Zgadnij co gotujemy (97)
Do jubileuszowej zagadki coraz bliżej. Będzie to już za trzy tygodnie czyli w środku wakacji. Będziemy te tygodnie odliczali jak rekrut dni do upragnionego cywila. I tym razem quiz całkiem nie świąteczny. A nagroda nietypowa, bo trzy książki wakacyjno-kryminalne wydane przez polską filię Readers Digest. Ale wzbogacone o dedykację znanego Wam autora ukrywającego się pod inicjałami P. Ad. Oto pytania:
1. Co to jest tazbir (i nie o wybitnego historyka mi chodzi) ?
2. Czy roztruchan to potrawa grzybów ?
3. Co to za przyrząd – grajcarek?
Kto wie ten odpowie i pierwszy wyśle list na adres internet@polityka.com.pl ten otrzyma szybko nagrodę, by jeszcze w wakacje poczytać.
Komentarze
Trzecie pytanie niejednoznacznie sformulowane.
Grajcarek to jest:
po pierwsze korkociag reczny z poprzeczna reczka
po drugie rodzaj skladanego nozyka typu kozik z drewnianymi okladkami najlepiej z wisniowego drzewa.
Zaleznie od Towarzystwa, grajcarek miewal dwa znaczenia. Jakos nigdy sie nie mylilo i nie bywalo nieporozumien.
W zwiazku z powyzszym dalej nie uczestnicze
Pan Lulek
Panie Lulku –
odnosnie wczorajszego wpisu – to bylo w „Tedy i owedy” Wankowicza, a nie „Ziele na kraterze”.
Zmiast liczyc trupy w szafach musze wykonczyc projekt logo.
Echidna
Odpowiedzieć, ,odpowiedziałam i nie wiem, czy dobrze, bo mi tazbir dokopał Encyklopedia Staropolska podaje hasło w innej formie.
Echidna – no, nie przyznawaj się do wykończania czegokolwiek i kogokolwiek
Dla dodatkowego wyjasnienia ewentualnych nieporozumien zapodaje, ze obydwa produkty po prostu kosztowaly jednego grajcara.
Grajcar zas jest to srebrna moneta o nastepujacej historii.
Najpierw bita w Tyrolu pod nazwa krajcar poczynajac od XIII wieku. Potem w calej Austrii i innych krajach sasiednich. Dalej ale juz jako zdawkowa moneta miedziana znana od XVIII wieku. Do Polski zawedrowalo bicie tej monety srebrnej, bedacej w obiegu w wiekach XVI – XVII pod nazwa krucierza.
Nazywanie produktów od ceny w okreslonej monecie zachowalo sie dosyc dlugo, ze wspomne sprzed drugiej wojny swiatowej warszawskie igly i bulki zwane groszówkami
Pan Lulek
Grajcarki to pionowe loczki kręcone na gorąco. Robili mi to, żebym wyglądała jak aniołek.
Oczywiscie ze loczki, tak zwane anglezy.
Ale dalczego na „kulinarnym” blogu zajmujemy sie fryzjerstwem i to w dodatku niemodnym (no, chyba, ze do pierwszej komunii…)
Dumela wszystkim! Jak sie spalo?
Hej, a gdzie to zgninął Brzucho? Mam do niego pytanie, a on ginie w szerokim świecie.
Co Wy z tymi loczkami. Toż one od grajcarków tak się nazywały, bo przypominały grajcarki kształtem. Jak Pyra zajrzy, to wytłumaczy dokładnie.
Loczki! Loczki! Loczki!
Heleno, czy loczki są przyrządem. W pewnych sytuacjach mogą być, ale normalnie chyba nie.
Pyro, to mi sie nie podoba. W encyklopedii to nawet fonetycznie jest coś innego, poczatek bardziej z kieszenią się kojarzy. Znalazłem coś innego, ale pewnie to Ty masz rację.
Stanisławie – rację to ma zawsze z urzędu Gospodarz. On wybrał hasła z dostępnych Mu źródeł i spodziewa się, że my trafimy na te same. Nie zawsze tak jest. Google na 19 stronicach poleca prof J.Tazbira, p.Julię Tazbir, a nawet Druhnę Wandę Tazbir , ich publikacje, biografie, i inne dokonania i trzeba szukać gdzie indziej. Kiedy już butle grajcarkiem potraktowałam, a miód w roztruchan wlany został, tazbir pozostał nierozpoznany. Potem zaś odnalazł się w staropolszczyźnie ale w innej formie. Czy tej samej, Piotrowej? A, tego to nie wiem
Loczki sa przyrzadem do uwodzenia. MNie nigdy, nistety nie wychodzily. Rozkrecaly sie i byly proste jak drut. Ale zawsze podziwialam i zazdroscilam.
Heleno – mnie też kiedyś kręcono anglezy, nazwa grajcarki w odniesieniu do „włosianych rurek” nie była mi znana. Ktoś tu wspomniał o I Komunii – no, jak w pysk strzelił – na fotografii siedzi Pyra w białej sukience, wokół masa kwiatów, jak wokół katafalku, a na głowie 9-letniej Pyry anglezy pod wiankiem ze sztucznych kwiatów jaśminu.
Ominęła mnie wczoraj dyskusja o Wańkowiczu. Robił on na mnie duże wrażenie w młodości. Pisał dużo o czasach, które wspominali często Rodzice i robił to w podobny sposób, wówczas prawie niespotykany w wydawnictwach PRL. Jednak nie wszystko było równie sympatyczne. Ziele na kraterze oraz Tędy i owędy bardzo różnią się atmosferą na niekorzyść tego ostatniego. Pisma emigracyjne też nierówne, a Monte Cassino raczej dla pokrzepienia serc niż ścisłego oddania rzeczywistości. Niektóre zachowania osobiste wspaniałe, inne takie sobie, jak to u człowieka. Zrobiłem kiedyś duży kawał klikudziesięciu osobom znacznie wzorowany (bardziej pomysł niż szczegółami) na kawale Wańkowicza opisanym w „Tędy i owędy”. Miałem 17 lat i zadałem dużo pracy funkcjonariuszom MO i SB na wiele miesięcy. Nikomu nie zrobiłem krzywdy, choć niektórym trochę kłopotu, bo kilkadziesiąt osób było przesłuchiwanych. Ukochna każe mi się tego wstydzić, a ja nie wiem, czy praca zadana organom nie rekompensuje tych jednorazowych przesłuchań.
Dawac tu to zdjecie, Pyro! Bedziemy sie znecac!
Moze i anglezy, ale ja to znam jak grajcarki. Na lazarzu czasami jeszcze ktos z takim cudnym poznanskim akcentem potrwfi powiedzec: Tez sobie grajcarkow kolo glowy narobila.
Ulubiony wrocil i nie przywiozl mi karkade… czas na zmiane Ulubionego 🙁
Pyro, prawie się możemy zamienić zdjęciami 🙂
Wolę grajcarki, anglezy to także damskie niewymowne.
Przyrząd do uwodzenia na pewno. Może to i podstawowe zadanie loczków. Ale Gospodarz by tego chyba tak nie określił, a jak słusznie zauważyła, Pyra, tylko Jego opinia tu się liczy.
Nie znalam Wankowicza, pisarstwo jego nie straszliwie mnie przejmoalo, choc wiem, ze dla wielu ludzi byl to niezwykle wazny pisarz-publicysta.
Ale poznalam kiedys jego corke – Marte Erdman, a nieco pozniej – wnuczke Anie Walendowska.
Pani Marta bya nieslychanie milym, cieplym i przyzwoitym czloiwiekiem. I miala ladne odruchy. Kiedys przyszla do mnie do redakcji na wywiad, a po jej wyjsciu zobaczylam, ze zostawila na krzesle jedwabna apaszke. Wsadzilam to do koperty i wyslalam jej tego samego dnia, wychodzac z pracy. I nagle dostalam dlugi piekny list z podziekowaniami, w ktorym pisala, jak zmartwiona byla zgubeniem apaszki (myslala, ze zgubila w metrze), gdyz byla to pamiatka po zmarlej przyjaciolce.
Wszyscy od tego czasu poumierali na raka – Pani Marta, jej Maz, jej Corka i maz Corki. Wszyscy przedwczesnie.
No chyba znalazłem tego tazbira. Ale nie będę sie już wychylał, poczekamy, co powie Gospodarz.
Anglez to po francusku rodzaj żeński przymiotnika angielski i stosowano to do kilku różnych rzeczy – loków, surdutów, koni. Od tego anglezowanie przy kłusie. Ale do damskich niewymownych nie spotkałem. Swoją drogą gdzie te czasy, gdy to było naprawdę niewymowne. Teraz jest wymowne i oglądalne, a nawet w dobrym tonie, żeby górny paseczek odzienia (?) zwanego stringami widniał 5 cm nad spodniami ozdobiony błyszczącymi ornamentami. Trochę mnie to drażni, ale jakoś świat się od tego nie przewraca.
