Czerwone i białe; wytrawne i słodkie czyli hiszpańskie wina
Po serach popijanych winem pora na samo wino. Hiszpania zaś jest jednym z największych producentów win na świecie. Miałem w swoim winnym życiu hiszpańskie rozdziały. Zawsze wówczas byłem wierny regionowi Penedes (Katalonia) i winnicom Miguela Torresa.
W ostatnim czasie moja miłość do wszystkiego co włoskie dotyczy także i win. Zaniedbałem więc i Penedes, i dotychczasowego tamtejszego faworyta wśród winiarzy. Po wizycie na Alimentaria trzeba będzie sobie przypomnieć, że istnieją winnice także poza Toskanią, Piemontem, Basilicatą, Puglią i Sycylią. Oczywiście, że nie wyruguję włoskich win z pamięci smakowej lecz wpuszczę trochę i Hiszpanów do swojej piwniczki, a co za tym idzie i na stół. Bo są naprawdę tego warci.
Najpierw na obrazku zaprezentuję Wam kilka podstawowych i najczęściej uprawianych w Hiszpanii szczepów. Dodam tylko, że sam jestem zwolennikiem tempranillo oraz nie pokazanych tu na obrazku garnacha i malbec.
Nie będę też się wymądrzał zbytnio i wypisywał oklepanych formułek o bukiecie, długości wina, jego zrównoważeniu i tym podobnych określeń, których pełno w tekstach winnych grafomanów. Nie jestem fachowym krytykiem win, ani enologiem. Kieruję się własnym gustem. I czasem smakuje mi bardzo coś o czym inni piszą, że powinno być akurat na odwrót. Dlatego też i Wy możecie mieć zupełnie inne zdanie na temat jakie wino do jakiego dania pasuje bądź nie. Każde z nas bowiem ma swój odrębny i niepowtarzalny smak.
Podczas degustacji spróbowałem 13 różnych win. Zapamiętałem smak i zapach 5 może 6 z nich. Reszta uleciała w powietrze bez śladu. Choć były to wina wyselekcjonowane przez hiszpańskich znawców.
Spośród kilku win musujących czyli po hiszpańsku cava do gustu przypadło mi białe, bardzo silnie wytrawne o nazwie Kripta z winnicy Augusti Torrello I Mata. Była to mieszanka trzech szczepów: macabeu, xarel-lo i parellada. Siedmioletnie wino do serów i ryb było wyśmienite.
Także do serów i owoców morza smakowało białe Lusco z Lusco do Mino z jednego tylko szczepu albarino. Trzyletnie, lekko złocistego koloru, o bardzo owocowym smaku i zapachu współgrało zwłaszcza z kawałkami krewetek.
I ostatnie spośród win białych, które przypadło mi do gustu było Milmanda z winnicy Miguela Torresa. Z bardzo popularnego szczepu chardonnay, czteroletnie, po okresie leżakowania w beczce miało lekki smak migdałowy i pachniało jak kwiat moreli.
Santa Cruz de Navarra z Bodegas Y Vinedos Santa Cruz De Artazu już samym zapachem przemówiło do mojej wyobraźni. A pachniało czereśniami. W smaku wyczuwalna była lekka goryczka (a bardzo to lubię). Kolor mocno rubinowy. Czteroletnie wino komponowało się wspaniale z jamon serrano.
Równie pyszne w zestawieniu z plasterkami suchej, paprycznej kiełbasy było Pagos Viejos z regionu Roja z winnicy Bodega Y Vinedos Artami. Ośmioletnie wino po długim leżakowaniu w beczce łączyło silny owocowy aromat ze smakiem charakterystycznym dla dębu. To było właśnie tempranillo.
Duże wrażenie zrobiło na mnie też Cepas Viejas z Dominio De Tares. Szczep zupełnie mi obcy – mencia, kolor intensywnie czerwony (właściwie prawie granatowy) a zapach wilgotnej ziemi lub nawet torfu. To – jak zapewniali Hiszpanie – zasługa beczki.
I na koniec Quinta Sardonia z regionu La Tierra De Castilla Y Leon. To wino tzw. kupażowane czyli mieszanka szczepów. W tym przypadku wielu szczepów: tinta fina, cabernet sauvignon, merlot, syrah, cabernet franc i malbec. A rezultat przechodzący wszelkie oczekiwania. Myślę też, że cena też niemała, bo – jak nas poinformowano – wyprodukowano w 2005 roku (a ten rocznik właśnie próbowaliśmy) zaledwie 5 tysięcy butelek Quinta Sardonia.
Oprócz win próbowanych po kropelce podczas degustacji miałem okazję pić do południowych posiłków oraz wielogodzinnych kolacji i inne wina. W dodatku w normalnym trybie (i objętości). Gdybym miał się ograniczyć tylko do tych winiarskich spektakli to bym chyba oszalał z rozpaczy. Na języku i w nosie rozkosz, pieszczota dla oka a pić nie wolno.
Tylko pluć i płukać usta wodą krystaliczną i bez bąbelków.
Ale na szczęście były te wieczorne uczty. O tym następnym razem.
Teraz trzeba tylko pomodlić się do Dionizosa, by natchnął polskich importerów ochotą do dobrych zakupów. Myślę, że może im w tym pomóc Biuro Radcy Handlowego Ambasady Hiszpanii w Warszawie, a konkretnie nieoceniona specjalistka w dziedzinie wielkich maszyn a teraz także wszelkich hiszpańskich smakołyków pani Krystyna Franaszczuk. No to do dzieła!
Komentarze
http://kulikowski.aminus3.com/
W odróżnieniu od morskich robali, sery i wina lubimy wszyscy i w sklepach naszych wina hiszpańskie nie są dzisiaj rzadkością. Dobrze więc, że Piotr przybliża nam ten zakątek smaku. Bo przez lata wina hiszpańskie kojarzyły się nam z dwiema nie najlżejszymi winami – maderą i xeresem. O – jeszcze malaga wchodziła w grę i w potrawy (kura w maladze).
Piotrze, czy przeczytałeś mój apel pod wpisem z przedwczoraj? Bardzo mi zależy.
Dzisiaj dla mnie dzień ogólnoporządkowy, dzień przygotowywanie wstępnego tego wszystkiego, co będzie robione jutro i w sobotę. Gazety przeczytałam, kawę poranną dopijam, potem się ubiorę i pomaszeruję na pocztę, a jeszcze później wrócę na blog. Na obiad kotlety z panierowanych pieczarek dzisiaj.
No prosz… Misiowi to się takie birbanckie opilstwo hulaszcze od razu z umartwianiem i święto lipką skojarzyło 😉 Mnie też, a znam się ja na winach bardzo, że oj!
Może trochę za skromy jestem, bo mam przecież swoje tajemne sposoby. Wina hiszpańskie łatwo odróźniam od włoskich i francuskich, jesli butelka nieopodal, a napis wyraźny i etykiet w moją stronę. Białe od czerwonego odróźniam po kolorze i ten sposób jeszcze mnie nie zawiódł, to dwa. a trzy, że musujące musuje i jesli bąbelków nie widać, to trzeba do kielicha ucho włożyć lub sprawdzić po chwili nosem, czy bąble z niego nie idą. Z nosa bąble, nie z kielicha.
A właśnie. Unikajmy, Panie gospodarzu, nieporozumień. Jesli pisze Pan:
Tylko pluć i płukać usta wodą krystaliczną i be z bąbelków”, to ja rozumiem, że to „beeee”to figlarna onomatopeja z pana strony, prawda 🙂
Pyro, Twój apel miał dwa punkty. W punkcie pierwszym zastosuję się do Twoich życzeń. Na punkt drugi nie mam wpływu. Ale zajrzałem dziś i nic takiego nie ma. Jest karmiąca piersią matka. Nawiasem mówiąc prawo ogranicza możliwość ingerencji w reklamy. Można odmówić publikacji tylko gdy reklama nawołuje do łamania prawa. W innym przypadku reklamodawca może pójść do sądu i wygra.
Bry!
Ani śnieg, ani deszcz na razie. Co do win, pijam tanie, ale nie są to wina marki wino, skoro pochodzą z d’Abruzzi (najczęściej) albo okolice jakieś Santiago de Chile (od dawna bojkotuję Francję z jej przereklamowanymi winami).
