Zamiast na lwyby idź na ryby
Siedzę jak wiecie sobie nad Narwią i co jakiś czas moczę w rzece oraz pobliskich rozlewiskach swoje wędeczki. Czasem coś wyciągnę a czasem tylko posłucham ptaszków i stanowię żer dla komarów. Ale lubię ten rodzaj relaksu. Moi przodkowie też to lubili.
Znawca sztuki kulinarnej Brillat-Savarin zaliczał ryby do rozkoszy kulinarnych najwyższej rangi : „w rękach zręcznego kucharza ryba może stać się niewyczerpanym źródłem gastronomicznych rozkoszy. Można je podawać w całości i w małych kawałkach, na lodzie, w oliwie, winie, na gorąco lub na zimno i w każdej postaci powitana zostanie z przyjazną radością”.
W wieku XVII francuski podróżnik Beauplan pisał o Polakach, że „świetnie […] rozumieją się na przyrządzaniu ryb, które – już same przez się bardzo smaczne – przyprawiają tak znakomicie, że dodają apetytu najbardziej wybrednemu smakoszowi. W sztuce tej przewyższają Polacy – nie tylko moim zdaniem, lecz wedle opinii wszystkich moich krajanów tudzież i obcych, którzy mieli sposobność gościć w tym kraju – wszystkie inne narody”.
Istotnie, wielka była dawnymi czasy obfitość ryb i wiele ich zawsze jadano w Polsce. Liczne posty powodowały, że ryby często pojawiały się na naszych stołach i to poczynając od najzwyklejszego śledzia, poprzez rozmaite ryby słodkowodne aż do sprowadzanych ryb morskich, ostryg, homarów itd. Tu dodajmy, że w okresie międzywojennym wprowadzono zakaz przywozu soli, turbotów, langust, ostryg, homarów i innych skorupiaków jako artykułów zbytku. Nie przestrzegano jednak tych zakazów!
Na przełomie XIX i XX w. obok tradycyjnych ryb rzecznych, takich jak szczupaki, leszcze, sandacze, liny, karaski, sumy, płocie, okonie, w ciągłej sprzedaży były, zwłaszcza na terenie zaboru rosyjskiego, ryby sprowadzane z Rosji – jesiotry, sterlety, nowagi, koruszki, łososie ( a także kawior) , które trafiały na bogatsze stoły. Do popularnych ryb należały m.in. doskonałe sielawy augustowskie, niezbyt kosztowne były wówczas raki. Jedną z najstarszych ryb na polskich stołach był karp. Choć tradycja hodowli karpia w Polsce sięga XIII w., to na szerszą skalę hodowla ryb słodkowodnych rozwinęła się dopiero w końcu XIX w. Wówczas to np. Potoccy z Wilanowa reklamowali w warszawskiej prasie jako wyjątkowo dobre karpie z własnych stawów. Długa historia hodowli karpia przyczyniła się do tego, że wymyślono wiele sposobów przyrządzania tej ryby. Niektóre przepisy świadczą o wzajemnych wpływach sztuki kulinarnej różnych kultur. Karp w galarecie wziął się z przemieszania tradycji polskiej i żydowskiej kuchni. Potrawy z ryb były szczególnie ważne w kuchni żydowskiej, towarzyszyły większości świąt żydowskich, niezbędne były na szabat.
W roku 1885 największy podziw zwiedzających warszawską wystawę spożywczą i potem zajadających ten przysmak wzbudził jesiotr astrachański przybrany rakami nadziewanymi kawiorem, ogórkami i truflami. Wielce chwalona była też galareta z ryb, w której jakby w akwarium „pływał” jesiotr, krewetki i drobne rybki – dzieło starszego cechu kuchmistrzów, Aleksandra Sochnackiego. Tylko naprawdę leciwi warszawiacy pamiętają, że była w Warszawie restauracja, w której w wielkim akwarium pływały ryby i klient wskazywał tę, na którą miał właśnie apetyt. Było to w restauracji Lijewskiego, zwanego „Lijem”, na Krakowskim Przedmieściu, koło pomnika Kopernika.
W kajecikach babek i prababek znajdujemy wiele znakomitych przepisów na oryginalne i urozmaicone dania z ryb. Częściej oczywiście rzecznych lub hodowlanych, z rzadka morskich. Niektóre z tych ryb i co za tym idzie – potrawy z nich są już z pewnością wielu osobom po prostu nieznane. Znikły niemal całkowicie liny, karaski, okonie, niegdyś jadane przez niemal cały rok, zwłaszcza w dni postne, w różnych postaciach: w galarecie, smażone, duszone w śmietanie, z grzybami, z ziemniakami, majonezy ze szczupaków, jesiotrów, sandaczy, czyli ryby na zimno, pięknie garnirowane, czyli dekorowane zazwyczaj marynatami, stanowiące wprowadzenie do wykwintnych obiadów, ryby marynowane, jadane zwłaszcza przez Żydów. Dziś i sandacz, i szczupak należą do rarytasów. Nie jada się już prawie raków, które żyją wyłącznie w czystej wodzie. Zupa rakowa pozostała jedynie wspomnieniem, a w czasach naszych babek majowy i czerwcowy wystawniejszy obiad niemalże nie mógł się obejść bez tej zupy, do chłodnika zaś koniecznie trzeba było dodać rakowe szyjki. Jeszcze w latach sześćdziesiątych naszego stulecia można było kupić raki na targach, ostatnio zniknęły niemal zupełnie.
Łosoś pieczony na wyjątkowe okazje
Ryba o wadze do 2 kg (na 8 ? 10 osób), 2 łyżki masła, plaster słoniny, co najmniej pół szklanki słodkiego białego wina, cytryna, sól.
Sprawić łososia (łatwiej usuwa się łuski, jeśli przed tym zanurzyć na moment rybę w gorącej wodzie). Wypatroszyć, poodcinać płetwy i ogon, umyć i nasolić, pozostawić na godzinę. Naszpikować łososia cienkimi paskami słoniny wkładając je pod skórę.
W brytfannie ułożyć na nim masło i wstawić do nagrzanego piekarnika. W czasie pieczenia polewać wytapiającym się tłuszczem. Pod koniec pieczenia, rumianego już łososia polać winem i sokiem z cytryny. Rybę podaje się w całości, choć może wygodniej byłoby w kuchni podzielić ją na kawałki i razem ładnie ułożyć, aby sprawiała wrażenie podanej w całości. Najlepiej smakuje z pikantną surówką.
Komentarze
Przepis brzmi smakowicie. Czy jednak ze słoninką spełnia warunki potrawy postnej?
Widać, że po imieninach i meczu wszyscy pozostawili puste posteurunki i tylko Gospodarz, mimo że wczorajszy Solenizant, trzyma fason. A przecież musiał spełniać wszystkie wznoszone za Jego zdrowie toasty.
Pan Piotr napisał:
„…moczę w rzece oraz pobliskich rozlewiskach swoje wódeczki.”
