Czym smakuje Europa
Po raz drugi grozi Europie zagłada. Za pierwszym razem, według mitologii greckiej, to Zeus pod postacią byka porwał ją i wywiózł na Kretę, by ją tam posiąść i porzucić. Zaowocowało to dwójką dzieci i na tym, na szczęście, afera się skończyła.
Dziś Europą usiłuje zawładnąć inny twór – Unia Europejska. A obraz Zeusa ukrytego pod postacią byka z nieszczęsną (choć wyglądającą na zadowoloną) Europą na grzbiecie zdobi jeden z głównych unijnych gmachów. I najwyraźniej inspiruje posłów do narzucenia całemu kontynentowi biurokratycznych praw dotyczących wszystkiego. Są gotowi porwać się na każdą dziedzinę życia. W tym także na to co dla nas najcenniejsze – smaki Europy. Urzędnicze formułki dotyczące długości makaronu, zapachu sera, konsystencji bryndzy czy średnicy ślimaków winniczków są znacznie groźniejsze niż się początkowo wydaje. Europie grozi ujednolicenie smaków. Nie można do tego dopuścić! I temu właśnie celowi ma służyć wspaniała organizacja międzynarodowa a wymyślona przez Włocha (choć nowsi ona nazwę angielska) – Slow Food.
Symbolem organizacji chroniącej i popularyzującej kuchnie regionalne jest ślimak. A świadectwa działalności stowarzyszenia są widoczne niemal we wszystkich krajach.
Czy warto tak się wysilać dla jedzenia? Oczywiście tak! Wiemy to doskonale. Objechaliśmy (mam tu na myśli nasz małżeński kulinarny zespół) całą Europę, jadaliśmy w wytwornych restauracjach i ulicznych garkuchniach, kosztowaliśmy potrawy luksusowe i jadło prostych ludzi. Odwiedzaliśmy bazary, targowiska, porty rybackie, winnice, serowarnie, młyny, piekarnie i miodosytnie – a wszystko po to by poznać zapach i smak Starego Kontynentu. To były ( i są nadal) cudowne wyprawy.
Pisząc te słowa stwierdzamy bez ogródek – największą zaletą, ba nawet skarbem Europy, jest różnorodność jej smaków i aromatów. W tym wielkim zróżnicowaniu jadłospisów uzależnionym od miejsca, w którym zasiadamy do stołu jest olbrzymia atrakcyjność dziś już naszej wspólnej Europy. Dzięki Unii możemy bez przeszkód przemieszczać się z Polski do Portugalii, z Włoch do Norwegii, z Rosji do Szkocji. I wszędzie tam znakiem rozpoznawczym, sygnałem mówiącym gdzie się znaleźliśmy będzie to co nam podadzą na stół: w Polsce – bigos, w Portugalii – saldo verde, we Włoszech – spaghetti putanesca, w Norwegii – gravalaks, w Rosji – solanka, w Szkocji wreszcie – haggis.
Każda z tych potraw nie tylko inaczej pachnie i smakuje. Każda z nich wiele mówi nam o ludziach, którzy to jedzą na co dzień i którzy to przyrządzają od stuleci. Słowem – wizytówka każdego narodu znajduje się na talerzu lub w garnku. I my, uczestnicy blogu „Gotuj się!”, chcemy je światu zaprezentować.
W tym siłą rzeczy nieco patetycznie brzmiącym tekście muszę zaznaczyć wyraźnie: to wszystko co opisujemy i polecamy to będzie nasza subiektywna ocena, nasze własne poczucie smaku. Każdy czytelnik zaś może dokonać konfrontacji w rezultacie, której zgodzi się albo nie z naszymi ocenami.
Zapraszamy więc do wspólnego ale i osobnego, regionalnego stołu naszej wysmakowanej Europy!
Kto poda pierwsze danie?!
No dobrze, dobrze. To mój ogródek (ale przecież uprawiany wspólnie) więc pierwszy podam mój ulubiony regionalny przepis:
Chłodnik z botwinką
2 pęczki botwinki, cytryna, sól, cukier, 1litr zsiadłego mleka, 1/4 litra śmietanki, 15 dag ogórków, 2 jajka na twardo, 2 łyżki siekanego koperku i szczypiorku, 1/8 litra soku z buraków
Botwinkę opłukać i pokroić w paski. Ugotować w małej ilości wody lekko posłodzonej, posolonej i doprawionej sokiem z cytryny. Po wystudzeniu botwinę wrzucić do zsiadłego mleka zmiksowanego ze śmietanką. Dodać obrane i pokrojone drobno ogórki, jajka na twardo i koperek ze szczypiorkiem. Wlać sok buraczany. Wymieszać i ochłodzić w lodówce.
Komentarze
Ponieważ o kwaśne mleko w mieście coraz trudniej, przećwiczyłam chłodnik na maślance. Oprócz podanych przez Gospodarza składników, dodaję jeszcze rzodkiewki utarte na grubej tarce oraz sporo czosnku. Pycha. Jak już robię, to co najmniej 5 litrów, mniej mi się nie opłaca, bo rodzina – niezbyt liczna – natychmiast wyżera. Moja ukochana zupa!
Arkadius, a Echidny gdzie mam posłuchać?
Ech, chłodnik. Zmiana pory roku. Nie spotkałam jeszcze osoby, która nie lubi chłodnika. Piotr podał przepis na orzeźwiającą zupę, po której następuje drugie danie. Pyra od lat robi chłodnik typu „zupa do gryzienia” – czyli eintopf na zimno, jako jedyny składnik posiłku. A robi go tak :
Chłodnik Pyry do gryzienia
Na kawałku chudej wędzonki (np schabu, szynki) ugotować boćwinę w towarzystwie soli, cukru, 2 ziaren ziela angielskiego i kawałeczka liścia laurowego. Boćwinę wyjąć, pokroić, mięso pokroić w kostkę, wywar schłodzić i ew.starannie odtłuścić. Zmiksować wywar, 0,5 l. śmietany, 0,5 l. mleka zsiadłego , jogurtu naturalnego albo maślanki i zawartości kartona barszczu prod.Horteksu albo ile tam trzeba koncentratu barszczu (Rolnik) i szklanki soku z ogórków małosolnych. W emaliowany garnek albo w wazę wrzucić pokrojoną boćwinkę, mięso , 3 ogórki małosolne w ćwierć plasterkach, 2 ogórki surowe, pokrojone tak samo, dwie kiełbaski typu śląska bez skórki w półplasterkach, pęczek rzodkiewki w cienkich plasterkach, 3 jaja ugotowane na twardo pokrojone w grube kawałki i pęczek drobniutko posiekanego koperku. Zalać miksem i schłodzić.
Pyro! Ty po prostu robisz okroszke, tylko na bazie botwinkowej, zamiast na kwasie chlebpwym! Ale nie powiem nikomu, niech to zostanie miedzy nami….
Bobik, Hon.K!
Psy spia dlugo wiec pewnie nie wysluchales podanej w dzienniku TokFM wiadomosci, ze w Polsce nadzwyczajne efektu terapeutyczne przynosi wprowadzona niedawno w niektorych szpitalach dogoterapia. Psy odwiedzajace chore dzieci w szpitalach, powoduja, ze dzieci te szybciej zdrtowieja, a jesli nawet nie zdrowieja, to lepiej sie czuja.
Uwage moja zrwocilo zdanie konczace te wiadomosc: ze mianowicie psy te poddawane sa specjalnej tresurze aby zadnej krzywdy dzieciom nie wyrzadzic.
Zadumalem sie nad tym zdaniem i doszedlem do wniosku, z moze nalezy skorzystac z tych doswiadczen psich i wprowadzic specjakna tresure dla lekarzy, nauczycieli, ksiezy katolickich, personelu zakladow opiekunczych oraz na dobra sprawe dla wszystkich rodzicow i w ten sposob poprawic tez los niejednego zdrowego dziecka.
Co, Bobie, Hon.K myslisz o takiej propozycji?
Heleno – jak zwał, tak zwał. Ja lubię, Ania lubi, goście domu też nie pogardzą. A drugi bardzo lubiany chłodnik w moim domu to chłodnik z czarnych jagód ze śmietana i osobno gotowanymi ale potem wkładanymi do talerza twardymi zacierkami.
W kategorii chłodników wspaniały jest bułgarski tarator! Składniki proste; zsiadłe mleko albo jogurt, ogórki, cebula, czosnek, ew. orzechy.
