Poeta z Wydziału Nawadniania
Konstandinos Kawafis zwany też Aleksandryjczykiem, najwybitniejszy grecki poeta, był przez całe niemal życie urzędnikiem Wydziału Nawadniania w egipskim Ministerstwie Robót Publicznych. W 1922 roku, na jedenaście lat przed śmiercią, poeta przechodzi na emeryturę. W Wydziale Nawadniania przepracował 33 lata.
Liczna grecka kolonia w Aleksandrii stanowiła rodzinne środowisko poety. Był ona tam lubiany i ceniony zanim jeszcze zdobył rozgłos w Grecji i w Europie. Aleksandria zaś z przełomu dziewiętnastego i ubiegłego wieku była miejscem oszałamiających karier finansowych i równie głośnych upadków. Jej zamożni mieszkańcy pracowali na swe fortuny ciężko ale też potrafili świętować. Z tamtych lat zachowała się karta dań z sylwestrowego przyjęcia, w którym uczestniczył 33-letni Konstandinos Kawafis i jego najbliżsi przyjaciele.
W ostatnią noc 1896 roku młodzi aleksandryjscy Grecy zjedli: „consomme’ Julienne, zakąski mieszane, rybę a la Aumale, wątróbki gęsie Renaissance, bekasy na grzankach, indyka po królewsku, sałaty, karczochy po grecku, lodową bombę, kapustę w śmietanie, ser roquefort, kompot. Popili to wszystko świetnymi winami. Były to: medoc, chaut sauternes, reńskie z 1882 r., szampan H. Goulet wytrawny z 1889 r., i inne szampany oraz likiery.”
Dlaczego właśnie dziś przytaczam tę historyjkę? Otóż myśl o poecie, którego wiersze pięknie przetłumaczone i wydane w mam na półce i czasem – w chwilach nachodzącej mnie nostalgii – po nie sięgam, naszła wcale nie w deszczowy wieczór ani mglisty poranek. To było tuż przed południem, gdy zwijałem już wędki po niezbyt udanym połowie w rozlewisku Narwi pod przepompownią w Borsukach. Zobaczyłem wysoko krążącego orła błotnego wypatrującego zdobyczy.
Zatrzymałem się więc, by obejrzeć polowanie. I wtedy usłyszałem dziwne meczenie przypominające dźwięki wydawane przez kozę. Tyle tylko, że dochodziły one z powietrza. Ponieważ kozy na ogół nie latają więc wiedziałem, że to nie koźlątko od sąsiadów aż tu przyfrunęło.
Nade mną po prostu, w popłochu latały bekasy. One też zauważyły niebezpieczeństwo i alarmowały rodzinę oraz inne mniejsze ptaki.
Wylazłem z nadbrzeżnych chaszczy, by lepiej widać co tu się rozegra i? uratowałem życie bekasom. Orzeł na mój widok majestatycznie odleciał. Małe ptaszki uspokoiły się a ja zacząłem rozmyślać (jak ten orzeł) o bekasach na grzance. Wprawdzie nigdy dotąd ich nie jadłem ale sądzę, że smakują podobnie jak przepiórki, które często goszczą na moim stole.
I stąd – jak rozumiecie – prosta droga do myśli o greckim poecie, który owe przysmaki jadał. A ja mu zazdroszczę nie tyle talentu do rymowania ile dostępu do przysmaków jeszcze mi nie znanych. Lecz może to dobrze, że tyle jeszcze przede mną nieznanych (a raczej znanych ze słyszenia i z lektury) smaków?!
Komentarze
Dzień dobry – dobry choćby dlatego, że wczesnym rankiem z lekka pokropił deszczyk. Trudno powiedzieć „popadał”, aż taki pracowity nie był, ale powietrze nieco się oczyściło i łatwiej oddychać.
Nie znam wierszy Kawafisa. Jest to więc dla mnie lektura przyszłości. Natomiast jego kariera urzędnicza mnie nie dziwi. W końcu dopiero wiek XX i rozmnożenie się mediów wszelakich pozwoliły literatom żyć wyłącznie z pióra.
Iłłakowiczówna , Przybyszewski, Gałczyński, to przecież też urzędnicy. Reszta miała albo dobry zawód „cywilny” , albo odziedziczony majątek, albo zasobnego współmałżonka. Zawsze mnie zastanawiało, jak wielu lekarzy chwytało za pióro i jak wielu marynarzy. Dziennikarze to już „insza inszość”, w końcu dla nich pisanie jest czymś codziennym.
Teraz zajmę się sprawami przyziemnymi, jak np pobieżne uładzenie otoczenia i wyprowadzenie wychowanka na 15 minut. Po wczorajszych harcach ogrodowych i wyczerpujących karesach Igora, śpi, jak zarżnięty.
Tu muszę powiedzieć, że w domu przez nas odwiedzonym jest 3-letni labrador. Pies wielki, silny i dosyć niesforny. Igor jest przyzwyczajony do bezceremonialnego traktowania wielkiego psa, który z filozoficznym spokojem pozwala się na siebie wdrapywać, ciągnąć za uszy i ogon i zasypiać dziecku pomiędzy swoimi łapami. Wczoraj po raz pierwszy Igor prowadził pieska na smyczy, normalnie pies prowadzi Igora. Jak obydwaj po tym wyglądali, lepiej nie mówić. Do towarzystwa mieli jeszcze kundelka sąsiadów , mnóstwo kości i ogryzek kiełbasy i dmuchany basen kąpielowy, a przy nim piaskownicę. Igor był trzykrotnie przebierany – Radka nie miał kto i w co przebierać. Jak tylko weszliśmy do domy wielkim susem wskoczył na Ani posłanie i nie reagował na przesunięcia ani żadne inne czynności Pani. Pies był zmęczony. Pies odpoczywał i teraz jeszcze śpi.
Mnie tam żal dzikich ptaków.
Kochani, kapusta w śmietanie to ptyś.
Nad naszym domkiem w Jasieniu gm. Czrna Dąbrówka często lata orzeł bielik. Najczęściej rano. Jest do ludzi przyzwyczajony i nie odlatuje, gdy wujdziemy z domku. Gnieździ się niedaleko leśniczówki Sitno. Bekasów, niestety, nie ma. Są tylko banalne żurawie. Za to okolica bogate w wydry. Te z kolei najliczniej występują w pobliżu leśniczówki Czaple nad Słupią. Zresztą tam też, wbrew nazwie, najwięcej żurawi. Ale czasami wydry można spotkać pod mostkiem na szosie przechodzącej środkiem jeziora Jasień. Ciekawe, bo pod tym mostkiem przepływają kajaki i łodki wiosłowe.
A wracając do ptysia, to kapusta jest we Francji słowem piszczotliwym jak u nas. np. kotek.
A tu wybór wierszy Konstandinosa Kawafisa w tłumaczeniu Zygmunta Kubiaka:
http://silvarerum.eu/kawafis#a3
Staniaslawie –
dlaczego „banalne”, zurawie piekne ptaki.
A bekasy glownie obserwowalam na bloniach. Choc raz, po udanym polowaniu (ja w nim nie uczestniczylam) podano bekasy. Tyle jednak lat minelo, ze smaku nie pamietam.
zapomnialam… oto rzeczone bekasy:
http://ptaki.polska.pl/baza_gatunkow/gallery,Bekas_kszyk_(Gallinago_gallinago)_,gid,187546,cid,606.htm
Raz jeszcze bo cos nie chce dzialac
http://ptaki.polska.pl/baza_gatunkow/gallery,Bekas_kszyk_(Gallinago_gallinago)_,gid,187546,cid,606.htm
nadal nie dziala – ale jak skopiujecie dwie ostatnie linijki i podacie jako http adres to sie otworzy.
