Rekonesans przedzjazdowy
Pisałem ostatnio i w blogu, i w „Polityce” o lokalach, które odstraszają zarówno swoim szyldem jak i okropnymi tłustymi, przypalonymi daniami. A jest ich coraz więcej. Co gorsza zauważyłem także tendencje do obniżania się poziomu w knajpkach, które jeszcze do niedawna uważałem za oazy dobrego jedzenia. Martwię się tym, bo przecież czas naszego spotkania nieuchronnie zbliża się. Absolutnie niezbędny stał się więc przedzjazdowy rekonesans.
Czas po temu jest doskonały. Wnuczęta ze swoją mamą wyjechały gdzieś na sam kraniec Polski, pod Wiżajny, gdzie będą śpiewać (obóz szkoleniowy chóru Agaty czyli zespołu Po Środku Żywota), kapać się i łowić ryby. Nam w spadku zostawili na wsi psa i żółwia. Pies natychmiast znalazł jeża ale tak go hałaśliwie najpierw anonsował a potem napastował, że musiałem miłego kolczastego gościa wynieść do lasu. Jesteśmy więc w zasadzie tylko we dwoje i możemy przez parę dni nie gotować tylko pobuszować po okolicy.
Do „Klepiska” nie zajrzeliśmy nawet, bo pamiętamy jeszcze ostatnią tam wizytę. Brrr. Przed odbudowaną po pożarze „Chłopską Zemstą” ostrzegli nas znajomi więc chwilowo ja też omijamy. Na pierwszy ogień trafił się „Złoty Lin”. Przed kilkoma laty gdy knajpka nazywała się jeszcze „Pod Złotym Linem” to waliliśmy tak jak w dym. Pisałem wówczas, że to najlepsza restauracja rybna nie tylko na Mazowszu ale w całej środkowej części Polski. Potem starzy właściciele odeszli na emeryturę a nowi jakoś nie przypadli nam do gustu, zwłaszcza, że odrzucając słówko „Pod” z nazwy usiłowali darmo przejąć dorobek 50 lat poprzedników. Teraz jednak odrzucając uprzedzenia postanowiliśmy odnowić znajomość ze złotym linem w śmietanie.
Początek nie był zachęcający: gdy zajrzeliśmy do sympatycznego ogródka przed knajpką tuż za płotem stał szambowóz i wybierał pozostałości po gościach lokalu z obszernego zbiornika. Przy paru stolikach siedzieli klienci ciesząc się zapewne z braku powonienia lub kataru siennego. My weszliśmy do środka. Wnetrze nieco przebudowano likwidując taras od strony bardzo ruchliwej szosy i urządzając tam dodatkową przestronną salę. Dobrze to wyszło. Zlikwidowano także wystrój POM poprzednikach w postaci wypchanych ptaków i wysuszonych ryb. Też wyszło to na dobre lokalowi.
Zajrzałem do toalety i ucieszony jej czystością postanowiłem, że wprawdzie nie na dworze ale w środku zjemy tu obiad. Karta była znacznie mniejsza niż za dawnych lat ale sztandarowe danie czyli Złoty Lin w śmietanie pływał na samym początku. Nieźle rokowały też zimne przekąski czyli ryby w galarecie i faszerowane. Pośród kilku zup była sandaczowa, a w daniach bezmięsnych niezły wybór pierogów. Teraz należało ruszyć do boju czyli co się da spróbować. Karp w galarecie – więcej niż jadalny. Zwłaszcza, że podany z dwoma sosami: chrzanowym i majonezowym. Dobre śledzie. Wspomniana zupa sandaczowa trochę – jak na mój gust – zbyt wodnista ale z dużymi kawałkami tej pysznej ryby i o właściwej pikantności. Złota rybka w śmietanie poprawna. Ale to jako zachęta do stałego bywania zbyt nikłe. Mieszana surówka z kilku kapust i marchewki przypomniała nam wspaniałe wielkie talerze pełne kolorów jarzyn podawane w starym „Linie”. Poradziliśmy miłej i urodziwej kelnerce by wspomniała o takim talerzu szefowi. Zobaczymy co z tego wyniknie. Okoń zapiekany z pomidorami był wprost fantastyczny. A pierogi ze szpinakiem i – nieco gorsze – z mięsem warte grzechu obżarstwa. Przy bardzo umiarkowanych cenach oceniliśmy nowego „Lina” na dwie gwiazdki w skali pięciostopniowej. Poprzedni lokal miał oczywiście dyplom ?Polityki? z pięcioma gwiazdkami. Mam nadzieję, że do września nowy „Lin” nieco się podciągnie i będzie można tu zjeść sobotni późny obiad lub wczesną kolację. I to w tak zacnym międzykontynentalnym gronie.
Komentarze
Lina to ja nie jadłem lata.
To Torlinie jest nas już dwóch. Przyznam się i ja dlaczego. Podobnie jak karp i wiekszosc ladowych ryb czuc je blotem.
A do lokali w Wisłolandii wchodzę z ociąganiem. Jest to ostateczna ostateczność. Tu argumenty popierające moją niechęć mógłbym dwoić troić tworzyć w nieskończoność. Tym razem za rada Izyka *morda w kubeł i bulgotać*. Po diabla mi kolejna etykietka wredoty.
A jako besserwisserowiec wiem naturalnie wszystko najlepiej i na ogół nie pytam się o rady. Ale tym razem trafiła kosa na kamień, mam orzech do rozłupania. I kogo innego mógłbym się poradzić jak nie blogowych przyjaciół?
Zapowiedział się znajomy. Poniekąd znacie go również. Prezentowałem tutaj jego poczynania z ostrymi narzędziami, ale nie tylko. Ostatnio doczepił kapelusz. O jest tutaj:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Kapelusz/photo#s5217394487808703602
Bywa tak ze spełniamy sobie nawzajem kulinarne zachcianki. Ach nic wielkiego, żadnych extrawagancji. Tym razem miała być ryba. Z przykrością opowiedziałem o tutejszej sytuacji ze świeżą rybą. Ah, klepnę w telegraficznym skrócie: BRAK.
Te dobre czasy, ze była latem u mnie świeża morska tutejsza ryba minęły, odeszły i kto wie czy nie na zawsze. By nie powstała niezręczna sytuacja, ze niby się lenię i czy ze mi się nie chce, zaproponowałem ze wykonam cokolwiek, to co sobie życzy.
Tu padła krótka męska odpowiedz, bez owijania w bawełnę i gdybania. Kota. Dalszej części męskich rozmów nie ma sensu przytaczać. W tak zacnym gronie nie wypada kropka.
Jan zna tego typu potrawy z pobytów w rożnych miejscach na planecie. Opowiadał po ostatnim pobycie w Australii, kiedyś o tym klepałem, jak tam toto przyrządzano. Pokrojone w kostkę mięso z kota rzucano na rozgrzaną patelnie. Pieczono tak długo aż się zrobiło brązowozłote. Przyprawiali do smaku solą, pieprzem i cytrynową trawą. Dodatek stanowił pustynny owoc quandong. Nie mam pojęcia co to takiego? Może Echidna, a może kto inny wie co toto? Ot takie niby proste danie.
Tyle tylko ze ja nie mam ochoty powielać tego menu. To nie w moim stylu.
Miałem do niedawna sąsiadkę w Berlinie która takie rzeczy w czasie i po wojnie tegoowego. Można by się spytać gdyby dziewczyna, tuz przed setką nie wyprowadziła się bez podania planetarnych namiarów.
Do soboty jest jeszcze trochę czasu. Podajcie proszę ciekawy przepis, by zarówno smakowało i ładnie wyglądało. O popychacze sam się zatroszczę. Tu niewiele jest do …, ale kota? nie, szczerze klepie, jeszcze nigdy nie miałem na kuchennym stole w przeciwności do was. Z wyborem nie powinienem mieć kłopotu. Biegają tutaj całe tabuny. O teraz miauczą tez za oknem. Miau miau. Wydaje mi się ze lepszy będzie kocur, kotki mogą być w stanie lub karmić maleństwa. Niech chowają. Kto wie co zażyczy sobie Alicja z Jezorem?
O, właśnie zadzwonił teraz ponownie.
_ Tylko nie wypychaj się _ mówił _ żądnym królikiem. Wiesz ze znam smak kota i mnie tak łatwo w kanał wpuścić się nie da.
Podzielcie się proszę doświadczeniem. Udzielcie wskazówek jak przyrządzić miałka.
Arcadius – jedyny w Polsce Boruta może Ci udzielić rady. Adres znasz – Łęczyca, zamek.
Wpisałem pod wczorajszym i teraz powtórzę dodając do kontekstu polowanie na kota:
Ja już powoli zaczynam czekać na jutrzejszy konkurs. W kontekście ?kotuj się? i ?na lwyby? zastanawiam się, czy to będzie ?Zgadni, co gotujemy? czy może ?Zgadnij, na co polujemy?. A z tych lwów, niech się Towarzystwo nie śmieje, bo Pan Piotr niedługo będzie mógł zapolować, jeśli nie na lwy, to przynajmniej na tygrysy. A jest na Sri Lance jeszcze specyficzna odmian tygrysów, tylko tam występująca i bardzo niebezpieczna.
Odpowiedź nasuwa się sama. Arcadius jako wieczny Prowokator sprawę niby rozstrzygnął. Polujemy na Głupca, który się na kota nabierze. Był taki film angielski (Orders to Kill) o wyroku na członka francuskiego ruchu oporu niesłusznie podejrzanego o zdradę. Twierdzono tam, że dobrze przyrządzony kot nie różni się w smaku od królika w ogóle. Scena z jedzeniem kota była w filmie ważnym kontrapunktem.
