Lepiej spocząć za stołem niż na marach
Łakomstwo bywa ukarane. Przejadłem się i cierpiałem bardzo. I jedynym dla mnie pocieszeniem były historie obżarstwa wielu innych smakoszy, które skończyły się zgonem bohaterów. Ja ocalałem. Tylko męczyły mnie senne koszmary.
Tymczasem oni…
7 marca 161 roku naszej ery siedemdziesięciopięcioletni cesarz Antoninus Pius poczuł się na tyle źle, że nakazał jak najszybciej wezwać swego adoptowanego syna Marka Aureliusza, by mu przekazać ostatnie polecenia. Marek Aureliusz był bowiem następcą władcy. Antoninus Pius nakazał swemu następcy wziąć piękną rzeźbę Fortuny, która od kilku pokoleń zawsze zdobiła sypialnię cezarów. Pius otrzymał ją od swego poprzednika, cesarza Hadriana. Wręczając statuę kolejnemu władcy imperium rzymskiego uświadomił sobie, że śmierć poprzednika nie była niestety dla niego ostrzeżeniem. Obaj cesarze – i Hadrian w 138 roku, i Antoninus Pius w 23 lata później – zmarli z tego samego powodu: objedli się bowiem nadmiernie serem.
W następnym tysiącleciu, a dokładniej rzecz opisując w 1135 roku, król Anglii Henryk I skonał męcząc się okrutnie po zjedzeniu obfitej porcji minogów. Kronikarze nie zanotowali wprawdzie jak wielki to był posiłek ale wyraźnie zaznaczyli, że ryby były świeże.
Tragiczny los przy stole spotkał także dwóch niemieckich cesarzy. Fryderyk III po zakończeniu walk i sporów z Karolem Śmiałym o Burgundię, doprowadził do korzystnego ożenku swego syna Maksymiliana z księżniczką burgundzką Marią. Miał nadzieję, że czekają go teraz długie lata spokojnego panowania. Pewnego letniego popołudnia w 1493 roku cesarz Fryderyk zakończył ucztę swoim ulubionym deserem: zjadł, a właściwie pożarł, wielką porcję melonów. I był to ostatni deser w cesarskim życiu.
Maksymilian, który zyskał w ten sposób berło, koronę i cyferkę I przy imieniu, tylko przez 25 lat pamiętał o przyczynie zgonu tatusia. W 1519 roku zmarł on także przy stole objadłszy się melonami.
Łakomstwo zgubiło także angielskiego pisarza Roberta Greena, który pożegnał się z życiem w 1592 roku, po uczcie składającej się z wędzonych śledzi popijanych winem reńskim. Podobną przyczynę zgonu podają kroniki w przypadku francuskiego księcia de Vendome. Arystokrata zmarł przejadłszy się rybami. Jego rówieśnik, poeta La Fare, skonał po zjedzeniu sporej porcji dorszy.
W przypadku filozofa o nazwisku La Mettrie historycy nie są zgodni co do przyczyny zgonu. Jedni twierdzą, że była to nadmierna miłość do hazardu, inni zaś, iż zgon spowodowało proste łakomstwo. Prawda zaś – jak zwykle – leży pośrodku: La Mettrie zmarł przy stole usiłując wygrać zakład kto z biesiadników zje więcej pasztetu z bażanta. I dzięki temu wydarzeniu, które nastąpiło w 1751 roku, francuskie bażanty poczuły się nieco bezpieczniej.
O tak banalnych przyczynach śmierci jak przerost wątroby wywołany przez nadmierne jedzenie i picie – co dotknęło rosyjskiego kompozytora Michaiła Glinkę – nie warto nawet wspominać.
Chyba dość już tej makabry. Pora bowiem na skromny posiłek.
Komentarze
A fe, Gospodarzu. Od rana makabreska? Swoją drogą nie mam pojęcia, jak można zjeść tyle melonów, żeby człek padł. Chyba, że przed deserem „zjadł witych w cieście//kołdunów dwieście….” Sporządziłam pokrótce rachunek sumienia i wyszło mi, że raz w życiu miałam ostre dolegliwości po zjedzeniu pięknych, wielkich , granatowych śliwek. Robiłyśmy skontrum w bibliotece i jedna z koleżanek przytargała torbę pełną tego rarytasu. Nie od razu, ale tak po jednej co jakiś czas zjadłam chyba z 15 owoców. Skutkiem były doznania bolesne. I właściwie był to ten jedyny raz. Bo zdarza się mojemu łakomstwu coś tam nałożyć na talerz i poten nie zjeść (wiadomo oczy chciały) ale ładować w siebie bez ograniczeń? Jakoś mi się nie zdarza. Lubię dorsze i wędzone , świeże śledzie, więc może taka przyczyna zejścia nie jest najgorsza?
Dzień dobry Pyro! Czy Magda może już dzwonić?
Umrzeć za stołem to nie dla mnie. Z przejedzenia nigdy. Zatruć się jedzeniem z moim węchem będzie trudno.
Będąc u moich znajomych którzy odżywiają się tylko produktami BIO utwierdziłem się tylko ,że polskie tradycyjne jedzenie jest o wiele zdrowsze.
Czy jedząc wykwintne jedzenie wegetariańskie składające się z kiełków i soi miałbym siłe przebiec 500 metrów w dwie minuty z bagażem ważącym 50 kilo? Słaniać się na nogach całymi dniami nie mam zamiaru. Osiągac piątego stanu świadomości też nie .