Czesc – tuptam do domu
Echidna
Przeczytałem wiersze. Czy Okna nawiązują do platonowskiej jaskini, w której żyjemy? Barbarzyńcy ciekawi. Niedawno dyskutowaliśmy o Herbercie i nie pamiętałem wówczas pewnego zdarzenia. 31 sierpnia 1980 r. byliśmy na campingu w Rzymie. pod wieczór przyszła do nas młoda para niemiecka z gazetami pełnymi informacji o rokowaniach w Stoczni Gdańskiej. Parę godzin później przybiegli informując o podpisaniu Porozumień. W międzyczasie rozmawialiśmy też o innych sprawach. Powiedzieli, że dla nich najlepszym przewodnikiem po Arezzo i Neapolu i w ogóle najlepszą książką o Włoszech (wiem, że nie w całości o Włoszech) jest „Barbarzyńca w ogrodzie”. Przed wyjazdem czytaliśmy fragmenty na świerzo. Było to dla nas bardzo miłe zaskoczenie. Para była nadzwyczaj sympatyczna, ale nie wzięliśmy namiarów kontaktowych, potem bardzo żałowaliśmy, bo nieraz ją wspominamy.
Echidno, pewnie, że żurawie to piękne ptaki, ale dość popularne i dające się słyszeć w całej okolicy, szczególnie w okresie godowym. Obserwowanie ich jest wielką przyjemnością. Bardzo lubię patrzeć, jak przemierzają łąkę kołyszącym krokiem. Kołysanie w przód i tył, nie na boki.
Czytam i oczom nie wierzę. To nie o profesorze Świerzym pisałem, tylko o czytaniu na świeżo.
Piekne sa wiersze Kawafisa, a najpiekniejsza jest Itaka. Pamietam, ze czytalam po smierci Jackie Onassis, ze na jej prosbe wiersz ten czytal jej przyjaciel na pogrzebie w kosciele.
Moj zolty celofanowy tomik Kawafisa sprzwed 30 lat jest calutki posklejany od czestego „uzywania”.
Pod koniec lat siededziesiatych w Tygiodniku Powszechnym ukazal sie wiersz Herberta, ktory byl, jak sadze, odpowiedzia na Itake. Nazywal sie bodaj Podroz i zaczynal sie od slow:
Jezeli wybierasz sie w podroz, niech bedzie to podroz dluga,
Wedrowka pozornie bez celu, bladzenie po omacku….
Wycinek z tym wierszem dlugo lezal w tomiku Kawafisa, ale sie zgubil i nigdy juz tego wiersza nie widzialam.
A poczatek innego znanego wiersza Kawafisa: „Na co czekamy zebrani na rynku?” w jakis dziwny sposob zawedrowal do naszego „domowego” jezyka z E. i jest przywolywany przy zupelnie nie a propos okazjach. Bo jest taki pojemny, jak sie czeka na taksowke na ten przyklad… 🙂 🙂 🙂
Staszku, nie mysle, ze tytul „Barbarzynca w ogrodzie” nawiazuje do „Czekajac na barbarzyncow”. Kompletnie nie moge sie doszukac zwiazku z tym wierszem.
Natomiast jest sporo w zbiorze herbertowskich esejow o Wloszech, zerznietego zywcem z przewodnika turystycznego, co przypadkowo wykryl i porownal sw.p. maz Renaty, Andrzej, ktory mial pamiec jak slon i solidnosc architekta. Przed ich samochodowa podroza do Wloch, najpierw zostal zmuszony do przeczytania Herberta, a potem siegnal po zielony przewwodnik Kiedy zas natknal sie w nim na identycznie brzmiace duze ustepy, namolnie je porownal. 🙂 🙂 🙂 O, Boze…
Kolegow z Trojmiasta zachecam aby sie wybrali na nowego Pintera w teatrze A, Ochlodly.. Podobno jest to absolutnie znakomita isncenizacja, mialam wczoraj wieczorem szczegolowe sprawozdanie z premiery. Ashes to Ashes mialo prapremiere pare miesiecy temu w Londynie, ale nie zdazylam pojsc na krotki run, kiedy chcialam, bilety byly kompletnie wyprzedane. Zaluje bardzo.
Heleno, nasunął mi się związak „Okien” z jaskinią Platona. Natomiast barbarzyńcy wywołali tylko skojarzenie słowne.w związku z tym, że kilka dni temu dyskutowaliśmy tutaj o Herbercie. Po Włoszech też podróżowaliśmy z przewodnikiem Michelin, wtedy chyba w języku francuskim. Nie zauważyłem tak dużych zapożyczeń, ale korzystaliśmy tylko z przewodnika ogólnego – po całych Włoszech, może Herbert korzystał z bardziej szczegółowych. Nie śledziliśmy u Herberta informacji turystycznych. Ostatnio zaglądałem dawno, i byłem pewien, że takich nie było. Mogę się mylić. Pamiętam esej o freskach Pierra de la Francesca w Arezzo. Akurat Święta Helena znajduje Święty Krzyż. Esej o obrazach w Capodimonte, m.in. Ślepcy Breugla. Jeżeli uwagi o o tych freskach i obrazach były zaczerpnięte z przewodnika, potwierdź to, proszę. To będzie dla nas prawdziwy szok. Nawiasem mówiąc bardzo ceniłem przewodniki Michelin z tamtego okresu. Teraz opisy dzieł są jakieś bezosobowe. To prawda, że rolą przewodnika nie jest narzucanie jakichkolwiek osobistych opinii, ale takie opinie lubię. Zgadzam się z nimi lub nie. Bardzo lubie oglądać obrazy z Muratowem w ręku.
Jeszcze o poetach. Nie znałem wierszy Kwafisa. Mało czasu poświęcam poezji, chociaż nie powiem, że jest mi obca. Skojarzenie Herberta z Kwafisem mnie nie dziwi, bo jest u tych poetów coś wspólnego i mógł Herbert greckim poetą się inspirować. Może teraz czegoś Kwafisa poszukam, bo mnie też się podoba. Z drugiej strony trudno poezję odbierać w tłumaczeniu.
W przerwach upajania się nad poezją mały rekonesans po realu.
Gospodarz coraz to częściej zaczyna wspominać tak mimochodem o kozach. Pisze o kozach na 86 stronie w ostatniej papierzanej polityce, wspomina o nich również w dzisiejszym wpisie.
Wcale się nie zdziwię, jeśli zjazdowicze ujrzą na kurpiowskim ranczo stado kóz a wśród nich…
To miłe i pożyteczne czworonogi. Raz byłem świadkiem przedziwnej sytuacji, której sprawcami były właśnie kozy. Na jednym z przydrożnych marokańskich parkingów stała chójka. Była pochylona pod katem do spalonej słońcem planety. Chójke obsiadło sporej ilości stado kóz. Weszły tam samodzielnie na drugie śniadanie. Kozie racice działają na zasadzie przyssawek umożliwiając im bezproblemowe poruszanie się w extremalnych warunkach.
Smak tamtych kozich serów zatarł mi się już dawno w pamięci. Natomiast kozie sery z Lanzaroty to mistrzostwo świata na trwałe zapisane w mojej nie komputerowej pamięci.
