Notatka służbowa, skrupulatnie spisana z nielegalnego zjazdu obżartuchów-wykształciuchów ukrywających się przez dwa i pół dnia w Kórniku
Szanowni Państwo nieobecni, a więc – i nie odnotowani w żadnych notatkach, sprawozdaniach i aktach. Cieszcie się, że Was nie zamknięto w Kórniku. Nikt Was bowiem za to nie może szargać i szarpać. A jak widać, od paru dni na blogu nie ustają donosy o tym, co się tam działo. I do tego niektóre są tylko w części prawdziwe. Np. wino włoskie zostało dostarczone z Basilicaty, a nie z Sycylii, co by mogło sugerować związki gospodarza, uzurpującego sobie przywództwo tej nielegalnej organizacji, z mafią. On oczywiście ma związki, ale zupełnie inne. Właściwie tylko jeden związek, który przytaszczył ze sobą, i każdy mógł go poznać.
na fot.: Miś2, Pan Lulek, Ania, czyli żona Sławka – Lepsza, Barbara, czyli moja żona
Przejdźmy więc do rzeczy.
Opis będzie dokładny i każdy będzie mógł go wykorzystać w dowolnym celu. Także dostarczając do wiadomych Instytucji. Powielanie bowiem tych informacji (byle tajnie) jest dozwolone, a nawet – wskazane. Tak jak i wpisywanie się na listę członków tej, bądź co bądź, sekty oraz zobowiązanie do udziału w przyszłorocznych ekscesach.
Kórnik jest mały, ale piękny. Niektóre jego części są wręcz urocze. Np. ośrodek turystyczny nad jeziorkiem za miastem. I to mimo faktu, iż jezioro przez lata całe służyło za ściek, lecz dziś już nim nie jest. W każdym domku typu bungalow są dwie sypialnie, salonik i łazienka (czasem brak ciepłej wody, ale zawsze życzliwi sąsiedzi pozwalają skorzystać ze swojego prysznica) oraz aneks kuchenny. Przed domkiem mały taras i… duży drewniany stół.
Pyra, która podjęła się heroicznej pracy organizacyjnej (ale przecież to właśnie poznańskie pyry uczyły przez wieki resztę Lechitów pracy organicznej, czyli u podstaw) i przygotowała wystarczającą liczbę domków, dwa hrabiowskie domostwa (do zwiedzania) i dwie knajpy do prac porównawczych.
Domki były w porządku, mimo małych braków (a to wspomniana ciepła woda, a to mydło, a to ręczniki, do których przywykła cała nasza hałastra włócząca się po świecie i nocująca w niejednym bungalowie), domiszcza hrabiowskie takoż. Wystarczy powiedzieć, że odwiedziliśmy sadybę hr. Działyńskiego, czyli zamek kórnicki – dziś we władaniu Polskiej Akademii Nauk. Za zamkiem ukryto arboretum, czyli królestwo dendrologów. (Tam mieszkańcy Kórnika ukrywają Macieja Giertycha, gdy uda mu się uciec z Brukseli przed napastnikami). Nasza wizyta nie zakłóciła prac naukowych i nie wypłoszyła ducha jednej z najbrzydszych hrabianek. Jej portret też pozostał na miejscu.
na fot.: Pyra i fragmenty młodych Pyrek
Dom hrabiów Raczyńskich w Rogalinie był znacznie bardziej okazały, ale za to jego większa część w stałym remoncie. Obejrzeliśmy więc galerię portretów rodzinnych, ordery Edwarda hr. Raczyńskiego, które otrzymał jako prezydent na uchodźstwie oraz powozownię i imponującą galerię malarstwa z końca XIX wieku. Wśród obrazów gigantyczny Matejko „Joanna D’Arc” i spora kolekcja Jacka Malczewskiego. Za ogrodem francuskim – oczywiście angielski. A za nim rogalińskie dęby: Lech, Czech i Rus. Fama głosi (a Fama jest bardzo prawdomówny), że w latach pięćdziesiątych zmieniono dębom imiona. Lech i Czech bowiem wesoło szumieli i zielono mieli w głowach, mimo zbliżającej się tysiąclatki. Zaś Rus sechł i sechł. Władza miejscowa i zamiejscowa zamieniła tabliczki. Zieleni się więc Lech i Rus, a całkiem już zsechł Czech. I uniknięto śledztwa wśród dendrologów, ogrodników i innych pracowników rogalińskich włości.
