Przygody w kuchni angielskiej
Niby to Worcester a naprawdę łuster. I takie to są zabawy z Anglikami w kucharza. Porozumieć się trudno a i dziwnie czasem smakuje. Ale przynajmniej ciekawy ma rodowód.
Sos ten, a zwłaszcza jego nazwa, jest dowodem na silny lokalny patriotyzm pewnego brytyjskiego funkcjonariusza pracującego przez wiele lat w Indiach. Rozsmakowany bowiem w kuchni indyjskiej, sir Sandys stworzył sos przyprawowy, który po powrocie do ojczyzny zaczął produkować, nazywając go od miejsca swego urodzenia worcester. Produkcja tego sosu owiana jest najgłębszą handlową tajemnicą, wiadomo jednak, że przygotowuje się go z octu, melasy, tamaryndowca i wielu innych przypraw korzennych . Dodawany jest do sosów i potraw, przydając im pikantności. Doskonale współgra z sosem do pieczeni, z wieloma dipami i sosami do sałatek. Stosuje się także do alkoholowych koktajli.
Krwawa Mary – drink alkoholowy
(1 porcja)
50 ml czystej wódki, 80 ml soku pomidorowego, 2 łyżeczki soku cytrynowego, 6 kropli tabasco, 6 – 7 kropli sosu worcester, sól, pieprz, kostki lodu
Wszystkie składniki umieścić w większej szklance lub shakerze, dokładnie wymieszać i przelać do szklanki.
Smażona ryba po angielsku
(6 porcji)
70 dag filetów z dorsza, sól, pieprz, 4 łyżki mąki, 1 jajko, 1 łyżka sosu worcester, siekana natka pietruszki (ilość do smaku), 4 łyżki tartej bułki, ? szklanki oleju do smażenia
Filety pokroić na kawałki wielkości pudełka zapałek. Oprószyć solą i pieprzem. Jajo wymieszać z sosem worcester. Przygotować na jednym talerzu 3 łyżki mąki, na drugim łyżkę mąki wymieszaną z tartą bułką. Kawałki ryby obtaczać w mące, potem w rozbitym jajku i w mieszance mąki z tartą bułką. Rozgrzać na głębszej patelni olej i smażyć rybę na złocisto. Po usmażeniu posypać siekaną natką. Podawać z frytkami.
Komentarze
Oho! Jestem pierwszy. Dzień Dobry!
Teraz dopiero mogłem popatrzeć, co zostało z wczorajszej uczty. Całkiem nieźle. Czy Jerzy Wittlin był spokrewniony z Józefem Wittlinem? Onyszkiewicz w żaden sposób nie mógł pojawić się bez ochrony. Teraz jest trochę łatwiej pod tym względem, ale wtedy było inaczej. Mógł ewentualnie swojej ochronie uciec, gdyby chciał i potrafił. Pewnie by potrafił schować się w jakiejś dziurze, miał w tym doświadczenie.
Alicjo, widać źle Cię zrozumiałem. Może uda mi się coś z Brzucha dzisij obejrzeć.
Wracając do gór. Morkie Oko znalazło się na liście 10 miejsc, które należy omijać z daleka. A pamietam czasy, gdy latem idąc do Czarnego Stawu nad Morskim Okiem nie okrążało się jeziora, tylko przepływało przez nie łodzią. I nawet nie było nadmiernego tłoku, gdy autobus PKS dojeżdżał prawie pod samo schronisko. Również nie było takiego bezwzględnego zakazu schodzenia ze znakowanych szlaków i obowiązku legitymowania się różnymi uprawnieniami, żeby się trochę powspinać. Nawet na Giewont wchodziło się całkiem ciekawie szlakiem poprowadzonym w zdecydowanej większości nad Strążyską. Obowiązywał natomiast zawsze zakaz naruszania rezerwatów. Ten został złagodzony późniejszą praktyką z myślą o VIPach lubiących sobie np. popolować na Wołoszynie. Nie każdy dyrektor parku miał odwagę się sprzeciwić.
Helenko, wczorajszy film mnie też zaskoczył. Obejrzałam go w całości więc powodów do zdumienia miałam więcej. Wśród nich i to, że w USA nie wolno tej terapii proponować, ale w Meksyku wolno i się stosuje, a w Czechach ponoć otwiera się szpital, który metodą z filmu ma wyleczać, Mówi się też o innych krajach w Europie.
Terapia zawiera soki z warzyw i owoców oraz olej lniany. Białka nie widziałam. Jak to możliwe, żeby nie wyniszczać organizmu bez białka? Bohaterka reportażu przez wiele lat odżywia się tymi sokami po kilkanaście szklanek dziennie. Tyle, że błonnikiem się nie obciąża.
Dzień dobry Państwu!
Kiedyś byłem w Stoke on Trent na zjeździe osób o wspólnych zainteresowaniach. Wieczorem zostało wydane przyjęcie na cześć zebranego towarzystwa w restauracji hotelu The Crown w którym zresztą mieszkaliśmy. Miało to tę zaletę, że po przyjęciu wystarczyło udać się do pokoju położonego zaledwie o kilka kroków od restauracji.
Tyle zalet. Menu było chyba typowo angielskie. Był i Yorkshire pudding i pieczeń z brązowawym sosem i gotowane warzywa; brokuły, marchew, groszek e.t.c.
Puddingu właściwego czyli deseru niestety nie pamiętam. Nie zaćmił on chyba jednak dania głównego. Do tego nad fortepianem znęcał się starszy, elegancki pan.
Dziś staram się unikać przygód w kuchni angielskiej.
Od Janusza Onyszkiewicza prosze sie odstosunkowac, bo on jest z naszej paczki. W ostatni dzien zajec szkolnych zlozylismy sobie slubowanie pod tytulem „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”.
Na skutek takich jak Stanislaw wydaje mi sie, ze zwichnela mu sie kariera. Jest on wspinaczem. Juz w szkole wspinal sie na co sie dalo. Nawet na Olimpiade Matematyczna. Wyobrazcie sobie, ze jako prominent wlasciwego juz ustroju wspialby sie na Mont Everest. Wylazi na te góre a tam juz siedza chlopaki z BOR z wlasciwym protokolem i meldunkami. Ja sie pytam co by sie wtedy dzialo w calych Himalajach.
Wielkie larum, glosne krzyki, rosna w górach BOR – owiki.
Pan Lulek
Tereso !
Jeśli soki to tylko z Thermomixa!
Na pewno pomogą.
Właścicielowi fabryki Vorwerk w którym są produkowane 🙂
Dzień dobry.
Przede wszystkim życzenia wspaniałej kulinarnej i turystycznej przygody (bezpiecznej) dla Basi i Piotra. Na sprawozdanie oczekiwać będziemy niecierpliwie. Brzucho na ekranie? Po 16.00 obejrzę. W Świnoujściu marzłam nieustannie, nie wychodziłam z polara, w Poznaniu szukam cienistego miejsca do zdechnięcia. Czy nie może być lato z temp. 22-24 stopnie? Takie dla ludzi? Trochę wiaterku, w nocy deszcz?
witam
a propos linków i sznurków
jak się „mój” odcinek pojawi w necie
na stronie programu
to dam znać
póki co, można tam obejrzeć poprzednie produkcje
choć przedostatniej o fasoli jeszcze nie ma
widać letnia kanikuła wszędzie
http://www.polskadobrzesmakuje.pl/
:::
Puchalo
oczywiście, jam jest ten czarny charakter
a nazw restauracji nie zezwala umieszczać
..strach przed kryptoreklamą (dziwactwo niemożebne)
jakby co, wszystkie Noce odbywają się w restauracji
o najdłuższej znanej mi nazwie
Restauracja na Kuncu korytarza, z Markowym wyszynkiem
i duże litery mają o tyle swoje usprawiedliwienie
że lokal powstał w pomieszczeniach Opery Szczecińskiej
(jest zarazem operowym bufetem ..naprawdę na końcu długiego korytarza)
wtedy też dyrektorowało tam dwóch panów – Kunc i Markow
a Markow jako dyr admistracyjny, wyraził zgodę na wyszynk mocnych alkoholi
:::
a wśród gości są nie tylko restauratorzy (choć oczywiście są i oni)
jest też księgarz, dyrektor teatru, radiowiec, Włóczęga, dyrektor podstawówki (pzedstawię ich, gdy pojawi się sznureczek)
Nadrobilam zalegolosci z wczoraj i dzieki nemo mam wizje 5tys norweskich mysliwych polujacych na te nieszczesne 12 niedzwiedzi 😀 😀
Krolu Zloty SGPiS? Moja mama tak jeszcze o tym mowi… 😉
Tereso,
kliniki jak ta mająca powstać (lub powstała) w Czechach są też w Niemczech, Anglii, na Hawajach i Teneryfie. Tygodniowy koszt terapii w takiej klinice to około 5 000 euro. Przy odpowiedniej wolności biznesowej każdy może taką „klinikę” leczenia sokami i lewatywą założyć. Największy problem to zdobycie rzeczywiście wolnych od dioksyn i pestycydów owoców, warzyw i wątroby cielęcej, dawniej miksowanej z sokiem, obecnie podawanej w formie tabletek. Cała dieta (można ją samodzielnie prowadzić w domu) polega na codziennym spożywaniu
3 razy wegańska zupa i duszone warzywa i owoce
13 razy szklanka soku (nie wirowany, wyciskany w drogiej amerykańskiej prasie)
1 pomarańczowy
4 z zielonych roślin
5 jabłkowo-marchewkowych
3 marchewkowe
Co 4 godziny lewatywa z kawy (3 łyżki na litr wody destylowanej)
Co drugi dzień 2 łyżki oleju rycynowego i lewatywa z oleju rycynowego 😯
Suplementy:
enzymy trawienne, hormony tarczycy, witamina B3, zastrzyki z witaminy B12, mleczko pszczele, olej lniany
I tak 2 lata. Kto to przeżyje, przeżyje też raka.
Uprzednia chemoterapia lub naświetlania zmniejszają efektywność kuracji, powrót do normalnego odżywiania oznacza nawrót choroby. Tak twierdzą zwolennicy terapii alternatywnych, których wiele bazuje na zasadach Gersona np. tego szarlatana Burzyńskiego w USA. Dlatego też zrozumiała jest nielegalność takich klinik w USA, nie w interesie lobby farmaceutycznego, a w interesie pacjentów łudzonych wyzdrowieniem za ciężkie pieniądze 🙁
Nirrod – te 5 tysięcy, to nie przesada. W Rumunii okropnie rozmnożyły się wilki. Po kilkuletniej szarpaninie z ekologami przyszło wreszcie pozwolenie na odstrzał 200 sztuk w ciągu 2 lat. Zapisali się łowcy z całej Europy. Efekt? W ciągu 2 lat upolowano 4 sztuki. Zwierz okazał się inteligentny. W Polsce 3 lata temu pozwolono na terenie Mazur odstrzelić 25 bobrów. Nie wiem czy po 3 latach doliczyli by się myśliwi 5 sztuk. Teraz dopiero można docenić naszych przodków co to z maczugą na niedźwiedzia chodzili a z łukiem na białą zwierzynę. Oni upolować musieli, jeżeli chcieli jeść.