Próbowalem robić w domu, ale tak wspaniałej „kwaśności”, jaką ma oryginalny, jedzony w okolicy Sozopola na morzem, nie dało sie osiągnąć.
Pyra pisze:
2008-04-15 o godz. 08:50
Nie spotkałam jeszcze osoby, która nie lubi chłodnika.
———————
*Nirrod podnosi niesmialo reke w gore*
Nirrod, nie lubisz? Nie szkodzi. Gorzej gdybyś nie lubiła Pyry.
Jakze ja bym mogla nie lubic pyry?
Poprostu Pyra nie da się nie lubić! 🙂
Ludzie! Teraz o chłodnikach? Jak tylko parę stopni w górę i słoneczko nieśmiało, a zaraz się znów ochłodzi? To o czym będziemy gadać, jak będzie upał – o grzańcu? 😆
Ja bardzo lubię chłodniki – z reguły do gryzienia. Co prawda mam szczególną słabość do gazpacho, ale lubię, jak jeszcze coś do chrupania się w tym zmiksowanym pozostawia…
Ajo blanco! Vivo ajo blanco! Zwlaszcza na tarasie w Alhambrze!
Jakies te kody mam niezachecajace…
I ja nie lubie chlodnika. Nigdy nie jadlam i wiem, ze nie lubie. Smak jestem sobie w stanie wyobrazic. Zupa ma byc zupa, goraca i juz. Ze smakow warzywnych na zimno „robi” tylko sok wielowarzywny, ale to tez baaardzo rzadko.
Jak raz zgadzam sie z K. Pickwick, Esq. Wiwat ajo blanco.
Kot Pickwick, 2008-04-15 o godz. 09:23,
Nikt nie wymyślił niczego lepszego nt potrzeby edukacji emocjonalnej. I nie jestem zaskoczona, że pomysł powstał akurat w tym domu. Ja czuję się zaszczycona, że mogę się przyznać do choć blogowej znajomości z autorami ww przemyśleń.
Potrójne wyrazy uszanowania, Teresa
Helenko,
przelinkowałam ww wpis do kogo się dało, z Ministerstwem Zdrowia włącznie. Jak nie upowszechniać?
Do Teresy S. – wracając do wczorajszej dyskusji – Moja Mama miała przetrzebiony ostro przez wojnę komplet Rosenthal Mythos , właśnie z tym wzorem, który opisałam.Dostała go po śwojej Chrzestnej. Smętne resztki odziedziczyła moja Siostra i u niej wykończył się ostatecznie, bo nie przywiązywała wagi. Ostanio widziałam, że Szwagier ma 1 salaterkę i 1 talerz płytki.
Rzeczywiscie, pogoda jakas nie taka, ale pomarzyc mozna. Pod gazpacho podpisuje sie obiema recami! Moze byc nawet w Hiszpanii, ale po co tak daleko jechac?
A z polskich: co powiecie na chlodnik wisniowy? A na drugie danie najbardziejmi pasuja mi pierogi z miesem.
Regionalne przepisy, regionalne towary / niedawno o nich klepałem /.
Nie wszędzie są godne polecenia. Ale w niektórych częściach planety to powód do dumy. Nie dalej jak cztery dni temu rozmawiałem z Amarilis. W Berlinie jest od dwóch lat, poprzednie pięć mieszkała w zachodnich Niemczech. Natomiast pierwszą ćwiarteczkę swojego szczęśliwego życia spędziła na Cubie.
Opowiadam dziewczynie, jakie mam wrażenia, przeżycia i refleksje po pobycie na wyspie. O Hemingwayu, o cygarach, o cuba libre i mochito. Ze ci ludzie tam mieszkający są wspaniali, podobnie jak panujący tam klimat. O smakach i smaczkach.
Amarilis uśmiechnięta / oni tam na Cubie wszyscy są uśmiechnięci, nie ma rzeczy, która by ich dołowała, takie luzaki / i zadaje pytanie:
> Arkadius, byłeś sam na Cubie?
> Nie, z przyjacielem, my zawsze razem. Tak już mamy …
> To nie poznałeś wszystkich cubańskich smaków.
> Eeeeee
Tylko na ochy i achy zasługuje to wspaniale danie, jakim jest chłodnik z botwinką. Uwielbiam to jeść. Jest przy tym trochę roboty, ale rozkosz spożywania takiej zupki wynagradza każdy kuchenny trud. Dla mnie jest to danie niesamowicie ekonomiczno ekologiczne. A po zjedzeniu jęzor sam mi się klei do talerza. Żadna zmywarka tego lepiej nie zrobi. Wstrzymać się nie potrafię, pomimo ze moje talerze nie są białą damą. Po takim zabiegu odkładam talerz na półeczkę do szafeczki. Nic Bobikowi u mnie. A szkoda ładnie szczeka.
A teraz do rzeczy.
Pierwszy raz jadłem Bärlauch jak mieszkałem na Rugii. Poczęstowała mnie tym Margareta, koleżanka z sąsiedniego apartamentu. Przyjechała na wyspę z Baden Baden. Ludność pochodząca z tamtejszych rejonów uważana jest za centusiów. Przyznam, ze dobrze na tym wychodzą. Znają się nie tylko na nowoczesnych technologiach. Przedłużają trwanie starych tradycji, chodza po lesie zbierają toto /Bärlauch/. Rośnie w okresie od kwietnia do czerwca. Następnie w kuchni przyrządzają na wiele sposobów.
Osobiście smakuje mi najbardziej na Badeński Art.: liście bärlauchu > do tego płatki koziego i owczego sera, orzechy laskowe. Całość wymieszać, podlać olivą i dosmakować s & p. Dobry pomysł. Dziś tak zrobię. Dodatek do spaghetti.
Skoro można cos takiego zbierać na Rugii to z pewnością występuje toto za granica, bardziej na wschód i zachod.
Ale uwaga !!!
Margareta ostrzegała, ze liście bärlauchu do złudzenia przypominają liście konwalii. Jest jeszcze inne zielsko podobne do tego. Zapomniałem nazwy. W każdym razie rozpoznać można po zapachu. Przypomina czosnek. Oraz podczas łamania łodyg słychać wyraźnie knik, pozostałe są bardziej gumowe. Nie knikują. Jadalne liście maja na rewersie żeberka, pozostałe rowki.
Był to koniec maja i Margareta proponowała nawet pójście razem do lasu, w celach pokazowych. Ale nie mogłem się jakoś zmotywować.
Przypomniała mi się jeszcze krótka anegdota o motywacji.
Na planie filmowym skarży się odtwórca głównej roli, ze nie może pocałować partnerki. Cos go wewnętrznie skręca.
* powiedz Mistrzu, co może mnie zmotywować do tej sceny? *
Hitchkock chwycił za megafon i z zimna krwią odpowiedział:
* Your salary *
A tak na marginesie: prości ludzie to tacy, co chodzą prosto i się nie garbią?
Zawsze mówiłem ze sport to zdrowie. Tez się nie garbie, tez chodzę prosto. Nie chce być pokręcony. Życie samo się pokręci. No, nieraz mnie trochę skręca jak …, ale …
Echidne, póki nie zagra nam czegoś nowego, to posłuchać można tutaj:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/mp3/
wesolych swiat.mp3
Arkady slonce ty moje ten twoj bärlauch to po naszemu czosnek niedziwedzi. Rosnie tego w bialowiezy pelno. Do salatek genialne, ostatnio w ojczyznie pewna firma sprzedaje serek bialy z dodatkiem czosnku niedzwiedziego.
Powiem Panu, Panie Piotrze, że po raz pierwszy jestem oburzony na Pana notkę. Bo były już takie, z którymi się nie zgadzałem, ale nigdy nie wywoływały one u mnie oburzenia, a ta – tak.
Zupełnie nie rozumiem Pana uderzenia w Unię Europejską. Slow Food atakuje fast foody, zunifikowane jedzenie na całym świecie, pozbawione lokalnego kolorytu i regionalnych smaków. Dla nich najważniejsza jest ochrona i promocja lokalnych i tradycyjnych sposobów produkcji żywności. Firmą atakowaną przez nich najbardziej to jest McDonald’s.
