Nie dajmy se w kaszę dmuchać
Od wieków dni postnych bywało w Polsce sporo: wielki post, adwent, dni poprzedzające rozsiane często w kalendarzu kościelne święta. Poszczono także w wielu intencjach. A przede wszystkim w piątek każdego tygodnia. Wówczas to na polskich stołach pojawiały się potrawy postne. Nic więc dziwnego, że w naszej rodzimej kuchni znajdujemy wiele przepisów na wspaniałe dania bezmięsne. Bardzo chętnie włączano także przepisy na potrawy spoza granic, takie jak bliny, które stanowiły rarytas wielu znakomitych stołów lub wypiekane z parmezanem makarony. Rygoryści nie dopuszczali w postne dni i tygodnie do używania nawet mleka czy masła, kraszono wówczas jedynie olejem lub w ogóle nie kraszono.
Na długo zanim dostrzeżono wartości odżywcze kasz, jadano ich w Polsce wiele różnych gatunków, obecnie wiele z nich jest prawie zapomniane lub rzadko kupowane i przyrządzane.Kasza jaglana,krakowska,różnego rodzaju jęczmienne, perłowe, zacierane jajkiem lub nie – dawały możliwość różnorodnego i smakowitego wykorzystania. Jednak również te rodzaje kasz, które pozostały na rynku do dzisiejszych czasów są znakomitymi produktami. A ich umiejętne przyrządzenie zamienia kasze w istne delicje.
Kasza gryczana zapiekana z mięsem
2 szklanki kaszy gryczanej, 3 szklanki wody, 1 łyżka masła lub smalcu, sól, 1 szklanka zmielonego gotowanego lub pieczonego mięsa (wołowina, wieprzowina, kurczak), 2 łyżki masła, 1 cebula, 1 kostka rosołowa, 1/2 szklanki śmietany i 1/2 szklanki jogurtu naturalnego.
Kaszę przepłukać na sicie,zalać podaną ilością wody dodając łyżkę masła lub smalcu i sól,zamieszać i ugotować na wolnym ogniu pod przykryciem.
Na 2 łyżkach masła zrumienić na jasnozłocisto posiekaną dobno cebulę,dodać do niej mięso,rozpuszczoną w kilku łyżkach wody kostkę rosołową,doprawić solą i pieprzem.
Wymieszać kaszę z mięsem,wyłożyć do wysmarowanego lekko masłem żaroodpornego naczynia.Polać śmietaną z jogurtem.
Rozgrzać piekarnik do temperatury 180 st C i wstawić zapiekankę na 25 minut.
Podawać w tym samym naczyniu,w którym kasza się zapiekała.
Kasza jaglana ze śliwkami
1 i 1/2 szklanki kaszy jaglanej, 3 szklanki wody, 20 dag wypestkowanych suszonych śliwek, sól, 1 i 1/2 łyżki masła. Do posypania – cukier.
Kaszę wsypać do sita i sparzyć 2 litrami wrzącej wody.
Kaszę wymieszać ze śliwkami, lekko posolić,włożyć do garnka,który potem będzie można wstawić do piekarnika.Dodać podaną ilość wody. Zagotować w odkrytym garnku.
Zakryć pokrywką.Wstawić do piekarnika na 45 minut.
Podawać kaszę posypaną cukrem,jako postne danie lub bez cukru jako dodatek do pieczonego mięsa.
Bliny z mąki gryczanej
2 i 1/4 szklanki mąki gryczanej, 1 i 1/2 szklanki mleka, 3 jajka, 4 dag drożdży, szczypta soli, 1 łyżka stopionego masła, oprócz tego 5 łyżek stopionego masła do smażenia i 5 łyżek masła do polewania blinów.
Rozmieszać drożdże w 1 szklance ciepłego mleka,dodać mąkę,wyrobić i odstawić do wyrośnięcia.
Do wyrośniętych drożdży dodać resztę mąki i mleka oraz żółtka,wlać łyżkę rozpuszczonego masła,szczyptę soli.Ciasto powinno mieć konsystencję śmietany.
Ubić sztywną pianę z białek,dodać do ciasta.Wymieszać.Odstawić do ponownego wyrośnięcia.
Rozpuszczonym masłem smarować nagrzaną patelnię,nalewać małą chochelką ciasto,smażyć z obu stron na rumiano.
Można odkładać do lekko nagrzanego piekarnika lub podawać od razu,świeże i gorące,prosto z patelni.
Podawać ze śmietaną lub rozpuszczonym masłem albo z wędzonym łososiem .W wersji supereleganckiej podaje się bliny z kawiorem.