W dzisiejszym wpisie TORRES mnie zelektryzowało – kiedyś na imprezie u Zośki było wino z tej winnicy, smak do dzisiaj mam na języku, chociaż impreza była z 10 lat temu. Nie zapisałam nazwy, głupia, a potem kupowałam wina Torresa i nigdy już na to nie natrafiłam. Ostatnio tak zelektryzowało mnie Palandri australijskie z jaszczurką na etykietce. Polecam Wam. Oczywiscie już wyparowało ze sklepu za rogiem, trzeba się udać na poszukiwania do innych, a dzisiaj nie mam czasu.
Obiecałam Wam wczoraj mój rachunek ze sklepu, nic z tego, Pan J. drapnął do kieszeni, a potem wyrzucił do kosza, i to nie domowego, tylko przysklepowego. Nie zwróciłam na to uwagi, bo nabyłam (wiadomą drogą) świeży nowozelandzki udziec jagnięcy i zajęłam się robieniem marynaty i tak dalej.
Misiu,
gdzie to jest? W Kanadzie kościoły są bardzo oszczędne, nawet te katolickie. Moją synową zatkało w kościele Mariackim w Krakowie. Czegoś podobnego nie widziała w całym swoim życiu. A, i musielismy zapłacic wstęp do kościoła, a potem ścigał mnie jakiś pan, że jak chcę zdjęcia robić wewnątrz kościoła, to muszę wykupić bilecik i przykleić sobie to-to na pierwsi, zeby inny ścigający mnie nie przyuważył i nie zażądał kolejnej zapłaty.
Wina do serow, wina do deserow, wina do przekasek, obiadow itp itd. Hiszpanskie sa calkiem-calkiem wg mojego gustu. Ale jak slusznie Pan Piotr zauwazyl co smakuje jednemu, drugi moze potepic.
Osobiscie odechcialo nam sie kupowac kota w worku. Kupujemy co znamy, jesli w sklepie alkoholowym jest degustacja – poznajemy nowe. Najbardziej jednak odpowiada nam forma degustacji win organizowana przez wytworcow, np wieczorkiem w jakiejs milej restauracyjce. Kiedys taki jeden przyjechal do nas do domu, ale to nie bylo to samo.
Niebawem zas mamy zamiar wyskoczyc poza Melbourne do winery, jak np ta
http://www.ainsworth-estate.com.au/
(pojecia nie mam jaki jest polski odpowiednik – czy w ogole jest – bo to nie tylko winnica, ale i produkcja polaczona z degustacja itp). Taki „wyskok” pomoze znalezc nowe gatunki, smaki i zaopatrzy domowe zapasy.
Rowniez wizyty u znajomych owocuja w odkrycia zupelnie nowych smkow. Toz samo z restauracjami. Tyle tylko, ze te ostatnie czesto-gesto serwuja wina z wylacznoscia na rynek restauracyiny – czyli niedostepne w sklepie. A szkoda. Czasami.
Teraz w radosnych podskokach udam sie podlac kwiatkow (prosze mnie nie poprawiac – kwiatkow wlasnie), a potem wprawie w ruch nowo nabyta maszynke do klusek i przygotuje spagetti na sposob wloski.
Do zobaczyska – napiszyska zatem (od napisania nie picia gdyby kto mial jakies watpliwosci)
E.
W moim sklepie jest Tempranillo Catalunya DO Coronas Torres 2005, za niecale 30zl. Podobno pasuje do wszystkiego. W piwnicy mam jeszcze kilka butelek z regionu Rioja, robi sie pustawo,pora wyruszyc na ekspedycje…
Alicjo,
Torres ma wprawdzie swą główną siedzibę w Katalonii ale jego macki sięgają również Chile. Tu za kołem polarnym jest przynajmniej kilka chilijskich wersji do kupienia.
Na ten przykład
Nie wykluczam, że sam kiedyś nawet takiej próbowałem.
Birąc pod uwagę twoje położenie geograficzne i doświadczenie (z chilijskimi winami) może warto poszukać „chilijskiego Torresa” ?
http://www.palandri.com.au/Wines/Wine-Category/Wine-Details.aspx <– to było to! Teraz nawet korek wywietrzał 🙁
Otóż właśnie, Echidno. Zadnych kotów, a sprawdzone, polecone.Wy tam w Aussielandzie macie dobre wina!
… że to było Coronas Torres, to ja sobie głowę dam uciąć (pamietam etykietkę), tylko to było dawno i już tego nie ma. Ale nic to, wina z tej winnicy są godne polecenia, czy to z Chile, czy z Espanii.
Andrzeju Szyszu, co to za straszne ceny przy tych winach na sznureczku, który podałeś?!
Najbardziej lubie czerwone burgenlandzkie – zweigelty, portugiesery, blauer portugiesery. Ciezkie w smaku, mocno czerwone. Znajomych w Polsce tez zarazilam i zawsze kiedy jade, mam zamowienie na kilka Servusow. A kiedy zaczyna mi ich brakowac na stojaczku, robie sie niespokojna.
Servus
Alicjo,
Te ceny to są w SEK czyli w koronach szwedzkich. Jeden dolar kanadyjski jest wart ok. 6 SEK.
Butelka białego Torres San Medin kosztuje więc 10 kanadyjskich dolców.
Też uważam, że straszne.
Alicjo,
Było o szwedzkich koronach, niech będą więc i
Korony Torresa
Smacznego!
… a to zupełnie porównywalne z naszymi cenami, Andrzeju. Ze też za darmo nie dają, na piękne oczy chociażby 🙁
Alicjo, sądzę, że chodzi Ci o Gran Coronas lub Tres Coronas Miguela Torresa. To wspaniałe wina. Choć mnie się wydawało, że najlepsze (ale i droższe od tamtych) jest cabernet sauvignon o nazwie Mas La Plana = produkcji tego samego winiarza. Jeśli trafisz to kup koniecznie. Na święta można sobie pozwolić.
Panie Piotrze,
Z pięciu przez pana zapamiętanych znalazłem w „moim monopolowym” trzy:
Kripta Cava, Pagos Viejos i Milmanda Torresa. Jedynie to ostatnie w zasięgu mojego budżetu, pozostałe dwa raczej niekoniecznie.
Tak jak Alicja uważam, że wino powinno być uznane za jedno z podstawowych praw człowieka i dawane na oczy – niekoniecznie nawet piękne.
Każde wino z winiarni Torres jest godne polecenia, na pewno tego droższego nie próbowałam, ale zapiszę to Mas La Plana.
Skoro przy winach, ja ciagle obstaję przy czerwonych, natomiast białe wina kojarzą mi się z orzezwiającym łykiem w środku gorącego lata i nigdy nie zapamiętuję smaku. Lubię ciężkie, esencjonalne wina, a białe są raczej po lekkiej stronie.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Obiad_i_udo/
Panie Andrzeju,
w Polsce jeszcze ich nie ma. Gdy dojadą to boję się, że ceny bedą podobne do szwedzkich. Cieszę się więc, że chociaż poznałem ich smak. Prawdę mówiąc czasem ogarnia mnie winne szaleństwo, wówczas przekraczam granice swego budżetu i taką pożądana flaszę kupuję. A potem szukam możliwości zarobienia na nią. Na szczęście w moim fachu jest to możliwe. Jeszcze!
Izyk !
Prosze nie poprawiac Pana Gospodarza i przyjac raz na zawsze zasade, ze po pierwsze On ma zawsze racje a po drugie jesli masz watpliwosci, to patrz pod punktem pierwszym.