Tymczasem Unia stara się, tak jak może, promować właśnie regionalne produkty, sposoby ich wytwarzania i konkretne surowce, z jakich ten produkt jest zrobiony. Produkt lokalny chroniony w Unii Europejskiej może być wpisany na jedną z trzech list:
1. Zastrzeżone oznaczenie pochodzenia. W tym przypadku cały proces produkcyjny musi mieć miejsce według ustalonych metod i na oznaczonym obszarze. Przykładem jest włoska szynka Parma.
2. Zastrzeżone dane geograficzne. W tym wypadku tylko niektóre elementy produkcji muszą mieć miejsce na danym obszarze. Przykładem takiego produktu jest szynka szwarcwaldzka (Schwarzwalder-Schinken).
3. Tradycyjna specjalność. W tym przypadku produkt musi mieć ściśle określony skład i proces produkcyjny. Przykładem jest hiszpańska szynka Serrano.
Proszę, niech Pan nie dodaje do listy wrogów Slow Food Unii Europejskiej, bo to jest sprzymierzeniec. Wróg jest zupełnie gdzieś indziej.
Marialka nie lubi soku wielowarzywnego?! 😯
Ja uwielbiam, najlepiej z kilku warzyw, w tym koniecznie pomidor i seler! A chłodniki – jakie są, byle nie owocowe. Już wolę świeży owoc niz babrać to z kwaśnym mlekiem, maślanka, czy śmietaną (po co smietaną? Mało w talii mamy?!). Zgadzam sie z Dorotą z s. , chyba wychodzimy przed szereg, u mnie pora chłodnikowa od czerwca dopiero.
Z tą Unią i dobrze, i przekleństwo. To draństwo ma tendencje ogólnoświatowe, mieszanie się obywatelowi do talerza w imię jego bezpieczeństwa i higieny życia.
Z tego powodu nikt mi tu nie sprzeda mleka prosto od krowy, nawet jak krowy zdrowe jak konie i szcepione przeciw brucelozie i innym zarazom. Nikt mi nie sprzeda pół świniaka, nawet przebadanego na okoliczność, bo musi mieć licencję (pozwolenie na sprzedaż). Jajka na targu sprzedawane jako „organiczne” i od własnej kury? Myślę, że wątpię, niczym się nie różnią od sklepowych, tylko ceną, a pojezdzić po okolicy i znalezć te „własne” kurniki… detektywa by trzeba. Coś takiego jak kura w zagrodzie nie występuje! Ok.100km stąd znajomi mają taką jedną panią, która hoduje kilkadziesiAt kur na potrzeby własne i opłacanie lekcji muzyki swoich dzieci )Lucyna te dzieci uczy, to kury i jajka miewa, prawdziwe. Nie ma to, jak ponarzekać z rana 🙄
Alicja – od 2 godzin moczy mi się właśnie folia aluminiowa, woda, sól, łyżeczkio, widelczyki mlecznik i cukiernica. Czarne złazi bardzo słabo. Może jeszcze raz ? Ile tej soli?
Taaaaak, Torlinie, bądź czujnym. Wróg nie śpi.
Torlin,
aż tak się nie oburzaj, tylko wskaż tego wroga 😉
Moim zdaniem, sami jesteśmy sobie winni, w sensie o którym juz niejeden raz wspominaliśmy. Kiedyś w dniach targowych furmanki ze wsi jechały na targ z masłem , serem, dobrem wszelakim z ogródka. Teraz mogłby samochód dostawczy zamiast konia, ale nie, gospodyni wsiada do busa albo własnej „gabloty” i jedzie do supermarketu zrobić zakupy żywności na cały tydzień, lącznie z tym, co sama mogłaby we własnym ogródku, ale tam klomby i oczko wodne…
Uogólnienie spore, ale ja to po wiejskich ogródkach zauważyłam. A po zakupach w supermarkecie skok do McDonald’s na hamburgera 😯 bo niby czemu nie.
Mamy, co chcemy.
Pyro,
ja na mniej więcej litr, moze półtora wody dałam sporą garść soli, a jak juz zanurzyłam, to jeszcze posypałam to spora garścią. Efekt na mniejszych zaciemnieniach był niemal natychmiastowy, a potem się nie przygladałam, bo miałam co innego do roboty. Dopiero za jakieś 6-7 godzin wyciągnęłam z kąpieli, wypłukałam, wytarłam.
Alicjo i Arkadiusie!
Chcieliście wroga Slow Food, no to go macie!
http://pl.wikipedia.org/wiki/Fast_food
A Unii dajcie spokój. Ten proces przez nią zapoczątkowany coraz ciekawiej się rozwija.
Alicjo!
A skąd Ty to wszystko wiesz? Bo czytając Twoją notkę, to tak jakbym czytał esej przeciwników Unii. Szkoda, że nie napisałaś jeszcze o krzywiźnie banana.
W Unii to jest praca organiczna, od podstaw, to jest bydło przebadane, z „paszportem”, to są odpowiednie warunki. To nie jest prawda, że nie można kupić produktów prosto z rynku, jak Pan Piotr będzie obiektywny, to przyzna, jak wygląda to we Włoszech, we Francji. Jak jest z lokalnym piwem. To u nas często jesteśmy świętsi od Papieża. Ale wszystko idzie w dobrym kierunku, błędne przepisy są wycofywane.
Traktowanie Unii jako monstrum pożerające lokalne kulinaria mnie osobiście się nie podoba. Jak można coś takiego napisać: „Z tą Unią i dobrze, i przekleństwo. To draństwo ma tendencje ogólnoświatowe, mieszanie się obywatelowi do talerza w imię jego bezpieczeństwa i higieny życia”. Wstyd.
…jak będę chciała, to dam spokój 😉
A jak nie będziesz chciała? 😀
…takiego kodu nie mogę zmarnować, eeff
Wrogami jesteśmy sami sobie. Bez popytu nie byłoby podaży. Chcemy żreć , to żryjmy, a widocznie chcemy, skoro fast foody są pełne stonki i dobrze się mają.
P.S.Pyro,
czytałaś wspomnienia Karoliny Lanckorońskiej? W porównaniu z Wirydianną Fiszerową to trochę drewniane…
Wy tu sobie gadu gadu, a piwo spłynęło do Odry! Co z rybami, będą śnięte ? 😯
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,5120575.html
W przerwach miedzy idiotycznymi telefonami, ktore sa chwilowo czescia mojej pracy zbieralam sie do obrony UE i prosze Torlin mnie uprzedzil.
Ma chlop racje. Unia nikomu lokalnych produktow nie zabrania. Pod tym wzgledem jest bardziej liberalna niz np. USA gdzie sera z surowego mleka nie wolno robic. A na takich serach to i Francja i Belgia i Holandia stoja.
Fakt, kaze te lokalne produkty dokladnie opisywac, ale z drugiej strony chyba lepsze to niz pozwolic kazedmu idiocie produkowac podrobki i nazywac oscypkiem.
Ten ostatni jest tak przy okazji pieknym przykladem nadgorliwosci polskich urzednikow.
Doloze wam jeszcze, ze jakos wole, gdy UE zobowiazuje Bace do umycia rak zanim je do sera wsadzi.
Za kudłu, proszę Towarzystwa, za kudły!
Torlin, przypuszczam, że Alicji chodzi o przeregulowanie rynku, że przwepisy, które w założeniu mają chronić i konsumenta i producenta, w rzeczywistości mordują drobnych, lokalnych producentów, a wysokie wymagania weterynaryjne i higieniczne kłócą się wręcz z niektórymi, starymi technologiami. O produkcji serów już tu kiedyś pisaliśmy,o tym, że powidło sliwkowe smażone w otwartych kotłach w sadach nigdy nie uzyska certyfikatu też, a takie jest najlepsze.I tak z wieloma wyrobami spożywczymi. Teraz dochodzi np zakaz jaskółek w pomieszczeniach gospodarskich, a którego chłopa (prócz fabryk nazywanych hodowlami) stać na mechaniczną i termiczną ochronę przed insektami?
Urwało mi się nie wiem dlaczego. To prawda, że w Unii są lokalne rynki z lokalnymi specjałami za spore pieniądze. Ale już tylko w Szwajcarii można kupić cielaka czy kawał wieprzka, masło i jaja bezpośrednio od producentów. Gdzie indziej już nie. I o tym pisała Alicja. W Kanadzie z tej troski o obywatela istnieją totalne zakazy. I o to chodzi – o nadmiar tej troski urzędniczej. Jedne instytucje troszczą się żebyśmy aby moralnie żyli, inne żebyśmy zdrowo jedkli, jeszcze inne o naszą poprawność. A my nie chcemy. Nie chcemy aby troska ta była tak totalitarna.
