rujnować mi budżet 😉
Dobranoc dla wszystkich od Haneczki, Pyry i dwóch dorodnych panów domowych.
ps koty już wyszły w swoich kocich sprawach. Wrócą rano
Pawel, nie jestem wprawdzie silna w zawilosciach malzenskiego pozycia, ale niepokoi mnie Twoj stosunek do tej instytucji. Kot i psy „naleza do zony”? A jej alergia rujnuje CI budzet? Call me old-fashioned, ale wydawal;o mi sie, ze nalezec do zony to moze bizuteria, bielizna osobista i torebka, a nie zywe stworzenia, ktore zyja pod Waszym wspolnym dachem. Te, w moich ksiazkach, naleza do Was, nie do niej, nawet jeesli ona je przyniosla, a Ty niechetnie sie zgodziles zeby zostaly. Tak to jest z zywymi stworzeniami!
A co do lekow, ktore rujnuja Ci budzet, to opadly mi rece. Czy zona nic do tego malzenstwa nie wnosi procz nie chcianych przez Ciebie zwierzat? Takich malzenstw chyba nie bywa? Jesli alergia zony rujnuje budzet, to co powiesz jesli zachoruje na cos powazniejszego (puk, puk w niemalowane drzewo)? I trzeba bedzie np. wynajac pielegniarke?
Hejze, Pawelku, czy jest gdzies w poblizu poradnia malzenska?
Nie licz na moje wspolczucie w sprawie karmienia zwierzat i wydatkow na leki.
Dziewczyny, zwierzeta – prosze o wsparcie mego pryncypialnego stanowiska w poruszonych wyzej kwestiach 🙂 🙂 🙂
Paweł, może żona chce się dowiedzieć jak w krótkim czasie pozbyć się alergii korygując zawartość talerza? Może się do mnie odezwać na teresa.stachurska@gmail.com . Mogę się podzielić własnymi doświadczeniami, niebagatelnymi.
Helenko, Twoje spostrzeżenia są jak kryształ, jednak u ludzi tak jasno bywa chyba rzadko.
Jako zwierz obruszam się w ogóle na pomysł, że miałbym być czyjąkolwiek własnością, choćby wspólną. Należeć mogę do rodziny w sensie bycia jej członkiem, ale nie bycia posiadanym. A że członek rodziny jest karmiony i leczony, to chyba oczywista oczywistość. 🙂
Ale z tego co przeczytałem, to właśnie Paweł zajmuje się karmieniem i wyprowadzaniem, a to zawsze jest dla psa (i innej zwierzyny) Niezwykle Ważna Osoba. Komuś takiemu za żadne skarby nie chciałbym się narazić 🙂 , więc zaznaczam, że trzeba docenić Jego dobrą wolę. To jest prawdopodobnie facet o złotym sercu, który burczy dla pozoru, a jak zobaczy bezdomnego pieska, to mięknie jak wosk i ukradkiem łezkę ociera.
Liczę na to, że Małżonka okaże się uczulona na roztocza, albo inne truskawki, co bezboleśnie rozwiązałoby małżeńskie problemy, bez udziału poradni. 😀
Nie bronie naogol mezczyzn ale popieram zdanie Bobika.
Alez o to mi wlasnie chodzilo, ze zwerzta nie naleza, tylko SA w rodzinie. Pewnie nie wyrazilam sie dosc precyzyjnie.
I budzet chyba tez jest wspolny? Tu nie ustapie.
A co do tego wyprowadzania…. OK.Niech bedzie. Facet o zlotym sercu 🙂 🙂 🙂
Bobik, a nie pojechalbys negocjowac miedzy Gruzja a Moskwa? Myskle, ze mialbys lepsze rezultaty niz ten, nie wymienie nazwiska…
Dzisiaj widzialam go w TV w takim rzadku kiedy negocjatorzy wszyscy trzymali sie za rece wzniesione do gory. A temn tam stal z rencamy zlozonymi na przyrodzeniu i mial niepewna mine, nie wiedzac wyraznie z czego sie wszyscy ciesza ( ta nieznajomosc jezykow obcych!)
Jak szmok na weselu, za przeproszeniem ja kogo..
Zwolnienie mi sie skonczylo i wróciłam do pracy. Teraz w pełnym pędzie odrabiam 4 miesiące nicnierobienia, Dorota świadkiem o której zjezdzam do domu (i to w dni ustawowo wolne od pracy, hi, hi). Gościom to nie wadzi – kolację zjedli, wino wypili…
W imieniu licznych Piesów Żabiobłotnych i moim własnym dziekuję wszystkim Piesom Blogowym i Blogowiczom Dwunożnym za pozdrowienia i zapraszam do Żabich Błot (Froggy Mudlands – ale mieliśmy kłopot z tłumaczeniem! One, znaczy Błota, są żabie z dwóch powodów: po pierwsze, że są niezwykle zażabione, co od wiosny daje się słyszeć, a po drugie w zasadzie należa do Żaby).