Film wyreżyserował Anthony Asquith, dość ważna postać w angielskim (a wcześniej w amerykańskim) filmie.
Łotr mi wyskoczył, zanim skończyłem. A chciałem dodać, że kot był nie tylko kontrapunktem ale i alegorią. Niby się poluje na tygrysa, a to tylko kotek. A z linami i karpiami to nie zawsze mułem zalatują. Może to sprawa czułości podniebienia i nosa, a może jednak warunków życia rybki. Jadałem liny, w których mułu nie wyczuwałem w ogóle. Ale nie przeczę, że Arcadius może by i wyczuł. Może i królika wyczuje w „kocie”, a jego przyjaciel tym bardziej.
Donosze, ze list z Poludniowej Burgenlandii nadany jako przesylka pospieszna wedruje do Kanady równe trzy tygodnie. Prawdopodobnie plynie kajakiem, zeby go nie porwali powietrzni piraci.
Dzisiaj moja ukochana sasiadka definitywnie wyprowadza sie. Zapowiedziala jednak powrót w goscie w towarzystwie nowoupieczonego malzonka. Wczoraj pozbierala klucze które deponowala po róznych znajomych na wypadek gdyby zjawil sie ktos w goscie a jej nie bylo w domu. O godzinie 11.00 bedzie mala uroczystosc, sciagniecia starej flagi i zawieszenie nowej.
Byl z krótka robocza wizyta paOlOre w drodze z Grazu do Wiednia. Po drodze mu bylo. Nawet nie wiedzialem, ze on jest tez warszawiakiem z dolnego Mokotowa.
Pogoda cesarska i to by bylo na tyle
Pan Lulek
U nas z dniem dzisiejszym podrożały usługi pocztowe, nie znaczy to jednak, że poczta będzie działała sprawniej. Nikt sobie nie potrafi z tym poradzić – ani ze służbą zdrowia, ani z edukacją, ani z b.premierem Olszewskim. Mam propozycję – import kilku szamanów z róznych kręgów kulturowych : powiedzmy jeden Czukcza, jeden Siux i ze trzech z Czarnego Lądu. Powinni sobie poradzić z wygnaniem Złego Mzimu z polskich usług społecznych. Jak myślicie?
Pyro dziękuję. Obawiam się ze nie mam odpowiednich kwalifikacji do rozmów pozaplanetarnych.
Liczę na zagranicznych korespondentów.
Alicja się obudzi to może pokaże fotkę kotów na kuchennym stole tuz przed obróbką, tak przypuszczam. No bo co innego by tam szukały?
Alicjo dla ułatwienia + była to fotka z Londynu a przyszła potrawa stała na blacie kuchennym pod szafkami _ kolor jasny.
Zly Mizm w polskich uslugach, przeciez to wszystko z zachodu przejete, ja mam wylaczony internet, bo nie odbili sobie w ubieglym miesiacu z konta, wylaczyli nie uprzedzili, dodzwonic sie nie mozna, napisac nie mozna, formularze do kontaktu juz poddrukowane, nie mozna nigdzie wpisac indywidualnej prosby, niby jest dzialka pt. rachunki i zuzycie ale prowadzili mi to przez dwa miesiace i teraz nic nie widac.
Arkady, ja mojego Piko, jak nabroi, to strasze, ze zrobie z niego szynke, bo predyspozycje do tego ma, ale minelo juz 12 lat i kot w dalszym ciagu zywotny i zywy. Chyba by nie smakowal.
Zly Mzim jest wrodzona cech instytucji. Zaden szaman na to nie pomoze.
Ja bym tak tylko chciala, zeby jakis magik usunal naszych politykow z zachodnich mediow.
Z powazaniem,
Nirrod – jednostka zyczaca sobie spokoju na emigracji.
Zgadzam się z Nirrod. Zły Mzim jest duchem instytucji. którego nie da się wygnać i można go uśmiercić tylko razem z instytucją. Oby jak najszybciej. We Francji niektóre instytucje działają zupełnie jak niektóre nasze. A Faktura ośmiostronicowa na 1,50 obojetnieczego to też z zachodu przyszło. Strajki także. Nie, żebym się domagał ich delegalizacji, ale strajk w instytucji posiadającej Złego Mzima jakoś mnie oburza. Wczoraj na sesji Sejmiku ponad godzinę trwała awantura (formalnie: dydkusja) o ewentualną sprzedaż budynków dwóch szpitali z wymogiem zachowania usług medycznych. Alternatywą była likwidacja. Zdaniem Prawych i Sprawiedliwych lepiej zlikwidować niż dopuścić do prywatyzacji. Problem w tym, że zgodnie z prawem wymyślonym przez Złego Mzima publiczny szpital nie ma prawa prowadzić usługspa i podobnych, które przy tych szpitalach mogą je „urentownić”.
Złe, to było Mzimu! Ale w sumie na jedno wychodzi… 😉
Drogi i Czcigodny Morycu,
Z glebi serc naszych zyczymy Ci w Dniu Twego Pieknego Julileuszu ukonczenia 20 lat ( to 140 w Kocim Przeliczniku)
dlugiego ukontentowanego zycia,
lekkiego ladowania na meblach,
przyzwoitej strawy,
spokoju ducha,
zdrowych nerek,
dobrego sluchu,
rzadkich wizyt u weterynarza,
poslusznego Personelu,
milosci i respektu ze strony Brata,
golabkow, ktore same leca do gabki
i wszystkiego po Twojej i niczyjej innej mysli –
Pickwick, Micawber, Helena.
Zly Mzimu 😉 zostal chyba wywolany, wlasnie dostalam fakture na 4500 euro za magiczne kopie. Dlaczego magiczne, bo same sie zrobily na nieuzywanej kopiarce i jakos nie pojawily sie na liczniku. A firma wynajmujaca te drukarke je widzi. WG nich w 1/2 roku wykonalismy na niepodlaczonej do pradu drukarce 310tys kopii.
Nasz finansowy ich wlasnie opieprza 😀
Alicja sie obudziła o świcie (piąta rano).
No a gdzie są życzenia na Canada Day?! O linie sobie rozprawiają… no wiecie, co?!
Ale swoja droga nie pamiętam, podobnie jak Torlin i Arkadius, kiedy jadłam 🙁
O Canada!
Our home and native land!
True patriot love in all thy sons command.
With glowing hearts we see thee rise,
The True North strong and free!
From far and wide,
O Canada, we stand on guard for thee.
God keep our land glorious and free!
O Canada, we stand on guard for thee.
O Canada, we stand on guard for thee.
🙂
Lenie i Ani Z. serdeczne zyczenia z okazji!
Ciekawa jestem Pana opinii o restauracji Wielka Lipa, tuż za Pułtuskiem.
Niedawno tam się stołowałam, i niestety okazało się, że to … jedna wielka lipa… (m.in. kurczak został usmażona na patelni po rybie i miał dwojaki smak, a placek węgierski dostałam z gotowanym mięsem, a nie gulaszem, obficie posypany tartym żółtym serem i polany ketchupem…).
Pozdrawiam,
Mzimu może też być dobre 😉
Heleno, Pickwicku, Micawberze,
Maurycy vel Moryc vel Don Maurizio di Mauro vel Stare Kocisko dziękuje bardzo serdecznie za życzenia i informuje, że wszystkie, poza dobrym słuchem, się dotąd ziściły 🙂 U doktora był w swoim całym życiu dwa razy, ostatni raz 13 lat temu. Pamięć mu trochę szwankuje i zapomina, że przed chwilą jadł, ale personel dba zawsze o coś w misce. Zapytany o sekret długowieczności wymienia dobry wzrok przy przechodzeniu przez ulicę, dietę ptaszkową przez pierwszych 10 lat życia, brak zainteresowania polityką i osobnikami płci odmiennej oraz miłość personelu i dwóch Kumpli dbających o jego futro i samopoczucie 🙂
Alicji, Lenie i Ani Z. najserdeczniejsze życzenia z okazji Canada Day. Oby na kolację mogły spożyc lina w śmietanie wolnego od mulistych skojarzeń.
Stanisławie,
dzisiaj świętujemy, więc nie będziemy się przejmować rybami, a juz na pewno nie będziemy łowić 🙂
Dzięki za życzenia, szykuje się piękny dzionek, co juz o świcie bladym postrzegam!
Joanno, jeżeli ktoś tak nazwał lokal, uprzedził tym samym potencjalnych gści o tym, czego mogą się spodziewać. Oczywiście goście myślą sobie, że filut właściciel żartuje. Ale nazwa to rzecz poważna. We wczorajszym przepisie mieliśmy łososia ze słoninką, więc łączenia dwóch smaków nie można z góry odrzucić. Ale ketchupu w placku węgierskim wybaczyć się już nie da.
Zdrowie Dona M. po raz pierwszy!
Arkadius łże w żywe oczy. Oto, co u Niego w pazdzierniku ub. roku jedliśmy. Krokodyl, złowiony w okolicy Międzyzdrojów. A na imię mu szczupak było.
Przyrządzał osobiście Arkadius.
Lin linem, ale szczupak też słodkowodna, chociaż żerna ryba!
http://alicja.homelinux.com/news/52.Pod ryba lyzka makaronu.jpg
A tu w poczatkowej fazie 🙂
(Zaproście Alicję, a Wam wszystko udokumentuje!)
http://alicja.homelinux.com/news/Berlin/48.Szef przy pracy.jpg
O masz. Sznureczki nie działają jak trzeba. Cholera…
Nie biadolić mi, ze nie w pikassie, o tej porze dnia nie mam zdrowia. Wszystko pokazane po kolei, jak należy.
http://alicja.homelinux.com/news/Szczupak/
ASzysz od razu wiedział, ze brać się za /Berlin 😉
Alu, list w poczcie.