Nie tylko kulturą człek żyje, nawet taki zamknięty w Kórniku, więc odwiedziliśmy w sobotę Restaurację Nadwarciańską w Radzewicach. Takich win, jakie tam stanęły na stole, to pewnie nie było tu od czasów Działyńskich i Raczyńskich. Wiem, co donoszę, bośmy sami je przywieźli. Ale kaczka pieczona i gicz cielęca duszona w jarzynach były przyrządzone przez kucharza z „Nadwarciańskiej”. I szczerze muszę wyznać bez dodatkowych pytań śledczego, że były to najpyszniejsze (i kaczka, i gicz), jakie udało się mi zjeść w ostatnich 10 latach. A pamięć smakową mam znacznie lepszą niż do niegdyś wymyślonych limeryków. (Pewnej panience w Skarżysku/ zachciało się jazdy na młodym tygrysku/ wrócili z wyprawy w porządku/ dama w tygrysim żołądku/ a tygrys z uśmiechem na pysku!)
na fot.: Wojtek z Austrii, młode Pyrki – dojadają resztki serów
Druga splądrowana przez nas knajpka to „Dwa pokoje z kuchnią” przy rogalińskim pałacu. Ślicznie i tłoczno, ale dla nas była osobna sala (skąd oni wiedzieli, żeśmy skazani na odosobnienie?). Śliczne młode dziewczyny obsypały nas naleśnikami. A każdy rodzaj wspaniały: i te z kurkami, i te z kurczakiem, i te z meksykańskim farszem, i te owocowe w czekoladzie. Słowem – wszystkie. A jak kto chciał (a Pyra chciała, lecz rady nie dała; moja babcia Eufrozyna mawiała w takim przypadku: Popie oczy, wilcze gardło. Co zobaczy to by żarło!), to mógł zamówić warkocze z wieprzowych polędwiczek, albo bezmięsne ruskie pierogi. I wszystko zasługiwało na pięć gwiazdek w rankingu „Polityki”.
O tym, co działo się pomiędzy wizytami w pałacach i knajpach, inni już napisali tyle, że mój donos jest niepotrzebny. Jeszcze by mi potem oficer prowadzący zarzucił, że mataczę. Skwituję tylko, że sery przywiezione przez sfrancuziałego Sławka były pyszne, wędliny korsykańskie takoż. Ile wina wylano z butelek – nie powiem, bo to karalne potrójnie. Ale akurat taka liczba wypadała na każdą głowę blogową. I ona wcale w dodatku nie bolała.
Prezentów było huk (to korupcja) i starczyło dla każdego. A nawet i dla każdej. A ja, prosząc o łagodny wymiar kary, przyznaję się, żem dostał (dzięki Sławku, to dar wspaniały) książkę Edwarda Pomiana-Pożerskiego „Bien Manger pour Bien Vivre”, długi pieprz z Madagaskaru, kwiat muszkatołowy, suszoną limonkę i sól morską grabioną grabiami. Ale dostałem również (dzięki Panie Lulku) „Das grose Kochbuch Sacher” oraz litewskie przepisy od młodych Pyrzątek. A była jeszcze marmolada z białego wina (była, bo już nima), piwo trapistów, przemytniczy łup sprzed lat, czyli montepulciano i dwie flaszki uhundlera. Oczekuję więc wysokiego wyroku, bo to przekupstwo większe niż te zarzucane pewnemu lekarzowi.
fot.: Na schodach w Kórniku (od lewej): Sławek, Jerzor z Kingston, Alicja – też Kingston, Ewa z Przytoka, Pan Lulek zatyka nos, niżej – ja w brązach, Austriacy Wojtek i prawdziwy Krul, Barbara Ad.