To zrozumiałe; po imieninach… 🙂
Gospodarz pisze:
„Siedzę jak wiecie sobie nad Narwią i co jakiś czas moczę w rzece oraz pobliskich rozlewiskach swoje wódeczki”
Z ta wódeczką to pewno lapsus ale jaki znaczący. Rybka lubi pływać 😉
U mnie z rybami jest taki kłopot,że one maja ości. Każda najmniejszą nawet ość wynajde i próbuję się nią udusić. A przez kilka ładnych lat, w dzieciństwie, mieszkałem nad dwoma stawami rybnymi.
Dzień dobry.
Przecież nad wodą nie ma lodówki i z autosji wiem , że wódeczki i piwko chłodzimy za burtą jachtu w siatkach wędkarskich .
To wódeczki trzeba moczyć w Narwi? 😯
A Gospodarz to Piotr majowy, co nam zresztą wcale nie przeszkodziło wczoraj celebrować 🙂
Imieniny Pana Piotra to są jakoś po urodzinach (tak powiadał w zeszłym roku).
Racja, Grażyno!
U mnie środek nocy, to nie skojarzyłam. Tu wędka, tam wódeczka!
No to idę dospać…
Mnie zawsze brakuje w tego rodzaju przepisach konkretów: na ile stopni ma być nastawiony piekarnik i ile czasu ma się piec!
f2f2. Imieniny obchodzimy wszystkie nie patrząc na Patrona, którego czcimy trochę bardziej uroczyście. A wódeczki wiadomo, że się moczy w rzece dla ochłody. Nawet jeżeli edytor samopoprawiający wie lepiej, to w tym przypadku akurat słusznie.
Taką dużą rybkę pieczemy, według mojego doświadczenia, w temperaturze 175 stopni, bo na tyle umien nastawić piekarnik. Według przpisów powinno to być 180. Czas zalezy od ryby. Przepisy podają na ogół dla 2 kg 35-40 minut, ale dobra rybka potrafi się czasem upiec nawet wcześniej. A sprawdza się nie tyle twardość, co kruchość. Po pół godzinie radzę próbować.
Na naszym blogu są wyłącznie miłośnicy ryb i innego wodnego stworzenia, ale w realu znam kilka osób nie jadających ryb.Osobiście jadam w każdej postaci, natomiast nie toleruję rybnych wywarów, stąd zupy rybne nie dla mnie Zbyszku, mój Mąż miał taką przypadłość, jak Ty – w rezultacie rybę dostawał rozgrzebaną przeze mnie widelcami na małe kawałeczki za to bez ości. Nauczyłam się też wyciągać ości z surowej ryby, ale to udaje się tylko z dużymi sztukami. Z małych ryb tylko świeże śledzie po podważeniu kręgosłupa od strony głowy, można za jednym zamachem wyciągnąć cały szkielet. Potem tylko wyciąć płetwy i już – filety czyściutkie.
Chciałam wszystkim przypomnieć, że jednym z najlepszych sposobów podawania ryb w dawnej polskiej kuchni, były ryby w „szafranowej juszce”, czyli sosie z dodatkiem szafranu. Rzeczywiście rewelacyjnie smakuje ryba w takim sosie, szczególnie chuda ryba ( szczupak, sandacz)
Chyba wszyscy to wiedzą, ale zapominalskim przypominam. Szafran jest cenną przyprawą, ale kupując trzeba się upewnić, że mamy do czynienia ze znamieniem krokusa a nie byle żółtym proszkiem.
Mój wpis (8:42) uciekła jedna litera -miało być z autopsji* wiem ,że
najlepiej chłodzi się wódeczka w wodzie „zaburtowej”. Przez całe
niemal życie przynajmniej dwa tygodnie w roku pływamy po jeziorach mazurskich na żaglówkach. Zaczynaliśmy w czasach studenckich na Omegach na których niejednokrotnie trzeba było zmagać się z żywiołem . Nie mieliśmy nawet odzieży typu sztormanki . Gdy świeciło słońce , to było wspaniale. Ale jak padał deszcz, to byliśmy przemoczeni do suchej nitki. Nawet nie można było rozpalić ogniska, bo chrust był przemoczony. Z zazdrością patrzyliśmy na tych ważniaków pływających na Ramblerach . Potem już były Orionki z niewielkimi kabinami – i wtedy już pływaliśmy z naszymi małymi dziećmi (synem i córką). I chociaż w owych czasach najważnieszymi sprzętami na jachcie były ich nocniki , to jednak za jachtem cały dzień płynęło sobie w sieci piwo. Potem była Venus a jeszcze później Sasanka aż dożyliśmy rejsów na jachtach typu Tango .I mimo ,że w tej klasy jachtach oprócz wielu różnych udogodnień jest również lodówka ,to żeby tradycji stało się zadość , to siatka z piwem i wódeczką zawsze płynie podczepiona do jachtu. Bo nie ma to jak wódeczka z wody -jak to słusznie zauważyła Alicja
Korektor automatyczny to zmora. Oczywiście, że miało być wędeczki. I już poprawiłem. Ale taki błąd jest bardzo znamienny. Widać komputer też człowiek i to znający wiejskie realia. Tyle tylko, ze ja nie używam takich zdrobnień. Nie piszę wódeczka i wineczko tylko wódka i wino. Nie piszę też pieniążki. Takie zdrobnienia mnie irytują.
A wiadomość dla Torlina (i przeprosiny, ze nie podałem w przepisie ale wydawało mi sie to jasne) piec należy w temperaturze 180 st. C około 40 minut – zagladając pod koniec czy gotowe. Smacznego.
Torlinie, ponieważ w mojej kuchence wszelkie wskaźniki popsuły się już dawno i nie chciało mi się ich naprawiać, wypracaowałem sobie klucz uniwersalny czyli wytrych do wszystkich potraw. Należy ustawić temperaturę taką, jaką trzeba i piec tak długo, aż będzie upieczone. 🙂
Jaką temperaturę ma woda w jeziorze latem? Jeśli poniżej 10 stopni, to piwo już da się pić, ale wódka jest jeszcze ciągle za ciepła 🙁 Chyba że w warunkach jachtowych ważne jest, aby napoje miały poniżej 25°C 😎 Pamiętam czasy ciepłej wódki w Polsce, chyba dlatego jej nie lubiłam 🙁 Mój Osobisty trzyma wódkę w zamrażalniku i gościom wydziela skąpo, bo oszroniony kieliszek pobudza zmysły i skłonność do wypicia wszystkiego, a z Polski możemy przywieźć tylko 1 litr na osobę naraz 🙁
Łotr mnie wyrzucił, bo za szybko. Nie mam pojęcia teraz, czy naciskać wolniej „dodaj komentarz”?
A ja chciałam po prostu napisać, że rewelacyjnie sprawdza mi się przepis przywieziony ub.r. przez Gospodarza z Wenecji, czyli ryba typu turbot, sola czy inna płastuga, pieczona w oliwie z dodatkiem czarnych oliwek i kaparów . Jest to potrawa efektowna, szybka, niekłopotliwa i bardzo smaczna.