Wilki gora!!!! Pyro ja nie neguje sprytu zwierzat tylko te proporcje…. 😀 😀
Jakbym takiego gnoja, co to twierdzi, ze chemioterapia albo naswietlania powinny byc omijane, bo obnizaja skutecznosc jego cudotworstwa, to za… uszy na drzewie bym powiesila. W Polskce byl taki jeden, co ziolami leczyl, oby mu ziemia ciezka byla.
A preperat z torfu pamiętacie? Ludzie w kilometrowych kolejkach stali po poradę u Profesora. Na jego dobro muszę zaznaczyć, że nie był pazerny na forsę, a za preparat brał tylko zwrot kosztów. Niestety – kosztów zdrowotnych nie da się policzyć.
Czyżbym była trzynasta?! 😯
Tołpa wyprodukował dobry krem do rąk 😉
Te wszystkie cudowne sposoby leczenia zawdzięczają renomę rzeczywistym przypadkom wyzdrowieni pomimo poddaniu się oszukańczej terapii. Mój ojciec, lekarz, twierdził, że zna wiele takich przypadków, jak i przypadków nagłego zatrzymania postępów choroby bez żadnej terapii. Jeżeli takie nagłe ozdrowienie nastąpiło w czasie lub po terapii „cudownej”, zasługę przypisują szarlatanom. A we Wrocławiu przed torfem był płynny wyciąg z huby i tabletki z huby. Moja ciotka stosowała i przeżyła, ale poddała się też normalnej terapii klinicznej. Swoboda działalności gospodarczej jest mi bliska jako liberałowi, ale prawo do tych wszystkich działań zwanych medycyną alternatywną budzi mój wielki sprzeciw. Nie zaprzeczam, że są ludzie, którzy mają jakieś właściwości uzdrawiające, których natury sami nie są w stanie wytłumaczyć. Nie mogę zaprzecyć, bo sam dwukrotnie skutków tego doznałem będąc nastawiony bardzo sceptycznie. Ale nigdy za to nie płaciłem. Natomiast stosowanie zakazu poddawania się leczeniu klinicznemu przez uzdrawiaczy niewątpliwie podpada pod określone paragrafy.
A moj madry Tatus oblal na egzaminie tego matola Burzynskiego, na ostatnim roku z epidemiologii. Wiec zawedziony matol pojechal do Ameryki i zaozyl tam „osrodek badawczy”, co mu pozwolilo ciagnac z ludzi ostatni grosz (28 lat temu „kuracja” tego oszusta kosztowala ok. 20 tysiecy dolarow).
Zerknęłam tu i tam, upewniłam sie, że faktycznie – Torlin pierwszy, a ja trzynasta, pora iść dospać!
Miłego dnia wszystkim życzę!
Ameryka to wolny kraj. Tam państwo najmniej się wtrąca w to, co ludzie robią, chyba że molestują dzieci lub inaczej je krzywdzą. Jeżeli tam cudowna kuracja jest zabroniona, musi być naprawdę groźna. Widocznie Burzyński jest mniej groźny od klasycznego Gersona, ale ciągnie od pacjentów nie gorzej. A Tołpa, zdaje się, wierzył w cudowne właściwości swoich specyfików. Może dlatego brał tak mało. Bo wyrządzjąc komuś krzywdę świadomie trzeba sobie poczucie winy czymś zrekompensować, najlepij dużymi pieniędzmi.
Roczny jadłospis wg Gersona:
810 kg marchwi
600 kg jabłek
150 kg wątróbki cielęcej
145 główek czerwonej kapusty
400 główek sałaty
60 kg zielonej papryki
itd.
dla jednej osoby!
Syfilis mija wówczas razem z rakiem, a siwe włosy stają się znowu ciemne 😎
Nie wolno tylko pić wody, myć zębów fluoryzowaną pastą, robić trwałej ondulacji, jeść avocado, ananasów, produktów sojowych, soli, pieprzu, jagód, mąki, śmietany, grzybów, czekolady, cukierków, ogórków, orzechów itd.
Stanisławie,
czytałam gdzieś, że działalność Burzyńskiego w USA jest nielegalna.
I te 5tys to za 810kg marchwi?
Właśnie mi Łotr wciął wpis , bo ponoć za szybko. Jakie „za szybko”? A chodziło mi o to (NIrrod i Nemo wiedzą na ten temat więcej i Jacobsky) że farmaceutyka nie zna jeszcze wielu preparatów roślinnych i odzwierzęcych przez stulecia stosowanych w medycynie ludowej. Bo to jest coś przedziwnego. Wiadomo, że Indianie z Mezoameryki z dużą skutecznością leczyli niektóre nowotwory żołądka i jelit preparatami z dyni siatkowej. Skutki potwierdzone. Laboratoria straciły mnóstwo czasu i pieniędzy badając roślinę. I nic. Żadnego ciała czynnego nie znaleziono. Ki diabeł? Może tak, jak z niektórymi naszymi ziołami, które czynnik terapeutyczny wykazują najwyżej 2-3 minuty od pozyskania. Potem ginie. Wiejskie babki umiały go jakoś zakonserwować. Laboratoria nie. A przecież Indianie nie traktowali dyni magicznie tylko wyłącznie użytkowo. Ponoć zaledwie ułamek procenta roślin i organizmów morskich został przebadany farmakologicznie. Czekają nas może jeszcze wielkie odkrycia. W końcu zanim Bayer wyprodukował aspirynę ludzie od neolitu leczyli gorączkę wywarami z wierzby.
Jeszcze do wątku Onyszkiewicza. Chyba jest jeszcze Prezesem alpinistów? A BORO-wiki chyba się nim nie zajmowały. Ochrona Ministra Obrony Narodowej należy do Żandarmerii Wojskowej.
Ale aspiryna działa rzeczywiście, a nie przez pierwsze 3 minuty, również ta z kory wierzbowej, czy chinina z kory drzewa chinowego. Legendy o wilkakorze i innych cudownych środkach pojawiają się co rusz, ale nie ma i nie będzie środka, który wyleczy jednocześnie raka, łupież i niespełnione macierzyństwo 🙁
Nirrod,
te 5 000 euro to za tydzień soczków i lewatywy z kawy. W Tijuanie jest taniej – 15 900 dolarów za 3 tygodnie.
Wracam do kuchni angielskiej, bo kilka potraw jej jednak zawdzięczamy, choćby rostbef „po angielsku” czyli krótko pieczony w wysokiej temperaturze, świetny jest też łosoś z rusztu i nadziewany udziec jagnięcy no i zupa z ogonów wołowych i ciasteczka imbirowe do piwa i jeszcze by się kilka potraw znalazło. Rzecz w tym, że musi je przygotowywać ktoś, kto umie pichcić, a nie tylko używać kuchenki.
PS. Pyro,
jaką średnią długość życia osiągali pacjenci wiejskich babek i indiańskich szamanów w Ameryce Srodkowej?
Może do wzmożenia skuteczności tych preparatów potrzebna jest krew czarnej kury, kupa nietoperza i skóra ropuchy sproszkowana przy pełni księżyca? 😉
Szkoda, ze Mrozek wyjechal na stale za granice. Gdyby byl w kraju i mial jakis kontakt z informatycznym systemem z którym przychodzi nam zyc, to napewno napisalby sztuke pod tytulem „Informatycy”. Cos w rodzaju „Chlopów”. Wyobrazam sobie scene na której stoi w poprzek stól drewniany, lecz aluminiowany. Za stolem siedzi czterech informatyków. Przed kazdym co najmniej jeden laptop. Siedza w kolejnosci od lewej
Bill Gates
Twórca systemu Linux
Prezes Naczelny WordPress
Glówny Informatyk poczytnego skad inad tygodnika. Nazwy nie bede wymieniac aby nie byc posadzonym o nieuczciwa reklame.
W pewnam momencie jeden z siedzacych mówi:
a moze by tak cos zaprogramowac,
iii, a co, odpowiada drugi,
a tak z brzega i tyla, zeby ludzie mieli zajecie.
Mrozek w Meksyku, pewnie pije tequille albo tez tanczy Tango. Wlasnego pomyslu.
A nam jak wcinalo, tak wcina
Pan Lulek
PAN LULEK PISZE:
Wracam do mich pogladów na temat oszczednosci i ostatecznych rozwiazan. Czlowiek powinien miec wolna wole w zakresi schodzenia z tego swiata. Skoro musi sie urodzic bo niema innego wyjscia powinien miec prawo swobodnego zejscia. U nas niestety ciagna truposzy za uszy zamiast pozwolic im godnie rozstac sie z tym swiatem.
Kiedys pisale Wam, ze moja osobista przyjaciólka, dama nie pierwszej mlodosci, ukonczone 85, lat miala przyjaciela, który jej sie oswiadczyl. Do jej domu spokojnej starosci wprowadzil sie dziarski pan w wiek lat niomal 70. Mlodzi, dojrzali, przypadli sobie do serca. Pan zlozyl oswiadczyny z prawdziwym bukietm róz w dloniach. Róznica wieku wynosila okolo 15 lat na korzysc pani. Karolina, bo takie jest jej imie dlugo zwlekala z udzieleniem wiazacej odpowiedzi. Wymawiala sie znaczna róznica wieku i poczatkami slabosi podeszlego wieku. Zalotnik posunal sie tak daleko w zwierzeniach, ze oswiadczyl jej, ze po raz pierwszy zakochal sie w niej kiedy ona miala lat trzydziesci a on pietnascie i wlasnie konczyl szkole. Milosc przetrwala wiele lat. On robil majatek i kariere, zenil sie i rozwodzil. Wyprawial w swiat swoje i swoich kolejnych zon dzieci i cierpliwie czekal na Karoline, która swojemu slubnemu podarowala dwu synów. Aktualnie obydwaj na emeryturze.
Wreszcie, któregos dnia pani udzielila wiazacej i ostatecznej odpowiedzi. Odrzucila zalotnika. Ten skubaniec odwrócil sie na piecie i pomaszerowal do swojego pokoju. Bez slowa pożegnania czy tez zalu.
Rano znaleziono go spiacego w lózku. Snem wiecznym. Byla oczywiscie obdukcja, szukanie przyczyn naglego zejscia ale nic nie znaleziono.