Na koniec (i to półgębkiem) wspomnę, że sitwa ta nadjeziorna ustaliła wstępnie termin kolejnego spotkania na wrzesień 2008. Miejsce podam szyfrem, i to kiedy indziej. A teraz oczekuję na wyrok.
Gospodarz Samozwaniec
Komentarze
Tako było, jako rzecze nasz Zaratrusta. Gwoli ścisłości muszę tylko donieść, że po starannych obliczeniach wypadła nam norma prezydencka , tj. 4 likwory na głowę. Jerzor z Misiem policzyli wynoszone opakowania. A teraz parę wyjasnień do fotek – panią Basię każdy z nas pozna i Gospodarza i grubą Pyrę. Ta rudowłosa piękność o roztańczonych loczkach, to Wotkowa, Alicję także znamy, za stołem siedzi po lewej Ryba z Pyra młodszą, a na górnym zdjęciu Miś, Pan Lulek i śliczna Ania Sławkowa obok p.Basi.
Nemo – zajrzyj do poczty
Chciałem się ukryć z drugiej strony szkiełka a tu proszę zostałem upubliczniony 🙂
Moja galeria zdjęć:
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/ZjazdWKRniku02
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/Rogalin
Jeszcze raz wkleję adres do fotek, tym razem osobno:
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/ZjazdWKRniku02
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/Rogalin
Panie Lulku cieszę się ,że szczęśliwie dojechałeś do domu. Trochę dalej ale dojechałeś 😉
Urządzenie pana Piotra też nas chciało kilka razy wywieść w pole w drodze do Warszawy ale dzięki temu zobaczyliśmy kawałek Pyrolandii.
Musisz dać ogłoszenie na drzwiach Magistratu w sprawie pierzynowego prawa pierwszej nocy. Koniecznie potem zdaj relację na blogu.
Pozdrawiam serdecznie.
Zapewne komentarze przeniosą się tutaj, więc i ja tutaj…
Arkadius,
Reklamować to oni dziczyzny raczej nie reklamują, nalewają za to czeskie piwo (Pilsnerl Urquell) a część restauracji, zwłaszcza szynkwas udekorowano miedzianymi elementami i starymi fotografiami zapewne z browaru. Do tego na ścianie wisi cytat po czesku chwalący zalety picia piwa.
Jednym słowem niezły misz-masz a nazwa podobno ma dłuuuuugą tradycję.
Ciekawskim francuskich serów polecam:
http://fromage.com/
Ludzie! Czego tam niema!!!
Ponadto oglądając zdjęcia ze zjazdu nie mogłem nie zauważyć zielonym kapslem opatrzonej charakterystycznej butelki mojego ulubionego burgunda. Któż to takim znakomitym smakiem był się popisał?
(zakładam, że to Bourgogne Jurassique z winnic J.M. Brocard – jeżeli nie to przepraszam i idę do kąta)
P.S.
Zamek w Kórniku taki jakim go pamiętam ze szkolnej wycieczki ca 40 lat temu.
Jeszcze słów kilka komentarzy do galerii Misia 2 – ten pan udatnie naśladujący Francuza , to ofiarodawca serów, korsykańskich wędlin i niezliczonych butelek, a także przeuroczy kompan, czyli Sławek. Do Sławka przynależy śliczna blondynka – Ania, nosząca zresztą ksywe „Rudy” Byli na zlocie z dwójką przyjaciół warszawsko – wiedeńskich.. Naszych guru kulinarnych przedstawiać nie trzeba, widać ich przy wykonywaniu obowiązkóqw służbowych, czyli wpisywaniu dedykacji w naszych ksiązkach. Na dębie rogalińskim dekoracyjnie rozpięła się Alicja, a fotografia portretowa przypominająca portrety niderlandzkie ukazuje piękną Dorotę, przyjaciółkę naszej Marialki
Jako konsumentka ruskich pierogów ( podawanych z boczkiem i kwaśną śmietaną) potwierdzam! Zawsze zwracam w pierogach uwagę na ciasto, niestety zwykle jest nadmiernie grube. Byłam zachwycona! Farsz opakowany cieniutko- w sercu wielkopolski świetne galicyjskie pierogi! Polecam.