Wracam jeszcze do wczorajszej dyskusji na temat moczenia wódeczek. Na jeziorach pływałem więcej w czasie, gdy na wódeczki (proszę Gospodarza o wybaczenie tego słowa) byłem za młody. Potem więcej pływałem po morzu, gdzie się raczej nie moczyło niczego za burtą poza pupami w sytuacjach krytycznych, oszczędzając kingston. Ale piliśmy coś, czego chłodzić nie trzeba było, a mianowicie czerwone wino. Orędownikiem tego trunku był św. pamięci kpt Szpetulski, który ucząc młodych adeptów sztuki żeglarskiej jej tajników miał w programie m.in. zdejmowanie krążka cynfolii znad korka, aby ewentualni goście w obcym porcie nie brali polskich żeglarzy za dzicz kudłatą.
A to się doczekałam. kota chcecie zjeść? Wasze rozmowy nadają się na program telewizyjny. Taka dyskusja przy stole a każdy o czymś innym. Ogólnie zabawnie i sympatycznie. Gdybym jeszcze mogła to wszystko zjeść o czym piszecie mniam…
najnieszczęśliwsze zwierzę świata:
nie ma oczu tylko trzeszcze
nie ma ogona tylko omyk
nie ma nóg tylko skoki
nie ma sierści tylko turzycę
nie ma uszu tylko słuchy
a w ogóle to nie zając tylko kot
Wszystkim Kanadyjczykom naszym czyli Alicji z Jerzorem i Młodymi, Zni Z z Rodziną, Lenie vel Tuśce z Młodymi, a także Jacobskyemu z Madame – wszystkiego dobrego na Canadian Day.
Maurycemu pięknych, kovich snów pełnych kanarków, wróbli i myszek polnych oraz nieustających starań Personelu. Coś mi się także przypomina, że i Przychowek Nemo urodziny święci jakoś w tych dniach – więc życzenia i dla Panny
arcadius – Pasikoniku Niebieski
tu masz linka do roslinki. Jesc nie jadlam, widziec – widzialam
http://www.nullarbornet.com.au/themes/quandongs.html
arkadius – Podpuszczaczu Rozowy
To chyba Phileas Fogg, bohater „W 80 dni dookola swiata” zapytal kelnera podczas konsumpcji potrawki z krolika: „Czy ten krolik mialczal?”.
A tak na marginesie – za takie danie o jakim piszesz, w Australii mozna trafic do pudla.
Wiele Arcadiusowi nie pomogę, ale uświadomię, że pomysł Przyjaciela jest już znany w świecie:
http://www.43things.com/things/view/443981/eat-cat-as-a-dish
P.S.
mam na mysli podstawe dania, nie dodatki
Pytanie do Echidny: Czy za współudział w formie np. podania przepisu też można do pudła? I czy ścigają międzynarodowo?
Pyro,
dziękuję w imieniu Maurycego i Panny, która pojutrze skończy 19 lat 🙂
Wszystkim blogowym Kanadyjczykom z przyległościami życzę pięknego dnia, miłego wypoczynku (w Polsce to byłby dłuuugi weekend 😉 ), dobrego jedzonka i wieczornych fajerwerków 🙂
Przemogłam wczorajsze lenistwo i jeszcze wieczorem napełniłam słoje ogórkami, niech się kiszą. Z tego, co zostało, zrobiłam na obiad mizerię i jeszcze uszczęśliwiłam sąsiadów kilkoma sztukami na sałatkę. Dziś wieczorem znowu zajrzę pod liście, żeby nie urosły za duże (te ogórki). Wszystko nagle tak rośnie i dojrzewa, że nie sposób nadążyć ze zbiorem i jedzeniem. Szkoda, że wszyscy tak daleko mieszkacie 🙁
Może Arkadius z Przyjacielem pojadą na tę ucztę do Chin, gdzie się za to nie idzie do pudła. I nie będą musieli polować na kota, tylko zwyczajnie zamówią. Za szybko wcisnąłem Enter, muszę jeszcze raz.
Co prawda, to prawda, Zabo. Kot to najnieszczesliwsze zwierze swiata:
Ile to musze naznosic
braku stosownego respektu,
zrzucania z fotela lub
stosu swiezo uprasowanej bielizny.
Bazanty tylko od wielkiego dzwona
lub kiedy jest bardzo chore –
choroba nie jest rozpozanwane z marszu,
tylko jak pod lodowka wydaje z siebie najwyzsze C.
Wycinanie koltunow –
tylko tyle powiem –
to nie to samo co drapanie pod broda.
Najnieszczesliwsze zwierze swiata
musi czasami udac sie do sasiadki
aby opowiedziec jak jest maltretwane
u Swoich.
Bez wiekszej nadziei na Zrozumienie.
Blogowi Kanadyjczycy –
Niechaj Canada Day – narodziny Canadian Confederation, uplynie Wam w sloncu, doskonalych humorach i wesolo.
Cos slyszalam ze gdzies ma byc serwowany olbrzymi tort z tej okazji. Jesli to prawda – smacznego!
Pozdrawiam Was serdecznie
Echidna
Zraziliśmy się do ogórków bo niezłej pracy. Ogórki były bardzo smaczne. Daliśmy wszystko, nie albo albo. Niestety, były miękie. Eksperci stwierdzili, że to sprawa wody. Od paru lat mamy świetną ponoć wodę w Sopocie ze źródła solankowego. Może jeszcze kiedyś spróbujemy. A liście wiśni chyba dębowym nie przeszkdzają.
Nie robiłam wiśniowego chłodnika (Młoda nie chciała) Usmażyłam omlet z zielonym serem i pomidorami – i tak nie jadła. Nie, to nie.
Na Canadian Day nawet poczta kanadyjska stanela na wysokosci zadania i zdecydowala sie po trzech tygodniach dostarczyc list dla Tuski. Wszyskim kanadyjskopodobnym piekne zyczenia wesolego swieta a przy okazji przepis na rybe po bawarsku.
Lat temu kilka ponioslo mnie do Bawarii. Sluzbowo i prywatnie w charakterze kierowcy. Znajomi kupowali uzywana maszyne do obróbki drewna. Jakas skomplikowana tokarko frezarka numerycznie strowany po kapitalnym remoncie z trzyletnia gwarancja. Jednej rzeczy nie gwarantowano jak robic przy pomocy tej maszyny pieniadze.
Po podpisaniu kontraktu zostalismy zaproszeni na obiad do pobliskiej wiejskiej restauracji. Podano nam pieczone i szpikowane boczkiem ryby. Jakies ichne. Wygladaly na blekitne pstragi. Kazdy otrzymal rybe dlugosci okolo pól metra na pólmisku z pieczonymi ziemniaczkami i mnóstwem salaty. Jedlismy cale popoludnie zapijajac dobrym miejscowym piwem z niewielkiego prywatnego browaru.
Zapamietalem przepis i kilka lat potem na swiecie piwnicy w Feuersbrunn w Dolnej Austrii, przy okazji degustacji win pieklem rózne ryby które sam szpikowalem i grillowalem na miejscu. Piwnica naszych przyjaciól byla oblegana przez gosci zwabionych zapachami. Nawet jego eminencja miejscowy biskup celebrujacy msze polowa, po odpuszczeniu wszyskich mozliwych grzechó wpadl na poczestunek. Od tej pory to jest od kilku lat grzesze od nowa bo wszystkie poprzednie grzechy zostaly mi odpuszczone.
Podobno skladajac wizyte papiezowi otrzymuje sie tez generalne rozgrzeszenie.
Chyba jednak nie od IPN owskich grzechów. Zainteresowanych informuje, ze u nas w miejscowosci Ossiach jest tez grób Bolka. Boleslawa Smialego który nie doszedl do Rzymu z pokutna pielgrzymka
Pan Lulek
Stanislawie
Przy odrobine szczescia – kto wie…
Pyro
Zły Mzim nie zniknie z życia naszych urzędów doputy dopóki urzędnicy z „ważnych urzędów na ważnych komputerach , na których nie można zainstalować picasy ” w godzinach pracy będą np: bardzo czynnie uczestniczyć w życiu tego bloga .
Sama wiesz kto i jak za to płaci .
Witajcie
U mnie same problemy. Wczoraj suka wybrała się na spacer ze szczeniakiem do lasu i wróciła sama. Co ja się najeździłem rowerem w ten upał, co nagwizdałem i guzik. Nie ma szczeniaka, zginął jak kamień w wodzie. A takie było miłe psisko – szkoda. Rano telefon, że od przyszłego tygodnia praca na etat się kroi. Już o tym pisałem, więc nie będę zanudzał. Mam, delikatnie pisząc, mieszane uczucia gdy myślę o galopie co świt aby podpisać listę, a potem trwać w bezczynności latami, bo do emerytury niewyobrażalnie daleko. Później list od wydawcy, że moja książka jest ciekawa ale jego zdaniem niekomercyjna i on się boi, że straci gdy wyda. W związku z tym wystąpi do ministerstwa kultury o dofinansowanie druku. Napisałem mu, że nie mam nic przeciwko temu tylko jest jeden mankament – moja książka jest antypaństwowa. Bohater ma odruch wymiotny, gdy myśli o państwie. Nawet więcej, jego mdli gdy myśli o społeczeństwie, polityce, rodzinie itp. Bohater ma przez 220 stron ciężkiego społeczno – państwowego kaca. No ale w naszej pszenno – buraczanej krainie wszystko jest możliwe, nawet dotowanie antypaństwowych książek przez organa państwa. Jest zresztą w tym ciągu zdarzeń pewna logika, bo pisałem tę antypaństwową i nihilistyczną powieść będąc urzędnikiem państwowym. Na koniec dnia miły tekst – rozjuszona odpowiedź księdza nad którym pastwiłem się ostatnio w eseju. Redakcja przesłała mu tekst, by się ustosunkował. Okazało się, że to nie byle kto, bo doktor i dyrektor zarazem. Wyprowadziłem swym artykułem ojca doktora i dyrektora z równowagi, nerwy mu puściły więc miałem zabawę czytając odpowiedź. Szczególnie przejęła mnie opinia, że najwyraźniej jestem złym człowiekiem, bo brzydzę się pieśnią masową prostych ludzi pt. „Barka”.