Stanislawie nie Ciebie jednego. *uwaga nastepne zdanie jest uwaga politycznie niepoprawna, wrazliwym radzimy nie czytac*
Szczegolnie na grubym tylku w obcislych jeansach. Tluszcz sie wylewa razem ze stringami. Od takiego widoku od razu trace apetyt. hmmm. Moze to pomysl na diete?…
Brawo Pyro! Znowu sukces. A prawidłowe odpowiedzi to:
1 – Tazbir to cienkie i tanie piwo z powtórnej obróbki słodu, kupowane w dawne Rzeczpospolitej przez biedaków;
2 – Roztruchan zaś to ozdobny kryształowy puchar z ozdobami ze srebra lub innych kruszców;
3 – A grajcarek to oczywiście korkociąg.
Nagroda w drodze. Uściski – Piotr
Wczoraj doznalam olsnienia. Chodzilo za mna, ze na 100% jadlam kiedys placek robiony bez tluszczu. I w nocy (jakos tak spac nie moglam) mnie olsnilo. Nie tylko kiedys, ale co wielkanoc.
Pyro droga ty masz Dieslowa w domu? Tam jest taki przepis na mazurek rodzynkowy. Jak nie masz, to poszukam, moze gdzies przepisalam albo pomecze o niego rodzicielke.
Gratulacje, Pyro!
Pyro gratulacje!
Wlasnie w wyborczej wyczytalam:
Gimnazjaliści wygrywali głównie konkursy z przedmiotów ścisłych (154 laureatów z matematyki, fizyki i chemii). W przypadku innych dyscyplin te liczby nie są już tak wysokie (15 laureatów w sumie z języka polskiego, angielskiego i historii).
Kuratorium tłumaczy to większym zainteresowaniem naukami ścisłymi. Wicedyrektor VIII LO Marek Grefling widzi jeszcze jedną przyczynę: – Laureatów z przedmiotów ścisłych było więcej, bo obniżyły się wymagania konkursowe. Obawialiśmy się nawet, że laureaci wybiorą te same klasy i wszyscy się nie pomieszczą, tak że trzeba będzie tworzyć nowy oddział.
—-
To po prostu cudownie!!! Jeszcze czesc przekonac, ze ich przyszlosc lezy w inzynierii chemicznej i juz bedzie wspaniale. Naucza sie Anglielskiego, francuskiego, badzi niemieckiego i w ofertach pracy beda przebierac jak panna na wydaniu w rekawiczkach.
Brawo, Pyro, jednak taśbir, taszbir i tezbir to właśnie tazbir.
Mam w domu Zdislową, ale trafiam do domu dopiero około 16:30. Jak jeszcze będzie potrzebna, zajrzę. Jest tam mnóstwo niezłych mazurków.
http://books.google.pl/books?id=9UA9DKeuWgsC&printsec=frontcover#PPP1,M1
strona 302 ust. 14 też jest o tazbirze, ale innym.
A mnie na glowie robia sie nie grajcarki czy tez anglezy lecz loczki a la barokowe aniolki. W zaleznosci od wilgotnosci powietrza mam ich wiecej lub mniej. Czasami robi sie baranek, ale to jak deszcz pada. I nic nie pomaga ukladanie – rebelianckie jakies.
Pyro – gratulacje.
Hurra, dziękuję za gratulacje pt Towarzystwu, a Gospodarzowi za lekturę wakacyjną. Dieslowej nie mqam , już oddałam ale poszukam u innych autorek, Nirrod.
Heleno – ja Młoda będzie miała dzień dobroci dla zwioerząt (teraz jej nie ma) to może młodocianą Pyrę w anglezach wrzuci do Alicji.
Dla Nirrod Mazurek rodzynkowy Marii Dieslowej
6 jajek, 25 dag maki, 12 dag rodzynków czarnych, 12 dag rodzynków dużych,12 dag rodzynków sułtańskich, 12 dag migdałów, 25 dag cukru, 1 cytryna
Ucierać wałkiem w misce żółtka z cukrem, dodając cytrynową skórkę i sok; gdy dobrze zbieleją przesiać mąkę, włożyć ubite na pianę białka, zmieszać lekko, po czym dodać rodzynki i poszatkowane migdały, wymieszać ostrożnie aby nie rozbić piany, wyłożyć na rozsmarowaną blachę, rozciągnąć równo i piec na wolnym ogniu. Gdy stężeje z wierzchu i zżółknie, wyrzucić z blachy na deseczkę. Można polukrować mazurek w pasy białe i czekoladowe.
Mazurek z rodzynków:
6 jaj
1/2 kg maki
12 dkg rodzynków czarnych
12 dkg dużych (tak stoi w przepisie)
12 dkg sułtańskich
12 dkg migdałów
1/4 kg cukru
1 cytryna
Ucierać wałkiem w misce żółtka z cukrem, dodając cytrynową skórkę i sok, gdy dobrze zbieleją przesiać mąkę, włożyć ubite na pianę białka, zmieszać lekko, poczem dodać czyste rodzynki i poszatkowane migdały, wymieszać ostrożnie aby nie rozbić piany, wyłożyć na rozsmarowaną blachę, rozciągnąć równo i piec w wolnym piecu. Gdy stężęje zwierzchu i zżółknie, wyrzucić z blachy na deseczkę. Można polukrować mazurek w pasy białe i czekoladow
Marja Disslowa – Jak gotować – Wydawnictwo Polskie R. Wegnera – Poznań
rok 1937 lub nieco wcześniejsze
O!!! Ten wlasnie!!!! Wielkie dzieki Gospodarzu i Zabo.
Co prawda ma jajka, ale przy masle jajka to pikus. cukru dodalabym 20dkg gora inaczej wychadzi za slodki, nawet mnie jak rodzynki sa slodkie.
W domu mam jeszcze przepis na rogaliki bez jajek, za to z tluszczem.
Jak dotre to podam.
Nie da sie ukryc – jest to jeden z tych rzadkich momentow w zyciu doroslej kobiety, kiedy potrzebuje chlopa. Moze byc nawet kobieta utalentowana stolarsko.
Dzis rano doatrczono mi ze sklepu niewielki debowy kredensik. Nie zaden samorecznie skladany, ale gotowy kredensik do zapakowania utensyliami. Po zmuszeniu robotnikow do wyjecia go z kartonow, plastykow i licznych warstw styropianu, po sutym oplaceniu ich za wywiezienie smieci (20 funtow), za co byli mi dozgonnie wdzieczni, po ich wyjsciu, okazalo sie, ze srodkowa polka lezy na dnie i po to by ja wyjac i umiescic na odpowiedniej wysokosci, nalezy zdjac dzwiczki wraz z zawiasami. Nie byly to jednak normalne zawiasy, tylko te takie p..e strzelajace.. Co uczynylam bez wiekszego trudu wykrecajac srubki. Jednak przy probach wstawienia tego z powrotem i po wydzieleniu z siebie siedmiu potow, odlozylam drzwiczki i zaczelam dzwonic do sklepu, aby ci suto oplaceni, wrocili i drzwiczki zalozyli. Mechanizm tych pie..ych zawiasow zglebilam, ale nie mam sily w garsciach podtrzymywac drzwiczki i jednoczesnie wkrecac srubki.
Zadzwonilam zatem do sklepu.
Przy pierwszym „hehehe” uslyszanym w sluchawce ze strony jakiegos durnia, ktory nie przeczytal w zyciu jednej setnej tych ksiazek, ktore ja przeczytalam, zostal ochrzaniony na czym swiat stoi i wyslany na chojke.
Teraz czekam na telefon menadzera, ktory o naszej 10:30 przebywa „na lunchu”. Zapowiedzialam, ze jestem gotowa czekac pol godziny na telefon. Jakie beda reperkusje jego niesubordynacji jeszcze nie wymyslilam.
Ale beda straszne.
Potrzebuje chlopa do drzwiczek od kredensu.
Misiuuuuuu! Wybaczone!
P.S. Zabo. Moja mama ma taka stara Dieslowa. W czerwona skore oprawiona. Moja Babcia i wszystkie jej siostry taka zostaly obdarowane.
Wielkie dzięki Iżyku. Jesteś wspaniały. Tylko ten Twój okropny charakter…pisma. Gdyby nie dopisek Kierownictwa nic bym nie zrozumiał. A teraz wyjaśnienie dla reszty towarzystwa: dostałem od Iżyka z Kierownictwem prosto z Walii świetny album (z dużą ilością tekstu) o najwybitniejszych rodach winiarskich z całego świata. Dla mnie to kopalnia wiedzy. Jeszcze raz dziękuję!
Marja Disslowa, jeden z największych autorytetów w rodzinie mojego dzieciństwa. Mam tę książkę, ale z dziecięcych czasów zapamietam autorkę jako Zdislową i tak dla mnie zostało.
