Gieniu – bać się gena?
Nie mam pewności. I to mimo uczestnictwa w konferencji pięknie zorganizowanej przy śniadaniu, które przygotował Grzegorz Łapanowski niestrudzony propagator zdrowego jedzenia, Fair Trade czyli Sprawiedliwego Handlu (wyjaśnienie terminu później), ekologicznego rolnictwa i takiejże kuchni. Konferencję zorganizował Instytut Spraw Obywatelskich mocno zaangażowany w walkę o ograniczenie ekspansji inżynierii genetycznej w rolnictwo.
Co prawda konferencja była dość jednostronna ponieważ nie było na niej żadnego zwolennika żywności genetycznie modyfikowanej a przeciwników cały tabun. I to dobrze przygotowanych, wykształconych (prof. dr hab. Ewa Rembiałkowska z SGGW, dr inż. Urszula Sołtysiak z AgroBIOtestu, Ewa Sieniarska ze Społecznego Instytutu Ekologicznego oraz Piotr Petryka wybitny warszawski restaurator i członek Slow Food).
Śniadanie było pyszne (mnóstwo zieleniny i doskonałe pieczywo a wszystko dostarczone przez producentów oraz rolników-ekologów) i wcale nie zakłócało dyskusji.
Na najważniejsze dla mnie pytanie dostałem odpowiedź, która zachwiała moje liberalne poglądy na kwestię GMO. Starałem się bowiem przeforsować zdanie, że jeśli te geny zmieniane przez uczonych przynoszą szkody ludziom jedzącym zmodyfikowana kukurydzę, pszenicę czy mięso, to zostawmy je amatorom. Sami jedzmy żywność produkowaną tradycyjnie i ekologicznie. Okazało się jednak, że te dwa rodzaje rolnictwa nie mogą ze soba koegzystować. Produkty zmodyfikowane – jeśli kraj dopuści ich stosowanie – bardzo szybko wypierają te tradycyjne. I to wcale nie ceną lecz brutalną inwazją. Po prostu roślinność (np. kukurydza) zmodyfikowana sąsiadując z polami nie modyfikowanymi samoczynnie przyczynia się do zapylenia tych Eko i już po certyfikacie. Kontrola, a uprawy ekologiczne podlegają stałym wizytacjom, natychmiast wykryje obecność genów modyfikowanych i odbiera producentowi wszystkie uprawnienia. W ten sposób – niejako samoczynnie i wbrew woli gospodarza – areał upraw GMO rozszerza się.
W USA, Kanadzie i Argentynie (w części ) kukurydza niemal całkowicie jest zmodyfikowana. Te kraje zaś dostarczają paszę dla zwierząt w dużej części świata. I znów koło się zamyka.
Czy można się temu przeciwstawić? Chyba nie. Nie skutkują prawne bariery, bo lobby „nowoczesności” łatwo je przełamuje. W Polsce istnieją przepisy zakazujące inżynierii genetycznej stosowanej w produkcji żywności. Ustawy te niemal natychmiast po wejściu w życie zostały zawieszone na kilka lat (do 2012 r).
Dlaczego GMO ma tylu przeciwników? Czy zdecydowanie potwierdzono szkodliwość? Owszem zarejestrowano i opisano dość liczne przypadki zachorowań a nawet zgonów spowodowanych GMO. Ale minęło zbyt mało czasu wprowadzenia tej technologii, by miały moc stuprocentowych dowodów naukowych. W dodatku za GMO stoją niewyobrażalnie wielkie pieniądze. I to jest najsilniejszy argument ZA !
Nie chcę Was zamęczyć dłuższym wywodem na ten temat. W dodatku jeszcze zbyt mało wiem a temat to arcytrudny. Na dziś więc kończę, dodając tylko, że główny argument zwolenników żywności modyfikowanej twierdzących do niedawna, że dzięki niej świat zlikwiduje głód odpadł. Wybitny ekonomista udowodnił, że świat produkuje żywności wystarczające ilości. Szwankuje tylko jej dystrybucja. I nikt temu nie zaprzeczył.
No więc Gieniu Brzucho – bać się czy nie bać?!
I jeszcze słowo o Fair Trade. To termin zrzeszający dobrych ludzi ze świata, którzy proponują, by kupując (właściwie wszystko – nie tylko żywność) należy zwracać uwagę na to, kto jest producentem, kogo zatrudnia, jak traktuje robotników ale także i zwierzęta, czy stosuje niedozwolone metody np. chemiczne, GMO itp.
Z myślą o tym, wspomniany wyżej Grześ Łapanowski opracował i wydał książeczkę kulinarną, w której oprócz interesujących tekstów o EKO, Sprawiedliwym Handlu, ochronie środowiska naturalnego – zamieścił szereg przepisów podanych przez znane postaci, które przejęły się jego ideą i gotują (czasem) zgodnie z propagowanymi przez Grzegorza zasadami. Książeczka godna polecenia!
Pierwszy krok do nowego basenu
I pierwszy w tym roku prawdziwek rosnący pod domem
Drugi był jeszcze ładniejszy
Zuzia i Zosia mają fart
Na koniec znowu kąpiel
PS.
A ilustracje to fotki zrobione na wsi, pod moim domem i obiecane parę dni temu. U mnie też jest (no prawdę mówiąc BYWA) EKO.
Komentarze
Jaka śliczna ta Zuzia 🙂
Zuzia to i jeszcze wyślicznieje, ale te prawdziwy… 😉
się można pogubić z tym co jest zdrowe a co nie … ostatnio szukałam w internecie diety na problemy z żołądkiem … i znalazłam opis jak się odżywiać, co jeść , co nie jeść … a potem był przykładowy opis tygodniowego jadłospisu …i co? … ta sama Pani Dr. w jadłospisie umieściła składniki, które są nie-dozwolone w diecie … :)…
Ciekawe co Brzuszek napisze? … i Nasza Kochana Żaba? … nemo tez nam zrobi wykład … 🙂
ja tylko chcę zauważyć, że i już trochę wczoraj zeszło na temat FT, to ładna kontynuacja wychodzi…
To bardzo trudny temat, a dyskusje bardziej emocjonalne niż naukowe. Słusznie Pan Piotr zwrócił uwage na jednostronność dyskutantów. W takiej sytuacji łatwo przyjąć argumenty. Część z nich jest niewątpliwie słuszna, inne to czysta demagogia.
Z tymi przypadkami zgonów to trochę jak z uzdrowieniami w Lourd. Fakt uzdrowień medycznie trudnych bądź nawet niemożliwych do wytłumaczenia nie budzi wątpliwości. Tylko nieliczni jeszcze próbują doszukiwać się w tym oszustwa. Ale jedni widzą w tym cud a inni tłumaczą to tym, że takie przypadki bywają odnotowywane i poza miejscami kultu i moga wynikać z przyczyn naturalnych, których mechanizm nie jest jeszcze znany. Jest to więc kwestia bardziej wiary niż nauki. Ja wierzę, że zdarzają się cudy, ale nikogo nawet nie próbuje do tego przekonywać, bo rozum podpowiada mi, że mogę się mylić.
Również brak pożytku z GMO to niebezpieczny mit. Co z tego, że i bez GMO można produkować dość żywności, skoro miliony ludzi głodowały. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu głód pustoszył kraje azjatyckie i afrykańskie. Później, jeśli pustoszył, to głównie w czasie wojen albo władzy, która nie dopuszczała informacji o głodzie do powszechnej świadomości (kiedyś Etiopia, potem Sudan, Korea Północna i częściowo Chiny). To, że głód został ograniczony zawdzięczamy „zielonej rewolucji” dokonanej w Azji w latach 60-tych. Zastosowano wówczas chemiczne „zdobycze” agrotechniki, ale najważniejszą rolę odegrała właśnie żywność genetycznie modyfikowana, w pierwszej kolejności ryż, dopiero później kukurydza.
Program zielonej rewolucji pod egida ONZ już wówczas budził opór, ponieważ od razu dostrzeżono ujemny wpływ na środowisko naturalne. Jednak dysponując stosunkowo małymi środkami przezwyciężono ogromny problem. Stworzono inny, ale kładąc na szali oba, chyba pokonanie w sporym zakresie problemu głodu było tego warte. Rozumiem, że mogą być głosy przeciwne. Że nie zdajemy sobie sprawy, iż wypuściliśmy z buteki Gina, przy którego przyszłych działaniach dawny problem głodu wyda się głupstwem. Ale na razie to czyste spekulacje.
Można było problem głodu rozwiązać inaczej,. Bogate kraje mogły wyprodukować dużo więcej żywności i po bardzo niskich cenach sprzedać ją krajom głodującym. A urzędnicy w biednych krajach zamiast reeksportować tę żywność to krajów bogatych z godziwym zyskiem, jak to mieli zwyczaju w takich przypadkach, mogli rozdać tę żywność głodującym. Tylko wiara w taką możliwość jest wiarą w możliwość stworzenia szczęśliwego świata, gdzie każdy będzie działał dla wspólnego dobra.
A wnusie śliczne. Grzybki podobnie.
Staszku wnuczka jest jedna … druga dziewczynka to przyjaciółka Zuzi … Zuzia to ta dziewczynka z ciemnymi włosami, związanymi w kitkę … 🙂
Pisząc powyżej o argumentach pominąłem kwestię rolników, których certyfikowana produkcja jest zagrożona. Tutaj nie ma, co dyskutować, bo to prawda po prostu. Stąd w ustawie kompetencje gmin do decydowania. Ale to środek dla pokazania, że się próbuje problem rozwiązać. Nie może to dobrze działać.
Pan Piotr pisał nie tylko o GMO. Drugi problem to sprawiedliwy handel. Sprzedaż towarów wytwarzanych w biednych krajach przez biednych ludzi. Towary te są droższe od dostarczanych przez wielkie koncerny, ale bez zwiększania ich udziału w rynku ci biedni nigdy nie uzyskają godziwej pozycji konkurencyjnej. Jest to świadome dopłacanie w celu niwelowania nierówności społecznej. Ja to popieram, choć zdaję sobie sprawę, że nie można wierzyć we wszystko, co na opakowaniach napisano. Ale jeżeli choć część jest prawdą, to warto. Tylko nie starajmy się wierzyć, że w ten sposób problem biednych krajów rozwiążemy.
Tak, Panie Piotrze. Wiem, która Zuzia, a która koleżanka. Tak się nieprecyzyjnie wyraziłem zbiorowo, zakładając, że koleżanka też jest czyjąś wnusią. Ale jak teraz czytam, to rzeczywiście moja intencja nie do odgadnięcia.
Jolinko, dziękuję za zwrócenie uwagi
proszę bardzo … 🙂
fajne wakacyjne zdjecia, fajny basen, nie to, co tutaj: zero slonca, deszcze i mzawki od kilku dni. Straszne. A grzyby rosna, rosna. Wczoraj Babcia donosila radosnie, ze u niej na podworku tez dwa jakies grzyby wyrosly.
I tylko Michaela Jacksona zal.
Tu jeszcze nie rosną 🙁 Biedna ja 🙁
Lourdes
15 tys. mieszkańców, 30 tys. miejsc noclegowych, 6 milionów pielgrzymów rocznie.
Od 1862 roku do dziś 67 cudownych uzdrowień. Cienko.
To 0,445 uzdrowien na rok… Ale na szesc mln pielgrzymow rocznie to rzeczywiscie malo.
Wiecie co to jest omacnica prosowianka?
To taka ćma, motyl nocny. Jego gąsienica – szkodnik roślin uprawnych, w tym kukurydzy, jest obok kukurydzianej stonki korzeniowej główną przyczyną tych wszystkich machinacji i manipulacji z kukurydzą. Pomysł, by uczynić roślinę trującą dla szkodników nie jest nowy. Rośliny same bronią się wytwarzając różne mechanizmy obronne, ale dla człowieka jest to proces zbyt powolny i niefektywny. Człowiek kombinuje, że jak wstawi gen np. z bakterii, to ten proces przyspieszy, oszczędzi na kosztach oprysków, podniesie plony, opatentuje pomysł, uzyska monopol na ziarno siewne, uzależni rolników itd. Znaczy będzie zarabiał, a jak przy okazji wmówi ludziom, że to dla ich dobra, bo zwalcza głód, to jeszcze wyjdzie na dobrodzieja. A że po drodze spowoduje jakieś alergie, wymieranie innych motyli, zubożenie różnorodności odmian, kontaminację upraw ekologicznych itp.? Trudno, koszty muszą być. Chcemy tego?