Lubie degustacje win w których mialem zaszczyt brac udzial, a skromnie powiem miewalem i miewam. Nie na tak zwany krzywy ryj, tylko za karta wstepu po uiszczeniu albo jako zaproszony gosc bez prawa glosu. Moge oczywiscie glosowac wlasna kieszenia i zawsze zabieram z degustacji karton wina z piwnicy zapraszajacego. Degustacja odbywa sie w nastepujacy sposób. Glupoty pisze, bo kazde picie wina jest przeciez degustacja. Do degustacji uzywa sie dwu redzajów kieliszków w zasadzie niezaleznie od gatunku wina. Kieliszek trzyma sie za podstawke. Nawet nie za nózke. Patrz zasade. No to ciach raczka za nózke. Nie nie ta nózka i nie o to chodzi. Nalewaj odrobinke tak aby mozna bylo rozlac trunek po sciance. Poczatek próby nosem. Potem kolor. Pod swiatlo. Dalej troche w otwór gebowy rozlewajac po plombach. Dobrze jest wziac odrobine pod jezyk. Nastepnie wypluc do duzego szklanego lub glinianego dzbana i oddac kieliszek do wyplukania w zimnej biezacej wodzie. Usta najlepiej plukac chlodna ale niezbyt zimna woda biezaca. Dlatego tak waznym jest aby degustacja miala miejsce w piwnicy lub lokalu gdzie jest dobra neutralna woda z kranu. Od czasu do czasu nalezy przegryzc ogrobina buleczki z maki pszennej dla pelnej neutralizacji smaku. W zasadzie jednego wieczora próbuje sie wina jednego koloru. Jeszcze bardziej wyrafinowana jest degustacja jednego gatunku ale róznach roczników albo z tego samego rocznika z róznych piwnic.
Prosze nie zapominac, ze w Wolnym Miescie Rust znajduje sie jedyna w Europie prawdziwa Akademia Winiarska wydajaca dyplomy z akademickimi tytulami. Magister win. Czy cos w tym rodzaju. Jest to jednak dosyc daleko, bo w Pólnocnej Burgenlandii ale mozna dojechac. Troche trudniej wracac. Mam na mysli jazde samochodem.
meg_mag jak sie zorientowalem, nabrala zdecydowanie wegierskiego kolorytu. Dla informacji podaje, ze jadac na pólnoc w kierunku Polski jedzie sie poprzez kraj znany z doskonalych win czerwonych ze stolica
Mikulov. Dawna siedziby biskupia i klasztor.
Ano Panu Bogu biale do mszy a sobie czerwone do grzechów. Moze byc i rózowe a nawet uhudler.
Rozrabia ta wiosna w zylach i tyle.
Pan Lulek
chwilowo cierpie na manie porownawcza i dlatego
Coronas Torres – 10euro
Torres Gran Coronas – 15euro
Pyro ten moj sklep jest jednym z najdrozszych w Holandii. latwy w uzyciu do celow porownawczych, ale warzywa staram sie kupowac na rynku, mieso u marokanskiego rzeznika a pozostalosci w naszej wersji selgrosu – Sligro. No i nie da sie ukryc nasze pensje tez sa wyzsze.
Wino wole czerwone, ale bialemu nie odmawiam. Od ostatniego pobytu w andaluzji standardowo stoi u nas w domu butelka wytrawnego sherry.
Panie Lulku, moze ja w poprzednim wcieleniu bylam Wegierka?
Przyznam sie, ze bialych win kompletnie nie rozumiem, ot, podobnie jak Alicja, w letnie popoludnie, gdzies w heurige, w wersji spritzer wypic moge.
Wyjatkiem jest wegierski Tokaj i Tarcal (miejscowosc nawet starsza, ale ze wzgledu na nazwe nie tak popularna). Tam tokajow moge popijac do woli. Z doswiadczenia moge tez powiedziec, ze najprzyjemniej nad dzbankiem bialego siedzi sie w omszalej piwnicy u Pana Bursztynowego – Borostyán Pince.
Właśnie wróciłam z poczty z kawałkami Lulkowego mazurka w torbie. Przykro mi Panie Lulku, ale nici mazurkowe. Po pierwsze nie miałam w co spakować – płaskich kartonów o tej powierzchni nie miałam, nie było w sklepie ani na poczcie. Pomyślałam, że folia aluminiowa + płat kartonu pod spód + bąbelkowa duża koperta i będzie dobrze. Nic z tego – folia przyklejała się do kajmaku, spód sie połamał na 3 części i jeszcze panienka z okienka powiedziała, że musi to iść jako przesyłka specjalna (940 g x coś tam) czyli 28,80 Pomyślałam sobie, że 8 euro za okruchy, to za dużo. Za butelkę wina nie, ale za okruchy naprawdę za dużo i wróciłam z połamanym ciastem do domu. Lulek, wybacz proszę. Nie chcę Ci wysyłać pięknych mazurków, z cukierni, którymi można rzucać, a i tak się nie połamią. Na diabła Ci atrapa?
Echidno,
Mój syn bedąc w Australii parę miesięcy temu spędził kilka dni w winnicach w Barossa Valley. Mieszkał, zwiedzał a o zachodzie słońca siadał i popijał jednocześnie delektując się widokiem. Lokalini winiarze bardzo serdeczni – przyjmowali i poili tak „egzotycznego” i wykazującego winne zainteresowania gościa.
Nie powinno się zazdrościć własnym dzieciom ale przyznam, że przez chwilę zazdrościłem.
Dostałem jednak butelkę Seppelt GR27 Vintage Fortified z 1997 roku, coś w rodzaju porto ze szczepu shiraz – pomyślcie sobie jaka ofiarność: targać butelkę w plecaku przez pół światu, żeby ojcu przyjemność sprawić….
Butelka zostanie otwarta na święta, będzie jak znalazł do (de)serów.
Było to przedwczoraj. I zajście to mam jeszcze świeżo przed oczyma. Wracałem z imprezy, na której nie podawano win hiszpańskich. Innych również. Zupełnie jak na spotkaniu AA. Atmosfera tez raczej mało wesoła, aczkolwiek każdy z nas wliczone ma to w ryzyko życia. Ludzi była ponad setka. Jedzenie typowe dla regionu. A ja opiłem się jak smok wodą. Nie był to lokalny produkt. Smakował wyśmienicie. I nic by w tym nie było dziwnego, gdyby nie fakt, ze konsekwencje takiego opilstwa odczuwać zacząłem dopiero w samochodzie. Każda kolejna dziura w jezdni, a jest ich na kaszubskich drogach niemało, powodowała zwiększanie ciśnienia.
Zacząłem obawiać się o zawór. Zdecydowałem się na jedyne drzewo będące w polu mojego widzenia. Odległość ca 60 m. Byłem już w połowie drogi do celu, kiedy wyprzedził mnie metrowej wysokości pies. Oczywiście ze był pierwszy. W tym przypadku nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby te głupie zwierze obsikało koło mojego samochodu. Albo jeszcze lepiej właściciela, który zaparkował tuz za mną. Dumni posiadacze czworonoga widząc tą sytuacje bawili się wyśmienicie. Górna tylnia noga oparta na pniu drzewa. Z gęby ociekająca piana. Morda zwierzaka mogłaby świadczyć o wielokrotnym zderzeniu się z twardszymi od niej powierzchniami.
Stoję i czekam. Tylko spoko może mnie uratować. Przypomniał mi się James Dean i jego partner filmowy. Pędzili samochodem w kierunku klifu. Kto jako ostatni wyskoczy z samochodu ten jest większym bohaterem. Kultowy film z polowy lat pięćdziesiątych. Teraz scena ta stala się dla mnie bardziej oczywista. Jest dla mnie jasne. Odwaga, jak również, kto pierwszy ten lepszy lub wygra, czy inne tego typu bla bla bla, nie stoi u mnie na pierwszym miejscu.
Arkadius – koniecznie musi być drzewo?
Ja rozumiem psa. On musi pod drzewo. Pamiętam jak nasz stary flatcoated retriever poczuł potrzebę na środku zamarźniętego jeziora. Puścił sie pędem do brzegu niemal na horyzoncie gdzie natychmiast sprofanował pierwszą napotkaną kupę śniegu.
Mężczyzna jednak jest ponadto. Ważne jedynie żeby nie pod wiatr….
Może nie będzie to zbyt oryginalne co powiem , ale na pewno będzie śmieszne i jak znam życie tutejszego bloga będzie zapewne kolejna gafa w moim, wykonaniu. Ale powiem. Nie rozróżniam gatunków win. Podczas pobytu w Marsylii brałam ze sklepowej półki „jak leci” zwracając
uwagę na to ,żeby cena nie była zbyt wygórowana . Raz w życiu udało mi się być na degustacji win w Massandrze ( na Krymie). Smak tamtejszych win jest niepowtarzalny. Nikt nie pluł i nie płukał ust wodą , bo nawet nie było
wody. Były natomiast pełne miseczki orzeszków ziemnych i po kolejnej lampce musiała wystarczyć garść orzeszków do oszukania kubków smakowych.