Rozmawialem potem z Karolina w cztery oczy. Czasami ona ma dosyc swoich doroslych bylo nie bylo dzieci i ma ochote porozmawiac ze mna. Tym bardziej, ze nie mamy zadnych tajemnic. Nie bylo jej przykro. Tam ciagle umieraja ludzie to i nie dziwota. Jednak chyba troche.
Uspokoilem ja mówiac. Dalas mu najpiekniejszy prezent czyli spokojna smierc. Bez cierpien. Napewno w ostatniej chwili myslal o tobie i pamietal ciebie jako mloda, piekna i niedostepna kobiete.
Nemo – ja nie jestem entuzjastkom medycyny ludowej ani cudownych recept, ani szamanów. Wiadomo, że 26 lat przeżycia, to nie 78 lat. Mnie chodziło o to, żeby nam gdzieś nie zaginęła część dorobku ludzkości chowająca się w takich środowiskach. To może być drobna cząstka ale może otwierać i jakieś nowe drogi. I ta dziwaczność owej dyni siatkowej – niczego w niej nie ma, a naprawdę w 3 rodzajach nowotworów pomagała. Czyli coś jednak jest tylko my jak dotąd nie potrafimy tego znaleźć. A na łupież, bezpłodność i wrzody żołądka naraz pomoże wyłącznie skrzydło nietoperza.
Zamiast iść dospać, wróciłam do GW i przeczytałam wywiad z Kozakiewiczem.
Panie Lulku,
Linus obok Billa G.?! 😯 Myślę, że wątpię 😉
A teraz faktycznie idę dospać, dochodzi szósta 🙄
Jeszcze tylko dwa słowa o Burzyńskim – kilka lat temu było o nim głośno, amerykańska stacja tv CBS zrobiła o nim kawałek w programie „60 Minutes”, wyglądało na to, że dobrali mu się do skóry. Pogooglałam przed chwilą i widzę, że Burzynski prosperuje i ma się całkiem dobrze…
Zezłościłam się (troszeczkę) na Nemo, a dostało się ortografii polskiej i napisałam tak, jak mówią posłowie „Entuzjastkom” zamiast „entuzjastką” Mea culpa.
Burzyński wykorzystuje fakt, że nie sprzedaje i nie aplikuje trucizny, ale sprzedaje ludziom złudzenia i to mu wolno, ale tylko w beznadziejnych przypadkach.
Pyro,
ja Cię dobrze zrozumiałam i nie posądzam o sprzyjanie znachorom, ale takie historie o mistycznych właściwościach dyni, w której nic nie stwierdzono naukowo, a „działa”, budzą w ludziach nieufność do medycyny i naukowców nie dając nic w zamian 🙁 Może ci szamani pluli do wyciągów z tej dyni 😎
…i jeszcze pe-esik, Mrożek do Polski wrócił dobrych parę lat temu i nawet miasto Kraków podarowało mu mieszkanie. Czytałam jakiś wywiad z nim – wrócił, bo w Meksyku zaczęło być niebezpiecznie, a Mrożkowi nie uśmiechało się spać z dwururką pod poduszką. Chyba w Przekroju był ten wywiad, nie pamiętam dokładnie.
Pyro,
złość piękności szkodzi i dlatego zostałaś entuzjastkom 😉
nemo,
pluli, to pies – a jak sikali?! 😯
Wykopywam się.
Czy dynia siatkowa to to, co polskie kobiety targały z warzywniaka do domu przed ofensywą plastikowych reklamówek? 🙂
Podobnie jak Pan Lulek piekielnie boję się medycyny przymusowej w stanach terminalnych. Niech mi zmniejszą ból i ewentualnie ułatwią przeżycie ostatnich chwil we względnym komforcie i tyle. Cudów nie oczekuję, a umieranie w oplocie aparatury uważam za nieludzkie.
Mrożek do Polski wrócił i już zdążył się z niej wyprowadzić „Bo tu duszno” pod Niceę gdzieś.
Heh za 5tys/tyg to ja moge kupic sokowirowke i wam sokow robic. Co mi tam. 😉
Zgadzam sie z Pyra, jest jeszcze duzo lekarstw nieodkrytych. Co wiecej do konca nie wiadomo do jakiego stopnia nasze cialo potrafi sie samo zregenerowac. Tak czy inaczej zlotych srodkow nie ma.
Popijanie ziolek jako dodatku do normalnej terapii, dlaczego nie. Ale ja zauwazyl Stanislaw za naklanianie do rezygnacji z leczenia, na korzyc sokow sa (mam nadzieje, a jak nie ma to powinny byc) odpowiednie paragrafy.
Angielska kuchnia sie ostatnimi czasy bardzo poprawila. A jakie potrafia miec pyszne desery…
Nirrod,
to nie może być sokowirówka, bo w wirówkach (i mikserach!) powstaje podobno w centrum pozytywny prąd (sic!) niszczący żywotne enzymy 😯 I dlatego to musi być droga amerykańska prasa do soku o nacisku jednej tony!
Alicjo,
jeśli oni sikali, to leczyli metodą Burzyńskiego 😉
Pomijając już odkryte/nieodkryte albo naukowe/ludowe, panaceum nie istnieje również dlatego, że każdy organizm inaczej reaguje. „Oficjalna” medycyna też coraz częściej (choć z oporami) przyjmuje do wiadomości, że jeden pacjent na jakiś lek (lub ich kombinację) „idzie”, a drugi „nie idzie”, choć diabli wiedzą, dlaczego tak jest. Ale zindywidualizowane, dopasowane do konkretnego pacjenta leczenie, w warunkach np. polskich albo angielskich (!) jest prawdopodobnie marzeniem ściętej, czyli radykalnie uwolnionej od bólu, głowy. 🙁
Mrożek wrócił, ale pare tygodni temu ogłosił, że znów wyjeżdża.
Właściwosci lecznicze są sprawą skomplikowaną w przypadku raka. Zadaniem substancji leczniczej nie jest uzdrawianie chorych komórek lecz ich niszczenie w sposób cywilizowany, czyli bez niszczenia tkanek sąsiednich. Również komórki chore powinny obumierać bez ekscesów szkodliwych dla sąsiadów. Substancji niszcząccych rakowe komórki jest wiele, takich, które nie wyrządzają wielkiej szkody, jest mało i ciągle szuka się nowych. Bada się poprzez traktowanie chorych komórek poza organizmem różnymi stężeniami środka i przez różne okresy traktowania środkiem. Okresy te liczy się w godzinach. Pewne nadzieje wiąże się z substancjami (różnymi choć podobnymi) z kilku gatunków rosiczek tropikalnych. Jestem taki mądry, bo moja córeczka robiła pracę magisterską badając działanie takiej substancji, jeszcze nie zbadanej pod tym względem, na ludzkie komórki rakowe. Badania zajęły miesiące zanim znalazła dostatecznie małe stężenie i dostatecznie długi okres czasu, żeby działanie zbyt dzikie ucywilizowało się i przyniosło zadowalające rezultate. Ale takich wstępnie przebadanych substancji jest mnóstwo, natomiast dalsze badania wymagają ogromnych środków i czasu i poddaje się im substancje nieliczne. Oczywiście bada się określony zwuiązek występujący w roślinie, który trzeba wykryć i określić skład. Dynią w ogóle badań zrobić się nie da. A może ten związek nie znika w 3 minuty po przekrojeniu dyni, tylko występuje wyłącznbie o pełni księżyca, albo w połączeniu z pohukiwaniem sowy? Nie do końca się śmieję, bo może dla pojawienia się związku w dyni wymaganych jest kilka okoliczności zupełnie wytłumaczalnych, gdy się je pozna. Albo ten związek nie istnieje, a przypadki dobrych rezultatów są zupełnie nie związane z dynią. A żeby być pewnym, że w dyni nic nie ma, trzeba ją badać nieprzerwanie przez kilka lat w różnych okolicznościach. W tej chwili dobry badacz nie zniechęca się brakiem wyników przez rok. Jest to praca dla ludzi wyjątkowo cierpliwych.
Ale juz znowu wyemigrowaln a stale, Alu, podobno tym razem ostatecznie.
Pyro, wiele preparatow ludowych ZOSTALO zbadanych naukowo i wiele z nich mamy dzis w sprzedazy. W ostatnnich latatch cala konwencjionalna medycyna zaleca stosowanie hipericum (milk thistle) na zdrowie watroby. I wiele innych ziol, olejkow, wyciagow.
Jestem bardzo, bardzo przeciwna „sprzedawaniu nadziei!” ludziom nawet beznadziejnie chorym. Oszustwo i cwaniactwo jest oszustwem i cwaniactwem w kazdej sytuacji, a juz szczegolnie obrzydlwym w sytuacji beznadziejnej.
Kiedys mialam na ten temat ostra sprzeczke z b.p.Ojcem mojej E., ktory przyjechal z Polski z adresem w garsci jakiegos „profesora w Niemczech , ktory wylecza ze stwardnienia rzosianego”. Dowiedzialam sie, ze ma 100% sukcesu, trzeba tylko do niego pojechac na pol roku, a nawet lepiej na caly rok, owszem, zaplacic sporo ( no, ale czym sa pieniadze w obliczu kompletnego wyleczenia, wtedy mozna nawet i opzyczke hipoteczna wziac w banku!) i ze ma on tego wyleczenia naj;epszy przyklad w osobie bardzo chorej pani X, ktora wrocila wlasnie kompletnie ozdrowiala z SM.
To mowil czlowiek wyksztalcony, oczytany i pod kazdym wzgledem rozumny.
Chodzilo wiec o to, by E. zwolnila sie z pracy, sprzedala mieszkanie i pojechala do „profesora” na „leczenie”. Im wiecej tlumnaczylam, ze gdyby profesor mial jakas prawdziwa kuracje na SM, to bylby laureatem Nobla z medycyny, tym bardziej Wujek byl przekonany, ze ja nie chce E. ulzyc w cierpieniu. I ze jestem sknera.
W koncu ja sie poddalam i zaproponowalam, ze zadzwonie do „wyleczonej” pani X, zeby mi opowiedziala o metodach. Wykrecilam numer. Odebral jej maz, ktory powiedzial, ze zona jest w szpitalu z bardzo ciezkim atakiem SM trwajacym juz od paru tygodni, jest pod namiotem tlenowym, gdyz MS zaaatakowal tkanke plucna.
Nie bylo juz wiecej mowy o wyjezdzie do Niemiec.
Rok temu mialam sprzeczke z kolezanka- lekarka w Warszawie, ktora mimochodem wspomniala mi, ze w prowadzonej przez nia klinice na tym samym pietrze i pod szyldem kliniki przyjmuje t.zw. bioenergoterapeuta. Powiedzialam, ze jest to kompletnie amoralne, bo przeciez ona wie bardzo dobrze, ze to jest oszustwo. I ona mi tlumaczyla o „ostatniej nadziei” i ze kiedy lekarz nie moze nic juz zaproponowac choremu, to go wysyla do tego gabinetu oszusta. I ja z piana na pysku upieralam sie, ze nie jest powinnoscia lekarza dawac choremu zludne nadzieje, moze natomiast przygotowac go na nieuchrionny koniec. .Rozmawialysmy jak ges z prosieciem. Od tego czasu ona za mna nie przeopada, oglednie mowiac
A ja dalej uwazam, ze to szczyt amoralnego zachowania sie ze strony lekarza.
