Na Wilno!
Co roku zabieraliśmy nasze wnuczęta na wędrówki po Italii. W tym roku postanowiliśmy nieco zmienić marszrutę. Do Włoch pojedziemy we dwoje w końcu września, a Kubę i Zuzię postanowiliśmy wywieźć na wschód. Do Wilna. Po drodze zatrzymamy się nad Wigrami w przepięknym miejscu, którym zachwycają się wszyscy przybyli tam z najdalszych i najpiękniejszych stron świata. Klasztor na cyplu ? to cud świata.
Potem tylko siup przez granicę i przez Kowno do Wilna. A tam przez kilka dni wędrować będziemy śladami Filomatów i Filaretów a także Miłosza i Konwickiego. Bierzemy ze sobą ich książki (Kuba już to wszystko przeczytał) jako przewodniki.
Może zdążymy wpaść i do Druskiennik. Martwi mnie tylko, że znam tylko dwa adresy pod którymi można dobrze rozsmakować się w kuchni litewskiej. Dlatego liczę na Was Przyjaciele z blogu! Macie trochę czasu, bo podróż planujemy w lipcu. Do tej pory zapewne wspólnie stworzymy bogaty przewodnik po lokalach i daniach z Wilna i okolic.
Aukstaiciai
Antokolskio 13 tel. (0-0 370) 5 212 01 69
Adres internetowy: www.aukstaiciai.lt Czynne w godz. 12 ? 24 W soboty i niedziele w godz. 11 ? 24 Jęz. angielski, rosyjski
Tu przychodzą znawcy kuchni na kaczkę gotowana na parze w białym winie i krewetki Black Tiger z rusztu. Dla miłośników kuchni wileńskiej są też przysmaki miejscowe jak babka ziemniaczana z prawdziwkami i boczkiem. Litewskie wódki, piwo oraz całkiem niezła lista win z południa Europy.
Lokys
Stikliu 8/10 tel. (0-0 370) 5 262 90 46
Adres internetowy: www.lokys.lt Czynne codziennie w godz. 12 ? 24 Jęz. angielski, rosyjski
Legenda głosi, że lokal w tym miejscu i tej nazwy otworzył Wielki Książę Litewski przed 500 laty. Kuchnia szczyci się doskonałą dziczyzną, takimiż rybami (łosoś, pstrąg) oraz starką, wódką ziołową tris divinis a także ? co nie częste w tych okolicach ? dobrymi winami francuskimi i włoskimi. Honorowane są karty kredytowe. Raczej rezerwować stolik.
Komentarze
Oj, jaka piękna wyprawa! Nie tylko ‚litewska Litwa’, ale jeszcze Suwalszczyzna. Nie wiem, jakim czasem będą Państwo dysponować, ale polecałabym ‚żarliwie i stanowczo’ 😉 Troki (jako półdniowy wypad z Wilna): sławny zamek na jeziornej wyspie, klimaty związane z Ordonką (naprzeciwko), pozostałości kultury karaimskiej, sam pejzaż…
Adresów kulinarnych niestety nie znam bo zatrzymywałam się u znajomych (ostatnio – w 1994, gdy i u nas i tam ‚eating out’ dopiero wchodziło w modę (i w planowanie budżetów rodzinnych 😉 )
Szanowny Panie Gospodarzu !
Przyjechala. W czartej kopercie. Prosto z Pily. Polityka oczywiscie. Od dzisiaj juz nie jestem blogowym piratem tylko regularnym czytelnikiem i prenumeratorem. Bede od dzisiaj czytal od deski do deski a pierwszy otrzymany numer oprawie w ramki i bedzie wisial na scianie w komputerowym pokoju. Za sto lat bedzie wystawiony na licytacje i napewno osiagnie znakomita cene w jakiejs galerii sztuki na przyklad w metropolii Ulan Bator.
Jeszcze raz dziekujac pozostaje z wyrazami uznania za blyskawiczna akcje
Pan Lulek
PS. Gdyby Pan chcial znac moj adres, telfon, fax itp. prosze zwrocic sie do pani Moniki Kaliszuk uzywajac hasla Pan Lulek.
Kiedys przed laty postanowilysmy z E. skorzystac z oferty jakiegos biura turystycznego i wypasc na trzy dni do Paryza .Kiedy poczta przyszly bilety i rezerwacje hotelowe, znalazlysmy w kopercie takze liste kilku polecanych restauracji, z dopiskiem: a jesli bedziecie panie chcialy pojsc gdzie indziej, to nalezy zawsze wybierac restauracje taka, w ktorej siedzi wielu glodnych Francuzow.
