Chrupiący ozorek w gębie czyli tanie jadanie (2)

Drugi odcinek warszawskiego obżarstwa też jest dość egzotyczny. Ale smakowity i dostepny na każdą kieszeń.

To idealne miejsce (Wook Al.Jerozolimskie 65/70) dla początkujących miłośników kuchni chińskiej. Duża, utrzymane w czerwono-czarnej kolorystyce sala, nowoczesna lecz z wyraźnymi akcentami chińskimi, ze stolikami tak zmyślnie rozmieszczonymi, że nie siedzi się sobie na głowie i miłą, szybką obsługą.

W głębi część kuchenna, w której trzech Chińczyków przyrządza na oczach gości zamówione potrawy. Tylko zupy nalewa się z pojemników. Wszystkie inne dania powstają z wcześniej przygotowanych składników smażone, cały czas mieszając, w gorącym oleju właśnie w wooku, czyli bardzo głębokiej, zwężającej się do dołu okrągłej patelni, która jest podstawowym wyposażeniem chińskiej kuchni.

Ceny są zadziwiająco niskie. Wszystkie zupy kosztują 4 zł, dania główne – 6 zł. Oczywiście porcje są małe, ale dzięki temu można sobie skomponować zróżnicowany smakowo posiłek. Jedna z czterech zup (polecamy Wan Tan czyli rosół chiński z pierożkami lub zupę pikantno-kwaśną) uzupełniona dwoma lub trzeba daniami głównymi pozwoli zmieścić się w sumie ok. 20 zł i wyjść najedzonym.

Wan_Tan.jpg

Można rekomendować: ostrego kurczaka po seczuańsku, wieprzowinę słodko-kwaśną, żeberka wieprzowe, wołowinę w sosie ostrygowym, smażone warzywa, krewetki w cieście, chrupiący ozorek.

Bardziej wygłodniali mogą zamówić ryż, lecz tak naprawdę to szkoda na ryż miejsca.
Łatwo trafić, bo wejście jest w pasażu przy hotelu Marriott.

Ulica Krucza pomiędzy Wilczą a Hożą to miejsce zarezerwowane wyłącznie dla smakoszy. Świadczą też o tym chodniki, na których nie można zaparkować ani w porze lunchu, ani w godzinach kolacyjnych. Tym razem zawędrowałem do restauracji (a właściwie retauracyjki) Sunanta (Krucza16/22 ). To lokal tajski. I ma tę przewagę nad innymi warszawskimi knajpkami dumnie wywieszającymi szyldy anonsujące kuchnię tajską, że tu gotuje autentyczna mistrzyni z Tajlandii. Sunanta jest niewielka. Trzeba więc rezerwować stoliki lub wpadać w godzinach zmniejszonego ruchu. Ale siądźmy wreszcie przy stole, zamówmy duży czajnik zielonej herbaty i zajmijmy się wyborem menu. Na pierwszy ogień – chrupkie naleśniki z warzywami ze słodko-pikantnym sosem (25 zł) oraz naleśniki z małżami – w tej samej cenie i z podobnym sosem. Później zupa kwaśno-ostra (15 zł) i jaja gotowane na parze z krewetką oraz orzeszkami (22 zł).

zielona_herbata.jpg

Można wybierać spośród kilkunastu potraw z wieprzowiny, tyluż z wołowiny, kilku z kaczki, kilku z kurczaka, z ryb, wegetariańskich ale zdecydowaliśmy się na krewetki w czosnku (50 zł) i owoce morza z ziołami i chili (52 zł). Wybór był trafny, dania przyrządzone perfekcyjnie, a czosnek do krewetek tak podpieczony, że po wyjściu z Sunanty nie razi się spotykanych ludzi charakterystycznym odorem.

Od miesięcy Dziki Ryż egzystuje przy ul. Puławskiej (24 b) pomiędzy Narbutta a Madalińskiego. Zawsze tu jest tłoczno. W Dzikim Ryżu kuchnia tajska, chińska i japońska na tyle jest polska, że mogą jeść te dania bez lęku najbardziej nawet konserwatywni mieszkańcy stolicy. Na tyle zaś jest dalekowschodnia, że z przyjemnością pałaszują te dania znawcy Chin czy Tajlandii.

Obstawieni czajniczkami zielonej herbaty (z uzupełnianym stale wrzątkiem) zabraliśmy się do systematycznego penetrowania zawartości karty. Zupa kimchi z wołowiną, tofu, makaronem ryżowym i kapustą (20 zł) wywołała krople potu na czołach ze względu na swoją (złagodzoną w porównaniu z wersją prawdziwą) ostrość. Ale jej aromat zapadł w naszą pamięć na długo. Natomiast zupa tajska (16 zł) z mleczka kokosowego z kolendrą, bazylią i owocami morza zdumiała swą łagodnością.

Po zupach, które podane były nie w małych miseczkach lecz wręcz w michach, odpoczywaliśmy przez chwile przy szpinaku mung w sosie ostrygowym z ziarnami sezamu (14 zł) i wspaniałej sałatce szafranowej z chrupiącej kapusty na słodko wg. przepisu samej pani Ou ( 8 zł).

Owoce morza czerwone curry (28 zł) to także wielki gar pełen ośmiorniczek, krewetek, kalmarów podanych z warzywami, świeżymi pomidorami i kolendrą w mleczku kokosowym. Na szczęście jedzenie pałeczkami powoduje zwolnienie procesu dostarczania pożywienia z miski do przewodu pokarmowego. Co jakiś czas można też siorbnąć (dopuszcza a nawet zaleca to chińska etykieta) płynu prosto z miski. Wieprzowina z grzybami mu (26 zł) też zawierała wielką porcję warzyw, marynowanego mięsa i oczywiście grzybów mun.

Doskonały był japoński makaron salmon soba (29 zł) czyli kluchy z pszennej maki, grillowany łosoś, grzyby shitake, por, jajko, kiełki sojowe, chrupiąca papryka.
Starczyło jeszcze siły na wspólny deser tj. sernik z polewą czekoladową (10 zł).