Tęgo pili, nieźle gotowali

Szykując jedną ze swoich książek wiele godzin spędzałem w warszawskiej Bibliotece Narodowej. Rezultaty tego siedzenia mogliście poczytać także i w naszym blogu. Staram się jednak nie nadużywać Waszej cierpliwości i nie zamieszczać zbyt często swoich tekstów książkowych. Bywa jednak czas – myślę o wyjazdach i urlopie – kiedy nie mogę usiąść do komputera i opisać ostatnich wrażeń kulinarnych czy zakupowych. Wtedy muszę korzystać z archiwum. Tak będzie i dziś. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie zwłaszcza, że opowiastka dotyczy dziełka nieznanego a wartego popularyzacji.

 

Pani Józefa Kruszyńska, osoba z dobrego towarzystwa, o której zbyt dużo powiedzieć się nie da, trafiła na karty mojej szowinistycznie (świadomie i celowo) męskiej książki nie przez przypadek. Wprawdzie dama ta nie nosiła spodni lecz spódnice lecz obracała się  doborowym męskim towarzystwie. A co więcej do grona jej przyjaciół należeli m.in. Mehoffer, Malczewski, Sienkiewicz, Tetmajer, Witkiewicz no i Witkacy. Madame Kruszyńska gościła ich, karmiła i notowała wszystko to co powiedzieli. Nie dotyczyło to – na szczęście dla smakoszy – ich artystycznych czy filozoficznych wynurzeń lecz kulinarnych przepisów. Okazuje się, że najwybitniejsi ludzie pióra, pędzla i togi nie tylko lubili pić i zakąszać lecz owe zakąski często sami przyrządzali i to według własnych przepisów. A jeśli który nawet nie stawał przy kuchni nad patelnią, to przynajmniej dyktowali co i jak przyrządzać należy.

Po latach, rękopis pani Józefy trafił w ręce osoby, która zorientowała się jaki skarb ma w rękach i notatnik ów zredagowała, zaniosła do wydawcy i doprowadziła do druku. Dzięki więc dwom damom z Krakowa – ta druga to Zdzisława Zegadłówna – przed wieloma laty ukazała się na rynku maciupeńka książeczka zatytułowana „Legumina pana Witkiewicza”. Uważając, że nie może o niej pamięć zaginąć przedstawię kilka wynotowanych z niej przepisów. Radzę też poszperać w antykwariatach lub też zajrzeć do biblioteki. Każda z przypomnianych receptur ma słynnego autora. Oto one:

Barszcz strzelecki Pana Witkiewicza
Odgotować całe nie obierane buraki słodkie. Kapustę odgotować pokrajawszy  zbitą główkę na osiem części. Zagotować kwasu burakowego, odcedzić. Dobry rosół, w którym wędzonka się odgotowała sklarować i postawić na ogniu, wrzucić tę wędzonkę pokrajaną w kostki. Kapustę i buraki obrane i pokrajane zagotować razem leciutko i basta.

Musztarda Pana Witkiewicza
4 łyżki gorczycy sarepskiej albo angielskiej, 2 łyżki cukru, trochę soli, trzeć dolewając zimnego octu tyle, żeby średniej gęstości kaszkę uformować i nakrywszy w ciepłym miejscu na noc postawić. Nazajutrz składać w słoiki. Mówi Pan Witkiewicz, że doskonała.

Jabłka po indyjsku Pana Witkiewicza
Zerżnąć wierszek, wyjąć ostry środek, nasypać cukru, wlać troszkę wody, jabłka wierzchami przykryć, ponakłuwać i wypiec dobrze.

Sałata z pomidorów Henryka Sienkiewicza
Wyjąć korzonek z wnętrza, ostrym nożem pokrajać na cieniutkie plasterki, posolic, popieprzyć. Dodać cieniutko pokrajaną cebulę, kartofle, zimnego mięsa pieczonego, dużo oliwy, cytryny lub octu.

Farsz do naleśników poczciwego Teodora
Ugotowana gęsto kaszka, utarta. Dodać cebuli na maśle suto smażonej, odgotowanych i przesmażonych grzybków, trochę sera szwajcarskiego, trochę śmietany, i suto napełnić naleśniki do przesmażenia.
Przyznacie, że fajnie to brzmi. A jak smakuje nie wiem do czego z góry przyznaję się!