Ta wskazowka zostala nam na reszte zycia; ilekroc oceniamy „zzewnatrz” restauracje, zadajemy sobie pytanie: ilu w niej siedzi glodnych Francuzow?
Wiec i na Litwie podobnie: zagladasz Pan przez okno i zadajesz pytanie: sa tu jacy glodni Francuzi? 😉
Kiedys przed laty postanowilysmy z E. skorzystac z oferty jakiegos biura turystycznego i wypasc na trzy dni do Paryza .Kiedy poczta przyszly bilety i rezerwacje hotelowe, znalazlysmy w kopercie takze liste kilku polecanych restauracji, z dopiskiem: a jesli bedziecie panie chcialy pojsc gdzie indziej, to nalezy zawsze wybierac restauracje taka, w ktorej siedzi wielu glodnych Francuzow.
Ta wskazowka zostala nam na reszte zycia; ilekroc oceniamy „zzewnatrz” restauracje, zadajemy sobie pytanie: ilu w niej siedzi glodnych Francuzow?
Wiec i na Litwie podobnie: zagladasz Pan przez okno i zadajesz pytanie: sa tu jacy glodni Francuzi? 😉
Kiedys przed laty postanowilysmy z E. skorzystac z oferty jakiegos biura turystycznego i wypasc na trzy dni do Paryza .Kiedy poczta przyszly bilety i rezerwacje hotelowe, znalazlysmy w kopercie takze liste kilku polecanych restauracji, z dopiskiem: a jesli bedziecie panie chcialy pojsc gdzie indziej, to nalezy zawsze wybierac restauracje taka, w ktorej siedzi wielu glodnych Francuzow.
Ta wskazowka zostala nam na reszte zycia; ilekroc oceniamy „zzewnatrz” restauracje, zadajemy sobie pytanie: ilu w niej siedzi glodnych Francuzow?
Wiec i na Litwie podobnie: zagladasz Pan przez okno i zadajesz pytanie: sa tu jacy glodni Francuzi? 😉
Kiedys przed laty postanowilysmy z E. skorzystac z oferty jakiegos biura turystycznego i wypasc na trzy dni do Paryza .Kiedy poczta przyszly bilety i rezerwacje hotelowe, znalazlysmy w kopercie takze liste kilku polecanych restauracji, z dopiskiem: a jesli bedziecie panie chcialy pojsc gdzie indziej, to nalezy zawsze wybierac restauracje taka, w ktorej siedzi wielu glodnych Francuzow.
Ta wskazowka zostala nam na reszte zycia; ilekroc oceniamy „zzewnatrz” restauracje, zadajemy sobie pytanie: ilu w niej siedzi glodnych Francuzow?
Wiec i na Litwie podobnie: zagladasz Pan przez okno i zadajesz pytanie: sa tu jacy glodni Francuzi? 😉
Sorry! Nie wiem co sie dzieje.
Witsm. Sama nie mam rodzinnych więzi z Wlk Księstwem Litewskim, ale (jak chyba wszyscy) lubię Kresowiaków i kresowa kuchnię. Jest tego pełna nasza literatura, tadycja i nasze ksiązki kucharskie. Zauważcie proszę, jak z latami zacieśniało się, przybliżało pojęcie „kresów” – w XIX w kresy, to np Broma Smoleńska, po I wojnie i pierwszym exodusie Kresowiaków do Polski, St.Zieliński („Miłość, młodość i artyleria”) spotykał ludzi patrzących z niechęcią na Wisłę „Bo to , Panie, coż za rieczka taka… Ot, Dniepr w Kijowie, toż to woda wielka” Nikt się nie dziwił ani gorszył: wiadomo, repatrianci. Po II światówce następna fala nostalgicznych wspomnień – Wilno, Grodno, Lwów, Stanisławów. Dzisiaj Festiwal kultury Kresowej odbywa się w Mrągowie. Czyżby za jakiś czas z tą ziemią kojarzyły nam się Kresy? Tu przypomnę Wam anegdotę opowiadaną z błyskiem przekory w latach późnego PRL-lu :
Spotyka się dwóch starszych panów. Jeden z nich w uniesieniu opowiada o swojej wycieczce do Grecji z Orbisem. Drugi na to wzdychając „Chciałbym znowu poijechać na Litwę, do Wilna”, „A co byłeś?”, „Byłem” „I nawet odkrytki nie przysłałeś?. Nie pochwaliłeś się? Z kim pojechałeś? Orbis? Gromada, Iuventur? I Kiedy to było/” „A ot, nie ma się czym znajomym pochwalić. Być byłem . W 1920 -tym z Piłsudskim”.
podobnie jak Helena wybieram knajpy chinskie, im wiecej glodnego Chinczyka, tym lepsza gwarancja na jakosc i swiezosc, niestety z Litwy pamietam tylko Jankiela, wiec nie umiem podpowiedziec, idzcie na zywiol, klucz Heleny jest dobry, miejscowy glodny w Mc Donaldzie sie siedzi
Dzień dobry,
Pod tym adresem znajdzie Pan spis restauracji serwujących tradycyjne dania litewskie w Wilnie.
http://www.vilnius-tourism.lt/index.php/en/39684/
Pozdrawiam,
GP
Panie Redaktorze.
