Czerwone i białe; wytrawne i słodkie czyli hiszpańskie wina

Po serach popijanych winem pora na samo wino. Hiszpania zaś jest jednym z największych producentów win na świecie. Miałem w swoim winnym życiu hiszpańskie rozdziały. Zawsze wówczas byłem wierny regionowi Penedes (Katalonia) i winnicom Miguela Torresa.

W ostatnim czasie moja miłość do wszystkiego co włoskie dotyczy także i win. Zaniedbałem więc i Penedes, i dotychczasowego tamtejszego faworyta wśród winiarzy. Po wizycie na Alimentaria trzeba będzie sobie przypomnieć, że istnieją winnice także poza Toskanią, Piemontem, Basilicatą, Puglią i Sycylią. Oczywiście, że nie wyruguję włoskich win z pamięci smakowej lecz wpuszczę trochę i Hiszpanów do swojej piwniczki, a co za tym idzie i na stół. Bo są naprawdę tego warci.

szczepy.jpg

Najpierw na obrazku zaprezentuję Wam kilka podstawowych i najczęściej uprawianych w Hiszpanii szczepów. Dodam tylko, że sam jestem zwolennikiem tempranillo oraz nie pokazanych tu na obrazku garnacha i malbec.

Nie będę też się wymądrzał zbytnio i wypisywał oklepanych formułek o bukiecie, długości wina, jego zrównoważeniu i tym podobnych określeń, których pełno w tekstach winnych grafomanów. Nie jestem fachowym krytykiem win, ani enologiem. Kieruję się własnym gustem. I czasem smakuje mi bardzo coś o czym inni piszą, że powinno być akurat na odwrót. Dlatego też i Wy możecie mieć zupełnie inne zdanie na temat jakie wino do jakiego dania pasuje bądź nie. Każde z nas bowiem ma swój odrębny i niepowtarzalny smak.

piwniczka.jpg

Podczas degustacji spróbowałem 13 różnych win. Zapamiętałem smak i zapach 5 może 6 z nich. Reszta uleciała w powietrze bez śladu. Choć były to wina wyselekcjonowane przez hiszpańskich znawców.

Spośród kilku win musujących czyli po hiszpańsku cava do gustu przypadło mi białe, bardzo silnie wytrawne o nazwie Kripta z winnicy Augusti Torrello I Mata. Była to mieszanka trzech szczepów: macabeu, xarel-lo i parellada. Siedmioletnie wino do serów i ryb było wyśmienite.

Także do serów i owoców morza smakowało białe Lusco z Lusco do Mino z jednego tylko szczepu albarino. Trzyletnie, lekko złocistego koloru, o bardzo owocowym smaku i zapachu współgrało zwłaszcza z kawałkami krewetek.

I ostatnie spośród win białych, które przypadło mi do gustu było Milmanda z winnicy Miguela Torresa. Z bardzo popularnego szczepu chardonnay, czteroletnie, po okresie leżakowania w beczce miało lekki smak migdałowy i pachniało jak kwiat moreli.

Santa Cruz de Navarra z Bodegas Y Vinedos Santa Cruz De Artazu już samym zapachem przemówiło do mojej wyobraźni. A pachniało czereśniami. W smaku wyczuwalna była lekka goryczka (a bardzo to lubię). Kolor mocno rubinowy. Czteroletnie wino komponowało się wspaniale z jamon serrano.

Równie pyszne w zestawieniu z plasterkami suchej, paprycznej kiełbasy było Pagos Viejos z regionu Roja z winnicy Bodega Y Vinedos Artami. Ośmioletnie wino po długim leżakowaniu w beczce łączyło silny owocowy aromat ze smakiem charakterystycznym dla dębu. To było właśnie tempranillo.

Duże wrażenie zrobiło na mnie też Cepas Viejas z Dominio De Tares. Szczep zupełnie mi obcy – mencia, kolor intensywnie czerwony (właściwie prawie granatowy) a zapach wilgotnej ziemi lub nawet torfu. To – jak zapewniali Hiszpanie – zasługa beczki.

I na koniec Quinta Sardonia z regionu La Tierra De Castilla Y Leon. To wino tzw. kupażowane czyli mieszanka szczepów. W tym przypadku wielu szczepów: tinta fina, cabernet sauvignon, merlot, syrah, cabernet franc i malbec. A rezultat przechodzący wszelkie oczekiwania. Myślę też, że cena też niemała, bo – jak nas poinformowano – wyprodukowano w 2005 roku (a ten rocznik właśnie próbowaliśmy) zaledwie 5 tysięcy butelek Quinta Sardonia.

Oprócz win próbowanych po kropelce podczas degustacji miałem okazję pić do południowych posiłków oraz wielogodzinnych kolacji i inne wina. W dodatku w normalnym trybie (i objętości). Gdybym miał się ograniczyć tylko do tych winiarskich spektakli to bym chyba oszalał z rozpaczy. Na języku i w nosie rozkosz, pieszczota dla oka a pić nie wolno.

Tylko pluć i płukać usta wodą krystaliczną i bez bąbelków.

Ale na szczęście były te wieczorne uczty. O tym następnym razem.

Teraz trzeba tylko pomodlić się do Dionizosa, by natchnął polskich importerów ochotą do dobrych zakupów. Myślę, że może im w tym pomóc Biuro Radcy Handlowego Ambasady Hiszpanii w Warszawie, a konkretnie nieoceniona specjalistka w dziedzinie wielkich maszyn a teraz także wszelkich hiszpańskich smakołyków pani Krystyna Franaszczuk. No to do dzieła!