Idę robić obiad. Wołowina od chłopa, groszek z ogrodu, ziemniaki ze sklepu.
Nie wszyscy pielgrzymi przecież chorzy…
Nemo 8mld 82 mln ludzi od 1862 miejacych nadzieje to chyba wiecej warte niz te 67 cudownych uzdrowien.
ta nadzieja to całkiem dobry produkt… 😉
prawie jak złoty ryż…
Niechcący wywołałem dyskusję na zupełnie inny temat. Ale poważne ograniczenie problemu głodu jest faktem. Dlatego dostrzegając niewątpliwe szkody nie będę protestował przeciw GMO. Przy okazji jeszcze jeden argument przeciwko GMO, którego Gospodarz nie podał i pewnie na konferencji też nie padł, bo byli tam ludzie poważni. Ale niektórzy sugerują, że zmodyfikowane geny mogą przenieść się na ludzi i wtedy zmutujemy w nieprzewidzialnym kierunku. To kompletna bzdura, ale dla „ciemnego ludu” argument fantastyczny i szermują nim różne oszołomy.
Piszę o zmodyfikowanych genach, bo modyfikacja genetyczna polega nie tylko na zastepowaniu jednych genów innymi, ale także na regulacji aktywności poszczególnych genów. Badanie aktywności genów w zależności od różnych czynników oraz sposobów jej regulacji to obecnie zjęcie wielkiej liczby laboratoriów.
To GMO tak naprawdę towarzyszy nam od wieków, przecież różne odmiany np jabłek też tak otrzymywano, tylko znacznie prostszymi i bardzo czasochłonnymi metodami. Proszę mnie nie uważać za zwolennika GMO, mleko już się rozlało, trzeba się zastanowić jak zatrzymać ten potop. Wymaga to świadomych wyborów konsumentów, ale jak ktoś jest głodny to nie patrzy na etykiety, bierze co dają.
Malgosia, jeden ma katar, drugi naprawde ciezka chorobe a inny tylko problemy emocjonalne. W sunmie kazdy ma cos na sumieniu…
Szanowny Panie Piotrze.
Po pierwsze: jak do tej pory nie odnotowano żadnych zgonów z powodu odżywiania się pokarmami pochodzącymi z organizmów GMO.
Natomiast odnotowano wiele zgonów z przeżarcia się potrawami pochodzącymi z organizmów nie poddanych żadnym modyfikacjom.
Po drugie: co to znaczy genetycznie modyfikowany. Wszystkie zabiegi hodowlane jakie człowiek od tysiecy lat prowadzi polegają na genetycznej modyfikacji. Były one prowadzone jednak metodami klasycznymi i dla osób nie obytych z hodowlą są łatwiejsze do akceptacji, Choc nie zawsze kończyły się dobrocią dla diety Homo sapiens. Przykłądem jest choćby przez lata prowadzona selekcja pojedynków ryży, tak by ziarna nie osypywały się, były białe i dobrze wypełnione. Efekt – powstało zboże, które zawiera śladowe ilości mikroelementów: głównie żelaza i innych substancji aktywnychbiologicznie.
Przyroda sama również prowadzi do wprowadzania genów a nawet mieszania całych genomó organizmów żywych.Prykładem tego jest rodowód naszej poczciwej pszenicy zwyczajnej, która powstała z przekrzyżowania się pszenicy samopszy z kozieńcem; ich dziecko nie było płodne więc natura zafundowała mu zdwojenie liczby chromosomów (he he he – złośliwa ta natura); jak by tego było mało ich potomek diploidalny – pszenica płaskurka przekrzyżowała sie z kolejnym gatunkiem kozieńca; i znów z powodu niepłodnego potomstwa nastąpiła poliploidyzacja dzieci i tak powstał triploidalny mieszaniec międzygatunkowy (alloploid) – pszenica zwyczajna, z którego mąki piecze Pan wyśmienite ciasta, i Pana goście nie mając widocznie dostatecznej wiedzy na ten temat zajadają się nimi.
Taka jest ironia przyrody; nasze modyfikacje to mały filutek w porównaniu z nią. Nawiasem mówiąc istnieje cała gama organizmów żywych (głównie bakterii), które swoje obce geny wprowadzają do genomu komórek marchewki czy innych warzyw. he he he
Geny wprowadzane do genomu kukurydzy czy soi stnieją w przyrodzie i Pan i ja i pana przezacni goście nie raz mieli je w swoim żołądku. Ale czy jeśli ktoś nie jadł ośmiornicy (jak można jej nie jeść) i jej genów w swoim żołądku nie miał, co też nie jest prawdą, bo około 35% jej genomu i naszego jest wspólne, to po jej zjedzeniu umrze. he he he … życie bez ośmiorniczek byłoby bez sensu a kuchnia nie miałaby smaku.
I kolejna fikcja: stały genom organizmu; jako hodowca roślin (hodowla – nauka zajmująca się tworzeniem nowych odmian lub ras, a nie tuczeniem kur czy świń, jak to jest postrzegane pod sklepem). Genom ulega ciągłym zmianom, dzieki temu nasze panie są coraz ładniejsze, ziemniaki smaczniejsze.
I powinniśmy zdawać sobie sprawę z tego, że praktycznie 100% soi, która jest składnikiem mieszanek paszowych pochodzi z GMO. a to jedzą i świnki i kurki i inne zwierzaczki, które my potem spożywamy.
Mam nadzieję, że mimo tego co napisałem będą Państwo przychylnie patrzeć na smakołyki, przygotowywane z ciągle modyfikujących się organizmów, bo taka przyroda jest.
A tak na marginesie: niegdyś do piorunów wznoszono modły i to było takie romantyczne.
Pozdrowienia od wiernego bywalca tego forum; korzystam z Waszych przepisów za co jestem wdzięczny
Sorry za wywody, ale tak to wygląda.
MałgosiuW,
aby otrzymać nową odmianę jabłek lub ziemniaków nie krzyżuje się papierówek lub bryzy z Bacterium turingiensis 🙄
Ja bym również chciał jakiejs definicji „ekologiczności”.
Obawiam się, że dyskusję nad takimi pojęciami trzeba przeprowadzać dość często. Zmieniają się czasy, pojawiają się wyniki nowych, coraz bardziej kompleksowych badań i niektóre „prawdy” trzeba co jakiś czas rewidować.
Coraz trudniejsze jest też odsiewanie „plew od wieprzy” w natłoku informacji i w szumie medialnym.
Tyle tego, ze nawet nie wiem czy mi się chce. Kiedyś jak baba mówiła, że kartofle (albo ziemniaki) nie rosły na sztucznych nawozach tylko na … to było ekologicznie czy jakoś inaczej?
Ekologicznie na moim podwórku czy na całej kuli ziemskiej?
Za gorąco dziś na taką dyskusję. U mnie ponad 28 Celsjuszy w pokoju przy otwartm oknie.
dlatego, że otwarte … 😆
dr No, przecież nikt nie wymaga, żeby pisać to oczywistości z hehami 😉
tutaj można sobie przykłady modyfikacji znaleźć: http://www.biotechnolog.pl/gmo-4.htm, rys historyczny też.
mnie natomiast zastanawiają kwestie typu zasadność pewnych podejmowanych w tym zakresie działań: winogrona bez pestek? kruchszy seler? cieńsza skórka pomidorów? dla mnie lekko nonsensowne
Jolinek51,
Jak było zamknięte to miałem 32 celsjuszy. Po 15 latach pracy w fabryce awansowałem na najwyższe piętro a właściwie na strych. Zimą jest zimno ale za to latem HO, HO! Dobrze, że okno wychodzi na wschód….
No tak, ten pośpiech: po korekcie tak to wygląda – przepraszam – za chwilę idę na egzamin z hodowli roślin.
Szanowny Panie Piotrze.
Po pierwsze: jak do tej pory nie odnotowano żadnych zgonów z powodu odżywiania się pokarmami pochodzącymi z organizmów GMO.
Natomiast odnotowano wiele zgonów z przeżarcia się potrawami pochodzącymi z organizmów nie poddanych żadnym modyfikacjom.
Po drugie: co to znaczy genetycznie modyfikowany…. wszystkie zabiegi hodowlane, jakie człowiek od tysięcy lat prowadzi polegają na genetycznej modyfikacji. Były one prowadzone jednak metodami klasycznymi (przez co trwały dziesiątki lat i nikt nie pamiętał, jak wyglądały formy wyjściowe) i dla osób nie obytych z hodowlą są łatwiejsze do akceptacji, choć nie zawsze kończyły się dobrocią dla diety Homo sapiens. Przykładem jest choćby prowadzona przez lata selekcja pojedynków ryżu, tak by ziarna nie osypywały się, były białe i dobrze wypełnione. Efekt – powstało zboże, które zawiera śladowe ilości mikroelementów: głównie żelaza, ale też innych aktywnych biologicznie substancji.
Przyroda sama również prowadzi do wprowadzania genów do komórek innych organizmów, a nawet mieszania całych genomów organizmów żywych. Przykładem tego jest rodowód naszej poczciwej pszenicy zwyczajnej, która powstała z przekrzyżowania się pszenicy samopszy z kozieńcem; ich dziecko nie było płodne, więc natura zafundowała mu zdwojenie liczby chromosomów (he he he – złośliwa ta natura); jak by tego było mało, ich potomek diploidalny – pszenica płaskurka przekrzyżowała się z kolejnym gatunkiem kozieńca; i znów z powodu niepłodnego potomstwa nastąpiła poliploidyzacja dzieci; i tak powstał triploidalny mieszaniec międzygatunkowy (alloploid) – pszenica zwyczajna, z którego mąki piecze Pan wyśmienite ciasta, i Pana goście, nie mając widocznie dostatecznej wiedzy na ten temat zajadają się nimi. ( ja też się podobnymi zajadam)
Taka jest ironia i mądrość przyrody; nasze modyfikacje to mały filutek w porównaniu z nią. Nawiasem mówiąc, istnieje cała gama organizmów żywych (głównie bakterie), które swoje obce geny wprowadzają do genomu komórek marchewki czy innych warzyw, to co jemy: marchewkę czy jakiegoś baccilusa. he he he
Geny wprowadzane do genomu kukurydzy czy soi istnieją w przyrodzie, i Pan i ja i Pana przezacni goście nie raz mieli je w swoim żołądku. Ale czy jeśli ktoś nie jadł ośmiornicy (jak można jej nie jeść) i jej genów w swoim żołądku nie miał, co też nie jest prawdą, bo około 35% jej genomu i naszego jest wspólne, to po jej zjedzeniu umrze??? he he he ? życie bez ośmiorniczek byłoby bez sensu a kuchnia nie miałaby smaku.
I kolejna fikcja: stały genom organizmu; jako hodowca roślin (hodowla – nauka zajmująca się tworzeniem nowych odmian lub ras, a nie tuczeniem kur czy świń, jak to jest postrzegane pod sklepem) mogę powiedzieć (przysięgając na wątróbkę u pani Czesi), że genom organizmu ulega ciągłym zmianom, dzięki temu nasze panie są coraz ładniejsze, ziemniaki smaczniejsze itd..
I powinniśmy zdawać sobie sprawę z tego, że praktycznie 100% soi, która jest składnikiem mieszanek paszowych pochodzi z GMO: a to jedzą i świnki i kurki i inne zwierzaczki, które my potem spożywamy.
Mam nadzieję, że pomimo tego, co napisałem będą Państwo przychylnie patrzeć na smakołyki, przygotowywane z ciągle modyfikujących się organizmów, bo taka przyroda jest.