Komentarze
Wymyslilam swego czasu cos na ksztalt taboulehu z kaszy gryczanej:
do ugotowanej kaszy gryczanej dodaje ugrylowane i pociete w paski czerwone papryki, odcisniety z soku i pokrojony w kostke pomidor, posiekany sczypiorek, sporo podartej bazylii. Zaprawiam oliwka, cyryna, pieprzem.
Bardzo to z E. lubimy – na zimno, w lecie jako lekki lunchyk
Oczywiście, panie Piotrze, wiele gatunków kasz straciło na popularności, a niektóre nam przybyły w kuchni. Do nabytków zaliczyłabym kuskus (wyjątkowo wygodny w stosowaniu, choc mało wyrazisty w smaku) i rozpowszechnienie się w kuchni kaszy kukurydzianej poza tradycyjny jej zasięg (Małopolska płd-wsch) Natomiast przestaliśmy kupować jagły (dla mnie mdłe) i pęcaki i pszenny i jęczmienny. Ocalały natomiast doskonałe kasze gryczane , jęczmienne i pszenne. Osobiście prócz kasz gryczanych bardzo lubię kaszę perłową, jęczmienną mazurską i drobną, jęczmienną wiejską.Jeszcfze dwa miesiące i wejdziemy w sezon jesienno – zimowy, a z nim w kasze wypiekane z grzybami suszonymi, zrazami z kaszą, kaszą jako podkładem do gulaszy, gołąbków, kapuśniaków i krupników. Jednym z pierwszych, jesiennych posiłków będzie dla mnie kasza gryczana, palona, posypana suto skwarkami z wędzonki , popijana kefirem. Jak będę miała atak pracowitości to zrobię pierogi z kaszą ala Alicja. Bradzo dobre, tylko robić mi się nie chce.
Kasza gryczana- znajdują się w niej dość znaczne ilości białka (niepełnowartościowego), witamin B1, B2, i PP, składników mineralnych: fosforu, wapnia, żelaza oraz tłuszczu i skrobi. Kasza gryczana nie palona ma większą wartość od kaszy gryczanej palonej, która traci ok. 50% witamin podczas palenia.
Gryczana i jej odmiana, czyli kasza krakowska, wskazane są dla cierpiących na kruchość naczyń krwionośnych, żylaki, a nawet hemoroidy. A to dlatego, że są cennym źródłem magnezu i uszczelniającej naczynia witaminy P, znanej rutyną.
Kasza jaglana – pod względem wartości odżywczej znajduje się na drugim miejscu po kaszy gryczanej. Ma ona nieco mniej białka, witamin B1, B2, fosforu i tłuszczu. Ilość żelaza jest taka sama jak w kaszy gryczanej. Kaszę jaglaną, podobnie, jak kukurydzianą, mogą jeść osoby uczulone na gluten. Zawiera ponadto dużo białka, a mało skrobi, jest lekkostrawna i nie powoduje wzdęć ani fermentacji w żołądku. Ma sporo krzemu poprawiającego wygląd włosów, skóry, zębów czy paznokci.
Kasza jęczmienna – zawiera mniejsze ilości białka, wapnia i żelaza w porównaniu z kaszą gryczaną i jaglaną. Spośród kasz jęczmiennych najwyższą wartość odżywczą ma pęczak.
Kasze jęczmienne zawierają błonnik rozpuszczalny, który obniża poziom cholesterolu we krwi. Są zalecane osobom z chorobami krążenia i nadciśnieniowcom.
To cytat z wiedzy fachowej. Majac w domu wegetarianskie dziecko musze codziennie wymyslac cos „zdrowego” i jeszcze ma smakowac! Jutro przybedzie jeszcze gosc-wegetarianin z Bostonu, przemierzajacy Europe na rowerze. Ma ca 55 lat. Moje dziecko przywloklo wczoraj wieczorem Geologa, a ten je wszystko. Jest pierwsza rysa na jego nieskazitelnym portrecie: on sie boi pajakow!
Kasza gryczana jest chyba jedną z najbardziej wartościowych kasz. Lubię z sosem grzybowym, w którym jest całe mnóstwo grzybów.
Pomysł, żeby to robić jak tabouli – przedni!
Kuskus jest niezły, ja wolę bulgur – to jest ugotowana pszenica, wysuszona i potrzaskana na kawałki. Wystarczy wlać wody, samo nasiąknie, podobnie jak kuskus. Zgadzam sie Pyro, że te wszystkie jagły są mdłe. Ale gryczana jest wyrazista!
Wczesniej (pod poprzednim wpisem) odpowiadałam Echnidzie – wstawiłam sznureczek do zdjęć Tereski od grzybów, na wszelki wypadek podaję tutaj raz jeszcze, nie dając sobie w kaszę dmuchać!
http://alicja.homelinux.com/news/Szczecin-2007/
O cholera! Pająków się boi?! Mój się nie boi! Choćby niedzwiedz, to dostoi.