Kochani, jakoś dochodzę już do punktu „przebolenia” mojej okrojonej bytności na zjeździe.
Mam pytanie moi drodzy z zakresu, jak to mawia moja młodziutka kuzynka, gospodarności. Otóż na pobliskim rynku zjawia się pan z cygańskimi patelniami. Chciałabym kupić, wydają się byc stosownie ciężkie. Są jednak bardzo tanie. Zastanawiam się więc czy aby wszystko w porządku i czy są to patelnie tej jakości, o której fama niesie. Ktoś wie?
Marialko nie mam pojęcia ale sprawdź z czego one. Jak aluminiowe to nie bierz nawet za darmo, jak z żeliwa, to kup i dla mnie. Marzę o prawdziwej patelni do nalesników, placków i omletów.
Andrzeju dokładnie to wino o którym piszesz. Smakowało wybornie, szczególnie pite w trakcie opowieści Pana Lulka o tym jak jadł mięso z mrożonego mamuta. Doszliśmy do wniosku ,że wino ma posmak dinozaura.
Aluminiowe nie są. Zajmę się tym w przyszłym tygodniu. A teraz szykuję się na rozmowę kwalifikacyjną- szukam nowej pracy! Mam tremę!
Niech Ci się wiedzie, Marialko
Świetnie się składa!
To ja sobie kupię flaszkę tego samego, bagietkę, na głowę berecik i też sobie zjazd urządzę!
Hm…
Jeszcze jeden komentarz do zdjęć misiowych z soboty – z naszej posiady – są dwa zdjęcia , na których Pan Piotr siedzi obok szpakowatego szatyna. To są zdjęcia pod hasłem „władza trzyma się zawsze razem”. Ten Pan towarzyszący Gospodarzowi, to znany wszystkim z moich opowieści sekretarz gminy Kórnik Leszek Książek. Wizytował nas już w piątek sprawdzając czy wszystko w porządku, a w sobotę spędził z nami pół dnia ciężko pewnie narażając się żonie, bo o 11.30 w Zamku udzielał ślubu cywilnego, a potem juz wylądował u nas na dłużej. Sympatyczny i niegłupi.
Ja bym jednak poprosiła Misia 2 o porządne podpisy. Naprawdę robi się je bardzo łatwo! Z pobieżnych tłumaczeń drogiej Pyry niewiele wynika, bo to tylko o paru zdjęciach, i nie wiem np. który to z portretów ma przypominać niderlandzki 😉 Błagam, chociaż zbiorówki!
Panie Lulku drogi (odpowiadam na komentarz pod poprzednim wpisem), ja wiem, że straciłam! Nie powiem, że wiem, ile, bo to niewymierzalne! Chciałoby się czasem rozdwoić… Może w przyszłym roku ustalicie jakiś lepszy dla mnie termin? 😀
Proszę Misia, żeby wszedł do swoich zdjęć i pod zbiorowymi zdjęciami umieścił podpis, kto siedzi kolejno.
Z opowiadań Pyry dalej nic nie wiem, może by wybrała konkretne zdjęcia i opisała. 🙂
Doroto z sąsiedztwa – pod koniec niedzielnych, rogalińskich zdjęć jest „portret kobiety w czerwieni” to własnie Dorota.
Panie Piotrze,
Babcia Eufrozyna widocznie była bardziej „politycally correct” (jak to teraz po naszemu?) niż moja Babcia Ola.
Ta twierdziła, że „popie oczy księże garło..” a dalej tak samo.