Pyro, jesli producent udowodni, ze wymagania higieniczne kloca sie z tradycyjna technologia, to moze on sobie nadal produkowac.
unia wbrew pozorom bezmyslna nie jest i da sie z nia dyskutowac. jakby byla bezmyslna, to wedzonych produktow tez by na rynku nie bylo, bo niezdrowe.
Torlinie, ty to towarzystwo wzajemnej adoracji urzędujące pod szyldem EU posądzasz o pracowitość?. Jeśli już myślą o jakiejkolwiek podstawie, to o podstawie własnej egzystencji.
Oni nic innego nie robią tylko puszczają bąki. I mimo ze jest to bąk sierota, to i tak ma taką moc, ze czujemy jego smak na naszym podniebieniu.
Dobrze pamiętam jak w poprzednim wieku eurolegaliści z Brukseli próbowali urządzać kulinarny padół w EU na swój smak. Nie udało się im to, tylko dlatego, że zjednoczył się stan smakoszy naturalnego sera krowiego. Długi czas aktywizowano się i z jednej i z drugiej strony. Koniecznie chciano dobrać się nam do żołądka. Pozbawić nas przyjemności podobno nieludzkiego traktowania go barbarzyńskimi serami, które w procesie technologicznym nie poddawane są większej temperaturze niż 40°C /camembert i brie + itd/.
Kto za tym stał, już nie pamiętam?
W każdym razie, co jakiś czas eubiurokraci próbują euroczłowieka na siłę odżywiać tandetnymi produktami koncernów angloamerykańskich.
Dzieciaki wszystko uważają za pyszne, co słodkie. Pewnie dlatego, ze ich organy nie są jeszcze w stanie wychwycić jakości od przyjemności. Ale eurobiurokraci wiedzą lepiej jak bachorom ma smakować wyrób czekoladopodobny. Potrafią nawet określić to matematycznie i pozmieniać squadniki na zastępcze > dziesięciokrotnie tańsze.
Kto za tym stoi? Pamiętasz jak Nemo opowiadała, ze z drżąca duszą na ramieniu wywozi rocznie z Helvecji całe walizy gorzkiej słodyczy?
Wiem, ale nie powiem.
To dzięki ofiarności Nemo, euroludziki są w stanie posmakować prawdziwej czekolady.
Lobbyści tytoniowi w EU starali się ponad miarę by narzekania na koncerny tytoniowe nie przynosiły skutków. Euroludziki nie odpuściły i efektem tego w wielu cywilizowanych krajach EU można poruszać się po knajpach, gdzie brak jest mało estetycznego, niekulinarnego i niezdrowego śmierdzącego dymu z papierosów.
Ha i znowu musze zaprotestowac. Moje maslo kupuje u rolnika, to samo z jajami i serem. Tylko musze sie w tym celu udac na rynek, bo w sklepie nie uraczysz. Kupuje oficjalnie i zadnego problemu z tym nie ma. Z miesem faktycznie gorzej, ale tez wole, zeby moje mieso bylo przebadane zanim na moj stol trafi. A czy go u rolnika nie wolno kupowac, to nie wiem, bo jeszcze nie probowalam.
Cieszę się, że temat obudził Torlina, bo dawno się do nas nie odzywał. Szkoda tylko, że jest taki serio i nie czyta wyraźnej ironii. Kto tu jest przeciwko Unii? A pokrzywić się na wszystko i wszystkich wolno. Biurokratyczne zapędy Unia ma i zwalczać je należy. Wódki nie obroniliśmy, z oscypkiem i bryndzą sa kłopoty. To biurokraci rzucają nam kłody pod nogi. A poza tym Unię kocham i chwalę.
I Drogi Torlinie wcale się nie wstydzę, że się nie wstydzę.
Pozwól mi na to, tak jak ja Ci pozwalam być facetem serio!
Arkadiusie pojedzi ty do Brukseli, wejdz do sklepu z czekolada i ty powiedz temu „czekoladomistrzowi” ze jego czekolada to erzatz i barachlo…
Alicjo – nie dostałam Wiridiany. Oferowała się Haneczka, że pożyczy, ale jak się wybrała na targi ogrodnicze, tak zginęła i się nie odzywa. Panią Lanckorońską czytałam we fragmentach, były gdzieś publikowane.
Oscypki są nasze polskie. Ale mieszkam nad morzem a nie w górach. I tutaj oscypki sprzedaje się masowo w suprmarketach albo w jakichś budkach pod centrami handlowymi. Nie są dobre – taka masówka bez smaku i aromatu. Szkoda, ze nie ma u nas prawdziwych sklepów z prawdziwymi serami.
alicanti,
Parę lat temu kupiłem oscypka w Krakowie na Kleparzu. Chciałem pochwalić się przed synem jakie to dobre. Było paskudne choć polskie.
Kupiliśmy tam również parę kilo pysznego bundzu i kawał znakomitego masła które wzięliśmy ze soba w podróż lotniczą do domu.
O czym to świadczy – a bo ja wiem?
Pyro,
to co ja mam, to zbiór tych publikacji z „Tygodnika Powszechnego”, drukowali w roku ’95. Ciekawe rzeczy (a i powiązania z Rogalinem i Raczyńskimi), ale Wirydianna spisała „dzieje swoje własne” wyjatkowo, oderwać się nie można, przy Lanckorońskiej po 2 godzinach …Morfeusz 😉
P.S. W Kanadzie była chryja o sery francuskie typu cammembert czy brie, bo Kanadyjczycy chcieli, żeby były robione z mleka pasteryzowanego, a Francuzi się opierali, słusznie zresztą, i oparli, bo podobno z mleka pasteryzowanego cammembert nie wyjdzie.
O czekoladzie – wspaniałą gorzką czekoladę gorzką (90% i 70%) robi WEDEL. Kupuję w polskim sklepie. Czym ona różni sie od szwajcarskiej, czy bardzo dobrej (wolę od Lindta o niebo) czekolady belgijskiej?
Nie jestem czekoladoholikiem, ale kawałeczek spróbuję od czasu do czasu, nigdy tutejsze catbury czy jakieś inne Hershey’s. Czterocukier czekolady. Fuj.
Alicjo,
Ten Wedel to teraz też Cadbury
http://www.wedel.pl/26.htm?read=1
Cadbury Wedel dawniej
E.Wedel dawniej
22 Lipca dawniej
E. Wedel
alicani, sadze, ze masz jak goral ze swiezym dorszem, nb z tymi serowymi sklepami, to rzeczywiscie cienizna, chyba jeszcze po czesci pokutuje tradycja, ze sery sa dwa: zolty i bialy, ok, idzie na lepsze, ale, co sie czlek nalata
alicani
bardzo przepraszam za alicanti ale dopiero się teraz połapałem dzięki Sławkowi
A.Szyszu,
ale czekolada ta sama, a nie czterocukier czekolady, jak tutejsze cadbury, bo ludzie tu przyzwyczajeni do tego czegoś słodkiego, co ma wygląd czekolady. Zdaje się, że Wedel zastrzegł sobie nie tylko nazwę, ale i technologię tradycyjnych wyrobów?
a propos latania, Mis dalej lata po Paryzu i kupuje ladnie wydane ksiazki kucharskie, mnie obdarowal przewodnikiem Parkera po winkach, chcecie salate?
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/ZielonoMi/photo#5189452840202101986
Tak.. z dorszem na wybrzeżu też cienko ze wzgledu na limity unijne ale przynajmniej znam smak swieżej i świetnie przyrządzonej ryby prosto z kutra. :).
Do AS – nic nie szkodzi.
Pozdrawiam
Alicjo,
Obawiam się, że są to jedynie pobożne życzenia. Tradycyjne wyroby wedlowskie są po prostu tradycyjne. Kiedyś mnie rajcowały, lubiłem nawet gorzką wedlowską czekoladę. Ostatni raz kupiłem chyba w Warszawie na dworcu w 1995 roku. Rozczarowała mnie. Takowóż ten słynny torcik który ktoś kiedyś przyniósł w podarunku.
Oczywiście nie dyskutujemy o smaku. Prawdę mówiąc dyskutujemy ale nie o tym indywidualnym odczuciu smaku.