Prasa? W zyciu! Nigdy! Toz to taka prasa jest poruszana przez grawitacje!!!
Taka grawiatcja jak czlowieke dopadnie, to moze byc nawet smiertelna!
A do tego czy ktos juz sprawdzil teczke tej grawitacji? One moze tez kolaborantka.
Za te 5tys polecam tylko soki z owocow samowyciskajacych sie.
P.S. Bobiku witaj.
Nirrod, grawitacja grawitacją, ale prasę to już bliźniactwo ze S-ką sprawdziło na wylot. I stąd wiemy, że prasa jest dobra lub zła w zależności od tego, jakim naciskom się poddaje. I że niedobra, be, prasa jest gorsza od śmierci wskutek grawitacji.
A kolaboracja z grawitacją zostanie oczywiście wcześniej czy później ukarana opisaniem w dobrej prasie. Karzącej ręce prawa i sprawiedliwości nie umknie żaden sok w bok!
P.S. Nirrod,, witam, witam! O zdrowie dziś nie pytam, bo strach – gdyby, tfu, tfu, coś było nie tak, a nuż trzeba by Cię było wysłać do Tijuany. 😀
Nirrod,
gdybyś jednak zdecydowała się otworzyć produkcję soków, to tu jest optymalny „juicer” za jedyne 2 295 dolarów, przy aktualnym kursie tanio jak barszcz 😉
Notabene, dr Gerson nie poleca buraków 🙁 Nie lubił? 😯
http://www.nwjcal.com/the_juicer.htm
Nie pytaj, nie pytaj, bo jak zapytasz, to odpowiem, ze jest zle. Do tego stopnia, ze od piatku pojade sie leczyc przy pomocy:
1. ezenia na sloncu
2. lenistwa
3. objadania sie wieprzowina
4. opijania tej wieprzowiny czeskim piwem.
Czy to mogloby podpadac pod medycyne naturalna? Bez prasy, bo najblizyszy kiosk 2km dalej i zakup gazety bylby sprzeczny z pkt 2.
A wlasnie indywidualny tok leczenia jest juz za progiem, dzieki fantastycznym mozliwosciom jakie daje opisanie ludzkiego genomu.
A angielskich lekarzy trzeba buloby naklonic any pacjentow badali – np. tam zagladali w rozne otwory ciala, macali, przeswietlali etc, etc. Teraz wiekszosc leczenia odbywa sie na gebe. Ostatnio tak wygladala moja wizyta kontrolna u onklooga. Posluchal co ja mu mowie, kazal sie rozberac, popatrzyl i kazal sie ubrac. Najwazniejsze, ze obecna byla przy tym pielegniarka, zebym nie oskarzyla go o molestowanie. Dlatego dysketnie nie obmacal mnie pod pachami. Wiecej do niego nie pojde.
1500? toz to okazja. po tygodniu wyciskania moge dokonac zakupu dodatkowych wyciskaczy. Marwi mnie jednak ten vortex grinder i cycle motor. Czy one na pewno beda mialy odpowiednia aure?
Przychodzi baba do lekarza i strasznie narzeka na różne dolegliwości. Lekarz po zbadaniu radzi babie pojechać na 2 tygodnie do Łeby.
– A to pomoże? – pyta baba.
– Nie. Ale do piachu się pani przyzwyczai.
Z tego wnosze, ze nikt sie nie wybiera leczyc motoda Gersona?
Nirrod,
ten cud techniki produkuje 5 galonów soku marchewkowego na godzinę! Furda grawitacja 😉
Heleno,
za te pieniądze to można się przyzwyczajać do piachu choćby na Malediwach 😉 Nie trzeba jechać do Tijuany.
5 galonów? Tyż coś! Hiszpanie już w XVI wieku więcej galeonów produkowali, chociaż o literę dłuższe były. 😀
🙂 . Nemo i Helenko, dziękuję za informacje. Przesłałam link do blogowej dyskusji koleżance, która się o więcej informacji dopytywała przysyłając mi link do filmu wobec zderzenia z chorobą na raka 40 – letniego przyjaciela.
PS. Straszne pokłosie rak zbiera.
po napiciu sie 5 hiszpanskich gal(e)onow soku marchwiowego w 1h juz zadne dolegliwosci by mi nie grozily.
Witam po raz pierwszy na tym forum,
Jeżeli chodzi o uzdrowicieli wszelkiej maści i tzw. medycynę alternatywną to polecam artykuły na portalu http://www.racjonalista.pl/. Ostatnie są na temat homeopatii, o innych „terapiach” pogłębiających suchoty portfela też się coś znajdzie.
I mała ciekawostka z innej beczki – mamy obecnie wysyp os, które nie dają żyć i straszą uniemożliwiając mi spędzanie czasu na tarasie. Przygotowałem na nie małą pułapkę w kącie tarasu (słoik z mieszaniną domowego soku, cukru i wody) i mam od nich spokój. Sąsiad widząc to kupił w sklepie sok i zrobił tak samo. Okazuje się że do soku truskawkowego na barwnikach i aromatach identycznych (prawie, jak się okazuje) z naturalnymi osy nie zbliżają się nawet żeby powąchać, a osy nadal mu dokuczają. Przez dwa dni zabłąkała się do pułapki tylko jedna. To fascynujące jak prymitywny wydawałoby się owad jest w stanie takie rzeczy odróżniać.
Pozdrawiam,
Nie na temat. Dziś w dużym lotku mają w puli 35 mln zł.
Bobiku, na godzinę? Stachanowcy 😆
Idę coś zielonego zasiać (szpinak) i zasadzić (brukselka) i walczyć z klęską urodzaju fasolki szparagowej i tyczkowej 😉
Helena says:
A angielskich lekarzy trzeba byłoby naklonić aby pacjentow badali – np. tam zaglądali w różne otwory ciala,
Ja do takiego lekarza też bym nie poszedł, co to do różnych otworów nie zagląda.
Niemacania pod pachwami to bym mu nie wybaczył 🙂
To może ja pojadę to Tijuany. Ale nie leczyć się, tylko posłuchać Tijuana Brass. Ale oni chyba nie grają w Meksyku, a USA z Herbem Alpertem? W każdym razie z tym mi się kojarzy Tijuana, a nie z wątpliwymi lecznicami.
Czlowiek glupi sie rodzi a podczas zycia i ta reszta wylatuje z glowy. Czasami jednak jest olsnienie i nowe idee przychodza do glowy. Podaje przyklad. Niedawno znany nam fachowiec. Nazwiska nie podaje zeby nie robic reklamy, podal do publicznej wiadomosci, ze na Mont Everest nie rosny BOR – owiki, tylko biega Zandarmeria Wojskowa. Pewnie w trampkach. Nazwy producenta tez nie podaje i robie oko. Moga przyjac skromna gratyfikacje za uchylenie rabka tajemnicy. Mozna przy rozliczeniach podatkowych wpisac w koszty jako uslugi zagranicznego konsultanta. Dobrze jest, ze ta Zandarmeria Wojskowa ulokowala sie na tej górce.
Postawilbym dla nich dwa zadania. Po pierwsze czekac na Szefa i tupac na rezgrzewke. Niezbyt glosno, zeby nie obudzic Yeti. Po drugie, regulowac choragiewkami ruch samolotowy, zeby Baska i Piotr wyladowali gdzie nalezy na Cejlonie albo Sri Lanca. Na rozgrzewke popijac herbatke z dodatkiem „Zemsty Nietoperza”
Pan Lulek
Mój ojciec miał opinię lakarza bardzo dobrego, co pewne obiektywne mierniki mogą potwierdzić. Pacjentów bardzo szanował. Mówił, że na wynik terapii wpływa też stopień zadowolenia z wizyty u lekarza. Żeby pacjent był zadowolony, trzeba go koniecznie dokładnie osłuchać, nawet zupełnie bez potrzeby słuchając przy tym terkotu traktora na ulicy zamiast wnętrza pacjentowego. Zaznaczam, że ilość czasu spędzonego przez pacjenta w gabinecie nie miała wpływu na wysokość honorarium, a opisanej zasady trzymał się także w szpitalu i przychodniach.
Doczytałem, że dr. Walker, ten biznesmen od prasy, wcale nie studiował medycyny i podawał się za 20 lat starszego, niż był (stąd twierdzenie w filmie, że żył 119 lat). Na nagrobku wykuto mu prawdę. Cały ten jego ruch Natural Hygiene służył promocji jego patentu na wyciskarkę.
Gerson chwali się tylko kilkoma wypadkami ozdrowień, ale nie wspomina nic o rzeszy nieszczęśników, którzy zostawili majątek w jego kasie i zeszli z tego świata nie zdążywszy złożyć reklamacji.
Wielu jego pacjentów wylądowało z sepsą w szpitalach San Diego, żaden z nich nie był wyleczony z raka, niektórzy nie przeżyli dłużej niż tydzień. Inni zapadali w komę z powodu całkowitej rezygnacji z soli kuchennej.
Faktycznie człowiek uczy się całe życie. Teraz nauczył się, że Prezes Polskiego Związku Alpinistów może się wybrać w najwyższe góry. Ale on już od wielu lat z żadnych grzybków ani innych specjałów nie korzysta. To tylko Prezydent korzysta dożywotnio, ale i to nie poza granicami kraju. A obecny minister w takie góry nie chadza. Znaki samolotom będzie chyba musiał dawać Pan Lulek z balona, w który próbuje kogoś zrobić. I biorąc pod uwgę krzywiznę ziemi, 8,5 km w górę nie wystarczy! Trzeba się ciepło ubrać lub podgrzewać produktem stosownej aparatury.
No właśnie 🙁 Teresko, weź to sobie do serca i nie daj się uwodzić iluzjom.
