Co widać pod kapeluszem?

Czasem głowę rozumną a czasem…

Sezon już się zaczął. Sam pisałem o zebranych kurkach. Teraz w moich lasach i to pod moja nieobecność, hordy grzybiarzy wybiera „moje” smakołyki. Pewnie i Wy ruszycie do lasu z koszykiem. Warto więc sobie co nieco przypomnieć z ważnych reguł grzybobrania.

Kilka porad dla początkujących: nie zbierajcie grzybów, których nie znacie; wędrujcie po lesie z kimś doświadczonym lub z małym podręcznym atlasem; każdą wątpliwość rozstrzygajcie radykalnie – wyrzucając podejrzanego grzyba; unikajcie kani, ponieważ łatwo je pomylić ze sromotnikiem; nie zbierajcie rydzów, które po ścięciu ociekają kropelkami mleczka, bo to mleczaje; nie schylajcie się po olszówki, ponieważ nawet kilkakrotnie gotowane mają w sobie wystarczającą ilość trucizny, by zaszkodzić wątrobie; uważajcie na piękne prawdziwki o lekko różowawej poduszeczce pod kapeluszem lub nodze w tymże kolorze – to borowik szatański.

Nastraszywszy amatorów grzybobrania wystarczająco, by raczej woleli wyrzucić dobrego grzyba, niż mieli zjeść niejadalnego lub – co gorsza – trującego, przejdźmy do rozkoszy, jakich można doznać wrzucając borowika do rosołu, a kurki dusząc z czosnkiem i zieloną pietruszką.

Ich smak znano już w starożytności. Na ucztach Lukullusa podawano w srebrnych wazach przyrządzone w rosole lub winie borowiki, kanie, muchomory cesarskie i czarne trufle. Do ich krojenia używano noży z bursztynu, uważając, że grzyby psują się od kontaktu z metalem. Także nasi przodkowie zajadali się smardzami, maślakami, purchawkami i… truflami. W średniowieczu bowiem, a podobno i parę wieków później też, rosły te najdroższe grzyby świata w dębowych polskich lasach. I doprawdy nie wiemy, komu to przeszkadzało.

Zebrane lub w najgorszym przypadku kupione polskie grzyby umożliwiają nam wykazanie się zdolnościami kucharskimi w kilku różnych specjalnościach. Można je bowiem marynować: malutkie prawdziwki, maślaczki czy podgrzybki podawane jako przekąska są wprost niezrównane. Można też suszyć: kozaki lub podgrzybki, że o większych borowikach nie wspomnimy, są niezastąpione w bożonarodzeniowej kapuście, kulebiaku, zupie z łazankami czy po prostu pierogach. Solone lub kwaszone gąski dają wiele rozkoszy, gdy w zimny wieczór znajdą się na głębokim talerzu pełnym parującej zupy z kluseczkami. No i wreszcie świeże rydze bądź kanie, a najlepiej mięsiste purchawki smażone na maśle na patelni, bądź wprost na blasze wiejskiego pieca – to smak tak wyrafinowany, że sama myśl o tym wywołuje rozkosz.

Rozpaliwszy wyobraźnię marzeniami jak najszybciej musieliśmy znaleźć miejsce, gdzie grzyby w różnej postaci wprawdzie nie rosną, ale za to są podawane.

Mam nadzieję, że po moim powrocie a po Waszym grzybobraniu wszyscy spotkamy się w dobrym zdrowiu.