Klasztor nad Wigrami to rzeczywiście cud nad cudami. Woziłam tam tak wiele osób, że nie policzę. Z kraju i z zagranicy, znajomych prywatnie i służbowo, z prawdziwą przyjemnością. Wszyscy cieszyli się panującym tam nastrojem, aurą, rzadko spotykaną. Były też interesujące przygody a i znane osoby łatwo tam spotkać. Warto tam być dla samopoczucia jakie to miejsce każdemu daje.
W Klasztorze jest baza hotelowa, niestety miejsca trzeba rezerwować z dużym wyprzedzeniem. Dziwi mnie, że rozwiązań tam przyjętych nie stosuje się często.
Polecam bywanie na suwalszczyżnie! Pozdrawiam serdecznie.
Wycieczkowiczu Blogowiczu !
Jak juz bedziesz na Litwie, to zobacz, czy funkcjonuje zasada. Jesli przed restauracja po drodze stoi wiele ciezarowek, to napewno jest tam dobre jedzenie. Wyjezdzam na konsultacje w sprawie win rozowych. Pierwszy przystanek Perchtoldsdorf na poludnie Wiednia z granica miast Liesing.
Przyjemnego dnia
Pan Lulek
Wczoraj tzw impreza integracyjna ze współpracownikami w Jeffersonie – rodzimej mutacji amerykańskich knajp kowbojskich (?). Pomysł na amen spolszczony, z nastroju Teksasu pozostały tylko steki i żeberka. Kilka godzin trwała impreza, mnóstwo piwa pochłonęliśmy bredząc na tematy zawodowe. Jak zwykle zamieniło się to w trudną do zniesienia biurową psychoanalizę. Chciałem do piwa jakieś zgrabne przekąski do chrupania – niestety nic nie mieli. Zniechęcony wróciłem przed wieczorem do domu i spanko. Dziś niestety głowa ciężka bo zamiast skupić się na lekkim czeskim piwie wybrałem rodzime, nieźle alkoholem wzmocnione
Pozdrawiam
Panie Piotrze, chyba przyjdzie Panu samemu przecierac szlaki i przewodniki po litewskich knajpach wydawac. Czekam z niecierpliwoscia, bo od lat planuje podroz w ten zakatek Europy, ale stad to tak daleko, prawie 2000 km. Do Palermo jest o 200 km blizej, a do Lizbony tylko o 200 dalej. Dla mieszkancow mojej okolicy kraje baltyckie to najbardziej w tej chwili egzotyczna okolica i znam paru snobow, ktorzy epatuja innych globtroterow wizyta w Rydze, Tallinie czy Krolewcu. Wszyscy byli juz np. w Finlandii, ale malo kto jadl niedzwiedzia w Estonii. Prosze sie tez rozejrzec za swierzopem i dziecielina, moze w lipcu beda palac 🙂 A w muzeum zobaczyc obraz Natenczasa Wojskiego dmacego w rog!
no jak tak, to tez sie przyznam, na wzor Wojtka, osiem dni na wyspie i tylko trzy na morzu, ze wzgledu na pogode, przekaski owszem byly, ale leb przywiozlem w kawalkach, goscinnosc w tych dawkach czasami odbija sie na zyciorysie, teraz probuje sie nieco regenerowac, wiec Leff i to raczej skromnie, fota u Alicji
Nie denerwuj mnie moim ulubionym z chłodnego, deszczowego rana, Sławek!
http://alicja.homelinux.com/news/_MG_6366.jpg
Panie Wojtek, Pan czytasz maile? Tak na marginesie zapytam?
http://www.vilnius-hotels.net/guide/restaurants.htm
to adres przewodnika po restauracjach w Wilnie. Jest tam jedna w browarze (Avilys), jedna w starym mlynie, do wyboru do koloru. Mozna porownac z oferta warszawska, znawca rozpozna, co ten przewodnik jest wart.
Panie Borsuk – czytam ale ta „zmęczona” głowa. Odpiszę z rana jeśli można. Teraz to mam w głowie zdjęcie od Alicji. Kusząca fota, ale to po lunchu.