A jak już jestem przy klawiaturze, to jeszcze podam dwie ciekawostki z daaaawno minionych czasów rybiej obfitości. Otóz autorzy dawnych książek kucharskich podają następujące sposoby radzenia sobie z wielkimi rybami :
1. Rybę, dla której z racji jej wielkości nie znaleziono w kredensie półmiska, należy podać na wielkiej desce obszytej białym płótnem, a dla bezpieczeństwa potrawy wnosić deskę mają dwaj chłopcy kredensowi,
2. bardzo duża ryba, nie mieszcząca się w wanience do ryb, gotowana być może w rondlu wielkim zwinięta w okrąg. Aby ją potem wyciągnąć, należy pod łem podłożyć wielką łyżkę cedzkową, a druga osoba ręką płótnem owinięta złapać musi za ogon. Podnieść rybę należy jednocześnie i szybko, natychmiast rozciągając ją na całą długość i tak układając na półmisku.
Nemo (9:55) -latem temperatura wody jeziorze obniża się w kierunku od powierzchni zwierciadła wody do dna w jeziorze i tworzy kilka warst temperaturowych :- warstwa najwyższa, która znajduje się pod wpływem słońca, potem jest warstwa ciepławej wody i w końcu jest warstwa bardzo zimnej wody. Siatki wędkarskie obciążone piwem sięgają na tyle głęboko , że są dostatecznie chłodzone. Zresztą sprawa głębokości jeziora nie jest bez znaczenia dla jachtu. Co prawda płyną wolniej gdy są zmuszone do holowania siatki z wiadomym obciążeniem – ale żeglarzy nikt nie przynagla ..no bo i gdzie tu się spieszyć 🙂
Komunikaty Worda sygnalizują by po tzw postawieniu ostatniej kropki chwilę przed wysłaniem odczekać. Word się musi na tekst napatrzeć, by móc go eksportować. Tak to widzę, można sprawdzić. Chwili mu trzeba tylko…
Przyznam się Wam, że jak chodzi o ryby, to jestem straszny prymityw. Najbardziej lubię posypane czymś na szybko i walnięte na patelnię albo na grilla. One tak dobrze smakują, że zwykle szkoda mi je czymś psuć. No, ewentualnie mogę zepsuć jakimś pysznym sosem 🙂 Ale Rodzina czasem się domaga ryb w jakiejś innej wersji, no to już im robię, niech mają. Mój ludzki brat uwielbia zawinięte w folię aluminiową razem z oliwą, przyprawami, chlustem białego wina i kawałkami jarzyn – koper włoski, cebula, pomidor i co się tam jeszcze po kuchni pelęta. Piecze się to w temperaturze odpowiedniej, do momentu gotowości 😀 Tata przepada za pstrągiem z migdałami. A mama i tak zje grzecznie wszystko, co ja ugotuję, więc dostaje ryby najczęściej z patelni albo z grilla. 🙂
Może sos do ryby? Na patelni rozgrzać masło i usmażyć na nim drobno posiekaną cebulę. Dodać jabłka, łagodne curry, sól i pieprz, i dusić aż jabłka się rozpadną. Wlać szklankę śmietany i zagotować.
Jeszcze jeden. 5 łyżek keczupu z 2 łyżkami masła, łyżeczką cukru, solą i 2 łyżkami wódki wymieszać i podgrzać. Do tego sosu włożyć rybę i smażone (np cebula i żółta papryka) warzywa, i razem podgrzać.
Najmilej zapamiętuje się smaki potraw przyrządzanych w pamiętnych okolicznościach.
I dlatego zawsze pamiętam smak dopiero co złowionych płotek, smażonych na masełku, na kocherowej patelni, nad brzegiem jez. Pereszpa w sobiborskich lasach. Oczywiscie popijane były „moczoną wódeczką”. 🙂
Z różnymi przyprawami ryby dobrze smakują. Ale łosoś i pstrąg tęczowy nie potrzebyją wiele. Masełko i cytryna podkreślają naturalny smak, którego poprawiać nie trzeba. Pewnie na specjalne okazje można dodać białe wino i słoninkę. Przy najbliższej okazji wypróbujemy. Tylko pieczemy te rybki na ogół w piątek, a ta słoninka wprowadza niepewność co do mieszczenia się w ramach polskich postów.
Bezbożnik jestem, ale ze słoninki do łososia w piątek bym zrezygnował, jak również w każdy inny dzień. To jest dla mnie smak z całkem innej bajki. Zdarza mi się wprawdzie mieszać smaki wręcz obrazoburczo, ale nie każda fuzja jest szczęśliwa, a ta ze słoninką wydaje się pochodzić z czasów, kiedy i postów i ryb był nadmiar i za wszelką cenę chciało się, żeby postne choć trochę smakowało mięsem. Łososiowi kawałek masła w dzwonko, cytrynę do pyska, rozmaryn albo melisę jako biżuterię, rozochocić białym winem i będzie tańczył, jak mu zagramy! 🙂
Uprzejmie proszę Panią Sekretarz o zamieszczenie mojego ostatniego zdania w przepisach, jako „łososia á la Bobik”. Jak będzie konkurs na najkrótszy przepis, to może wreszcie coś wygram! 😆
Swoją drogą ciekawe, jak Piotr wybierałby się na lwy (by)…I co zabrałby na wyprawę i co przywiózłby z niej. Bo że wróciłby w jednym kawałku nie wątpię ani chwili. Lwy nie miałyby szans na skonsumowanie smakosza.
Do nemo, jeśli u mnie umknęło:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=173#comment-21492
Znowu nemo coś wygrała 😉
Przekwitła lipa, kwitnie malwa,
a Pan Piotr się wybiera na lwa,
by pieczeń z lwiny w białym winie
móc głodnej zaserwować psinie.
Jak masaj z dzidą się podkrada,
(ach, z lwa zostanie marmolada!)
jak buszmen łukiem go obchodzi,
(ach, ta technika budzi podziw!)
by w końcu, jak żbik skacząc celnie,
złapać lwa prosto na patelnię! 😆
No właśnie! Zawsze nemo coś wygrywa, a ja nic! Powoli dojrzewam do tego, żeby dać Panu Piotrowi szansę i choć raz wysłać rozwiązanie! 😆
Bobiku!
Bardzo mi się to podobało. Pamiętam z dawnych lat, jak się zaśmiewaliśmy, w jaki sposób rozpoznać, czy to jest łabędź, czy łabędzica. Trzeba wrzucić coś smacznego do wody, jak podpłynął to łabędź, jak podpłynęła, to łabędzica.
I drugie w tym stylu, ale tymczasem Michała Anioła: „Rzeźbić jest bardzo łatwo, należy wziąć blok marmuru i odrzucić to, co niepotrzebne”.