A tak na marginesie: niegdyś do piorunów wznoszono modły i to było takie romantyczne… a dziś, przez działalność naukowców zostało to odarte z nimbu romantyczności i grozy.
Pozdrowienia od wiernego bywalca tego forum; korzystam z Waszych przepisów, za co jestem wdzięczny.
Sorry za wywody, ale tak to wygląda.
Szanowny dr No,
nie odsyłaj nas do kąta ciemnoty i zabobonu i nie strasz genami bakterii w marchewce albo korzeniach fasoli.
Tworzenie GMO to nie tylko ewentualne szkody po spożyciu, to są konsekwencje dla całych regionów i tysięcy drobnych producentów, to uzależnienie od koncernów typu Monsanto itd. Jakie konsekwencje dla środowiska ma stosowanie herbicydu Roundup, na który odporne są specjalnie zmodyfikowane rośliny? Co sądzisz o oczekiwanych i już obecnych rezystencjach?
Leć na ten egzamin (egzaminujesz innych, bo jesteś doktorem od hodowli, czy może to nick na wyrost? Lub aluzja?) a potem wyjaśnij, jak ciągła zmiana genomu powoduje, że panie są ładniejsze, a ziemniak smaczniejszy? I co z panami? Mądrzejsi? 😯
panowie, nemo, mają, jak widać, dłuższe języki 😉
pluszak, 😆
dr No,
doprawdy nikt się jeszcze śmiertelnie nie przeżarł GMO? 😯 Kto to badał?
nemo, mi ogólnie jakoś w dywagacjach na temat GMO, czy za czy przeciw, brakuje konkretów; mnóstwo niezbadanego, i zatem powód, żeby nie inicjować ani hurraoptymizmu, ani zabobonnego strachu…
Stanisławie 8:38
tego Gina z butelki to lepiej wypić zamiast wypuszczać 😉 Najlepiej w połączeniu z tonikiem albo wermutem.
Pluszak,
wypróbowałeś?
nie próbowałem jeszcze, ale mam na uwadze 😉
nemo,
Ty mnie wytłumacz jak go wypić nie wypuszczając z butelki?
Dzisiaj ślemy gromy na genomy.
A na targu szukamy:
truskawek drobnych czy dorodnych ?
Kalafiorów białych czy sflaczałych ?
Kilo czereśni, proszę, soczystych i mięsistych !
Bo dzisiaj chcemy ekologicznie, dietetycznie i apetycznie,
aby pięknie wyglądało, ale z drzew za szybko nie spadało.
Szkoda, że nie wszyscy swe ogródki mamy,
dla nas są zatem Reale i supersamy.
Nie zawsze za płotem gospodarstwo zaprzyjaźnione
i świeże jaja od kur radosnych odłożone.
A obiad i w środku miasta i na pustyni ugotować muszę
więc co mam zrobić ? GMO zaprzedać swą duszę ?
”
A na serio – zgadzam się z Pluszakiem :
mnóstwo niezbadanego !
U mnie z kolei mnóstwo niezadbanego. Tymczasem ja wpisuję się na blogu zamiast wziąć się do roboty i zadbać…
Zabo, zajazd na Zabie Blota dzis wieczorem!
I co w tej sytuacji ma zrobić zwykły konsument?
Tymczasem przywiozłam właśnie do domu produkt z całą pewnością niemodyfikowany,a mianowicie kwiaty czarnego bzu,zerwane z dala od drogi,a więc nie zanieczyszczone/tak mi się przynajmniej wydaje/.Trochę przeznaczę do placków-smaży się tak jak placki z jabłkami,a z reszty zrobię sok.Dodaję go potem do herbaty,ma ciekawy smak.W tym roku nie ma mszyc,bo zdarza się,że roślina cała oblepiona jest tymi żyjątkami i trudno jest pozbyć się ich.
Obserwuję drzewa i krzewy w okolicy i widzę,że owoców będzie zatrzęsienie,co mnie bardzo cieszy.
Wczoraj kupiłam jagody. Prosto z lasu.
Z pewnością nie transgeniczne ! UFF !
Ale,jak zrobię z nich ciasto, to sprawa się skomplikuje 🙁
…..eeetam – zrobię !
A placki z kwiatami czarnego bzu – to brzmi pięknie
i zapewne super smakuje 🙂
Wspaniala burza przeszla w znakomita ulewe. chyba jednak nie zanosi sie na 40 dniówke. Na wszelki wypadek robie inwenture suchego drewna i rozgladam sie za góra Ararat.
Pan Lulek
Panie Lulku, i za genetycznie niemodyfikowaną parą gołębi 😉
Teraz jestem zalatana, potem się odezwę, ale nie przewidując dzisiejszego wpisu Gospodarza sama wczoraj w nocy zaczęłam ten temat a sprowokowała mnie śmierć Michaela Jacsona
Morąg!
Czy Twoi (jutro moi) znajomi piją kawę?! Bo mam jeszcze czas nabyć. Nawet mam ekspres do kawy – zakupił go taki jeden surfiarz-komputerowiec, który tutaj rok w rok surfował i nie mógł zrozumieć, jak można nie pić kawy. Pił plujkę, a potem kupił mi maszynę bardzo porządną (Westinghouse) na urodziny.
Teraz sobie kupił dom nad Ottawa River i tam smiga na desce, a maszyna od czasu jego bywania tutaj stoi na pustym przebiegu.
Zostało jeszcze trochę Illy z ostatniej bytności Jennifer i Maćka.
GMO… kto by sie takimi bzdurami przejmował, myśmy azotoksem obsypywali ziemniaki przeciw stonce, zrzucanej przez wraże siły z USA, i żyjemy, o!
I to wcale nie jest jakaś przypowiastka, tylko własnoręcznie to robiłam, pomagając jako pędrak kilkuletni w pracach polowych i do dziś pamiętam azotoksowy pył w nosie, jego zapach. I wydaje mi się, że żyję 😯
A Zuzia ma typowo grecką urodę. No i rozejrzeć się koło sławojki… tam przy sosenkach powinny już być prawdziwki!
Alicjo, owszem pijaja kawe ale nie zlopia, pija tez herbate, poza tym sa skromni, wiec jak nie dostana kawy to sie nic nie stanie, plujki jednak nie pija, maja w domu sami jakas super hiper maszynkie.
A ja musialam zbierac stonke raczynami klnac w duchu na pomyslodawce.
Panie Piotrze – szacunek za to, że umie Pan, po refleksji, zmienić zdanie, przeciwstawiając się lobbystom i ich posłusznym owieczkom
GMO jest cholernie niebezpieczne
Zbierać to i ja zbierałam na zagonach, ale ukaz był, że i sypać trza, tym azotoksem.
Kawę dostaną, jest Illy, jest maszyna, przecież trzeba wykorzystać jedno i drugie!
A pogodę będą mieli jak drut. I dobrze, bo nad Niagarą w deszczu… wątpliwa przyjemność. Tam i tak zawsze jest mżawka, nawet jak niebo niebieskie.
I jeszcze co do GMO… trujemy sie tą chemia okrutnie i na własne życzenie, a jakoś żyjemy coraz dłużej, czyż nie? I coraz lepiej, powiedziałabym… A teraz kromuchę ze smalcem i skwarkami (Jerzor oczy odwracał, kupijac to wczoraj w polskim sklepie), i mam w nosie, kto co mówi na temat zdrowej żywności. Mój organizm mi mówi – masz ochotę na 4 jajka na miękko (bywa!), albo właśnie na chleb ze smalcem i skwarkami. Jak mi organizm mówi, to go słucham. Naukowych wywodów ani nie słucham, ani nie czytam. Od tego tylko wrzody na żołądku, panie…
Alicjo dzieki.
Zabo, opatulilam barylke, cos tam kupilam i teraz na kon.
Zaopatrzyłem się w dwa kilo kawy.
1 kg kawy w ziarnach Lavazza Oro
0,5 kilograma Pellini
0,25 kg puszka Mrs Rose
0,25kg puszka Caffe Verganano
Całość 102 zł netto + Vat
Gratis butelka Olio Extra Vergine di Oliva .
Rozpocząłem Mrs Rose – bardzo delikatna,
z mlekiem rewelacja.
Kolega przywiózł.
http://www.phkinga.pl
Tomasz Piątek, witamy 🙂
Aszyszu,
gina z butelki można wypuszczać tylko do stosownego szklanego naczynia i pilnować, by się nie ulotnił 😯
Od zarania dziejów człowiek obserwował naturę i kombinował, jak mieć dużo do jedzenia i się nie narobić. Wyhodował sobie różne odmiany zbóż, warzyw i owoców, rasy bydła, koni, psów i kotów, wyszukane odmiany roślin ozdobnych i pięknie kwitnących. Czerpał przy tym z bogactwa już istniejących genomów. Rezultaty były różne. Jedne rośliny i zwierzęta produkowały potomstwo o tym samym, nowym genomie, inne – wracały do form wyjściowych, jeszcze inne – pozostawały sterylne. Osioł chętnie się krzyżował z klaczą, ale kto chciał mieć młode muły, musiał ciągle na nowo krzyżować osła z koniem. I tak jest nadal. Kto chce mieć np. szlachetne róże czy jabłonie, musi rozmnażać je wegetatywnie.
Jak ja sobie posieję marchewkę nantejską, to będę mieć wspaniałą, soczystą, pełną witamin marchew. Jeśli jednak zostawię ją w ziemi na drugi rok i zbiorę z niej nasionka, to w trzecim roku urośnie z nich dzika marchew o białych korzeniach. Już jestem uzależniona od koncernu produkującego nasiona marchwi nantejskiej. Mnie to nie przeszkadza i nie martwi, bo koszt paczuszki nasion nie rujnuje mi budżetu. Jednakże fakt, że nasionka z moich pomidorów co roku produkują te same rośliny i owoce cieszy mnie bardzo i daje poczucie małej niezależności.
W gorszej sytuacji są chłopi kupujący ziarno na siew. Zachęceni nową wydajną odmianą, odporną na choroby lub szkodniki kupują ją od producenta czyli koncernu Monsanto, który opatentował 90 procent roślin genetycznie manipulowanych. Kupującym zabrania się zatrzymywania części zbiorów na przyszłe zasiewy, nieposłusznym wytacza procesy sądowe. Poza tym dąży się celowo, by drugie pokolenie tych roślin było niezdolne do kiełkowania i chłopi byli zmuszeni do corocznego zakupu materiału siewnego, co firmie zapewnia stały zbyt i zysk. Przy okazji giną stare odmiany i genetyczne bogactwo ubożeje, za to rosną monokultury z wszystkimi znanymi problemami.
Nie chodzi mi wcale o to, czy jedząc GMO sobie zaszkodzimy czy nie, problem jest znacznie szerszy, niż bezpośrednie hipotetyczne problemy zdrowotne.
A kupując truskawki szukam pachnących, słodkich i czerwonych w środku. Mogą być drobne.
Problem oczywiście jest znacznie szerszy. Za dużo nas, za mało żywności. Nie mów nemo, że nie, spróbuj na gównie krówskim, ekologicznie, jak za dziada-pradziada bywało, wyhodować marchewkę dla całego świata, niechby i zrobaczywiałą i powykrzywianą jak śrubokręt.
Normalny człowiek bez własnego ogródka nie ma wyjścia i idzie do sklepu. I żyje, bo nie ma wyjścia 😉
Alicjo,
cały świat nie musi jeść marchewki, ale niech je swoją okrę, maniok, banany czy co tam lubi, a nie uprawia soi dla naszych krów i świń, których mamy w nadmiarze, ale im nie sprzedamy, bo ich nie stać, tak marnie im za tę soję płacimy 🙁
Poza tym temat dzisiejszy to GMO, a nie krowie ekskrementy i własny ogródek.
Nemo,
może cały świat nie musi jeść marchewki, dobra. Spróbuj marchewkowo (plus reszta) wyżywić Europę. Ekologicznie. Poza tym nie czepiaj się, ja też mam rację. O tym krówskim i tak dalej.