Opowiedziałam z jakiejś okazji całkiem niedawno Jerzu o tym Geologu Twojej córki, Nemo – powiedział, że należy przegonić i znalezć normalnego chłopa. Ja tylko cytuję, nie wiem, co to znaczy.
Przepis Heleny wypróbuję z pewnością. Alicjo – wiadomo, że żaglowce należą do najpiękniejszych widoków. Moją Ryba i Syneczek mieli okazję oglądać paradę tych żaglowców już pod żaglami w czasie parady pożegnalnej w Świnoujściu, a ja im zazdroszczę.
Nemo – Marialka ma sporo własnych i fajnych pomysłów na posiłki wegetariańskie (taką kuchnię stosuje) Z tego o czym ostatnio rozmawiałyśmy, podała mi pomysł na znakomitą (chyba) wytrawną zupę z dyni i na zapiekanki. Napisz do Niej, napewno możecie się wymienić przepisami.
Witam
Dziś w biegu jestem, więc tylko szybka informacja dla Pyry. Przed chwilą wpłaciłem kasę za ślubną i siebie.
Pozdrawiam
Czy ja juz opowiadałam, jak to mój syn z synową pare lat temu zdecydowali, że są wegetarianami „od dzisiaj”, i czym to się dla mojego dziecka skończyło?!
Anemią się skończyło galopującą, taką, że młody zemdlał na wykładach. Lekarz ochrzanił go okropnie – jak przechodzisz na wegetarianizm „od dzisiaj”, to powinieneś wiedzieć, co czym należy zastąpić, żeby młody organizm dostał, co trzeba. A oni wymyślili sobie, że wegetarianizm to znaczy – nie jemy mięsa i tym podobnych ryb. Wegetarianizm trzeba robić z głową!
Alicjo, musialabym przegonic oboje, bo sa juz chyba symbiotycznie zwiazani ze soba, nosza nawet te same kolory (dzis na czerwono). On sie boi tylko pajakow niespodziewanie zjezdzajacych mu na twarz z sufitu (nie u mnie). Z kuchnia wegetarianska mam spore doswiadczenie, bo wielu takich przyjaciol u nas bywa, ale osobiscie lubie od czasu do czasu skonsumowac jakis zewlok. Taki atawizm 😉
Alicjo – nie wiem, czy się przyznać, ale ja też panicznie boję się pająków (co prawda nie aplikuję do tytułu prawdziwego mężczyzny). Małych pająków leśnych i ogrodowych po prostu unikam, na widok dorodnego krzyżaka w mieszkaniu zdarzyło mi się wpaść w regularna histerię. Na codzień wychodzę z pomieszczenia z pająkiem i nie wchodzę tam, zanim ktoś inny morderstwa na zwierzątku nie dokona. Teoretycznie to ja wiem, że to ja jestem groźna dla pająka, nie pająk dla mnie, ale to tylko teoria. Ten jakiś wstręt dogłebny (arachnofobia) jest poza moją codzienną logiką i twardym chodzeniu po ziemi. Na swoją marną obronę powiem, że nie boję się, żaby, myszy, zaskrońca ani innych przedstawicieli fauny. Robactwa ogólnie nie lubię, ale pająki to zupełnie oddzielna sprawa.
Ja tez troche sie balam pajakow, az E. – frankofilka nauczyla mnie 25 lat temu aby z napotkanych w lazience pajakow wrozyc: matin – chagrin, soir – espoir (mam nadzieje, ze to tak sie pisze, bo ja francuski to tylko ze sluchu i z kaziazek kucharskich…)
Kochani,
TVN24 – cytuje „Najprawdopodobniej widziany w niedzielę ssak to wieloryb karłowaty – najmniejszy i bardzo popularny gatunek. – To chyba jedyny, któremu nie grozi wyginięcie – ocenia Skóra. Jak dodał, jeżeli potwierdzi się gatunek, będzie to pierwsza odnotowana wizyta tego ssaka na naszych wodach.”
O, a ja sie boję durnego zaskrońca, a toż to niewinne! My nie mamy w Kanadzie nawet zmij, tylko gdzies w okolicach Missasaugi podobno jest jakiś tamtejszy lokalny grzechotnik, ale nie wiem, czy go ktos widział, czy to legendy.