Poza tym na obiad nieśmiertelna botwinka z jajkiem, wieprzowe żeberka duszone i mizeria. Jednym słowem gdzie nie spojrzeć tam nudy.
Pozdrawiam serdecznie i życzę ciekawego wieczoru.
Taaaak!
Blogosławiony Obywatelu Adminie!
Włączcie no te filtry blokujące komentarze w godzinach pracy…
Co? Oczywiście, że z uwzględnieniem strefy czasowej blogowicza.
Aaa i jeszcze zróbcie wyjątki dla emerytów i gospodyń domowych…
a może nie… Nie, gospodynie blokujcie całą dobę.
Taka ich praca. Same chcą, żeby w to wierzyć…
Chyba że przedstawią notarialnie potwierdzoną zgodę pozostałych członków rodziny i proboszcza.
Co? Aha… że co? Jak chore? No dobrze, zgoda. Niech piszą.
Ale jedynie za okazaniem zaświadczenia lekarskiego.
I tylko jeśli nie zakaźne! I nie będą truć!
Bo to wicie rozumicie, blog kulinarny. Hiena przede wszystkim!
Ooops, zgubiły się dwie literki „gi”.
Wojtku, jakie to nieszczęście, być doktorem i dyrektorem na dodatek! Nie wiem, jaki etat cię czeka, ale na wszelki wypadek – nie bądź.
Kto ma truciznę na Łotra? Chętnie trochę odsypię sobie.
Wojtku, Pawełku, trzeźwiście obydwaj? Chyba tak, pora jeszcze wczesna… Ależ Was nosi, Chłopaki. Nie dziwię się specjalnie tylko troszkę zazdroszczę. Rzadko mi się ostatnio zdarza. No, chyba, że „patriotów” każą mi słuchać. Unikam ze wszsytkich sił ?żywając pilota, jako broni rażenia.
Arcadiusowi pod uwagę – Przed chwilą przeczytałam na portalu pardon.pl wiadomość, że na Ukrainie w Połtawie zapadł wyrok 2 mies więzienia dla małżeństwa, które wyłapywało koty w celach konsumpcyjnych. Przyznali się, że przez 4 mies skonsumowali ok 15 mruczków. Siedzieć będą z paragrafu o ochronie zwierząt, a nie za zjadanie jako takie.
PaOlOre, a co taki humorek pod psem? Lewa noga sie troche wstalo?
Blog sie nazywa „Gotuj sie”! Gdzie tu powiedziae jest, ze jest to „blog kulinarny”? Kazdy gotuje jak moze i czym chata bogata.
Napij sie kawy, wtrzachnij ciacho, Wam tam tego „we Wiedniu” nie brakuje.
I wracaj usmiechniety i przyjemny dla reszty biesiadnikow.
To już nie „Kotuj się”? Można znowu udźwięczniać spółgłoski?
Dzięki Gocie Piggwicku za drogowskaz! 😉
Kamień z serca mi spadł (ten z nerek jakoś nie chciał, drań).
Tylko pilnuj się przed Arkadiusem,
on chce z Ciebie zrobić potrawkę!
Dziekuje za mile zyczenia w tym pieknym, slonecznym, a co najwazniejsze, wolnym od pracy, dniu.
Wsprawie blotnistego posmaku lina i karpia… Dla mnie to urok tej ryby, aby tylko posmak nie byl za silny to ryba musi byc mloda, a wiec z tych mniejszych. To troche jak ser parmezan: niby pachnie stara skarpeta, a przeciez pyszny.
Szkoda, ze nie bede w Zlotym Linie jesc z wami smazonych plotek we wrzesniu…
Wojtku, wracaj do lasu szukac pieska, zagon rodzine i znajomych. Pieski nie powinny chodzic samopas. Gdzie to malenstwo sie moglo podziac, moze go ktos znalazl i sie zaopiekowal?
Chcialam wszystkich poinformowac, ze
Kula , Porsche I Brylant od Pana Lulka dotarly do mnie.
Kula jest piekna!!!! Zrobie zdjecia I zapodam do Alicji.
PS. Dostalam Porsche, ale troszki male?. do tego BRYLAT sztuk one.
Strasznie sie ciesze, jestem w skowronkach!!!!!!
Buziaki
Tuska
A ja się pytam, gdzie ta suka ma instynkt macierzyński? 😯
Joanno, dzięki za ostrzeżenie. Będę omijał Wielką Lipę wielkim łukiem. A właśnie teraz objeżdżam okoliczne knajpki w poszukiwaniu miejsca na zjazdowe obiady. O wszelkiej lipie napisałem felieton w jutrzejszej „Polityce” czerpiąc obficie z dorobku blogowego.
Wojtek,
to Ty nie masz o czym pisać, tylko o państwie?! A co złego ze starym dobrym tematem – seks i forsa?! I ewentualnie ze trzy trupy w różnych szafach.
Dzięki za życzenia dla kanadyjskiej części blogu 🙂
Aniu Z. – reporter przy tym będzie. Skonsumuje, popije, zanotuje fotograficznie. Ale to jednak nie to samo 🙁
Nemo,
może to jest taka suka z akcentem na „s” 😉
a poważnie, to ja też wziąłbym tę sukę do lasu na poszukiwania. Może zaprowadzi w to miejsce, gdzie straciła szczeniaka.
🙂 (od a.j)
http://pl.youtube.com/watch?v=cKvVX9HbC_I
Slicznie dziekuje za zyczenia z okazji Canada Day, jest to dla mnie piekne swieto . Wszyscy robia BBQ, mozna lazikowac od domu do domu I czuc sie wspanialym gosciem. Dzisiaj dzieciaki pokaza sie kolo 17 stej, zebereczka sie maceruja, Kuba zakupil juz petardy, Mloda zajmuje sie salatami, oj bedzie oj, bedzie sie dzialo. Fajny dzien.
Mysiaki ( moje dzieciaki) wlasnie teraz zamowily tak z sobie i z siebie salatke owocowa , 95% sklepow jest zamkniete?lece, nie mam wiele czsu.
Tuska
Jskólki robily na drutach i beda robic nadal. Pod okapem mojej chaty jest pelno jaskólczych gniazd. Od tak dawna jak tylko pamietam, lataja te ptaszydla dookola domu i lapia muchy i inne owady. Ponadto w nocy lataja nietoperze i wykanczaja reszte. Za kazdym razem kiedy wprowadza sie ktos nowy powtarza sie identyczna zabawa. Przy przekazywaniu kluczy, nowi lokatorzy domagaja sie zlikwidowania jaskólczych gniazd. Nasz opiekun ze strony spóldzielni ma juz wypracowany system. Mówi, ze i owszem moznaby ale na koszt wnioskodawcy przy pomocy drabiny strazackiej. Do mnie do ogródka wstep ze zwyczajna drabina wzbroniony. Koszt zabiegu kilka tysiecy Euro plus przepychanka z Towarzystwem Ochrony Zwierzat. Wnioskodawca odstepuje od pomyslu i wszystko pozostaje do nastepnej przeprowadzki.
Pytanie oczywiscie brzmi, co te jaskólki robia na drutach. Telgraficznych. Istnieja dwie szkoly. Jedna klsyczna mówi, ze skoro one jedza i trawia to musza robic. Na wszelki wypadek lepiej nie chodzic pod tymi drutami. Moim zdaniem, to te jaskólki robia na drutach skarpetki, zeby im nogi nie marzly kiedy leca wysoko do tych swoich cieplych krajów.
Zapowiada sie, ze lato rozkreci sie na dobre. Niema Mistrzostw, to i po co ma padac.
Pan Lulek
U nas jaskółek nie ma , to ja muszę robic na drutach (nie mylic z robieniem *pod druty*!) 😉
No cóż, jak trzeba, to trza, służba – nie drużba….
A mozesz sobie PaOlOrku udzwieczniac i ubezdziweczniac wedle wlasnej fantazji. Bylebys nie mowil co JA mam robic i nie ustanawial blogowych regulaminow, bo Koty, kak Klass, nie poddaja sie cudzym regulaminom.
Arkadius mi tez nie straszny, bo ma za krotkie lapy aby zrobic ze mnie potrawke. A takze nie jest bardzo eleganckie straszyc malego starego kotka duzym chlopcem. Cos tam u Was dobre maniery szwankuja.
Mam nadzieje, ze pieska po prostu ktos wzial, i choc zlodziej, to bedzie mial dla niego miekkie serce.
Tak jeszcze jest gdzieniegdzie, ze jak cos nie jest przybite gwozdziami, za plotem, na lancuchu, i nie ugryzie to znaczy, ze niczyje i mozna sobie wziasc.
Mowie metaforycznie, niech mnie ktos nie posadzi o propagowanie przybijania psow gwozdziami. Juz jest tu taki jeden agent provocateur, Stanislaw go rozpracowal.