To świetny pomysł, tez uzupełniam płyny Warsteinem. Dziś z jedzenia nici. Wczoraj po surfowaniu zjadłem na tutejszym mieście. Były problemy. Nawet żołnierzyk nie pomógł ? a pisze na nim ? na każdy żołądek Undenberg po dobrym jedzeniu. Używam tego na wyjazdach. Polecam to wspaniały medykament.
OK, to nie pilne, chciałem się tylko upewnić 🙂
Kochana Pyro, chciałabym, żeby Litwini podzielali Twoje/polskie sentymenty. Ich niechęć do nas ( najoględniej rzecz ujmując) była pierwszą, szokujacą lekcją po 1989 roku. Wiele od tego czasu zrozumiałam i nie śmiałabym tak otwarcie przypominać polskiej obecności na Ich ziemiach. Rozumiem sentymenty wielu kresowiaków, ale stosunek Litwinów do naszego entuzjazmu i serdeczneści dał mi wiele do myślenia i nauczył (mam nadzieję!) pokory.
mt7 podzielam twój pogląd.
A co zrobić z Mickiewiczem i jego ?Litwo, ojczyzno moja……?
Pewnie dlatego jest tak popularna w Polsce.
Osobiście czekam na Spencer Tunick w Warszawie. Dołączę z przyjemnością do jego projektu na Placu Trzech Krzyży.
Tak wyglądało w Amsterdamie. Jeśli potrzebne tłumaczenie podpisu pod zdjęciami, to służę pomocą.
http://stern.de/unterhaltung/fotografie/:Spencer-Tunick-Nacktparken-Amsterdam/590349.html
Mt7. – wiem o ressentymentach litewskich i nawet je rozumiem. Wiele wątków sentymentalnych Wilniuków ma się tak do rzeczywistości, jak wspomnienie własnej mlodości, z której pamięta się figle żakowskie, nie pamięta się paniki przed lekcją łaciny, czy matmy, pamięta się pioerwsze randki, nie pamięta uczucie złości i bezsiły po rodzicielskiej interwencji itd. Kiedyś, przygotowując wystawqę o 20-leciu międzywonejjym, tafiłam na harcerską gazetkę wydawaną w jakimś poznańskim gimnazjum. Nazywała się „Orzeł Biały” ( a jak!). W tym numerze był reportaż druha z obozu letniego na Wileńszczyźnie. Takie sobie uczniowskie pisanie – w stosunku do współczesnej młodzieży, autor był naiwniutki i napuszony, że hej. Nie w tym cały cymes, a w tym, że jako normalność druh podaje szkolenie nt bezpieczeństwa obozowego, a w tym zalecenia :
– do wsi wchodzić tylko w grupach kilkuosobowych , albo poprosić jednostkę wojskową o ekskortę
– z ludnością miejscową, a przynajmniej młodzieżą wiejską nie wdawać się w żadne dyskusje, ale owszem, zapraszać na ogniska i akademie,
3. w razie wycieczek do miast (miasta dla Polaków były bezpieczne) na czas drogi poprosić o eskortę albo żołnierzy albo jakiego dziedzica.
Wtedy , po przeczytaniu tego reportażu zdałam sobie sprawę, że rozwód z Litwą Polska wzięła po powstaniu styczniowym Jakoś nie umieliśmy prawidłowo zareagować na narodowe przebudzenie Ukrainców, Litwinów, Rusinów. W narodowych mrzonkach stale widzieliśmy Rzeczpospolitą Jagiellońską I cóż z tego, że 3/4 szlachty miało kresowe korzenie. To była tylko świadomość i ziemia. Dla tamtych ludów elity były stracone – totalnie spolonizowane, posługujące się językiem polskim i wyznające katolicyzm. Narody poczuły się okradzione z własnych elit. A potem już było tylko gorzej – Żeligowski, Petlura, i II wojnie i pisać się nie chce. Wszystko to prawda – tylko ja stale o tych ludach myślę, tak, jak się myśli o kimś z rodziny, kto wyszedł za mąż (czy się ożenił) jest samodzielny, ma własną rodzinę, ale nasz ci on.
Arkadius,
Będziesz pozował? 😉
Pozwolę sobie wyrazić moje zdanie na temat takiej *sztuki* – jak ktoć nie ma nic do pokazania, to pokazuje d… i dorabia do tego nader głeboką ideologię.
Alicjo! Daj chłopu spokój. Jak mu się golasy podobaj, taj cóż Ty zrobisz? (to na cześć dzisiejszego blogu, to zaciąganie) Może tyle mu zostało, żeby sobie popatrzeć? Co Ci szkodzi? Wiatr zdechł, łeb mu pęka, na żołądku od wczoraj gula – same nieprzyjemności. Niech ma trochę złudzeń.