Wolę normalnie zjeść i fotografować ładne dziewczyny , a dziewczyny coraz ładniejsze …
http://www.kulikowski.aminus3.com
Andrzej Jerzy – może ale tylko przez najbliższe 0,5 godziny, bo potem mnie nie będzie gdzieś do 11.00
Marku – rzecz to znana, że wiosną jest o wiele więcej pięknych dziewcZąt, niz w zimie, a tak w ogóle im mamy więcej lat, tym więcej widzimy urody wokół.
Pan Piotr dziś ze swoistym memento. I słusznie, jakoś nie wierzę tym ,co mówią ,że nigdy się niczym nie przejedli. Osobiście mam jak Pyra, z bólem serca myśląc o głodujących czasem wyrzucam część posiłku do kosza wychodząc z założenia ,żem nie smietnik. Skoro rozum mówi dość -nie ma co wpychać na siłę. Specjaliści twierdzą,że uczucie sytości przychodzi z 20 min. opóźnieniem, gdy za szybko pochłonie się wielką porcję, cierpienia murowane. Przeżyłam to wiem 🙁
Nowy członek mojej rodziny wprowadzi się jutro przed południem; nazywa się Radio
No to musisz mu Pyro koniecznie dokupić partnerkę i dać na imię Telewizja. My zaś tu wszyscy będziemy stanowić Blogową Radę Radia i TV
Zejście śmiertelne z powodu melonów nie zdarza się co drugi dzień, więc jeżeli przytrafiło się i ojcu, i synowi, to chyba nie jest bez sensu doszukiwanie się w tym czegoć więcej, niż zwykłego obżarstwa. Może jekieć czynniki genetyczne? Np. silna alergia (choć nie wiem, czy można odziedziczyć alergię na konkretne rzeczy, ale skłonność do niej raczej tak). Albo brak jakiegoś enzymu trawiącego któryś ze składników melonów, co przy zjedzeniu ich dużej ilości może spowodować naprawdę poważne komplikacje. Mam znajomego z takim felerem, tylko pomidorowym.
Ale też nigdy nie wiadomo, co się w życiu może przydać. Znam afrykańską rodzinę, której wskutek zawiłości niemieckiego prawa odmówiono azylu politycznego, bo wojna domowa, bieda z nędzą, szalejące po kraju bandy warlordów, itp., to nie są przyczyny polityczne. Inna formuła, czyli tzw. azyl humanitarny, też nie wchodziła w grę, bo musieliby dowieść, że są zagrożeni bardziej, niż inni ludzie w ich kraju. I tu w sukurs przyszedł im właśnie taki feler trawienny. Jedno z ich dzieci nie miało enzymu koniecznego do trawienia którejś rośliny, będącej podstawą pożywienia (a często w ogóle jedynym pokarmem) w tamtym regionie. Ponieważ w sposób oczywisty powodowało to u niego sytuację szczególnego zagrożenia, rodzina azyl dostała.
Pyro! Będziesz miała kogo słuchać! 🙂
Sam nie wiem, co to są jekieć czynniki, podejrzewam, że chodziło mi o jakieś. 🙂
Pyro! wspaniale
Radio
byłem radiowcem, to się od razu ucieszyłem
Przejedzenie się owocami jest okropne. Przeżyłem dwa takie przypadki.
W głębokim dzieciństwie opędzlowaliśmy z koleżką całe drzewo czereśni w ciagu dwóch godzin. Skutki „gastryczne” były straszne, a do tego doszly traumatyczne przeżycia fizyczne i psychiczne; przez godzinę musiałem klęczeć na grochu! 😉
Drugi przypadek miał miejsce w Bułgarii, na obozie w Primorsku. To był konkurs, kto zje więcej brzoskwiń. Zjadłem 12, skutki były straszne!
Od tamtych wypadków mój stosunek do tych owoców jest nieco „ambiwalentny”. 🙂
a.j
Pyro, gratulacje.Ponieważ jestem radiomaniaczką, imię bardzo mi się podoba!!!Radio dostarcza nam samych radości więc na pewno będziecie z pieskiem wieść radosne życie.
Wczoraj była mowa o ciastkach cebulowych( przepis P.Piotra zanotowałam i wypróbuję), wspomnę więc o cebularzach z mojego rodzinnego Hrubieszowa. Ciasto drożdżowe jak np. na pizzę( 3 szkl. mąki, 3 dkg drożdży,1 jajo, łyżka oleju, łyżeczka cukru, sól,ok. pół szkl. mleka) formuje się w placki wielkości talerza, na wierzch zostawiając wolne brzegi- sypie się cebulę pokrojoną w kosteczkę, soli, pieprzy i obsypuje makiem. Pycha!!!Ostatnio (w lutym) jak byłam pojawiły się cebularze z dodatkiem keczupu- fe! Tradycyjne są najlepsze i też grożą obrzarstwem 😉
W zamierzchlych czasach PRL przed rozpoczeciem studiow trzeba bylo odbyc praktyke robotnicza. Moja miala miejsce w zakladach przetworstwa owocowo-warzywnego w Legnicy. Zajmowalismy sie ladowaniem ogorkow i zielonej fasolki do puszek oraz rozlewaniem wina owocowego do butelek. Raz przez caly dzien napelnialam korkami maszyne korkujaca, stale pracownice z fioletowymi nosami pociagaly co chwile z butelek chlodzacych sie pod biezaca woda, mnie do uzyskania „stanu wskazujacego” wystarczyly opary… Ktoregos dnia przyszedl wagon pieknych bulgarskich brzoskwin na nektar. Obzeralismy sie potwornie przez caly dzien, a wieczorem w internacie, w ktorym mieszkalismy, byl dramat – toalety oblezone przez cala noc. Przez nastepne dni nikt juz brzoskwin nie ruszyl…
Pyro,
pieskowi nalezy sie pelny tytul: Radion Radionowicz Radionow (na czesc wynalazcy radia). Bedzie jak znalazl, gdy z „jamniczka” wyrosnie brytan 🙂
oj zdarzało się objeść nieprzytomnie
i choć zdarza się coraz rzadziej
to jednak się zdarza
najwiekszą mam słabość
do sałatki polskiej
zwanej kaczym żerem
Przyznam się Wam w najgłębszej tajemnicy, że Pyra wcale nie jest psiarą i stanowczo wolałaby kota. Ale jeżeli ten malec taki samotny i po przejściach i Ani serce zmiękło, to i ja przecież domowników mam zwyczaj traktować przyzwoicie. Psy do tej pory w rodzinie były zawsze duże (ukochane owczarki niemieckie) ale w bloku nie powinno się takich psów chować, bo zwierzę też człowiek i swoje prawa ma. Poza wszystkim Pyra już by sobie nie poradziła na spacerze z młodzieńcem tej rasy, bo co innego dorosły, ułożony pies, a co innego szczeniak. Pani – ratowniczka włożyła już w niego sporo pieniędzy, była u weterynarza, kupiła torbę transportową, jedzenie i wyposażenie. Nie ma to jak z radiowca – ratownik (czka). Niestety – długie dyżury radiowe to nie jest praca dla posiadaczki ruchliwego, stadnego zwierzątka.
