Chory łakomczuch kończy na marach…

Ten groźnie brzmiący tytuł ma swoje uzasadnienie. A sprowokował mnie do pisania Ludwik Stomma – etnolog, profesor jednego z najgłośniejszych paryskich uniwersytetów. Jest on także znawcą win (zwłaszcza białych) i miłośnikiem niektórych przekąsek.

Ludwik ma rozległe a czasem bardzo oryginalne zainteresowania. I przy tym wielką wiedzę. Czasem korzysta z niej w zaskakujący sposób. Jest np. autorem polskiej części „Leksykonu śmierci wielkich ludzi” pióra Isabel Bricard. Wertując ten tom i czytając uważnie noty napisane przez zaprzyjaźnionego autora, zauważyłem ze zdumieniem, że mnóstwo ludzi umarło przy stole, czasem dławiąc się kością lub ością, a często po prostu z przejedzenia. I w tym momencie pomyślałem, że „Leksykon” jest księgą wielce pożyteczną dla łakomczuchów wszelkiej maści. Może on bowiem posłużyć jako swoiste memento. Jeśli tylko macie taką możliwość, to – proszę – sięgnijcie po to dzieło.

I kolejna książka Stommy wzbudziła moje zdumienie. Jakiś czas temu opublikował on dziełko pt. „Sławnych Polaków Choroby”. Nie byłem jej miłośnikiem do czasu, gdy zrozumiałem, że prawdziwe i urojone nawet stany chorobowe mają niezwykle silny wpływ na charakter, rozwój i karierę osób, których dotyczą. A jeśli do tego osoba taka jest artystą, wodzem czy (nie daj Boże) politykiem lub – co najstraszniejsze – kucharzem, ów wpływ stanu zdrowia pojedynczego człowieka odbija się na całych narodach i społeczeństwach.

Powodzenie pierwszej książki spowodowało napisanie kolejnej. Tym razem Stomma zajął się zdrowiem lub raczej chorobami sławnych ludzi z różnych epok i odległych krajów. Zaczyna od Aleksandra Macedońskiego, który był alkoholikiem i biseksualistą, a jego napady furii przerażały współczesnych. Z książki wynika, że przyczyną ich mógł być tętniak, spowodowany uszkodzeniem mieczem czaszki, doznanym w bitwie nad Granikiem. Ów tętniak zagrażał więc nie tylko życiu Aleksandra, ale niewątpliwie wywarł kolosalny wpływ na losy tak jego własnych poddanych, jak i podbitych narodów.
Zespół Tourette’a – choroba, na jaką cierpiał niewątpliwie Wolfgang Amadeusz Mozart – powodujący tiki, podrygiwania, szybkie a niespodziewane obroty oraz nieoczekiwane i gwałtowne wybuchy śmiechu do dziś słychać w utworach tego genialnego kompozytora. Ale czy hipochondrię Picassa możemy dostrzec na jego obrazach?

Krwawe rezultaty chorób Hitlera, Lenina, Stalina, Berii czy Mao odcierpieć musiała ludzkość na  wszystkich niemal kontynentach.

Autor, choć – jak już zaznaczyłem – człowiek wielu talentów i głębokiej wiedzy, nie dałby sobie zapewne rady z wysnuciem daleko idących wniosków zaglądając w karty chorobowe bohaterów, gdyby nie pomoc specjalistów. I właśnie lapidarne komentarze medyczne psychiatry – Agnieszki Beszczyńskiej-Joachimiak, neurologa – Jana Niżnikiewicza i internisty specjalizującego się w chorobach zakaźnych – Marka Prusakowskiego stanowią o wartości tej książki. Szkoda tylko, że nie każda karta choroby opatrzona jest lekarską opinią. Zabrakło mi ich zwłaszcza w przypadku Marksa, Himmlera, Rasputina i Geronimo.

I to by było wszystko na dziś. Uprzedzając zarzuty, że dzisiejszy felieton ma dość luźny związek z głównym tematem naszego blogu pragnę dodać, że aby jeść i smakować życie, uczestniczyć w towarzyskich spotkaniach przy stole – trzeba żyć. Zdrowo żyć. A lektura opisanych wyżej książek może nam pomóc w unikaniu przeszkód i raf stojących na drodze naszego życia.