Pająki mi nie przeszkadzają jakoś, inny zwierz niech se lata i w kaszę mi dmucha, ale węże to osobna sprawa. Płynę ci ja sobie kiedys na jeziorku w okolicach, które porobiłam na zdjęciach z Tarczy Kanadyjskiej dla Ani… no więc płynę ci ja sobie i kątem oka widzę, ze niedaleko, jakieś 5 metrow ode mnie łebek wystaje… równolegle ze mną płynął sobie wąż wodny (a są spore i grubaśne, 2-3 metry długosci mogą mieć). Myślałam, ze zejdę ze świata tego, a choćby na atak serca ze strachu. Do brzegu było z kilometr, ale pobiłam chyba wszystkie wcześniejsze rekordy, wracając. I cały czas bylam przekonana, że gad za mna płynie i mnie dopadnie. I zeżre.
A moja przyjaciółka Halina umiera ze strachu, jak tylko jakaś ćma sie pojawi. Nie zapomnę, jak kiedyś w srodku nocy narobila rabanu i wrzasku – myślałam, że ktos się wdarł do pokoju na górce, gościnnego, odkąd dziecek poszedł z domu – nic z tych rzeczy, malutka ćma pojawiła sie koło lampy, a Halina akurat czytała cosik.
Każdy ma swojego stracha, a jak nie ma, to wymyśli. Może lepiej mieć konkretnego pająka, węża czy inną ćmę?!
Co do zewłoków – to samo, Nemo. Zauważyłam, że coraz mniej i czasami zapominamy, że istnieje mięso, natomiast ryby i inne frutti di mare i owszem, często za nami „chodzą”. A tak nawiasem mowiąc, to słucham swojego wewnetrznego głosu. Mam ochotę na jajka, to gotuję jajka i gdzieś mam pogadanki na temat cholesterolu w żółtku i tak dalej, ponieważ ochotę na jajka *miewam*. Nie pamiętam, kiedy ostatnio robiłam schabowe. Pewnie nie było to ostatnio, ale jak mnie albo Jerza najdzie, to zrobie bez wahania.
Alicjo, mozesz sie zrelaksowac w sprawie jajek – okazuje sie, ze nie maja tyle tego zlego cholesterowlu, co sadzono do niedawna. Jajka znowu sa OK. Co innego kielbasa swojska spozyta przeze mnie wczoraj w nieprzyzwoitych ilosciaich……..
E tam… Heleno, przecież nie wcinasz tej swojskiej codziennie:)
Raz na jakis czas możesz w nieprzyzwoitych, a co!
Osobiscie pajakow sie nie boje, ani nie brzydze, chyba ze to jaka tarantula albo inna czarna wdowa. Krzyzaki darze sympatia, bo lapia muchy i komary i robia piekne sieci. Kiedys mielismy na oknie kuchennym pieknego, nazwalismy go Kleofas i wrzucalismy mu do sieci zywe muchy. Urosl pieknie, ale w listopadzie gdzies zniknal. Wiosna na klamce od garazu pojawila sie nic pajecza, po ktorej chyba setka malych pajaczkow ewakuowala sie na ziemie. Czekalismy z otwarciem garazu, az ostatni pajaczek osiagnal wolnosc. Jedyne, czego nie lubie, to wejsc w lesie niespodziewanie w wielka gesta siec, ktora oblepia twarz i wlosy. Albo na strychu, brrr….
Nocą zaatakowałem kapciem pająka wielkości dłoni. Jego okrągłość została spłaszczona do minimalnej grubości. Po dywanie rozprysła się ciecz o nieprzyjemnym zapachu. W ciszy i spokoju położyłem się ponownie do łóżka.
Po południu z obolałą głową zwlokłem się z wyra. Leżący laczek na środku pokoju przywołał mi pamięć o zdarzeniu z środka nocy. Pomyślałem o czekającej na mnie ciężkiej pracy prania dywanu. Sprzątanie nie popsuło mi jednak humoru. Okazało się ze była to tylko fantazja. Dotarłem na umówione wieczorne party o określonym czasie.
Jeszcze dziś /po XXX ponad latach/ zastanawiam się, skąd on się tam wziął skoro go w ogóle tam nie było. Na wszelki wypadek nie przykrywam niczym podłogi /przecież i tak nie przeziębi/. To zaoszczędza sporo czasu.
Kasze mocze i płukam minimum 4x przez co po ugotowaniu dalej jest sypka i nie przypomina breji. Do gotowania nie dodaje masła. Po tak długim czasie w tej temperaturze masło puszcza się w nieprzyjemny zjełczały zapach.
Zapomniałem + , lecę do muzeów póki nie ma rewindykacji zbiorów. Jak na ra jest jeszcze cos do oglądania w moim cudownym Berlinie.
