Gdzie się mieści zmysł smaku?

Doprawdy trudno to ustalić. Na czubku języka – wyczucie słodyczy, u nasady – goryczy, po bokach – kwaśności. A wszystko i tak zależy od tego co sobie człek pomyśli.

Już dawno wyznałem tutaj, że z trunków wole wino od wszystkiego innego. I czasem tylko sięgam np. po zamrożoną czystą do zimnych nóżek, kawioru czy śledzi. Coraz rzadziej też sięgam po wódki smakowe (choć ostatnio trafiłem na gruszkówkę Absoluta, która mnie zachwyciła zwłaszcza w połączeniu ze świeżo wyciśniętym sokiem z grejpfruta).

Przed jeszcze paroma laty nie wyobrażałem sobie miłego wieczoru bez szklaneczki whisky. Miałem dwa ulubione gatunki – szkocki Lagavulin (bardzo torfowa, ostra i dzięki temu pyszna) oraz irlandzki Jameson (znacznie łagodniejsza, wręcz słodka).

Po rozsmakowaniu się w winach niemal zapomniałem o destylarniach z torfowisk i wrzosowisk.

A tu ostatnio dostałem w prezencie pięknie opakowaną butelczynę Irish Whiskey Bushmills. Zanim ją otworzyłem pogrążyłem się w lekturze. I wyczytałem, że 20 kwietnia 1608 roku sir Thomas Phillips z Bushmills jako pierwszy otrzymał prawo do destylacji tego trunku. Mija więc czterysta lat od chwili gdy Irlandczycy mogli zdrowo upić się i to w majestacie królewskiego zezwolenia tą samą whiskey, której mam teraz spróbować. Podziałało to na mnie mobilizująco. Znacznie mniej podnieciła mnie wiadomość, że to ulubiona whiskey Bono, Sinatry, Joyce?a, Becketta i Clintona. Wolę wprawdzie, że łączy mnie z tymi panami skłonność do trunku niż do czegoś innego ale i tak muszę polegać na własnym smaku.

Tu przypomniało mi się, że magia lat zawsze robiła na mnie silne wrażenie. Tak jest np. w przypadku weneckiej Antica Trattoria Poste Vecie, która jest o ponad dwa wieki starsza niż irlandzki produkt. Ilekroć w niej siadam do stołu zawsze myślę o kupcach i żeglarzach, którzy swoimi pośladkami wycierali kamienną ławę przed wejściem aż porobiły się w niej wgłębienia absolutnie doskonale pasujące do mojego siedzenia. I nigdzie risotto z małżami mi tak nie smakuje jak tam, obok targu rybnego.

Butla z szacunkiem więc została otwarta, whiskey powąchana, spróbowana i wiem już, że nie zamienię jej na żadną inną. Może to sprawiły beczki po andaluzyjskim jerez, w którym whiskey leżakuje, może trzykrotne destylowanie, a może tak odległa data jej narodzin. Nie ma znaczenia. Nawet jeśli będę musiał biec do banku by wyszarpać coś z konta. Na szczęście – jak wyznałem – mocne trunki pijam rzadko. Ale ze smakiem. A zmysł smaku jak wiecie mieści się przecież w głowie.