Czyja to wina, że lubię wino?

Dowody na istnienie uprawy winnej latorośli datowane są na trzy tysiące lat przed Chrystusem. Miałyby to być krzewy winne rosnące na Zakaukaziu, które z tamtych surowych i dzikich okolic, rok po roku przenoszono na zachód, w coraz cieplejsze i pełne słońca okolice. Po kolejnych dwóch tysiącach lat wędrujące winnice dotarły do Italii, a przewieźli je tam Etruskowie.

To dzięki winu, a właściwie dzięki handlowi tym płynem, nastąpił gwałtowny rozwój ceramiki. Musiano bowiem ów napój w czymś przewozić. Drewniane beczki, do tego smołowane, nie były najlepszym rozwiązaniem. Wino nabierało zapachu i smaku smoły i nie każdy klient miał na nie ochotę. Wymyślili więc starożytni Grecy, bo to oni głównie przejęli handel winem w basenie Morza Śródziemnego, uszczelnianie beczek sosnową żywicą. I to był lepszy pomysł. Tak powstała retzina – wino do dziś wielce popularne w Grecji, o żywicznym smaku, doskonałe na upalne dni spędzane w cieniu tamaryszkowych, rozłożystych drzew ze szklanką w ręku i wielkim dzbanem zanurzonym w zimnej wodzie.

Na winnym szlaku Greków leżał Rzym, gdzie za cesarstwa wino lało się strumieniami. Aby poprawić jego smak, aromatyzowano je miodem, mirrą, anyżkiem, cynamonem, pieprzem, a nawet kadzidłem.

Jest i inna wersja. Podobno istnieją dowody na to, iż wino znano już pięć tysięcy lat temu. I to wcale nie na barbarzyńskim Zakaukaziu, lecz w cywilizowanym Egipcie. U narodzin trunku pojawiają się kozy. Te mądre stworzenia obskubywały pędy młodych winorośli, powodując, że krzewy rosły piękniej i wspaniale owocowały. Pasterze wzorowali się na mądrych bydlątkach, rozsmakowali się w soczystych owocach. Stąd był już tylko krok do wyciskania soku, a później fermentacji.

Do Francji wino trafiło wraz z legionami rzymskimi podbijającymi kraj Gallów. Tu zaś, zwłaszcza w kamienistych okolicach Bordeaux, znalazła winna latorośl doskonałe warunki klimatyczne. I tak to się zaczęło.

Teraz trochę statystyki: w ubiegłym roku Europejczycy wydali na wino 86 mld euro i wypili za tę sumę 13,5 mld litrów ulubionego trunku. Na każdego statystycznego Francuza przypadło 48,5 litra. Włoch wypił o litr mniej. Znacznie mniej (i to było zaskakujące), bo tylko 29,1 l, przypadło na statystycznego Hiszpana. Niemcy miłujące inne trunki – wypili w tym czasie 27,4 l  na osobę.

A Polacy? Statystyczny mieszkaniec Polski wypił zaledwie 11,3 l w ciągu roku. Mają więc wielkie pole do popisu właściciele winnic. Swoje produkty słusznie usiłują przywieźć nad Wisłę.

Na koniec tej winnej opowieści wspomnienie z wakacji. Podczas urlopu spędzonego w Basilicacie, najpiękniejszym dzikim, górskim i nadmorskim jednocześnie regionie Italii, rozkoszowałem się jedynym w swoim rodzaju winem Aglianico del Vulture. Szczep aglianico (nazwa pochodzi od słowa elenico, czyli „grecki”) przywieźli na Półwysep Apeniński osiedlający się tu koloniści z Hellady. Vulture zaś to wygasły wulkan. Rosnące na jego zboczach winne krzewy, głęboko zapuszczające swe korzenie, czerpały wodę przesiąkniętą zapachem lawy. I sok winny, i wino zachowują tę woń. Można powiedzieć, że ze świeżo otwartej butelki Aglianico del Vulture wydobywa się zapach piekła. Trzeba więc wino dotlenić, a po około dwudziestu minutach zapach dziegciu i smoły znika. I czuje się owoce czerwonej porzeczki, albo czarnych jagód, albo jakichkolwiek innych czarnych owoców. Wszystko zależy od wyobraźni smakoszy.

Ostatnio ożyła moda na polskie wino z polskich winnic. Otrzymałem z kilku źródeł parę butelek tego płynu. Proszono mnie też o ocenę. Mój komentarz wygłoszony w TVN-24 wzburzył krajowych producentów wina. Rozumiem ich zdenerwowanie, ale moje podniebienie i nos protestują silnie. Nie da się produkować dobrego wina w kraju bez słońca. Te kilkadziesiąt słonecznych dni w lecie niczego nie rozwiązuje. W krajach winnej latorośli słońce operuje ponad trzysta dni w roku.

Nie ma sensu konkurować z Włochami, Francuzami, Hiszpanami czy Portugalczykami. Tu natura zadecydowała, że są oni nie do prześcignięcia. My też mamy swoje specjalności kulinarne, którymi zadziwiamy świat. Podbijajmy więc kontynenty oscypkiem, kaszą gryczaną, mazurkami no i czystą lub żubrówką. I tyle!