Krupnik to u nas ostatnio czesto „po stole chadzal” – i nic dziwnego – zima. Wlasnie podali mila wiadomosc – w nocy ma byc tylko 3 stopnie. Co przy mroznych podmuchach od bialych niedzwiedzi nie zacheca do wieczornych spacerow. Trudno – potyje sobie!
Moja Bunia podawala sporo roznych gatunkow kasz na rozne sposoby. Ja juz nie – „odchcilam sie” chyba.
A coz to niby za wstyd bac sie pajakow – nieznosze paskudow i tyla. Wrzask na wszelki wypadek podnosze – i palcem wskazuje gdzie siedzi, reszte pozostawiajc mezczyznie domu. Nieszczescie chce, ze jak sie czegos unika samo w galy wlazi. Moj pierwszy pajak w Oziandzie byl to red back – jadowite bydle, co to jednym malym ukaszeniem wielu pomogl uleciec w kraine Dreamlandu. Takie to juz moje szczescie – jak waz to od razu ten z bardziej jadowitych (patrz fotka na Alicjiowej stronie z poprzedniego wpisu). „Gieneralnie” wole motylki od gasiennic.
Panie Lulek ,
obiecalam sprawdzic i doniesc uzupelniajace dane na temat woka. Choc z ostatniego wpisu rozumiem ze wybor zostal dokonany, krotka i ostatnia notka w tej sprawie .
Sa dwa rodzaje: kantonski i pau. Kantonski ma dwie krotkie raczki i sluzy do szybkiego smazenia oraz gotowania na parze (i tu uzywa sie pokrywki jak i azurowej plarformy – rack), pau glownie do smazenia – dluga raczka bardziej przydatna jest podczas czestego podrzucania woka i jego zawartosci.
Alcjio – to bylo „Arrogant Frog” a nie „cham” przez jedno „r”. No i nie tak calkiem do bani.
Acha, i jeszcze jedno – juz wiem na czym polegal problem z wielkoscia fotek. Jutro cosik kulinarnego podrzuce to przy okazji sprawdzimy.
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Nemo, piekna historia z pajaczkami. Tak dokladnie postapilaby E. Jeszcze by im drabinke podstawila.
Kiedys wracam zmeczona z pracy i widze, ze drzwi do salonu zamkniete, a koty zdenerwowane tez zamkniete – w lazience na pietrze. Pytam w jakiej sprawie. A, bo Pickwick przyniosl mysz, ale jest ona calkiem w dobrym stanie, zamknieta w salonie, a koty zamkniete na pietrze, zeby jej nie stresowac. Wsciekle otwieram drzwi do pokoju – myszy oczywoscie nie ma, skryla sie w szafie sciennej zawalonej rozlicznymi psychologicznymi koszmarami, zas na srodku pokoju stoi przygotowany bankiet – spodeczek z woda, spodeczek z ladnie pokrojonym serem i spodeczek z buleczka.
Myszy nigdy nie znalazlam. Mam nadzieje, ze chlopcy dyskretnie zrobili z nia porzadek noca.
Panie Piotrze,
dziekuje serdecznie za wpis o kaszy. Wydrukuje go i schowam jak relikwie pomiedzy ksiazkami o kuchni, bo przepisow o kaszy mialem bardzo malo. A szkoda. Kasza jest do kupienia w Montrealu, mam w domu pojemnik z kasza gryczna, i moja kanandyjska towarzyszka zycia juz mnie pytala co to jest, i z czym to sie je. Teraz bede mogl ja wprowadzic w magiczny smak kasz.
Moja babcia gotowala kasze pod pierzyna. Czy to naprawde konieczne ?
Po pierwsze nie mam pierzyny, a po drugie pamietam, ze trwalo to dosc dlugo, to wylegiwanie sie garnka z kasza pod piernatami.
Swoja droga to tym wpîsem narobil mi Pan smaku na kaszanke. Najlepsza kaszanka w Montrealu jest robiona przez polskiego masarza przy ul. Rouen. Z grila smakuje wysmienicie.
Pozdrowienia.
Moja kocica przynosi myszy dosc regularnie. Ostania przyniosla w piatek. Siedzialem na kanapie w salonie kiedy uslyszalem kocice, ktora dosc dziwnym mialczeniem oznajmiala swoje przybycie. Mysz polozyla przede mna na podlodze, zrobila dookola nie dwie rundy z ogonem wyprostowanym jak szabla, i wystawila sie do glaskania. Tego ostatniego nie trzeba zwierzeciu odmawiac w podobnej sytuacji. POnoc przyniesienie myszy jako danminy to u kotow znak afekcji. W kazdym razie kocica myszy nie tknela i poszla posilic sie z miski tradycyjnym kocim jadlem.
Kiedy juz nacieszylismy sie mysza wyrzucilem ja w krzaki w zagajniku, co rosnie kolo domu.