I jeszcze chcę serdecznie podziękować tym wszystkim , którzy przekazali mi gratulacje na okoliczność „mamy doktórki”
Grażyno,
Nic a nic mnie nie śmieszyło.
Eh, panowie 😉
U mnie jutro dzien swiateczny i wszystkie sklepy zamkniete na glucho, a dzis otwarte tylko do 17:00. Poszlam wiec do najblizszego (500m) i wydalam kolejna rownowartosc 200zl na: 1 butelka Coronas torres, 1kg swiezego udzca jagniecego bez kosci (Nowa Zelandia), 1kg zielonych szparagow, 2 kg pomaranczy sycylijskich, 600g wedzonego szkockiego lososia, pokrojonego w cieniutkie plasterki, 0,5kg pomidorow bio (w celach dekoracyjnych), maly kawalek imbiru i 1 ananas. I to wszystko. Moj osobisty wydal w tym czasie rownowartosc na 4 opony do rowerow i teraz robi serwis naszych najwazniejszych pojazdow.
Witam w zimowe słoneczne południe. Jeśli chodzi o hiszpańskie wina, to mam podobne skojarzenia, jak Pyra. Tych innych nie znam, a jeśli będą miały takie ceny, jak podejrzewa Gospodarz, to pewnie nie poznam.
Czekam na wnuczkę i będziemy robić mazurka. Smakowitego dnia! 🙂
Panie Lulek. boj sie Pan Boga. Zeby zmuszac biedna Pyre do wysylania mazurkow zagranice! Przeciez nawet angelska krolowa nie mialaby odwagio robic takich zamowien!
Radze inne rozwiazanie. Zapros Pan Pyre do Wiednia, zaplac za bilet, a wtedy miedzy rozlicznymi imprezami, ktore jej Pan zorganozujesz, moze zrobi mazurka lub dwa. Inazcej nie zawracaj Pan glowy Dobrej Kobiecie.
Mamo doktorki! Nic a nic sie nie przejmuj, ja tez jestem nowa i sie ciagle boje, bo jestem kulinarny prostak i inzynier Mamon, ale „oni” nie sa tacy straszni 🙂 , a taki np. Pan Lulek jest wprost uroczy! Wiem, bo widzialam 🙂 .
Andrzeju, spadł śnieg i było bajecznie biało. Żal mi było potraktować nieskazitelną czystość naturalnej pierzyny tak marna cieczą. Wiatr zacinal z kazdej strony. Nie bylo szans na wyjscie z tej sytuacji sucha nogawka. A poza tym mała intymność nie zaszkodzi. Było to chyba u Felliniego, nie ma siki bez pierdyki, w takich okolicznościach lepiej być niezauważalnym. Uparłem się przy drzewie.
Also uważaj na ząbki. Klepałem w poprzednim tygodniu o moim przypadku. Pyra obiecała. Blog świadkiem.
A skąd?!, Panie Luljanie, a skądże myśl taka, ze ja regulaminu nie znam?! Ja wiem że jest jeszcze czasem i pkt 3, co mówi, że gdyby jednak mimo wszystko, to się zerkla do pkt 2, który zawiera odsyłacz. Ot, przeczytał bladym świtem, sierota, „winny” tekst i od zaraz bombelkowe procenty rozum uszkodziły. Zaraz piszę do wordpressa, zeby apostazję skasował!
Panegirysta służalczy
Hagiograf ochotnik
Iżyk
P.S. O prszę… Gospodarz „bez” naprawił i nie ma już onej matopei 🙁
Teraz zadnych krotochwil i burlesek
Alicju,
w galerii zdjęcie 1 – co to, to brązowe na ziemniakach?
Zdjęcie 2- widze oliwę, dwa octy i wino. Owieczkę marynujesz, czy bejcujesz, czy jeszcze coś innego?
Nemo
gdyby brakowalo Ci pompki to nemo problemu, Antek chwalił się ze potrafi zrobić pompkę. Pomorze. Nie, chyba nie, mieszka w wawie.
Arkadiusu,
pompek ci u nas dostatek, a u handlarza rowerow 200m stad jest na dworze kompresor i powietrze za darmo i bez wysilku. Raz pewien gentleman postanowil mi pomoc i naciskajac kciukiem opone mowil: jeszcze troche, jeszcze troche i dodawal powietrza, az kolo z hukiem eksplodowalo 🙁 Pan, skonfundowany, szepnal: sorry i… dal noge tzn. wsiadl na swoj rower i uciekl 😯 Od tego czasu wole ufac bardziej manometrowi i wlasnemu kciukowi. Z nowymi uniwersalnymi wentylami mozna teraz uzupelniac powietrze na kazdej stacji benzynowej.
Pyro !
Wielkie dzieki. Helena nie zalapala, ze moze byc ktos tak wspanialego serca jak Ty. Mazurek nie byl w ogóle zamawiany, nawet nie poruszano tematu w korespondencji. Byla to wlasna Pyrowa inicjatywa. Pyry zapraszac nie musze, bo Ona moze wpadac zawsze jak do wlasnego domu. Troche klopotów moze sprawic transport. Sadze jednak, ze móglbym na Tobie Heleno polegac i po prostu wpadacie we dwie i koniec. Kotka bedzie spala poza domem. Ma w koncu kawalera a kazda z Was dostanie po pokoju. To tak na wszelki wypadek gdyby któras chrapala. Ja tam urzadze sie jak harcerz. Sasiadka wyprowadza sie w najblizszym czasie i bede mógl ewentualnie wziasc klucz od jej wolnej chaty albo rozbic namiot. Miejsca jest dosyc.
Grazyna jak sie zorientowalem balowala na Krymie w piwnicach firmy Massandra. Pewnie siedziala na debowej beczce a przed nia stalo 12 kieliszków róznych win od najlzejszego, wytrawnego do zlocistego Muskata z malutkimi krysztalkami na dnie. Togo Muskata trzeba bylo pic stojac. Prawo siedzenia mial tylko ten, kto byl starszy od tego wina. Wina typu Muskat charakteryzuja sie specjalnym zapachem, z winogron mozna robic wina po pierwszych mrozach tak zwany Eisbeer. Ciezki, slodki trunek. Ponadto w przeciwienstwie do innych, moga byc lezakowane kilkanasci a nawet dziesiat lat. Potem zamieniaja sie w cherry.
To tylko tak dla przypomnienia.
Izyk dokonal spowiedzi jakbym ja byl Wielkim Inkwizytorem, a nie Manipulatorem. Patrz przypadek Pyry.
A ja jestem zwykly szeregowy, po prostu.
Pan Lulek
Izyku,
to brazowe na Alicjowych ziemniakach wyglada na marynowane suszone pomidory, o ktorych niedawno pisala.
Z internetu – http://gotowanie.onet.pl/1401959,,slodka_wielkanoc,artykul.html .
Ciekawe. W życiu suszonych nie widziałem. To jest jakaś mielono-gnieciona pasta w oliwie, czy a. to zrobiła?
No, trochę mi już przeszło, a że Ania nie ma apetytu, to i pieczarki będę smażyć później. Mięsko zabejcowane, przy kości schabu zrobiona głęboka kieszeń i tam też tych ziół i przypraw z oliwą, napchałam.