Dostaję od synów gorzką czekoladę pod choinkę bo wiedzą, że lubię. Raz dostałem przegląd kilkunastu jej wariantów z różnych stron świata. W ubiegłym roku dostałem napoczętą tabliczkę, (bo syn przegrał był zakład z jakąś panną) włoskiej gorzkiej czekolady „z medalami”.
W niczym mi nie przypominają gorzkiej wedlowskiej. Polska nie była, nie jest i nie będzie mistrzem świata w wyrobie czekolady choćby nie wiem jak się starano. A Cadbury robi to zapewne po swojemu.
Kiedyś dawno temu – w czasach kiedy informatycy dworowali sobie z IBM za ich przestarzałe i toporne systemy komputerowe – zaproszeni byliśmy na seminarium do IBM w związku z zamierzonym zakupem dużego systemu. Wystąpił naczelny dyrektor i w krótkim przemówieniu wytłumaczył, że głównym zadaniem IBM nie jest robienie nowoczesnych i sprytnych systemów komputerowych lecz dostarczanie akcjonariuszom godziwego zysku.
Cadbury też ma akcjonariuszy.
P.S.
Właściwie o co mi chodzi?
Małgosiu,
znałam Krystynę Tarnowską i Andrzeja Konarka, oboje byli wspaniałymi ludźmi, genialnymi tłumaczami. Po śmierci Krystyny chorym Andrzejem opiekowała się Maja Komorowska, co opisała w swojej książce „31 dni maja”.
ładny temat dziś Gospodarz zapodał
tylko ten ślimak jakoś w botwinę polazł
jakby co, chłodniki lubię pasjami
:::
poczta przywiozła mi dziś dwa tomiki opowiadań Zoszczenki
..i się zaczytałem, a winienem przecież małe sprawozdanko
:::
ruszyłem w czwartek do Lublina
właściwie tylko towarzysko
dzień zacząłem od kufelka Perły w pijalni Baryłka
bo czas był najwyższy przywołać smak chmielowy
i powiem Wam, że Perła to rzeczywiście dobry chmiel
nie przesadzają z alkoholem, ekstrakt w sam raz
a i gazu tyle ile potrzeba
w końcu to nie woda sodowa
:::
resztę popołudnia spędziłem w Hadesie
bo to był towarzyski cel podróży
na dzień dobry mały festiwal tatarów
bo to miejsce słynie z przeróżnie doprawianych tatarów
mój ulubiony na ten dzień to argentyński
z palonymi orzeszkami i skwarkami (wyjątkowo chrupiącymi)
potem kindziuk ze śliwką w kminku
sało (z Ukrainy) owinięte wokół gruego piórka cebuli
i lekko posmarowane siekanym czosnkiem
suszony ser biały z chrzanem z czarną porzeczką
na koniec golonka duszono-pieczona
wg receptury Grzesiuka
ze sobą zabrałem chrzan z miodem, z przeczkami
śliki kresowe z kminkiem
i pyszną pigwówkę
(produkcji hadesowej, czyli tzw studni smaków)
:::
noc w Krzeszowie
wieczór w przyjaznym towarzystwie piekarzy
na nasz przyjazd (podróżowałem z Włóczęgą)
zrobili dla nas rogaliki z śliwkowymi powidłami
a to najlepsze powidła na świecie
fajnie smakowały takie gorące pod piwo Leżajsk
:::
nie jadajcie w Połańcu w hotelu Dersław
strata czasu, pieniedzy i podniebienia
:::
Kraków, prócz kilku bursztynowych piw w Szynku
obfitował w łazęgę ogólną
no i spotkanie z Antonim Madejem
piekarzem nad piekarzami
od którego przytargałem do Olsztna całkiem spory karton
http://picasaweb.google.com/Brzuchomoowca/PamiatkaZKrakowa
Witajcie
Jak sygnalizowałem jakiś czas temu wydrukowali mi fragment książki w tutejszym piśmie(kwartalniku) robionym za pieniądze niemiecko-polskie Fragment w wersji elektronicznej jest niestety w pdf i ciężko się czyta.Ale nie ukrywam,że publikacja sprawiła mi przyjemność. Dobrze się składa, że dziś tematyka europejska na blogu a mój kawałek też tego dotyczy. Podaję adres http://prolibris.wimbp.zgora.pl/pdf/200822/PL22_calosc-1.pdf
Ps. Ku memu zdumieniu fragment powieści ilustruje dyskusję o wartościach a konkretnie o kościele polskim. Zastrzegam więc z góry, że książka nie ma wymiaru religijnego. Zresztą kto mnie mnie czytał, ten wie, że ja raczej daleko jestem od jakichkolwiek moralnych dogmatów i pouczania ludzi co dobre a co złe.
Pozdrawiam
Polska wedlowska gorzka (ta 90 i 70%) jest dla mnie mistrzem świata. Cadbury robi po swojemu, jak Ci się Andrzeju trafi byc na tym kontynencie, to zajrzyj do sklepów czy sklepików przy stacjach benzynowych. To nie jest czekolada, to są przesłodzone do granic wyroby czekoladopodobne, ale tutejsza ludność, o czym wymownie świadczy wygląd, takie czterocukry kocha. Niech za Wedlem stoi Cadbury,, dopóki ta czekolada mi smakuje, tutaj poza polskim sklepem takiego wyrobu nie uświadczysz.
I znowu wracamy do – sami chcemy, bez popytu nie ma podaży 😉
Istnieje teoria spiskowa, że do cukru i tłuszczu przyzwyczaja nas producent, niepostrzeżenie, i że potem nie możemy się bez jakiegoś Mars Bar obejść.
Ten „producent” to nie zielony ludzik z Marsa, tylko też my…
A ja zamiast ozorem po próżnicy, niech za grabie, szpadel i do ogródka!
Niniejszym informuje,ze nie cierpie chlodnikow 🙁 No moze letnia,owocowa zupke raz na rok zjem!!
Goraca dyskusja o Unii i przepisach rozgorzala na dobre! A mnie sie smutno zrobilo,po niedawnwj aferze miesnej w mojej Krainie Wiatrakow 🙁
Niby sa przepisy,zakazy i nakazy,a czlowiek i tak draniem bedzie,gdy chodzi o mamone!! W polnocnej prowincji,wykryto afere miesna.Wykryto,ze mieso chorych krow trafialo w najlepsze na sklepowe polki !! Minister wkroczyl do akcjii.Tylko,czy takie praktyki ustana?
Alicjo- Wedel tyz zlazl na psy 🙁 To juz nie te same wyroby,co kiedys!
Zreszta z kazdym rokiem w Polsce ubywa,tego,co bylo dobre.Malpujemy,swego sie wypierajac!! 😮
Hej.
Acha!
Tytuł książki”Droga do Santiago” str 24 a na koniec rysunek rozdeptanego wieloryba.
Wojtku poczytam jak wroce do domu.
A o dorszach, to nawet prosze nie zaczynac, bo mnie sie od razu noz w kieszeni otwiera. Szczegolnie jak sobie poogladam BBC i ich wieczne marudzenie na limity polowow. Jak zezarli prawie cala populacje dorsza, to teraz nie jeczec, tylko dac rybie spokoj coby sie znowu nam dzielnie rozmnozyla…
Gratulacje dla Wojtka za pierwszą publikację – chociaż w ogryzku 😉
Arkadius @11.51 – Barlauch to właśnie czosnek niedźwiedzi, o którym tu swego czasu rozmawialiśmy:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=450#comment-53933
Fajne rzeczy robią z niego Austriacy…
Alicjo, to nie ja napisałam, ze nie lubię soku warzywnego. To inna Pani na M 😀
To, co ze srebrem dalej się moczy w soli.
Wojtek – dobrze , że się znalazłeś, dobrze, że kawałek opublikowali i mamy okazję przeczytać. O tym, że Ci się odgrażałam okropnymi słowy, możesz sobie też przeczytać. Dobrze, że poprzez monitor skóra nie boli w tym miejscu, gdzie się plecy kończą.
Brzucho napisał smaczny reportaż, a czy Marek może przeszedł dietetycznie z kiełków sojowych na sałatę, Sławku?
yyyy, jesli to o mnie idzie, to gdzie ja napisalam, ze nie lubie?
Ze smakow warzywnych na zimno ?robi? tylko sok wielowarzywny, ale to tez baaardzo rzadko – takem napisala!