Po co genetycznie modyfikowana? Ano po to, żeby było jej więcej i żeby wszystko było piękne, jak z obrazka, po to. Kiedyś wystarczało krówskie i niekoniecznie piekny kształt marchewki
A że ktoś taki jak Monsanto wejdzie w ten biznes i zobaczy, że ho-ho, tutaj to dopiero można zrobić pieniądze, to było do przewidzenia. Czego to ludzie nie wymyślą. Dla pieniądza.
A mimo wszystko żyjemy lepiej i dłużej. Człowiek poradzi 😉
No ale nie przeszkadzam już więcej własnym ogródkiem i krowimi plackami, przecież to nie ma nic do rzeczy z produkcją żywności. Tak mi się tylko wydawało, jako babie ze wsi.
Alicjo,
między ekologiczną uprawą roślin przy pomocy kompostu i nawozów naturalnych oraz kurami zielononóżkami biegającymi po podwórku, a konfrontacją genetycznie zmodyfikowanych organizmów z resztą ziemskich bytów, jest jeszcze konwencjonalne rolnictwo z masą możliwości i całym wachlarzem tradycyjnych metod.
I przestań opowiadać, że GMO chroni świat przed głodem. Swiat będzie nadal głodował, a żywność będzie nadal marnotrawiona 🙁
W wielu krajach zabroniona jest produkcja i import GMO i jakoś nie słychać, by ludzie tam przymierali głodem.
Przestaję gadać. Oczywiście Ty masz rację. Nawet jak jej nie masz, to i tak wszyscy uwierzą.
Co do GMO, to nie zrozumiałaś, co chciałam, no ale nie umiem się jasno wyrażać.
Alicjo,
nikt mi nie musi wierzyć, nie głoszę żadnych niesprawdzalnych dogmatów 😉 Powiedz tylko, dlaczego Unia wprowadza kwoty na produkcję mleka, mięsa, cukru itd. i obniża ceny, aby się chłopi pohamowali z produkcją? Kto to wszystko zje? Biedni? A kto zapłaci?
Produkcja żywności to nie problem. Dystrybucja i wypłacalni konsumenci, to jest problem 😎
Drogi Panie Piotrze,
zazwyczaj nie piszę komentarzy do Pańskiego blogu chociaż dość często go czytam ale dziś jeden, jedyny raz zrobię wyjątek. Oto co uważam: powinien Pan posłuchać wypowiedzi nie tylko przeciwników GMO ale również zwolenników zanim nastraszył Pan opinię publiczną. Prawda jest taka ze boimy się GMO (ja nie) ponieważ mało o tym wiemy – łatwo jest więc dolewać oliwy do ognia (co właśnie Pan zrobił) zamiast go gasić – sam jestem biotechnologiem (stąd mój wpis) i mam do czynienia z organizmami modyfikowanymi genetycznie codziennie. Odrobina wiedzy i racjonalnego podejścia na pewno nikomu nie zaszkodzi zalecam zatem najpierw Panu (jako że kształtuje Pan opinię publiczną nie mając „zielonego pojęcia” o czym Pan pisze) jak również wszystkim sympatykom tego bloga odwiedzenie chociażby tej strony:
http://www.biotechnolog.pl/gmo.htm
Pozdrawiam i życzę miłej lektury oraz odrobiny obiektywizmu i racjonalizmu przy pisaniu artykułów na tematy o których po prostu nic się nie wie (skoro już się je pisze).
Cezarq
miałam nie gadać, ale co tam… powiem 😉
Nemo,
mnie Unia nie obchodzi, to nie mój kontynent.
Dziwię się, że ludziska kupują wszystko, cokolwiek im się wciśnie, bez pytania. Podobnie jest na moim kontynencie – byle było w lodówce i spiżarni.
Zwyczajny człowiek nie ma wyjścia, idzie do sklepu i bierze z półki. Jak ma ogródek, to może sobie wyhodować pomidorki (moje podobno 10$ za sztukę, tyle pracy w to wkładam, komposty i te rzeczy, ocenia Jerzor).
A swoja drogą… ilu tych ekologicznych chłopów jest w Europie? Pewnie jakieś niedobitki.
Produkcja żywności to nie problem, tylko pytanie, JAK się ją produkuje. Na plackach krówskich czy na nawozach śtucnych
Osobiście wolałabym na plackach, ale i tak dobre, że takie zajadałam przez pierwsze 20 + lat.
I jeszcze jedno… będąc wysłannikiem na placówce wysuniętej w RPA…przecież tam powinno się siać i zbierać dwa razy do roku. A w porywach trzy. Dlaczego Afryka głoduje?! Nie mówię o Sacharze i innych Kalahari. Na mannę z nieba czekają czy co?!
Wy tu o GMO a ja gorę!
W lodówce stoi wciąż butelka:
http://www.distilleries-provence.com/
Pastis z Prowansji. Conajmniej w połowie pełna. Skąd ona tam się wzięła? Czy ktoś powie mi jak to pić. Raz już próbowałem z niewielką domieszką wody ale nie jestem pewien.
Kto? No kto???
Pastis? Ja najchętniej on the rocks plus ciut wody i liść mięty. Można eksperymentować z colą, sokiem pomarańczowym, bitter lemonem, a nawet szampanem, ale po co?
Poszłem do lasu sprawdzić, czy nie ma prawdziwków.
Póki co – nie ma. Tu chyba za wcześnie, chociaż pamiętam, że jeszcze jak mieszkałem w Sztokholmie to któregoś roku były w czerwcu. Miałem takie miejsce, tuż nad wlotem do tunelu metra gdzie zawsze rosły. W gazecie napisali, że ktoś widział prawdziwki to sprawdziłem na wszelki wypadek i były!
To już ze dwadzieścia pięć lat temu chyba.
Z lodem – oczywiście! Tego mi ostatnio brakowało. Nie do prawdziwków oczywiście – tylko do Pastis.
Alicjo,
zdziwisz się, ale ekologicznych chłopów w Europie jest niemało, w Szwajcarii ca 12 procent, na terenach górskich ponad 20 proc. W Polsce duża część produkcji rolnej ma jakość bio z samego faktu, że chłopów nie stać na nawozy sztuczne i opryski. Tak podają źródła niemieckie. Brak jest niestety certyfikacji i odpowiednich kanałów zbytu, więc na rynku wszystko jest przemieszane 🙁
ja, moze byc?
wyglada na wypasiona, ta flaszka
z tego, co wczytalem temp. na zewnatrz masz juz odpowiednia, dla mnie niezbedna do tego trunku, normalnie, to siadam na tarasie i prosze o pastis, przynosi chlop z trzema kostkaki lodu i karafka b. zimniej wody, ktora zalewam podane, z grubsza wychodzi 1:3, ew. 1:4, lisc miety na wierzch moze byc, istnieja tez patenty bardziej wymyslne, typu papuga, tudziez moreska,
U mnie znowu pada. Weekend ma być burzliwy i deszczowy 😯
Na kolację galareta z wołowego ogona znalezionego w zamrażarce. Tak go wczoraj gotowałam bez przekonania, bo to dwa 20cm kawałki z dolnej części. Myślałam, będzie dla kotów 🙄 ale tak się gotowało z tym lubczykiem i pachniało, a po ostudzeniu zaczęło galaretowieć, że mięso obrałam z kości, do rosołu dodałam rozgnieciony z solą ząbek czosnku i zalałam mięso w miseczce. Koty dostały swoje żarcie 😎
Ten ogon był od młodego, ekologicznego wołu z niedalekiej łąki. Za darmo, do 5 kg mięsa za godziwą cenę. W sklepie ogona nie uświadczysz.
Aszyszu,
parę kombinacji:
LA BALLE ROYALE : PASTIS HENRI BARDOUIN, liqueur de cerise, jus de citron, blanc d??uf, Champagne.
LE GOLD SANDS : PASTIS HENRI BARDOUIN, cr?me de bananas, jus d?orange, limonade, jaune d??uf, sucre.
LE CONCEALED WEAPON : PASTIS HENRI BARDOUIN, liqueur de framboise, jus de citron, jus de citron vert, blanc d??uf, sucre.
LE PASTISITO : PASTIS HENRI BARDOUIN, Rhum blanc, jus de citron vert, sirop de sucre, menthe fraîche, eau pétillante.
DEATH IN THE AFTERNOON : ABSENTE, Vodka, citron, sucre, liqueur de framboise, Champagne.
W Szwecji w 2002 roku ponad 15 procent areału uprawiano metodami pozwalającymi na otrzymanie państwowych dotacji ekologicznych. W zależności od regionu kraju od 5 do 55 procent.
Nowszych danych nie znalazłem ale podejrzewam, że obecnie jest tego trochę więcej jako, źe zauważyłem wzrost podaźy produktów znaczonych odpowiednimi certfikatami.
A jak nie ma mięty to czy może być rumianek?
drogie nemo,
Śmierć po południu to ja sobie wypraszam. Szampana nie mam. Cytryny i pomarańcze zsoczone przećwiczę – jest tego trunku sporo w tej flaszce. Sprawdzę jescze, czy jest lód w zamrażarce.
Czego i wam wszystkim życzę…
Ja wiem, że modyfikacje genetyczne to jest przyszłość, ale ja się trochę tych eksperymentów obawiam.
Aszyszu,
do śmierci po południu pewnie i tak nie masz absyntu 🙄 😀
W Kanadzie ok. 14 procent farm ma certyfikat „organic”, w Ontario niecały 1 procent 🙁
nemo…
mam siostre rolniczkę, która z tych statystyk się naśmiewa, bo całe życie mieszka na wsi i wie, jak się robi statystyki. Ja tez swego czasu zbierałam tak zwane dane, ale to były czasy niesłuszne, teraz są słuszne i Baśka mówi, że robi się to samo, ma pasować do założeń unijnych.
…ops… miałam się nie powoływać na Baśkę 🙄
ASzyszu,
ma być mięta. Co gorsza, a nawet lepsza, ma być mięta cytrynowa, pokrzyżowana, mam taką za płotem, bo mi usiłowała zagrabic hektary, te 4×6.
Prawie bym poszła umierać, ale ani mi się śni. Teraz pod biurko, bo burza, strach ma wielkie oczy, ale ma, w moich oczach 😯
Jeszcze o „ekologiczności” jeśli ktoś jeszcze ma siłę:
http://nordicorganic.org/
Pojęcie „food chain sustainability” wydaje mi się być bardziej trafne niż ta cała „ekologiczność” której ja ciągle nie potrafię zdefiniować.
Jak to tłumaczy się na polski?
http://epicesetdecibels.blogspot.com/2008/09/le-pastis-le-perroquet-la-tomate.html
http://www.recettes-cocktails.com/recette-cocktail-moresque.html
orgeat, to orszada, taki syrop z jeczmienia, dla konia jak znalazl, jesli lyka
rumianek? ha, ha, no chyba, ze masz jeczmien
Kto się tu śmie nabijać z rumianku?!
Toż mój prawie codzienny napój poranny, poza miętą (przez rumianek) i roibosem ostatnio! Wskakuje z powrotem pod biurko… następna burza 🙁
ASzyszu, podtrzymywalnosc, trwalosc, zdolnosc do przezycia lancucha zywieniowego,
tak mnie wyszlo z francuskiego
Może dr. No zna odpowiedni polski termin używany w środowisku?
Łańcuch żywieniowy jest prosty (pisze spod biurka strachliwa A.) – zjedz, albo będziesz zjedzony.
O, przestaje padać, ale ciemno nadal jest i odległe pierony. Idę po kromuchę ze skwarkami, bo się okrutnie zestresowałam 🙄
Dwuosobowa brygada naprawila rynne i oczycila kanaly odplywowe.
Jesli nie bedzie lalo, wytrzymamy nawet o wlasnych genach.
Przy wariujacym internecie
Pan Lulek
Alicjo,
z jakich statystyk naśmiewa się Twoja siostra, bo ja żadnych polskich nie podawałam?
Aszyszu,
ja Ci mogę podać niemiecki odpowiednik sustainability – Nachhaltigkeit, Zukunftsfaehigkeit, może po polsku to kto inny będzie wiedział. Ale w końcu to na tym właśnie polega ekologiczność w moim rozumieniu.