Nie wiem, czy Wam już opowiadałam o przyjęciu po obronie pracy doktorskiej pewnego prawnika z Pyrlandii. Może i nie opowiadałam, bo rzecz działa się w latach zamierzchłych, 50-tych ub. w. , ale była szeroko omawiana, jako, że skończyła się rozwodem. oTóZ PRZYJęCIA DLA rADY wYDZIAłU, PROMOTORA, RECENZENTóW ETC Są ZNANE OD DAWNA. cZASEM JEST TO OBIAD, CZASEM TORT, KAWA I WINO To zależy nie tyle od zasobności portfela doktoranta, co od poglądów promotora. To była taka druga, skromniejsza wersja, ale na wieczór, świeżo upieczony doktor zaprosił do swojego 2 pokojowego mieszkania na przyjęcie kilkoro przyjaciół i przełożonych też. Jego szef z przyczyn służbowych nie mógł uczestniczyć i wydelegował małżonkę. Tu muszę zaznaczyć, że nowy doktor był kawalerem. Pani mecenasowa była jedyna kobietą na przyjęciu. Nie wiadomo, czy wszyscy ostro popili, czy Pani miała niską odporność alkoholową, w każdym razie ok 22. padła, jak kawka. Panowie troskliwie przenieśli ją do sąsiedniego, wolnego pokoju i ułożyli w pościeli. Niecnych pomysłów nie zdradzał żaden ale pomysły wesołe mieli wszyscy . Kiedy gospodarz nieco wstydliwie przyznał się, że wyrobił już sobie pieczątkę osobistą i literkami dr przed nazwiskiem, towarzystwo ucieszyło się nadzwyczajnie. Kiedy ok 2.00 Pani została odwieziona do domu przez wezwanego taksówkarza, oburzony małżonek stwierdził, że na dekolcie, na plecach, a i w innych miejscach też widnieją mniej i bardziej czytelne pieczątki, a każda głosiła dr W.Kozik. Pani nie umiała wytłumaczyć skąd się wzięły. Sąd podzielił oburzenie małżonka. Rozwód został ogłoszony w czasie rekordowo krótkim.
Gospodarza tego tygodniowe deskrypcje z Hiszpanii jak najbardziej na czasie. Wykonałem stosowne streszczenie na temat serów, nazwy oraz pochodzenie sqadników do nich. Winny tez jestem, takoż z nimi uczyniłem podobnie. Wpadnę do sklepu na Lanzarocie i rach ciach ciach, i po zakupach. Zaoszczędzę sporo czasu na szukaniu i wybieraniu oraz kasy na nietrafny wybór. Nadmiar czas spożytkuję, to oczywiście oczywista oczywistość na surfowanie po oceanie, już od pojutrza. Stokrotna wdzięczności Gospodarzu! Życie dzięki Tobie staje się coraz tańsze i przyjemniejsze.
Tutaj na wiosnę nie ma co liczyć:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/PolowanieNaLabedzie/photo#5179807638112568850
Andrzeju ESz. – maszynka dziala wysmienice. Spagetti – mniam-mniam, a sosy wyszly palce lizac. Widzialam jeszcze przystawki do ustrojstwa: do tortellini, okraglego spagetti i takie cos do ciecia ciasta. To ostatnie pamietam z zamierzchlej przeszlosci swego dziecinstwa – Bunia glownie uzywala radelka do faworkow, do ciecia. Zas to ustrojstwo to jakby szecs radelek na jednym uchwycie. Mozna regulowac ilosc co jest wazne. Oznajmilam zatem Milemu, ze oczekuje w niedalekiej przyszlosci „prezenta”. Zrozumial.
Dzeki za niejaka pomoc w decyzji. Bedzie czesto uzywana.
E
Moi Drodzy, uroczy Gospodarzu – jutro moze tak sie zlozyc, ze nie bede miala komputera pod reka, zatem juz dzis chcialam Wam zlozyc serdeczne zyczenia Swiat Wesolych i slonecznych, kraszanek kolorowych, palemek zielonych i oczywiscie wielu wspanialych kulinarnych arcydziel na swiatecznych stolach.
Serdecznie swiatecznie pozdrawiam
Echidna
http://picasaweb.google.pl/okotazaglossus/TasmanskiKalejdoskop/photo#5179811942951322546
A. ESz.-u
Nie zrozum mnie zle – maszynka. Choc kto wie…
E.
Iżyku,
nie wiem, czy bejcuję, czy marynuję – chyba to drugie, bo ma stać w zimnym dwa dni i co jakiś czas mam obracać w tym, co widać (oliwa, octy, wino, suche tymianek i marianek, zielone rozmarynujący, 2 cebule duże, główka czosnku, pieprz, sól).
Na tych wydziwiastych ziemniakach to pomidory suszone zaoliwione w ramach eksperymentu, jak zauważyła nemo, ale niepotrzebnie, bo nic do tego zestawu nie dodają. I spiekły się 😯
Poza tym ziemniaki pysznie się udały.
Iżyku,
tu są robione, a przepis Piotra jest w /Przepisach, mniej więcej tak robiłam. Są bardzo dobre do sałat, ale i walnąć na kromuchę nie zaszkodzi.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/Pomidory_suszone/
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Wiosna/photo#5179824079067631346
Alicjo,
ja posiekalam pare takich pomidorkow, ulozylam na spodzie z ciasta i zgodnie z sugestia Puchali zalalam mieszanka smietanki i jajek, po wierzchu ulozylam male kawaleczki gorgonzoli i upieklam. Wyszedl fantastyczny pikantny placek do wina, bialego lub czerwonego, jak kto woli. Dziecko wzielo polowe do Berna i wzbudzilo zachwyt chrzestnego-smakosza i milosnika bialego wina. Ja dzis dopilam resztke maltanskiego chardonnay, szkoda ze sie skonczylo 🙁
Slawku, piekne 😆
Bociany będą tutaj:
http://www.bociany.edu.pl/index.php
Może w tym roku więcej szczęścia, jak w ubiegłym.
No dobra, ale przepis na ciasto? Podawać zaraz…
A Pyra dostała prezent z dalekiej Szwajcarii. Rzadko u nas pisująca Puchała przysłała mi niespodziewanie jednorazowe, papierowe pokrywki – sitka na patelnie chroniące przed pryskaniem. Bardzo zmyślne ustrojstwo. Prócz tego w kopercie był uprzejmy liścik napisany na odwrocie reprodukcji uroczego obrazu Alberta Ankera „Dzieci w kuchni” Ten obraz mogł by z powodzeniem być ilustracją w „Bluszczu”. Śliczny.
Puchała – dziękuję Ci bardzo. Nie spodziewałam się prezentu. A Mówię, że blog to potęga.
Zastukał pan, przyniósł rachunek.Po raz któryś tej zimy (a meldowałam dzień w dzień, jaka ciężka) nalał ropy do zbiornika (piec jest na ropę, podgrzewa wodę, która w kaloryferach i tak dalej). 518 litrów=576$
Dopiero co płaciliśmy tyle samo…
Drogi blogów krzyzuja sie. U Pani Paradowskiej wszystko idzie w kierunku panszczyzny a u Piotra Adamczewskiego rosna Doktory jak grzyby po deszczu. Jak tak dalej pójdzie, to tym panszczyznianym beda uslugiwac te wyksztalciuchy serwujac te proste chlopskie potrawy.
Od dawna czulem, ze dla mnie jedynym, jest to proste chlopskie jedzenia, czarna kawa, koniak, kawior.
Pan Lulek
PS. Alicjo, to u Ciebie bociany beda jadac ten nalesnik, czy wysiadywac na nim wielkanocne jajka
Pyro,
to jest Puch-Ala, dostalas prezent od Puchali 🙂
Alicjo,
ciasto podstawowe:
150 g mąki
1/2 lyzeczki soli
75 g zimnego masla w drobnych wiórkach
rozetrzec dłońmi do uzyskania równomiernej „kruszonki”
dodać 3-4 łyżki wody i szybko zagnieść gładkie ciasto. Przykryć i odstawić w chłodne miejsce na 30 minut.
Wałkować cienko i wyłożyć blachę z brzegiem np okrągłą o średnicy 26 cm.
Na to pomidory, albo siekany przyprawiony szpinak, albo ugotowane pory, albo dużo duszonej cebuli itp. Zalać mieszanką 2 dl śmietanki i 2 jaj. Przyprawy zaleznie od składnikow ciasta. Piec ca 30 minut w temp 200-220 stopni.
Ciasto podstawowe nadaje się na Quiche Lorraine i ciasto z owocami np. rabarbarem itd.
Pyra Ci potwierdzi, że proste i dobre 😉
Panie Lulku,
toz to jest kamera internetowa na gniazdo boćków w Ustroniu Sląskim, a nie u mnie!
U mnie bociany nie występują w przyrodzie, co najwyżej mogę sobie podpatrywać przez tę kamerę. W zeszłym roku nie bardzo się udało – małe boćki ledwie się wykluły i… padochły.
Zasłyszane. Sąsiad doradzał żonie:
Jeżeli boisz się utyć, wypij przed jedzeniem setkę
wódki,to usuwa poczucie strachu.