Nie lubie, ale chlodnikow!
Jestem juz jestem. Nie zginęłam. Pyro, znasz? To posłuchaj. Nastawi się człowiek na nie wiadomo co. Wyściubi nos z norki raz od wielkiego dzwonu. Pojedzie cały rozochocony. I klops. Targi małe, niby duże pawilony, ale tylko dwa. Roślinek do kupienia jak na lekarstwo, wybór skromny. Bardzo chciałam czerwony oczar i dławisza w dwóch odmianach, o pelargonii białej nie wspominając. Niczego nie było 🙁 Kupiłam trochę cebulek i takich tam kłączy, żeby z pustą ręką nie wracać. Miód spadziowy dla połówka, bo on gardłowy. Wino z jarzębiny. Kozi serek. I to by było na tyle. Najciekawsze ze wszystkiego były kwiatowe kompozycje. Ja takich rzeczy tkać nie umiem, florystki robią cuda. Twoje nie były niestety podpisane, że od Pyry.
Jednym słowem – spotkał mnie zawód i dobrze mi tak. Coraz starsza jestem, a ciągle cielę.
O Wirydianie pamiętam. Dziecko przyjeżdża teraz do domu. Mógłby ci podrzucić, dorabia jako kurier rowerowy więc problem żaden. Tylko nie wiem gdzie.
Sezon mi się zaczyna i mam coraz mniej czasu. Będę rzadziej, ale wszystko czytam.
O krawcu i gwiazdach pisała niedawno „Polityka” http://www.polityka.pl/archive/do/registry/secure/showArticle?id=3357595
On chyba zgłupiał ten Word, jakie za szybko? Przecież dwie doby z okładem mnie tu nie było!
Haneczko – handlowcy i ogrodnicy nie błysnęli tym razem talentem organizacyjnym. Jednego dnia urządzili
– szumne targi
-kiermasz w Owińskach
-kiermasz mody ślubnej w M=1 ( z pokazami bukieciarskimi)
Ty lepiej zadzwoń do Arboretum w Kórniku i zapytaj kiedy będą sprzedawali sadzonki dla amatorów. I taki sam telefon wykonaj do Ogrodu Botanicznego.
Moja znajoma zaopatruje się tylko w tych punktach. Oni od czasu do czasu urządzają takie kiermasze, albo wręcz zapytaj gdzie możesz to kupić w znośnej jakości i cenie.
Zapomniałam Haneczko o mecie dla Wirydiany :P-ń, os. Tysiąclecia 6 m 14 – wjazd od ul Inflanckiej, deska 2 wejście, strona prawa, na dole domofon (14) winda w przebudowie tel 870-10-73
Belgijska czekolada nie rozni sie niczym od Wedla???????????????????
Ty chyba nie masz sumienia, Alicjo!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wszystkim sie rozni!!!!!!!!!!!!!!! Wszystkim!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
JAKOSCIA CZEKOLADY SIE ROZNI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Moja E, ktora jest koneserem czekolady, to Wedla do ust nie wezmie, a nie jest zadnym snobem. Jest tylko koneserem i znawca. Je bardzoi malo, ale wylacznie dobra czekolade i Wedla do niej z pewnoscia nie zalicza. I w tej chwili za najlepsza czekolade swiata uwaza trzy: jedna taka hiszpanska – Amantler czy jakos tak. Willie Wonky – angielski hodowca i producent czekoady dostepnej wylacznie u Selfridge’a (popyt przekracza obecnie podaz) opraz takiego wytworce malego lokalnego we Francji, w Angers, z ktorym jest po imieniu, ale ono mi z glowy wlasnie wylecialo.
Wedel robi podla czekolada. Lepsza juz robia w Kijowie – bez tradycji i bez decia w trabki.
Toi byl moj post, a nie Pickwicka.
Mam sumienie. Uwielbiam wedlowską GORZKA czekoladę, o której napisałam wyżej, tę super-gorzką, najlepiej 90%, i zróbcie mi coś, ha?! No, spróbujcie!
WEDEL robi dobrą gorzką czekoladę i śliwki w czekoladzie i nikt mi nie powie, a Wy sobie jedzcie, co chcecie!
Z belgijskich lubię praliny i te oryginalne (uswiadomiono mi w Belgii, że one są dobre od jednego producenta tylko) morskie muszelki i inne koniki. Jedna – dwie na smak mi wystarczy.
Przerwa – wcześniej wymierzyłam hektary i wyszło mi, że to nie prostokat 6×4, tylko jakiś trapez. Jak się zabrałam za mierzenie i korygowanie, wyszło mi 4.40×6.80 😯
Rusyłam te granice hektarów, bo chciałam porządne brzegi zrobić. No, to sobie dołożyłam roboty. Szpadle w dłoń 🙂
Sliwki w czekoladzie to ja tez bardzo lubie, ale ja tez lubie Asti Spumante czy nawet nie wzgardzie Liebfraumilchem czy inna niebeiska zakonnica. Ale my tu mowimy o prawdziwych konesreach, ktorzy odroznia Asti Spumante od Don Perignona, a Wedla od Leonidasow.
Zgadzam się z wami. Współczesne zeuropeizowane oscypki to o..:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/OOscypki/photo#5189506000246169106
Helenko, ganz deiner Meinung, psu na bude toto. Byle nie na Bobika bude, bo nam się rozchoruje.
Koneserzy mnie nie interesują, nigdy się tym nie sugeruję, choć chetnie próbuję, bo a nuż na coś trafię. Interesuje mnie mój własny smak. Jak tego mi nie wolno, lubić Wedla bo lubię, to ja już nie wiem, co mi wolno. Policja żywieniowa?!
A oddychać mogę?
zacietrzewione takie, ze papiloty pogubia,
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Papiloty/photo#5189520829534397698
coby daleko nie szukaly ( to nie po czesku )
ostatnie wiesci od Misia, czeka na zachod slonca nad katedra Notre Dame, tlumaczylem, jak komu dobremu zeby kupil w kiosku, ale sie uparl
Alicjo, daj spokój. Wszystko możesz, co Ci smakuje. Nawet pomidory z cukrem (podobno tak jadała Babka mojego Męża). Możesz Wedla, Możesz Nestle albo jakiejkolwiek innej firmy. I o to chodzi, o wolność wyboru. Nikt mi nie będzie mówił, że tylko takie wino, albo taka marka oliwy albo rodzaj sera. Smak jest ogromnie indywidualny. Ja, np, lubię gorzką Goplany (teraz Nestle) nie lubię słodkich czekolad, ale nie lubie i „pachnących”. Myślę, że wyróznikiem smaku w moim wypadku była czekolada lotnicza, amerykańska z paczek UNrra po wojnie. Wąskie, bardzo grube tabliczki piekielnie twardej czekolady. Pierwszej, jaką mogłam po prostu zjeść. Miałam 7 lat i zachwyt we mnie kwitł.
a od Izyka, ani mru, mru,
Brzucho, fajne te bulki z czerwonymi oczetami, no i ta marmelada w rogalu, po brodzie mi pocieklo, zwyrodnialcu, z samej zemsty, tez gdzies pojade i Ci narobie slinotoku
Lubic to Ci wolno absolutnie wszystko, a to czego nie wolno, to twierdzic ze A nie rozni sie niczym od B, kiedy sie rozni zasadniczo. Wielu ludzi kocha wyroby Wedla, nie ma w tym nic zlego czy nagannego, ale sa to inne wyroby niz Leonidas czy hiszpanski Amatler.
Alicjo, jedz co chcesz! Ja też lubię gorzką Wedla.
slawku
i o to chodzi, o to chodzi :o)
jedź, jedz i pisz
ślinę mam przygotowaną
:::
Mała mnie zabije za te czerwone oczy
(jak się dowie)
Heleno – na Salonie24.pl jest dzisiaj bardzo zgrabny felietonik pani podpisanej Magda Ritterhouse. Ponoć pracowała w BBC – koleżanka?
Dzień dobry wieczór.
Nie chcę pisaść o wyższości jednej czekolady nad drugą, bo to jest temat bardzo osobisty, żeby nie powiedzieć intymny, tak jest! 😉
Czy ktoś z Was pamięta „Batony Krymskie” (Wawel albo Wedel)?