Jeszcze coś opowiem o obżarstwie i zemknę do roboty. Moi ludzcy rodzice zostali kiedyś zaproszeni na urodziny do znajomego „spacerowego”, tzn. poznanego w czasie spacerów z pieskami – jego stareńkim, ślepym, ale bardzo przyjaznym wielorasowcem i naszym Puszkinem, moim poprzednikiem, też oczywiście wielorasowym, bo innych u nas nie bywało. Impreza się zaczęła, pieski poszły się bawić, goście siedzieli przy słonych paluszkach, a gospodarz opowiadał cały czas z dumą, że zrobił 40 kotletów, ale z podaniem ich czeka, aż wszyscy przyjdą. Nadszedł wreszcie ten wyczekiwany moment, gospodarz udał się do kuchni, po czym wrócił drżący i blady, pokazując oskarżycielsko pusty, do czysta wylizany półmisek. Krótkie porównanie min, brzuchów i umiejętności akrobatycznych obu piesków (półmisek stał w miejscu trudno dostępnym) wskazało nader jednoznacznie winowajcę. Nasz Puszkin, niestety.
Gospodarz był tak zafascynowany możliwością skonsumowania 40 kotletów w jeden wieczór, że złość dość szybko mu przeszła i posłał po pizzę. Puszkin nie tykał żadnej strawy przez następne 3 dni, ale nie widać było po nim żadnych cierpień fizycznych, ani moralnych.
Pyro, wyzbywam się na chwilę egoizmu gatunkowego i mówię z głębi serca: nieważne, pies czy kot, ważne żeby w ogóle, bo bez zwierzątka rodzina jest niepełna! Trzykrotne hau!
Ja już nawet się zobowiązuję, że będę przekazywał, co mama sądzi o wychowywaniu psów, chociaż to czasem sprzeczne z moim interesem. 😀
Pyro! Magda mówi, że gdybyś chciała kota do pary, „to się zorganizuje”!
Ona jest straszną Kocią Mamą! 🙂
Nie, dziękuję. Wystarczy mi jedno dziecko w domu.
Na obiad będą drobiowe wątróbki z górką sporą duszonej cebuli i surówką z kwaszonej, młodej kapusty.
Wszystkim przypominam, że czeka nas jutro obfitość toastowa. Imieniny bowiem obchodzą
– Pan Lulek,
-Wojtek z Przytoka
-Iżyk,
– mężowie Alicji i Haneczki
I nie wiem, czy Andrzej Jerzy obchodzi Andrzeja czy Jerzego, czy może jednego i drugiego (oraz każdą inna okazję) Jeżeli o kimś zapomnisałam, to zgłaszać (Marek, jak z Tobą? Boa ja miałam w domu Jarka i zawsze się mówiło Jarek i Marek)
Gotuje sie na jutro. Bedzie wesolo i troche strachliwie. Pani Gosposia czyli Szefowa od domowych porzadków musi na poczatku maja isc do szpitala na operacje. Maja z niej wywlec kamien zólciowy. Trudno opisac ile czasu zajmuje porobienie wszystkich badan dla sformulowania diagnozy i wyboru szpitala. Potem w szpitalu, powtarzaja w blyskawicznym tempie wszystkie badania. Jesli trzeba koryguja diagnoze i na stól. Pobyt w szpitalo potrwa trzy dni a potem miesieczna rekonwalescencja.
I pomyslec, obce chlopy beda mi rznely szefowa a ja musze sam zajac sie porzadkami bo zastepstwa na wszelki wypadek ona nie przewidziala.
Jutrzejszy Jerzy Teodor czyli
Pan Lulek
Ta zaraza doszla juz wszedzie. Sorry:
http://www.gazetawyborcza.pl/1,88975,5134828.html
Nie Radionow, a Poligraf Poligrafowicz Poligrafow, Kapitanie. Tak zwac sie powinien ow pies, a przynajminiej tak chcialby go zwac Bulchakow w Psim Zywocie.