Ashes to ashes, dust to dust…
Moi nowozency tez maja problem z mysza. Mieszkaja w starym, drewnianym domu na pietrze i ta mysz weszla niepostrzezenie. W nocy ukazala sie w sypialni spacerujac po parapecie na tle okna. Mlodozency nastawili pulapke, ale ta mysz nic nie je, choc wygladala na ciezarna. Wczoraj byla debata, czy sprawic sobie doroslego kota (ze schroniska) czy mlodego od sasiadow i go najpierw odchowac i przyuczyc. Bo jak sie ten ze schroniska okaze niechetny do lowienia, to co potem? Oddac? Moich nie wypozycze, maz sie nie zgadza.
Jacobsky, w moim kantonie obowiazuje ciagle jeszcze stare prawo nakazujace niszczyc szkodniki i za kazda zabita mysz gmina zobowiazana jest zaplacic 1 franka (puszka Sheby kosztuje 0,90 fr). Dowodem na smierc myszy jest jej ogon. Moja stara kotka-przybleda, matka naszego Moryca (19), przynosila nam czesto danine, ale tylko przednia polowke, szynki zjadala sama. Proby wytlumaczenia jej, by przynosila cala mysz lub chocby ten ogon spelzly na niczym. Gorzej, kotka obrazila sie i przestala przynosic cokolwiek 🙁 Wyobrazacie sobie, jak z wianuszkiem mysich ogonow udaje sie do urzedu i domagam respektowania prawa?
Miało być o kaszy, a tu zeszło na węże, pająki oraz myszy. Zawsze gdzieś skok w bok.
Juz sobie wyobrażam, jak Nemo leci do Ratusza z wianuszkiem mysich ogonów – i miny urzędników. Choćby dla tego samego warto złapać parę sztuk!
A swoja drogą, już ta pora roku, kiedy pajęczyny się snują po ogródku dosłownie wszędzie, a pierwszą myszkę zanotowaliśmy w ubiegłym tygodniu, o czym donosiłam. Nadchodzi jesień, będą się stadami do domu wciskać. Chyba dostanę kota!
A propos pająków, to właśnie Aussieland jest znany z jadowitych arachnów, szczególnie w okolicy Sydney, nie wiem, jak tam u Echidny. To ja już wolę moje wiewióry i czipmanki. A nawet myszy. Z wężami, niech i będą zaskrońce niewinne, ciagle mam problem i chyba tak mi zostanie.
nemo,
podobno mysi ogon to koci rarytas. Moj kociej pamieci Willy rowniez rozsiewal mysie polowki plus bebechy po ogrodzie (ku piskliwej „uciesze” corek i zony, sprzatalem zawsze ja…). Obecna kocica Kasia nie zjada myszy, a przynajmniej nie zjada tych, ktore przynosi w ofierze do domu. To zas, co Kasica robi po nocach z innymi trofeami to juz jej kocia tajemnica.
Proszę Panstwa!
Nieuchronnie zbliża się jesień!Kasjopea z Andromedą coraz wyżej na niebie a i Perseidy podobno latają.W Panapiotrowych przepisach pojawiły się kasze.
W związku z tym idę jutro na grzyby.Jeżeli coś znajdę,na obiad będą pulpety w sosie grzybowym z pęczakiem!
Pozdrawiam!
a.j
PS.
Pająków boję się panicznie i nic na to nie poradzę! 😳
Moj osobisty, czlowiek opanowany i odwazny, ma fobie na tle wezy, leka sie ich, a jednoczesnie fascynuja go i pociagaja. Okazuje sie, ze jest to przypadlosc czesta wsrod gorali alpejskich, niejeden tutejszy „gazda” opowiadal mi z odraza o napotkanych zmijach, ktorych sporo wyleguje sie na naslonecznionych skalach.