Jeszcze tylko trzy grosze o kozach, o tutaj, o moich kozach:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Ziegen/photo#s5220210004872168706
Oj przepraszam
pominąłem Stanisława który tez ma Kozy obok siebie
Arcadiusie, miałem kozy cały czas przez 2 dni, teraz jestem w pracy. Gdzie taki ser można dostać, czy ktoś wie? Po takiej rekomendacji nie można nie spróbować. A dla Francuzów koza, to po pierwsze ser, a dopiero po drugie zwierzę, które jest tego sera praźródłem.
arcadius –
kozy, sympatyczne stworzonka, kozi ser nijak nie chce mi przechodzic przez gardlo. Wiem – zdrowy, ponoc dobry, ale jako tak nie…
nemo –
zdjecia wspaniale oddaja nieprawdopodobna wrecz okolice. U nas zimno to moge sie takimi widokami delektowac lecz dla tych co przezywaja upaly jestes ni mniej ni wiecej masochistka wizualna.
errata;
„jakos tak nie…”
errata2:
sadystka wizualna oczywiscie a nie masochistka.
Staszku, a jak lubisz osobiste opinie w przewodnikach ( ja tez!) to polecam Rough Guides, zamiast Michelina. Sa pelne osobistych opinii, swietne. Innych juz prawie nie kupuje.
A wybor wierszy K. zamiescil trioche wyrzej andrzej-jerzy. Jest tam i Itaka i najslynniejszy z jego wierszy, czesto cytowany Czekajac na Barnarzyncow.. Tlumaczenia Kubiaka sa, moim zdaniem, dobre, podobnie jak stojace u mnie na polce angielskie tlumaczenia Rae Dalvena ( ze wstepem WH Audena). Oto Ithaca:
When you start on your journey to Ithaca,
then pray that the road is long,
full of adventure, full of knowledge.
Do not fear the Lestrygonians
and the Cyclopes and the angry Poseidon.
You will never meet such as these on your path,
if your thoughts remain lofty, if a fine
emotion touches your body and your spirit.
You will never meet the Lestrygonians,
the Cyclopes and the fierce Poseidon,
if you don’t carry them within your soul,
if your soul does not raise them up before you.
Then pray that the road is long.
That the summer mornings are many,
that you will enter the ports seen for the first time
with such pleasure, with such joy!
Stop at Phenician markets,
and purchase fine merchandise,
mother-of-pearl and corals, amber end ebony,
and pleasurable perfumes of all kinds,
buy as many pleasurable perfumes as you can;
visit hosts of Egyptian cities,
to learn and learn from those who have knowledge.
Always keep Ithaka fixed in your mind.
To arrive there is your ultimate goal.
But do not hurry the voyage at all.
It is better to let it last for long years;
and even to anchor at the isle when you are old,
rich with all that you have gained on the way,
not expecting that Ithaca will offer you riches.
Ithaca has given you the beautiful voyage.
Without her you would never have taken the road.
But she has nothing more to give you.
And if you find her poor. Ithaca has not defrauded you.
With the great wisdom you have gained, with so much experience,
you must surely have understood by then what Ithaca mean.
**********
Wiece co? Ja tez chce miec ten wiersz na swoim pogrzebie.
Dzień dobry.
@Heleno, dziękuję(emy) za zachętę, ale dlaczego tylko Kolegów? 😉
Do Teatru Atelier im. Agnieszki Osieckiej na „Z prochu powstałeś” H. Pintera wybieramy się w sobotę. Mamy nadzieję, że jeszcze dostaniemy bilety. 🙂
Przepraszam za brak reakcji na Wasze komentarze do moich obrazków, ale miałam wczoraj ciężki wieczór. Przyszedł do nas słomiany wdowiec – Geolog, którego rumuńska żona ujechała tydzień temu w rodzinne strony, a on wielce zdumiony stwierdził, że już nie potrafi być sam 😯 Na dworze lało, więc odkorkowaliśmy jedną butelkę czerwonego, potem drugą i jeszcze jedną…
Dziś nadal chłodno i pochmurno, a mój Osobisty wielce zdegustowany, bo ma wakacje i chciał mi zafundować nowe raki do butów na kolejny lodowiec, a tu sklep zamknięty w poniedziałki 🙁 Przejechaliśmy rowerami po okolicy, zrobili zakupy, zjedli obiad i zapadli w sjestę. Wiersze Kawafisa idealne na tę pogodę i naprawdę piękne 🙂 Dziękuję andrzeju.jerzy za linkę 🙂
Mowiac „kolegow” mialam na mysli kolezenstwo :), rodzaj nijaki.
Nemo gdybyś mogła podać jeszcze współrzędne w Google Earth swoich wycieczek to miałbym pełen obraz wspaniałości. Barwnie i w 3D.
Przeczytałem Itakę po polsku i angielsku – w odwrotnej kolejności. To 2 różne wiersze. Może znaczenie zdań mniej więcej to samo, ale nastrój dla mnie różny. Angielskie refleksje wydają się głębsze. Może dla kogoś innego będzie odwrotnie. Heleno, nie odpowiedziałaś, czy z przewodnika były zerżnięte refleksje na temat obrazów. To dla mnie bardzo ważne.
Nemo, nie masz, czego żałować, 3 butelki wina to lepiej niż spacer po lodowcu bez nowych raków. Żartuję oczywiście. A słomiany wdowiec to dla mnie radość. Gdy żona wyjedzie, a zaczęło się to zdarzać dopiero w ostatnich dwóch latach, czuję się jak pies zbity i wyrzucony na ulewę.
Czy w Polsce mozna kupic Koran. W jezyku polskim oczywiscie. Mialem kiedys piekne wydanie. Dwujezyczne w jezyku arabskim i niemieckim. Stal dumnie obok Biblii. Tez piekne wydanie. Byli u mnie w gosciach znajomi muzulmanie z Sarajewa. Bardzo nowoczesni i otwarci ludzie. Pani nie nosila zadnej chustki na glowie i dziwila sie, ze jest z tym taki problem. Obydwoje sa sunnitami. Skonczylo sie tym, ze mój Koraqn zostal podarowany. Otrzymalem w prezencie Kronike Ludzkosci w jezyku niemieckim.
Chcialbym uzupelnic biblioteke o te piekna i ciekawa ksiazke.
Ponadto poszukuje slownika polsko – ukrainskiego i na odwrót. Przed kilku laty w Warszawie na Nowym Swiecie w ksiegarni zapytalem o taki slownik. W sklepie byl popularny wtedy dziennikarz, nazwiska którego nie wymienie. Pani sprzedawczyni powiedziala, ze jak dlugo sprzedaje ksiazki jeszcze nie spotkala sie z takim slownikiem. To samo dotyczylo bialoruskiego. Pan zurnalista zapytal poco mi to potrzebne. Wkurzony powiedzialem mu zeby nauczyc sie stosownych brzydkich wyrazów i zeby ludzie nie brali mnie za nieuczonego chomata. Nie zalapal, znaczy nie lezalo to na linii jego zainteresowan.
Ci Ukrainci to niby najblizsi zagraniczni sasiedzi, byc moze wspólne mistrzostwa i jak tu kibicowac na zagranicznych stadionach.
Jesli ktos ma jakis typ na temat
Koran po polsku, najlepiej dwujezyczny
Slownik ukrainsko – polski u obydwie strony
Slownik bialorusko – polski ditto
poprosze o podpowiedz albo zakup do rozliczenia na Zjezdzie.