Mój tata 12 lat temu zachorował na raka i na szczęście nie miał dosyć forsy, żeby leczyć się w Tijuanie albo gdzieś tam, więc grzecznie, konwencjonalnie dał się pokrajać. 5 lat później na tegoż skorupiaka zachorował mąż przyjaciółki rodziców. Niestety, oni byli bogaci, więc uznali, że zwykła operacja nie byłaby wystarczająco chic i wozili się od jednej alternatywnej kliniki do drugiej, głównie w Ameryce, faceta zamrażano, odmrażano, karmiono zielskiem, pojono moczem lub czem podobnem, a skorupiak coraz radośniej machał szczypcami. No i przyjaciółka rodziców od 2 lat jest wdową, a tata -odpukać – jeszcze wczoraj na spacer mnie wyprowadzał. Mam nadzieję, że dziś i jutro też to zrobi! 🙂
Najgorszy, najbardziej bezwzględny jest własny wróg. A rak nie jest przybyszem skądś tam tylko cząstką nas samych. Naszymi własnymi, zbuntowanymi komórkami. M.in dlatego właśnie nie może być leków uniwersalnych, dla każdego pacjenta taki sam. Pisałam kilka tygodni temu, że w mojej rodzinie zdiagnozowano u 40-letniej kobiety nowotwór (chłoniak). Marialka mnie wtedy pocieszyła, że to jest rak, który leczy się dość dobrze, że jest wiele wypadków długiego przeżycia, a nawet wyleczenia. Chora dostała leki najnowszej generacji i dostęp do znakomitej, krakowskiej kliniki. Niestety – jej przypadek należy właśnie do opornych. Okazało się, że organizm odrzucił już drugą chemię. To, co pomaga tysiącom innych, jej szkodzi. Szybko traci siły. Wydaje się, że choroba przyspiesza. Pech.
Każdy chyba ma w rodzinie lub przynajmniej w kręgu przyjaciół puste miejsce po kimś upolowanym przez skorupiaka. Ja mam parę osób, ale i dwie wyleczona. Obie na 100%, bo już zmarły z innych powodów w podeszłym wieku. Jednak nie złośliwość drania jest najgorsza lecz brak profilaktygi, w tym badań kontrolnych. Program leczenia i przeciedziałania chorobom nowotworowym w województwie pomorskim, który znajduje się w końcowym stadium opracowywania, ale i początkowym wdrażania, opiera się na założeniu, że wydatki na zapobieganie rakowi byłyby kilkakrotnie niższe od wydatków na leczenie osób, które zachorowały z powodu niedowładu profilaktyki. Inaczej mówiąc wydajemy zbędne pieniądze na leczenie osób, które wcale nie musiały zachorować. A profilaktyki nie możemy dostatecznie szybko rozwijać, bo i tak już mamy za mało pieniędzy na leczenie raka. Jest nadzieja, że ten zaczarowany krąg zostanie teraz przerwany. Pracuje nad tym wiele osób bardzo zaangażowanych i wierzę, że coś z tego wyniknie.
ed33, gdyby było ed35, kupiłbym kupon, a tak to wara kolekturze od moich pieniędzy. Niektóre gazety, a i TV, od wczoraj epatują sondażami na temat „co byś zrobił z 35 mln zł?”. Lepiej nie grać, bo w razie wygranej i zachorowania na raka jeszcze się pojedzie do Tijuany lub da zamrozić na 100 lat zamiast poddać nieprzyjemnemu i długiemu leczeniu. W ten sposób jest już na temat.
Wiercipięta z tego Mrożka. Ja bym już drugi raz nie emigrowała, nie mówiąc o następnych razach.
To jest też mój koronny argument w rozprawianiu o cudach i cudotwórcach – a gdzie ten Nobel?!
Właśnie , Pyro. Pech 🙁
Znacie to powiedzenie – kota nie ma, myszy tańcują? 😉 Proponuję urządzić imprezę dwutygodniową, najlepiej 24 godziny na dobę 🙂
Gospodarz sobie herbatki, Cejlony – a my o suchym pysku?!
Chcecie szczęśliwe numery? Proszę bardzo:
3, 23, 26, 37, 39, 42
A co mi tam… tylko proszę nie zapomnieć się podzielić! Ja gram jutro, u nas nie ma, że codziennie – Lotto jest 2 razy w tygodniu, a w piatki jest Super7.
Stanisławie,
no jak to nie grać? Podobno losowi trzeba pomóc i wypełnić kupon 😉
Zmieniam temat, dość o raku.
31 lipca obchodzimy 30 rocznicę ślubu, a gości mamy 2 sierpnia i już dziś zaczynam przygotowania. Na początek robię małe klopsiki z jagnięciny, bo można je zamrozić. Do nich będzie sos tzatziki, czy też ogólnie za taki uważany, czyli jogurt z ogórkiem, czosnkiem, przyprawami. Potem będą kolejne potrawy. Lato to kiepska pora, bo wszystko musi stać w lodówce, ale znalazłam nawet wypożyczalnię, gdzie można wypożyczyć różne rzeczy i lodówkę też. Jedna niestety nie wystarczy, bo będzie 25 osób.
A po przyjęciu biorę się za dżem ze śliwek, bo z kilkudziesięciu słoików z zeszłego roku nic nie zostało.
Stanisławie,
(jednak dałam się sprowokować).
widziałam niedawno w telewizji polskiej informację, że gdzieś tam wysłano imienne zaproszenia do tysięcy kobiet na bezpłatną mamografię. Prawie nikt nie przyszedł. Więc nie tylko chyba chodzi o finanse, ale i o zmianę myślenia.
Alicjo, na Dywaniku pod nieobecność Kierownictwa towarzystwo rzuca się do pisania librett albo kryminałów. Czy tu będziemy pisać książkę kucharską? 🙂
Alicjo, Mrożek już tu nie mógł wytrzymać. Ja wytrzymuję, ale przebywam w normalnym świecie tylko epizodycznie. Gdybym wrócił po paroletniej nieobecności też mógłbym się nie przyzwyczaić do naszych wspaniałych odrębności, a przede wszystkim do tego, że tutaj ludzie tak bardzo nie lubią się nawzajem, najczęściej zupełnie bezinteresownie. Podobnie jak Helena mam nadzieję, że kiedyś ten kraj dorośnie do demokracji. Ostatnio osoba z ugrupowania, z którym moje ugrupowanie (nie chodzi o partię tylko grupę ludzi) jest od wielu lat skonfliktowane, została posądzona o bardzo brzydkie rzeczy. O osobowości, a raczej sposobie bycia, tej osby nie mam najlepszego zdania. Ale bronię jej przed zarzutami, które wydają mi się w tym przypadku absurdalne. Przy okazji atakowana jest inna osoba, której zarzuca się brak etyki zawodowej. Jest to osoba kojarzona z Prezydentem, a więc z osobą, której nie darzę sympatią. Ale z osobą, której zarzuca się brak etyki, współpracuję od jakiegoś czasu w pewnej radzie nadzorczej i wystarczy mi doświadczeń, aby uznać te pomówienia za absurdalne. Dlaczego dziennikarze powtarzają różne pomówienia nie zastanawiając się nad prawdopodobieństwem? Co się stało z dziennikarstwem śledczym? Czy nie można postarać się wyjaśnić, jak to możliwe, że skorumpowany prezydent Sopotu pełniący tę funkcję od tylu lat nie jest w stanie załatwić swoich problemów mieszkaniowych przez ponad 1,5 roku. Podejrzewam, że skorumpowany prezydent miasta dużo mniejszego poradziłby sobie z tym problemem w ciągu góra trzech miesięcy, jeżeli byłby wybredny, a z mniejszymi wymaganiami w ciągu miesiąca. Mówię o najzwyklejszej korupcji polegającej na braniu dużych łapówek za pomoc w różnych interesach, bo o coś takiego w tym przypadku chodzi.
Nemo, ja miałam szczęście. Czuję się jak nowo narodzona dzięki zmianom jakie poczyniłam i wciąż dobroci nowych doświadczam, mianowicie od dwu tygodni nie mam kataru, który mi dokuczał perfidnie non stop odkąd pamiętam.
Czekam na ustąpienie kolejnej dolegliwości, mianowicie tzw ściekania po tylnej ścianie gardła, też uciążliwe, bo się to zbędnie odczuwa a jeszcze i odkaszliwać trzeba. Nemo, cieszę się bardzo z poprawy swojej kondycji, tym bardziej, że już się nie spodziewałam.
Szło o to by gorzej nie było, bo choć było kiepsko, to nie byłam cierpiąca ni na żal, ni na złość, głupia. Nie widziałam potrzeby o siebie dbać (cóż ja wobec reszty świata!), godziłam się biernie na różne czortostwa, a nawet draństwa, wewnętrzne i zewnętrzne. Może miara się przebrała, że zaryzykowałam zmiany?
Mówię Ci, strasznie trudno było mi funkcjonować. Codzienność ma wymagania, jakich będąc w jakiej takiej kondycji nie rejestrujemy. I dobrze, dzięki temu nie musimy tracić czasu i energii na roztrząsanie zrutynizowanych zachowań. A gdy się okaże, że one zrutynizowanymi być przestają, to trzeba szukać ratunku. Mnie się udało go znaleźć i to bez tysięcy w jakiejkolwiek walucie. Miałam szczęście!
Może w nagrodę zrobię nalewkę na mirabelkach?
Od razu przyznaje sie,ze poczytalam wszystkich komentarzy,bo czas goni
Na angielska kuchnie nie narzekam,bo zawsze tam dobrze jedlismy!
Z malym wyjatkiem-ichie slynne ‚fish end chyps’.Chyba raz udalo nam sie dobra rybe zjesc.Pozostale „razy”niestety nie 🙁 Czesto zastanawialam sie,gdzie jest ukryta ta rybka??Dlatego byloby wskazane dolaczanie lupy,przy sprzedazy tegoz rarytasu!!!Teraz nawet wiem,dlaczego S.Holms,mial przy sobie zawsze szklo powiekszajace 😉
Takze, te angielskie „fish”nijak sie ma do naszych matjasow.Dzisaj w sklepie sprzedaja takie grubasy z cebulka,ze palce lizac 🙂
Pozdrawiam i spadam do kuchni 🙂
Puchało, masz rację. Ale jest to tylko dowód, że profilaktyka jest niedostateczna. Źle działa. Nie można oskarżać potencjalnych pacjentów, że nie dorośli do wspaniałej profilaktyki. Ktoś popełnił błąd, albo kilka. Może zaproszenia były źle zredagowane, albo za późno wysłane. Albo osoby, które je dotały, miałe złe doświadczenia z wcześniejszymi badaniami. Te wszystkie problemy muszą być w dobrym programie rozwiązane. Musimy wiedzieć, ile osób przyjdzie na nasze zaproszenia. To wszystko można zbadać i przewidzieć. Podobno Churchill doprowadził do fatalnej próby inwazji na Dieppe tylko po to, aby unaocznić Amerykanom prącym do źle przygotowanej inwazji na kontynent, jak to działa. Jest to przykład skrajny, bo ceną były setki zabitych, ale każde duże działanie trzeba poprzedzić próbami, jeżeli nie dysponuje się wynikami odpowwiednich badań. Sam nie pamiętam, czy kobiety dostają dzień wolny od pracy na badania mammograficzne i podobne. Jeżeli nie, nie można się dziwić, że nie przychodzą. Tak czy inaczej trzeba przyczynę ustalić i podjąć odpowiednie działania i jestem przekonany, że nie zmiana myślenia pacjentów jest potrzebna tylko urzędników. W przeciwnym wypadku musiałbym pragnąć zmiany współrodaków prawie w komplecie a nie Prezydenta.