Choc to jerzego i wojciecha, to wcale mi tu nie swiatecznie 🙁
Kierownictwo okazalo sie byc utalentowanym krawiecko i wyraza ostrozne zadowolenie. Moje ‚manualnosci’ po jednym dniu kapitalistka zaposiedla tam, gdzie mnie wogole ma, wiec szlifuje chodniki w oczekwianiu na tel. od Pani Eli (taka jedna tutejsza krolowa). Jakos nie dzwoni.
No to over.
P.S. Jesli idzie o zaraze, to tu jedza tylko zaraze.
Izyku,
czy u Ciebie tez tak beznadziejnie pada deszcz? Słota i depresja 🙁 A Poligraf też ładnie 🙂 Im dłuższy pies tym dłuższe winien mieć imię. Trzymaj się i nie jedz zarazy. Jakby co, to podaj adres, zorganizuje się UNRR-ę i będziemy słać paczki 😉
Pomysł Gospodarza na Blogową Radę Radia i Telewizji jest znakomity, z której strony nie spojrzeć. Radio jutro będzie na miejscu, na nowego kota znajdzie się jak nic – dla dobra sprawy! – amator. Imię dla kota Telewizja można ograniczyć do Wizji, a potem rozwinąć do Wizuni. Jak Wam się podoba?
Pozdrowienia, Teresa
Jesli kocurek, to Wizorek lub Wizjon 😉
Na razie Pyra jest Radioamatorką 😉
To ja też się przyznam.
Podobnie jak andrzej.jerzy miałam kiedyś bolesne w skutkach spotkanie z czereśniami. Wlazłam na zaprzyjaźnione drzewo i jadłam do oporu prosto z krzaka. Pokarało mnie mocno, ale czereśnie nadal bardzo lubię. Drugie obżarstwo było orzechowe i tu było dużo gorzej (aczkolwiek nie szpitalnie).
Trochę zazdroszczę Nemo brzoskwiń. My na sławetnych praktykach pchaliśmy w słoiki ogórki, wyłącznie ogórki 🙁
Pyro, piesek będzie miał u ciebie rajskie życie. Tylko martwi mnie wyprowadzanie (winda!!!).
Czeresnie moge wchlaniac w kazdych ilosciach, a w mlodosci nie szkodzilo mi nawet naprzemienne jedzenie zielonego groszku prosto z grzadki i czeresni wprost z drzewa. W dziecinstwie straszono nas niedojrzalymi owocami popijanymi woda, bo jedna kuzynka ponoc po agrescie musiala miec operacje wyrostka, ale dla pozostalych dzieci byly to strachy na Lachy 🙂
Skoro byla Carmen => Carmuli => Muli, to kazde rozwiniecie mozna uznac za wlasciwe. Dla odróznienia zarazy od zaraziska najlepiej uzywac kociaka. Muli jest tak wybredna, ze wybiera do jedzenia tylko z najwyzszej pólki.
Nawet kumpel przychodzac z nocna wizyta nie bierze byle czego do twarzy.
Oszukanstwa sa brutalnie eliminowane i tylko ptactwo w ogródku dokonuje czystki.
Pan Lulek
Bardzo podoba mi się idea Rady Radia i Telewizji. Mogłabym być Przewodniczącą. Fajnie jest na stare lata zostać urzędnikiem od spraw nikomu niepotrzebnych. Podoba mi się też określenie Nemo o radioamatorce. Prawda. Mój Brat dzisiaj dzwonił. Mówię mu o psiaku, a ten mi pół godziny tłumaczy ile butów ogryzie pies, jak kanapy będą poszkodowanew ile czasu będę wyciągała kleszcze po spacerze. A ja nic. Jakoś sie nie przestraszyłam. Natomiast zmartwiłam się, bo głównym powodem tego telefonu była wieść, że jego Synowa ma zdiagnozowany nowotwór układy limfatycznego. Skąd inąd wiem, że chłoniaki marnie rokują.
Przywoluje Towarzystwo do porzadku, a w pierwszym rzedzie Pyre!
Dajcie juz spokoj z tymi zabawowymi imionami! Piesek ma sie nazywac przyjemnie, a nie zabawnie. Tak aby nie musial sie wstydzic jak go mamusia wola na ulicy, albo zapisuje do weterynarza.
I musi to byc imie dajace sie latwo zdrobniac, spieszczac.
Radio to nie jest odpowiednie imie dla psa. No chyba, ze Radek od radosci, a nie od R.Sikoprskiego.
Mysle, ze i kolega Bobik sie z tym zgodzi, jako wyjatkowo rozumny pies.
PS Nasza jest zaprzyzjazniona z jamnikiem (dziewczynka) w Gdyni, ktory nazywa sie Riwiera. To nasza nieustannie sie myli i wola na nia Florydka. A jakby psina nazywala sie jakos normalnie, to by sie nie mylila. Ale takie imie dali jej hodowcy i rodzina juz nie zmieniala.
Trudno odmówić Ci racji, Helenko. Może dla sprawy to Radio trzeba zakonspirować np na Rado? Pyro, jak uważasz?
Hej! Jak sądzę, Pyra jest osobą dorosłą i jej nioepodwarzalnym prawem jest nazwać pieska, jak jej się „żywnie spodoba”! O! 🙂
Slowo „niepodwazalnym” pochodzi od slowa „waga”, wiec przez „z” z kropka. A „zywnie podoba” bez cudzyslowu, jak inne wyrazenia idiomatyczne.