Pan Lulek
Staszku, tego zupelnie nie pamietam. Pamietam, ze bylo sporo zerznietego, wszysto sie dzialo cwierc wieku temu. Ja zreszta podobne doswiadczenie mialam z Miloszem, z Ziemia Ulro. Czytajac to co pisal o naturze komedii, wydalo mi sie znajome. Az sobie przypomnialam: alez ja to na studiach przerabialam! Northrop Fry! Mialam w domu. Porownalam, zgadzalo sie. Potem podzielilam sie ta refeksja z Renata (ktora siedzac u mnie w Londynie spisywala wielogodzinne rozmowy z Miloszem) i wymienilam nazwisko Fry’a. Ona az stanela z wrazenia i mowi (szlysmy ulica londynska) : wiesz co, Czeslaw wspominal mi cos o Fry’u w kontekscie Blake’a, Chodzmy zobaczyc co jeszcze napisal. Wchodzimy wiec do ksiegarni na South Kensingtonie, szukamy Fry’a, owszem jest ksiazka o Blake’u. Renata z miejsca kupuje i coz sie okazuje? Te fragmenty Ziemi Ulro poswiecone Blake’owi, tez zerzniete, nawet jakies wykresiki!. Doszlysmy do wniosku, ze Pan Czeslaw musial prowadzic jakies zajecia w Berkley z N. Fry’a i stad przy okazji szczodra garscia sobie „zapozyczyl”. Potem wypomnial mu inne podobne grzechy nieustraszony erudyta i redaktor Literatury na Swiecie, Piotrek Sommer.
No koniec tego plotkowania. Ide do banku, bo mi zamkna.
Arkadiuszu,
nie mam aktualnie Google Earth w komputrze, bo jest ogólnie zatkany, ale podam Ci linki do 2 miejsc, między którymi znajduje się interesująca Cię okolica:
http://www.geofinder.ch/ort.php?id=99
Na tym szczycie byłam przed laty trzynastego i w piątek i przeżyłam najgorszą burzę w moim życiu 😯
http://www.geofinder.ch/ort.php?id=134
Tu można nocować, całkiem blisko tych lodowych cudów.
http://aukcje.gazeta.pl/search.php?string=Koran&country=1 tu można kupić koran. Jest po polsku, po niemiecku z 1901 roku i dwujęzyczny arabsko angielski. Ja z tego komputera nie mogę nic z tym zrobić.
O Rany, Pan Lulek czyta po arabsku?!!!! (Koran dwujezyczny)
Niech natychmiast opowie! Bo mi to naprawde zaimponowalo!.
Pod podanym adresem są też slowniki polsko-ukraiński, polsko-rosyjsko-ukraiński i ukraiński słownik ortograficzny.
Zapożyczenia nie zawsze są świadomymi plagiatami. Do wykładów robi się notatki. W zasadzie przy każdej powinno się pisać źródło, ale sam też grzeszyłem z braku czasu, bo przecież to miała być tylko notatka na najbliższy wykład. Potem się notatki zachowały, a kiedyś okazały się przydatne. Oznacza się najczęściej takie notatki różnymi kolorami, żeby było wiadomo, do czego mogą się przydać. Ani Herbert ani Miłosz nie musieli zrzynać, więc nie posądzam o świadome działanie.
Kiedyś czytałem po hebrajsku, a teraz ani w ząb. Nauczyli mnie koledzy szkolni, którzy nie znali języka hebrajskiego, ale zapisywali jidysz w hebrajskim alfabecie. Teraz można w Gdańsku kupić nawet taką gazetke. Przynajmniej widziałem taką kilka lat temu.
Dzień dobry Szampaństwu.
Słoneczko, 26C, jutro będzie jeszcze więcej i burzowo. Pewnie będzie sauna, więc przydadzą się zdjęcia nemo
Dzisiaj w planie zbiór porzeczek, bo zaczynają opadać. Zostaną zasypane cukrem i wrzucę drożdże winne. Galaretek ani innych kompotów nie robię.
Z ociąganiem, ale trudno, udaję się do zajęć…
Ania Z.,
Proszę Cię o kontakt mailowy, na @gmail.com
Chciałam Ci coś przesłać i wychodzi na to, że ten adres @bluebottle nie działa 🙁
Z Milosza i Sommera (Helena 15:10) stanowczo blizsza mi poezja Sommera.
Mam skromny (pomijalny przez edytora) swoj udzial w tlumaczeniach na niemiecki zarowno jednego jak i drugiego. Pamietam, jak tlumaczylem tlumaczce, co autor mogl miec na mysli. Z Sommerem czulem sie na tej samej fali, a Milosz? No coz, „Piesek przydrozny” dal sie jeszcze zrobic bez wiekszego bolu, ale przy jego poznej poezji czasem sie zastanawialem nie tylko co, ale tez po co on to pisal…
„Donoszę Panie Naczelniku”… No, nie. Donoszę wszystkim – była u mnie Haneczka. Razem spędziłyśmy część dnia. Jeszcze się nie nagadałyśmy, więc kontynuować będziemy w sierpniu, w okolicach Gniezna. Niniejszym zaświadczam, że nasza Haneczka, to jest drobiazg pierwsza klasa , choć też mogłaby służyć jako eksponat w Dobranocce (jak kiedyś Pyra) pod hasłem „Dzieci, tak będziecie wyglądały, jak nie będziecie chciały kaszki jeść”.
Hej, jeszcze się nie pochwaliłam – listonosz dostarczył dzisiaj trzy kryminały w łacznym wydaniu 1-tomowym. Będzie co czytać nad morzem. Co przeczytam, opowiem.
Jeden krzak oberwany. Przerwa na kromuchę. Isia przywiozła mi kilka książek, między innymi Katarzyny Grocholi „Trzepot skrzydeł”. Ta autorka mnie zdumiewa, pierwsza jej książka, jaką przeczytałam, to „Nigdy w życiu”, taka głupotka pisana prawie że równoważnikami zdań, no ale z założenia miało to być coś takiego.
Następna książka była zupełnie inna, zapomniałam, jaki tytuł. Bardzo poważna. Nie wiedziałam, czego oczekiwać po „Trzepocie…”, czy głupotki, czy powagi, a to znowu całkiem niezła powieść. Ostrzegam, że depresyjna.
Przede mną dwie książki Hanny Kowalewskiej, pierwszy raz słyszę o takiej autorce.
Pyro,
kiedy nad morze? Chuligana zabierasz, czy Ania się nim zajmie? Wydaje mi się, ze należy Ci się urlop 😉
Staszku, „Piesek przydrozny” oraz „To” – pozna tworczosc Milosza, to nie jest „prawdziwy” Milosz. Moze gdybys siegnal po rzeczy, ktore pisal w sile wieku, znienil bys zdanie.
Nie mysle, ze M. i H. „robili notatki” i wszystko im sie pokickalo. Jakies dziesiec lat temu ukazal sie artykul Sommera (nie pamietam gdzie, bylo to „grube” pismo, moze Res Publica, bo pewnoscia nie Lit.Na Swiecie), gdzie on bardzo solidnie rozprawial sie tomem haiku, wydanym przez Milosza, zredagowanym przez Milosza, przetlumaczonym przez Milosza, zas problem polegakl na tym, ze w tym tomie nie ma ani jednego innego nazwiska procz Milosza. A powinno ich tam bylo byc kilkanascie co najmniej. Ale nie bylo. Nie bylo najmniejszej wzmianki. I to byla granda. Sommer bezlitopsnie obnazal w tym artykule zwyczajny plagiat, poniewaz oryginalna antologie haiku, w jezyku angielskim, mial na swojej polce.
Jesli chodzi o samego Piotrka, to ja bardzo, bardzo cenie jego wlasne wiersze (cudowny poemat o dziadku) l i zachwycaja mnie jego przeklady poetow amerykanskich: ee cummingsa, Franka O’Hary, Johna Ashbery, Reznikoffa, R. Lowella i innych.
Bardzo bylam tez pod wrazeniem tego co i jak pisal o naszym wspolnym zmarlym nieodzalowanym Przyjacielu J. Ficowskim, jak starannie, z jakim zrozumieniem i wrazliwoscia przeczytal jego wiersze i jak potrafi pieknie i madrze o nich pisac.
Ale porownywac Milosza i Sommera nie sposob, to jest jakby inna liga.