Panie Lulku !
Na tym Krymie to byłam dokładnie w Jałcie. Tam mieszkaliśmy w hotelu , który był oddzielony od morza niezbyt ruchliwą asfaltową szosą. Z drugiej strony były góry. Chyba po raz pierwszy widziałam takie cudo ? jak góry niemalże zanurzone w morzu. W ramach tego pobytu na Krymie były wycieczki fakultatywne do różnych uroczych zakątków tego półwyspu. Między innymi właśnie do Massandry. Ten lokal gdzie była degustacja win , to faktycznie była piwnica ale nie siedziało raczej na beczkach , bo bym to chyba pamiętała.
Tak jak pamiętam powietrze o niezwykłym aromacie , tam w Jałcie , które wczesnym świtem , bez żadnego alkaprimu usuwało z głowy , jak ręką odjął , ?tupot białych mew?.
Alicja,
u mnie też był pan z rachunkiem, ale za prąd (216 zł za dwa miesiace) 🙁
Panie Lulku,
jako potomkini folwarcznych chłopów ze wszystkich możliwych stron, chcę Pana upomnieć. Nie wymienił Pan ostryg. Daruję Panu to niedopatrzenie, bo sama ich w życiu nie jadłam, z powodu pochopnego opuszczenia wsi przez moich rodziców. Wiem jednak z rodzinnych opowieści, że babcie uwielbiały ostrygi, dziadkowie natomiast preferowali koniak.
dziś Pan Lulek za jakąś gwiazdę tu chyba robi ???
Do mnie też rachunek za prąd przynieśli. Nie jest wygórowany – 150 zł za 2 miesiące. Prawie nie piekłam w tym czasie, mięso też tylko 3 razy w piekarniku siedziało, a dni są dłuższe. Następny może być znacznie wyższy – odkurzanie 2 dniowe, 2 dniowe prasowanie i pieczenie świąteczne i pranie maksymalne. Żarówki mam od dawna wymienione, lodówkę sprawną i staram się oszczędzać ale rozumnie – bez przesady.
Pyro,
u mnie pralka bardzo dużo chodzi, konieczność taka. Za wodę za to płacę tylko w jedną stronę, bo mam oczyszczalnię.
Cześć!
D. mi kazała napisać ile za prąd mamy do zapłacenia za dwa miesiące ( 484,71 ) bo powiedziała, że Was przebiję 😆
Marialka – u nas prądu nie używa się do podgrzewania wody i ogrzewania mieszkania. Stąd różnica
Potwierdzam – placek wg Nemo świetny i prosty. Kiedy pierwszy raz miała do nas przyjść Marialka – zrobiłam właśnie taki placek , z tym, że wtedy był to owoc, orzechy i cukier kryształ. Potem robiłam z gruszkami, a raz z brokułami i serem (ja brokułów nie lubię), ale w tej postaci był dobry.
No ja wiem, że dużo prądu używamy i wszystko gra, chciałam się tylko żartobliwie wpisać w cenowe rozmowy na blogu 😉 to tylko w ramach wtapiania się w wątek.
Zjadłyśmy dziś pizzę na mieście ( gaz nadal nie przywieziony ), dobrze, ze w święta pracuję ( czytajcie: mało co jem ) bo jakbym miała tak… nieszczególnie dłużej jadać 😕 to chyba bym na suchym chlebie…
U nas raz na 3 miesiące przychodzi taki, co czyta licznik od elektryki – średnio wychodzi 60-70$ na miesiąc (zimą więcej, latem mniej), nie mam dokładnych danych, bo płacimy via komputer, ale zapytałam tego, co płaci i taka sumę mi podał. Najzwyczajniejsze żarówki, takie co to „Tesla sviti w calym svite’ ” (Alicja pracowała w Tesli przy żarówkach), będą u nas wycofane ze sprzedaży w roku 2010 (o tym chyba już tu nadawałam). Od dawna kupujemy takie, jak poniżej – żywotne (na 5-7 lat) i energii zużywa o tyle, o ile. O wiele mniej, niz normalna żarówka edisonowska.
No to ja się teraz Marialki i Doroty pytam: kobiety, co Wy robicie w tej Waszej kawalerce, że tyle za elektrykę płacicie?! Hodowla marihuany czy co?!
http://en.wikipedia.org/wiki/Compact_fluorescent_light_bulb#.C2.A0Canada
Marialka – miesiąc na wariackich papierach wytrzymasz, ale jak potem padniesz, to ja Ciebie do lekarza nie zaprowadzę. Nie znam takich od pracoholików, co to „Nie dziękuję. Nie jadam, rzuciłam w zeszłym tygodniu”
Misiu,
dzisiaj czwartek. Powiedziałeś, że wiosna. No to się zapytywam, co to jest to białe, co leci z nieba?!
Alicjo, wszystkiego co robimy opowiadać nie będę, natomiast ogrzewamy mieszkanie piecami na prąd ( w nieocieplanej kamienicy ) więc wszystko jasne!
PS. Na wszelki wypadek oznajmiam pozostałym drogim Blogowiczom ( gdybym miała być opacznie zrozumiana ), że nie oczekuję porad ” jak płacić mniej ” 😆 i jeszcze raz przypominam, ze chciałam się jedynie żartobliwie wpisać w wątki cenowe.
Pyro, nie zasuszę się- mam nadzieję- bo firma dowożąca obiecała mi gaz w wielką sobotę, zatem wszystko wróci do kulinarnej normy.
A w ogóle to miałam dziś w pracy śniadanie wielkanocne.
Dobre były ciasta- mazurek czekoladowy z migdałami i czekoladowy placek z bakaliami ( w zepole dominują miłośnicy czekolady ). Poza tym sałatki, których nie spróbowałam, bardzo majonezowe. Oczywiście jajka, sosy do nich ( w sprawie chrzanowego dzwoniłam wcoraj do Pyry, wyszedł dobry, dziękuję!). Do tego pascha i… śledzie korzenne.
Zupełny stołowy galimatias, baaaardzo przyjemny…
Marialko,
ja bym się jednak wyprowadziła z tej kamienicy, oczekujesz na porady czy nie, radzę 🙂
Sałatki w Polsce mają ten jeden feler – za dużo majonezu!!! Zaraz się udaję do kuchni kroić warzywa na sałatkę jarzynową. I zamierzam zrobić własny majonez! Chwilowo nie pamietam przepisu, ale zanim pokroję, ktoś na pewno podrzuci tutaj…
Masz rację Alicjo. Ktoś podrzuci:
Majonez ucierany
1 jajko, łyżeczka dobrej musztardy, szczypta soli, szczypta cukru, kilka kropel soku z cytryny (jeżeli w smaku będzie zbyt łagodny), szklanka oleju.
1. Jajko wybić oddzielając żółtko od białka.
2. Żółtko ucierać z musztardą, dodając powoli, cienkim strumieniem dobry olej lub oliwę.
3. W trakcie ucierania dodawać sól, cukier i ewentualnie sok z cytryny.
Majonez musi być ucierany w jednym tylko kierunku, nie można raz w prawo, raz w lewo, wszystkie składniki muszą mieć dokładnie tę samą temperaturę. Jeśli się zwarzy, można go odstawić na dłuższy czas w chłodne miejsce, spróbować pokropić zimną wodą i znów ucierać w tym samym kierunku.
Nie używać oliwy, bo majonez gorzknieje.
Alicja !
Skoro Wy w Kanadzie nie macie bocianów, to skad biora sie male dzieci. Odrobine moga przywiezc imigranci, ale reszta. Chyba, ze in vitro. Tylko gdzie tu przyjemnosc pochodzaca z metod naturalnych. Pieluch tez chyba nie pierzecie, dla zaoszczedzenia energii elektrycznej. No i jakie to zycie.
U nas jest inny system oplat za nosniki energii. Po pierwsze dostawy sa tylko dla osób posiadajacych w banku konto. W najgorszym przypadku opieka socjalna dokonuje wplat. Raz do roku szacowane sa miesieczne koszty przecietne i w odpowiednim czasie pieniadze zabierane z konta. W koncu roku nastepuje obliczenie i albo troche zostaje albo trzeba doplacic. Na ogól zostaje. Tacy spryciarze. Pieniedzy nie oddaja tylko wliczaja do nastepnego roku. To samo dotyczy mieszkania z tym, ze tam dochodza koszty wywózki smieci i odsniezania. O zielen wokól domu dbam osobiscie. Lubie kiedy jest ladnie. Czasem tylko zurnalisci opisuje mnie z tego powodu w gazetach i robia fotografie.