Heleno, dobrze opłacani faceci rzadko dobrze wykonują robotę. Jeżeli szybko nie przyjdą radzę ułożyć kilka książek na podłodze lub stoliku (w zależności od dolnego poziomu drzwiczek) tak, aby ich środek opierał się na książkach. Ułatwi to utrzymanie drzwiczek w trakcie przykręcania. Wystarczy 2-3 (środkową, górną i dolną) śrubki przykręcić, żeby dalej było łatwo.
u Disslowej jest jeszcze Mazurek rodzynkowy, ale już z masłem. Swoją drogą jak ona była Disslowa to jak miał mąż? Dissel? Disslow?
Wczoraj wypróbowywałam piekarnik w nowej kuchence. Radziłam się kumy, która wcześniej miała piekarnik z termoobiegiem, jak tego patentu używać, zwłaszcza do ciasta. Powiedziała, że do drożdżowego tak a do biszkoptu nie. Na wsiakij pażarnyj słuczaj nie dość, ze nie użyłam, bo piekłam Placek Grażyny z rabarbarem, to jeszcze do ubijanych jajek wrzuciłam cream of tartar – strzeżonego…. Wyszło mi, że grzeje mocniej niż poprzedni, bo zaraz się z góry przyrumienił, więc skręciłam na 150 stopni i potem już było dobrze.
Czy ktoś może mi udzielić rad jak ten termoobieg się je?
Też chciałam mieć angielskie loki do komunii. Nim dojechałam do kościoła to mi się rozkręciły. Komunię i przygotowanie oczywiście zorganizowała, w czasie wakacji, moja Babcia przez znajomego księdza. Bardzo byłam zadowolona, bo na nauki trzeba było dojeżdżać na plebanię, ze 4 km i Babcia wynajmowała furkę, więc miałam dodatkową atrakcję: powoziłam parą klaczy, siwą i kasztanką. Sama komunia z wielką pompą w czasie odpustu 15 sierpnia i prawie w Babci imieniny (Helena – 18.08), całą mszę sama jedna na na przyozdobionym asparagusem klęczniku przed ołtarzem. I co? Agnostyk ze mnie wyrósł, a może i co gorszego?
No tak, jedyną chwilą, w jakiej kobiecie potrzebny jest chłop, jest zakup kredensiku.
Żabo – od 10 lat piekę z termoobiegiem i jestem zachwycona. Doświadczenie mnie uczy, że tem. musi być od 30-50 stopni niższa i piecze się krócej (np ciasto piakowe 25-30 min) piekę i fdrożdżowe (początkowo nastawiam na 100 i trzymam tak 10-15 min żeby wyrosło, potem podkręcam na 140-150. Piecz się też gdzieś 30 minut. Piekę i biszkopt. Natomiast mięs nigdy – wysusza.
Zabo caly czas pieke z termoobiegiem. Biszkopt tez. Z zasady temperature zmniejszam o 15-20 stopni.
Gospodarz 25 dkg mąki, Żaba 1/2 kg. Losować, czy 1/3?
Termoobieg to rzecz nie dla Pań. Mówię tak, bo Moja nigdy nie używa. Ja używam i przy drożdżowych i przy biszkoptach, tylko temperaturę ustawiam niżej, chociaż teoretycznie temperatura powinna być taka sama, tylko równomiernie rozprowadzana. Sa piekarniki, w których termoobieg włącza się z oddzielną grzałką i wtedy nie trzeba temperatury obniżać. Tak czy inaczej trzeba parę razy poeksperymentować i się termoobieg polubi.
Biję się w pierś: 1/4 kg mąki do mazurka z rodzynków.
Nirrod, czy Ty zbierasz przepisy bezjajeczne i beztłuszczowe? Czy mogą być z białkiem a bez żółtek?
Stanisławie, weszłam w siebie, wyszłam i oświadczam, że jestem panią. Termoobiegu skutecznie używam od lat. Temperaturę zmniejszam jak Nirrod.
Moga. Zbieram jak zbieram. Wczoral paOlOre wyrazil entuzjazm na widok lodow bez jajek, bo Jasio roscie horyzontalnie.
Ja jestem z tych co w zamordystyczne diety nie wierza, wiec zaczelam myslec o smacznych ciastach itp. bez jajek lub bez masla. Zawsze troche mniej tuczace a smaczne nadal jest.
No i ten mazurek mi chodzil po glowie.
Stanislawie, ze Pyra tez Pani, to na wlasne oczy widzialam. Chyba, ze sie tak skutecznie kamufluje 😉
Przepraszam Panie używające termoobiegu. Może Moja to przeczyta i też zacznie uzywać. A używam też na 25 stopni do suszenia grzybów przy uchylonych drzwiczkach. Bardzo dobrze też się spisuje przy mazurkach na pianie, które się bardziej wysusza niż piecze, np. mazurek orzechowy Disslowej.
Ten orzechowy, to jeden z ukochanych plackow Ulubionego.
Dzieci nasze, które przyjeżdżają na Wielkanoc z Francji i Finlandii, wyjeżdżają z mazurkami orzechowymi w walizkach. To jego wielka zaleta, że można do walizki zapakować bez obaw.
Heleno, świat jest mały, mieszkając w Waszyngtonie mój brat bardzo się przyjażnił z Walendowskimi, ja też ich tam poznałam, oboje byli wspaniali.
Wańkowicz był chyba dość kontrowersyjny i, być moze na starość, interesowny. W latach sześćdziesątych mój szwagier był mocno zaangażowany w prowadzenie studenckiego klubu „Medyk”. Udało mu się zaprosić na spotkanie Marlenę Dietrich, która nawet zaśpiewała (podobno drugi raz w życiu bez orkiestry) i grosza nie wzięła. Natomiast Wańkowicz odmówił spotkania ze studentami za darmo.
Często cytuję dwa powiedzenia Wańkowicza: o poskiej cesze narodowej, czyli bezinteresownej zawiści (odczuwam na własnej skórze dośc często) i o wszechmocy boskiej, też jak rolnik to odczuwam – co ma zrobić Pan Bóg gdy jedna kobita się modli o pogodę na siano a druga o deszcz na ogórki? – Pan Bóg w swojej mocy może sprawić, że i ogorki wyschną, i siano zgnije
Znając wszechmoc boską nie modlę się w porze sianokosów, tylko łapię za konewkę i podlewam ogórki 😀
Hej, ominął mnie dzisiaj konkurs 🙁 ale vis maior nie pozwolił siąść do komputra o wiadomej porze. Dostałam za to od drugiego Pana Piotra obietnicę przysłania książki, której tłumacza skrytykowałam za niedbałe tłumaczenie 😯
Heleno,
posłuchaj Stanisława i nie zdawaj się na łaskę męskich osiłków 😎 A tę półkę pewnie można było zamontować bez odkręcania drzwiczek, jeśli jest oparta na sztyftach. Chyba że jest wsuwana w szczelinki w ściankach, to wtedy nie 🙁
Żabo – Wańkowicz całe życie o pieniądze zabiegał. Nie wiem, czy dlatego, że po rewolucji wyszli z majątku całkiem na łyso, czy od urodzenia miał taką „nieszlachecką” cechę. Jego Bracia byli inni – on był interesowny. Nie pamiętam który to z literatów (chyba Makuszyński?) wspomina, że Wańkowicz kierując swoim wydawnictwem Rój, brał literata pod rękę, oprowadzał po firmie,brał na spacer po podwórku – ot, brat-łata, a jednocześnie honorarium dusił w dół, zaliczek nie dawał, nie płacił za dodruki ale robił wiele szumu, żeby mu poczytny autor nie uciekł do konkurencji. Na przyjęcie albo stroje dla żony nie skąpił. Jego powojenne awantury z organizacjami polonijnymi w USA też brały się z przyczyn finansowych, nie tylko politycznych
Jeszcze jedno – nie jeden Wańkowicz nie robił nic za darmo. Alina Janowska, kiedy usłyszała od jednego z kierowników klubu żołnierskiego ile może dostać za spotkanie z żołnierzami powiedziała, że za tę sumę nie będzie d.. z krzesła ruszała, a Józef Nowak (pieśniarz i śpiewak) chociaż był przez jakiś czas członkiem KC też oświadczył, że „nie robi na żebraków”
-polskiej – oczywiście
Tak sobie myślałam, że może uda mi się przez ten termoobieg wysuszyć placki na tort Mocca? Ten tort sklada sie z placków z zaparzonej syropem piany z białek – maja być tak upieczone, że w srodku są miekkie a z zewnątrz mają cieniutką skorupkę, przełożone mocno kawową masą Duża sztuka przełożyć je z blachy na tort, żeby się nie pogniotły. Kroić wierzchni placek najlepiej bardzo cieńkim nożem, maczanym w gorącej wodzie a nawet żyletką. Moja Ciocia w czasie II WW razem ze znajomymi robili torty w ilościach hurtowych nieomalże. Później też robiła, bo zawsze ktoś z wojennych klientów do niej trafił i zamawiał własnie tę Moccę lub orzechowy. Ciocia miała już metodę na 100% pewność, że tort się uda, ale zawsze biadoliła, że tym razem na pewno nie. Białka na pianę odmierzała na objętość a nie na ilośc jaj, syrop gotował się zawsze w tym samym garnku, ale jego gęstość była Cioci niezbadaną tajemnicą. Reszta „starszych cechu” rodzinnego oczywiscie przepis znała, ale tort im wychodził, albo nie. Ciekawostka, „sprzedała” przepis mojej kumie a mnie nie, bo niby ja się wygadam! Rzecz wręcz nadprzyrodzona – ledwo rano dowiedziałam się o śmierci Cioci, dzwoni moja kuma i nie wiedząc jeszcze o tym, pyta się mnie czy Ciocia jak piekła placki na tort Mocca to uchylała drzwiczki od piekarnika? -Oczywiście, że uchylała, nawet wkładała pudełko od zapałek, żeby się nie zamknęły – a o co chodzi?- pytam. – Bo, dzisiaj mi się śniła twoja Ciocia i powiedziała mi, żebym o tym pamiętała jak będę piec tort, – Znając moją Ciocię to mogła uznać, że nie zazna spokoju wiecznego, jak nie dopowie przepisu do końca.