W mojej okolicy takie rolnictwo też się tak określa i wiadomo, że chodzi o takie, które nie powoduje degradacji środowiska i zapewni kontynuację podstawy życiowej dla przyszłych pokoleń. Ma nie zatruwać ani obciążać gleby i wód zewnętrznych i gruntowych (również nadmiarem gnojówki) itd.
O właśnie, gdzie jest dr No? Jak potrzebny, to siedzi cicho 🙄
ekologicznosc, to worek, do ktorego wrzuca sie wszystko bez pojecia, glownie dla przestraszenia populacji i ostatnio wygrywania wyborow, mozna byc za wiatrakami do zarowek i rownolegle kupic sobie hummera bo CO2 mniej wydziela niz inny czolg w tej kategorii i tym podobne pierdoly, do tego na fali mozna jeszcze pare lodow ukrecic, sprzedajac zielone podkoszulki z trujacym nadrukiem made in china, byle tanio i duzo, temat w sumie planetarny, ale dziwadlem tylko czesc planety, udaje przejeta na afiszach, reszta orze, jak moze,
OGM, ze klopot? nie wierze, od dziesiecioleci z tym zyjemy, na wlasna prosbe i czasami nawet blogoslawiac, schody pojawiaja sie przy monopolistycznym panowaniu nad np.kontrola materialu siewnego, zreszta juz o tym tu bylo, mnie starcza, jesli malina ma smak maliny, czy innych ust,
czas na tost 🙂
Pamiętam próby wyprodukowania świni z dodatkową parą żeber, żeby było więcej kotletów, taki świński basset nie mogący utrzymać się na nogach 🙁
A Miczurin i tak był niedościgniony 😉
nemo… a Ty w te zagraniczne statystyki wierzysz jak w … no, cokolwiek, co wierzysz? Nie łudz się. Szwajcarskie zegarki tez nawalają.
„Przy interwencji człowieka możliwe jest zmuszenie każdej formy zwierzęcia lub rośliny do znacznie szybszych zmian, w kierunku pożądanym przez człowieka. Dla człowieka otwiera się więc obszerne pole najpożyteczniejszej dlań działalności”
Kto to powiedział?
Iwan Miczurin.
Alicjo,
ja im nie wierzę. Ja im ufam.
Wiara, zaufanie… na to samo wychodzi. Ja tam biorę świat, jaki jest, dlatego drażnia mnie takie „szkiełko i oko”, naukowe rozważania. Do tej pory wychodzę na tym dobrze, bo jak wspomniałam, jeszcze żyję. Jasne, świat można wyżywić, tylko komu się chce. Lepiej na skróty, jak wszystko inne.
Po nas choćby potop.
I ilustracja do:
http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/11.Inspekcja_kopalni.14.03/02.Strategiczne%20slowo.jpg
😉
W kuchni woda na pyzy, idę robić sos pieczarkowy. Czasami bywam dobrą żoną (tym się chlubi), że gotuję, co mąż lubi.
Może zdąży do domu przed następną burzą…
Eee tam .
Ja wam mówię , trzeba żyć jak Amisze i wtedy będzie ekologicznie. Przed chwilą film obejrzałem z niejakim Fordem co trafił na farmę , krowę doił (ręczna robota) a potem jednego wziął i zasypał ekologiczną kukurydzą . Na śmierć ma się rozumieć. Drugiego zastrzelił ze strzelbówki z trzema lufami.
A przypomniała mi się strzelba z trzema lufami.
Do znajomego w Wiedniu w 1988 roku na zaproszenie przyjechał kuzyn z Czechosłowacji Jerzy Różiczka urodzony we Lwowie . Wtedy 75 letni pan. Pierwszy raz od 50 lat przekroczył żelazną kurtynę. Siedzimy przy wigilijnym stole. Karp zjedzony , pierogi z kapustą kończymy. Pan Różiczka zamyślił się głęboko i po chwili bardzo poważnie mówi, że jego marzeniem jest zakup strzelby z trzema lufami, bo on chciałby wrócić do siebie i roz…ć wszystkich komunistów za to co zrobili z jego krajem.
Marku,
mój wuj – myśliwy miał strzelbę trójlufową tzw. drillinga. Ale strzelał z niej tylko do dzików 😉
A ten film znam 😉
Marku,
ja wolę żyć według siebie, bo „żivot je cudo” i jest jedno.
Jak ktoś spragniony przepisów i regułek, i ile czego no to niech ta … zdrowie!
No nie tylko do dzików, bo z innych luf do zajęcy i kuropatw…
Panie Lulku,
ja nadal nie wiem, ile tych orzechów na nalewkę 🙁
A na dworze leje…
.. my tu sobie możemy dywagować ile wlezie, ale kijem Wisły nie zawrócimy.
No tak. To ja wiem, ile orzechów na nalewkę, a nemo nagle nie wie. Przecież wszystko wie.
Sławku,
ta orszada do cocktaili to nie jest syrop migdałowy z dodatkiem wyciągu z kwiatu pomarańczy?
W Hiszpanii jest fajna orszada z migdałów ziemnych tzw. horchata de chufas. Dobrze schłodzona.
Roziczka ekolog,
Alicja 🙁
Nie wiesz, Alicjo.
no jest:
http://fr.wikipedia.org/wiki/Orgeat
ech życie … goni się palaczy bo innych trują (a koncernom tytoniowym to nie przeszkadza bo zarabiają na gumach lub plastrach) … a nikt nie goni tych co mają samochody a one to dopiero trują środowisko … żywność modyfikowana to dymek z papierosa … 😉
Piwa nie pić.
Papierosów nie palić .
Mięsa nie jeść.
Wstawać 5.30
Gimnastykę ćwiczyć.
Pietruszkę i pomidory uprawiać.
Herbaty czarnej nie tykać.
Okonie złapane wypuszczać.
Nie garbić się.
Nie przeklinać.
Za mężatkami się nie oglądać.
Wojtka nie krytykować.
Z byłą dyrekcją było się zgadzać.
O byłej kierowniczce było nic złego nie mówić.
Nie wpraszać się.
Ciastka i cukier znienawidzieć.
O wódce zapomnieć do końca życia.
Do kościoła co niedzielę chodzić.
Z łożka prosto na kolana .
Z kolan prosto do łózka.
Komunistów nienawidzieć.
Od brzydkich rysunków Mleczki głowę odwracać.
Za panienkami się oglądać i nie mieć przy okazji kudłatych myśli.
Wodę oszczędzać.
Światło wyłączać.
Komputera za często nie używać.
Abonament płacić.
Zatykać uszy, piratów nie słuchać.
Do widzenia bardzo.
Podatki płacić.
ZUS kochać jak Ojczyznę.
nemo !
Najprostszy przepis brzmi. Slój 5 litrowy. 1/3 zielonych wloskich orzechów.
Orzechy pokroic w cwiartki lub plasterki. Zalac kremem miodowym, miodem lub zasypac cukrem. Zalac 1/2 litra dobra czysta wódka. Wymieszac. Po kilku dniach uzupelnia spirytusem lub Ansatzkornem. Co jakis czas mieszac. Trzymac pod zamknieciem. Po kilku miesiacach zlac z góry najlepszy trunek. Reszte przecedzic przez geste sitko i odstawic do sedymentacji. Orzechy na kompost.
Nie zlopac. Uzywac do celów leczniczych
Pan Lulek
Ja już dawno mówiłam, że wiem, że nic nie wiem, Sokratesa mam w głębokiej estymie.
Tymczasem następna burza, a obiecałam rodakom, że będzie pięknie. Nic, ino te tam… harakiri albo co. No, pochlastać się, jednym słowem 🙁
Dziewiąta rano, a ciemno jak o piątej nad ranem. Leje i grzmi oraz błyska 😯
Marek….
😉
😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/Przepis%20na%20zycie.html
No to z tego wychodzi, że trzeba się bać gena, chociaż nasz Gieno vel Brzucho by się uśmiał, jak Go znam…
Nadmieniam nieśmiało, że przepis na orzechówkę mam od Pana Lulka, więc jednak wiem, pomimo, że nie wiem.
Tyle, że orzecha włoskiego nie mam 🙁
I w okolicy też nie widzę. O, i spirytusu też tutaj w sklepach nie sprzedają. Przewozić w bagażach z Ojczyzny? Przestępstwo!!! I *nebezpiczno*. Popełniłam… przewiozłam Markową nalewkę, Pyrową, oraz śliwowicę łącką od Mietecki z sąsiedniego blogu, też dość wystrzałową. No ale do trzech razy sztuka, następną razą z kontrabandą mogę wpaść 🙄
hm… nie miało być *rano* o tej dziewiatej, tylko *wieczorem*, a 26 czerwca to jeszcze jasno.
…prawie tak, jak u Pilcha:
„-Szósta rano, czy szósta wieczorem?
-Szósta w południe.”
I to była jedyna poprawna odpowiedz na zadane pytanie 😉
Dzien dobry,
Mnostwo ciekawych rzeczy umyka mi podczaqs moich nieobecnosci. Chociazby dzisiejszy wpis jednorazowca – dr No – wielkiego zwolennika GMO, jak sie domyslam.
dr No miesza wszystko, by pokazac, ze skoro natura pozwala sobie na rozne modyfikacje, to my tez mozemy. Otoz moim skromnym zdaniem mozemy, ale w bardzo ograniczonym zakresie, a do Matki Natury nam tak daleko, ze rownac sie z Nia nie powinnismy.
dr No przytacza przyklad, ze posiadamy w 35 % genom identyczny z osmiornica. I dobrze, skoro Matka Natura tak zdecydowala, najwazniejsze jest by ktorys z naukowcow izynierii genetycznej nie wpadl na pomysl, by to zmienic, np. na 30%, albo na 40% i nie zaczal w tych genach gmerac. To bylaby tragedia.
Kliknalem gdzie nie trzeba i wyslalo mi sie za wczesnie. Tym niemniej, sama hodowla roslin metodami, jak to nazwal dr NO, klasycznymi, nie wzbudza we mnie lekow, natomiast coraz bardziej agresywna ingerencja czlowieka w geny roslin i wszystkich innych zywych organizmow metodami od klasycznych dalekimi powoduje moj coraz to wiekszy niepokoj. Do czego to moze doprowadzic?
… doprowadzi, do czego się sami doprowadzimy, to jasne. Mnie to wcale niepokojem nie napawa, dopóki żyję. Nie mam wyjścia, na moich hektarach mogę tylko tyle sobie wyhodować ( ogórki na drabinie, widział ktoś takie dziwy?!), a po resztę idę do sklepu, jak większość ludzi. I nie wierzę w te wszystkie „naturalnie hodowane” i tak dalej, za które płaci sie więcej, dla kasy nie takie rzeczy robiono, co szkodzi napisać, że….
Wszyscy się przyzwyczajamy do tego i *genetycznie* modyfikujemy się też, jesteśmy wszak częścią Natury. A ta się zmienia w zależności od.
I jak wspomniałam… żyjemy zdrowiej, i dłużej.
nie weszło w nocy, dopiero teraz
No, coż. Jestem ekolog nie ortodoksyjny. Nie używam GMO, bo nie potrzebuję i nie mogę ale się jakoś tego nie boję. Parę lat temu czytałam opinię, ze zywność ekologiczna bedzie stanowila do 15% żywności na rynku między innym z powodu zaporowej ceny. Z kolei producenci (w Polsce) też narzekaja na cenę, ze zbyt niska.
Wszystko to nieco stoi na głowie. Oprócz warzyw kupienie nasion z certyfikatem zakrawa na cud, bo ich po prostu nie ma. Wyjście jest dośc proste: przed siewem należy napisać podanie o dopuszczenie do siewu roślin bez certyfikatu.
Przepraszam, zaraz zasnę.
…no to ja idę dospać. W koncu kiedyś trzeba.
Kamyczek do kamyczka … będą dwa kamyczki.