Alu, kiedys do GW dodana byla jakas ksiazka tej nieszczesnej Grocholi. Zaczelam to czytac i sie nie dalo. Poszla prosto do kosza na smiecie. I tam niech zostanie. Amen.
To widocznie nie była ta książka, Heleno 😉
Właśnie wróciłam z psiej służby. Młodsza wybyła na kolejne urodziny. Sypnęło obchodami aż za obficie. Jesteśmy przytłoczone, zwłaszcza w sytuacji, gdy „trzeba być:”Rano kupiła psiakowi sporą, kolorową piłkę. To, co on wyprawia z piłką , przekracza możliwości mojej tolerancji. To, że za nia gania, a potem popycha czym mu wypadnie – a to łapą, a to pyskiem, a to barkiem. To zrozumiałel, ale ta zaraza szczeka na nią, jak oszalały. Pysk mu się nie zamyka, więc schowałam nabytek. Niech go sobie Pani zabiera z piłką na spacery.. Do Świnoujścia jedziemy wszyscy – czyli obie Pyry i pies Pani nabyła druciany kosz na rower do przewożenia psa, a wredna Matka podpowiada, że młodzian potrzebować będzie kasku do jazdy. Zawozi nas Staszek ładując baby, psa i rower.
Krótko, bo robię kopytka na jutro.
Pyra jest bardzo taktowna. Spędziłam u niej ZNACZNĄ część dnia, nie bacząc na formy, normy etc. dotyczące pierwszej wizyty.
Kaszkę lubiłam i lubię. Nie myślcie, że Pyra oglądała mnie przez lupę!
Radek jest jak żywe srebro, typ radosnego wiercipięty. Na piłkę rzeczywiście szczeka bez opamiętania.
Mam wielką nadzieję, że w sierpniu damy sobie z Pyrą do wiwatu, bo obgadać wszystkiego w tak krótkim czasie nie sposób.
Dziękuję Ci jeszcze raz za zaproszenie i dary. A wszystkim oznajmiam, że poznałam dzisiaj dwie fantastyczne dziewczyny i bardzo obiecującego małolata 😀
W drodze wyjatku gram z Helena na tej samej czestotliwosci. Usilowalem czytac Milosza i okreslenie „gniot” mozna uznac za komplement. Pewnie ci jurorzy od Nobla nie znali jezyka polskiego i dali, wreczajac. Podczas moich bezsennych nocy czytywalem tez Autora. Nie konczac usypialem i snila mi sie moja Pani od polskiego, która na moich wypracowaniach zawsze pisala „pisz wyrazniej”. Do dzisiaj nie wiem czy chodzilo o litery czy o tresc.
Ja potrzebuje Koran w polskim jezyku. Wspólczesny a nie zabytkowy. Chwilowo nie czytam w jezyku arabskim, aczkolwiek jestem posiadaczem insygniów pokoju w Ziemi Swietej czyli Palestynie. Taka zwyczajne rodzinna historia której jestem posiadaczem.
Salam Aleikum
Pan Lulek
Pan Lulek – nie bądź taki niecierpliwy, Lulek. Muszę się zorientować, czy Koran jest tylko na Allegro (z odzysku) czy są kolejne wydania w księgarniach. Koran wyszedł ( o ile dobrze pamiętam) w latach 80-yuch w serii Świętych Ksiąg Świata. Bardzo piękna edycja i natychmiast wyczerpany nakład (wtedy się jeszcze książki kupowało masowo). To nie jest „historyczne: wydanie Lulku. To jest znakomite (i chyba hedyne wydanie) z doskonałym komentarzem religioznawczym
Ja bym nie była taka prędka w ocenie, Heleno, jeśli chodzi o Grocholę („nieszczęsną”). Zaznaczyłam, ze czytałam jej dwie głupotki, a potem poważne książki, przed „Trzepotem serca” zbiór opowiadań i w tym doskonałe „Pozwól mi odejść”. Katarzyna we własnym życiu zmagała się z tym, co do tyłu chodzi i jak dotąd, batalia wygrana, a z wywiadu z nią kiedyś wyczytałam, że pisanie „głupotek” pomagało jej w ciężkich czasach.
Z tym hebrajskim to wielka szkoda Stanisławie, ze ani w ząb > 15:30
Takie umiejętności przydają się jak znalazł w kraju w którym przebywasz.
A skąd to wiem.
Z autopsji.
Jeżdżę od czasu do czasu tu i tam. A ze interesuje mnie bardziej to co się zmienia i to co nowego powstaje niż to co już stoi, takoż nie zwracam uwagi na znaki drogowe. Z tego nie są zadowoleni policjanci i bywa tak, ze zatrzymują mnie z nieznanych mi bliżej powodów. Różnych trików próbuje, nieraz jak koń pod górę, by wyłgać się od wymiaru z namiaru. Jako ostatni argument wtykam anegdotę i mogę śmiało stwierdzić: jest przydatna.
Zatrzymany przez policje drogowa kierowiec samochodu odesłany jest do własnego pojazdu celem napisania podania po hebrajsku do zatrzymujących go stróżów prawa.
Głupol nie bardzo kuma o co idzie i pyta się pasażera jak w tak krótkim czasie można nauczyć się po hebrajsku. Ten osoba doświadczona, z nie jednego pieca chleb jadał, radzi kierowcowi włożenia do dowodu rejestracyjnego stówy i udania się do patrolujących.
Kontrolujący scenuje podanie i wyraża podziw iż w tak krótkim czasie można nauczyć się do polowy po hebrajsku.
Według niektórych znam hebrajski do połowy.
Panie Lulek, boj sie Pan Boga! Ja nie uwazam Milosza za gniot! Nigdy w zyciu! Czytam go bardzi chetnie, acz te bardzo pozne wiersze nie uwazam za zbyt udane, choc znam ludzi, ktorym sie one bardzo nawet podobaly. Ale wsrod wczesniejszych jest wiele wierszy wybitnych! A wiele jest takich, ktore przechowuje bardzo gleboko i ich strzege. Czasami nawet nie caly wiersz, tylko dwa-trzy wersy.
Alicjo, sorry, nie powinnam byla tak powiedziec.
A co do „pisania glupotek, bo pomagaja przetrwac ciezkie czasy”, no to wybacz. Achmatowa tez przeszla przez ciezkie czasy, ale napisala wtedy Reqiem, a nie glupotki. Glupotki sie pisze do t.zw. szuflady.
Arkadius – od czwartku d0 17-go włącznie Pyry będą pod adresem
anilana@wp.pl
Heleno,
jeżeli komuś pomaga, to niech. Ja chętnie głupotki K.G. poczytałam pod klonami, dla odprężenia. Nie każdy musi być noblistą, i nie musi, i nie każdy musi być Achmatową. Ludzie sobie radzą, jak potrafią. Zycie jest, cholera, jedno 😉
W takim razie do soboty Pyro.
Chyba ze masz inne plany. Obecnie jestem w Berlinie i do piątku pozostanę tu z wielką przyjemnością. Z podobna rozkoszą udam się na koniec tygodnia nad morze.
makupber@gmx.de
Kochani, czy jest sens darcia pierza z powodu oceny literatury? To trochę jAK ROZWAżANIA O WYżSZOśCI śWIąT bOżEGO nARODZENIA NAD wIELKANOCą.
Każdemu podoba się cos innego i z innego powodu. Dopiero co przyznałam się tutaj, że nie lubię Herberta, a z Barańczaka najbardziej lubię jego przekłady poezji anglojęzycznej. Ktoś może zachwycać się Miłoszem, a ktoś nie. Wolno nam Ponadto trudno zawsze siedzieć na najwyższej grzędzie. Czasem, choćby dla higieny duchowej warto wpaść z Chmielewską na wyścigi. z Grocholą na kawę albo ze Szwają na dziennikarskie piwko.