W sprawie kulinarnej dodam, ze w piekny sloneczny dzien powinnismy zrobic na tym blogu lody. Najlepiej pistacjowe.
Alicjo droga, licze na twoje reportaze. Bede na urlopie w pazdzierniku dopiero. Zahaczymy o Warszawe na kilka dni.
Drogie Nasze Kanadyjki!
Zycze Wam bezchmurnego nieba nad Kanada, niezmaconej wolnosci i demokracji oraz wszelich babskich radosci.
Toasty o wlasciwej porze.
Kocicku Pickwicku!
A gdzieżbym ja się straszyć odważył?
W sekrecie jeno ostrzegłem, coby Cię krzywda jaka nie spotkała.
Po „Kotuj się” pes Kota, do jag „Goduj zię” bez… Goda? 😉
Aniu Z.
my zawadzimy o Warszawę po raz pierwszy od 30 lat. W ogóle nie znam Warszawy i byłam tam zaledwie 2 razy w życiu, bardzo krótko, dobę raz, pół dnia innym razem. Nie liczę Okęcia jako międzylądowanie. Nas zawsze ciągnie Wrocław i Kraków, ale tym razem Warszawa będzie po drodze Zjazdowej, więc kto wie, może zatrzymamy się na dzień – dwa dni, tym bardziej, ze mamy niedaleko centrum mieszkanie do dyspozycji. Wstyd nie znać Stolycy choćby pobieżnie!
Ja też lubię Canada Day, to takie radosne, wesołe święto, żadnej pompy. A i piękna pogodę mamy, prawda?
Heleno,
ja te babskie radości lubię z chłopskimi połączyć, znacznie weselej 😉
Jerzor też ustalił, że zaczynamy celebrować winnie o 14, czyli odpowiedniej porze
Dzieki Heleno, niebo jest bezchmurne, wolnosc i demokracja wciaz sie ulepsza, a z babskich radosci najbardziej lubie ciuchy, ale dzisiaj sklepy zamkniete (powodzenia Leno z salatka owocowa).
Dzien jast bajkowy, Alicjo. Kocham Warszawe, ale miloscia matki. Nie moge obiektywnie ocenic czy jest piekna. Mysle, ze jest, ale jak porownuje z innymi miastami to one wydaja mi sie ladniejsze. Polecam ci trzymac sie Traktu Krolewskiego, od Cytadeli po Belweder to sie nie zawiedziesz. Choc, jak wszedzie trzeba unikac restauracji przy glownych turystycznych szlakach. Ja osobiscie jestem milosniczka starej Pragi i sosnowych lasow na linii otwockiej, gzie sie urodzilam i wychowalam. Do Srodmiescia zaczlam jezdzic samodzielnie od 14-go roku zycia.Kazdy wyjazd byl wspaniala przygoda: do EMPIKA, do Lazienek, do teatrow, na wyklady. Jako 16 latka bylam na publicznym wykladzie Wankowicza. Dziekowal wladzy dlugo i wylewnie za jej szczodrobliwosc, ze mu pozwolila spotkac sie z mlodzieza i publicznoscia po wielu latach zakazu. To taka refeksja nad zyczeniami Heleny wolnosci i demokracji, jakie to wazne.
A lacz sobie, Aleczko, a lacz!
A ku przestrodze i nauce dowcip Ci opowiem brodaty, ktory slyszlam ponad 40 lat temu.
Sachara. Przez pustynie wloka sie dwa zera, wycienczone do niemozliwosci, ledwo nogami powlocza, skwar sie leje z nieba, wody ani kropli, piasek rozpalony pod stopami.
Przystanely dwa zera, wypatruja oazy, ale nic, wszedzie pustka i piasek naokolo. Az nagle na horyzoncie pojawia sie osemka.
Jedno zero odwraca glowe do drugiego i mowi: – Ze tez im sie chce….
Aniu Z – nie zazdroszczę Ci Warszawy (mam ostrożny stosunek) ale spotkania z p. Melchiorem bardzo. Z różnych stron docierały do mnie ogromnie sprzeczne zdania nt autora „Smętka” – część znajomych odsądzała Go od czci i wiary, część była zachwycona sarmackimi popisami, część podziwiała mądrość, ostre pióro i podbechtywanie „polskości opłotkowej”. Pewnie, że nie pozna się tak złożonej osobowości na spotkaniu autorskim, ale przecież osobiste wrażenie jest bardzo ważne.
Po 35 latach przez Saharę to już ani nauki, ani przestrogi, Heleno:)
Po prostu – ósemki 🙂
A dlaczego ma się nie chcieć?
http://youtube.com/watch?v=aw_cw9cEsFo&feature=related
Kanadyjkom (i Kanadyjczykom też) najlepszego!
Polskim blogowym Kanadyjczykom wraz z rodzinami – stu przyjemnych nad wyraz lat !
Nemowym szwajcarskim koteczkom szczęśliwej długowieczności na wzór nie tylko dla kocich braci.
Wszystkim przy stole lampki metaxa brandy i lodów, pistacjowych i herbacianych, i wg uznania.
Pyro,
tak, takie spotkania sie pamieta. Wtedy przeczytalam wszystko so sie wydalo Wankowicza. Dzis bardzo sie jego pisanie zestarzalo, mysle, ze jest zupelnie nieaktualne. O nim jako osobie wiem malo. Spotkalam kiedys jego wnuczke na jakims spotkaniu politycznym w Warszawie w KOR-owskich czasach.
Natomiast nie wiem czy wspominalam, ze bylam na spotkaniu z Salmanem Rushdi trzy tygodnie temu. Dosc fajnie mowil, ale jakos nie moge dokonczyc zadnej jego ksiazki. Spotkanie bylo w kosciele, a prowadzil je znany kanadyjski dziennikarz Indianin polnocno-amerykanski Tom King i tak je zaczal : ” Here we are, two Indians having a pleasant conversation in a church”. To tez jest taka refleksja nad tym jak zmienil sie swiat.
Arkadius!
Nie krępujsia 😉
http://www.con.at/ja.htm
a55a. Lody herbaciane są tu – http://www.abcgospodyni.pl/domowe_lody.html .
Szczeniaka, tzn Zuzi, bo to suczka była, dalej nie ma. Nemo ma trochę racji z suką, ale to ja zaniedbałem. Już kilka dni temu zauważyłem, że między szczeniakiem a matką są problemy, swary, jakieś walki o miski, odpędzanie, warkoty. Mam kilka kotów, psy i chcąc nie chcąc, pełnie rolę szefa tego stada. Karmię towarzystwo, pilnuję aby każde dostało co mu się należy i hierarchia była zachowana. Jednym słowem jestem jakimś samozwańczym państwem dla tych zwierzaków. Niestety od soboty mam gości (teściów absorbujących uwagę)i przestałem zwracać uwagę na napięcia w stadzie. No i suka wyprowadziła szczeniaka do lasu. Teraz, gdy pozbyła się problemu, leży i odpoczywa po tygodniach piastowania szczeniaka. Wyluzowana jest bo nikt nie wpija się ostrymi zębami w jej brzuch szukając pokarmu. Natura czasem przypomina jak bardzo jest bolesna i surowa. Jeszcze mam nadzieję, że ktoś Zuzię przygarnie jeśli trafi do ludzkich domów- nawet kartkę wywiesiłem na wiejskiej tablicy ogłoszeń i chłopów zawiadomiłem. Natomiast jeśli szczeniak błąka się po lesie to marny jego los – lisy go załatwią. Tak zresztą jak moja suka załatwia lisie potomstwo rozgrzebując nory i przynosząc mi martwe liski na ganek. Nawet ich nie je, tylko napoczyna aby zaspokoić instynkt. Tak naprawdę woli kaszę na podrobach. Po prostu darwinizm. A Alicja pisze, bym książki poświęcał seksowi i forsie! Chyba seksowi i przetrwaniu Alicjo. Byt określa świadomość, jak mawiali klasycy, którymi torturowali mnie na studiach.
Dobrej nocy
Mnie sentyment do książek Wańkowicza przetrwał, mam wszystkie wydane w Polsce jego książki, choć co parę lat pozbywałam się wielu.
Wojtku!
Książek to Ty nie poświęcaj! Ty je pisz, bo to lepiej Ci wychodzi 😉
Wojtku, do lasu, nie poddawaj sie. Na ratunek Zuzi, zanim sie sciemni… W koncu las w Przytoku to nie dzungla amazonska.
Dziekuje za kolejne zyczenia. Tereso, dzieki za lodowy link. Wiem, ze ten nadmiar zoltek mozna zastapic dwoma lyzkami skrobii kukurydzianej a cukier syropem np. klonowym lub z guavy.
Jasne, że reportaże się starzeją, chociaż w mało których książkach jest tylw bolesnej wiedzy o II RP, jak w dwutomowej pracy Wańkowicza (nie pamiętam tytułu) Jeden z tomów zawiera reportaże ze Śląska, COP-u ściany Wschodniej (tamtej oczywiście) Dla mnie prawda wstrząsająca i jakże daleka od zachwytów pogrobowców. No i przyjęłam od Wańkowicza kilka pojęć – międzyepoka, międzymorze, chciejstwo, wypokusić się. Bardzo kocham Wańkowicza, a najbardziej chyba „Szczenięce lata” i „Szlacheckie gniazdo”
P. Rushdiego czytać nie mogę, nie umiem, nie moja wrażliwość. Mamy dwie jego książki i nie przeczytałam żadnej, a za co niby fatwę na niego rzucono, to doprawdy nie rozumiem. Nie widzę herezji zupełnie.