Skleroza to jednak choroba. Chciałam moim niespełnionym „loczkowo” koleżankom powiedzieć, że moje komunijne grajcarki też by się rozkręciły pewnie,. ale Matka, pouczona przez starsze niewiasty nakręciła mi te loki na wywarze z siemienia lnianego. Trzymało, jak najlepszy lakier do włosów. Kiedyś tam jeszcze zakręciła mi po polaniu włosów piwem, ale musiała to zmyć, bo po 2 godzinach cuchnęłam, jak ten pub Iżykowy
Zacząłem pisać o Wańkowiczu i gdzieś uciekło, więc pomyślałem, że może nie warto, a tu Pyra pisze to samo, czyli o interesowności Wańkowicza zawsze. Zacząłem od maksymy „cukier krzepi”, którą chyba Wańkowicz uważał za swoją najlepszą, bo zarobił na niej sporo. Był łasy też na zaszczyty i pochwały. Ale prawie każdy literat otoczony najwyższym szacunkiem miał coś za uszami, jak to człowiek. Każdy artysta szuka potwierdzenia swojej wielkości, a potwierdzają ją nagrody, recenzje, honoraria. Z czasem przenosi się to na chęć potwierdzenia doskonałości w każdej dziedzinie. Ostatnio wymienialiśmy zdania na temat Maryli R. usiłującej ubrać się w suknię opozycjonistki. Znałem dobrze niegdyś artystkę – pianistkę jazzową i kompozytorkę o dużych zdolnościach plastycznych również. Osoba wybitnie inteligentna ale bardzo ekscentryczna. Gdy krótko po maturze zamieszkała w Warszawie miała zwyczaj przedstawiać się jako reemigrantka z Kanady. A w środowisku jazzowym była już bardzo znana jako pianistka. Po co jej to było? A w stanie wojennym przystąpiła do jakiś pronów czy innych świństw. Prezesem Gdańskiego Oddziału WRONowskiego związku literatów został profesor o wielkim autorytecie, który nie musiał się nigdzie sprawdzać. Po co mu to było? Niegdyś często grywałem z nim w brydża i bardzo mile wspominam z tego czasu. A literatów się pamięta po paru pokoleniach prawie tylko po tym, co napisali. Chociaż mój ojciec czytał wszystko, co napisał Putrament, ale nie dlatego, że cenił go jako literata, tylko ze względu na wspólną przeszłość w Klubie Włóczęgów.
Chlop korespondencyjny prawie wystarczy za chlopa w garsci.
Staszku, dzieki. Ja na te ksiazki tez wpadlam (kiedy sie okazalo, ze moje udo, podkladane pod drzwiczki, nie jest dosc masywne i szerokie).
Moje problemy zaczely sie przy przykrecaniu drzwiczek, ponieowaz pomimo stosu ksiazek, a raczej jednego grubego tomu Harbiego Monte Cristo oraz stosu miesicznikow Country Living, drzwiczki po prawej stronie zaczely odslaniac szpare miedzy scianka a drzwiczkami – taka ostra, trojkatna. To znaczy szpara nie pwostawala wtedy kiedy drzwiczki byly przykrecone dosc luzno, ale co probowalam dokrecic sruby, to powstawala ta szpara. Te pie..e zawiasy sa z piekla rodem. Poradzilam sobie z nimi, ale nie jest to dokrecone idealnie, i boje sie, ze przy uzywaniu bedzie sie ta szpara znow odslaniac. A ja, nie bedac absolutnie perfekcjonistka, nienawidze jak w domu cos zle chodzi.
Sukinkot ze sklepu nie zadzwonil.
Anyway, dzieki.
Zabo, ja tez bardzo lubilam Walendowskich, zwlaszcza Anie, bo Tadek mnie lekko bawil. Te Jego „Poland Watch” nazywalismy (za plecami, of course) polskim zegarkiem . Ostatnia rozmowe mialam z nim, niestety ostra, na pol roku przed Jego smiercia, bo przyslal mi okropnie napisana depesze, zato trzy godziny pozniej, niz bylo umowione, tuz przed eterem. Nie wiedzialam ze jest umierajacy. Mam wielkie poczucie winy. Ale co za straszny los, ze oni tak umierali w krotkich odstepach miedzy malzenstwami, wszyscy na to samo.
Heleno, pewnie sama na to wpadłaś, ale na wszelki wypadek. Zawiasy trzeba dokręcać po kawałku. Trochę dolny, byle złapał, potem górny, i tak dalej aż do szczęśliwego i równego końca.
Heleno, masz całkowitą rację. Jeżeli zawiasy nie będą mocno dokręcone, po jakimś czasie wszystko się rozleci i będzie bardzo trudno naprawić. Nie wiem, jaki jest sosób, że by zmusić w Anglii do poprawienia swojej roboty. Kiedyś było to bardzo łatwe. Właściwie wystarczyło jedno słowo. Widać dużo się zmieniło.
Gadajcie co chcecie, ale Lechu Grajcarek mieszkał na Russell Street, aż się był wyprowadził do Toronto. A wy tu o jakimś korkociągu…
Rodzina Alsy ma przepiękną pogodę, niebo bez chmurki i nawet zwyczajowej sauny brak. Co nie znaczy, że za godzinę się nie zmieni!
Muszę zaraz się odziać, bo nie wiem, kiedy z tego Montrealu przyturlają się. To najwyżej 3 godziny jazdy, ale w europejskim rozumieniu 250 km to wyprawa na pół dnia. Po drodze nie będą mieli co podziwiać – highway i drzewa, nic więcej.
A za tą trans-Canada Highway to będę musiała się wstydzić i przepraszać 😳
Jutro ich pogonię na Tysiąc Wysp. Nie ma lekko, turysta musi swoje odbębnić.
Zadnych anglezów mi nie robili, miałam (niestety, czas dawno przeszły!) bardzo grube włosy i w nic nie dały się powywijać ani zapleść, a wianek też mi musieli jakimiś spinkami przymocować, bo ciągle spadał. Patrzę i patrzę, i poznać nie mogę. To co to za baba, którą widzę w lustrze każdego dnia?! 😯
http://alicja.homelinux.com/news/A-komunia.jpg
p.s.A ksiądz był wredny, choć taki przystojny i miło się uśmiecha. I „dzięki” niemu trzymam się z daleka od każdej religii.
Witajcie
Rankiem nastąpił przełom w sprawie szczeniaka. Siedzę pod sklepem, czytam Wyborczą a tu podchodzi niejaki Lolek i mówi:”Panie Wojtku, pana szczeniak nie zginął w lesie. Jego ukradli”. Więc pytam:”Kto panie Lolku to zrobił, kto mi psa zwinął?”. A ten nic tylko się wije:”Niii Panie Wojtku. Ja nic nie powiem, ja nie wiem. Ale jego ukradli!!!”. Jak znam życie to za dwa dni się dowiem, kto mi psa podebrał i przyznać się nie chce. Mały problem gdy szczeniak z dzieciakami się bawi na jakimś podwórku. Gorzej, gdyby się dostał w łapy kultur koczowniczo zbierackich zamieszkujących okoliczne lasy. Wczoraj przypomniał Arkadius mój wpis sprzed roku o wytapiaczach psiego smalcu. Niewiele się od tego czasu zmieniło. No ale bądźmy dobrej myśli.