Otóż to, Pyro 🙂
Już przygotowuję listę – Szwaji (Szwai?) zupełnie nie znam, a wiele słyszałam.
Idę podawać obiad, J. otwiera wino.
Ale mu nie drzemy pierza. Pyro. My rozmawiamy. Moge oczywoscie opwioeidziec, ze zrobilam dzis salade nicoise, ale nic jakby z tego nie wynika dla reszty. Wiem, ze Alicja nie lubi Milosza, wiec jej nie namawiam, choc w glebi ducha podejrzewam, ze nie natrafila na wlascowe wiersze, na takie ktore by przemowily do jej wrazliwosci na slowo. . Jakby przeczytala np. Dzwony w zimie, to – jestem przekonana, zeby sie zachwycila. Ale moze nie. Dla mnie dzielenie sie tym co mi sie w literaturze podoba (lub nie) jest wznym zajeciem. Dlatego ucieszyl mnie dzisiejszy wpis dotyczacy Kawafisa.
Pozwolilo wrocic znowu do tych wierszy i zajac sie nimi przez godzine ,jak jechalam do banku, to wzielam sobie Kawafisa do aurtobusu. I skupilam sie na erotykach. Bardzo homoseksualnych. Bardzo zmyslowych. W tym wyborze ktory podsunal aandrzej jerzy nie ma ani jednego erortyka, A w dwoch esejach, ktore topwarzysza wyborowi, nie ma ani slowa o tym nieslychanie waznym watku jego liryjki – homoseksualnym. Co jest dziwne, jednak.
U mnie w ogrodzie już prawie dojrzały wiśnie. Chciałam je zrobić
kandyzowane w syropie razem z szypułkami . Takie do koktajli i deserów.. Pytałam różnych osób. Nie znają przepisu na takie wiśnie . Natomiast prawie wszyscy pytani mieli jakieś przepisy na nalewki i zdobyłam kilka przepisów.
Jeden z nich wydaje się być bardzo intrygujący. Kilogram świeżych wiśni zamrozić w zamrażalniku. Potem te zamrożone wiśnie przełożyć do słoja i przesypać je paczką cukru waniliowego i zalać wódką.
Przy okazji podpowiedziano mi ,że można przez cały letni sezon owocowy
tworzyć ratafię. Do dużego wyparzonego słoja wsypywać owoce w miarę jak dojrzewają :truskawki , czereśnie , wiśnie, śliwki , morele, brzoskwinie.
Pierwszą partię wsypywanych owoców przesypać cukrem i zalać
spirytusem. W moim przypadku tą pierwszą partią będą wiśnie. Potem dokładać kolejno , w miarę dojrzewania – pokrojone w ćwiartki i bez gniazd nasiennych jabłka i gruszki . Następnie jagody , maliny , jeżyny , śliwki węgierki bez pestek , winogrona ,płatki migdałów , rodzynki, , morele , pomarańcze , cytryny , ananasy. Po dołożeniu kolejnej partii owoców – należy dolewać również spirytus – tyle ,że rozcieńczony do 70%. Te owoce zbierać w tym słoju do końca września W październiku zlać płyn znad owoców do słoja i dodać wodę z cukrem . Wodę należy zagotować z tym cukrem w ten sposób -że do litra gotującej się wody wsypujemy tyle cukru – ile się uda rozpuścić. Zamiast cukru można dać miód. Tyle przepisy. Chciałam was podpytać co sądzicie o tych przepisach i czy może macie pomysl jak zrobić wiśnie kandyzowane z szypułkami. Przy okazji informuje ,że moja nalewka orzechowa jest już bardzo aromatyczna i ma intensywnie zielony kolor. W przyszłym tygodniu zleję ją do butelki
….liryka, liryka, tkliwa dynamika 🙂
Heleno,
nie, to nie jest tak, że ja nie lubię Miłosza, on mnie nie powala na kolana i tyle.
To jest sprawa indywidualna, jak mawiali Starsi Panowie Dwaj.
A erotyki to i owszem, Leśmiana.
W malinowym chruśniaku,
przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po głowy, przez długie godziny
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.
Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem.
Bąk złośnik huczał basem, jakby straszył kwiaty,
Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory,
Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory
I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty.
Duszno było od malin, któreś, szepcząc, rwała,
A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni,
Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni
Owoce, przepojone wonią twego ciała.
I stały się maliny narzędziem pieszczoty
Tej pierwszej, tej zdziwionej, która w całym niebie
Nie zna innych upojeń, oprócz samej siebie,
I chce się wciąż powtarzać dla własnej dziwoty.
I nie wiem, jak się stało, w którym okamgnieniu,
Żeś dotknęła mi wargą spoconego czoła,
Porwałem twoje dłonie – oddałaś w skupieniu,
A chruśniak malinowy trwał wciąż dookoła.
Kawafis o sobie:
„Kavafis, moim zdaniem, to poeta ultranowoczesny. Poeta przyszłych pokoleń”.
Napisał podobno 154 wiersze. Dające się tłumaczyć bez straty na wiele języków. Jego wiersze brzmią równie dobrze po niemiecku i angielsku, jak i po polsku. Ta poezja jest wolna od metafor, ozdóbek i ornamentów, każdy wiersz możnaby wykuć jak inskrypcję w kamieniu. Interesujący gość, ten Kavafis. Potrójnie obcy: poeta wśród niepozornych urzędników, hedonistyczny chrześcijanin wśród muzułmanów, homoseksualista pośród kultury erotycznych gier w chowanego – z tego musiało wyniknąć coś szczególnego 😎 I jeszcze choroba – rak krtani, zmuszający do chrapliwego szeptu…
Moje Kozy nie dają chwili czasu, a tu tyle się dzieje. Nie pisałem nic o moim stosunku do Miłosza, poezję bardzo lubie z wszystkich okresów, eseje też, aczkolwiek czasami trudno mi się na nich skupić. Co do oszczędnego szafowania cudzymi nazwiskami, obawiam się, że to przywara wielu wielkich. Niedawno pisaliśmy o pazerności Wańkowicza. Nie chcę ich osądzać, niech ich wizytówką pozostanie twórczość, nawet w jakiejś części zapozyczona. Tak wielu mamy odbrązowiaczy, a tak mało dobrych wzorców osobowych. Nie chcę, żeby wielcy zostali wielkimi dla maluczkich, a dla nas, intelektualistów, zmaleli do rzeczywistych wymiarów. Jak dla mnie, niech pozostaną wielcy nawet, jeżeli nie w pełni na to zasługują.
Co do Grocholi, nie mogę się zgodzić z Alicją. I nie chodzi mi wcale o feminizm, bo żyję z feminiską od prawie 40 lat i ten feminizm wcale mi nie przeszkadza. Uważam, że ma w swoim widzeniu stosunków męsko-damskich (wszystkich, nie akurat erotycznych) dużo racji. Uważam, że Grochola odziera kobiety z godności, na którą powinny zasługiwać. I nie widzę specjalnych wartości literackich w jej twórczości.
A na Pintera idziemy jutro z Kozami. Mam nadzieję, że warto. Na ogół bywałem Pinterem rozczarowany i spodziewam się być wreszcie w pełni usatysfakcjonowany. Pamiętam parę dobrych wystawień sprzed lat ponad trzydziestu. Podobał mi się też film wg jego scenariusza „Kochanica Francuza”
Kogo obchodzą wątki homoseksualne? Wszyscy jesteśmy ludzmi, czyż nie? Przynajmniej ja mam takie podejście i naprawdę mnie nie obchodzi, kto z kim sypia – byle był(a) człowiekiem. Tyle.
Alicjo,
a co z tymi, co sypiają z butem oficerskim na przykład? Albo z rękawicą bokserską? Więcej tolerancji, proszę 🙄
Alicjo!
