Wstawaj, szkoda dnia

Nie wychodź z domu bez śniadania. Nie jedz łapczywie i byle czego. Ten posiłek musi dać ci energię na kilka godzin intensywnej pracy. Ma ona wystarczyć co najmniej do lunchu, czyli wczesnego popołudnia. Musisz więc dobrać dania wzmacniające pracę mózgu (np. soki owocowe lub warzywne), serca (kiełki, tofu, chude mleko), ale i całego organizmu. Na dodatek – to uwaga dla nieopanowanych łakomczuchów – śniadanie jest tym posiłkiem, podczas którego możesz (ale tylko odrobinę) sobie pofolgować i zjeść nieco nad miarę. Późniejszy wysiłek (bez względu na to, czy pracujesz w ruchu, czy tylko intensywnie eksploatujesz szare komórki) pozwoli ci spalić nadmiar kalorii. Przekonasz się też, że śniadanie jedzone spokojnie, bez pośpiechu (a wystarczy tylko wstać kwadrans wcześniej) może być wielką przyjemnością. Nastawi cię pozytywnie do nadchodzącego dnia i pozwoli lepiej, pełniej i z sukcesem wykonać wszystkie czekające cię zadania.

Na dodatek, a mówię to z własnego wieloletniego doświadczenia, poranek przy stole zastawionym smacznym jadłem i pachnącą gorącą herbatą jest doskonałą porą na rozmowę (z żoną, mężem, partnerem stałym bądź chwilowym) o czekających nas zadaniach, a także i dalszej przyszłości. Rano – jeśli tylko nie zaspaliśmy i wpadamy w gorączkowy pośpiech – to wspaniała pora planowanie rzeczy, które wieczorem wydają się nie do zrealizowania. O świcie bowiem mamy tyle pary, że świat jesteśmy w stanie postawić na głowie.

Zamiast wymądrzać się dalej i mnożyć banały – opiszę Wam moje śniadania. Otóż wstaję regularnie o 6.15. Nastawiam wodę na herbatę i idę do łazienki. Mam kilkanaście minut na toaletę. O tyle to prostsze, że od 40 lat nie gole się, lecz raz na tydzień zarost przystrzygam.

Po wyjściu z łazienki wracam do kuchni. Woda wrze. Zalewam więc w szklanym czajniczku trzy czubate łyżeczki herbaty Black Yunnan i nastawiam na podgrzewacz z płonącą świeczką.

Włączam radio TOK FM, by delikatnie obudzić i wprawić w stan ożywienia żonę, która emocjonalnie reaguje na komentarze i wydarzenia.

Wracam do kuchni, by wycisnąć sok z dwu pomarańczy. Czasem bywają to awaryjnie mandarynki. Kroję chleb lub wyjmuję ze skrzyneczki na pieczywo bułki i wrzucam do tostera.

Ścielę stół, wyjmuję talerze, piękne porcelanowe filiżanki i sztućce ocalone z wojny, którymi posługiwali się nasi rodzice.

Na desce z oliwnego drewna (sprzedawca na Sycylii twierdził, że oliwka miała czterysta lat) układam sery – własnej produkcji twaróg i jakiś żółty, ale łagodny. Zwykle dwa rodzaje wędliny (szynka i włoskie suszone salsiccie) lub pasztet – najczęściej też własnoręcznie zrobiony.

Gdy stół jest gotowy, a herbata zaparzona – Barbara właśnie wychodzi z łazienki świeża, piękna i w dobrym humorze. Można jeść i gadać godzinę. Kończymy około 8.00 – 8.30. Pora do pracy. Albo w redakcji, albo w radio, albo przy domowym komputerze. I zakłócenie tego rytmu zdarza się tylko wtedy, gdy o bladym świcie, gdy Wy wszyscy jeszcze śpicie, my pędzimy do telewizorni, by wystąpić w „Kawie czy herbacie”, „Pytaniu na śniadanie” lub „Dzień Dobry TVN”.

Ale w normalny ranek życie jest takie piękne!