Ciezkie sa kocie zemsty…… Nie radze zaczynac. 🙁
Nadanie imienia to poważna sprawa. Nasza kocica nazywa się Aura (wersje: Aureola, Aurycja) i z jej imieniem nie było problemu. Córka słusznie zauwazyła, że kocica to wokół siebie wytwarza. Imię pana kota to nasza porażka, propozycji było mnóstwo, nic nie pasowało i w końcu został Szarakiem (wersje dzieci: Buczer, Buczuś – nie pytajcie czemu). O dziwo ten Szarak bardzo dobrze na nim leży.
Nasze wcześniejsze koty nazywały się Kapsel, Korek i Dekiel, każde z tych imion miało głębokie uzasadnienie. Dekiel na przykład zginął śmiercią tragiczną, ale ten kot nie miał prawa przeżyć nawet jednego życia, był kompletnie nieobliczalny.
Kocie Pickwicku, inni – toż i darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda, a darowanemu psiakowi w metrykę. Wybawczyni (pani od sitka) go tak nazwała, reaguje na to imię i tak mu weterynarz paszport zdrowotny wystawił. To co, mam teraz głuptasowi w łebku mieszać? I tak jest to pewnie drugie już jego imię, bo czort znajet skąd go ukradło tamto indywiduum. Pani doktor orzekła, że 100% jamnik. Mnie tam wielorasowce nie przeszkadzają, ale jak jamnik, to jamnik
Nie ma to, jak stanąć twarzą w twarz z niepodważalnym autorytetem. Szczególnie, jeżeli ten autorytet ma rację! 😳
Dodatkowo dołującą sytuacją jest to, że te autorytety mają rację z natury, przynajmniej same tak uważają i dają do zrozumienia!
Ale za błędy przepraszam! 🙁
a.j
Chciałam jeszcze powiedzieć, że mój były – niedoszły przygarnął kiedyś znalezionego potężnej postury białego kocura. Na wszelki wypadek (albo żeby mózgownicy sobie nie nadwyrężać) nazwał go KOT. Bestia tylko na to imię reagowała i łaskawie godziła się schodzić z fortepianu albo kredensu na takie wezwanie. Żył potem KOT dosyć długo, dopiero żona tego Pana kota się kiedyś tam pozbyła, czy wydała, czy pochowała „czy cóś”
Pies mojego dziadka nazywal sie PIES. I jak listonosz mowil, ze ugryzl go PIES, to wiadomo bylo czyj 😎 bo inne psy go nie atakowaly, a ten – stary, slepy i bez zebow do konca zywota rozpoznawal wojskowe oficerki Franka Listonosza … Dziadek byl z niego dumny 😯
Niemieccy znajomi znajomych znajomych, nie mowiacy po polsku, nazwali swego psa „Smiesznypies”, z akcentem na smie. Nie wiem, skad im sie to wzielo 😀
Mój blogowicz Hoko wyznał u siebie ostatnio, że większość z rozllicznych kotów, jakie przewinęły się przez jego dom, było po prostu Kiciami (Kicio lub Kicia). Choć, zdaje się, nie tylko.
A co do Pyrowego jamniorka – jak tu na spacerze wołać „Radio, do nogi!”? 😆
tam zaraz do nogi
a nie lepiej „radio! daj głos!”?
Może Pyra lubi chodzić z Radiem przy nodze?
jeśli pies>radio
kot>telewizja
to chomik>częstotliwość
A warto przypomnieć naszego Michała Wisniowieckiego, który zmarł podobno po zjedzeniu tysiąca mandarynek. Ja raz w zyciu objadlem się naprawdę niebezpiecznie było to kilka kilogramów smażonego prosięcia. na szczescie zwyklego, bo gdyby to była mangalica szybko przeniósłbym sie na tamten świat. Nic mnie nie jest w stanie powstrzymac przed zjedzeniem dowolnej ilosci prosiaka mangalicy
Jakby nadawał tak jak ten koteczek…
http://www.youtube.com/watch?v=eV71mpbvl-g&feature=related
Chleb z kiełbasą popity maślanką to bardzo zły pomysł. Idę odcierpieć 🙁
Alicja poświęciła się, bodajże, aby potwierdzić tezę Gospodarza.
no i zeszli na psy
Wiadomo, że Pyra i tak zrobi co chce, ale wybór imienia dla szczeniaka jest sprawą niezwykle ekscytującą i w każdym domu powoduje długie dyskusje z udziałem krewnych i znajomych królika, więc czemu niby na blogu miałoby być inaczej? 🙂
Osobiście jestem na różne imiona otwarty – pieszczotliwe, dowcipne, dopasowane do charakteru i co tam jeszcze, ale lubię, żeby były nadawane w rodzinie własnej, bo takie imię jakoś całkiem inaczej na psie leży. U nas wszystkie zastane imiona zwierzątek zmieniano, zawsze „cwiet nie padaszoł”, a często decydował przypadek, albo nagły impuls i okazywało się to słuszne, imię przylgnęło jak druga skóra.
Puszkin np. przyszedł do nas jako Rambo. Na litość Boską, jak można było na psa wołać Rambo?! Ale przez kilka dni nie było jasności, jak to zmienić, aż kiedyś dziecko, widząc reklamę wódki Puschkin (!) zauważyło, że to byłoby dobre imię dla pieska, bo „on taki puszysty”. Akurat tego dnia wpadł znajomy Rosanin, szczeniaczek wypadł go powitać, więc Sasza pyta, kak sobaczku zowut? „Puszkin” – mówi żartem mama i na Saszę spoziera, jaka będzie reakcja. Sasza zadumał się głęboko (a mama w strachu, czy przypadkiem jego dumy narodowej nie uraziła, albo co) i w końcu zawyrokował: nu, ładno. Puszkin. Oczeń pachożyj! Oczywiście imię musiało już zostać, nie było gadania.