Były dwa rodzaje (słynnych i pysznych „Bloków” na wagę było więcej):
– z orzeszkami arachidowymi – czerwono/buraczkowy napis
– ze „śrutem” herbatnikowym” – zielony napis
Można te „Batony Krymskie” jeszcze gdzieś kupić ( w Sopocie od lat ich już nie widziałem)? 😯
Pozdrowienia
O rany! Czekolada z UNRRy! A także dżem pomarańczowy w jednoporcjowych, płaskich puszeczkach i cynamonowa guma do żucia! 🙂
A Gorzką od Wedla też lubię! A co? Niepolitycznie? 😉
Powrot do chlodnika:
Ja wole taki bardziej „barszczowy”niz kefirowy. Barszcz czerwony, troche smietany, swiezy ogorek w plasterkach, duzo koperku i jajka na twardo, ochlodzony i jedzony latem.
A propos chłodnika, dziś zrobiłam zupę botwinkową. Została mi jeszcze botwinka i jutro będzie chłodnik!
Szkoda Małgosiu, ze tak daleko mieszkasz. Odpadłoby ci zmywanie.
Arkadiszu,
Zapraszam do Warszawy, możesz wylizać talerze albo nie, mam zmywarkę 😉
Arkadiuszu, oczywiście , przepraszam.
Hurraaa! Już myślałam, że Helena wyrwie mi tę czekloadę z ręki i da mi nią po głowie, ale ponoć mi wolno 😉
Dla takiego wedla to ani zysk, ani strata, bo ja rocznie może (w sumie) jedno opakowanie śliwek i ze dwie tabliczki gorzkiej.
Okopywałam się w ogródku, złachanam jak dziki wół, na dzisiaj poprzestanę, większość zrobiona. W kuchni suchy prowiant. Plecy bolą. Pogoda cesarska, ale jeszcze swetrowa, zimna bryza od jeziora. Jutro cieplej, mówią 🙂
Narobiliscie mi apetytu ta Wasza czekoladowa dyskusja. A tymczasem wszystkie sklepy juz zamkniete a do jutra daleko 🙁
Kocie Pickwicku, dopiero teraz jestem w stanie odpowiedzieć na Twoje pytanie poranne – tak, jak najbardziej jestem za tresurą dla ludzi. Swoich nauczyłem już kilku sztuczek, ale to są drobiazgi, takie tam, że wstają z fotela jak drapię w drzwi, albo wkładają buty jak potrząsnę smyczą. Ale moi znamienici Poprzednicy już wcześniej nauczyli ich rzeczy naprawdę ważnych. Na przykład, żeby w psie widzieć Psa, to znaczy nie próbować ukształtować go na obraz i podobieństwo swoje, bo to i tak nie wyjdzie. Albo żeby rozumieć, że pies kocha i uczyć się, i pracować, jak tylko pozwoli mu się mieć przy tym szpas, a nie karze za brak spodziewanych osiągnięć. Albo że z psem też trzeba pogadać, nie tylko z psiapsiółą przez telefon. Albo że każdy pies jest inny i trzeba się tym cieszyć, a nie labidzić, że nie jest taki, jak Joe Cocker Spaniel od Pani Kasi. Itede, itepe.
Gdyby wszystkich ludzi odpowiednio wytresować, to i psom lepiej by się żyło, i zapewne przy okazji i wielu dzieciom. Ale Puszkin i Lucek niestety już nie żyją, a co do mnie nie ma jeszcze pewności, czy wyrosnę na dobrego tresera. Zawsze te kłopoty kadrowe! 😀
Ela – jako, że ze wszystkich słodyczy lubię tylko gorzką czekoladę i marcepan, ale jadam je bardzo, bardzo rzadko i w małych ilościach, staram się mieć w domu te cieniutkie, płatki czekolady gorzkiej „do kawy”. Jak mnie chcica dopadnie, to zjadam taką czekoladkę. Z reguły mam też w lodówce gorzką czekoladę, która mi służy jako kuwertura do ciast. Jako osoba leniwa, wolę polać czekoladą, niż gotować syrop „do piórka”
Pyro!
Ja naszej drogiej Alicji współczuję, że mają tak przeregulowaną produkcję żywności (inna rzecz, tak pilnują, a mają 25 % ludzi potwornie grubych – mówię o USA, a nie o Kanadzie), ale dlaczego tym faktem obciąża Unię. Toż Kanada należy do NATO razem z Polską, a nie do Unii.
Nirrod!
W związku z tym, że jesteśmy w sojuszu przesyłam Ci prezent, może Ci się przyda. Odkrył ten link Jacobsky i pochwalił się w swoim blogu. Nie będziesz już miała kłopotów z ń, ć, ó, ł, ą, ę, ź, ć i co tam jeszcze.
http://polszczyzna.info/polonizator
Panie Piotrze!
Ja Pana czytam stale, ale Pana blog stał się stolikiem kawiarnianym, a ja trochę jestem zapracowany. A ponieważ sam jestem w domu, to i moje jedzenie nie jest za bardzo wykwintne.
A z szacunku dla Pana nie będę drążył tematu, bo przeczytałem Pana notkę trzy razy i nie znalazłem w niej ironii.
Ale teraz to już nie ma znaczenia, zdeklarował się Pan jako zwolennik Unii i Schluss. A jeżeli chodzi o unijne przepisy… To jest właśnie ta praca od podstaw. Są złe, to się je zmienia. Cała Unia się bez przerwy zmienia, poprawiane są przepisy, wszystko się normalizuje. To jest wprost nieprawdopodobny eksperyment na 27 państw. I jaką ma ta Unia siłę przyciągania.
Ja w każdym razie jestem z niej bardzo dumny.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Pyro, tak, Magda R pracowala w mojej redakcji, choc krotko. Odeszlysmy w tym samym czasie. Bylam jeszcze u niej jak urodzila coreczke, Helenke. Mieszka teraz chyba w Princeton. Polece zaraz zobaczyc co napisala, ale najpoierw
DO ALICJI
Kochanie, przepraszam, ze Cie bez sensu napadlam, a wszystko przez to ze mam srednio dobre wiadomosciu, a w dodatku stan E. bardzo sie ostatnio pogprszyl, jest w bolach i spazmach, i juz nie wiem jak i czym jej pomoc. Wiec moje przestraszenie wylewea sie nie tam gdzie trzeba. Sorry, Darling. Postaram sie troche lepiej panowac nad soba.
Och, Pyro! Niestety, nie moge miec w domu zapasu czekolady, oj, nie. Zbyt duzo u nas lakomczuchow!
Stolik kawiarniany to fajny mebel. Zwłaszcza gdy zasiadają przy nim dobrzy, madrzy i dowcipni ludzie. Zapraszam!
Jak o regulacjach w UE to mi zaraz przychodzi taki dowcip, z którego się śmieję od dobrych paru lat( przeczytany w jakiejś gazecie)
UE wytropiła na pustkowiu porzucony złom. Postanowiła otoczyć go opieką.Zatrudniła stróża do pilnowania. Aby stróż dobrze wykonywał swą robotę dostał kierownika. Kierownik potrzebował zastępcy i sekretarki.Ale kto przypilnuje kierownictwo? Dyrektor ze swoją świtą ( zastępcy ,asystenci itd)To już spora firma więc trzeba stworzyć pion księgowo- finansowy.UE podrapała się w głowę: trzeba dokonać cięć bo budżet tego nie wytrzyma i zwolniła-stróża
Jeśli chodzi o czekoladę to nie jestem smakoszką, ale też wydaje mi się ,ze wedlowska już nie ta 🙁 A może jacyś wybredni się zrobiliśmy? 😉
Grazyny coś nie ma i nie ma _
TORLIN !
Nie czepiam się Unii, bo mieszkam tutaj, nie tam i nie o Unii piszę (zauważ), tylko o tym, że to światowy trynd, regulowanie tego, śmego i owego. O tym, co w Unii, od czasu do czasu z doniesień prasowych i z tego, co tutaj piszecie (nawiasem mówiąc, jestem obywatelką Unii 😉 ).
Ale z tym wtracaniem się rządów wszelkich państw do gara w imię bezpieczeństwa obywatela, to chyba mam trochę racji, tego nie wolno, tamto be, a jak kupie mleko prosto od ZDROWEJ krowy i nastawię na śmietanę plus kwaśne, to mnie zaraz szlag trafi. Nie takie się rzeczy przeżyło 😉
Heleno,
daj spokój, przecież wymieniamy opinie.
Szybkiego polepszenia zdrowia E.