Jeszcze jedne lody herbaciane, amerykańskie – http://www.ksiazka-kucharska.pl/przepis/2911/Herbaciane-lody-po-amerykansku/ . W miejsce mleka dam śmietankę, czyli bz.
Aniu Z.
Dwie łyżki skrobii kuk. za żółtko?
Można w ten sposób zrobić lody zupełnie bezżółtkowe bez narażenia całokształtu? Czy tylko pewną część żółtek da się oszukać, np. połowę?
A w ogóle to potrzebuję przepis na lody nietuczące. Mój Młody lody bardzo lubi, ale ma mocną nadwagę, więc jako Ojciec Okrutny nie pozwalam mu na takie zbytki. Może więc sam mu zrobię – takie właśnie nietuczące – i podreperuję tym samym swój ojcowski image.
Właśnie dają u nas takie maszynki, co to Helena ma, Nemo wie, a inni by chcieli…
Do tej maszynki Tschibo dolaczona jest broszurka i tam sa lody nie tuczace, naprawde. To tylko w polskich przepisach jest ta oblakana ilosc jajek, cukru i smietanki. Kiedy na zoltkach i mleku robi sie krem jajeczny (custard), to on i tak gestnieje na ogniu. Ja na cala maszyke dawalam dwa zoltka (albo trzy, nie jestem pewna), pol szklanki smietanki i rownowarosc cwierc szklanki cukru (50 gr) tyle, ze zamiast cukru uzywalam fruktozy w syropie (8 lyzeczek od herbaty), ktora jest znacznie mniej kaloryczna.. A lodow wyszlo pol litra, poniewaz masa lodowa powieksza objetosc w czesie ukrecania. Dziecku mozna smialo robic takie lody i stosowac portion control.
A ponadto sa tam przepisy na lody jogurtowe, ktore wogole nie wymagaja ani jajek ani smietanki. A sa znakomite jesli sie ma dobre owoce.
KOCHANI
Za troskę o przepisy na kota dziękuje serdecznie. Otrzymałem tez od francuskiego łącznika linka z podana recepta. Być może przyda się i wam:
http://www.cyberbougnat.net/forums/index.php?showtopic=4090
A ja co sobie poszukałem w słownikach by to skumać. To moje. A z jednym akapitem w zasadniczej kwestii mam problemy:
> Le chat sauvage doit ?tre nettoyé, aussitôt que possible, apr?s avoir été tué, en ayant soin de ne pas briser les poils bruns qui se trouvent en dessous des pattes de devant et des cuisses. <
Czyścić go przed czy po …?
PaOLOre – kiedy rosły mi dzieci, a lody znikały w tempie ekspresowym, robiłam lody domowe na serku homogenizowanym – chude z pewnością. O ile dobrze pamiętam potrzebne były 2 pojemniki serka (500 g) 4 jajka,3/4 szkl. mleka, 4 łyżki cukru, 2 śmietanki typu „Śnieżka” i dodatki smakowe
Żółtka utrzeć z cukrem, dodać do serka, 1 śnieżkę ubić w mleku, dodać do serków, drugą wsypać do masy ubijać chwilę mikserem, białka ubić na sztywno, wmieszać w masę. Całość podzielić na 3 części – dodawać kakao, orzechy, owoce (najlepiej sprawdza się rozgnieciony dojrzały banan, albo kawę, albo coś innego. Układać masę w pudełkach i pojemnikach warstwami, zamrażać co najmniej 6 godzin (ja robiłam na noc, żeby były następnego dnia)
Starczało co najmniej na kilka dni
Toasty to sama przyjemność a w słusznej sprawie rozkosz się podwaja, dedykacja wewnątrz : http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Zdrowko02/photo#s5205365704443974706
Obchodzimy!
http://alicja.homelinux.com/news/img_4737.jpg
Mam problem, moze mi kto wytlumaczy. Z dziedziny psychologii stosowanej.
W jaki sposob czerpie sie przyjemnosc z robienia komus przykrosci? Takiej kompletnie niesprowokowanej? Ot tak, po prostu i bez powodu? Wiedzac, ze sprawi to komus przykrosc, dalej sie tym bawic?
Maszynka do lodów dziś przyszła. Przejrzałam instrukcję i chyba to wciąż nie jest to, czego chciałam. Skończy się tym, że produkty na lody będę miksować (ciepło/zimno wedle potrzeb) i mrozić w woreczkach do kostek lodu, a potem „kręcić” z tych kostek lody w thermomixie (jakieś pół minuty).
Lody lubię bardzo i stąd poszukiwania sposobu, który pozwoli je przygotowywać szybko, wygodnie i jeszcze – smacznie. Z minimalną ilością węglowodanów i białek (od których nadmiaru nie tylko się tyje, ale i wyrządza sobie więcej krzywd, co niestety sprawdziłam na własnej skórze). Żółtka zaś są w cenie najwyższej.
Maszynka ma duuużo części (składać, rozkladać, myć, suszyć), thermomix przyzwyczaił mnie (niestety?) do większej wygody.
PaOLOre, jakoby Austriacy parę lat temu wnioskowali o nagrodę Nobla dla Jana Kwaśniewskiego, może więc jest w jego diecie coś dla synka jak i dla mnie się znalazło.
Heleno – spotykałam takich ludzi (niestety – w większości kobiety) Wyjaśnić nie potrafię To jakieś przewrotne umocnienie wizerunku własnego.
Teresko, jak to nie jest to co chcialas, to zwroc!
W mojej maszynce myje sie tylko lopatke (kreciolek) oraz zamrozony pojemnik (ten, ktory sie wklada do lodowki). Jest prosta jak drut.
paOLOre
skrobia kukurydziana zamiast zoltek. Jak juz zrobisz pistacjowy budyn, dodaj lyske limoncello i dwie lyzki miodu lub syropu. Na pol litra mleka.
Cukru nie za duzo 60 lub 70 gram. Mozna pistacje zastapic gorzka czekolada.
Jesli sa lody pistacjowe i z ciemnej czekolady to czy jeszcze warto sie kusic na jakies inne?
Moze to lody zrobic na obiad w ten swiateczny dzien?
Ale to nie tlumaczy, Pyro, psychologicznego mechanizmu: o nic nie chodzi, procz przyp…nia. Im bolesniej, tym weselej. I najlepiej zza wegla..
Zeżarliśmy kilogram czereśni (głównie J.) i nic, ale to absolutnie nic nie robimy.
O, poza tym, ze poleciał do sklepu po ten swój laptop. A niech.
p.s.Heleno z 20:05 – bliższe szczegóły?
Pisze nasz Pan Gospodarz:
„Zajrzałem do toalety i ucieszony jej czystością postanowiłem, że wprawdzie nie na dworze ale w środku zjemy tu obiad.”
Fanaberiant… Rozumiem, ze czysty wychodek jest… jaki?, ale zeby zaraz zamawiac?! Tylko dlatego Lin ma w sraczu czysto… No naprawdé ale Pana to strach na obiad zaprosic, bo zaraz Pan stól miédzy pisuary! 😉
Spróbowalby Pan tutaj! Ooooo!!! Ciekawym ja otórz bardzo i niezmiernie zawodów kibla i kuchni na zapachy… Zapachy?! Walki na smrody, wojny na odory, bitwy na mocznik i zjeczaly tluszczyk, ulane piwko i kawalek dorszyka, nietrzepany od 700 lat kurz i trzymiesiéczny mop w wodzie.
Oni lubiá, jak co jest stare. Ten lód szanuje przeszlosc. Te rody i narody przywiázane sá do spuscizny po przodkach. To piékne, ze tak kochajá przeszlosc. No oczywicie ma to swojá cené i jesli prababka miala wyniesc zdechlego kota przed choinká, a zmarlo sié biedaczce po zaduszkach, to kot prawdopodobnie nadal lezy przewiazany kokardká do tej poduszki, co tak lubil w niá sikac… Mozliwe tez ze i kosteczki po samej prababce jeszcze sié bujajá w jej perpetuum fotelu. Skoro nie mowila, ze chce na dwór…? KOCHAM TYCH LUDZI!!!
Oni nie myjá rák. Badania, gdzies kiedys w Arizonie wykazaly, ze piwosze nie myjá rák. Miska, co z niej podjadajá orzeszki czekajác na swoje piwo, co wieczór posiada kilkadziesiát róznych (sladowych ilosci) odcieni moczu piwozlopów. Obserwacje poczynione w naturze potwierdzajá analogiczne zachowanie u Walów. Wale nie myja pletw. Moze i slusznie? Przeciez i tak zaraz bédá leciec oddwac kolejne piwko. A czemu piwko takie drogie jest? A bo do ceny doliczajá mydelko i wodé. No to jak nie umyje, to moze i piwko stanieje? Tak, na pewno nie myjá z tego powodu!
Jak zresztá majá myc, skoro najwiékszy patentowany potentat (wart oddzielnego zauwazenia) TESCO zniechéca do rák mycia? TESCO to jest takie cos… Czy jest jeszcze ktos, kto nie wie co to tesco? No wlasnie! No wiéc tesco to jest takie cos, co moze nas przekonac, ze biale jest biale. Z natury (nie z wychowania!) wiemy, ze jak cos smierdzi, to jest brudne. Przeto z przyrodzenia wiemy, ze jak cos jest czyste, to pachnie. Hm, no wlasnie… Nic otóz w przyrodzie nie smierdzi tak, jak mydlo w tesco. Tesco broni przyrody, zuzywa mniej prádu, instaluje rózne takie rzeczy, zeby tylko naturze bylo lepiej. No i pewnie mu wyszlo (temu tescu), e jak mydlo smierdzi i potem lapy tez, to wale nie bédá myly, przez co przyroda odetchnie od detergentów! Uf, wywiodlem, a ze nie bredzé, niech swiadczy radziecki eksperyment („Maszyna i srubki” chyba Miedwiediewa), ze jak robi niesmaczne obiady w przyzakladowej stolówce, to jest wiécej odpadków, które mona da swiniom, które trafiajá na stoly tejze stolówki! Tak to plan zlewek zostal w naszej fabryce nie tylko wykonany, ale chlubnie przekroczony. Tak kochani – TESCO to potéga. Radziecki czlowiek tego nie wymyslil. Idé, Panie Gospodarzu, umyc réce w Pana wczorajszej wódzie.