P.S.
Piszę tak jak babcia mówiła.
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/Rogalin/photo#5113880587137567490
hihi
Kurcze taka fajna impreza 3 km od domu a ja na wyganiu 1500km, ale bol.
Nemo, wrzuć do kompa Ani zdjęcia, może się wreszcie połapią kto był kto. One są opisane
Marialka
„Pierogantka”, chcąc zdać jak najcelniej,
(a to był sam Dyr. Naczelny!)
już w trakcie rozmowy
wbiła mu do głowy
Swe zalety. Z użyciem patelni…
Co to znaczy bardzo tanie? Jesli kosztuje pow. 60 zł. to brać
Na ogolne zyczenie PT Publicznosci, a za Pyry upowaznieniem zamieszczam:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Kornik2007
Naumiałem się pisać i podpisywać 🙂
Iżyk.
Bez patelni się starałam.
Niestety te rynkowe 25-30 pln i ta cena mnie zastanawia.
Witajcie
Piszę z opóźnieniem ale wczoraj internet wysiadł a dziś od rana młyn i drzwi się nie zamykały. Pyro – dzięki! Było super! Wszystko już właściwie uczestnicy zjazdu napisali w komentarzach, dokumentacja fotograficzna też oddaje nastrój zjazdu i wiele nie mam do dodania. Napiszę tylko, że była świetna atmosfera i dużo ciepła między ludźmi – takiego zrozumienia dla siebie nawzajem. Wojtkową i mnie podbudował emocjonalnie zjazd – w końcu trochę oddechu złapaliśmy od skrzeczącej rzeczywistości. Całą drogę do Przytoka przegadaliśmy wspominając atrakcje i imprezy. No i tyle prezentów. Dziekujemy!
Muszę kończyć bo znów czegoś odemnie chcą, szarpią klamką bo by napisać tych kilka zdań musiałem zamknąć się w pokoju od środka.
Pozdrawiam serdecznie
Tak mi strasznie smutno, ze czasu mam niewiele i jedynie moge sobie pozwolic na pobiezne przejrzenie zdjec.
Lal…bylo wspaniale. I te napitki, i to jadlo, i te „prezenta”, i te widoki, i te galerie, i te… Szkoda, ze nas tam nie bylo, ale od czego sa nasi uczestnicy – wybaczcie iz imiennie wymieniac Was wszystkich nie bede. Opisali wspaniale, obfotografowali cudownie. Dzieki serdeczne.
Pyrze – wieniec laurowy i obnoszenie w lektyce za wspanialy pomysl i organizacje.
Gospodarzowi samozwanczy stolec za wspaniale blogowe pogawedki, a za nas wszystkich wznosze zdrowie kielichem Toolongi – Kiwi Fruit Wine.
I zaraz pedze do chaltury w jaka sie wpakowalam.
Pozdrowiatka od chalturzacego zwierzatka
Echidna
Usilowalem wyslac cos na temat blogowego Zjazdu. Nie uzywalem brzydkich wyrazow. Nie uprawialem zadnej niedozwolonej dzialalnosci, nawet nie donosilem. Mimo wszystko wpis wcielo. Mam kopie dla potomnosci. ale to juz nie moja wina. o ratunek nie prosze bo po pierwsze niema to sensu a po drugie po co.
Pan Lulek
Panie Lulku, czy mozesz wyslac kopie do mnie?
Kochana Pyro! Przyslalas mi dwa razy ten sam tekst, na ktory Ci odpowiedzialam stawiajac wazne PYTANIE. Dostalas te emalie z 10:56?
Lulku, jesteś! A to oznacza, ze nazareti- pojazd niebiański, niezawodny!
Nemo – masz list od Gapy
Marialka !
Informuje Cie, ze plyn ktory otrzymalas mozna uzywac do roznych celow.
Po pierwsze do przecierania skalpela przed i podczas zabiegow anastezjologicznych.