Torlinie, jeżeli do lwów i lwic ta zasada też znajduje zastosowanie, to może to być bardzo ważna wskazówka dla Gospodarza! 😀
Bobiku, ja obkladam lososia kilkoma listkami bob(i)kowymi.
Ja też obkładam różnymi listkami, ale u mnie wszystkie są bobikowe 🙂
Bobik @ 12:12 – ale tym razem nemo wygrała u innego Pana Piotra 😀
Wygrałam u dwóch Piotrów! 😯
Od Gospodarza przyszła dziś nagroda z piękną dedykacją, dziękuję! 🙂
Do drugiego Pana Piotra wysłałam emalię. Co wygrałam? Nie wiem.
Dodam, że pil-pil to prawie jak kif-kif (Bobiku, to nie to ziółko, co myślisz, a ja wiem 😉 ) To pojemne określenie, od sposobu gotowania poprzez ostrą papryczke po kaszę typu bulgur (ten pil-pil) 🙂
Pani Kierowniczko, tym gorzej! To znaczy, że już nigdzie się wkręcić nie można. Eusebio mówił o piłce nożnej, że wszyscy kopią, a na końcu i tak wygrywają Niemcy. To już nieaktualne 😀 ale teraz ta zasada brzmi tak: gdziekolwiek grają, ktokolwiek gra, na końcu zawsze i tak wygrywa nemo! 😯
Równocześnie przepraszam uroczyście Masajów i Buszmenów za napisanie ich małą literą. To z pośpiechu, a nie z braku szacunku. Ale gdyby któryś zamierzał posłać w moim kierunku jakiś oszczep, to uprzedzam, że zwalę wszystko na licentię poeticę! 😀
No proszę, nie mówiłem, że całą pulę zgarnia nemo? Ale jak się już nie wygrywa, to przyjemnie chociaż mieć rację. 😆
A kto ma rację, ten stawia kolację 😉
Idę zebrać ogórki, bo po tym wczorajszym deszczu chyba eksplodowały 😯
Mysle, ze lososie byly szpikowane slonina w czasach, kiedy nie pochodzily z hodowli, lecz lowione byly po wycienczajacej dlugiej podrozy skad tam. Dzis szpikowanie ociekajacego tluszczem lososia wydaje sie byc nieco zabojcze.
Nic taka ryba po upieczeniu nie potrzebuje procz moze paru kropelek hollandaise’u kapnietych na talerz. Takie czasy nastali, jak filozoficznie konstatuje Pani Dochodzaca.
Musze znowuy leciec na miasto, wroce tu pozniej. Nie opychajcie sie slonina.
Nemo, musialabym nieustannie stawiac kolacje. Co, przyznasz, jest niesprawiedliwe.
Probowalam zatem wymyslec cos zgrabnego do:
Kto nie ma racji…
I wychodzilo mi jedynie:
Marsz do ubikacji!
Szkodzi demokracji!
Wart jest operacji!
Gnebi inne nacje!
Bredzi bez krepacji.
I tu wyczerpaly mi sie rymy.
No, przy moich licznych zaletach ducha i charakteru, nie jestem niestety Bobikiem.
Zlitujcie się – najpierw Nemo „wie wszystko”, potem Helena „Ma zawsze rację” ! Zgroza.Byłam świadkiem, jak mój Ojciec Brata – nastolatka pouczał „Strzeż się kobiet, które zawsze mają rację, albo konkludują „a nie mówiłam?” Żyć Ci taka nie da. Będzie Ci tę rację udowadniała od rana do wieczora. Unikaj takich” Łatwo powiedzieć, unikaj!
Alez Pyro! Ja racji nie „udowadniam”. Ona sama kwitnie rzucona na grunt.
Jeszcze troche a bedzie mozna dodac do tytulu naszego blogu podtutyl.
„Gotuj sie – blog ludzi pelnych skromnosci”
Ja dzisiaj nie o rybach a o moich ulubionych kombinacjach. Do, moim zdaniem, niezrownanego polaczenia smazonego boczku z cebulka (czy jest bardziej rozkoszny zapach), dolaczyl dzisiaj w moim mozgu, ogorek kiszony (lub, o nieba, malosolny) z zoltym serem. Najlepiej swiezo stopionym i jeszcze cieplutkim.
O rybach pozniej.
Przypomnialo mi sie. Panowie, wiem dlaczego kobiety wbijaja sie w garnitury i staraja sie wygladac niekobieco. Uleglam waszemu marudzeniu i zalozylam letnie i powiewne. Co tam mysle sobie, jak plci meskiej tak zalezy, to co ja im bede odmawiac.
Wiecej do pracy tego nie zrobie. Mozecie za to podziekowac nosicielom chromosomu Y. Sukienka co poniektorych oslepia zupelnie. Przestaja rozmawiac ze mna, i zaczynaja dyskusje z dekoltem. Dopoki dekolt jest na widoku, mogla bym doradzac, ze najlepszym sposobem na zanieczyszczenie srodowiska, jest mord na ich matce i tez by przytakiwali.
Zwiewne i powiewne zostalo wygnane i powracac bedzie tylko w dni wolne od pracy.
Nirrod – zaproś do stołu.
Kupiłam wątróbki kurze. Podzielimy się z Radkiem (bo oficjalnie były dla psa) Kupiłam też ładne żeberko wieprzowe i 2 nerki wołowe i 3 kg łopatki wieprzowej (co najmniej połowa do zmielenia na farsze) Biusty kurze także nabyłam. Teraz to podzielić, pomyśleć zaplanować
Bo dekolt w pracy ( albo wiekszosci prac) jest zaproszeniem do oceny walorow fizycznych i szeroko pojetych flirtow , podobnie jak rozchelstana otwarta do pepka koszula u mezczyzn.
Kocham dekolty nosic i ogladac, (dlatego zazyczylam skomplikowanej 17-godzonnej w sumie rekonstrukcji po mastektomii) ale poza biurem. Pracowalam kilka lat w teatrze i tam dekolt byl czescia mojego „wyposazenia”, podobnie jak nogi, zgrabna (wowczas) sylwetka, dlugosc i kolor wlosow. To wszystko bylo wazne przy obsadzaniu. Ale takich prac jest niewiele. POtem juz – jesli dekolt, to ledwo zaznaczony, jesli chcialam byc traktowana serio, a nie jako obiekt seksualny.
Zaniepokoilo mnie natomiast zdanie „uleglam waszemu (mezczyzn) marudzeniu”. Czy naprawde w Twojej pracy, ktos Cie nagabywal abys pokazala wiecej ciala? Jesli tak, to jest to niedopusczalne. Jest w tym lekcja. Tego rodzaju „marudzenia” nalezy dlawic w zarodku.