Anno Domini ’84,
czy Łotr chciał mi coś przez to powiedzieć?
Aniu Z., dzięki. Będę próbował godnie wykorzystać tę nowo nabytą wiedzę.
Heleno, tutaj piszą na temat, który Cię męczy:
http://www.fil.ion.ucl.ac.uk/~bseymour/papers/nature04271.pdf
Bardzo naukowo zresztą. Ja wymiękkam. Nie z powodu neurologii, lecz języka. Po angielsku to ja mogę chyba tylko o komputerach… 🙁
Przyznajcie, że Iżyk ma okropnie popieprzoną (albo pochrzanioną) klawiaturę 🙂
Ano, walencja walijska!
Alicjo, ktory sklep komputerowy jest dzisiaj otwarty? Wysisdla mi klawiatura.
Ja mysle Helenko, ze czasem to roznica perspektywy. A do tego jesli sie domyslam o co chodzi, to ty dajesz do zrozumienia, ze ci przykro, a na chlopa aluzje nie dzialaja. Wal prosto w oczy. Inaczej nie zrozumie.
Blogowicze drodzy albo ja cos pominelam, albo wszyscy osleplismy. o 13tej z minutami zameldowala sie tutaj niejaka Otrabka i co? I nic, nikt nie powital, do stolu nie zaprosil. Wstyd. :blush:
Witaj Otrabko.
Kanadyjkom pieknego dnia zycze!!!
Aniele ty moj skrzydlaty, syn zakladam, ze mlody? Jak mlody, to daj sobie spokoj z diatami roznych doktorow. Mniej jesc wiecej sie ruszac i samo przejdzie. A lody nieskotluszczowe nie zaszkodza. Poszukam moze mam gdzies wiecej przepisow na „dopuszczalne” slodkosci.
Aniu Z.
Wyobraz sobie, Future Shop!!! Przeciez wszystko powinno być zamknięte! Ale zadzwonił, sprawdził, są otwarci od 12-16
Biznes is biznes? 😉
Otrąbka!
Witaj w kotle!
Ani chybi Łotr odesłał Cię był na kilkugodzinną kwarantannę, skoro oprócz Nirrod nikt Cię nie zauważył.
Piszesz, że mmmmniam i że chciałabyś zjeść to wszystko, o czym piszemy?
Are you sure? Bo wpisałaś się już po Arkadiusie, któremu marzy się kot o smaku królika 😉
Nirrod! Tak, tak, tak!
Poproszę o przepisy na nietuczące Wszystko, co lubi Młody.
Nietuczące lody, nietuczące frytki, nietuczącą coca-colę, czekolady, budynie, ciastka, torty, pierogi i knedle. No i nietuczącą pizzę, ma się rozumieć.
Uwieńczeniem sukcesu byłby przepis na nietuczącą matkę…
Izyk, zalatwiiles mnie. Juz nigdy chyba nie siegne bezmyslnie po orzeszki w pubie, chyba, ze beda zapakowane i beda mialy atest sanepidu.
A czy wiesz, ze ponoc woda, ktora leci z kranu w duzym miescie zostala co najmniej siedem razy przedtem wysiusiana? Dlatego nalezy zaspakajac pragnienie margarita. Co lece uczynic.
Aha, zdrowie Moryca, zdrowie Kochanych Kanadyjek!
Matki, z natury swej matecznosci, sa tuczace. Stwierzdone naukowo.
Nirrod cd.
Młody je wprawdzie niemało, ale rusza się bardzo dużo, trenuje piłkę wodną, jeździ na rowerze, kiedyś jeździł konno, zimą śmiga na nartach, że nie nadążam, wspina się na wszystko, co nie jest gładką ścianą i w ogóle nie jest w stanie więcej niż pięć sekund spędzić w jednym miejscu.
Mimo to rośnie horyzontalnie w oczach 🙁
Rzeczywiscie daleko odbieglismy od tematu slodkowodnych ryb.
Pewnie dlatego, ze juz ich niema. Tylko hodowane karpie, sumy i pstragi.
Czytalam wczoraj o rybach w mojej kulinarnej biblii M-me Saint- Ange i znalazlam sporo przepisow w ktorych ryby przyrzadza sie na wywarach miesnych a nawet z kielbasa oraz ze slonina. To tak na marginesie PanaPiotrowego lososia. Ryby slodkowodne gotuja sie szybko. Wystarczy im 10 min. w piekarniku lub w wodzie (z winem oczywiscie). Moj przepis na karpia: wrzucic duze dzwonka do osolonej wody z bialym winem, gotowac 10 minut. Wyjac i polac stopionym maslem. Tyle.
Moja babcia tuczaca z pewnoscia nie byla. Glownie dlatego, ze slynela z nieumiejetnosci gotowania.
Hmmm… Pawle cos mi sie wydaje, ze z Potomek ma takie same slabosci jak ja. (z wyjatkiem coli itp.).
Heleno, w przypadku kobiet, to najczęściej zazdrość. Masz coś (cechę, rzecz – obojętne) co dla ciebie jest naturalne jak powietrze. Ani się tym nie chwalisz, ani nie rąbiesz po oczach. Taki zazdroszczący ktoś nie umie nawet wytłumaczyć, zdefiniować porządnie powodu swojej zazdrości. Przyparty do muru powie „bo ona jest taka (i tu cokolwiek byle pejoratywne, albo zawiesi głos w trzy kropki), wariant „bo ona ma wszystko” daje większe pole do popisu i jest nie do dyskusji. No to trzeba dziabnąć tam, gdzie zaboli. Jak jest taka i wszystko ma, to niech jej nie będzie tak miło.
W przypadku mężczyzn to chęć zdominowania, wzięcia w niewolę emocjonalną. Żebyś się zastanawiała 24 na dobę za co i dlaczego.
To łatwiej strząsnąć. Pyra ma rację, z kobietami gorzej.
Eh, zawsze winne te matki; czy to psie mamy w Przytoku czy te znakomicie gotujace w Kaiserlandii.
Zdrowie Moryca po raz pierwszy!
Iżyku, czy ty aby napewno jesteś w Walii?
Izyku twoje wpisy za każdym razem odgrzebują cos innego w mojej łepetynie, a może to po Helenki wpisie?
Rzecz w tym, ze urin służył w Indiach do uzyskiwania pigmentu tzw. indyjskiej żółci. W tym celu karmiono krowy liśćmi mango.
Uzyskaną ciecz od bydląt podgrzewano w celu odparowania zbędnej wody.
Ale to było zanim Pan Lulek pozyskał najlepszą technologie.
Heleno (21:06),
zapraszam do Wiednia.
Też przecież duże miasto.
Tutaj pijemy wodę z kranu.
Bardzo często, gdy proponujesz komuś coś do picia,
słyszysz prośbę o Leitungswasser.
I nikt się nie dziwi.
Kiedyś, żeby się napić czegoś nieskażonego,
zamawiało się po prostu piwo, bo w wyniku rygorystycznych
przepisów odnośnie producji piwa
(Bier-Reinheitsgebot z 16 wieku, ważny do niedawna,
ale, niestety, wykopany ostatnio przez liberalne normy unijne)
wiadomo było, że nie ma tam żadnej chemii,
a piwowar pilnuje czystości.
Oczywiście bez wpływu na higienę u piwosza.
A w starożytnym Rzymie stały kadzie przed domami,
do których przechodnie mogli oddawać mocz.
Uzyskiwano w ten sposób amoniak potrzebny do garbowania skóry.
Chyba nawet omijano w ten sposób wespazjański podatek latrynowy.
Pecunia non olet!
Aniu Z.
Matki są niczemu niewinne. A nawet wręcz przeciwnie, powiada moja synowa. Ja sie nie poczuwam bynajmniej.
Haneczko, zazdrosc czy zawisc potrafie zrozumiec, nawet sie ulitowaxc albo i podzielic.
Chec dominacji natomniast budzi we mnie odraze i gotowosc kastracji. I juz jeden taki siedzi na chojce.
Alicjo > narodowa koszulka bardzo twarzowa. Świetnie się prezentujesz. Wyobrażam sobie komentarze gdybym to ja wystąpił w odpowiednim czasie w moich narodowych trójbarwach. Początki dało się już wyczuć …
Alicjo, to byla ironia o tych matkach oczywista oczywistosc.
arcadiusu, oj trudno cie bedzie dzis pozalowac…
Łączność mam dzisiaj ok 10 minut na godzinę, więc nie wiem, czy dzisiaj jeszcze uda mi się coś wysłać.
Do niedawna było zbyt gorąco na toasty, a zamist kolacji zjadłyśmy kawał dobrze schłodzonego arbuza (ja z sokiem grapefruitowym, Młodsza saute). Teraz zaś za Kanadę, Kanadyjki, Kanadyjczyków
Kota Moritza i jego kumpli
Młodszą wersję Nemo
Przybyłą Obrąbkę ()gdzie żeś, ach gdzie)
oraz Haliny zaprzyjaźnione i pokrewne pijemy z Młodszą coś, co nosi dumną nalepkę „Corsaire Reserwe du President” – dość ciężkie o owocowym posmaku, intensywnie „czarne”, France, rocznik 2006. Kto nam to sprezentował, nie pamiętam.