Co racja Pyro, to racja 🙂
Ale wziąłby lepiej Pirelli do ręki, tam przynajmniej estetyki sporo, żeby nie powiedzieć – piękna!
Myślę, że Arkadius uważa, że po zdjęciu kulturalnej osłony w postaci ubrania, człek staje takim, jakim został stworzony. Równym wobec równych. Brat wobec brata.
Pewnie tak jest.
Dla mnie to zbyt radykalna forma wypowiedzi. 🙂
Do Gospodarza:
Był listonosz – serdecznie dziekuję, podwójnie!
Według mnie to nie ma nic wspólnego z pokazywaniem, to również nie jest striptiz grupowy.
Interesujące jest to jako spektakl.
Z autopsji wiem, że dawniej bywały obiekcje by rozebrać jedną osobę. A tu masz. Facet tylko wyciągnie aparat, a znajduje się 18 000 golasów, miesiąc wcześniej w Mexiko, pewnie to wpływ temperatury otoczenia. Holandia nieco chłodniejsza i znacznie mniej ludności. W innych miastach relacje są zbliżone. Z pewnością znajdzie się statystyk i to wyliczy, może na tym blogu?
Czyż nie jest to piękne ujecie na niewidocznym moście?, albo ochrona środowiska, zaparkować zamiast aut gołe d… jak piszesz.
Tu potrzebny jest talent do tworzenia zdjęć grupowych.
Śledzę jego poczynania od lat. A każdym nowym projektem jestem zachwycony. Na następny zgłoszę swój akces.
mt7,
facet od tych fotografii powtarza się. Może jako happening uznałabym to za interesujące, ale powielanie tego samego w różnych miejscach Europy zionie nudą, przynajmniej dla mnie.
A Christo wziął się za „ubieranie” sporych budowli, też mu już brakło konceptu 🙂
Jak mówię, nalezy tylko wymyślić odpowiednia ideologię, Arkadius 🙂
W ogole mnie to nie przekonuje. Ale oczywiście de gustibus…, każdy ma prawo mieć swoja opinię. Do mnie takie wydziwiania nie
trafiają, widzę w tym pewnego rodzaju hochsztaplerkę. A tłum oczywiście to kupi, i czemu nie uczestniczyć „w dziele”?
nawet widzialem to z bliska, to byl chyba 1985, teraz jakby baterie mu siadly, niczego dawno nie zapakowal
Rozbieranie jest znacznie przyjemniejsze niż ubieranie.
Ha. Niech i ja skomentuję…
Co do smacznych adresów na Litwie, obawiam się, że nie mogę pomóc…owszem, trzy lata temu, przed moim wyjazdem do miejsca w którym aktualnie przebywam (za dużą kałużą), zrobiliśmy ze znajomymi jedniodniowy wypad – od granicy, przez Kowno i Wilno, i z powrotem, z obiadem w Kownie, który okazał się wyśmienitym gulaszem; ale ani nazwy, ani konkretnego miejsca nie pomnę już.
Tak się jednak składa, że obdarzonym będąc Ojcem, który wybudował dom właśnie w zakątku Polski blisko granicy z Litwą, miałem okazję zwizytować okoliczne jadłodajnie jeszcze po „naszej” stronie.
I tu apel – Panie Piotrze, proszę poświęcić dodatkowy dzień (oprócz zwiedzania Wigier) na Suwalszczyznę! Mogę polecić z czystym sumieniem przynajmniej dwa miejsca warte wciągnięcia na kulinarną mapę…
Pierwsze to „Sodas” w Puńsku czyli stolicy polskich Litwinów.
Dużo dań klasycznie litewskich, ale mam wrażenie, że odkąd poszła w świat fama, iż napisali dobrze o miejscu Bikont z Makłowiczem, a potem jeszcze prezydenci Polski i Litwy mieli tam obiad, woda sodowa – nomen-omen – uderzyła właścicielom do głowy i jakość jedzenia, obsługi i wystroju konsekwentnie się obniża. Dziwne. Wizyty i obiadu jednak chyba wciąż knajpka jest warta…
Moim absolutnym faworytem jest jednak inne miejsce – Zajazd „Pod Jelonkiem” w Jeleniewie, tuż-tuż przy granicy Suwalskiego Parku Krajobrazowego; rano można wybrać się na zwiedzanie (trzeba zobaczyć widok z suwalskiej Fuji-Jamy, czyli Górę Cisową, i koniecznie wybrać się na dłuższy spacer po SPK!) a po południu zjeść obiad w Jeleniewie.