Pyra wypomina, że nemo „wie wszystko”, a Helena „ma zawsze rację” i takich kobiet należy unikać, bo się z nimi „nie da żyć” 😯
Pyro, a Bobik, co mówi „No proszę, nie mówiłem?”, to pies? 😯
Nas się uniknąć nie da 😎 😉
Alicjo,
zebrałam ca 3,5 kg ogórców, ale koper jeszcze nie kwitnie 🙁 Co robić? 😯
Nirrod,
jeśli jeszcze nie znasz, to przypuszczam, że polubiłabyś raclette – świeżo stopiony gorący ser z dodatkiem ogórka, może być małosolny, ziemniaczka w mundurku i marynowanych cebulek 🙂
Byłam w sklepie i nabyłam wiadomą drogą 3 półtoralitrowe słoje do moich ogórków – akurat są w 30-procentowej promocji 🙂
Dzisiaj zjeżdżają praktykantki, po raz pierwszy z Poznania. Obskoczyłam co bardziej znajome sklepy, wykorzystując zięcia za tragarza i kierowcę. Mięso na pieczeń ogólnego stosowania wsadziłam do brytfanny, tę do pieca i w tym momencie wysadziło korki. Okazało się przy tym, że zięć nie zna się na takich staromodnych wkręcanych i nie wiedział jak je sprawdzać a ja z racji przetrąconej nogi nie mogłam wleźć na krzesło. W końcu, po licznych próbach wspólnie ustaliliśmy, że trzeba szukać wyżej, na pionie i biedna zięcina wdrapała się na strych, i tam już bez kłopotu pstryknęła takimi nowoczesnymi. Z rozpaczy zadzwoniłam do mojego nadwornego dostawcy sprzętu AGD i zarządałam nowej kuchenki, ale to już, na wczoraj, bo goście się zjeżdżają a ja mam zlamaną nogę… Obiecał na przyszły tydzień, no, może wcześniej. Postawiłam mięso na gaz i poszłam się relaksować czytaniem blogu. Tak się relaksowałam, że poczułam pieczeń na piętrze. Zapomniałam, że gaz to nie piekarnik. Musiałam wyciągnąć prawie gotową pieczeń, sos do zlewu. Wsadziłam z powrotem do brytfanny, zalałam śmietaną, dosypałam przypraw, gaz skręciłam. Lecę zobaczyć co się robi.
Moja ryba wczoraj to bylo
http://www.hawaii-seafood.org/opah.html
niestety juz w kawalkach. Piekna jest, nieprawda?
Przypomina nieco tuna’e ( tunczyk?) ale jest delikatniejsza w smaku i nawet te czesci, ktore sa zapieczone nie sa suche.
U mnie jesli chodzi o ryby to ostatnio pieczenie/zasmazanie minimalne – to znaczy ma byc przynajmniej troche surowa w srodku.
No i Gospodarzu – prosze mnie przestac torturowac Narwia – bo spakuje walizki i nie baczac na ceny lotnicze zaraz sie tam zjawie.
A jesli Borsuki Kolonia niedaleko – prosze pozdrowic wies tak w ogolnosci. Pana Henia (ciekawe ile moze miec dzis lat – ok 70? ) w szczegolnosci. Sprawdzic czy stoi drewniany krzyz i co sie stalo z campingiem nad zalewiskiem.
No i dlaczego Pan je nad Narwia salomona 🙂 jesli w rzece plywaja piekne szczupaki a i wegorza mozna zlapac. No przynajmniej 30 lat temu mozna bylo.
Na raki zapraszam do Teksasu, widac Ci u nas czysciej 🙂
Byl czas, ze w sezonie sprzedawali z kosza pod sklepami. Teraz znalazlam maly sklepik. Z czasem raki przestaly mi jednak smakowac. Nie wiem, moze nie umiem ich wlasciwie przyrzadzic. Najlepsze byly lapane „na reke” mojego Taty – toz to byla cala zabawa i straszenie dzieciakow czyli nas. W malenkiej podradomskiej rzecce, w jamkach pod korzeniami nadrzecznych drzew – zawsze ich nalapal dosc na kolacje dla calkiem sporej wakacyjnej gromadki. A ile przy tym smiechu i piskow ile oczekiwania az w garze sie zaczerwienia, potem siorbania i ciamkania i oh jakie byly pyszne!
Kama szuka rakow w rzecce teksanskiej
http://picasaweb.google.com/WandaTX/BlogPreserve/photo?authkey=BlIJjJh4TJY#5212218288568539058
Wróciłam do domu. W nagrodę czekała mnie zupa bardzo warzywna. Jak przetrawię, wrzucę w siebie coś jeszcze. Mam bób.
Nirrod, jest takie komiczne opowiadanie R. Topora bodajże pt. ” Najpiękniejsza para piersi na świecie”. Zderzająca się przypadkowo w przejściu para ulega magicznej metamorfozie. Kobieta traci piękny obfity biust na rzecz wielbiącego kobiece piersi mężczyzny. W puencie obopólna szczęśliwość. On ma wiele satysfakcji, nie tylko autoerotycznych- jego nowy atrybut to prawdziwy wabik dla płci przeciwnej. Ona- wiele zyskuje w oczach preferującego bardziej płaskie dziewczyny narzeczonego no i wreszcie jest uważana za kompetentną w pracy. A pracuje równie jak dotychczas dobrze! 🙂
„Tyle tylko, ze ja nie używam takich zdrobnień. Nie piszę wódeczka i wineczko tylko wódka i wino. Nie piszę też pieniążki. Takie zdrobnienia mnie irytują.” – rzecze Gospodarz. No to skąd te „wędeczki”? 😉
Zaraz Wam cos pokażę, jak sie uporam z picassą. Namieszałam tam, no ale pierwsze koty za rude płoty…
Ja jeszcze do poprzedniego wątku: chciałem niniejszym uroczyście odwołać wszystkie słuszne stwierdzenia, które kiedykolwiek zdarzyło mi się wygłosić. Choćby wszystkie mylne pozory wskazywały, że nie do końca bredziłem – nie, nie i jeszcze raz nie! NIE MIAŁEM RACJI !
A teraz już sobie tylko od kolacji do kolacji będę biegał 😆
Nemo,nasiona kopru niezle zastepuja kwiatostany w\ soleniu. Tu rzadko widuje w sprzedazy przerosniety koper, ale wrzucam sczypte lub dwie nasionek.
W tym roku nie musze sama solic. W polskim sklepie sprzedaja bardzo dobre gotowe, chwalic Boga.
…a do czorta z ta picassą! Ładuje sie i ładuje, a na końcu jedno. Nie mam czasu, muszę lecieć na zakup, potem powalczę. Ale porzeczki mi się w tym roku naprawdę piękne szykują! To wyjatkoww odmiana, ma bardzo duże owoce. Potem zrobię jakieś zdjęcie, zeby było porównanie.
Nemo, a w sklepie nie ma kopru z kwiatostanami? Tak w ogóle to nie obraziłabym się, gdybyś mi te 3.5 kg podesłała 😉
To co, rozdysponować moim jet-em?
Lecę, bo Szwedzi stygną!
http://alicja.homelinux.com/news/img_4716.jpg
Bobik bez zaprzeczania mi tu prosze!!! Wszystko wiesz i juz. Kropka.