Dziś znów botwinka z jajkiem i te cholerne żeberka duszone. Ale była też odmiana. Zrobiłem surówkę z młodej kapusty, cebuli i ogórka zaprawiając ją sosem z 2 łyżek musztardy piekielnej, cukru, soli, octu winnego, oliwy i zmiażdżonego czosnku. Surówka dojrzewała około pół godziny. Pycha!!! Naprawdę pięknie komponowała się z młodymi ziemniakami i gęstym, mięsnym sosem z żeberek, który wzmocniłem dodatkowo sosem pozostałym po pieczonym boczku. Mocna rzecz.
Pozdrawiam serdecznie i chłodnego wieczoru życzę.
Uprzejmie donoszę: u mnie caprese. Na upały jak znalazł.
Ta w wiki ładnie wygląda Marialko, ale ja strasznie żarłoczna się zrobiłam i żeberka Wojtka z surówką mnie dręczą. Furda upał, tylko mięcho z sosem mi w głowie.
Haneczko, tak wlasnie robilam – dokrecajac po kawalku.
Staszku. jedyna metoda aby zmusic kogos, komu sie juz zaplacilo, aby przyszedl drugi raz i poprawil, to powiedziec mu wprost: And of course you will be generously (z naciskiem na generously) rewarded for your trouble.
Wojtku, mysle, ze angielska metoda moze tez zadzialac w Przytoku przy rozwiazywaniu jezykow. Ogloszenie w sklepie zaczynajace sie od slow: Nagroda, nagroda, nagroda. Fenomenalne wyniki uzyskiwala Renata kiedy jej powsinoga Milas Kundela przeprowadzil sie do bernardynki Mony, a nawet i dostal nowe gustowne imie – Murzynek. Juz jest znow Milaskiem.
Hłe….ech….pffff..wolniej..khhhkk…zwolnijcie trochę…
Uffffff. Dogoniłam Was, ale dopiero dzisiaj. Miałam kilka pracowitych dni, przedwczoraj na moment zajrzałam do bloga, ale nie było szans na dołączenie do rozmowy. Kilkaset postów do przeczytania!
Wszystkim, którym nie moglam życzyć na bieżąco, życzę z całego serca jak najlepiej. Psom, kotom, ludziom i dzieciom.
Żałuję, że nie było mnie przy temacie warzywnym (nie pamiętam już komu muszę podziękować za przepis na kotlety z kapusty – dziś będą na obiad – dziękuję!).
Jedno mocne rybne wspomnienie, sprzed piętnastu lat: odwijany ze srebrnej folii pieczony pstrąg przy solińskiej zaporze. Żaden już nigdy tak nie smakował. Czasami w Gdyni zaglądam do rybnej restauracji na końcu bulwaru. Raczej dla widoku nad talerzem niż tamtejszej kuchni, bo jest przyzwoita, ale bez fajerwerków. Pochwalić trzeba, że latem na tarasie można zjeść w towarzystwie czterech łap. Kelnerki przynoszą talerze dla tych, co przy stole, i miski z wodą dla tych, co pod stołem 🙂
Jeśli ktoś ma ochotę na własnej roboty lody, ale nie ma specjalnej maszynki, może spróbuje tego: http://mojewypieki.blox.pl/2008/07/Lody-z-owocami-lata.html Inna sprawa, że to bomba kaloryczna.
Antku! Czekam na wskazówki. Będzie pretekst, by odwiedzić znajomych z Ursusa.
Jeszcze inny Grajcarek
http://www.panoramio.com/photo/4855000
Doplyw Dunajca
Stanisławie,
w imieniu kobiet wbijam Ci następującą szpilkę – sporo z moich znajomych mężczyzn obraca się w krainie komputerów. Ale jak przychodzi do ustawienia odpowiedniej temperatury zwykłego, najprostszego piekarnika, wymiękają.
A przecież tam wszystko napisane, jak krowie na pastwisku wyjaśnione 😉
Mnie tam żaden termo niestraszny. Ani drzwiczki. Heleno, nie wiedziałaś, po kogo posłać?! To po jakiego ja się tutaj wychwalam od lat prawie dwóch jako ekspert w dziedzinie renowacji i tak dalej?!
Uwaga , uwaga : tytuł
„Wykorzystanie funduszy europejskich do aktywizacji zawodowej kobiet”
potrzebuję w brzmieniu aglo języcznym i niemiecko jężycznym .
Bardzo proszę naszych poliglotów.
W Polskiej publikacji znalazlam takie tlumaczenie:The use of European Funds in order to activate women in work.
Osobiscie Przetlumaczylambym to raczej: Using Europeans Funds to encourage women to actively participate in a labour market.
a nawet: in oder to encourage women
P.S. prawdopodobnie zgubilam gdzies the lub a. Jakos zawsze mi sie gdzies zapodzieja 😉
Pyro,
a tak moze byc po niemiecku:
Nutzung der EU-Förderungen für berufliche Aktivierung der Frauen
Wersja nr. 2 (tak jest bardziej pseudonaukowo, na tytul lepiej sie nada, no i podprowadzilem Nirrod ten labour market 😉 ):
Nutzung der EU-Förderungen für Eingliederung von Frauen in den Arbeitsmarkt
Dziękuję w imieniu spanikowanej studentki. W sobotę egzamin, profesor wymaga (pewnie słusznie) żeby tytuły prac semestralnych, licencjackich itp podawane były w j.polskim i co najmniej 2 UE. Na złym tytule można podchodzić do egzaminu dłuuugo
Zrobiłem przerwę w surfowaniu i dla wyrównania płynów w organizmie siadłem dzisiaj na tarasie plażowej knajpy. Siedzę tak i popijam piwo. Gapię się przed siebie na morze. Cisze tą przerwała obok bawiąca się gromadka dziecków i jestem świadkiem jak podchodzi do nich pani i proponuje nowy pomysł na zabawę. Mianowicie dziecki maja kolejno odpowiadać co by było gdyby były drzewem? Co byłoby ich korzeniem, co byłoby ich pniem, co ich gałęziami a co liśćmi?
Hmm. Ot kolejna poznawcza zabawa z używaniem metafor, pomdumałem, kiedy to dosiadł się zachodnioodrowiec i zaczyna rozmowę. Mi to nie przeszkadza. Ja chętnie rozmawiam z nieznajomymi. Może tylko ja tak trafiam, a może rzeczywiście jestem kontaktowy.
Od słowa do słowa rozpoczęła się rozmowa. Po drugim piwie słyszę:
_Wo sind deine Wurzeln? _Gdzie są twoje korzenie?
O proszę, nie tylko dziecki ale i ja stawiany jestem w pozycji rośliny.
Tu i ówdzie czyta się i słyszy ze rożnie ludziska reagują w takich sytuacjach. Do odpier…l się włącznie.
Mamusia i tatuś zadbali o wychowanie syna. Rozmówcy nie należy ignorować, nie w sile siła lecz w rozmowie, bez różnicy ile mniej książek oponent przeczytał _ powtarzali kochani rodzice po pierwszej skardze rodziców kolegi.
_ popatrz na ludzia, mowie do Hansa, ma dwie nogi by mógł poruszać się po przestrzeni. Ma w głowie otwór by mógł przyjmować pożywienie i przeżyć w gorących okresach bez podlewania. Ludź nie daje cienia by inne stworzenia mogłyby w chłodzie wypoczywać. I jeszcze jedno ludź to nie pień na który wdrapywać się mogą koty. Bez różnicy czy jest to dziki kot czy nie.
Dla mnie dzik to tez świnia.
Oj głodny jestem. Zjadłbym nawet węża, byleby tylko ktoś go przyrządził.
Ja jestem Active Frau. Latam z mietłą i ścierą. Wracam do activities 🙁
P.S. A chłop jeszcze ma czelność wydzwaniać i pytać, czy wykonałam poranną gimnastykę. U mnie para w gwizdek nie idzie! Energia nie marnuje sie na darmo.
Oj, jeszcze trochę.
Przepraszam wczoraj przeoczyłem. Tez chce powitać odtajnionych czytelników:
Nie da ci ojciec nie da ci matka tego co może dać ci blogowa jatka.
Ja tuż za Myszowatą – nareszcie jestem na bieżąco! Teraz kilka dni „na luzie”, więc z radością będę z Wami. 🙂
Arcadius: ja nie jestem sędzią piłkarskim, więc mam prawo być stronniczy 🙂 Węże możesz sobie konsumować ile wlezie i trawić choćby miesiącami. Na węże dostajesz niniejszym uroczyste BBB (Blogowe Błogosławieństwo Bobika)! 😆
Skończyłam latać ze ścierą i mietłą. Moja przyjaciółka na wiadomość, ze jeszzce nie zeżarlismy wczorajszych kurek i będziemy częstować naszych Drogich Gości z Polski, popukała mnie w czoło. Sugerując, żem kretynka. No wiecie co?! 😯
To ja – gość w dom, gość w dom, a ona mi takie opowiada…
Nie wiem, kiedy przyjadą, więc na pierwsze primo pójdą kurki (prawdziwy suszę), a na drugie świństwo z pomidorami, papryką, cebulą i innymi warzywami, rzucone na ryż. I to będzie też na jutro, bo trzeba będzie jednak trochę ich przewlec po tych wyspach.