Podają tam (bez wątpliwości!) najlepsze kartacze w Polsce (podsmażana wersja – poezja), a i kiszka ziemniaczana warta jest grzechu 😉
Do tego wszystko jest (było?) za całkiem normalne pieniądze.
Gorąco polecam, z własnego (wielokrotnego doświadczenia).
Aha, stamtąd blisko też do słynnego wiaduktu w Stańczykach, też wartego wizyty.
Ostatnia rzecz, jaką przeczytałem w komentarzach, to podobno „wrogość” Litwinów do turystów z Polski – powiem tylko tyle, że wracając z naszej jedniodniowej wycieczki postanowiliśmy odnaleźć grób prababci naszej koleżanki, która z nami podróżowała. Znaleźliśmy małe miasteczko (!), podjechaliśmy pod miejscowy sklep spożywczy (!!) gdzie popijała sobie piwko miejscowa młodzież (!!!). Na nasze pytanie (a był już wieczór) gdzie zlokalizowany jest cmentarz (!!!!), młodzież nie tylko przychylnie się do nas odniosła, ale wydelegowała przewodnika, który nas dopilotował na miejsce (odludne !!!!!!). Zastanawiam się, jakby to było, gdyby np. do małego miasteczka na Mazurach przyjechało kilku młodych Niemców…mam nadzieję, że podobnie, ale jakiś taki niepokój mnie ogarnia…
Pozdrawiam serdecznie!
U mnie zapakował Reistag, jak rozpakowali wyglądał jak nowo zbudowany.
Cudotwórca.
Ogladalam tych golasow pare dni temu w telewizji w towarzystwie paru osob. Najpier na balkonach jakiegos duzego budynku w ksztalcie slimaka, a potem jeszcze – na rowerkach. I nikogo nie bylo w pokoju, kto nie mialbu miny rozbawionej i wesolej. Jesli takie fotografie czy happeningi wywoluja w ludziach natychmiastowa burze endorfin, to jestem zdecydowanie za! I oczywiscie ten elemnet rownosci i braterstwa, o ktorytm pisze mt7, jest absolutnie slusznym spostrzezeniem.
Cudo! Chcialabym zobaczyc wiecej zdjec zrobionych przez tego faceta. Czy ktos pamieta jak on sie nazywa?
Podzielam zdanie Arkadiusa na temat Christo i tego fotografa od golasow. Dla mnie wielkim przezyciem bylo ogladanie „zapakowanego sadu” w poblizu Bazylei. 179 drzew owocowych i parkowych zostalo zapakowanych na cala zime, a na wiosne znowu rozpakowanych. Srebrzysta tkanina zmieniala swa barwe wraz z pogoda i oswietleniem, drzewa ogladane pod swiatlo wygladaly zupelnie inaczej niz ze sloncem, mgla zmieniala obraz diametralnie. Do tego w pobliskiej galerii Beyeler obrazy drzew w malarstwie swiatowym, niezapomniane. Reichstag albo most w Paryzu, albo te parasole czy kurtyny na pustyni, to byly wydarzenia. I zaden rzad nie musial dokladac ani centa.
Co do golasow, to taka akcja bardzo by sie w Polsce przydala. Kiedy widze nadete, koturnowe osoby, polski sejm, rzad, czy roznych biskupow i Rydzykow, to wyobrazam ich sobie bez ubrania i od razu mi lepiej. Zaznaczam, ze potrzeby tej nie odczuwam wobec osob wzbudzajacych moj naturalny respekt i szacunek przez swoja osobowosc i zalety charakteru.
Heleno, wpisz do gugla Spencer Tunick i nakliknij na obrazki.
Ze sztuką jak z winem – ja lubię czerwone, Ty lubisz białe. Ja wytrawne, Ty półsłodkie. Albo odwrotnie. Co do mnie, czasem próbuje to i tamto 🙂
Z rozbieraniem to sprawa dyskusyjna. Od znajomych panów słyszę, że zakryte przydaje tajemniczości. Rozebrane jakie jest, każdy widzi – i czasami cudotwórca nie pomoże!
Trochę wiatru dla Ciebie, Arkadius:
http://alicja.homelinux.com/news/100_5211.jpg
Nemo,
nie wiesz, co mówisz! Golasy w Polsce?! A czytałaś wczorajszą (czy dzisiejszą?) wypowiedz posłanki Sobeckiej na temat seksu?!
W tym wypadku się zgadzam, ze przydaloby się w Polsce. Ale Poza tym – obstaję przy własnym zdaniu na temat takiej *sztuki* – smiać się można raz i drugi, a potem nuda.