Ja chyba rzeczywiście nie umiem czytać komentarzy, a może już jest dla mnie za późno, w końcu jestem skowronkiem. Najpierw nie umiałem znaleźć ironii u Pana Piotra, teraz źle odczytałem tekst: „Z tą Unią i dobrze, i przekleństwo. To draństwo ma tendencje ogólnoświatowe..”. Sorry.
To ja Cie, Malgosiu, przebije historia prawdziwa, bodaj zeszloroczna.
Mieszkalo sobie na malutkiej brytyjskiej wysepce Isle of White malzenstwo, starsi panstwo, ktorzy od cwierc wieku prowadzili na swym terenie cmentarzyk dla zwierzat. Kazdy kto stracil psa, kota, chomika czy kanarka mogl sobie go na tym cmentarzyku pochowac i nawet postawic pomniczek. Takich pogrzebow ci panstwo mieli trzy-cztery na rok, bo wiekszosc i tak wolala zakopac zwierze w swoim wlasnym ogrodku.
Az tu o cmentarzyku dowiedziuala sie Unia. Zaczela szukac w swoich wykazach biznesow, przedsiebiorstw i zakladow pracy i nijak zanlezc nie mogla kategorii „cmentarz dla zwierzat”.. Wiec poszla po rozum do glowy i zakwalifikowala teren cmentarzykla jako „wysypisko odpadow” – bop taka kategoria owszem, istniala w rejestrze.
A wysypiska odpadow musza uiszczac podatek ekologiczny za zanieczyszczanie srodowiska, ktory w przypadku tych panstwa z Isle of White zostal wyliczony na 6 tysiecy funtow szterlingow rocznie. Panstwo probowali protestowac, nawet do Krolowej pisali listy, ale nic sie nie dalo zrobic. Najwyzej sie posmiac z eurobiurokratow.
No i teraz Isle of White nie ma juz cmetarzyka dla psow, kotow, chomikow i kanarkow. Nie ma tez wysypiska odpadow. Zostalo zlikwidowane.
Teresko, o tym samym dziś myślałam….
Alicjo, masz rację.A nasz bigos? Że niby nie wolno parokrotnie odgrzewać? Co UE wie o bigosie? Od pokoleń wszyscy Polacy jedzą bigos i sobie chwalą.Bez odpowiedniej obróbki nie bigos tylko zwykła kapusta
Słuchajcie, nie jest znowu tak źle. Długość psiego ogona nie została uregulowana żadną dyrektywą unijną, sposób, czas tudzież intensywność machania też jeszcze nie, więc jak się ma ogon, to można sobie w Unii poszaleć. 🙂
Heleno, takie historie to nikt nie wymyśli, może je tylko życie przynieść.WYSYPISKO ODPADÓW? Ciekawe czym zajmowali się obrońcy praw zwierząt? Przecież to zniesławienie dla naszych milusińskich!Ludzkie cmentarze to wg nich też odpady?Jeśli ktoś z tych urzędasów miał zwierzę, któremu się zdechło to wyrzucał ciało psa czy kota do kontenera z odpadkami? SZOK
UE chce wszystko wyregulować i opodatkować. W Egipcie za Ptolemeuszów tuż przed upadkiem dynastii nawet za powietrze wdychane był podatek ale o tym cicho sza bo i nam wyliczą ….
Ja bym tak Bobiku nie podrzucała im nowych pomysłów 😀
Małgosiu, chyba nikt z blogu nie sypnie…? 😀
Chciałem napisać coś na poważnie, na temat pochówku zwierząt, ale okazało się, że to dla mnie temat bolesny i dziś go nie udźwignę. W każdym razie nawet w niektórych krajach Unii, jak ktoś nie ma ogródka albo dużo pieniędzy, jest zmuszony potraktować swojego martwego ulubieńca w sposób, który urąga mojemu rozumieniu ludzko-zwierzęcej przyjaźni. 🙁
Bobiku, rozumiem cię :bash:
Bobik,
długość psiego ogona? Naszła mnie inna myśl, ale nie powiem 😯
A co do kawiarnianego stolika, to wszystkiemu my jesteśmy winni (no, poza Torlinem 😉 ). Taką nam się atmosferę udało tutaj stworzyć, chyba samo z siebie tak wyszło – i jeśli chodzi o mnie, ja za 🙂
Miał być emotikon na końcu, ale wordpress jeszcze go chyba nie zna 🙁
To już nie jeden stolik a cała kawiarnia ( ku naszej radości)
Mysle, ze Lucek poznal pod koniec zycia duzo psiego sczescia i radosci i odchodzil w zaswiaty SPELNIONYM psem, skapanym w milosci.
osobiście nie lubię, gdy mi się wszystko reguluje
przyjmuję, że w społeczeństwie tak trzeba
aby prawa i obowiązki były czytelne
ale czytelne w zachowaniach
a nie w przepisach
lubię reguły, do których idzie odwołać się rozumem
a nie pamięcią, że coś gdzieś jest zapisane
:::
a i Unia dla slowfoodowca, jakim się mienię
to też raczej nie wróg, lecz wyzwanie
więc przeciwnik ale niekonicznie znienawidzony
po prostu wolę, gdy baca myje ręce sam z siebie
a nie z powodu dyrektywy
:::
a tam gdzie są regulanci, są też i duże interesy
więc nawet wódka z bananów może być wódką
a GMO koniecznie chce ulepszać rolnictwa
które i tak borykają się z nadmiarem produkcji
a dodając swoje nowe gatunki
uszczuplają bioróżnorodność
:::
jest jeszcze coś więcej niż produkcja i handel
jest też coś nieuchwytnego
co się w głowach ani rozporządzeniach nie mieści
jest ochota na zielony agrest, na niedojrzałe jabłka
na kiszone rydze, na narwiańskie ogórki
wrzucane z całymi beczkami do stawów
(a kto wie, co w tych stawach pływa lub miałoby niby pływać?)
howgh!
we Francji istnieje ok 20 cmentarzy dla zwierzat, najbardziej znany, ponad stuletni, pareset metrow ode mnie nad brzegiem Sekwany w Asnieres sur Seine (92), finansowo rzeczywiscie nie dla wszystkich, ale jest i zadna UE nie wkleila go na liste smietnikow,
moja Gwen czeka w urnie na okazje ostatniej kapieli w Atlantyku, pozno juz, spadam
vani ! vidi ! vici !
Bylem na autentycznym czparagowisku. Wyciagnalem jednego, scialem drugiego. Wysluchalem wykladu, dokonalem degustacji.
Wrócilem w domowe pielesze i padlem jak kawka, nakarmiwszy tylko Muli.
Ciekaw jestem jakiej zagadki dzisiaj nie rozwiaze a tymczasem zycze wszystki spokojnej szparagowej nocy
Pan Lulek
Heleno, to była cała pociecha mojej rodziny, że jak już Luckowi nie było dane długie życie, to przynajmniej w tym krótkim mogli go trochę porozpieszczać.
Widzę z wcześniejszego komentarza, że masz dzisiaj smutny dzień. Polizuję w nosek!
Drapanko pod bródką dla Futrzanych i dobranoc, bom zmęczony srodze.
Ja bardzo lubie wpadac do tej kawiarni z uwagi glownie na towarzystwo oraz tematy… Torlin krytykuje, ale czyta (???).
Dzieki wszystkim za tolerowanie moich wpisow w alfabecie uproszczonym, bo bez ogonkow…
Dobranoc i spokojnej nocy, a jutro lepszego dnia…
a
ps. Musze przyznac sie, ze naleze do grupy wciaz nie powalonej na kolana przez wszelkiego rodzaju chlodniki i gazpacho.
Unia to piękny wynalazek,ale biurokracja w stylu totalitarnym to nic nowego i trzeba nią walczyć,oby to nie była walka z wiatrakami.Wolny rynek nie znosi chomąta a wymaga zdrowego rosadku.
No i proszę – okazało się, ze wszyscy kochamy Unię, bo Unia TO MY. Ale miłość nie może być ślepa. A i pożartować z siebie samych warto. Czasem nawet na siebie pokrzykujemy ale zawsze z nutką sympatii. I tak powinno toczyć się nasze Blogowisko.
Tymczasem nadszedł nowy dzień. Dzień pierwszego szparaga. Pierwszym Szparagowym Wielce Dumnym został Pan Lulek! Ciekawe co z tego wyniknie!?