Nie Heleno, w pracy nikt by sie nie odwazyl. Zreszta jednostka rozmawiajaca z moim dekoltem (wbrew pozorom nie glebokim), to jak raz byl klient.
O sukienkach letnich i zwiewnych nadawal bodajze Wojciech z P. a wtorowali mu tutejsi panowie. Moglam sie dac przekonac, bo i tak nie zobacza 😉
Pyro, do stolu zawsze 🙂 Dzisiaj na obiad zupa z… lentilkow 😉 znaczy z czerwonej soczewicy. Ulubiony nie moze pojac dlaczego zawsze musze pochichotac, jak on proponuje lentil soup. 😀
Nemo, raclette znam i uwielbiam. Rodzicie pod koniec lat 90 przywiezli zestaw i od tego czasu jestem fanem. Tutaj niestety trudniej dostac kiszone ogorki, a malosolne, to juz zupelnie.
Szczesliwie Rodziciele dowiezli i ten niebiansli smak mi sie przypomnial.
Male a ciesz 😀 😀 😀
„Zdobylam” wlasnie wisnie! Zdobylam male pachnace splaszczone na biegunach brzoskwienie, ktorych nazwa wyleciala mi z glowy, a ktore jadlam, jedynie w Barcelonie i na Florydzie. Zdobylam takze pol ogromniastego arbuza o niespotykanej nigdzie poza Ukraina slodyczy i aromacie.
Wszystko w przepieknym nieduzym sklepie iranskim.
E.na widok wisni malo sie nie poplakala ze sczescia, bo nie widziala ich od 40 lat.
Juz wychodzac po zaplaceniu i uginajac sie pod ciezarem zakupow zobaczylam cos jeszcze – papierowki! Tych z kolei ja nie jadlam od 4o lat. Pojutrze tam wroce z wozkiem zakupowym i wykupuie wszystko co maja.
Boze, czego oni tam nie maja! Wszystko przed nami!
Bobik, gluptasie! Ostrzezenie skierowane do nastoletniego Brata Pyry dotyczylo jedynie przemadrzalych kobiet, a nie szczeniakow czy kogokolwiek innego! Wyluzuj sie! Wolno ci miec racje ile wlezie 🙂 🙂 🙂 *.
*stawiam mordki, zeby bylo wiadomo, ze jest to zart.
No i dostało mi się. Nawet żartu nie rozpoznań (tu mordka)
Nirrod, Twoje liceum w tym roku spadło na 3-cie miejsce Z tymi rankingami jest coś nie tak. Najwyżej notują olimpijczyków tymczasem ważniejszy stokroć jest przeciętny poziom absolwentów. W skali kraju matury nie zdało 21% abiturientów, czyli średnia europejska. Jak zwykle najlepiej wypadły licea w wielkich miastach, najgorzej szkoły uzupełniające ( na podbudowie zasadniczej)
http://www.jewishmotifs.org
Sluchajcie, Ci starsi z 70-80 Lebenbaum i Mirek Chojecki opublikowali taki list do Walesy i mozna go podpisac. Przepraszam, ze uzywam tego forum ale nie moge tego przeslac do Alicji i korzystam internetkafejki.
Heleno te plaskie brzoskwinie to teraz moda absolutna i mus nazywaja sie tutan Bauernpfirsiche czyli chlopskie
Kupiłam spodnie krótkie, spodnie średnio-długie, mini-spódnicę (a co!) oraz okulary słoneczne, bo moje stare szwankują. Dekolty zaposiadywam. Jak wystawiam, to nie mogę mieć pretensji, że zaglądają 😉
Zakupiłam też 2 torebki nasion ogórków – poprzednie ledwo wyrośnięte zostały zeżarte bezlitośnie.
Nemo swoje zbiera kilogramami, a ja dopiero wysiewam 😯
Ale te korniszonowate mają być w 40 dni , tako rzecze na torebce. A, i jeszcze Wam powiem, że torebka kosztuje 2$, a jest w niej 20 nasion. Pogłupli czy co?!
Zastanawiam się, jak to jest, że jak J. chce coś zakupić, to uzasadnienie zawsze się znajdzie. Ostatnio o laptopie. No dobra, ja wiem, że drugi komputer jest cienki, mówię – kup sobie nową skrzynkę, wez mój monitor, a mnie kup taki przynajmniej 24″ (mam 19″) , po cholerę nam laptop, jak i tak nigdzie z nim nie będziemy latać ani jezdzić i po prostu nam laptop nie jest potrzebny!
Brakło sensownego argumentu, to mi tak uzasadnił – no bo jak jesteśmy u kogoś i oni mają laptopy, to my nie wiemy, jak się posługiwać. HA HA HA !
Komputer to jest komputer, czy lap, czy nie lap!!! Na tyle to nawet ja się znam!
A niech sobie robi, co chce – do łóżka z laptopem nie pozwolę chodzić, jeszcze by tego brakowało. I jakby ten laptop, to ja i tak większy monitor sobie życzę. W końcu na komputerze oglądamy filmy czasami.
Kotuj sie!
http://www.widelec.pl/widelec/1,82861,5408555,Trzymaj_mnie_w_ramionach___na_zawsze_.html
A gdzie jest ten list, Dorotko?
A czy doszly juz do Was listki zielonego groszku – najmodniejsza salata nad Tamiza? Bardzo dobra, smakuje jak groszek.
Pytanie do Heleny
Czy działa Twoja poczta emailowa? W obie strony, znaczy się, bo czasami wspominałaś, ze masz problemos. Mam sprawę, więc daj mi cynk.
Jutro u nas wielkie święto (Canada Day), więc chłopa mam dzisiaj na głowie, bo kto by tam do pracy w poniedziałek przed wielkim wtorkowym świętem, jak nie musi. Wysłałam go do lasu na obadanie stanu grzybowego. Po wczorajszym potopie i w ogóle częstych czerwcowych opadach jak nic powinny być. A jak nie ma, no to kuniec 🙁
Co to jest za dyktatorski blog?! 😯 To już szczeniakowi nawet racji nie mieć nie wolno? Do zajezdni z racją, aaauuuuuuuu! 😥
Ja chcę KOLACJE! 😆
O tym liscie dowiecie sie na http://www.sws.org.pl – nie wiedzialam, ze cos takiego istnieje, u Mirka http://www.kontakt.ant.pl nic o tym liscie nie stoi ale macie kontakt do kontaktu do Mirka Chojeckiego u ktorego chec podpisania tego list trzeba zglosic do 3-go lipca do 12. i jeszcze cos takiego znalazlam
Wysłany: Sro Maj 21, 2008 3:35 pm Temat postu: list w obronie Lecha Walesy (pdf)
——————————————————————————–
http://bi.gazeta.pl/im/9/5233/m5233819.pdf
Dziala bardzo dobrze, Alu.
To zaraz Ci coś nadam, Heleno.