Kurki zamierzam podsmażyć z cebulką. Macie lepsze pomysły?
O, a blogowy jadłospis odłozyłam na potem. Dzisiaj idzie świństwo, a ku.estwo (sznycle Pyry) inną razą. Mam zaległości w czytaniu wpisów, dzisiaj udaje mi sie tylko z doskoku 🙁
Nie chcę o wijcach. Na sam widok słowa na w jest mi niedobrze. Idę robić jeden garnek na jutro. A jak się rozpędzę to na pojutrze też.
Nie wiem czy prawda, ale Fiedler twierdził, że jadał węże i w Wietnamie i w Afryce i że jest to doskonałe chude mięso. Zdaniem Arkadego Wietnamczycy gotowali lepiej.
Czytam w tył, więc dopiero teraz dotarłem do tłumaczeń. To pierwsze Paola bardziej mi się podoba, „berufliche Aktivierung” spotyka się w co drugiej naukowej publikacji poświęconej kobietom, jak nie częściej. Jeżeli brać drugą wersję, to tak mi się widzi, że ma być „Eingliederung der Frauen” (nie von).
A po angielsku wydaje mi się, że używane jest wyrażenie „professional empowerment”. Czyli mogłoby być „The Use of EU-Funds in Order to the Professional Empowerment of Women”. Jeżeli to ma być tytuł, to wszystko oprócz śmieci (jak np. of) dużymi literami.
Ja tam się nie znam, ale żadnych wijców, proszę. Moi Dziadkowie jezdzili na Mazury rok w rok i Babcia smażyła, a potem marynowała węgorze, zawsze przywozili kilka słoików. Nie mieli okazji wędzić, a to ponoć wielki przysmak. Nie mogłam na to patrzeć, nie mówiąc o jedzeniu, mimo że Babcia była znakomitą kucharką. Ale rozumiem, że może smakować, podobnie jak baranie oko w jurcie gdzieś w Mongolii 😉
Bobiku,
„Eingliederung der Frauen” jest zarowno politycznie jak i gramatycznie absolutnie poprawne. Ze wzgledow stylistycznych (np. zeby uniknac mnogosci rodzajnikow) zastepuje sie czasem rodzajnik w dopelniaczu starym dobrym „von”, ktore wciaz jeszcze oddaje nam nieocenione uslugi.
Wrzuc „Eingliederung.von.Frauen” do googla, a potem „Eingliederung.der.Frauen”. Stosunek 4:1. Wychodzi na to, ze teksciarzom bardziej podoba sie wersja „von”.
Bobiku duszo moja ten Professional Empowerment of Women podoba mis ei, za to:The Use of EU-Funds in Order to the Professional Empowerment of Women nie ma sensu za grosz. in order to what? Dodalabym wiec albo cause, albo stimulate.
I ta wspolna praca otrzymalibysmy:
The Use of EU-Funds in Order to Stimulate the Professional Empowerment of Women
Dobry wieczór.
Pyro, z przymróżonym okiem 😉
Twoje zdanie zostało w ten sposób przetłumaczone przez:
http://translate.google.de/translate_t
„The use of EU funds for the activation of professional women” 🙁
„Die Verwendung von EU-Geldern für die Aktivierung von Professional Women” 🙁
…ej Wy, językoznawcy!
Oczy to się mruży 😉 <– tu przykład!
Kojaku,
z tych auto-translatorów nie korzysta się. To takie durne, że aż sine i bardzo łatwo o pomyłkę, toż to maszyna.
Wracam do kurek.
Pyro, a moze:
The Use of European Funds for the Active Participation of Women in the Labour Market?
Alicyjo,
ja korzystam z rzadka z tych durnych translatorów, gdy tłumaczę coś na angielski, bo nie chce mi się z powodu wrodzonej dziurawej pamięci oraz nabytej leniwości sprawdzać wszystkich słów w słowniku. A przy tym jest to zabawa pełna śmiechu, bo czasem powstają przekomiczne łamańce. Oczywiście potem poprawiam wszystko wedle uznania, ale pod kreską oszczędzam nieco czasu. Zapewne nie stosowałbym takich lewych narzędzi, gdyby mi pamięć bardziej dopisywała. No i…tak… A co to ja chciałem właściwie napisać…? 😉
nirrod: rzeczywiście czasownik się zagubił, bo przepisałem bezmyślnie początek jednego tłumaczenia, dodając swoją poprawkę. Ale ostateczna wersja chyba powinna przejść u wymagającego profesora 🙂
Paolo: ja mam różne takie swoje stylistyczne bziki. W tym przypadku „der” mi się lepiej widzi, bo mi brzmi jakoś bardziej „podmiotowo” niż „von”, a ponieważ to o Frauen chodzi… Ale spierać się oczywiście nie ma o co, bo nie to ładne, co ładne, tylko co się komuś podoba 😀
Oj, a ja uwielbiam słowniki. Jak się takiego weźmie w łapy, to się tak przyjemnie błądzi od rzemyczka do koniczka, a może jeszcze to zobaczę, a może tamto, a jeszcze coś się nasunie… No i po godzinie mam jak Paolo – zaraz, co to ja właściwie chciałem sprawdzić? 😀
Hilfe!
W przyszłym tygodniu przyjeżdża rodzina z Polski. Osobisty zażyczył sobie Żytniej. Okazuje się, że na przednówku w całej okolicy NIE MA żytniówki 😯 Co polecacie w zamian?
PaOlO 😉
Pożyteczne to jest, bo skraca czas, ale ile się trzeba napoprawiać, ten tylko się dowie 🙂
Pamietam, jak nastały. Prawda, że uhahać się można było niezle. Teraz pewnie są lepsze wersje, ale dawno juz nie korzystałam. Spiegla tłumaczyłam przez zarazę, bo niemiecki znam bardzo cienko, nijako wręcz, ale przy pomocy babelFish czy jak to się nazywało, potrafiłam odczytać, o co w artykule biegało.
Teraz nie kombinuję, tylko pytam Jerza.
Co to ja chciałam powiedzieć…? A, wracam do kurek!
Goście będą za jakieś 3 godziny, już się odezwali z Montrealu, że wybieraja się.
nemo, chyba nie ma wątpliwości co ja polecam zamiast Zytniej – kosteczkę cielęcą! 🙂
Bobiku,
może to taka różnica mentalna między
deutsch-gruendlich i oesterreichisch-laessig?
A spierać się nie będę, bo uwielbiam Twoje wierszyki
i mam wrażenie, że ładne są nie tylko dlatego, bo mi się podobają 🙂
nemo,
łajborowa 🙂
żubrówka!
Proszę bardzo!
http://www.alcoholreviews.com/SPIRITS/vodka-wyborowa.shtml
…albo ptasie mleczko
O ile dobrze rozumiem, to ma być czysta. Więc lepiej łajborowa, niż żubrówka 😉
A ptasie mleczko swoją drogą!
Alicjo,
u mnie na kolację były właśnie kurki – krótko podsmażone na maśle, bez puszczania soku, potem zalane jajami rozbełtanymi z solą i mlekiem, taki omlet przysmażony na rumiano. Do tego reszta wczorajszego ratatouille i sałata z rukolą. Plus chleb ciabatta z ziołami i piwko z miejscowego browaru. Po robocie w ogrodzie – idealne. Okazuje się, że przegapiłam przedwczoraj sporo ogórków i dzisiaj były już długie na 15 cm i grube na 5-6 cm. Część upchnęłam trojgu przewodników alpejskich, co akurat wrócili zmęczeni i spragnieni z kilkudniowej wyprawy, resztę spróbuję wmówić sąsiadom.
Grasowka, Grasowka, Grasowka
To warto. Jak się jutro nie utopie to se kupie i bede miał miał miał
Dziękuję za propozycje, ale zapomniałam dodać, że za wyjątkiem żubrówki i w ogóle farbowanych i aromatyzowanych. Wyborowa jest w tutejszych sklepach i nie jest droga, bodajże 17 Fr czyli 17 dolarów. Osobisty jej nie lubi 🙁
Ptasiego mleczka mam 6 pudełek.
Paolo!!!!
To ja się już zrobiłem deutsch-gründlich? 😯
To jednak rzeczywiście z jakim przestajesz…
To ja proszę o jakiś prosty a skuteczny austriacki przepis na Lässigkeit.
Ja nie chcę grzecznym być !!!!! Ja chcę jak Indianin żyć !!!!! 😆
P.S. Za ostatnie zdanie serdecznie dziękuję, się rumieniąc 😳
On wiesz nemo. Chyba przesadzasz. To nie możliwe by tyle na kolacje wpałaszowac.