Lucek przyjechał z Korfu jako Lucky Boy. Też nie wzbudziło w mojej Rodzinie zachwytu, więc na początku wołano fonetycznie „lucki”, co potem przekształiło się dwutorowo – w jednej wersji w Lucka, a potem Lucjana, a w drugiej, jako pochwała, w „ludzki piesek, bardzo ludzki piesek”.
Jeden z naszych kotów nazywał się Hopkins (od skoczności), inny Moćko, co było zbitką węgierskiej nazwy kota i polskiega Maćka, pan papug płci męskiej (zbyt późno rozpoznanej) Agata, od zamiatania nogą, ale np. szczurzyczka nosiła imię Szczurzyca, od powieści Grassa, i też sobie chwaliła.
Jak Pyrze Radio się podoba i do malucha spasuje, to pewnie tak zostanie. Ale gdyby nie pasowało, to nie ma się co przejmować, że pieskowi zrobi się mętlik. Pieski zmianę imienia przyjmują z pełną pogodą ducha. Ja sam miałem ze dwa imiona próbne, które się nie przyjęły i w ogóle mi to nie zaszkodziło. 🙂
Jak dotąd Młodsza, która w naszej rodzinie aktualnie „robi” za Pana domu, jest zachwycona nazwą naszego (od jutra) lokatora. Pyra sobie po cichutku myśli, że radio – taxi nie jest złe i za dwa tygodnie można psiaka na Taksa przestawić.]
A zupełnie serio, to jutro smażę placki ziemniaczane – jak zwykle, niemal na samych jajkach z minimalną ilością mąki.
Trochę na temat.
Reguły kultury jedzenia pochodzą z czasów, kiedy różnorodność pożywienia była bardzo ograniczona. Oznaką zamożności było już dawniej, u niektórych pozostało do dzisiaj, powiedzenie zastaw się a pokaż się. Pewnie chodziło o to, by się tym chełpić. Na talerze nakładano kopiaste porcje. Było niemożliwością toto spałaszować. Kto to uczynił insynuował gospodarzowi ze nie było wystarczająco dużo.
Przebiegli, oraz ci, którym mózgownice nie obrosły zanadto tłuszczem uciekali się do podstępnych metod podczas takowych wyżerek. Czuli nadwyżkę > wkładali piórko do górnego otworu i łaskali nim podniebienie. Na kolorowego ptaka nie trzeba było długo czekać. Płeć można było rozpoznać po ogonie pawia.
Pozostali, którzy nie stawiali na nowoczesne technologie, padali odurzeni alkoholem i dusili się tym, co można było za pomocą piórka puścić w przestrzeń.
Reszta należała jak zwykle do mediów. Nie wypadało mawiać, ze udusił się własnym pawiem wiec powiadano ze zatruł się bażantem. Inny padł na półmisek z rybami wobec tego zatruł się rybami. W takich przypadkach media będące zawsze na usługach dworu prostowały jak się dało.
Zgadza się. Łakomstwo bywa ukarane. Również w pozostałych dziedzinach konsumpcji.
Nastąpiły czasy, ze używający ponad miarę nie umierali na syfilisa tylko na zapalenie płuc lub gruźlicę.
Chyba dość już tej prawdy.
Arkadius, chyba masz smutną rację.
Odrobina klasyki.
Imie kota to sprawa, wbrew pozorom, nielatwa,
Totez w dloni dlugopis mi drzy,
Gdy mam wskazac, jak bardzo cala kwestie nam gmatwa
Fakt, ze kot ma imiona az TRZY.
Pierwsze – imie slyszane co dzien z ust wlasciciela:
Piotr, Wiktoria, Ferdynand, Ramona,
Mscislaw, Ingmar, Alonzo, James, Fabrycy lub Fela:
Wszystko – zwykle, rozsadne imiona.
Wymyslniejsze, ktorymi czasem koty sie wabi,
Kiedy pragnie sie skapac je w glorii –
Tucydydes, Elektra, Dzyngis-Chan, Hammurabi –
Tez naleza do tej kategorii.
Dodam jedsnak, ze koty – o czym mniej sie pamieta –
Maja DRUGIE, godniejsze imiona:
Bo inaczej – skad was ten i piers dumnie wypieta,
Skad pionowosc preznego ogona?
Moglbym tu takich drugich imion dac dluzszy przeglad:
Cosanostradamus, Proto-Prot,
Bobmbalurina, Mustaffson, Egmont von Egglond;
Kazde z nich -jeden tylko ma kot.
Ale nie na tym koniec, nie! W najdalszej gdzies dali
TRZECIE imie majaczy: my bladzi*
Ze znuzenia, daremnie sto lat bedziem pytali,
Gdyz kot tylko je zna – i nie zdradzi!
Totez ilekroc ujrzysz, ze twoj kot na tapczanie
W cos w rodzaju sfinksa sie przemienia,
Powod jest zawsze jeden: blogie kontemplowanie
Wlasnego sekretnegi trzeciego kociego
Upojnie tajemnego,
Utopiotajnionego,
Nie upodobnionego do niczego innego
I upodobanego najbardziej imienia.
————-
* powinno byc raczej: wy, bladzi etc.
Jeszcze mi się co nieco przypomniało.
Były i czasy zupełnie inne. Pamiętacie film *przeminęło z wiatrem*, jak bohaterka Scarlet zanim poszła na przyjęcie, wpakowała w siebie ile się dało, by na party palić głupa i ostentacyjnie wypaść jako nie żarłok, raczyła się okruchami, co w pewnych kręgach było bardzo dobrze spostrzegane?
