Kurki są, robaków nie ma

Ponieważ niemal codziennie bywamy na którymś z bazarów w naszej wiejskiej okolicy, to postanowiłem zdać i z tego sprawozdanie.

Pierwszy punkt dotyczy kurek, które w ostatni poniedziałek pojawiły się w dużej obfitości. Grzebałem w koszykach aż mnie sprzedawczynie pogoniły.

– A czego tak pan grzebie, czego szuka, złota ni ma, tylko piękne kurki.

A ja nie złota szukałem tylko robaków. To po ostatniej blogowej dyskusji o robaczywych kurkach za oceanem. U nas na Kurpiach nic takiego nie ma. Prawdę mówiąc nigdy nie widziałem robaczywego grzyba tego gatunku. I babcia zawsze mi mówiła, że to jedyne nie robaczywiejące grzyby. Potwierdziły to  gospodynie na rynku w Pułtusku oraz w Serocku. Bo i tu, i tu wdałem się w robaczywe dyskusje. A przy okazji kupiłem spory koszyczek tych pomarańczowych grzybów, bo są doprawdy przepyszne. W  najbliższych dniach będziemy mieli bardzo zacnych gości więc kurki na przekąskę będą w sam raz. Przyrządzę je na francuski sposób czyli z czosnkiem i zieloną pietruszką, na gorącej oliwie smażone zaledwie przez kilka chwil. Kurki bowiem mają to do siebie, że zbyt długie smażenie powoduje twardnienie grzybów i żuje się gumę a nie leśny przysmak.

Z tych samych (gościnnych) powodów kupiliśmy żeberka ze sporego cielęcia. Będą faszerowane i duszone. Nadzienie takie samo jak do kurczaków faszerowanych po polsku czyli z wątróbki, bułki, kopru i rodzynek. Takie żeberka to przysmak. A gdy jest ich zbyt dużo i goście nie dali rady zjeść całości, to na zimno, cienko krojone w plastry są doskonałe na śniadanie w miejsce wędlin.

Drugim głównym daniem będzie baranina w śmietanie, która już leżakuje w owocowym occie obłożona marchewką, laurem, pieprzem, cebulką szalotką i naszpikowana czosnkiem. Po dwóch dobach obracania trafi do pieca, by pod koniec pieczenia skąpać się w śmietanie zmieszanej z odrobiną mąki. Tu jako jarzyna – wspaniałe, dorodne buraczki z pola sąsiadki.

Na przekąskę zimną pójdą liny wyciągnięte z Narwi w poniedziałek. Pięć linów (łącznie 3 kg) przytaskałem z dumą do domu. Jednego zjadł natychmiast Kuba chwaląc smak mięsa a narzekając na nadmierną ilość ości. I to spowodowało, że pozostałe cztery sztuki ulegną zmieleniu zamienią się w liny faszerowane w galarecie. Też pyszne danie.

Upał zadecydował, że będzie oczywiście chłodnik. Ale czy nasz, rodzimy, polski z burakami i śmietaną czy raczej hiszpańskie gazpacho jeszcze nie zdecydowaliśmy.

Na desery ciasto drożdżowe z kruszonką, bo już prawie nikt tego nie robi. A trzeba przypominać co dobrego robiły nasze babcie. Drugi deser oczywiście owocowy. Najprawdopodobniej ostatnie w tym roku truskawki z tartym imbirem i grapą długo leżakujące w lodówce.

Letnia pora powoduje, że wszyscy z przyjemnością sięgają po lodowate rose. Będzie  więc Santa Digna – Torresa, Pigmentum Malbec – Georgesa Vigouroxa oraz dla „baraninowców” czerwone Bardolino Classico – Bolla.

No i kto powie, że na Kurpiach źle się żyje?!