To ja kawał chłopa po sześciu godzinach sportu dwa pomidorki trzecią część fety i dwa kawałki razowca. I tak mam obawy ze za dużo.
hmm… garsowka i zubrowka to to samo.
Czysta musi byc? hmm… siwucha?
Myszowata!
Napisz ssefer@neostrada.pl prześlę Ci mapkę. 🙂
Po cóż ma się tam zwalić cała Warszawa?
A dostawca obiecał bazylię w pęczkach!!
Bedzie pesto.
Będzie pesto!
Nemo!
Mam trzy pomysły :
– kupię i wyślę w Twoje okolice, za 17 franków będą 2 flaszki….
+ przesyłka….oj! 62 złote 😯 ….pewnie zrezygnujesz!
– niech rodzina przywiezie a Ty odkupisz…
– jak zmrożona i w małych kieliszkach to może być też inna.
Ciekawe ile Pan Lulek ma ze swoich ptaków mleczka?
Antek kombinuje jak wyjść na swoje.
nemo, Chopin podobno wysoko stoi w rankingach. Tylko nie należy zacząć go przeliczać, bo to skarb narodowy i jako taki jest bezcenny. 🙂
A jak Pan Lulek doi ptaki?
Strasznie się upiłem. Był człowiek z Poznania, Hanys ze Ślunska, jakieś małżeństwo z Grójca. Tyle tego piwa wypiliśmy, że strach. Kasia już powinna iść spać ale bidota męczy się wieczorem patrząc na moje pukanie w klawiaturę. Szykuje się pijacka noc i do tego setki metrów przez pola, by dotrzeć do domu.
Spijcie smacznie, postaram się napisać rano.
Całusy wszystkim,papa
Siwucha gut, ale Czysta lepsza: http://www.con.at/czysta.jpg
Po prostu Czar PRLu.
Nie wiem, gdzie można kupić.
Ale skoro posowiecki sznaps znalazł się w Burgenlandii po pół wieku,
to i nasz Red Label pewnie zalega gdzieś w zapomnianych magazynach…
Pij zdrowo Wojtku. To nie szkodzi
Arkadiusie,
masz na myśli 6 pudełek ptasiego mleczka czy moją kolację? Kurek była garstka, omlet z 3 jaj na 2 osoby i po 3 łyżki ratatouille – uważasz, że to za dużo? 😯 Mam jeszcze ochotę na jakieś lody – najlepiej pina colada 😉
Antku,
co kupisz i wyślesz? 😯
Chopina nie chcemy, butelka nieporęczna do zamrażania 🙁 Dostajemy w prezencie i puszczamy dalej, bo taki ładny 😉 Jednego raz rozpiliśmy, ale przelanego do butelki po żytniej, bo lepiej wchodzi do zamrażalnika.
Nirrod,
z siwuchą dobry pomysł 🙂 Znacie dębową?
paOlOre
ha ha ha
To może Belvedere?! U nas 40$ za butelke piękną, a łajborowa „chodzi” za 23$ czy cos koło tego. Dla mnie jest niepojęte, ze można odróżnić smak jednej czystej od drugiej. Ale na tym sie nie znam, więc tylko dorzucam zdanie neptyka w temacie!
U mnie ptasie mleczka zeżera J. I czekolady!!! Ja niesłodka, co ogólnie wiadomo.
Gdzie jest Brzucho?!
… a ranking najlepszych wódek podawałam nie tak dawno. Znajomy Szwed sie obraził, bo o Absolucie nie wspomniano. Natomiast Chopin i Belvedere i owszem. Najwyżej.
Nemo a to zupełnie insza inszosć jak we dwoje. Moja porcja była tylko dla mnie.
Alicjo,
przecierz dlatego napisauem z pżymrószonym okiem i nawed sympol wkleiuem 😉
Dzięki!
wydaje mi się ze Brzucho jest w Szczecinie. Gdybym wiedział dokładnie bym go namierzył. Jestem tam z samego ranca w celu uzupełnienia pływającego sprzetu. Miałem dziś małą kolizje i 200 eurasow w plecy. Ale co to znaczy do jutrzejszego wiatru?
nemo, Dr. Oetker wypuścił ostatnio mus pinacoladowy. U nas nie wszędzie do kupienia, ale jak się połazi, to się znajdzie. Chociaż też nadmiernie słodki nie jestem, to ten mus mogę kartonami. Nie za słodki, leciutki jak mgiełka, z doskonale wyważoną proporcją ananasa i kokosa. Poezja! 🙂
Bobiku,
ja te lody mam w lodówce, tylko te kalorie… 🙁 A jeszcze miałam wspaniałe nugatowe z kawałeczkami prażonych migdałów, ale się skończyły 🙄
Huh, idzie straszna burza, muszę się wyłączyć 🙁
A, jak kalorie, to przepraszam. Ja kalorii nawet do trzech nie umiem zliczyć. Braki w edukacji! 🙁
Burza u nas właśnie się skończyła, ale była średnio straszna. Nie muszę ogrodu podlewać, mogę więcej poblogować. 😉
O, właśnie, przypomniałem sobie, że przecież w ogrodzie mam jednego węża, którego już nie używam. Arcadius, wpadniesz na kolacyjkę? 😆
Dorwalem co chcialem, Za granica, az w Steiermarku. W ichniej stolicy Grazu. Moc zacna 80%. Jak nalezy. Kupilem calego litra. Mojej gorzaly szkoda. To co kupilem to prawdziwa zytniówka pedzona z okowity czyli juz bez smaku i zapachu.
Ponadto znalazlem wódke firmy Baczewski. Nie mylic z likierem który kiedys bywal na Pradze Pólnoc po prawej stronie Wisly.
Baczewski i Komendzinski to firma austriacka istniejaca od konca XIX wieku we Lwowie która potem przeniosla sie jako oddzial do Poznania. Jezeli oni mieli te firme razem z Komendzinskimi, to my jestesmy rodzina z blogoslawienstwa cesarza Franciszku Józefie ze Lwowa. Musze dokladnie zbadac, czy przypadkiem nie moznaby wymienic doswiadczen.
Skoro mam juz zalewadlo, to poczekam do czasu az dojda moje albo sasiada jezyny. Niestety produkt bedzie gotów nie predzej jak na kolejny obiad czwartkowy w poczatkach Roku Panskiego 2009
Jutro nic specjalnego. Po prostu zwyczajny miesieczny obiad czwartkowy wydawyny przez tego co zwie sie
Pan Lulek
Panie Lulku, dalej nie wiem, jak Pan doi ptaki?
Nemo! Co tylko chcesz! Żytnią, luksusową, belwedera, poloneza, absolwenta, lodową, wyborową, siwuchę, dębową, żołądkową, z czerwona kartką – a jest i taka!!, pałacową, 1906, białą damę, księżycówkę spod Kozienic….. co chcesz….
ps. Antkowa nie jest wódczana ale Dębowa jej weszła…księżycówka też…
Debowa chyba jednak aromatyzowana jest, nie?
aaaaa11
nemo, jeszcze Koszerna mi chodzi po glowie, ze podobno dobra.
Oczywiście Bobiku, a to co nie przeżujemy wykorzystam na trapeztampen. Mam nadzieje ze na mrozie na leżał. Takie złuszczone to maja problemy z trzymaniem smaku. Dobrze sprawdź i możesz liczyć na mnie jak na siebie nie potrafisz.
Ty Nirrodku tak z pamięci czy masz jakąś ściągę z wodami?
Co do węża….
Mam takie wspomnienie sprzed jakiś 30kilku lat, warszawskie prowincjonalne kino, film ”Ballada o Cable Hogue” ?
Jast tam taka scena gdzie on na pustyni strzela do węża, potem go piecze i zżera. I w tym momencie gdzieś z tylnych rzędów słychać donośny głos :
po wężu to pewnie dobrze stoi!
Arkady, jak zjesz, naklep czy to naprawdę tak działa?
Po tym ogrodowym to pewnie nie… ale gdyby tak odciąć kawałek
i przywiązać…..
A Debowa ponoć w dębowych beczkach leżakuje. I wiórek dębowy posiada.
A taką można załadować nieproszonym gościom :
http://www.debowa.pl/index.php?ido=32&l=1&j=2&z=0
No, rzeczywiście, przydałyby mi się jakieś korepetycje z liczenia. Z kaloriami sobie nie radzę, całego węża też sam nie pochłonę, na Arcadiusa liczyć muszę… 🙁
A ten wąż stary wcale nie jest, tylko ja się usiłowałem z nim bawić i trochę go przy tej okazji potarmosiłem. Tata uznał, nie wiedzieć czemu, że wąż ze śladami zębów na wylot stracił na urodzie i nie trzeba się z nim więcej zadawać. No, nie wiem… Mnie się tam i w tej wersji podoba. 🙂
Mam jeszcze osobistego, legalnego buta konsumpcyjnego, który smakuje nawet lepiej od tego węża, ale nie jest go wiele. No i dzielę się nim niezbyt chętnie, bo nie wiem, kiedy mi dadzą następnego. Ale jak mnie ktoś ładnie poprosi, to może, może… 😆
A może Bobiku w ramach degustacji przyrządzi kawałek i zda nam relacje?