A pamietacie film „Wielkie żarcie”?
A ten jęk w kinie, gdy Kmicic Olbrychski kroił wielką szynkę? I JADŁ!!!
Jakoś mi się poruszane tu tematy literacko kojarzą (głównie staropolsko).
A więc znów mój ulubiony Rej – tym razem ku przestrodze.
?Róznosć potraw także różność szkód i wrzodów czynić musi. Obżarstwo – sprośny grzech
A tak z tych dziwnych wymysłów, a z tych dziwnych różności tych przysmaków rozlicznych, a co się ma inszego umnożyć, jedno sprośna utrata, a potym łakomstwo, a potym różność wrzodów a przypadków szkodliwych rozlicznych, a przy tym prędka a nieomylna pomsta boża, która zawżdy za grzechem, jako chłopiec z mieczem, chodzić musi? Bo może li być sprośniejszy grzech, jako takie plugawe obżarstwo? Czego ani pies, ani świnia, ani żadne źwirzę nie uczyni, aby miało żrzeć, kiedy mu się nie chce, […].?
Największe obżarstwo ze zgubnymi skutkami pamiętam z dzieciństwa. Mama pozwoliła bratu i mi zrobić na dzień dziecka kakao z pianką (były to czasy siermiężne, gdzie w sklepach był tylko ocet i kostki Rubika i takie kakao to była uczta). Zrobiliśmy więc wielkie kubki kakao, nagotowaliśmy na mleku pianek z białek z cukrem a z żółtek zrobiliśmy kogel mogel. I potem było już jak u Reja:
? Bo patrz, wnet z onej biesiady ano go już katarus męczy, kolera pali, flegma dusi, oczy zasiniały, nogi zapuchły, brzuch jako pudło, scyjatyka, pedogra pewna. Ano mu syropy w gardło leją, skwarny od trzeciego dnia w żołądku macają, ano mu w brzuchu pełno …?
Drugie obżarstwo było malutkie (reklamowa torebeczka orzeszków ziemnych, dosłownie kilka sztuk) ale brzemienne w skutki (wywołało atak woreczka żółciowego, od tego czasu patrzeć na orzeszki ziemne nie mogę)
naturalnie nemo, klepalem o tym juz rok temu. o panienkach, ostrych scenach, i o tym ze ta ktora przyszla jako ostatnia wyszla w koncu najlepiej
o odnalazlem. tak klepalem i sie tego nie wypieram
arkadius pisze:
2007-07-13 o godz. 11:56
A mnie wczoraj zaproszono na wielkie żarcie. Dobrzy jajcarze ci znajomi? Czterech facetów, wszyscy w średnim wieku. Pilot, TV żurnalista, kucharz i sędzia. Nie nie, panienki tez były i to jaaakie. Jedna to nawet taka puszysta, ze hohohooo. Przyszła na końcu ale i pozostała do samiutkiego końca.
Sqad mixtury był obrzydliwy: zwierzęca padlina której na koniec nawet psy nie chciały ruszyć, mocne zwroty pomieszane z fekaliami. Młode i nagie dziewczyny z wielką ochotą obsługujące sexualnie panów.
Parokrotnie już to oglądałem i pomimo nieapetycznej historyjki jest to fantastyczna komedia.
Wszystko to prawda 😉
Kto zjada ostatki, jest piekny i gladki… jak Andrea Ferreol 🙂
Doroto z Poznania, i niech ktoś powie, ze się coś zmieniło przez te wieki 😀 Co roku zwłaszcza w Boże Narodzenie wszystkie dzienniki nadają o wzmożonym ruchu na pogotowiu. Dziś już tak nie umierają bo im służba zdrowia nie daje 🙂
Pyro!
Radio, Radyjko znaczy się chłopak ?? Pies?
Niech tylko nie przyjdzie Ci do głowy taki rydzykowny pomysł aby do pary
Radyjku dobrać suczkę o imieniu Maryśka!!!
Pomyśl, jak musiałabyś je wołać na spacerach??
Oberwałabyś parasolką, albo nawet i berecikiem ( mocherowym).
Antek ,kto wie?Taką prowokację możnaby wytłumaczyć inicjatywa tzw. ruchomej reklamy i Pyra dostawałaby jeszcze gratyfikację na jedzonko i weterynarza 😉 Jak tłumaczą adwokaci-wszystko zalezy od interpretacji 😀
Pickwicku, Ty możesz wiedzieć: którym imieniem był Makawity, pierwszym czy drugim? Bo trzecim to raczej nie… 🙂
Od mojej mamy tysiące błogosławieństw na głowę Mordechaja, za mały, ale nader sprytny kawałek metalu. Ja jszcze nie do końca wyrobiłem sobie zdanie, czy mam być z tego zadowolony, ale prezent od kogoś takiego jak Kot Mordechaj zawsze w razie czego można potraktować jako lokatę kapitału. 🙂
A ja czytam pamiętniki Wiridianny hojnie mi przez Haneczkę użyczone i dochodzę do zgoła bluźnierczego poglądu, że rozbiory Polski w XVIII w były dowodem łaski Boskiej, a nie nieszczęściem narodowym. Pamiętacie utyskiwanie „Polska nierządem stoi”? Cóż o kraju mówić, kiedy najpierwsz w owym czasie rody wielkopolskie (Raczyńscy, Mielżyńsy, Bnińscy) gospodarzyć nie potrafili w sposób zgoła kompromitujący, gospodarstwo domowe było w najwyższym stopniu niewydolne, nieuporządkowane, w pałacach brud, robactwo i stęchlizna (wietrzenie było ponoć groźne dla zdrowia i cery) nieprawdopodobna ciasnota osób nocujących pokotem w amfiladowych pokojach i kuchnia wołająca o pomstę do nieba – niesmaczna, potrawy zimne, często niedogotowane albo przypalone, nikt nad tym nie panował. Napitków morze, a domownicy raczyli się wykradzionymi konfiturami i bakaliami z domowych apteczek. To pewno z tego czasu zostało powiedzenie, że ktoś wie, gdzie stoją konfitury. Zwróciłam na ten problem uwagę czytając Kitowicza ale wydawało mi się, że to po prostu Potoccy nie potrafili nadać odpowiedniego tonu posiłkom, stąd wyrywanie miesiwa z półmisków przed paniami albo wycieranie przez Pana Brata talerza połą rękawa kontusza Wojewody. Nic z tych rzeczy. Nasze „państwo” to w owym czasie cywilizacyjna acz pobożna dzicz. Dopiero wiek XIX pozwolił dojrzeć nie tylko narodowi ale i jego elitom.