Dawno, dawno temu, tak dawno, że prawie nieprawda, mieszkałam na przedmieściu w domu z ogrodejm, a jak wiadomo na jesieni myszy próbuja szukać schronienia w domach. Z tej też przyczyny (przynajmniej oficjalnie) przyniosłam do domu kociaka – rzetelnego dachowca, w zasadzie szarego ale z białą mordką i białą pończoszką na tylnej łapce. Mężowi klarowałam, że kot będzie łapał myszy, a przynajmniej odstraszy je od jesiennych przeprowadzek. Dość niecfhętnie mąż zgodził się na sublokatora. Kot dostał imię Micek. Specjalnego zainteresowania myszami nie wykazał za to : przynióśł do domu kolejno 3 krety, 2 żaby i nawet sporą ropuchę. Tuż przed Gwiazdką nasz Micek dał jedno z najlepszych przedstawień, jakie widziałam, a było to tak spektakularne, że nawet zwołaliśmy sąsiadów na dziwowisko. Otóż w kilometrowej kolejce udało nam się kupić 2 karpie, żywe. Do świąt były jeszcze trzy dni, nie było ani łazienki, ani lodówki, ani mrozu więc rybki czekały swojego losu w wanience metalowej, emaliowanej od kąpania dziecka, stojącej w kuchni. Ryby pływały, Micek dostał Amokum Miał wtedy jakieś 4 miesiące i to były z pewnością pierwsze ryby, jakie widział. Wskoczył na wąziutkie obrzeże wanienki i zaczął wolniutko łazić jak linoskoczek w kółko. Karp podpłynął, wystawił grzbiet, Micek pacnął łapą. Karp się zanurzył, kot zanurzył znienacka łapę. Wstrząsnął się – brr – mokre i zimne. Wyliizał, wysuszył, karp wystawił grzbiet – i całe polowanie zaczęło się na nowo z tym samym rezultatem. I tak w kółko. Kot nie reagował ani na słowa, ani na spodeczek mleka, ani w ogóle na nic. Prtzyrósł do wanienki z karpiami. Trwało to z półtorej godziny i nagle przy kolejnym pacnięciu łapą rozległ się głosny plusk i kilogramowy, trzepoczący się karp wylądował na podłodze. Upolował skubaniec. Karp został wrzucony do wanny z powrotem, kot złapany na ręce, wanienkę z rybami mąż wyniósł na strych. Następnego lata już dorosły wsławił się w rodzinie tym, że kiedy pić mu się chciało wskakiwał na obrzeże starego, żeliwnego zlewu i tak długo uderzał łapką w pokrętło kranu, aż woda zaczynała kapać. Wtedy podstawiał pyszczek, napił się i zeskakiwał. Niestety, wody po sobie nie zakręcał. W jakiś czas potem stał się ofiarą swoich cyrkowych sztuczek. Otóż miał zwyczaj leżeć na konarze starej jabłoni nad ścieżką, którą dochodziło się do domu. Kiedy ktoś z domowników znalazł się pod tą gałęzią, Micek spadał mu znienacka na ramię, głowę, plecy – gdzie tam trafił. No i kiedyś mąż podjężdżał motorem – już nie na biegu, ale jednak. Micek skoczył, stoczył się pod koło, pan nie zdążtył zahamować, no i koniec Micka.
Dla odmiany gruszkowalem.
O kotce i myszach juz pisalem. Przynosi regularnie. Co do pajakow, to one po prostu przynosze szczescie i tyle.
Gruszkowalem czyli zbieralem w ogrodzie przyjaciela gruszki. Rosna tam dwie stare grusze, nikt nie pamieto kto je posadzil. W biezacym roku zatrzesienia. Ze starosci zdziczaly i daja teraz cos w rodzaju ulegalek. Najpierw kosi sie wokol drzew trawe a potem czeka zeby raczyly spasc. Drzewa sa tak wielkie, ze nie do sie trzasc. Chyba, ze galezie z dolu. Gruszki malenkie i bardzo slodkie. Po zebraniu mozna je nastawic na zacier albo przerobic na most. Zeby otrzymac most nalezy zaladowac je do workow i trzymac 6 tygodni zeby dojrzaly. Potem jedzie sie do prasowalni a tam hydrauliczna prasa wyciska z nich sok. Pozostaja okragle placki ktorymi karmi sie swinie, krowy albo owce. Swinki sa po tej kuracji chude i mieso jest pozbawione tluszczu. Krowy daja mleko prosto od krowy. Po wycisnieciu most jest natychmiast gotowy do picia, slodki na poczatku, potem lekko fermentuje i ma niewielki udzial alkoholu. Wytrzymuje rok, trzeba go wypic, zeby nie zamienil sie w ocet, tez znakomity.
Zeby zrobic gorzale, nalezy gruszki przepuscic przez maszyne do robienia sruty i zapakowac do szczelnych beczek. Moga byc plastikowe. Okres dojrzewania co najmniej rok. Mozna trzymac spokojnie kilka lat. Co najmniej rok a potem sie pedzi. Co najmniej dwa razy. Pisalem juz na ten temat. Profituja ludzie i moj samochodzik. Bardzo lubi ten napoj z gornej polki do 80 %. Jezdzi wtedy na podwojnym gazie. Zagruszkowalismy okolo 100 litrow. Teraz dojzewaja a potem pojda pod noz. Jutro gruszkujemy dalej. Sa dobre czyste gruchy, urodzajny rok. Niema natomiast moreli i brzoskwin ale sa zapasy z lat ubieglych.
