Nawet cholera nas nie zmoże!

Pierwszą opisaną przyprawą był cynamon. Można znaleźć wzmianki o tej zmielonej korze drzewa zwanego cinnamonum verrum zarówno w Biblii jak i staroegipskich papirusach. Grecy i Rzymianie powszechnie zaczęli stosować cynamon w III lub IV wieku czyli u schyłku cesarstwa. Uważali, że jest to wspaniały afrodyzjak. Chińczycy sądzili, że noszenie przy sobie kory cynamonowca chroni przed chorobami, a na pewno przed przykrymi zapachami jakie unosiły się nad ulicami miast Państwa Środka. W średniowieczu centrum handlu cynamonem była Aleksandria. Arabscy kupcy opowiadali, że przyprawę tę wybiera się sitem u źródeł Nilu, w miejscu w którym ogromny talerz ziemi kończy się a vis a vis widać wrota Raju.
Skąd przybywał do Europy cynamon wiedzieli doskonale bracia Polo. W listopadzie 1271 roku bracia wraz synem jednego z nich Markiem odkryli miejsce skąd pochodzi cynamon – Cejlon. W żadnym jednak ze swoich sprawozdań nie ujawnili tej wiedzy.

Cynamon jest głównym składnikiem wielu win korzennych, licznych sosów oraz zup i dań – zwłaszcza z dziczyzny. Nie sposób sobie wyobrazić ucztę królewską, książęcą czy nawet zaledwie szlachecką bez udziału tego aromatycznego proszku. Był on więc droższy niż złoto. Można zatem zrozumieć dlaczego Portugalczycy, Hiszpanie, Anglicy i Holendrzy toczyli krwawe morskie bitwy właśnie o tę przyprawę.

Teraz i my czyli małżeńska spółka autorska, udajemy się w podróż śladami Marko Polo. Wprawdzie nie będziemy szukać plantacji cynamonu lecz herbaty, ale gdy jakiś cynamonowiec stanie nam na drodze, to zedrzemy z niego kawałeczek kory, by przywieźć ją na Kurpie.

0aherbatka.jpg 

Na plantacji herbaty w Chinach  

Na razie wiemy tylko gdzie będziemy. Po dwudziestu godzinach podróży mamy dolecieć z Londynu do położonego nad morzem Kolombo. Potem udamy się jeszcze dalej na południe do – także nadmorskiego – Galle. By wreszcie trafić do Nuwara Eliya w środku wyspy na sporej wyżynie.

Zwiedzimy nie tylko wielkie plantacje herbaty ale także suszarnie. Aby tam dotrzeć będziemy musieli – jak zapowiadają gospodarze – pokonać długie trasy wiodące przez górskie serpentyny. A ja przecież mam potworny lęk wysokości. I już sam nie wiem czy wolałbym być szoferem czy raczej pasażerem.

Z zapowiedzi kulinarnych wiemy, że będziemy mogli popróbować wszystkich klasycznych cejlońskich potraw. Ostrzeżono nas też przed ich niezwykłą ostrością. Na szczęście my to lubimy.

Teraz jednak w okresie przygotowań czeka nas ważny acz niezbyt miły etap czyli wizyty u specjalisty chorób tropikalnych. Część szczepień mamy za sobą (np. przeciwko żółtaczce typu A i B). Zrobiliśmy je przy innej okazji. Ale jeszcze profilaktyka antymalaryczna i parę innych równie groźnie brzmiących chorób jak dur brzuszny, dyfteryt, tężec. Ale jak człowiek nie umie usiedzieć na miejscu (czytaj – na Kurpiach) to niech cierpi.

Ale później po powrocie wreszcie będziemy mogli wszystkich pouczać: jak pić herbatę!