Ogródek wlasny, to juz moja glowa i koszty. Mogloby byc lepiej ale zyc sie daje. Chociaz
Co to za zycie
Pan Lulek
Alicjo
Napisałem ,że wiosna będzie w czwartek a lato przez cały sierpień 🙂
Zdjęcie jest z kościoła pokarmelickiego św Józefa na Krakowskim Przedmieściu , za ścianą jest Pałac Prezydencki Jaśnie Nam Panującego. Przed kościołem na skwerku stoi pomnik Mickiewicza.
Rektorem kościoła jest mój przyjaciel ksiądz Wiesław Kądziela. Pani Dorota z sąsiedztwa zna na pewno. W kościele odbywają się bardzo często koncerty. Z Małgosią wiele razy robiliśmy mu ikony. Wiszą na honorowym miejscu…
O rany! Rady na siłę! Wprowadzę solidną autocenzurę w wątkach pobocznych, nie dotyczących kulinariów, może się w przyszłości ustrzegę.
Mam wrażenie, że majonez zadomowił się w Polsce jako niezawodny zlepiacz sałatkowy. Mam do niego stosunek podobny jak do lukru, w większości przypadków bezcześci dzieło, wolę inne wersje.
Z naprawianiem zwarzonego majonezu można postępować rozmaicie – jedna szkoła każe naczynie wstawić go gorącej wody i kręcić, a kiedy ciepłe, wyciągnąć i znowu kręcić do ostudzenia. Powinno się naprawić. Ja stosuję metodę prościutką – w innym kubku zaczynam kręcić z nowego jajka i oliwy nowy majonez, a kiedy zaczyna gęstnieć, sukcesywnie dodaję do niego raz porcję oliwy, raz łyżeczkę zwarzonej masy. Skutkuje niezawodnie, chociaż w efekcie mam 2 x tyle ile chciałam mieć zaczynając robotę. Osobiście używam majonezu bardzo oszczędnie – i do sałatek i do kanapek i do jajek. Raczej jako lepiszcze, a nie sos, w którym kąpią się składniki. Natomiast do zimnych potraw i jaj na twardo majonez służy mi jako baza sosów – dokładam chrzan, szczypior, pikle, grzybki, owoce – różnie
No ja przepraszam, ale, cytuję:
„2. Żółtko ucierać z musztardą, dodając powoli, cienkim strumieniem dobry olej lub oliwę.”
A potem:
„Nie używać oliwy, bo majonez gorzknieje”. No to czego używać, hę?!
Pytanie zasadnicze, bo wszędzie w przepisach kulinarnych używa się „oil”, czyli olej, wiadomo, że nie ten samochodowy, a w języku polskim „oliwa” i „olej”.
Do smażenia używam oleju roślinnego, do sałatek przeróżne oleje z oliwek. Zaraz mi tu wyjaśniać różnicę i co mam do tego majonezu, bo nogami przebieram.
W sprawie majonezu donosze co nastepuje. Rada pani, która w swoim zyciu zlowila juz kilku panów na te recepte majonezowa a teraz jest z takim panem z którym maja na Jawie fabryka mebli teakowych. Ta pani w ogóle gotuje na majonezie. Za jednym zamachem jest oliwa i surowe jajka. Tyle, ze ona uzywa gotowych majonezów.
U nas wystepuja w trzech postaciach. Podaje w procentach zawartosc tluszczu. Sa nastepujace 80, 50, 27 procent. Czy sa jakies konserwanty nie umiem powiedziec. Jak trzeba to sam odrobine ukrecam. Zawsze troche zostaje ale w singlowej kuchni tak juz jest.
Przed chwila telefonowal syn sasiadki. On jest swiezo upieczonym policjantem i chce wpasc z nowoupieczonym ochotniczym strazakiem pozarnym na pogawedke w sprawie wspólej akcji swiatecznej.
Poczekam, podkonsultuje ale czy z tego wyjdzie cos dobrego nie wiadomo.
Pan Lulek
Marialko,
no ja tak z dobroci serca te rady, względem przeprowadzki 😉
A majonezu używam w ilosciach śladowych, zwłaszcza w sałatkach. Natomiast jest dobry (zamiast masła) na kromuchę, też ledwo-ledwo, na to liść sałaty, jajko na twardszo, kawałek wędliny i co tam komu się podoba, pomidorek i szczypiorek na przykład.
Panie Lulku,
ja nie wiem, skąd małe dzieci, moje ma 28 lat z okładem, czyli stare. Przywiozłam tutaj małe, jak na emigrantkę przystało. I pieluchy to owszem, prałam, ale w Polsce, te z tzw. tetry.
Alicjo, przepraszam za niedoróbkę. Po wielu doświadczeniach wyrzuciliśmy z przepisów oliwę. Zapomniałem to zrobić w tekście przytoczonym na Twoją prośbę. Powtarzam więc – nie używać oliwy bo majonez gorzknieje. Tylko olej!
Alicjo,
do majonezu olej slonecznikowy. Jak nie wierzysz, spytaj Aszysza, on Ci potwierdzi…
… no dobra, ale wytłumaczy mi ktoś jaka różnica między olejem a oliwą?!
U mnie to wszystko jeden pies, znaczy, jeden olej, tylko z dodatkiem, z czego to je robione:
Olive oil (tu te dziewice różnego rodzaju, extra virgin i tak dalej), sunflower oil, vegetable oil…
Zem się skonfundowała i teraz nawet nie wiem, czy robić, czy nie robić… Słonecznikowego nie mam, tylko roślinny, między innymi słonecznik. Może być?
Alicjo, nie cudacz. Pewnie, że może być każdy roślinny, byle czyściutki i bez jakiegoś charakterystycznego zapachu. A jak mam być całkiem szczera, to ja nie ucieram tylko ubijam. Mam małą spężynę, taką do szklanki, kubka itd i tym trzepię.
Slepota,
przecież mam 2 litry słonecznikowego oleju! (Oliwy?!)
… ja nie cudaczę, ja tylko zapytowuję, jaka róznica między oliwą a olejem i jest to całkiem sensowne pytanie. Warzywa pokrajane, zaraz będę się zabierała za majonez.
Na moj rozum to oliwa jest z oliwek. A olej z innej rosliny – np. slonecznika, rzepaku, pestek dyni, pestek winogron, orzechow, kukurydzy, itp.
Zgadza się Meg-Mag. Oliwa przysługuje tylko tłuszczowi z oliwek, każdy inny tłuszcz roślinny to olej.
Oliwa to jest dzielnica Gdańska.
A olej może być do majonezu, samochodu, grzania domu, popijania.
Rozumiesz Alicjo, czemu na Oliwie majonez gorzknieje?
Przez bliskość Bałtyku!
Jod zawarty w powietrzu wkręcony lub wbity w majonez powoduje jego gorzknięcie!
A olej olewa jod i nie pozwala mu się wkręcić. I majonez nie gorzknieje!
Proste? W Gdańsku, tak!!
Ale w Warszawie podobny przypadek to już trudniej wytłumaczyć….
Ja już jestem po sałatce. Słuszny gar stoi, przegryza się i czeka na dziecko, które przyjedzie jutro wieczorem. Dziecko przywita się jak trzeba i pójdzie jak w dym do lodówki. Potem zawoła „O, sałatka!”. Wyciągnie gar, spróbuje i… dorzuci majonezu. On to prawie sam zjada, nie wiem gdzie mieści, bo chudy. Jak już się naje, ukręci mi co trzeba do sernika. Strucle i keks upiekę w sobotę, bo kończę pracę już o czwartej. Reszta to drobiazgi, bo sprzątanie jak zwykle mnie nie dotyczy.