Po drugie do znieczulenia pacjenta od wewnatrz.
Po trzecie do podtrzymywania medyka na duchu porazonego wysokoscia wlasnego honorarium.
Przystapilem do wprowadzania pierzyny do eksploatacji.
Etap pierwszy.
Rozpakowanie z worka foliowego, rozpostarcie na tapczanie i wyklepanie dlonmi. Raz lewa, raz prawa.
Pozostawienie w spokoju celem dojscia do siebie.
Ciag dalszy nastapi.
Pan Lulek
Opis „wydarzen kulinarnych pyszny”!! Zdjecia tyz piekne,nawet juz sie polapalam,”kto je kto” 😉
Beretke juz mam, teraz tylko tego burgunda nabede i tez bede miala zjazd 🙂 Andrzeju we dwoje bedzie troszke razniej 😆 !!!
Ps………..a poza tym poszcze,bo przeszlam tortury u dentysty 🙁
Pozdrawiam.Ana
Cos sie porobilo z blogiem Doroty z Sasiedztwa 🙁 Zagniezdzil sie tam jakis network. Czy to legalne?!
Lulku!
Otrzymanym płynem znieczuliłyśmy w niedzielę, dbając o to by nie wyłączyć oddechu- obie do oddychania przywiązane jesteśmy niesłychanie.
Zaraz pójdę natomiast dusić bezwzględnie maślaki, które podam do kopytek doprawionych kurkumą.
D. wróci dziś głodna niemożebnie bo i pracy coraz więcej i bieg z przeszkodami po sklepach z wiertłami zaliczyła dziś w tempie szalonym.
nemo: był jakiś przejściowy kłopot, weszłam do siebie przez stronę. Teraz już chyba jest OK. U mnie Jaruta/Pyra lamentowała w drugą stronę 😆
Marialka !
Mloda Damo. Pozwalam sobie zwrocic uwage, ze Nazareti jako imie wlasne pisuje z reguly z duzej litery, chyba, ze adresat mnie zdenerwuje. Podobnie zreszta, jak o wiele slabszej klasy pojazd Masaretti pisuja z duzej. Nawet Syrenka tez miala duza litere na poczatku nazwiska. Poza tym jeszcze nigdy w zyciu nie widzialem nikogo kto w Masaretti przejechalby jednym ciagiem trase Kornik – St. Michael w Poludniowej Burgenlandii. Poza, oczywiscie, przerwami wynikajacymi z faktu: jakiegos mnie Panie Boze stworzyl, takiego mnie masz.
Rozumiem, ze D. biegala za wiertlami. Czyzby miala ochote komus wiercic dziury w brzuchu.
Pelen wyrozumialosci dla bledow mlodosci
Pan Lulek
Ho ho ho! ” (…) chyba, że adresat mnie zdenerwuje (…)”
Czegóż to mogłam się dowiedzieć w przerwie działań kuchennych.
Zobowiązana, uprzedzam o niebyciu damą.
Kochani, nie tylko święto piwa w Niemczech. Święto couscous, coś dla Piotra, który przecież z Włoch niedawno wrócił. Impreza z udziałem Gianfranco Vissani: http://www.couscousfest.it
Czyzby Santa Piva di Warka. Patrz kroniki watykanskie.
Pan Lulek
Pierzyna dochodzi do siebie.
Etap drugi.
Poszukiwanie stosownej poduszki. Mis 2 kupil jedna ale nie tego rozmiaru.
Poszukiwanie odpowiedniej powloczki. Bylo nie bylo 200 na 160 centymetrow. Wzmacnianie sil swiezymi winogronami prosto z krzaka w cudzym ogrodzie.
Pan Lulek
I ja tez juz w koncu czytam, czytam, zdjecia ogladam…….bylo niezle…..:)))
Przyznam, ze ze zdjec Misia -tych jeszcze bezopisowych prawidlowo jak sie pozniej okazalo ,rozpoznalem spora czesc zalogi.