Bobik, Tobie wszystko wolno! No, w przyzwoitych ramach 😉
A co do kolacji, to wczoraj nasza synowa zamówiła coś, co z pewnościa by Cię ucieszyło. Oprócz steka na talerzu serwowano …KOŚĆ !!! 😯
Prawdziwą, pełną szpiku. Szpik czymś tam naszpikowali, wyobraz sobie! Służę materiałami dowodowymi. Ale dobre to było baaaaardzo, bo próbowałam.
http://alicja.homelinux.com/news/img_4711.jpg
Teraz przyuważyłam, że moje porzeczki zaprezentowałam w poziomie 🙄
I nawet krople wody wypoziomowały się 🙂
Alsy Rodzina juz pewnie po naszej stronie Wielkiej Wody, fruwa nad Labradorem 🙂
Odpowiedzialam.
Jest nieznośnie gorąco, sucho, wiatr jest nagrzany. Jutro na obiad pewnie chłodnik wiśniowy z zacierką gotowaną oddzielnie i wkładaną do talerza po schłodzeniu. Z esemi – floresami lekko ubitej śmietanki na wierzchu i może z dodatkiem kieliszka czerwonego wina? Teraz za chwilę wyciągnę maszynkę i zmielę mięso do zamrożenia w porcjach Widziałam, że kapusta już jest spora, więc kiedyś tam zrobię gołąbki, kiedyś mielone i jeszcze jakieś warzywo faszerowane – kabaczki, ogórki albo kalarepę. Przystanęłam dzisiaj przy stoisku rybnym ale odstraszyły mnie ceny. Przyzwoita ryba grubo przekracza 20 zł za kg, a rybki są lekkostrawne i zjada się ich więcej niż mięsa. Nie było drobnicy tym razem, ani surowych śledzi ani pstrągów. Młoda nie lubi pangi, a ja nie przepadam specjalnie za mrożonym mintajem – jak się roztopi na tafelce lód, to sam filet jest cieniutki, jak papier. Nie kupiłam więc dzisiaj ryb. Moja Ryba zresztą raportowała, że wybrała się w niedzielę na spacer „inspekcyjny” nad morze i na promenadę. Mówi, że ceny w smażalniach zwalają z nóg.
Doroto, Stowarzyszenie Wolnego Slowa dziala, ale jakos dziwnie. Dostaje od nich niemal co tydzien zaproszenia na imprezy, ale na dwa-trzy dni przed data. Zaczelo sie bodaj od rocznicy KORu, bardzo eleganckie zaproszenie na obchody, bankiety i konferencje, ale cos jak zaproszenie z wrtorku na piatek i sobote. Polnische Wirtschaft , za przeproszeniem. Toz mnie weterynarz zaprasza na czyszczenie zebow z miesiecznym wyprzedzeniem. Nie rozumiem tej instytucji. Oni jakby zakladali, ze wszyscy mieszkaja na sasiedniej ulicy. I mieli pusty kalendarz.
Nemo!
I inne niedowiarki, J. wrócił z lasu. To tylko zblizenie na wiadomo co, kurek od licha, ale większość taka, co do udowodnienia było. Widzicie?! No właśnie.
Ale to nie wszystko. Nie mam czasu sie z pikassą dzisiaj zmagać (jeszcze), więc wysyłam jedno zdjecie i zaraz drugie.
Ja w tym laski nie byłam 2, moze 3 lata najwyżej. Jerzor powiada, ze okoliczna młodzież zdewastowała lasek w stopniu przeokropnym. Juz kiedys zauważylismy, ze jakieś ognisko tu i tam, butelki po piwie, materac… Kurki przeniosły sie w inne miejsce.
A analogia z najbardziej grzybowym rokiem ’92 jak najbardziej. To w następnym wpisie. Tymczasem korpusy delikatne:
http://alicja.homelinux.com/news/img_4732.jpg
Akurat tutaj tylko tunelki, ale białe robaczki, wierzcie mi, je drążą. Na pewno wpadnę tam z Isią , bo juz wiadomo, że kurki przeniosły sie „na róg”, nie trzeba zagłębiać się w lasek, nawet komary nie zdążą użreć. Porobię zdjęcia.
Widzicie?! Najprawdziwsze prawdziwki!!! I dlatego tak mi sie ta pogoda kojarzy z mokrym latem 1992!
http://alicja.homelinux.com/news/img_4724.jpg
Pyro,
no przecież ja też żartowałam 😉
Znalazłam wśród moich chaszczy kwitnący koper i zerwałam parę baldachów, Osobisty wygrzebał korzeń chrzanu długi na pół metra 😯 zebrałam też liście z czarnej porzeczki i winorośli i teraz czekam na motywację do kiszenia ogórków. Jestem po kolacji (ziemniaki w mundurkach, serek z rzodkiewką i czerwoną cebulą, sałata, reszta panzergalarety) i nic mi się nie chce…
Alicjo,
piękne porzeczki, ciekawa odmiana 😉
Gdyby te ogórki przetrzymały tygodniową podróż, to natychmiast bym je pchnęła przez ocean, ale wiesz, że po 3 dniach są do niczego 🙁
Alicjo,
piękne grzybki! Mam nadzieję, że nasze teraz też urosną, bo jest ciepło i codziennie burza z ulewą.
… żebym ja tylko pamietała, co to za odmiana porzeczkowa 🙁
Sama się zadziwiam, bo naprawdę pięknie wyglądają i smakują i są największe, jakie kiedykolwiek widziałam, a mam je naprawdę długo. Przycinam i dbam, moze dlatego, chociaż wyczytałam w madrej niby książce, ze porzeczki owocuja do czasu (12 lat), a potem marnieją.
A jakiej Nemo motywacji potrzebujesz do kiszenia ogórków, jak juz wszystko masz?! Zaraz jutro z rana do roboty!
Ja w tym roku też wszystko mam, oprócz ogórków! 🙁
Chrzan rosnie między korzeniami drzewa i jest pokręcony i niepiękny, ale jest.
Chrzan tutaj nie jest rośliną, która każda gospodyni ma w ogródku. Miałam wiele problemów z zakupieniem w sklepie, aż wreszcie dostałam od Polaków, zeby mieć w ogródku. Mam i rozdaję dalej.
I wreszcie mam porzeczke czarną! Dąb, wcale tutaj niepopularny, też mam, no i winorośl. A gdzie ogórcy?!
Alicjo, a brzozy, że o wierzbach i modrzewiach nie wspomnę?
Alicjo – szkoda, że mnie nie widzisz. Jestem pięknie seledynowa. Tak pozieleniałam z zazdrości. Jerzoru gratulacje.
Niech Cię Nemo ręka Osobistego broni przed wysyłaniem do Alicji paczki!!!
W tym północnym kraju przesyłki z sanek wypadają w śnieg wieczny i amen!!
Tak, wiem coś o tym. Jak nie wierzysz spytaj Helenę z podblogu Kotuj się!