Haneczko, Alicjo – nie za wcześnie ta sałatka? Ja się boję, że mogłaby skisiec. Dopiero jutro ugotuję warzywa. Pokroję albo też jutro, albo dopiero w sobotę. Jak zarazy boję się zatruć, więc czekam do ostatniej chwili
z Oliwa jest tak, ze Krzyzak ja bral, potem Aszysze podpisaly dla spokoju, a na koniec i kolej podciagli, majonezu z tego nie wydusi, jesli juz, to zgorzknialy, bo byli tacy, co drzewko z malo sliwko, nazwali oliwko i potem cisli, i zawisli, w nazewnictwie niedopracowanym, na polanskie narzecze, stanelo tak, ze oliwa, to z oliwek, a oleje, to z innych pestek, pesteczek, korzonkow , orzeszkow i chaszczy, bez pojecia, ale zostalo i tkwi, hej
Alicjo oliwa jest z oliwek a one maja naturalną goryczkę. Pita przeze mnie oliwa bywa nawet bardzo gorzka i szczypiąca w gardło jak papryka. Olej jest z róznych roślin np. Twojego słonecznika, a one tej goryczki nie mają.
Pyro, nie da rady później. W domu jestem po 18. Nie mam najmniejszego zamiaru tkwić w kuchni do północy. Prace przed świętami rozkładam na trzy wieczory.
A sałatka, choćby chciała, nie ma szans się zepsuć. Syn to je na okrągło. Do niedzieli zostanie akurat miseczka na śniadanie. Teraz i tak jest lepiej. Jak miał naście lat chciałam w desperacji kupić kociołek (taki jak do gotowania bielizny) żeby wreszcie raz zrobić ilość, której nie dałby rady. Teraz wystarcza największy garnek w domu.
Jestem kompletnym ignorantem a sprawie hiszpanskich win. To sie musi poprawic!
Alicjo, ja rowniez robie wlasny majonez, chociaz kielecki naprawde nie jest zly, ale za gesty. Moj majonez jest taki bardziej sosowy a mniej taki co to mozna go kroic w kostke… Nasze tutejsze oleje sa znakomite do majonezu, ja uzywam rzepakowy (canola). Oliwna dyskusje kiedys juz na tym forum toczylismy, bo jakis poprawialski upomnial Gospodarza, ze uzyl byl terminu oliwa z oliwek. Powodzenia w ucieraniu, bo trzeba sie niezle namachac przy majonezie…
Jade teraz odebrac moja organiczna prosiecine na biala kielbase. Do dziela!
Kochani – żegnam się. Jeszcze godzinka oglądania, jeszcze zajrzeć do planu i do kasy i o 23.00 na tapczan.
Jutro znowu tu zajrzę raniutko, bo ja przy kompie piję ranną kawę i czytam prasę. Potem w planie mam zmianę pościeli, kręcenie paschy, gotowanie warzyw na sałatkę. Dziecko pucuje łazienkę , toaletę i korytarz. Nie wiem co zrobić z obiadem. Ja bym zjadła śledzia, ale to moje głupie nie jada. Skończy się na chłopskich frytkach solo. No, najwyżej z ogórkiem. Jutro też załatwiam ostatnie zakupy. W sobotę kupuję tylko chleb.
Wczoraj Brzucho zapowiedział wyprawę do warszawskiego Blue City.
Ciekawe czy odwiedzi sklepik z oliwami, olejami, octami nalewanymi na miejscu z baniaczków- bukłaczków do butelek.
Butelki też do kupienia.
Do Blue City zaciągnęła mnie Antkowa. Nie lubię takich miejsc, ale ten sklepik zrekompensował moje cierpienia. Weszliśmy zaintrygowani zawartością wnętrza, drewniane beczułki, ceramiczne mniejsze i większe gary. I zaraz była przy nas miła pani z pasją w oczach, opowieścią na ustach a za chwilę w dłoni miała plastikowe łyżeczki i zaczęliśmy próbować……. Zmysły smaku i zapachu w stanie błogim.
Oliwy włoskie, hiszpańskie, greckie i francuskie.
Olej pistacjowy, wiesiołkowy, z pestek winogron, czarnuszki, morelowy, z awokado, nasion sosen, sezamowy, z dyni, orzeszków ziemnych, laskowych i włoskich…………
Ocet winogronowy, jabłkowy, miodowy, porzeczkowy, malinowy, wiśniowy, figowy, balsamico, z bodo, z szery…….
Kupiliśmy styryjski olej z pestek dyni i ocet z kalamansi. Polecony do ryb. Ale można i z butelki….
Będą też nalewane alkohole.
Panie Piotrze!!
Jeśli nie poznał Pan jeszcze tego miejsca, koniecznie!!
Pozostali smakowici warszawiacy też!!
Sklepik jest zaraz obok fontanny!!
Jest reprezentantem firmy Vom Fass.
Kto ciekaw, znajdzie.
Idę. Zanim jeszcze wywietrzeje mi zapach hiszpańskich oliw i zapomnę ich gorycz oraz ostrość!
Wy mi tu nie gadajcie, ze sałatka za wcześnie. Właśnie zapowiedzieli się goście na jutro, przejazdem będąc. Sałatka ledwie sią zdąży przegryzc.
Przypomieliście mi o niezapłaconym rachunku za prąd.
Omsknęłem się tylko 10 dni, jeszcze jak widać nie zostałem odcięty.
Ale juz załatwione!
Będę spał spokojnie, prąd mnie nie przejdzie.
Nemo!
Chcesz, czy nie, zrobię dla Ciebie pompkę!
Powietrza z niej nie będzie, ale zrobię.
Taką korespondencyjną.
Panie Piotrze!
Znalazłem wizytówkę; pani co dowodzi i oprowadza po sklepiku ma na imię Katarzyna. Wielu wrażeń życzę!!
Slawku,
swietna etymologia oliwy 🙂 Teraz juz chyba nikt nie pomyli oliwy z olejem.
Antku,
dziękuję! Tylko uważaj, by Tobie powietrza nie zbrakło 🙂 Nie mam jeszcze nowych opon w (na?) moim rowerze, bo osobisty zajął się najpierw swoim i rozkręcił przerzutkę, czy jak to tam się nazywa, jakieś Shimano pełne kół zębatych i ponowne skręcenie zajęło mu do wieczora 🙁 Jeśli jutro rzeczywiście nadejdą te trzy niże naraz i pogoda będzie zbyt wredna na narty, to może zajmie się moim jednośladem, tak obiecał…
nemo,
no i jak się tu z Tobą nie zgodzić_
P.S.
Widziałem dziś w sklepie po raz pierwszy olej lniano-rzepakowy. Zapewne jest to mieszanina lnianego z rzepakowym. Nie sprawdziłem (jak jakiś głupi) proporcji, choć ciekawe bo kiedyś tu wspominano, że lniany olej szybko jełczeje (?).
Sprzedawany w butelkach przynajmniej półlitrowych – musi więc parę dni wytrzymać. W dwóch wersjach: naturalnej i cytrynowej!
Zainspirowana waszymi opowiadaniami oraz szczegółowym opisem Alicji , zrobiłam kilka dni temu żurek.
Tutaj
można zobaczyć słoik z tym żurkiem. Tak wygląda dziś. Jest wspaniały
w smaku i zapachu. Nie zdawałam sobie sprawy z tego ,że to mi się uda.
Pozdrawiam wszystkich. Dobranoc.
… wezcie sobie z tą etymolo dajcie spoko, głowa to nie śmietnik, wszystko można wygooglać, jak potrzeba. Olej to olej, olejmy oliwą.
Tymczasem na jutro zapowiedziało się 6 osób będąc przejazdem, i bardzo dobrze, że tę sałatkę zrobiwszy w ilościach. Oraz majo.
Grażyny żurek wygląda dokładnie jak mój.
W moim sklepie winnym kupilam dwa wina Torres: Corona i Sangre De Toro.
Tylko takie byly.
Zajadam wlasnie na kolacje ser wloski Taleggio, ktory jest bardzo kremowy, b. pyszny…
Prosiecina sprawiona do kielbasy.
Jutro wszystkie sklepy zamkniete, Wielkie swieto…. Natomiast w poniedzialek dzien pracy…
Grazyny zurek wyglada tak samo jak moj!
Bardzo jestem nim podekscytowana. Podam w sobote na kolacje…
Moi Kochani,
Wszystkiego dobrego z okazji Swiat Wielkiej Nocy.
Mysle, ze nastepny rok (czyli do nastepnej wiosny) uplynie spokojniej.
Buziaki,
Tuska