Niestety wielkiego wyboru człowiek nie ma. Idzie do sklepu i kupuje to co producent z innym wyprodukuje. Kiedyś kupowałem szynkę z indyka do czasu gdy przeczytałem skład. Zawartość mięsa indyczego w produkcie 35%. Niestety takich produktów jest większość. Żywności jest coraz więcej tylko coraz bardziej rozrzedzona. Firmy w pogoni za zyskiem postępują jak lekarze Jacksona.
Pacjent nie wytrzymał . Siła wyższa. Ale jak wyglądał . Na własne życzenie
Alicjo,
sorry, ale w przepisie Pana Lulka w Twoich zbiorach nie ma informacji o ilości orzechów 🙁 Pan Lulek podaje jak zwykle circa about na 5-litrowy słój, a ja próbowałam się dowiedzieć, ile na 0.5l spirytusu. Zamierzam użyć słoika najwyżej jednolitrowego, więc kombinuję, że 1/5 z tego about czyli ze dwie garści orzechów.
Nie zamierzałam podawać w wątpliwość Twojej wiedzy 😉 Dowód na stałość przekonań dałaś już wiele razy i ufasz im niezachwianie, a swojej pamięci jeszcze bardziej 😉
Ja mam gorzej, bo czytam i porównuję i wychodzi mi chaos 🙁
Wiem też, że z Polski wynosi się bardzo ograniczone zaufanie do ludzkiej uczciwości, a do producentów żywności szczególnie. Jednakowoż stosując leninowską zasadę „Dowieriaj no prowieriaj” i żyjąc w generalnie uczciwym społeczeństwie można tej ufności nabrać 😉
Chwilowo nie pada.
chwilowo dzien dobry bardzo,
Misiu 🙂
😆
chwilowo zanosi się na dobre fruwanie 😆
😆
o i Orly sie budza 😀
Podano prognoze pogody na kilka kolejnych dni. Pelna stabilizacja. Przed poludniem slonecznie. Po poludniu burze, wieczorem i w nocy obfite opady.
Tak ma byc przez caly kolejny tydzien. Kopyta wyreperowane. Sztuk dwa.
Do pary.
Szykujemy sie z sasiadem na kolejny upojny wieczór.
Pan Lulek
prócz mnie są tu jeszcze takie dwa bieliki. siedzą na drutach wysokiego napięcia. czekają i wypatrują zaprzyjaźnionego rybaka powracającego z połowów na zalewie. ten dobiwszy do kei trójpalcowo gwiżdże. rzuca rybę na odległość paru metrów. orły krążąc w powietrzu dolatują do rybaka na posiłek.
jak będę miał szczęście to będziecie mieli możliwość obejrzenia tego spektaklu.
a teraz ja idę dawać spektakl w powietrzu i na wodzie
Misiu oo:o5
Ty mi podaj namiary tego kto takich przyjemności zabrania
Nemo,
bierz ze mnie przykład, a unikniesz chaosu, wszystko jest proste jak świński ogon, trzeba stosować madrości ludowe typu – koń ma dużą głowę, to niech myśli, a komputer to baza danych (po co sobie zaśmiecać głowę tzw. useless knowledge).
Troche mnie zabolało, że pominęłaś w mojej charakterystyce kilka wspaniałych cech mojego charakter(k)u, no ale przeżyję, jak trzeba, to trza 🙄
Z tym generalnie uczciwym społeczeństwem to prawie bym się zgodziła, ale jednak człowiek jest dociekliwy i zawsze znajdzie się jakaś wredota, która pyta, jaka jest zawartość cukru w cukrze. Ja bym powiedziała, że nie pamiętam (pamięć mam dobrą, czyli krótką), ale producent musi się tłumaczyć, z tego żyją tzw. newsy, no i świat się kręci, jest się czym podniecać. A przecież zawartość cukru w cukrze każdy zna.
Zdjecia nie oddaja wczorajszego zjawiska, ale bylo piekne.
http://picasaweb.google.com/takrzy/TeczaIZachodSloncaPoBurzy?authkey=Gv1sRgCJGoiZm4sourwwE#slideshow/5351976584088782818
Nowy, rzeczywiscie, piekne zdjecia!
Tutaj znow pada, mzy, dzdzy, kropi.. wszelkie odmiany deszczu, wilgoc w powietrzu. Nic to, musze tak czy siak na miasto jechac.
Alicjo, ty zawsze pieknie spuentujesz, podkreslisz, dodasz cos zwyklego, madrego i znanego, ze tylko moge zazwyczaj przytakiwac.
Kod – magiczny.
I choc pogoda za oknem niekoniecznie ciekawa – nadal parno, mokro i nijako – atmosfa przy stole wspaniala. Gospodrze cudowni, bursztynooki juz nie warczy – jednym slowem ZAZDROSCCIE!!!
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna wedrujaca z Womatem.
super, serdecznosci z Paryzewa z uklonami dla Gospodarzy
Nowy,skąd ta różowość na niebie ? Czy to od słońca,czy jakaś zorza polarna.Ja nie jestem obyta z takimi widokami,więc może moje pytanie jest naiwne,ale co tam..
A nad Zatoką Gdańską pogoda przyzwoita,było sporo słońca i 19 st.C,dziś pierwszy raz włożyłam klapki i jeszcze kupiłam sobie sandały.Może uda mi się w nich trochę pochodzić.
Alicjo i Nemo,każda z Was jest cudowna z osobna,a razem jeszcze bardziej. I tak,jak pisze quelle,można Wam tylko przytakiwać.
Gospodarz każe zazdrościć – to zazdroszczę!
Pojechalisśmy przeglądać nieruchomość . Zielono mi strasznie a drzewostan imponujący. Przed domostwem między innymi dwa olbrzymie klony, pełno bzów, jaśminów, róż, piwonii i wielgachny rododendron.
Nieźle zarośnięte chwastem wszelakim, przerośnięte rabarbary wielkie jak parasole. Krajobraz przepiękny – pogoda jeszcze lepsza.
Na pobliskim polu golfowym poznałem sporo nowych sąsiadów – bardzo serdeczni ludzie. Być może nawet trzeba będzie zostać członkiem klubu. Był tort z truskawkami i kawa. Można było nabierać ile chcąc. Ponadto zastanawiam się, czy nie czas zająć się pszczelarstwem. Był również świeżutki miód zbierany głownie z kwiatów mlecza. Znaczy zbierały pszczoły a ja próbowałem łyżeczką wprost ze słoika.
Uff, jak gorąco.
Po pierwsze primo, komunikat dla morąga u Starej Żaby ,
Twoi z Łodzi mają cesarską pogodę, niebo błękitne i 26C w prawie południe, czyli całkiem niezle, pewnie pobiegają dzisiaj po Toronto (jutro ich przegonie przez historyczne miasto Kingston 😎 ).
Po drugie primo, dziękuję za uznanie Störungsquelle, całkiem niezasłużone, ja zawsze mówię, co myślę, a jak nie… to zmyślę 😉
(„myślę, że zmyślę, na czas” E.S.)
Po trzecie primo – Zwierzątko, nie opowiadaj, czyżby Rudolf się starzał i tracił zęby?! Zazdraszczam, zazdraszczam (nie zawistnie!)… czuję bluesa 😉
ASzyszu zazdraszczam, też nie zawistnie, bo mam podobne Bullerbyn, tylko koni brak i stodoły 🙁
Zaraz Jerzoru młotek w dłoń, niech buduje stodołę. „If you build it, they will come” – jak zbudujesz, to przyjdą…
ASzysz, z tymi pszczołami genialny pomysł. Powaga. A z rabarbaru wychodzi świetny zajzajer. Może nie robi dobrze na nerki, ale raz w roku można sobie pozwolić. I kredy dodać do fermentujacego 😉
O diabli… południe prawie, a ja jeszcze nie zaczęłam sprzątać! Goście ante portas za parę godzin!!!
E…tam… damy radę! Nie takie my ze szwagrem… 😉
Jak mi jeszcze raz word wejdzie w tryby, to mu chyba nogi powyrywam, wiadomo, z czego.
ASzyszu, jeszcze nie jest ze mna tak źle bym kazał zazdrościć swego towarzystwa. To Echidna wpisała korzystając z mego komputera, bo nas odwiedzili Australijczycy. Ja zresztą tez uważam, że było bardzo miło ale tę atmosferę zawdzięczamy gościom z antypodów. Sławek zresztą potwierdza, iż spotkanie z Echidną i Wombatem czyli Wandą i Zbyszkiem to frajda.
Krysytno,
Ta czerwien i rozowsci od zachdzacego slonca. Bylo tuz po bardzo silnej burzy, stalem na waskim skrawku ladu – po jednej stronie ocean (0d poludniowego wschodu) z tecza, ktorej moj aparat nie mogl objac, a z drugiej strony zatoka ze sloncem z trudem przebijacym sie przez chmury – tam czerwienie i trzcina.
Napisałam się, a napisałam. I sama sobie wcięłam, więc nie mam pretensji.
I jeszcze cos niewątpliwie madrego miałam do powiedzenia, ale pamięć mam krótką, więc dobrą;)
Obejrzałam zdjęcia Nowego, i choć to nie to samo, ale tak mi się skojarzyło kolorystycznie. Switem bladym dybałam na takie widoki na takie widoki. Opłacało się chyba;)
A poza tym ta cisza i niezmierny spokój, dopiero jak się gęsi wzbijają w powietrze, słychać łopot skrzydeł. Niezapomniane zjawisko, tylko trzeba wstać świtem bladym, białym ranem…po niebie, po niebie… czarne chmury rozczochrane czesał górski grzebień… No dobra, nie przeginam, z gór to tylko moja Górka 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Sznureczki/Swit_majowy/
O diabli… toż to moje sąsiedztwo! Odkąd pamiętam, zawsze jakieś kłopoty przez tę Nysę. Wylewna taka.
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,6764081,Malopolska__Setki_osob_ewakuowano.html
Żabie Błota do Alicj – komunikat odebrany, komunikat odebrany. Bez odbioru, bez odbioru…
Grappa z sokiem z czarnych porzeczek. To działa. Kowal ante portas. Dołączymy dokumentacje.
Kowal bez portek?!!!!
Jerzor poleciał po trunki, ja do lodówki, a tam nie dość, że kawa Illy, to jeszcze jakaś Nabob 🙄
Grappy nie mamy, a o soku z czarnych porzeczek… byś nie wspominała Żabo, bo tutaj mogę zakupić w polskim sklepie tylko syrop, co to ma tyle cukru w cukrze.
Ale za rok-dwa… ja wam pokażę!!! Na razie zapowiada się tylko kilka na malutkich krzaczkach.
tera ja tu jest pikne w wirtualu i realu 🙂
🙄 dam sie tam zaprosic wraz z Przyjacielem przy najblizszej okazji 🙂
kowal potrzebuje portek, tak, jak okon roweru, ma robic, co do Niego nalezy, dekoracje niech se fundnie pod chojaka, coby rodzina wiedziala, ze rzadki i wazny, reszta i tak juz we, szczegolnie po miesiacu,
Aszyszu domki w kolorach maskujacych, takie Greenberbyn, ale i tak ladnie
Dzisiejszy wiatr nie w sam raz na dechę, arcadiusu. Coś tam niby, ale porywów nie ma, patrzę na klony, czy liście wiewają – nie za bardzo. Morze ma chyba lepiej pod tym względem.
A zaproszenie nieustanne, oczywista oczywistość.
przyznam, nieuwaznie czytalem, ante, to pewnie jakas obelga dla kowala
wialo wysmienicie Alicju. cztery dodziny spedzilem po 1/2 w powietrzu i na wodzie. uzupelniam wlasnie plyny. tylko sie nie 😆 maslanka z czeresniami. a tak w ogole to doslownie padam > i nie jest to skrot Gospadarza
… wyobrażam sobie, arcadiusu 😉
nie dość, ze ante, to jeszcze (bez) portas, a poza tym kowal 😯
Chyba powinnam sie oddalić do zajęć, ale dopiero co sie oderwałam byłam 🙄
Hej, pochodziłam po mokrych górskich halach, pełnych storczyków i wolnych jeszcze od krowich placków, pooddychałam i tak mi było dobrze… Do momentu, aż doszłam do miejsc, gdzie zawsze są prawdziwki i kurki, a tam… powycinane największe świerki i pewnie szlag trafił grzybnie 👿
Eh, szkoda 🙁 Na szczęście są jeszcze inne stare miejsca i do domu wróciliśmy z przygarścią kurek, 14 borowikami (w tym 5 dużych do suszenia) i wielką kanią. Była na kolację, usmażona na masełku, na drugie ryż z sosem kurkowo-prawdziwkowym i sałata. Na deser melon z poziomkami (dzikimi). Do picia białe Yvorne.