Pyra – wiadomo !! Pozdrowienia sle szczegolne za caloksztalt!!
Alicja i malzonek – to byla latwizna!! Przyjechali w trakcie imprezy duuuzym combi :))
Pan Lulek prezentowal pierzyne, a Sławek – tak pisze jak wyglada i ten papieros na kazdym zdjeciu….;)) Na zdjeciu z flaszka i bagietka, apasz jak nic!!
Mozna dopasowac ludzi do tego co pisza sami, do tego co pisza o nich inni. Zagadka totalna byli, jak sie okazalo, przyjaciele Slawka i Wojtek z Przytoka. Sory!!! Nie potrafilem Ci Wojtku dobrac postaci – ale jest ok!! A Misia to dopiero u Mlodej Pyry….Taki jest los fotografa.
Ciesze sie Wasza radoscia !!!
A dla wszystkich zainteresowanych prawdziwymi cyganskimi patelniami sle linka – gdzies, kiedys czytalem o tej spoldzielni. I sa !!!
http://www.khetane.pl/oferta.html
pozdrawiam
-antek
Ps. Cos tak czuje ze spora czesc rozmow przejdzie na kontakty osobisto-mejlowe. O ile juz tak sie nie dzieje…:(((
@Antek
dobry wieczor
a czy patelacha z cygańską duszą toto samo co cygańska patelacha?
Nareszcie obejrzałam sobie zdjęcia – wcześniej nie mogłam wejść – najpierw byłam w pracy a potem internet praktycznie wysiadł. Wreszcie mogłam sobie popatrzeć. Czego mi brakuje? – opisu tych butelek. Te wina były wyborne i chętnie spróbowałabym ich jeszcze raz. Ludzie byli przemili, dowcipni i przede wszystkim wszyscy lubili jeść – co mnie bardzo ucieszyło. Misiu 2 – ponownie proszę o przepis na Twoją nalewkę (moja była dobra bo stara). Chcę równiez powiedzieć, że przestudiowałam ksiązki kupione w Kórniku – polecam przepisy Pani Basi dla SINGLI. Sa super. Życzę wszystkim miłego wieczoru. Jutro wybiorę się do Świata Win by zdobyć tego burgunda – wypije go przeglądając te fotografie nad jakąś dobrą potrawą.
Poradźcie – jakie wino do cielęciny duszonej z kurkami?
Witaj Arkadiusie !!
Przypuszczam że to tak jak z żelazkiem z duszą i zwykłym żelazkiem 🙂
Tym i tym da sie prasować.
Przypuszczam ze z patelniami jest tak samo.
A może na tej z duszą da się tak smigać jak na desce?
-antek
Rybo kochana, natychmiast ruszam z pomocą (przepraszam za spóźnienie ale przed sekundą wróciłem z radia TOK FM gdzie opowiadałem oczywiście o Kórniku). Do cielęciny z kurkami to ja najbardziej lubię Chardonnay i to z Burgundii. Choć mogą też zadowolić i te z Kaliforni a nawet z Australii. Smacznego!
Tylko na torze bobslejowym 🙂
No, piekne, piekne. Obejrzalam wszystko bardzo starannie, dziwiac sie sobie, ze wszystkich wyobrazalam wlasnie tak jak na tych zdjeciaich. Tak Was widzialam, Kochani, bo jestem wiedzma. Tak wlasnie was widzialam : Pyre, Wojtka, Pana Lulka, Misia. Alicjiu nie musialam sobie wyobrazac, bo widzialam przedtem na zdjeciaich z Kanady.
Mam nadzieje, ze bedzie drugi zjazd i ze bede mogla przyjecjac.