Przejechałam się rowerem do ogrodnika po sadzonki brukselki, kalafiora zimowego i endywii, a tu już znowu kolejna burza wisi i pomrukuje 🙁 Jest duszno i ciemno, zaraz coś lunie 🙁
Puchalu,
gratulacje! Możesz nieźle pobalować w ten długi weekend 😉
Z tymi zaproszeniami na mammografię było tak, że wielu kobietom wyznaczono termin przypadający w dniu strajku lekarzy 🙁
Stanislawie, to nie tylko kwestia zaproszenia. Puchala ma racje, to tez sposob myslenia, ktory trzeba zmienic. Moi rodzice oboje regularnie korzystaja z takich „powolan” na badania. Co wiecej osobiscie bylam swiadkiem dyskusji przy winie, w czasie ktorych chwalono takie inicjatywy. Jeden z tych co najbardziej chwalil niedawno byl operowany na raka prostaty. Innym mowil, ze maja isc na badania a sam niechodzil.
Niezniszczalny taki. Badania sa darmowe dodam jeszcze.
To wychodzi na to, ze w czwartek imprezujemy na całego, puchala 🙂
Bobiku,
świetny pomysł 😉
Stanisławie,
bezinteresowna zawiść, zazdrość i niechęć do blizniego jest nie tylko polską specjalnością, wszak powiedzenie homo homini lupus funkcjonuje od dawna.
Jako homo w aniołów raczej się nie zmienimy, ale próbować trzeba, żeby tego lupusa, przysłowiowego, bo prawdziwe takie nie są, jakoś się pozbyć.
Czego w Polsce brakuje, to uśmiechu. Już o tym klepałam niejeden raz – idę tutaj do sklepu za rogiem, ktoś wyprowadza psa na spacer, czy sam siebie, czy cokolwiek. Nie znam tych ludzi – ale to nieważne, nikt tutaj nikogo bez słowa pozdrowienia nie minie, a prawie zawsze następują komentarze na temat dzisiejszej pogody czy pieska (że nie gryzie, rasa taka a taka itd.)Do sklepu za rogiem mam 2.5 km i tłumy tym chodnikiem nie walą, ale zazwyczaj spotkam 2-3 osoby piesze. Zawsze z uśmiechem i dobrym słowem.
I nawet jak człowiekowi nie do śmiechu, bo coś go uwiera, to taki uśmiech, słowo daję, poprawia humor natychmiast. I tego szanowni Rodacy powinni się nauczyć…
Puchalo – gratulacje. Przykładnie pojutrze spełnimy toast jubileuszowy. Nirrod ja coś wiem o tym dlaczego nie chodzą (miałam taką siostrę. Młodszą. Już nie mam) To jest myślenie magiczno – strusiowe : nie wiem, to nie ma problemu; pójdę, wyjdzie coś paskudnego i nieszczęście gotowe.
Alicjo – bardzo mądry komentarz. Oby więcej uśmiechu i życzliwości.
Ten problem odkładania problemów ad kalendas…, bardzo ładnie spointował Owczarek w ostatnim zapisie:
„Mozno więc pedzieć, ze z zawracaniem dyscu do nieba jest tak jak z niejednym mały kłopotem, ze ftórym nie barzo fce sie mieć do cynienia. Wy, ludzie, mozecie taki mały kłopot od siebie odepchnąć, mozecie sie nim nie zajmować, zabocyć o nim, ale on wcale przez to nie zniknie. On bedzie rósł i rósł. Z małego kłopotu zrobi sie średni kłopot, potem wielki kłopot, jaze wreście wielkie kłopocisko – i wte jak ono cłeka nie praśnie! Casem jaz pogotowie trza wzywać abo inksom straz pozarnom!”
Czy ktos moze mi, wiesniakowi z Poludniowej Burgenlandii wyjasnic co oznacza slowo pisane razem lub rozdzielnie. Brzmi ono.
Tenkraj.
Uzywane jest przez rózne osoby. Miedzy innymi Pan Redaktor Passent, znany ze starannego doboru okreslen, tez go uzyl. Takoz Stanislaw.
Pan Profesor Bralczyk jest na zasluzonych wakacjach i niema sie kogo zapytac. Moze to i trefne okreslenie i je po prostu wetnie.
Tenkraj.
Znowu cos nowego
Pan Lulek
PAN LULEK PISZE :
W piatek dnia 1 sierpnia tu bedziemy grillowali.
http://alicja.homelinux.com/news/Outlook.jpg
Postanowilem, ze zabiore ze soba lózko polowe, zeby nie wracac na podwójnym gazie. Przy okazji w poblizu tej chaty bedzie domowy jarmark róznosci. Wypada cos kupic. Chyba kupie piec meksykanski do mojego ogródka. Zabieram ze soba cos jako gosciniec. Sadze, ze domyslasz sie co. Home made.
(publikuję za pozwoleniem Pana Lulka)
Pyro, dzięki –
popatrz, jakie to proste. Elementarne zasady współżycia, żaden wysiłek, nic nie kosztuje.
Tylko jak to ludziom uświadomić? Ja od przeszło cwierćwiecza mieszkam w kraju, gdzie takie zachowanie jest normą. Mieszkałam rok w Austrii – tam po raz pierwszy rzuciło mi się to w oczy, ludzka życzliwość dla znajomego i dla obcego, zupełnie niewymuszona, Pan Lulek pewnie potwierdzi.
Kiedy opowiadam o tym w Polsce, komentarz jest taki – a bo ty mieszkasz w normalnym kraju.
Coś w tym musi być, skoro wszyscy tak mowią, bez wyjatku. I jeszcze mała uwaga dla wiecznych malkontentów, którzy zawsze znajdą dziurę w całym – oczywiście, że to społeczeństwo nie jest idealne. Ale ja piszę o normie.
Och Alicjo!
„Gdzież ten Nobel” jako kontrargument przeciw wierze w różne niepsrawdzone terapie?
Moja droga. Jeszcze się nie dowiedziałaś, że Nobel to spisek, lekarze spiskują, farmaceuci mataczą a światyem rządzi masoneria?
A na raka piersi TYLKO okłady z kapusty.
Panie Lulku, bardzo mnie wkurza gdy ktoś tak mówi, pisze….
Ten kraj. 🙁 Jest w tym określeniu jakaś pogarda….tak to czuję.
To nie jest żaden ten kraj, to jest mój kraj, ze swoimi niedoskonałościami, nieudacznymi przywódcami, zagonionymi ludźmi…
Niestety jest jak kiedyś, naród pije szampana ustami swoich przedstawicieli…. reprezentantów…tyle że wybranych w wolnych wyborach i tworzących różne egzotyczne konstelacje koalicyjne.
Ale to jest MÓJ KRAJ!!
Tak jak kraj polskiego posła, ministra, urzędnika, dziennikarza i mam nadzieję że red. Passenta i Stanisława też.
Alicjo!
Gdybym ja w swej prowincjonalnej Warszawie szedł do sklepu 2,5 km i chciał po drodze zagadać do każdego napotkanego, to pewnie bym nie doszedł… 🙂
Co innego na wsi…tam jak wybieram się załatwić trzy proste sprawy : zamówić mleko u sołtysa- teoretycznie 2 minuty, kupić w sklepie piwo- jak kolejka to cztery, odebrać od pani Wyszomirskiej chleb w domu pieczony – 5 minut, to ile jestem nieobecny?
Do wsi jest 8 minut samochodem po wertepach.
Od sołtysa do piwa i chleba jest jakieś 800 metrów??
Jak wracam po pólłtorej godzinie, słyszę kąśliwe, aleś się uwinął… 😉
Nemo,
trochę mi to nasze narodowe święto bruździ, bo nie dość, że w piątek wszystko pozamykane, to i w czwartek sklepy otwarte tak jak w sobotę. I muszę większość zakupów zrobić jutro, bo ja do sklepów chadzam raczej po południu.
Ale świętowanie i wznoszenie toastów zaczniemy w czwartek, bo tego dnia przyleci przyjaciółka z NY oraz dojedzie druga z Berlina.
Marialko, ale przesadziłaś! TYLKO kapusta? A sok z buraków w ilościach do zrzygania? A jemioła? A wahadełka? A energetyzowana przez cudotwórcę wata (nic nie zmyślam, takie coś też chadza)? A nakładanie ręc, polaryzowanie i makramizowanie? Trzeba dobrać każdemu indywidualnie, a nie, że dla wszystkich kapusta! 🙄
Marialka !
Jako uzupelnienie do Twoich przepisów podaje co nastepuje.
U nas na osiedlu, w sasiednim domu mieszka pan który teoretycznie masuje pacjentów niezaleznie od statusu spolecznego i plci. Przeprowadzil sie z Tyrolu. Teoretycznie niezaleznie od statusu. Zauwazylem bowiem, ze od pewnego czasu przed jego domem stoi zawsze jakas elegancka karoca. Ostatnio kabriolety. Za kierownica piekna pani nieco zgarbiona przed zabiegiem ale wychodzaca po, jak skowronek z piesnia na ustach i dumnie wypieta piersia.
Tyle, ze ten pan od pewnego czasu zdecydowanie stracil na wadze.
Ot ciezka fizyczna praca do której trzeba sie porzadnie przylozyc.
Calkiem niezazdrosny ale na szczescie nie polamany.
Pan Lulek
Antek,
wiadomo, że w downtown Kingston też nie będę do każdego szczerzyć zębów, bo wszyscy raczej zaganiani i nie wyobrażam sobie, żebyś Ty w stolicy takie rzeczy wyrabiał 😉
Nie ma to jak na wsi spokojnej, wsi wesołej – mój koniec wsi tak mniej więcej wygląda. Ale mieszkając tyle lat tutaj rzadko się zdarza, żebym będąc w centrum nie spotkała kogoś znajomego, być może dlatego, że przez kilkanaście lat pracowałam w sklepie i sporo klientek było z nami zaprzyjaznionych.
No, gdzieś tę sukienkę trzeba było skrócić, wydłużyć, porzeszyć, nie mówiąc już o szytej do figury 😉
Bobik,
może zamiast nakładania ręc – łapą przyłożyć? 😉
Marialko,
no przecież widzisz, że ja żyję w Krainie Czarów 🙄
Heleno,
„Bonus medicus semper digitus in anus habet”
Juz starozytni wiedzieli 😉
Po raz trzeci na apel Pana Lulka staję i po raz trzeci ryzykuję, że mi Łotr nie puści. I nawet go (tego Łotra) rozumiem, bo na Twój użytek cytowałam wiekopomne dzieło A. Leppera, czyli hymn Samoobrony :
„ten kraj jest nasz i wasz.
