Labrak to bośniacki okoń

Żeby nikt mi nie mógł zarzucić, iż ograniczam się tylko do kuchni włoskiej dziś zaproszę Przyjaciół z blogu „Gotuj się!” do dwóch bośniackich krcm. Nie dość, że dobrze tam karmią i poją, to jeszcze nie pozbawiają wszystkich oszczędności. Jest to więc niezła wyprawa także dla skąpców. I daleko nie trzeba podróżować. Wystarczy znaleźć się w Warszawie. Co się ludziom czasem zdarza.

W bośniackiej krcmie Banja Luka można zjeść olbrzymią gurmanską pljeskawicę, prebranac, cevapcici. To wszystko dla mięsożerców. Z ryb warto pomyśleć o labraku, doradzie lub soli. Można – jak kto woli – ograniczyć się tylko do warzyw: faszerowane pomidory, nadziewana papryka bądź warzywa pieczone na grillu.

W Bośni i Hercegowinie przepiękny krajobraz co i rusz zdobią szyldy rozlicznych knajpek i zajazdów. A każdy lokal szczyci się czym innym. Nas zachwyciły dwie proste potrawy.

Pierwsza to dolma sogan, czyli gołąbki mięsno-ryżowe zawijane nie w liście kapusty jak nasze i nie w liście winogron jak w sąsiednich krajach tego regionu, lecz w… cebulę. Nigdy nie udało się odtworzyć smaku tych gołąbków.

Druga – bosanski lonać – to rodzaj zapiekanki z czterech gatunków mięs: baraniny, cielęciny, wieprzowiny i wołowiny. Wspaniały smak tego dania powstaje dzięki białemu wytrawnemu winu, które należy obficie lać do kociołka przed wstawieniem go do piekarnika.

Przy ulicy Puławskiej pod numerem 101, vis-vis parku Dreszera, stoi samotna, stara kamienica. Przed wejściem, z boku, jest rozbudowany ogródek z niewielką fontanną w środku, starymi drzewami skutecznie ocieniającymi stoliki, które przed słabym deszczem chronią parasole. Stoliki i ławy z grubego, jasnego drzewa, wszystko ładnie zakomponowane. Świetne miejsce na ciepłe, letnie dni i wieczory.

Kuchnia bośniacka korzystnie wyróżnia się spośród kuchni bałkańskich. Przede wszystkim chyba dlatego, że Bośnia graniczy z Chorwacją, a to było okno na chrześcijańską Europę. Dodam, że na ogół pogranicza kulturowe mają interesującą kuchnię.

Polecam na początek talerz serbskich rozmaitości (16 zł) i, w tej samej cenie, faszerowaną paprykę. Talerz rozmaitości składał się z papryczek (ale nie przesadnie ostrych), pomidorów wypełnionych dwoma rodzajami pasty i sałaty. Papryka nadziewana specjalnie przyrządzonym ryżem i zapieczona podawana na ciepło intensywnie wzmogła apetyt.

Chłodnik (8 zł) i zupę rybną (10 zł) zamówiliśmy z łakomstwa i grzech ten nie został ukarany.
Z dań głównych wybraliśmy pljeskawicę (20 zł), czyli grubo mielone mięso wołowe, podsmażone i posypane świeżą cebulą, a podawane z sałatą. Polecam też rybę o nazwie labrak (35 zł), soczystą, w ziołach, a przyrządzaną na ruszcie. Po sprawdzeniu w atlasie ryb okazało się, że to znany mi okoń morski.
Wśród deserów była baklava (10 zł), klasyczne ciastko bałkańskie o tureckim
rodowodzie. Bardzo słodkie i tłuste. W karcie win sprowadzane z Macedonii wina stołowe podawane są w karafkach, w cenie 60 zł za litr, ale można zamawiać i mniejsze ilości.
Ogólnie rzecz biorąc, świetne miejsce na spotkanie z przyjaciółmi, szczególnie gdy pogoda pozwala na korzystanie z ogródka.

Mała Serbia to też lokal miłośników kuchni bałkańskiej. Nieduża sala, ale wysoka, w głębi spory i dobrze zaopatrzony bar, obok z osobnym wejściem związany unią personalną pub. Dekoracja wnętrza oszczędna, w dobrym guście, wygodne stoliki i krzesła, przyjazna zastawa. Do tego świetna lokalizacja (Emilii Plater przy Wspólnej). Samo centrum Warszawy, a jednak trochę na uboczu.
Podstawą tutejszej kuchni są ryby i mięsa z grilla, bogato traktowane ziołami, spożywane z chlebem i popijane lokalnym winem lub rakiją. Tuczące są tylko bureki (rodzaj naleśników z francuskiego ciasta) z mięsem lub serem oraz desery, czyli przesłodkie baklawy.
Do bezpiecznych (dla obawiających się utyć) przysmaków należy szynka suszona. Spora porcja cienkich plastrów kosztuje 20 zł. Równie dobrą gorącą zakąską jest ser panierowany (13 zł). Dwa dania główne, oba po 30 zł, to kalmary z grilla oraz herbowa potrawa serbska (a chyba i chorwacka) – pleskavica z kajmakiem, czyli wielki kawał tłuczonego steku wołowego przyozdobiony kremem z mleka. Do tego jako zimna jarzyna pieczona papryka (10 zł). Paprykę się piecze, zdejmuje z niej skórkę i wyrzuca pesteczki, następnie marynuje w lekkiej zalewie. Efekt jest oszałamiający. Dania smakują wspaniale przy ludowych pieśniach dyskretnie płynących z głośników.