Teraz młodzi zmywają, a Osobisty szykuje jakiś film do oglądania. Na dworze dżdżysto.
Geolog znowu przywiózł sieje z jeziora Bielersee.
…zamiast, poczytałam do tyłu.
Ludzie!!! Wstydu nie macie. Kowal moze byc bez potrek, ale musi mieć stosowny ciężki fartuch. O narządki trzeba dbać.
Aszyszu,
śliczne to Twoje Bullerbyn 🙂
Jak tam wczorajsze eksperymenty z pastisem?
Krystyna, 😀 dzięki za komplement 😉
nemo – nie wierz Lulkowi, bo z jego przepisu orzechówki nie da sie pić nawet w kroplach. W prze4pisach jest 6-8 orzechów nqa pół litra wódki 45%. oRZECHÓW SIE NIE ZALEWA SPRITEM. w UB ROKU poprosiłam kuzynkę, żeby ni pokroiła cieniutko, przesypała cukrem i wstawiła słoik do lodówki – jak będzie miała kiedyś wpaść do nas, niech zabierze. Wydawało jej się głupie, że chcę 6 i pokroiła 12. Dostałam ten słoik w połowie września, nalałam wódką i po miesiącu okazało się, że to jest tak mocarne, że nie do użytku. Potraktowałam jako esencję – podzieliłam na 4 części, rozdałam z przykazaniem : tu masz ok 120 ml nastojki orzechowej, dodaj 300 ml wódki, zmieszaj, używaj na lekarstwo albo pod bigos. Daję słowo – z tych 12 orzechów była taka koncentracja goryczek i garbników, że się przełknąć nie dawało.
moze Lulek ma orzechy damskie?
znaczy koncentrat zlego mniejszy
ja tam ufam Pyrze
… ja ufam każdemu.
… to mamy tak samo, do czasu, kiedy sie powie sprawdzam
Naszło mnie na „drożdżowe” obiady : dzisiaj wyszła mi pyszna pizza „ze wszystkim”,l jutro będą pyzy drożdżowe na parze z pieczarkami w śmietanie. Jeżeli mhnie amok drożdżowy do poniedziałku nie opuści, to zrobię racuszki z owocami. Jedno jest pewne – żadnego gotowanego drobiu długo nie ruszę. Ponieważ co drugi dzień gotuję psiakowi skrzydełka, zapach zaczyna przyprawiać mnie o mdłości.
Pyro Młodsza, orzechy zalewa się spirytusem, postoi to sobie 6-9 miesiący i zaczynasz robić orzechówkę. Tą esencją co dostałaś o d kuzynki można było by politurę na meble wykorzystać.
Yurek – tu Pyra z maszyny Młodszej. Nalewki należą do moich rozrywek kulinarnych, a leżakują u mnie wszystkie z wyjątkiem niektórych likierów nastawianych na kawie, herbacie, czekoladzie i innych „suchych”. Właśnie Młodsza dostanie imieninowo nalewkę na owocach dzikiej róży po rocznym pobycie w ciemnicy
UWAGA – za chwilę Piotra i Pawła i musimy jakoś Panów uczcić. Ja mam czym, a Wy?
… ok. Pościeliłam dla znajomych (i wkrótce na pewno moich dozgonnych przyjaciół) morąga na Górce u Maćka – jeszcze nie zadzwonili, ale u nas bardzo wczesny wieczór. Mają czas ludziska, niech się porozglądają, a wyrka lubię przygotować, żeby przy gościach tego nie robić, bo przecież nagadać się trzeba!
Pewnie się zjawią za kilka godzin, dam cynk, morągu.
Podkreślałam, żeby sobie nie robili subiekcji, mogą tu nawet o północy.
Jerzor zakupił skrzynkę piwa 🙄
Kanadyjskiego, a mówiłam, kup trochę polskich, żeby uwierzyli, że u nas w sklepie za rogiem jest, a trochę kanadyjskich różnych. Gadaj chłopu. Dobrze chociaż, że kupił najlepsze kanadyjskie, moosehead. Piwosz wielki się znalazł… dobrze, że zapamiętał, jakie kanadyjskie jest najlepsze (według mnie, oczywiście, bo kto w tym domu pije piwo).
Potwierdzasz to że czas nie ma znaczenia efekt się liczy. Moja zasada dziadka. P i P piwkiem Budweiser.
Cieszyłam się, że Dziecko idzie w kumy i mogę trochę poplotkować na blogu, ale chyba pójdę pod prysznic i pod kołderkę. Pa.
Pyro,
nie bój żaby (zwłaszcza Starej), ja sobie zaraz czegoś… Pawła brakuje na blogu, ale Piotr i owszem. Ciągle wpisuje, po GOSPODARSKU. Kiedyś się chyba odgrażał , że on tego Piotra nie obchodzi (chyba dobrze pamiętam?), ale bo my się przejmujemy takim szczegółem?!
Jak Piotra i Pawła, to Piotra i Pawła! No, jeszcze pół godziny z groszem do tych imienin……
Namęczyłam sie okrutnie przy otwieraniu tej skrzynki piwa, żeby ich kolka sparła, tych mądrych od skrzynek, ale otworzyłam i o waszej północy wzniosłam toast za Piotrów i Pawłów. Jerzor skrzynki nie otwierał, bo poleciał zakupic coś, o czym zapomniał. Chłopy 🙄
Morągu,
Twoi nadali. Będą tu za jakieś 3 godziny. Oczywiście przygody w stylu – dętka pękła. W wypożyczonym samochodzie 🙄
Najważniejsze, że już jadą!
Wszystkim Piotrom i Pawłom wszystkiego najlepszego, a Gospodzarzowi dodatkowo pociechy z blogowiczów
Alicjo, przekażę jutro, znaczy dzisiaj z rana, Morąg z przyległościami nałykawszy się świeżego powietrza padli jak te kawki jeszcze za białego dnia.
Przerobiłam z 10 kg rabarbaru i tyleż truskawek. Rabarbar po wycukrzeniu do torebek i do zamrażarki truskawki głównie na konfitury.
Kowal był, będą zdjęcia, żeby nie było, że mi się zwiduje. Poza tym mam świadków. Chociaż co wart świadek w dzisiejszych czasach?
Co Wy macie za kalendarze? 😯 Na moim Piotra i Pawła jest w poniedziałek, 29 czerwca 😎 Czy u mnie Ziemia wolniej się kręci? 😯
Pyro,
dzięki za ostrzeżenie w sprawie orzechów. Jeszcze niczym nie zalałam, ale już zerwałam z drzewa – 10 sztuk. Jaki one mają wspaniały zapach 😯 Skonsultowałam moją Chemię praktyczną i tam jest nalewka wytrawna (20dkg orzechów zalać 1l wódki 45 proc. i 0,1l spirytusu na 4 miesiące. Po tym czasie rozcieńczyć syropem z 0,1l wody i 10dkg cukru. Pić nie wcześniej, niż po pół roku.
W drugim przepisie – na likier – należy 50 dkg orzechów zalać 1l spirytusu i 0,25l wody, dodać goździki, gorzkie migdały i cynamon i odstawić na 2 tygodnie. Rozcieńczyć syropem z 0,25 l wody i 50dkg cukru.
Z tego wszystkiego wykombinuję coś rano, ale cukier zastąpię miodem 😎
Ja tego Jerzora kiedyś zamorduję tępym nożem, żeby dłużej cierpiał. Niektóre małżeńskie rozmowy powinny być nagrywane dla potomności, niestety teraz nie uda mi się tego odtworzyć, ale kabaret przy tym siada.
Mówię chłopu, wszystko zrobione, goście za mniej wiecej godzinę, co mam włożyc na się.
A chłop – no, przygotuj ten półmisek jadła.
cdn,
idę ten półmisek, znowu usłyszałam – półmisek!!! Cholera, idę całego miska, a co!
nemo,
wszystko sie zgadza, oprócz weekendu. Kto będzie obchodził Piotra i Pawła w poniedziałek, niewiele osób na to może sobie pozwolić. Lecę ten półmisek.
Dzien dobry,
A ja chyba zaloze Blogowe Towarzystwo Obrony i Wsparcia Gnebionego Jerzora. Boze, co za baba mu sie trafila!
Od dawna sledze cierpienia tego czlowieka, a to, ze chrapie, a to ze trzeba go chorego z lozka wykopac, albo go po piwo wyslac, a on i tak kupi nie takie jak trzeba, a teraz go jeszcze tepym nozem chce mordowac, zeby, babsztyl nie kryje, cierpial wiecej! Nawet polmiska chlop doprosic sie nie moze, bo babie kiecki w glowie. A co On na posyki, czy co?
Jerzor, nie daj sie, my tu z Toba! Byle do Zjazdu!
Półmisek gotowy od dawna, gości jeszcze nie ma, ale mówiłam – kiedy przyjedziecie, wtedy będziecie. Założę sie, że oni się denerwują, że jak to tak o północy (albo przed) wpadać do nieznajomych ludzi.
No przecież to chyba normalka?! I niech sobie nie myślą, że zaraz w kimono, nocne Polaków rozmowy obowiazują! 😎
Sprawozdam.
Nowy… no nic nie poradzę, wredota jestem i już. Aha – wypraszam sobie tylko te kiecki, bo mam chyba zaledwie 5, z czego 4 sama sobie uszyłam względnie zrobiłam na drutach.
A żebyś wiedział, jak się Jerzoru podoba to dręczenie go przeze mnie… masochista czy co?! 🙂
Goscie są, morągu!
No, skoro on to lubi, to odpuszczam. Ale czujne oko pozostawiam. na wszelki wypadek.
A co do kiecek to masz ich i tak wiecej niz ja mialem w zyciu garniturow, bo bylo ich dwa – do Komunii Pierwszej, z krotkimi spodenkami to jeden, do obrony dyplomu, a po przenicowniu tegoz – do slubu, to drugi.
Masz gosci, pogadamy kiedys.
http://www.youtube.com/watch?v=HFVM5pVTwkM
Piotra i Pawła dopiero jutro! A moje imieniny obchodziliśmy (ście) w maju razem z urodzinami.Tak zadecydowała dość dawno temu moja Mama zajrzawszy do kalendarza po urodzeniu jedynaka. Miała do wyboru – Piotra lub Mikołaja. I wybrała. I dla mnie to dość świętowania, a poniedziałek to dzień ciężkiej pracy.
Goście poszli spać. Młodemu oczka kleiły się, ale dosiedział godziwej godziny. Nie mógł się nawypowiadać, bo przecież Jerzoru gęba się nie zamykała. Ale po kolei poszli – Jerzor po Młodym, a ja z Pawłem jeszcze chętnie pogadalibyśmy dłużej, ale przeciez kiedyś spać muszą. Stosowne fotki są, gospodyni tez musi sie wyspać, bo rano chłopakom trzeba zrobić śniadanie, a potem przegonimy ich po Kingston.
p.s.
Goście sie nam bardzo spodobali, Dorotolu, mam nadzieję, że na odwyrtkę, jakby co podsyłaj takich 😉
Idę spać !
Doczytałam.
Nowy, takie widoki u Ciebie to permanencja, czy od święta? Człowiek jest na coś takiego za mały.
ASzyszu, toś Ty teraz włościanin 😀 Każda Twoja literka uśmiecha się do tego miejsca 😀 Ja też 😀
Stara Żabo, pozdrowienia dla kowali (i pomocnika). Kiedy przyjeżdża następny?