Nie damy bić się w twarz”
dalej niestety tekstu nie znam. Nie dołuj już D.Passenta – on sam się kiedyś o to handryczył, widać złapał przez osmozę. Uwaga! Wysyłam
Witam Wszystkich 🙂
Jako, że zbliża się magiczna godz. 20.00 , to może przyznam się, że od 12 godz jestem już kobietą po pięćdziesiątce.
Anka, ZDROWIE TWOJE!!!
…nie wiem, czy wiesz, Anka, że życie zaczyna się po 50-tce:)
Niech se smarkate czekaja i zapracują, a co!
Sto lat i jeszcze raz zdrowie!
(Alicja dzisiaj też nic nie robi, bo idzie do B&R na obiad, trzeba resztki poprzyjęciowe dokończyć, a mówiłam, ze pół wołu wystarczy, to nie, całego! A w ogóle to są wakacje!)
Panie Lulku,
nie czepiaj się Passenta paskudnie manipulując. Daniel bowiem użył słynnego cytatu z Adama Mickiewicza pisząc wyraźnie: „Znasz-li ten kraj gdzie cytryna dojrzewa.”
Moi znajomi w dyskusji gdy padał taki argument jak mój mawiają: i cały pogrzeb na nic.
No to wspaniale Anko. Zobaczysz ile fajnych chwil przed Tobą. Życie zaczyna się dopiero po…tej rocznicy. Do tej pory to były tylko przygotowania.
Spóźniłam się z toastem ale nie jest przez to mniej serdeczny. Witaj w świecie osób dorosłych Anko. Ależ masz trzydniówkę – tuż po imieninach, urodziny okrągłe. Młodsza też wznosi (likier truskawkowy, trochę młody ale pyszny)
pozdrawiam uczestników stołu angielskiego i mam nadzieję że jestem 101
Witaj Czereśnio – nasz międzynarodowy stół gościnnie wita wszystkich Blogowiczów.
Brzucho – wyszło fatalnie – zapomniałam o 16.00 (poszłam z Radkiem na dół)
Ooops! Tołasta żem przełoczył, czy co? 😉
Na usprawiedliwienie podam, że udzielałem w tym czasie pierwszej pomocy. Znaczy się: którejś tam z kolei pierwszej pomocy, bo pierwsza ci ona nie była, ta pierwsza pomoc. I co ciekawe, pacjenta wyleczyłem z odległości 20 kilometrów. A i terapia nie kosztowała 5 kawałków 🙂
Anka! Twoje zdrowie! I żebyś nigdy nie musiała wybierać między złudzeniem a beznadzieją.
Dla Anki, w związku z…
Co najmniej kilka razy (piosenka)
Za to co teraz powiem
nie miejcie do mnie urazy
sądzę że życie Panie Panowie
zaczyna się kilka razy
co najmniej kilka razy
Najpierw się człowiek rodzi
ktoś go wydaje na świat
przewraca się wstaje chodzi
a obok siostra lub brat
siostra lub brat
Potem się każą uczyć
choć wokół pokus chmura
do kolejnego życia kluczyk
nazywa się matura
A potem coś tam badasz
rozumieć coś zaczynasz
mozaika się układa
pojawia się rodzina
A potem jest czterdziestka
nadzieja wielkich przygód
więc ciągle na nie czekasz
z rosnącym bólem w krzyżu
A dzisiaj jasne dla mnie jest jak słońce
które nad rynkiem wisi
życie zaczyna się po „pięćdziesiątce”
więc szybko trzeba ją wypić
życie zaczyna się po „pięćdziesiątce”
więc szybko trzeba ją wypić
po prostu wypić i tyle
(-) Pod Budą
Nie mogę się oprzeć, więc wklejam… moja siostrzenica (po 30-tce lat kilka) ze swoją najnowszą „narybką”, czekali długo, a pierwsza córka wręcz nie mogła sie doczekać. Zdjęcie jak ilustracja do magazynu „Matka i dziecko” czy jakoś tak.
http://alicja.homelinux.com/news/0330523763.jpg
Marialka, Bobik. A propos okladow z kapusty i energetyzowanej waty. Lat temu bodaj kilkanascie robilam dla Redakcji Oswiatowej (duzego) BBC serie dziesieciu programow o prawach czlowieka osob niepelnosprawnych. Zdarzylo mi sie zahaczyc o Polske, gdzie oprocz tego, ze trwala ostra kampania prezydencka odbywal sie sejmik niepelnosprawnych, na ktorym wlasnie omawiano calkiem nowy pomysl, ze niepelnosprawni maja jakies prawa czlowieka. Sejmik odbywal sie bodaj w Konstancinie, z udzialem przedsyawicieli rzadu (wicepremier Miller) oraz licznych parlamentarzystow. I nagle rozeszla sie wiesc, ze zjawil sie tu jeden z kandydatow na prezydenta nazwiskiem Piotrowski, znany z tego, ze rozkrecil sprzedaz t,.zw. wkladek bioenerertycznych do butow. Widzialam nawet te wkladki, bo dawna warszawska sasiadka E. takie wlasnie kawalki jakiegos materialu koniecznie chciala podeslac E. Niepelnosprawni trzymali sie od Piotrowskiego z daleka, niemniej wymusil on na organizatorach wystapienie, w ktorym mowil, ze chce zostac prezydentem Rzeczypospolitej, a przy okazji ma tu takie cudowne wkladki, ktore lecza ze wszystkich przypadlowsci: skutkow polio, gluchoty, slepoty, porazenia mozgu, zespolu Downa etc. etc. Wszyscy wysluchali tego w przygnebieniu, kilka osob nerwowo nie wytrzymalo i kiedy schodzil z ambony, obdarzylo go niepewnymi oklaskami.
Sejmik sie konczyl, stalam na korytarzu i rozmawialam z pania posel Olga Krzyzanowska, az tu pedzi w naszym kierunku kandydat na prezydenta RP i powiada, ze pragnie porozmawiac z ta pania redaktor z BBC.
Na mnie to byla jak plachta na byka. JAK JA NA NIEGO RYKNELAM! – A paszol won, ty oszuscie pierd..ony! Juz! Fora ze dwora! Jak smiales mowic tym ludziom ze ich wyleczysz, kreaturo bez mozgu!
Pani posel zamienila sie w slup soli. Stala blada i oniemiala. Zebral sie wokol nas tlumek rozbawionych uczestnikow Sejmiku, ktos zaczal klaskac, wszyscy podchwycili.
Trzeba bylo widziec jakimi oplotkami uciekal z sejmiku kandydat na prezydenta RP!
Mialam wielka frajde. Dobrze, ze nie zrobil donosu do BBC, bo by mnie chyba z pracy wyrzucono.
Alicjo – twoja Siostrzenica wygląda jak Twoja Bliźniaczka (no , ociupinkę młodsza). Niesamowite podobieństwo.
Heleno – i po co nam elektrownia atomowa? Ot, podłączyć Helenę do sieci i energia wysokich mocy nasza!
jak zwykle piszecie bardzo ciekawie. ..Mam taki swój prywatny pogląd na leczenie niekonwencjonalne chorób. Jest w człowieku energia, której jeszcze nie znamy a która pozwala wyzdrowieć ciężko chorym a pogrążyć się osobom dobrze rokującym. Znam takie przypadki. Wprawdzie wiekszość wyśmiewa się z terapii o których tutaj piszecie; jarzyny w nadmiarze, wilka kora,. jakieś terapie dziwne itp..energoterapeuci .. Musicie jednak pamiętać że często tzw. placebo uzdrawia. Czyli cała ta otoczka , celebra, zamieszanie, wydane pieniądze. I wreszcie nadzieja na twarzach najbliższych chorego. Nadzieja to połowa sukcesu,,, nie tylko w chorobie. Tak na marginesie.. Gdyby każdy z Was tak na próbę spróbował żywić się sokami i jarzynami przez miesiąc, zobaczylibyście niesamowita różnicę w samopoczuciu na korzyść. Polecam.. Każdy ma prawo do wyboru w walce z tą straszną chorobą jakim jest rak. Najważniejsze jest jednak aby mieć dostęp do środków uśmierzających ból ,gdy juz przyjdzie się poddać… ? w końcu każdy kiedyś umrze. Któryś z blogowiczów ładnie napisał, że ważne jest aby ona była dobra i bez bólu. Pozdrawiam wcale nie smutno…
Czereśnio,
my nie wyśmiewamy terapii jako takich, bo jak sama mówisz, również placebo uzdrawia. My krytykujemy sprzedawanie złudzeń za ciężkie pieniądze ludziom zdesperowanym i chorym. I uzależnianie powodzenia kuracji od bezwzględnego podporządkowania się szarlatanom.
Anko,
wszystkiego najlepszego! Wznoszę toast szklaneczką Bushmillsa przywiezionego przez dobre dziecko z Wielkiej Brytanii 😉 Trunek jak najbardziej wskazany w naszym Klubie Osób po Pięćdziesiątce 🙂
nemo ! czyż zdesperowany, to nie człowiek pozbawiony nadziei ? nie zrozumiałeś prostego mojego tekstu! wszak beznadzieja ima się ostatniej nadziei!
Dziewczynki – Anko, Puchalo – wlasnie zrobilam sobie bardzo elegancka margarite, bo nawet z sola na brzegu (co zazwyczaj omijam) i wznosze Wasze zdrowie!
Anko, nie daj sobie wmowic, ze zycie zaczyna sie po piecdziesiatce. Im sie wszystko pomylilo. Ale ja akurat bede z Toba brutalnie szczera – po piecdziesiatce zaczyna sie nie zycie, tylko klimakterium. I rozliczne przypadlosci. I wiekszosc rozmow, jak genialnie zauwazyla moja E., zaczyna sie nie od pytania „co slychac”, tylko „co ci doktor powiedzial”.
Ale sa rozne wspaniale strony zycia po piecdziesiatce. Akurat nie moge sobie dokladnie przypomniec co to jest, ale wiem ze sa.
Aha, juz wiem! Rozni gowniarze za lada i w okienku zaczynaja sie zwracac do ciebie per „Darling”. Ty mozesz sie do nich zwracac per „Synku”.
Jesli jeszcze cos sobie przypomne, to Ci powiem. Ale moze inne moje blogowe kolezanki po piecdziesiatce przypomna sobie co to jest. I napisza.
Czereśnio!
Piszesz o tym co zrozumielibyśmy gdybyśmy żywili się- o ile Cię zrozumiałam – zdrowo. Otóż skąd podejrzenie, ze zdrowo się nie żywimy? Bo nie mamy nabożnego stosunku do zalecenia 810 kg marchwi rocznie?