A jak para to są nieludzie, to nie mają prawa z sobą spać?
Stanisławie,
a powiedz mi, co przeczytałeś Grocholi? „Odziera kobiety z godności”?!
Przeczytaj „Trzepotanie serca” – opowieści o takich sytuacjach znam z opowieści koleżanek z Polski i nie tylko. Jak przeczytasz, to możemy podyskutować. Jakoś nikt nie czyta ze zrozumieniem – nie o te głupotki mi chodzi.
Grażyno,
Kandyzowanie owoców (praco- i czasochłonne)
Ugotować syrop „do nitki” z 1 litra wody i 1 kg cukru. Owoce pokroi- w kawałeczki, wiśnie nakłuć, umieścić na gęstym sitku umieszczonym na pasującej misce, zalać wrzącym syropem tak, by były całkowicie pokryte. Zostawić pod przykryciem na 24 godziny. Wyjąć sitko z owocami, syrop znowu ugotować do nitki, powtórzyć procedurę kilkakrotnie (4-5 razy). Za ostatnim razem rozgrzać syrop do 105 stopni (długie nitki). Owoce wyjęte z syropu suszyć na kratce kuchennej. Uważać na paluchy, żeby nie poparzyć 😎
Watki homoseksualne sa w jego tworczosci wazne, poniewaz homoseksualizm z miejsca stawia go na marginesie, czyni go Obcym, pisze sporo o tym, ze jest to milosc, ktorej nie mozna nazwac wlasnym imieniem. POzbawia go wolnosci, ktora sie ciesza inni. To sa bardzo dramatyczne dla poety przezycia.
Spojrz na to:
Niech z czegokolwiek, com mówił i czynił,
nikt nie próbuje odczytać, kim byłem.
Przeszkoda legła, która przemieniała
i moje czyny, i mój sposób życia.
Przeszkoda, która nieraz moje usta
zamurowała, gdym zaczynał mówić.
Jedynie z czynów najmniej dostrzegalnych,
z zapisków, którem najskrzętniej osłonił ?
tylko w nich będzie można mnie zrozumieć.
Ale to może nie jest warte trudu
ani starania ? poznać, jaki byłem.
W przyszłości, w społeczeństwie doskonalszym,
ktoś inny zjawi się ? właśnie taki ja
ukształtowany ? aby żyć swobodnie
No przecież mówię… niech każdy sypia z tym, kto mu się podoba;)
Byle tylko bez krzywdy dla kogoś. Wróćmy do Dzienników Gombrowicza. Czasami mam wrażenie (czytając), ze jak nie jesteś homoseksualistą, to jesteś podludziem prawie, mniej wrażliwym i w ogóle.
Jasne, że nasz stosunek do literatury jest ważny, Helenko. Mnie chodziło raczej o to, że odbiór poezji jest sprawą indywidualną i raczej nie poddającą się ocenom. I choć ogromnie podoba mi się Achmatowej wiersz zaczynający się od słów :
„Wysokie stropy kościołów
chłodniejsze, niż nieba sień.
Wybacz Kochanku najpierwszy,
żem Tobie przyniosła śmierć.”
to jednak znacznie bliższy mojej współczesnej wrażliwości jest tekst Osieckiej „Na całych Mazurach – Ty”. Ponadto obok literatury, która ma ambicje wstrząsnąć światem, a przynajmniej człowiekiem, istnieje (i jest potrzebna) literatura rozrywkowa w szerokim pojęciu. Wm końcu nie codziennie człowiek ma ochotę podpalać niebo
T
Może na dobranoc coś lżejszego…
W drzwiach kawiarni
Jakieś słowa, które mnie dobiegły od sąsiedniego stolika,
sprawiły, że spojrzałem ku drzwiom kawiarni.
I ujrzałem ciało tak piękne,
jakby je utworzył u szczytu mistrzostwa Eros
z radością modelując harmonijne członki,
podnosząc wzrost,
ze wzruszeniem kształtując twarz
i zostawiając od dotknięcia swych palców
czar szczególny na czole, na oczach, na wargach. (-) K.K
Dobranoc! 🙂
Alicjo, szkoda, ze Cie nie bylo w roku 1903 w Grecji albo w Londynie. Wytlumaczylabys tym wszystkim homofobom… 🙂 Tak sie sklada, ze ten tu Kawafis pisal to wszystko wlasnie kiedy Oscar Wilde wroci byl z wiezienia w Raeding, wsadzony tam za homoseksulaizm i umieral w Paryzu na rue de Seine z choroby ucha, jakiej sie nabawil w wiezieniu.
Powaznie zas – nie wazne jest z kim Kawafis sypial, wazne, ze nielegalnie, a wrecz kryminalnie i ze to stawia go w sytuacji egzystencjalnej raczej nie do pozazdroszczenia. A takie sytuacje bardzo mnie interesuja.
A co do Gombrowicza, osobiscie mysle, ze nie byl homoseksualista, choc za takiego wolal uchodzic, nie chcac aby sie wydalo, ze byl impotentem. Sa do tego klucze w jego tworczosci – mysle tu przezde wszystkim o watku z jednej z jego powiesci o jedbym jedynym stosunku, jaki w zyciu odbyl podmiot liryczny – ze sluzaca.
Pyro, nie jestem przeciez przeciwna literaturze lzejszego kalibru, ale chce , a wrecz zadam, abym za moje pieniadze dostawala cos co mozna czytac. Nie pamietam co to byla za powiesc, pamietam natomiast ze po kilkudziesieciu stronicach uznalam, ze nie jestem w stanie brnac dalej. Wiec odlozylam do kosza na smiecie. A to zdarza mi sie od czasu do czasu.
Seksualizm ludzki jest potężną sprężyną działania, a to, co zakazane zawsze silniej przemawia do wyobraźni, a zagrożenie bywa afrodyzjakiem niegorszym od viagry. Tak było zawsze, czy chodziło o uwodzenie żony HefAJSTOSA, czy o poślubioną królowi Markowi Izoldę Złotowłosą, czy o homoseksualizm, za który też można było zostać wykluczonym ze społeczeństwa. Po prostu taka czy inna orientacja seksualna w niczym nie zmienia samej istoty pożądania, zachwytu i ryzyka. Homoseksualizm sam w sobie wydaje mi się marnym usprawiedliwieniem twórczości takiej czy innej.
Ah! Reinaldo Arenas! I jego „Before night falls”. Wspomina Gombrowicza i owszem… 🙂
Może Gombro udawał, może nie.
Nemo (23:25)- dziękuję za pomoc. Jutro podejmę próbę gotowania cukru do nitki 🙂 i zanurzania wiśni . O efektach opowiem.
„Wybacz Kochanku najpierwszy,
żem Tobie przyniosła śmierć.?
Wiec jeszcze do Pyry. Rozumiem, ze smierc meza poetki, Gumilowa, w wiezieniu, jest dzis rzeczywioscie mniej nosna niz „na calych jeziorach -Ty, we wszystkich dnia porach -ty” etc.
… dla mnie za jedno, byle książka była dobra. Albo wiersz. Albo obraz.
Poddaje sie. Znajdziecie mnie na chojce. Z homoseksualnymi sonetami Szekspira w reku.
Gumiłow w więzieniu, Baczyński na barykadzie, a Lorca przed plutonem egzekucyjnym. Takie to pokolenie było i jego los. Rozumowe przyjęcie tamtego dramatyzmu nie wpływa jednak na moje absolutnie indywidualne , osobiste pojęcie erotyzmu najbliższego mojemu odczuwaniu. Dlatego bliższy mi jest króciutki wers Pawlikowskiej „Nie ma listów, listonosza nie ma”, niż 22 kolejne wersy Baczyńskiego poświęcone białym dłoniom Barbary
Ale zacytowany wiersz Anny nie byl erotykiem, byl lkaniem w kosciele po zamordowanym mezu.