A teraz Pyro – patelnie do omletow, nalesnikow etc nie powinny byc zeliwne, Wystraczy zwykle zelazo, dosc lekkie. Zeliwo natomiast dobre do mies. Tajemnica dobrego omletu polega na bardzo porzadnym rozgrzaniu malej ilosci tluszczu, oleju raczej niz masla. Kiedy zacznie lekko bulgotac i nad patelnia unosic sie lekki dymek, mozna wylewac rozbeltane jajka. (Uwielbiam uczyc dzieci przyrzadzania omletow, chodza po swiecie cale zastepy mlodych ludzi nauczonych przezwe mnie w wieku 7-9 lat robienia omletow i prawdziwych amerykanskich hamburgerow. Takie dziecko juz pozniej nie zginie)
Nalesniki tez raczej na lekkiej patelni zelaznej , bo wtedy mozna je przewracac podrzucajac.
A aluminium faktycznie nie warto w kuchni trzymac. Zwiazki aluminium znaleziono w mozgach ludzi zmarlych na Alzheimera. Niestety zwiazki aluminium dodawane sa takze do roznych sypkich produktow aby nie zbijaly sie w grudy pod wplywem wilgoci: np do soli, kawy blyskawicznej, zup i bulionow w proszku. Warto sprawdzac opakowania od soli czy cos dodali. A kawe pic prawdziwa.
Jeśli idzie o patelechy to się zgadzam. Co się tyczy zaś słowa, przed lub po niej to jest dość dyskryminujące pewną grupę społeczną.
A do surfowania potrzebna jest dusza. Masz racyje.
Dziękuję za pomoc – jutro ruszam do sklepu. Co do patelni to najlepsze naleśniki jadłam z porządnej patelnii stalowej z grubym dnem. W stu procentach zgadzam się z Heleną – ja też omlety robię na oleju bo są dużo bardziej puszyste i się nie przypalają. Co do mięs nic nie zastąpi moim zdaniem brytfanny. Co prawda kilka miesięcy temu zaopatrzyłam się w pewne cudo – wysoką patelnię do duszenia mięs niemieckiej firmy (zaraz sprawdzę jakiej). Dusi się super ale nie rumieni. Potrawki wychodzą soczyste, a zrazy wołowe robią się błyskawicznie. Co prawda obsmarzać muszę na zwykłej patelni, ale mimo to warto
Rybo moja wiśniówka została zrobiona bez jakiejkolwiek recepty. Trochę wiśni wydrylowanych zalanych specjalnością kurpiowską robioną w tajemnicy w księżycową noc, Cukier przepalony na patelni z dodatkiem słowackiego miodu Zlany sok z dżemu wiśniowego potem na dolewkę trochę zalanych całych wiśni co stały dwa tygodnie i postało dwa miesiące w słoju ( zostały mi resztki wiśni na spirytusie) Zeby było mocniejsze na 2000/ 200 czystego spirytusu ze sklepu. Żadna magia , a może nie…
Czytam i oglądam dalej….raz kolejny.
Żadnego nieporozumienia, załamania atmosfery,nudnego momentu, słabego punktu?
Wszyscy sympatyczni, zabawni przyjacielscy?
Cholercia, żałuje że nie byłem.
Może wtedy…? 🙂
-antek życzy dobrej nocy blogowi całemu
Pochwalę się moimi zdjęciami z Bitwy Napoleońskiej z 1807 roku pod Ostrołęką
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/BitwaPodOstroleka
Poogladalam, przeczytalam i zazdraszczam Wam wszystkim.
Buziuchna.
Lena – Ty nie zazdraszaczaj. Ty szykuj sie na nastepny rok.
E.
Misiu – magia – biorąc pod uwagę jej smak. A co do tego czy ten przepis jest zwykły czy nie to wiem jedno – przepalany cukier, słowacki miód, wiśnie dryloane i niedrylowane to już nie jest „żaden” przepis. Bardzo dziękuję i misiaczki 🙂
Do pracy rodacy. Wszystkim życzę udanego dnia.
Pierzyna calkowicie wprowadzona do eksploatacji. Dalszych etapow nie bedzie. Od dzisiaj tylko zwiedzanie. Karta wstepu, umiejetnosc przyrzadzania nalesnikow.
Pan Lulek