Pozwólcie mi na odrobinkę prowincjonalizmu. O ile pierwsze zdjęcia (czy nie Rzym przypadkiem?) wydawały się zabawną prowokacją, o tyle ciągnięcie tego wydaje się mocno naciągane. Zabawne to już nie jest, a nagromadzenie nienajpiękniejszych ciał jest znacznie ciekawsza np w pracach Kozyry. Wiecie, to trochę tak, jak z powiedzeniem „Pierwszy, który porównał kobietę do kwiatu był wielkim poetą. następny już bałwanem” Ale tak ogólnie, to mi zupełnie „wisi”. Może sobie być. Nemo – właśnie gotują się szparagi na Twój placek szparagowy. Ma być na dzisiejszą kolację.
a ja tam sobie na boczku wyhodowalem cytrynke, w doniczce, jesli zlapie glizde, tudziez nabede, skocze na wegorka z Sekwany i opowiem po spozyciu i oczywiscie rozebraniu, zeby zostac w rejestrze pakowacza obiektow
Mozna kochac wino biale lub czerwone. Ale jak ktos powiada – lubie wino czerwone, zas biale wino to siki swietej Weroniki i generalnie hichsztaplerka, a ty milosniku bialego wina jestes glupi, no to wtedy mamy problem. Glownie problem z regulami prowadzenia sporu.
Kiedys przed laty prowadzilam wycieczke komsomolskiego aktywu z Syberii po Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku. No i kiedy stalismy przed Guernica, ktora wowczas tam wlasnie sie znajdowala, wiekszosc uczesnikow mojej grupy uznala, ze tak namalowac mogloby kazdy/kazda z nich i ze jest to – wlasnie to slowo – hochsztaplerka. A jeden byl taki, ktory stal przed plotnem wyraznie wstrzasniety i nic nie mowil, bo sie bal.
Poszlam do sklepiku muzealnego i wydalam swoje studenckie zarobione wlasnie na tym oprowadzaniu pieniadze na piekny album ze zbiorow muzeum. Dalam go po kryjomu, a on schowal pod plaszczem. Nie mogl mi nawet podziekowac. Ale jego spojrzenie bylo najwiekszym, najwymowniejszym podziekowaniem jakie kiedykolwiek ktokolwiek mi zlozyl.
Ale cos wiecej pozostalo mi z tego epizodu – wdziecznosc, ze sama moge ogladac wszystkie obrazy swiata, moge wyrazac zachwyt bez obawy, ze zostane wezwana przed oblicze politruka.
Sławek z ryb przerzucił się na cytryny – bardzo a propos, wszak cytryna często potrzebna przy przyrzadzaniu ryb, a i po spożyciu, umyć ręce w wodzie z cytryną. Oto Sławka cytryna.
http://alicja.homelinux.com/news/cytryna.jpg
A ja rozmrozilam ciasto na pierogi – pierwszy raz zamrażałam, wyglada normalnie. Pierogi z jagodami i z czereśniami. Czereśnie obrodziły na południu, więc mamy sporo na rynku. Tanie, pyszne!
dzis jemy po chinsku, Mlody szarpie za rekaw, pewnie glodny, przyniosl tego dwa worki zza rogu i tupie, zeby nie wystyglo, wiec lece
zeby nie bylo, dam przepisik, bardzo niewymagajacy, ale za to przepyszny: dobra rybe, makrela jak sie rusza, tez robi gre, byle swiezutka, bar mile wskazany, filety robimy i tniemy na carpaccio, zalewamy oliwa z oliwek i na
noc do lodowki, pol godziny przed podaniem sok z zielonej,najchetniej cytryny, pieprz i sol i juz jestesmy w innym wymiarze, goscie juz sa na kolanach, do tego delikatne, biale winko i na drugie danie mozna zrobic byle, co, ten wstep juz i tak zaznaczyl biesiadnikow na tyle, ze o reszcie pamietac nie beda, podstawowy warunek: ryba ledwo skonczyla kicac
Witajcie,
to i ja dorzuce swoje trzy grosze,zwlaszcza,ze golasy maszerowaly w mojej krainie 😉
Mysle,ze nie zawsze wszystko nalezy brac tak powaznie.Moze zdjecia tego
fotografa,to nie wielka sztuka przez duze „S”,ale przywoluje usmiech na twarzy i „wesolutko” jest ,ze hej 😀
Jednym slowem „wesole jest zycie………golasow”…………..