Biedny Iżyk – przeflancować leśnego luda z fuzją na ramieniu, kompletem patelni w kuchni i wędkami na pomoście do roboty w pubie, to musi być doprawdy traumatyczne przeżycie.
Pawle!!
Kup Jasiowi zgrzewkę dietetycznego napoju i paczkę mentosów.
Możesz być pewien że chłopak tego ani zje, ani wypije, poswięci się nauce!!
A więc tego nie przytyje, może jakąś szybę stłucze. Jakby co to pokryjesz koszty?
Znacie?
Popatrzcie :
http://www.youtube.com/watch?v=5Zh1jYN2JPs
To działa!
I dobrze. precz z reinheitsgebot. Wiwat wolnosc w warzeniu piwa. Wiwat Belgia!!!
Do pomyslu o mentosie mam jeszcze jeden. dal Jasiowi pare srubek, badz nakretek, miseczke szklana, i butelke coli. Zalac srubki cola i odczekac pare dni. Rezultaty powinny byc zniechecajace….
Witaj Otrąbko i siadaj do stołu. Nie przejmuj się też, że tu każdy o czym innym. Polifonia zaraziła nas Dorota z sąsiedztwa. A zamiast martwić się, że wszystkiego nie zjesz to wybieraj najsmaczniejsze kąski.
… Arkadius
(z 21:52), znasz te rowerowe? 🙂 Toż wiadomo, ze nie moja, ale na chwilę do zdjecia ubrałam.
Aniu Z.
No jasne o tych oczywistościach;)
Zara zara Gospodarzu
(z 23:03) ….
toż urok tego blogu na tym polega 🙂
Przy stole rozmawia sie o wszystkim! Byle kulturnie.
Rozsiadaj się Otrąbko i dodaj swoje!
Arkadiusie, żbika (chat sauvage) czyści się po zabiciu go. Chat sauvage to nie kot domowy ani dziki tylko żbik. A najlepszy koci udziec, według nadesłanego linku, to mysz.
Zniknięcie Wojtkowego szczeniaczka bardzo mnie zasmuciło. Nawet mi się brykać nie chce 🙁
Arkadius, może byś się zapisał do Anonimowych Kotoholików? Mnie bardzo pomogło. Odkąd chodzę na meetingi nie mogę nawet pomyśleć o kocie jako o obiekcie kulinarnym, bo mnie otrzepuje.
Bobik,
Szczeniak sie znajdzie, albo sąsiedzi znajdą. W przyrodzie nic nie ginie. Tych na Anonimowe -coś tam lepiej nie polecaj. Znam, nie trawię. Toż to sekta.
Wszystkie konsultacje wypadły na niekorzyść słoniny w rybce, a szczególnie w łososiu. Tym bardziej chyba jednak wypróbuję.
A sprawianie komuś przykrości daje radość z wielu powodów. Np, dlatego, że jesteśmy nieszczęśliwi i udało nam się w ten stan wprawić kogoś innego. I dobrze mu tak. Albo przykrość odczuwa zupełnie bez powodu, bo to, co robimy, nie powinno mu sprawaić przykrości a sprawia. Czyli jest głupi i możemy się tym cieszyć. Albo myśli, że tylko udajemy, że nam to sprawia przykrość, a naprawdę się tym bawimy, więc czemu nie pobawić się jeszcze trochę. Albo 100 innych pokretnych powodów.
Alicjo, a zjadacze kotów to nie sekta jakaś?
@ Gospodarzu, Brutusie 23:08
I na tym blogu wszystko na mnie? 🙁 😉 😆
🙂
http://youtube.com/watch?v=W1ea31ene-I&feature=related
Stanisławie,
ja nie mam czasu poczytać wpisów, bo albo sąsiedzi, albo my do sąsiadów. Zjadacze kotów? A czym to sie różni od zjadaczy wieprzków, krów, skowronków i tak dalej? A nawet psów. Przepraszam, Bobiku i wszystkie koty zaprzyjaznione, ale chyba nie muszę tłumaczyć?
Tyle.
Alicjo, AA z bliska nie znam, więc z grzeczności nie zaprzeczę. 😉 Ale Kotoholicy to całkiem inna rozmowa. A żebyś wiedziała, jakie to skuteczne! Labrador naszych sąsiadów, który wcześniej koty… no, pasjami, teraz, jak kot wejdzie do jego ogrodu, to leci do spiżarki i ze łzami w oczach Whiskas mu przynosi.
Kotoholizm jest chorobą, która daje się leczyć i jako choroby nie ma co go ukrywać i się wstydzić. Arkadius, chłopie, między swoimi jesteś! Pomożemy Ci, wyciągniemy do Ciebie rękę. Trochę silnej woli plus wsparcie przyjaciół i poradzisz sobie ze swoją uciążliwą przypadłością! 😉
Z calgo Wankowicza zapamietalem jeden cytat. Chyba z ksiazki „Ziele na kraterze”. Przejezdzajac przez jakas ukrainska wies przeczytal na drzwiach restauracji nastepujace ogloszenie.
„Zdzies obiedajut, dzierzat zakuski i urzynajut”.
Przy okazji. W calej Austrii jako normalny napitek do posilków jest zimna woda kranówa. Czasami podawana jest z plasterkiem cytryny. W Tyrolu natomiast woda ta ma dodatkowo te ceche, ze jast bardzo miekka i znakomicie wyplukuje pozostalosci wapnia z powierzchni garków i odziezy oraz oszczedza pralki i zmywarki.
Pewnie dlatego na Mistrzostwa Europy przylecialo tak wielu Rosjan do Innsbrucku. Przeciez Newa za moich mlodych czasów zasilala cale miasto niezwykle miekka i smakowita woda.
Pan Lulek
Bobiku być może nie wiesz, Wojtek pisał o tym z rok temu. W jego lasach zbierają się podejrzane typy. Rożne rzeczy tam wyprawiają i celebrują. Efektem końcowym niejednokrotnie bywa psi smalec.
Wojtkowi proponowano na reumatyzm. O efektach nie wspominał.
Osobiście używam Pferdesalbe.
Mam teraz tylko cicha nadzieje ze nie narażam się A.Szyszowi
Alicjo (00.15), chyba jednak musisz tłumaczyć. Bo mnie zawsze się wdawało, że wy, ludzie kierujecie się nie tylko czystą logiką i czystym utylitaryzmem, ale również np. kulturowym kontekstem i że nawet wasze emocje często właśnie z tego kontekstu się biorą. W ramach czystego utylitaryzmu po osiągnięciu samodzielności moglibyście zjadać swoich rodziów, bo do niczego już się nie przydają, ale jakoś tego nie robicie. Zjadanie wieprzy i krów, jak się nad tym głęboko zastanowić, też nie jest powodem do dumy, ale rozumiem, że ludziom to łatwiej wyprzeć, bo się z nimi nie przyjaźnią, nie nadają im pozytywnych znaczeń symbolicznych, nie zastępują im one dzieci itp. I nie chodzi tu bynajmniej o hipokryzję, tylko o kontekst kulturowy właśnie. To tak na mój psi rozum, ale ponieważ ja ludzi często nie rozumiem, albo rozumiem opacznie, to na wszelki wypadek wolę prosić o wyjaśnienia 😉
Arcadiusie, psoholizm na pewno też da się leczyć. Z reumatyzmem gorzej. Nie ma dowodów, żeby czyjekolwiek sadło pomagało. 🙁
A ci psoholicy z Przytoka wcale nie są anonimowi, jak Wojtek ich zna 😉
Bobiku,
tłumaczę. Jedno słowo – sekta!
12 steps czy ile tam
Oj! Przecież normalny, nawet popijający człowiek, przez takie coś nie może, nie powinien przechodzić.
Alicjo, chyba się mijamy, więc lecę kawą na ławę. Ja tak naprawdę nie o alkoholizmie i 12 krokach, tylko o tym, dlaczego wolałbym w kontaktach z ludźmi mieć pewność, że nie będą zjadać ani mnie, ani moich kocich przyjaciół.
A propos – Maurizo, wszystkiego miauczącego! I cieplutkiej niszy ekologicznej, w której nikt nie będzie chciał Cię skonsumować! 😀
No wiesz co, Bobiku?!
A w sprawie kontaktów z ludzmi, to jest baaaaardzo złożona sprawa. Nigdy nie wiadomo, co komu usiądzie na duszy. Pogadać warto, jedno co warto.
Do tego to mnie namawiać nie trzeba! 😀 Co najwyżej ktoś mógłby mi załatwić lub wypożyczyć dochodzącą, a najlepiej zostawić jakiś pokaźny spadek, żebym miał więcej czasu na gadanie. 🙂
🙂 🙂 🙂 🙂
Na youtube znalazłam naszych przyjaciół. Spodnie im skracałam swego czasu, pracując u mojej Helenki jako szwaczka.
Nasze kingstońskie!!! I bardzo kanadyjskie też.:
http://www.youtube.com/watch?v=2y-ezKlKY9k&feature=related
Choć świętują wciąż w Kanadzie,
choć za oknem drą się koty,
pies do łóżka już się kładzie –
jutro znów trza do roboty! 🙁
Good night Bobik, good night Alicja, good night John-John.
Jeszcze duuuużo czasu! Nie idziemy spać!
Helena przypomina mi stary serial „The Waltons”.
Good night!