Zacytowany wiersz Anny jest epitafium Miłości, Heleno. I jest – z wyjątkiem cytowanej pierwszej strofy – hymnem na cześć uczucia.
Sluchajcie,
duzo tu dzis interesujacej wymiany mysli i ucze sie od Was tylu ciekawych rzeczy, pomagacie mi nawet o tym nie wiedzac.
Ale tu troche z innej beczki (jak zwykle zreszta) doswiadczenia mojej corki, Basi, z pierwszych lekcji w Krakowie – no nie smiejcie sie, ale ona nie miala zadnej formalnej lekcji polskiego, tyle co w miedzyczasie zdazylam ja nauczyc i co schwytala od dziadkow. Smieje sie kiedy to czytam! Najbardziej mi sie podoba, ze naprawde chca sie uczyc.
„byl pierwszy dzien lekcji i bylo suuuuper!! Mam czterech nauczycieli i kazdy jeden jest bardzo interesujacy. Jestem w Polskim dla prawia Najlepszych ale wogule niema najlepszych. Wszystcy na mojej lekcji prawie biegle mowia i sa ze stanow oproc jednego Austriaka i jednego Rosjanina. Rosjanin juz chodzi do tej szkoly od 8miu lat wiec przyjechala televizja filmowac nasza lekcje zobaczyc dlaczego professor z Californi tak bardzo chce sie nauczyc Polskiego. Bedzie na kanale plus albo puls niepamietam.. polska 4.
No i mnostwo ciekawych ludzi tu jest. Glownie ze stanow ale tez jest jedna dziewczynka z Canady i kilka Francusow. Tak naorawde na moich pozniejszych lekcjach jest strasznie duzo ludzi kturzy wogule nie sa Polskiego pochodzenia ale swietnie mowia po Polsku. Jedna hiszpanka, wloszka, z Rosji, z Ukrainy, i tak dalej.
Spotkalam dziewczynke z nowego jorku ktura mowi po Polsku tak jak ja i jest na kazdej mojej lekcji. Narazie bardzo sie zaprzyjaznilysmy i bedziemy sie naprawde uczyc. Siedzialysmy na lekcji literatory razem calkowicie zaintersowane.”
Wando TX – wzruszyłam się. Teraz już będę się kładła, a dzięki Basi położę się uśmiechnięta.
…zara na chójkę! A za co, za gusta?! Ja nie idę 🙂
…a z tym „położę się spać uśmiechnięta”, przypomniało mi się, jak któregoś dnia opowiadałyśmy sobie różne rzeczy z Izą, i między innymi te klucze, które nasz Maciek dostał od Izy i Alsy Ojca. No, wyłudził smarkaty. Klucze wiszą w Maćka pokoju i Iza rozpoznawała, co od czego (chyba się powtarzam? Jest stosowne zdjęcie, jakby co).
Następnego dnia Iza opowiadała sen, a podobno rzadko jej się co śni. Może dotyk tych kluczy, może coś, ale śnił jej się piękny sen o Babci Marysi o Tacie, i obudziła się „uśmiechnięta”, jak to określiła.
Dostalem spadek, który dolaczylem do moich zbiorów. Stare nareczne zegarki z róznach lat i krajów. Nawet takie które zolnieze zakladali na obydwie rece az po lokcie. Nie moge zebrac zadnej kolekcji. Znajomi ciagle podkradaja. Ostatni rarytas, to reczny zgarek marli „Lucz”. Pozostal po jakims zolnierzu kiedy wycofywano z Austrii wojska Armii Czerwonej po podpisaniu traktatu w 1955 roku o ponownym powolaniu Republiki.
Jak juz sie kompletnie zestarzeje i uratuje cos z moich zbiorów zrobie sobie prywatna wystawe a potem zejde z tego swiata bo po prostu czas zatrzymal sie.
Z zyczeniami dobrej nocy
Pan Lulek
Panie Lulku, jak czas sie zatrzyma to trzeba go ruszyc znowu 🙂 a nie schodzic no chyba ze z przyslowiowej chojki, ale to nie Pan.
No to moze obejrzec usmiechnieta Nemo na lodowcu, albo popatrzec na sliczna rzeke Brazos?
http://picasaweb.google.com/WandaTX/DlaPLulka?authkey=He1OAbv6tE8
Pozdrawiam
Już bekasy do góry porwawszy się wiją,
I bekając raz po raz jak w bębenki biją”.
Adam Mickiewicz
Witam Szanownych Blogowiczów 🙂
Muszę się przyznać, że czytanie tego bloga stało się moim porannym, bardzo przyjemnym zresztą, rytuałem. Od roku zaczynam dzień od śniadania, kawy i przejrzenia nowych komentarzy. Mam nadzieję, że z czasem odważę się napisać coś więcej, coś skomentować czy nawet (o zgrozo!) zająć określone stanowisko w jednej z Waszych dyskusji 🙂
Dla Pani Alicji jeszcze jedna autorka do dopisania do listy.. mało znana i pewnie już zapomniana – Izabela Czajka Stachowicz. Czytałam jej książki dawno temu, jako dziewczę kilkunastoletnie i wtedy byłam nimi zachwycona.
nalevka,
po pierwsze primo, nie paniaj, tylko tykaj – za wyjątkiem Pana Lulka, no ale to wiadomo 😉
Po drugie primo, rozgość się przy stole, zajmuj określone stanowisko i komentuj 🙂
Po trzecie primo, u mnie po trzeciej w nocy i idę dospać.
Dobranoc,
jeszcze przyczynek do Kawakisa, ktorego dzieki wam z przyjemnoscia odnajduje…
Inne tlumacznie Ithaki
ITHAKA
When setting out upon your way to Ithaca,
wish always that your course be long,
full of adventure, full of lore.
Of the Laestrygones and of the Cyclopes,
of an irate Poseidon never be afraid;
such things along your way you will not find,
if lofty is your thinking, if fine sentiment
in spirit and in body touches you.
Neither Laestrygones nor Cyclopes,
nor wild Poseidon will you ever meet,
unless you bear them in your soul,
unless your soul has raised them up in front of you.
Wish always that your course be long;
that many there be of summer morns
when with such pleasure, such great joy,
you enter ports now for the first time seen;
that you may stop at some Phoenician marts,
to purchase there the best of wares,
mother-of-pearl and coral, amber, ebony,
hedonic perfumes of all sorts–
as many such hedonic perfumes as you can;
that you may go to various Egyptian towns
to learn, and learn from those schooled there.
Your mind should ever be on Ithaca.
Your reaching there is your prime goal.
But do not rush your journey anywise.
Better that it should last for many years,
and that, now old, you moor at Ithaca at last,
a man enriched by all you gained upon the way,
and not expecting Ithaca to give you further wealth.
For Ithaca has given you the lovely trip.
Without her you would not have set your course.
There is no more that she can give.
If Ithaca seems then too lean, you have not been deceived.
As wise as you are now become, of such experience,
you will have understood what Ithaca stands for.
Constantine P. Cavafy
Każdy ma takie momenty w życiu, kiedy kieliszek domowej nalewki jest tym, co człowiekowi jest najbardziej potrzebne. Zziębniętego rozgrzewa, malkontenta pocieszy, byle tylko nie przedawkować – pozytywny skutek murowany. Najlepiej smakuje prawdziwa domowa nalewka zrobiona według dobrego przepisu. Trzeba ją wcześniej przygotować, aby mieć gotowe lekarstwo na przeziębienie, czy chandrę.