O czym donosi stary zniwiarz
Pan Lulek
Kasze mnie prześladują. Chodzi za mną od miesiąca gryczana, mam na nią spory apetyt.
Wczoraj przygotowałam ją jak pilaw- z masłem, porem i bakłażanem z odrobiną sambal oelelek’u. Były już nadziewane masą gryczaną miksowaną ( z cukinią, pomidorami i jajkami) papryki- farsz tak dobrze zespolony, że na zimno można je było kroić w plastry, bez rozsypywania zawartości. Myślę o kaszy gryczanej z twarogiem- może nafaszeruję tak pomidory?
Kaszę jęczmienną lubię potraktować jak ryż do risotta, podlewam czerwonym winem, taki garbnikowy smak pasuje a nie martwi mnie wcale przybrudzenie kaszy- i tak nie przepadam za jej kolorem. Chętnie doprawiam rozmarynem.
Tyle zza mojego monitora. Donoszę jescze, że D. miała dziś swoją ulubioną fasolkę szparagową duszoną z balsamico. Ja żywię się dziś zupą. Prawie poszczę. W co na blogu naszym nikt i tak pewnie nie uwierzy.
Oczywiście, że Ci wierzę, Marialko? Dlaczego miałabym nie wierzyć? Kasza naprawdę jest smaczna z twarogiem. Cały kłopot z tym jest taki, że kasza „wymaga” tłuszczu albo sosu i to sporo, inaczej „kłuje w zęby”. Pamiętam taką potrawę bezmięsną z kaszy, którą poczęstowano mnie w Olsztyńskiem Kasza ugotowana, wymieszana z posmażoną cebulą, solą, pieprzem, utoczona w spore kule, w kulach zrobione spore zaglębienia, w zagłębienia wbite surowe jajka (po jednym) kule ułożone w runce, zalane esencjonalnym gęstym sosem i zapieczone to wszystko. Jajka były mniej więcej takie, jak poszetowe albo moletki.
Na Pana Lulka nie ma sposobu. Ciągle coś destyluje!
O, wreszcie ktoś wspomniał sambal oelek! Doskonała, acz ostra przyprawa. Gospodarz wspominał, ze nie nalezy przesadzać z przyprawami… ja lubię ostro!
To bardzo szybko zresztą mija, wystarczy łyk wina (czerwonego).
Jak na prawdziwego abstynenta przystalo.
Alicjo! Polubiłam sambal oelek od pierwszego spróbowania, używam go chętnie do zup choć nie tylko. Oprócz pikantności ma piękny aromat. Wyczytałam niedawno, że po otwarciu można go trzymać w lodówce przez rok, pewnie ostrość tak go konserwuje.
sambalek oelek jak nic w lodówce przez rok, Marialko.
Mam piękny, prosty przepis od mojej przyjaciółki z Wrocławia – makaron po indonezyjsku.
http://alicja.homelinux.com/news/Food/Makaron_po_indonezyjsku/
składniki: ugotowany makaron, wrzuca sie na taki wok jak widać, do tego pokrojone w zapałki papryka, pory , schaboszczak w kawałeczkach podsmażonych wcześniej, ale może byc bez mięsa. Sambalek dopełnia dosmaczania. Polecam, z miesem lub bez, a odgrzewane nawet lepiej smakuje!
Dziękuję! Głodna jestem od samego patrzenia… A lubimy makarony, lubimy obydwie. Wodzona na pokuszenie opieram się dzielnie ( wódź, mnie, a proszę bardzo), idę zaraz się w pościeli wylegiwać z gazetami, zanim po zarwanej wczoraj nocy pójdę spać.
Ja się wtrącę do kotów i myszy.
Wieki temu, pojechałam odpoczywać od rodziny do Nidzicy na Mazurach. Dostałam pokój przy jakiejś rodzinie, gdzie była piękna kociczka. Przypadłyśmy sobie do gustu i spałyśmy razem.
Pewnego razu zobaczyłam moją koteczkę skuloną pod drzwiami mieszkania i młodego obwiesia zaczajonego na kota. Z wyniosłą miną wpuściłam kota do domu i zaczął się rwetes, bo okazało się, że kotka, owszem, poluje na myszy, ale dla zabawy i znosi złapane, żywe do domu i wypuszcza na salony.
Bardzo niedźwiedzią przysługę zrobiłam gospodarzom. 🙂
Panie Piotrze!
Zapewne pamięta Pan, jak swojego czasu dyskutowaliśmy o truflach, i o tym jak to złośliwie „wywędrowały” sobie z naszego kraju. A tu proszę:
http://wiadomosci.onet.pl/1588569,11,item.html
Pozdrawiam
Kane