Owszem, jesteśmy podatni na placebo. Chorzy ( w moim pojęciu i w… prawnym pojęciu- wszyscy a nie tylko chorzy na raka) mają prawo do decydowania czy w ogóle i jak chcą się leczyć. A także rozmaici oszuści sprytnie i drogo sprzedający obietnice bez pokrycia jak widać mają prawo do swego procederu, prawdopodobnie działając w ramach luk w prawodawstwie, żerując na silnych ludzkich emocjach.
O ile jestem zgadzam się, że magiczna otoczka leczenia odgrywa pewną rolę, to wydane na bezużyteczne terapie ciężkie pieniądze prowadzą jedynie do nędzy i bankructwa. I są przyczynkiem do pomnożenia cierpień.
Mam w Polsce znajomego po różnych takich kursach na uzdrowiciela, zna też masaż shiatsu, który robi bardzo dobrze. Otóż ten znajomy „leczył” nakładaniem rąk, twierdząc, że skutecznie, ale nie może za często, bo to kosztuje go zbyt wiele energii. Podobno wykurował tak jakieś dziecko z białaczki 😯 Dla mnie to jest szarlataneria czystej wody i on chyba też zdaje sobie z tego sprawę, bo procederu chyba zaprzestał. Lubię go, bo gość jest sympatyczny, wegetarianin, bardzo wysportowany i silny, aktywny w wielu dziedzinach, poszukiwacz skarbów i podróżnik, bardzo ciekawy człowiek, kochliwy przy tym i niewierny, a jednocześnie dbający o dom i rodzinę. Takie paradoksy też się zdarzają 😉
Marialko,
dokładnie tak to chciałam wyrazić. Dziękuję.
A tymczasem – wiersz Jenny Joseph
When I am an old woman, I shall wear purple
with a red hat that doesn’t go, and doesn’t suit me.
And I shall spend my pension on brandy and summer gloves
and satin candles, and say we’ve no money for butter.
I shall sit down on the pavement when I am tired
and gobble up samples in shops and press alarm bells
and run my stick along the public railings
and make up for the sobriety of my youth.
I shall go out in my slippers in the rain
and pick the flowers in other people’s gardens
and learn to spit.
You can wear terrible shirts and grow more fat
and eat three pounds of sausages at a go
or only bread and pickles for a week
and hoard pens and pencils and beer nuts and things in boxes.
But now we must have clothes that keep us dry
and pay our rent and not swear in the street
and set a good example for the children.
We must have friends to dinner and read the papers.
But maybe I ought to practice a little now?
So people who know me are not too shocked and surprised
When suddenly I am old, and start to wear purple.
Temat bardzo emocjonujacy. Jest caly przemysl bardzo drogiego „leczenia” bardzo tanimi srodkami, ktory, jak huba, zywi sie nadzieja smiertelnie chorych, czesto rodzicow straszliwie chorych dzieci.
Tez przepisywani recepty na leczenie dlatego, z ktos sam cos stosuje (np je garnek smalcu dziennie) i go to jeszcze nie zabilo, wiec najlepiej polecic to komus umierajacemu. Trzeba miec tupet, zeby wziac na siebie osobista odpowiedzialnosc za taka rade, a szczegolnie straszenie prawdziwa medycyna. A jesli sie nie uda, jesli kapusta okaze sie nieskuteczna na raka piersi, to co wtedy? Oops?
Nie wygrałyśmy w totka, chociaż cel miałyśmy racjonalny – potrzebny jest nam domek z ogródkiem dla Radka. Nam jest w bloku dosyć wygodnie. Pies pomieszkał 17 dni „jak człowiek” i się całkiem znarowił. Ledwo wróci ze spaceru już płacze pod drzwiami, że chce wyjść. Co on sobie myśli? Że ja nie mam nic innego do roboty tylko zwozić go windą i wwozić na górę? No więc zagrała Młodsza za nas obie. Niestety – maszyna losująca orzekła, że Radkowi miejsce na moim tapczanie powinno wystarczyć.
Dobranoc
Oops, tak oops. W niektórych wypadkach kapusta powinna mieć OBOWIĄZEK zadziałania.
Poznałam kiedyś pewną panią. Chorowała na raka piersi. Choroba szczęśliwie wykryta bardzo wcześnie. Wyleczenie bardzo prawdopodobne. Przeciw leczeniu zaoponował mąż mówiąc, że kobita to z dwoma cyckami być powinna. No jak powinna to powinna, prosta sprawa. Dwa lata później od tej decyzji on padł na zawał. cztery lata później ona długo i ciężko dokonywała żywota.
Antku kochany, sciskam lapy przez Ocean, za Twoj wpis 2008-07-19.02. Ruszyles sie przytomnie i we wlasciwym miejscu. A Lulek – tez chlopak z Warszawy, zostanie w rodzinie…Trzym sie. Okon.
Heleno, trzy funty parówek naraz? To ja wnioskuję, żeby psy już od urodzenia były po pięćdziesiątce! 😀
A Przegrana sie nie przejmuj, zobaczymy co bedzie. Twoj ‚Lokun”.
Dobranic piersi parzyste
snijcie sny wiekuiste
bez pajakow……….
Chyba za duzo tej margarity.
Dziękuję wszystkim za życzenia i toasty. Gospodarzu, Alicjo, Pyro, będę pamiętała. Heleno, Tobie szczególnie dziękuję za brutalną szczerość ;). Andrzeju.Jerzy- dzięki za wiersz mojego ulubionego zespołu 🙂 . Wchodzę w nowy dziesiątek, ale przygotowania do tego trwały jakby nie było 50 lat, więc się zdążyłam trochę przygotować, i nikomu nie pozwolę mówić sobie Darling ;). PaOlOre jestem optymistką i mam nadzieję, że moje wybory nie będą tak dramatyczne. A w totka trafiłam trójkę. Nie grywam namiętnie, ale chciałam sobie zrobić prezent. I niewiele brakowało 😆 Dobranoc
a3a2
Przelatujac wyslal z pokladu samolotu telegram gratulacyjny. Ciekawe, czy Gospodarz przelatujac wysle swoje srodowe zagadki. Teraz to wszystko jest mozliwe i byc moze bedziemy mieli na jakis czas Gospodarza z informacyjnej puszki.
Ale jak wróci, to doniesie. Przepraszam. Sprawozda.
Pan Lulek
A jakieś numery Lotto dla mnie na moją środę?! Dawać tu! Tylko nie za dużo, proszę!
Panie Lulku,
Gospodarz juz pisał wczesniej. Wpisy bedą, zagadki będą, a oni tam. Postulowałam, żeby imprezę ?!
Cieszyć się życiem, póki trwa 😉
Heleno,
w dniu urodzin brutalna szczerość nie jest wskazana. Ja uważam, że po 50-tce nie jest zle, zależy, jak się człowiek do tej 50-tki ustawi. Przecież nie mamy na to wpływu, zegar bije do przodu i koniec!
Anki zdrowie, u mnie jeszcze wczesny wieczór!
…wielkie mecyje… piędziesiątka… dodreptajmy do sześdziesiątki i dalej!
Zdrowie Anki i wszystkich 50-latków!!!
Widzę, ze mnie ciekawa dyskusja na życiowe tematy ominęła. 🙂
Również przyłączam sie do życzeń dla Anki. Samych radosnych dni!
Anka ! Gratulacje i przodem w przód a tylem w tyl.
Gdybym to mial te 50. Wzielo i ucieklo. Ale ostatnie 20 tez bylo w porzadku.
Zabieram sie do Grazu na zakupy. Rok szkolny za pasem i Walter musi uzupelnic zapasy. Co za tydzien. Dzisiaj Graz, w sobote grillowanie, w niedziele pedzenie.
Weekend przypadnie na poniedzialek albo i pózniej
Pan Lulek
Anko, pięćdziesiątki gratuluję 🙂 Można wiek nosić jak koronę. Ceńmy doświadczenie.
Panie Lulku, taki weekend co się spóźni będzie milej witany?
… nie daj sobie wmowic, ze zycie zaczyna sie po piecdziesiatce. Im sie wszystko pomylilo. Ale ja akurat bede z Toba brutalnie szczera – po piecdziesiatce zaczyna sie nie zycie, tylko klimakterium…
Heleno powinnaś obejrzeć film o miłości 50+ , w życiu też zdażają się takie historie . Nie trać nadziei 🙂
http://lepiej.pozno.niz.pozniej.filmweb.pl/f105173/Lepiej+p%C3%B3%C5%BAno+ni%C5%BC+p%C3%B3%C5%BAniej,2003/opisy
Ach, Panie Lonzio, jeszcze zanim kliknelam na link. wiedzialam, ze o ten wlasnie film chodzi! Widzialam go, bo uwielbiam i Diane Keaton (ktora kulkakrotnie widzialam na scenie) i Jacka Nicholsona. Film mily, eskapistyczny i nie do konca prawdziwy. Choc i takie filmy sa potrzebne.
W zyciu jednak milosc, jesli przychodzi po piezdziesiatce, jest najczesciej naznaczona tragizmem, smiercia, upokorzeniem, odrzuceniem, niepewnoscia jutra. Czy nie warto tej ceny za milosc placic? Warto! Dalabym sie posiekac, ze warto.
Alicja ma oczywiscie racje, ze urodziny nie sa idealna okazja do brutalnej szczerosci.
Ale moje drobne (mam nadzieje) prowokacje, biora sie ze strachu, aby to miejsce, gdzie sie spotykamy, nie przerodzilo sie w takie jak na sasiednim blogu, gdzie juz niemal wylacznie wznosi sie kielicha i sklada sie sobie zyczenia i stare przeboje. Niezaleznie od tego jak blyskotliwy, madry czy zabawny wpis Gospodarza poprzedza ten rytual. Wieje stamtad poczciwa nuda, dlatego, ze dwoch czy trzech blogowiczow narzucilo taka wlasnie atmosfere rozmow. Wiec wiekszosc ludzi ( i kotow), ktora jeszcze rok temu znakomicuie sie bawila w swoim towarzystwie, stamtad po prostu pouciekala. Mowie to bez Schadenfreude, bo chcialabym aby ten blog trwal, a nie umieral smiercia naturalna.
Ance oczywiscie zycze jak najlepiej. Osiagniecie pewnej granicy wiekowej rzeczywoscie daje spora wolnosc bycia tym czym sie chce i czym sie jeste po odrzuceniu konwenansow – jak w tym popularnym przypomnianym przeze mnie wierszu, za ktorym zreszta nie przeapdam. Mam nadzieje, ze jeszcze nie teraz, ale za 10-15 lat sprawi sobie fioletowy kapelusz, a kazdy gowniarz, ktory sie odezwie do niej per Darling dostanie taka odprawe, ze mu w kosc pojdzie.
Miejmy tylko nadzieję, że nie będzie to kapelusz z moherowej włóczki 🙂