Czy to może być prawdziwe – http://hotnews.pl/artnauka-467.htmlz ?
Trudno powiedzieć, czy prawdziwe, bo się nie otwiera 🙁
Tereso – nie otwiera się link.
Jedną literę za dużo było. Jeszcze raz – http://hotnews.pl/artnauka-467.html .
Bo dopisała z na końcu 😆
Łajza minęli.
Ohydne…
Jutubowa bujda na resorach.
Mam nadzieję, że bujda, ale jestem w stanie uwierzyć w każde ludzkie draństwo.
Pyro,
moje psy sie nazywaja Lady Peeps i Bazyli. Tez maja wspolne imie Piesy.
Dawaj mu duzo rzeczy do zucia tymi ostrymi mlecznymi zabkami to nie bedzie zul wyposazenia twojego domu.
Tutejsze pieski dostaja takie lekarstwo w maju/czerwcu, ktore zapobiega pchlom. Dziala do jesieni przez caly pchli sezon…
W sprawie przejedzenia. Przejadlam sie czeresniami w dziecinstwie.
Moja siostra przejadla sie rybami jakies dwie Wigilie temu.
Ratowalismy nieszczesna digestivo „Unicum”. Pomaga.
Tutaj też jest takie coś płynne w tubce na pchły. Wkrapla się zwierzaczkowi na kark i na długo spokój.
Bobik, coz za oczytany Pies! Przyjemnie sobie pogadac, jak rowny z rownym….. 🙂 🙂 🙂
Nasza jest lekko zamulona, bo rozmawiajac przez telefon dolewala sobie co chwila koniaku, nie zauwazajac co robi.
Kazala przekazac ucalowania od Brata i zyczenia szybkiego powrotu do zdtrowia dla Mamy (Katar i nie chce sie zyc?!!)
W te krowy na szczęście dla mnie jakoś nie wierzę. Chociaż… Haneczka ma rację. 🙁
Z rzeczami do żucia dla szczeniąt nie zawsze skutkuje tak, jak by się chciało, bo niektóre rzeczy są bardziej ulubione od innych. Moi poprzednicy zadowalali się specjalnymi wynalazkami dla psów, a ja byłem tradycjonalistą i zdecydowanie wolałem buty. Więc wymyślono takie triko, że miałem jednego starego buta do gryzienia legalnego, a wszystkie inne były zakazane i na wszelki wypadek przez okres mojego ząbkowania stawiane poza moim zasięgiem. Zrozumiałem, zaakceptowałem i teraz buty mogą mi leżeć tuż przed nosem, a oprócz tego legalnego żadnych nie tknę. Nooo…z wyjątkiem pantofli taty, które jakoś tak same włażą w zęby, ale po pierwsze pantofel to nie but, a po drugie tata mi wybacza, bo chyba sam wcześniej też te pantofle obgryzał – mają wielkie dziury na palcach, ale są ulubione i nie wolno ich wyrzucić. 🙂
Dobranoc, budzik na przed szóstą.
Bobik, Pieseczku, a co teraz tatus obgryza??? 😆
Mam wrażenie, że tata też już przestał ząbkować i mógłby się zająć normalnymi kośćmi, ale nie ma szans, bo mama wszystkie kości oddaje mnie. Tak że tata właściwie jest biedny. Jutro ma imieniny, to odkopię któryś z moich skarbów i mu dam. Powinien się ucieszyć. 😀
Na imieniny moze dostanie od kogos nowe pantofle… 😀
Nowe pantofle!!! Większą przykrość można by mojemu tacie sprawić chyba tylko dając mu nowy szlafrok! 🙂
Pickwicku, mama dziękuje Waszej za życzenia powrotu. Chętnie by już wróciła, ale coś nie wychodzi. Istotnie, żyć jej się nie chce… Miała dobre chęci, żeby przygotować przesyłkę dla Twojego brata, ale też jej nie wyszło. 🙁 Zobaczymy, jak będzie jutro.
Przebrnąć przez Wasze wpisy po chwilowej nieobecności to wprost niemożebność! Brzucho przyprowadził kumpla, Iżyk ma problemy, Pyra będzie miała Radio. 🙂
Smakowitych snów wszystkim życzę. 🙂
ale teza Pyry, o tym że zaborcy nauczyli nas kultury przy stole i porzadkóww gospodarstwie jest delikatnie rzecz biorąc nieco naciągana