To, że wdrapałam się na konia pierwszy raz po zlamaniu nogi, to jest pryszcz i drobnostka. Natomiast rzeczą wielką był PIERWSZY WYJAZD W TEREN Dagny. Dagny miała duszę na ramieniu a nawet powyżej, ale dzielnie wytrwała (alternatywą powrót na piechotę ze srodka lasu). Obie schroniskowe kobyły, na których jechały dziewczynki, są niezwykle spokojne i opanowane (urody co prawda im z wiekiem ubyło – jedna chuda, druga ślepa), ale sa baaaardzo wysokie. Do tego klacz Dagny, wyczuwszy jeżdzca, postanowila w czasie jazdy pożywić się nieco – raz tu coś skubnęła, raz tam – dziwne to uczucie jak nagle konia przed sobą nie widać!
A to duże siwe na zdjęciu, to właśnie Bawaria, zwana Awarią, też schronisko, co to jeżdzi się na niej jak Polonezem Truckiem: twardo nosi i niesterowna, przed zakrętem trzeba wytracać predkość do zera nieomal, bo inaczej się nie wyrobi.
Rety, idę spać, bo już świta a rano w drogę…
Ja stoję za Pawłem – biorę na siebie obowiązek, to sie z niego wywiązuję („mierzę siły na zamiary”).
I dlatego nie mam żadnych zwierząt i mieć nie będę – nie stać mnie na hotele dla zwierząt, kiedy wyjeżdżam na miesiąc, nie mam też komu podrzucić.
Ziuta i tabuny wiewiór i chipmunków wystarczą. Jak ktos przyprowadza zwierzę do domu, powinien się poczuwać.
Pyra sie poczuwa i lata ze swoim Radyjkiem, chociaż wiem, że Pyrze nie jest łatwo latać. Gdybym ja przyprowadziła zwierzątko do domu, poczuwałabym się, a nie zwalałabym na J. Pewnie on poczuwałby się na równi, ale nie każdy musi.
Natomiast sytuację,opisaną przez Pawła znam z sąsiedztwa. Ona kocha zwierzęta i przygarnia co się da, ale niech on się nimi zajmie. I zamiast harmonii rodzinnej mają kłótnie na ten temat. Uczciwe to nie jest ze strony „narzucacza”.
f1f1 – nie daruję! Po raz pierwszy jakiś kod do rzeczy!!!
Matko! Żaba nie dośpi! 😯
Idę czytać. Marek Krajewski – „Dżuma w Breslau”. To juz piata z serii. Chyba jak zacznę, to…
Osobiście rozumiem Pawła i zgadzam sie z Alicją. Sama jestem alergiczką, której testy nie wykazały alergii na koty zwłaszcza, ale mój organizm bardzo gwałtownie reaguje na te zwierzęta. Jestem miłośniczką zwierząt i dlatego nie posiadam żadnego psa ani kota- pomijając alergię, nie mam czasu dostatecznie się zająć takim stworzeniem. Jak sie bierze, to trzeba go traktować jak członka rodziny, pełna zgoda, czyli nie mijać się na korytarzu, tylko wspólnie spędzać czas, bawić sie z nim, wyprowadzać na długie spacery itd….
Też żyłam z takim miłośnikiem zwierzat, który sprowadzał do domu, ale potem już tymi przyziemnymi sprawami to nie zajmował sioę w ogóle.Paweł, współczuję!
Dziewczynki, nie jest naszym tu zadaniem buntoweac Pawla przeciwko jego zonie i jeszcze za jej plecami. Nie sa eleganckie skargi na zone do obcych ludzi i wypominanie jej kosztownej choroby, wiec proponuje raczej go przed dalszymi probami powstrzymywac, niz przyznawac racje ktorejkolwiek ze stron i jeszcze mu wspolczuc, ze ma taka okropna zone. Zwlaszcza, ze nie znamy zdania Pani Pawlowej w tej kwestii. Wyslychalysmy tylko jednej strony.
Wspolczucie zostawmy na wypadek powaznej chorioby lub innego nieszczescia, na psa urok.
Dlatego wole aby takie „problemy” rozwiazywala poradnia malzenska, a nie nasze grono. 🙂 🙂 🙂