Ogórki, chyba że w słoikach z zalewą, na kwaszone.
A wiatry wieją tam takie że porzeczki poziomo rosną….to akurat wszyscy widzieliśmy.
A liście wiśni też do ogórków dodajecie? Do kwaszenia.
Alicjo!
Laptop mniej miejsca zajmie, lekki jest, kamerkę ma, mikrofon, blututy i takie inne też, można go do kuchni, do pokoju, na werandę – oczywiście jak masz bezprzewodowy internet.
A można go za karę J. zamknąć w szufladzie, schować pod materac, wyrzucić go łatwiej!! Ma zalety!
Za róg nie musisz go zabierać, to nie jest obowiązkowe, no chyba że będziesz miała w nim GPSa.
Ale takich z 24 calowym wyświetlaczem to jeszcze nie ma….Fakt.
Pyro,
o grzyby chodzi? Bo porzeczki to moja sprawa.Teraz bedzie musiał codziennie tam latać i zbierać! No, bedę z Izą i Mariuszem w okolicach, to będziemy zaglądać. Prawdziwy zdrowe – ale kurki, sami zobaczcie!!! I nie wmawiajcie mi choroby… ciekawam, jak nemo to wytłumaczy 😉
Brzozy są, Tereso, i ogromne wierzby płaczące – nawet w mojej okolicy spacerkiem, zrobie zdjęcia – mamy imponująco wyglądającą wierzbę płaczącą , a i piękne brzozy. Nie ma natomiast tych innych wierzb, odmiana nadrzeczna, taka charakterystyczna w malarstwie polskim 🙂
Przynajmniej ja sie z tym nie spotkałam.
Alicjo, ile razy trzeba nie mieć racji, żeby dostać taką nadziewaną kość? :-
Antku,
ja myślałam, że te liście do kiszenia to albo albo. Dawać i wiśnię i dąb, i porzeczkę i jeszcze winorośl? 😯 Mam jeszcze liść chrzanu…
Alicjo,
nie mam wytłumaczenia na te robaki w kurkach, ale zrób zdjęcie takiemu robakowi, to zrobimy śledztwo 😎
Kolację w końcu dostałem. Były zbytki, koty spasione w krawatach i mam go!
Można albo albo, albo i ten i ten, albo jeden, albo dwa..
No bo jak wszystkie to słoiki moga być za małe. 😉
Bardzo dziękuję za adresy sklepów w Warszawie. Mam tam dostęp do internetu tylko przez modem tel., więc mój kontakt z blogiem będzie siłą rzeczy ograniczony.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Oj, widzę że obfita kolacja wzrok mi zaćmiła i pełno literówek porobiłem. Miało być: frytki, kotlety smażone, sałata i mango. 😀
Puchalo – przyjemnego i owocnego pobytu nad Wisła. Jeżeli będziesz mogła – pisz
Alicjo,
zebys wiedziala jaka jestes bogata! – ja wiem, ze $amerykanski coraz slabszy ale zawsze… U nas prawdziwki sprzedaja po ok 50$ za funt i na dodatek funta klakow warte bo na ogol juz splesniale – oni powariowali i sciagaja toto z Wloch, zeby chociaz z Polski – co to nie wiedza, ze tu tez rosnie? Byle za TX nieco glowe wysunac.
Kiedys pani od ESL zapytala co my robimy z suszonymi – do dekoracji jej przyszlo do glowy jedynie, takie swoiste potpourri
Smacznego
Puchalo, a gdzie Ty w Wawie przebywasz? ssefer@neostrada.pl
Na Polnej jest pyszna polędwica, taka sznurkiem wiązana, dymem pachnąca, smaczna i krucha…. Spytaj panie sprzedające, nie zawsze jest. I kiełbasy są niezłe, wiejska – może coraz tłustsza się robi….. inne też, salceson senatorski…. I pieczywo…..
Jak masz niedaleko wybierz się!
A tak wogóle to szukaj wędlin w małych sklepach. Ci mali mają zazwyczaj świeże i dobre. Ale czujność zachowuj zawsze!!
Udanych łowów!!
Trzy razy napisałam komentarz, wcięło.
Wando TX,
ja wiem. Jestem osobą niewiele wymagającą i nic a nic nie obchodzi mnie relacja dolara amerykańskiego do kanadyjskiego 😉
Liczyło sie tylko wtedy, kiedy podróżowaliśmy na piechotę samochodem po stanach 😉
Alicjo, prawdziwki, prawdziwki – to skarb, nie papierki.
Porzeczki, drugie cudo.
A wiesz, ze czarnej tu prawie nie znaja. Ponoc swego czasu przegrala z jakims lobby drzewnym, ze niby choroby przenosila. To wyczytalam. Pomalu, w niektorych stanach zakaz jest uchylany i czarna porzeczka wraca do lask.
Alicjo, grzyby przesadzaj do ogrodu. Będą lepiej rosły, bo w czas suszy dostarczysz im wody (zraszacz?, wieczorkiem?). To chyba dobry pomysł?
Wando TX,
Ty wiesz, ile się czarnej porzeczki naszukałam tutaj?! Już nawet Pyra kombinowała, przed moja zeszłoroczna wycieczka do Polski, jak to przeflancować i przemycić. Dopiero od roku-dwóch się pojawiły w sprzedaży i bardzo trzeba szukać, bo to niepopularne. A ja je kocham na zywo z krzaka!
Nie wiem, jak przenieść grzyby, Tereso – w końcu mamy lasek za domem i Górką. Ziemi tam prawie nic, skała i drzewa z korzeniami na wierzchu prawie.
Tamten lasek grzybowy to jest inny lasek, ma więcej ziemi i inne drzewa, prawdopodobnie to jest ważne.
Och, Teresko, to nie jest dobry pomysl. Bo grzyby to bardzo uparte bestie i potrzebuja specyficznej podsciolki, zeby chcialy rosnac. A w tej podsciolce musi byc nie tylko odpowiednie ph, ale takze specyficzne bakterie i grzybki i bog wie co jeszcze. Gdyby je mozna bylo latwo przesadzic do ogrodu, to bysmy nie musieli biegac po lasach. A trufle np nie kosztowalyby ponad tysiaca dolarow za kilogram.
Wanto TX, może prawdziwki importuje się z Włoch, żeby można było je nazwać funghi porcini, czyli składnik wielu włoskich potraw.
Wando TX, miało być oczywiście
Ja już powoli zaczynam czekać na jutrzejszy konkurs. W kontekście „kotuj się” i „na lwyby” zastanawiam się, czy to będzie „Zgadni, co gotujemy” czy może „Zgadnij, na co polujemy”. A z tych lwów, niech się Towarzystwo nie śmieje, bo Pan Piotr niedługo będzie mógł zapolować, jeśli nie na lwy, to przynajmniej na tygrysy. A jest na Sri Lance jeszcze specyficzna odmian tygrysów, tylko tam występująca i bardzo niebezpieczna.