Ps. A jutro u mnie golabki.Potrzebne skladniki juz zgromadzilam…
Pozdrawiam serdecznie.
tu jestem jeszcze ubrany
http://s200.photobucket.com/albums/aa179/arkadius_album/?action=view¤t=Bild7.jpg
Takie fale to właśnie u mnie – ale pochmurno i momentami popaduje. Dosyć precyzyjny ten windfinder, muszę powiedzieć…
@Helenko,
Mam nadzieje ze tip od nemo zaspokoił oczekiwania, jak nie to przęśle moje namiary.
Oj, dla spokoju tej strony przestanę wyskakiwać z moimi zapatrywaniami.
@slawek
Rozebrałem sandacza na czynniki pierwsze. Tzn. skóra do szewca, rdzeń do kosza, a resztę na patelachę. A on mi na niej zaczyna się ruszać. Tak, tak, tak było i to zanim otworzyłem flaszkę wina. Od tej pory po oprawie delikwenta hibernuje go 10 minut.
Arkadius,
wydawało mi się, że normalnie i zwyczajnie dyskutujemy o tym, co się komu podoba. Tobie tak, mnie nie, ale nikt nic nikomu nie wciska – zaznaczyłam parę razy, że wyrażam moja opinię i uzasadnienie, dlaczego mam takie zdanie. Chyba się dość jasno wyraziłam i mam nadzieję, nie uraziłam? Nie dyskutuję z gustami, wyrażam moje zdanie. Jeszcze by tego brakowało, żebyśmy się bali wyrażać własne opinie w tak podstawowej dziedzinie, jak sztuka. A już całkiem tragicznie byłoby, gdybyśmy się zgadzali we wszystkim 🙂
Sławek,
no właśnie, taką rybę, co dopiero przestała kicać! Mimo, ze Gospodarz wyjasniał w ostatnim poradniku video, jak kupować, na co zwracać uwagę, na carpaccio to bym chciała taką prosto z haczyka. Chłopa wysłać na ryby? I pytanie, czy jakaś słodkowodna sie nadaje?
Ana, masz racje. Nemo, Arkadius dzieki. Zajrzalam na jego strone. Jest to bardzo zabawne i bardzo przemawia mi do przekonania to, co napisala mt7.
I przypomnialo mi se tez jak 40 lat temu bralamudzial w hapeningu T. Kantora zatytulowanym „List”. Bylam w nim bardzo wazna, bo czytalam na glos nader pornograficzne listy, ktore slala mi z Lublina do Warszawy kolezanka, opowiadakac o swych przygodach, glownie seksualnych (potem zapisala sie do PSLu i zrobila sie towarzyszka redaktorka – ale to inna historia)/
Po latach, w nowym Jorku poszlam za kulisy do Kantora aby zrobic z nim wywiad, a kiedy stanelam w drzwiach, zanim jeszcze sie przywitalam, on wybuchnal smiechem i zaczal mi przypominac cale dlugie fragmenty listow Moniki ,ktorych ja sama nie pamietalam.
Podobno istnieje doglebna dokumentacja tego happeningu, wraz z licznymi zdjeciami. Chcialabym ja kiedys zobaczyc i moze zorientowac sie co ja naprawde w nim robilam….:) 😉 🙂
PS. Jak sie „wyraza wlasne zdanie” zwlaszcza na temat sztuki, to sie na ogol dodaje cos w tym rodzaju: „moim zdaniem,” ” uwazam, ze,” „wydaje mi sie, ze”, „nie podoba mi sie, ze”. I tym sie to rozni od sadow kategorycznych, wypowiadanych w sposob nie uznajacych, ze mozna cos widziec inaczej. Inaczej nie jest to „dyskusja o gustach” , tylko informacja o wyzszosci mojego zdania nad twoim zdaniem. No, chyba ze sie jest bardzo uznanym i zasluzonym krytykiem sztuki.
Alicjo, Chlopa koniecznie na ryby, jak wroci z okoniem, lub sandaczem, powinno sie udac, smacznego
Kochani bardzo proszę nie reagujcie tak nerwowo. Niech każdy pisze co ma na wątrobie albo co mu w sercu gra! (I to jest uzasadnienie dlaczego w tym blogu.) Nie ograniczajcie się, bo tu nie ma cenzury. Dotyczy to i kulinariów, i – chyba zwłaszcza sztuki – wszelkich innych aspektów życia. I tylko ograniczajcie tematyke polityczną. Temu służą blogi sąsiednie!
Tymczasem pa! Wyjeżdżam na wieś ni będziemy mieli wodowanie łodzi mojego wnuka Jakuba. Łódź otrzymała piekne choć groźne imię Charon. Kuba uznał, że sprowokuje w ten przewrotny sposób jej stuprocentowe bezpieczeństwo.
Nawiasem mówiąc dostep do internetu mam i na wsi.