Arcadius, no co Ty? Za takiego niewychowanego egoistę mnie masz, który sam się będzie wężem opychał i na Gościa nie poczeka? 🙁
Mowy nie ma, żebym bez Ciebie węża napoczynał! 🙂
Antku jest to możliwe ze powiedzenie *jest zajebiste* dawniej wystrzałowe, pochodzi od ostatniego linku?
Bobiku widzę ze się sianem nie wykręcę. Masz jak w banku skoro z rachunkami na bakier.
Nemo polazła precz?
Bo mam pytanie, czy podsmażyc cebulę z tymi kurkami i czy do tego omletu będzie pasowało. Ja tak mam, ze zawsze podsmażam grzyby z cebulą. Dobra dobra, Arkadius, wiem, że Przyjaciel Cię skutecznie oduczył! A ja mam na odwyrtek.
Pierwszy omlet wypróbuję na Jerzu za chwilę. Ten z cebulą!
Kojaku, toż ja to tak „na żarcie” 😉
Ale coś mnie dzisiaj palce świerzbią i tak wyszło 🙂
p.s.
Bardzo proszę nie używać przy mnie słowa *zaje…ste*.
Wszystko, tylko nie to! Bo na wolnym ogniu was będę przypiekać!!!!!!!!!!!!!
Mnie sie kojarzy z tym panem, co miał czerwone włosy. Cienki ten pan był i nie wiem, dlaczego publika tak pokochała to wulgarne słowo.
Alicjo nie pytaj się, rób jak uważasz.
Jak będą wybredni możesz śmiało powiedzieć ze za tobą stoi blogowa banda.
O minęła 23 czas na mnie. Jutro tez jest dzien.
Moje 3 grosze d w Pyry sprawie
uzyc tzeba
” to promote the participation of women in the labour market”
-professional women to kobiety juz wyksztalcone i o dobrej zawodowej pozycji, nie potrzebuja UE funds,
-professional empowerment sie nie uzywa. professional jest empowered already.
np”Professional Enginneers’ Association”- zwiazek licencjonowanych inzynierow.
Arcadiusie owszem z pamieci. Na widok Siwuchy sie w sklepie tak glosno rozesmialam, ze Ulubiony zakupil i nadal w domu sobie stoi.
Debowa zabiera ze soba z Polski nasz kolega, bo ma bzika na punkcie drzew i w ten sposob moze je nawet pic.
Koszerna kupowali moi rodzice, jak od welkiego dzwonu wodka im byla potrzebna.
Jeszcze mam w pamieci Lodowa, ale tego pasudztwa nikomu z czystym sumieniem nie poradze.
A sama pijam tylko Zubrowke i tylko z sokiem jablkowym 😉 😛
Aniu Z., niczego nie ujmując Twojemu zgrabnemu sformułowaniu, zdziwiłem się nieco, że „professional empowerment” się nie używa, bo mi się zdawało, że na własne ślepia widziałem. Wguglałem więc i znalazłem ponad 2 miliony linków, sądząc po kilku przypadkowych (bo wszystkich nie chciało mi się czytać 😉 ) dokładnie w znaczeniu aktywizacji zawodowej. No to chyba się używa? 🙂
Aniu Z. professional empowerment uzywa sie. I wbrew pozorom nie jest to maslo maslane a termin.
Na przyklad:
http://www.leadershipforwomen.com.au/career/index.htm
Bobiku, ja sie z Toba cos za czesto zgadzam…
Nirrod, zakładamy ZNZS (Związek Niezawodowy Zgadzających Się) ? 😀
Pod jednym warunkiem: Nie zrobisz ze mnie skarbnika 😉
Nirrod – szarlotka? 😉
Slodki Bobiku, jestes wielkim talentem jezykowym, wiem.
Mozna uzyc, ale jako nie za zgrabnie to brzmi. I chyba nie za dobrze oddaje intencje polskiego zdania. Ale skoro istnieje dwa milliony linkow…
Alicjo – 😀 😀 😀
Nirrod, ja też stanowczo odmawiam bycia skarbnikiem. No to ze składek będą tylko składkowe imprezy. 🙂
Siedzibę możemy ustalić pośrodku. A gdzie Ty właściwie w tej Holandii siedzisz?
ok Zaintrygowalo mnie to. Wyrzucilam z lozka Ulubionego, bo co bedzie chlop odsypial, jak ja mam problem z angielskim. Zamruczal cos pod nosem o tym jak to bylo cudownie, gdy byl jeszcze kawalerem. Przedstawilam problem, spojrzal jak na glupia i powiedzial, ze jemu brzmi ok. Pozwolilam od nowa zasnac, ale usatysfakcjonowana nie bylam, bo w koncu moze sie mnie tylko chcial pozbyc.
Wlazlam na przegladarke artukulow naukowych i kazalam paskudzie szukac tego professional emp. i jest. jak byk duzy sobie siedzi.
Ok stylistycznie moze i nie jest piekne, ale w artykulach naukowych uzywane.
Mozna by dyskutowac, czy idealnie oddaje sens tytulu polskiego, ale… moje doswiadczenie mowi, ze 3/4 profesorow tylko robi madre miny jak widza angielski tekst.
Chemie Analityczna zdalam tylko dlatego, ze p. prof. byla swiecie przekonana, ze cudownie zna angielski. Skonczylo sie na dyskusji o ciasteczkach, bo przy trudniejszych tematach nie nadazala.
Ja moj psie najdrozszy, siedze w tym miescie, ktore nie jest stolica, mimo, ze 80% obcokrajowcow mysli, ze i owszem. W Hadze znaczy sie. Nie mylic z Haga skandynawska. Moja to Den Haag badz jak kto woli ‚s Gravenshage.
ladnego koda dostalam, to podraznie lotra wysylajc 3 post 😉
Zycze wam wszystkim dobrej nocy. Czas dolaczyc do Ulubionego.
Jak powiedzialam, to tylko moja z serca i zrozumienia jezyka sugestia. Mozna sobie wziac, albo nie.
Nirrod, nawet jak już śpisz, to i tak mniej więcej w środku między nami jest Tilburg. Nie byłem, nie znam, ale jakiś reprezentacyjny budynek na siedzibę chyba się znajdzie? 🙂
Aleście się rozpisali. A ja się właśnie obudziłam. Jako, że prawie całe popołudnie i wieczór nie miałam łączności, potem przyszła ta spanikowana studentka (jeszcze raz dziękuję translatorom). Ona sobie od razu odpisała Nirrod i PaOLOre) i poszła, a mnie zmorzył upał, internetowa złość i kolacja – no i przysnęło się Pyrze przy TVN24.
Na czystych wódkach to ja się nie znam i prawie w paszczę nie biorę, raz jednak kupiłam „odrzut z eksportu” – wielką butle ze szkła piaskowanego z prostą nazwą „Polish vodka” Mój mało trunkowy Mąż był zachwycony, polecił kupić jeszcze jedną – niestety nigdy więcej ni trafiłam na to cudo.
Aniu Z., w bardzo wielu przypadkach nie ma jedynego słusznego tłumaczenia – można tak, a można i inaczej. No i każdy ma też pewne indywidualne upodobania, również native speaker, a może nawet szczególnie on. Ale mnie bardzo cieszy, że na blogu można wymienić doświadczenia i uwagi również lingwistyczne, bo zawszeć to rozwija. 🙂
Widzę Pyrę na blogu dobrze po północy
i trzy razy przecieram zadziwione łocy.
Jak pyry teraz rosną o tak późnych porach,
to kiedy rosną pory? Ten problem jak zmora
będzie mnie pewnie dręczyć do porannej zorzy.
Nie wiem, czy się w ogóle opłaca położyć? 🙁
Po gruntownym przemyśleniu stwierdziłem, że się jednak opłaca. Dobranoc! 🙂
Masz Bobiku racje w sprawie tlumaczn (i wielu innych, ze tez ci sie to nie znudzi). Nieskromnie dodam, ze moje tlumaczenie podoba mi sie bardziej. Is this wrong? (usmiecznietka mordka w tym miejscu).
Nie wiem czy Pyra jest tam czy znow przylozyla sie do poduszki.
Hop, hop Pyro!
ha ha ha….
A my dopiero z siostrą Alsy udajemy sie na spoczynek!
Alsa, ale Twoja Isia kopci niemożliwie (to po cichu i w tajemnicy)