Jest na świecie sprawiedliwość, nierychliwa, ale jest. Dwie firanki powędrowały wczoraj w trybie nagłym z okien na czereśnię 🙁 Podzieliliśmy los sąsiadów 🙁
Nowy,
mężowie są jak linoleum. Przy odpowiedniej pielęgnacji można po nich deptać przez długie lata 😎
Orzechy, 6 sztuk, zalałam zawartością pół butelki spirytusu + drugie tyle wody i postawiłam na słońcu. Osobisty nie pozwolił „marnować” wódki 🙄 Bo kto to będzie pił?!
chmury przybyłe z lądu nad zatokę pomorską zabarwiły kosmos na mleczno szaro. chwilami poprzez dym pary występy daje święcąca planeta. tu aura zmienia się z minuty na minutę. unoszące się tuz nad głowami obłoki przyniosły wilgotne powietrze. na spacerze krople deszczu zebrały się na mojej bujnej czuprynie i ciuchach.
mimo wszystko nie trące nadziei na dzisiejszą porcje wiatru przydatnego do wiadomych celów 😆
dzięki odpowiedniej pielęgnacji płeć słabsza jaka my właśnie jesteśmy, kończy żywot na plancie o osiem lat szybciej od kobiet. to skutek dreptania po nas jak po linolełonie 😉
Zgadza się – włościanin.
Nie mylić z włosieniem….
to w przyszłym roku zjazd u Andrzeja Sz. … 🙂 miłej niedzieli … 😀
Tak wygląda to deptanie – panowie śpią, a ja deptam, ostatnia z pokładu, pierwsza na, jak sie obudzą, trzeba nakarmić, kobieta by sobie poszła do lodówki i coś skubnęła, ale mężczyzna nie, trzeba mu pod nos podstawić (to nie o moich Gościach, tylko generalnie).
Zliczyłam sukienki. Mam tylko trzy 🙁
Jedną zrobiłam na drutach, drugą kupiłam wielkim przypadkiem za 10$ na jakiejś wyprzedaży (przypadkiem, bo nie chodzę po sklepach), trzecią, tą co mam na sobie, kupiłam na pamiątkę pobytu w Kruger Park. Jest zresztą piękna i miała wypisane na sobie moje imię.
Hm. Garnitury to nie to samo, co sukienka. Garnitur to brzmi jak suknia, a suknia to co innego, wielka gala, jakieś tam balety sylwestrowe albo ślubne.
Ubrałam się w afrykańską dzisiaj, a co. Pogoda cesarska. Po co Goście nastawili budzik na 8 rano nie wiem, no ale to neurochirurdzy, to może tak mają? 🙄
Nadrabia deszczowe opóznienia. Nie leje ale równo pada.
Pomysl kolejnego Zjazdu na nowych terenach znakomity. Na obecnym Zjezdzie kazdy wezmie jednego konia pod wierzch drugiego pod zapasy i trzeciego luzaka. Tylko jaka wybrac droge. Poprzez Finlandie, przez Zwiazek Radziecki czy na skróty. Jeszcze czas ale myslec mozna.
Pan Lulek
Ależ, Panie Lulku – na skróty oczywiscie, też się jest nad czym zastanawiać 🙄
Ciekawa jestem, na którą ósmą rano Goście nastawili ten budzik… może na ósmą w południe?
Póki co, śpią smacznie. I niech odpoczną przed trudami.
Morąg… ten Młody to stanowczo za młodo wygląda na świeżo upieczonego dr. nauk 😯
Matura – to bym uwierzyła. Rówieśnik naszego Maćka.
Ptaszki śpiewają, niebo niebieskie, mają cesarską pogodę, jak obiecałam. Ale u nas prawie zawsze to się sprawdza.
Panie Lulek,
Najlepiej tak jak ten Czarnecki – rzucić się przez morze.
O diabli… ponieważ panowie śpią (nie deptam), zajrzałam na wiadomości. A mówiłam, żeby nie?!
„Nysa Kłodzka wypływa z nyskiego zbiornika” – taki podpis pod zdjęciem z GW. Aha, to teraz wiem, skąd wypływa Nysa.
… i jeszcze jedno… Nysa Kłodzka zagraża Lewinowi Brzeskiemu, czy Lewinowi Kłodzkiemu?
Ja tam się nie znam…. tylko pytam.
Panowie nadal śpią, a ja deptam przed maszyną.
Alicjo 😯
Nysa Kłodzka przepływa przez Międzylesie, Bystrzycę, Kłodzko,Twój ukochany Paczków, Otmuchów, Nysę, Lewin Brzeski i Skorogoszcz. Wpada do Odry pod Brzegiem (Rybna). Jak już wpłynie do Jeziora Otmuchowskiego, to i wypłynie 😎
… aby wpłynąć do jeziora Nyskiego i… wypłynąć 😉
Cwana ta Nysa….
Skro też Skorogoszczy to Lewinowi Brzeskiemu.
Miało być: Skoro też w ….
Lewin Kłodzki leży nad rzeczką Bystrą, dopływem czeskiej Metui, która jest dopływem Łaby.
Lewin Kłodzki leży na południowy zachód od Gór Bystrzyckich, które stanowią wododział między zlewiskami Morza Północnego (Łaba) i Bałtyckiego (Odra)
Moja rodzina w Polanicy ma wodę w piwnicy 🙁 ale to jest nic w porównaniu z pamiętną powodzią w 1997, początkiem w Sudetach i naszymi przeżyciami w Międzygórzu i Kotlinie Kłodzkiej…
Dzisiaj w karcie hydrologia gotowana jak widzę 😉
To ja proponuję suchy prowiant na kolację.
tez bym gdzies wplynal,
poki co po targu:l
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/PoTargu#
Helena by docenila
Sławuś,
Ja ma w pracy kolegę, na imię ma Leif. Zdrobniale; Leffe – tak wszyscy na niego mówią. Ciekaw jeste czy doceni?
m
O tej porze bardzo doceniam jadalne, pitne trochę później 🙂
W mojej okolicy odbywa się właśnie Trucker & Country Festival czyli zjazd ciężarówek z całej Helwecji, a nawet zagranicy, widziałam kilka ze Szwecji 😎 Tysiące wielbicieli muzyki kowbojskiej i sami highway-kowboje zaludniają stare lotnisko wojskowe, a nad okolicą unosi się dymek znad grilla, aromat piwa i setek przenośnych toalet. Odbyliśmy 20-kilometrową przejażdżkę rowerem po obozowisku i widzieliśmy seksownie ubrane piękne panienki nakłaniające na 3-letni kurs dla kierowców ciężarówek. Geolog podsłuchał, że między sobą mówiły po polsku 😎
Na obiad była zupa jarzynowa z botwinką i drobno pokrojoną gotowaną szynką oraz suflet malinowo-porzeczkowy, na kolację będą młode ziemniaki, łosoś wędzony, tatar ze śledzia i serek z rzodkiewką i cebulką. Na razie odpoczywamy od upału (nagłego 😯 ) a młodzi poszli popływać w jeziorze.
Jesli ktos ma, jak ja, dobra Kolezanke we Francji, to w skrzynce pocztowej moze znalez czasami takie przesylki.
http://picasaweb.google.com/takrzy/Wino?authkey=Gv1sRgCLXS0MLwk9SfFw#slideshow/5352392968181377490
Alina, dziekuje bardzo.
Haneczko,
takie widoki nie sa codziennie, zwlaszcza tecza. Wtedy bylo po burzy.
nemo,
jako lineleum zostalem zdyskwalifikowany. Albo pielegnacja slaba, albo material kiepski, produkcyjny niewypal.
Nowy – nie mam koleżanki we Francji – mam Kolegę. Też się wywiązuje. A jeden z deski też hojny się okazał.
Nowy, Pinot wypij, temu drugiemu daj rok, albo dwa, ja tam mam kumpla w Senegalu
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Takietam02#5352424518011056546
Alicja wie na pewno, co to jest
pozdro dla wszystkich lino swiata
na tym targu nabylem tez takie cos:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Encornet#5352428819503856690
do tego czarnego makaronu, co mi sie go nieco ostalo, wykonam powtorke
slawek,
Pinot oczywiscie wypije przy jakies bliskiej okazji, a to drugie bedzie pewnie lezalo dluzej niz 2 – 3 lata.
Mam pytanie do 19:21 – czy Ty bedziesz to jadl? brrr…..
z duza przyjemnoscia, brrrr…
takie zboczenie, nawet kiedys pokazalem, jak to wyglada: http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Czarny#
zapewniam, ze nietrujace
Te zdjecia juz widzialem, ale nie myslalem, ze czesc „miesna” to wlasnie to, brrr…. Moze tez nie doczytalem dokladnie.
Ale mna wstrzasa, chyba czerwone zaczne dzisiaj wczesniej, jeszcze tylko musze wymienic olej w samochodzie i w nim posprzatac.
rzeczywiscie Cie wstrzaslo, zeby w oleju sprzatac 🙂
Nowy, 😀
Nie wiesz, jakie to dobre, ten potwór na obrazku 😉
Zrobiłam sobie deser: lody waniliowe, a na to banan w plasterkach. I przypomniały mi się lata 70-te, Frankfurt nad Odrą i lodziarnia serwująca ten specjał… Nigdzie nie było bananów, a tam były 😎
Dobry wieczór!
Wiatru brak, wilgotność 80% and up, na jutro deszcz zapowiadają i ciepło. Trawa rośnie.
Rolnikowi nigdy nie dogodzi, teraz by się trochę suchszych dni przydało na siano.
Z czekania na kowala przerzuciłam się na czekanie na weterynarza. Ma zaszczepić psy i kucyka, który wyjeżdża do stolicy odwrotnym kursem z panem Kowalem. Mial byc w środę, potem w czwartek, dzisiaj obiecał na poniedziałek wieczorem. Jeżeli mu wczesniej przypomnę.
Królik Dagny miał dzisiaj skracane dolne ząbki. Jeszcze ma mieć górne, ale to wymaga znieczulenia a to z kolei wczesniejszej trzydniowej diety na suchym żarciu. Strasznie mały ten królik…
Banan w plasterkach polany syropem rabarbarowym. To jest to. Lody do tego oczywiście wskazane.
Ja się skaleczę! Dzień się skraca. Czas zasuwa jak oszalały. Smętne refleksje mnie nachodzą.
Idę do koni.
Nie było prościej dawać królikowi gałązki do obgryzania? Teraz pewnie za późno i trzeba biedaka męczyć 🙁
U mnie mają być upały do +32 i popołudniowe burze, przez cały tydzień 😯 Może grzyby się rzucą…
Zebrałam pierwszych 10 ogórków, trochę mało na małosolne, chyba zjemy w mizerii.
A kto królikom tak ogólnie skraca zęby?
I wszystkie znieczula? 😯
Żabo,
mija czerwiec – rok z głowy 🙁
slawek,
ale plama, moze chociaz Pyra tego nie bedzie czytala.
nemo,
ja wierze, tylko ja sie do tego nie moge przekonac. Kulinarny beton i koniec.
mt7,
normalny królik na wolności sam zużywa zęby, dlatego mu ciągle rosną. W niewoli powinien mieć okazję przynajmniej ogryzania kawałków drewna, choćby mebli 🙄
Nie mój królik, ale podobno gałązek nie chce. To taki york króliczy. Yorkom też trzeba wyrywać zęby mleczne, bo same nie wypadają jak normalnym psom. Chyba nie wszystkie? Znaczy może tylko kły?
Nowy, pewnie masz automatic, ale jak Ci powiem wrzuc na luz, to i tak zatrybisz, Pyra z pewnoscia przeczyta i Cie przytuli na odleglosc, to zyje i radosci dostarcza, ja tam lubie
dobije Twoj beton serkiem, com go byl nabyl przy okazji:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Serek#5352471274488260882
mozzarella wedzona, sprzedawca mowil o tym, ze to wloskie jaja
dalej nie wiem na co lapiesz z tych skalek?
zabawnie z tym krolikiem, chcialem dzis nabyc, ale jakis wlasnie taki maly byl, trzebaby bylo dwa na obiad no i odpuscilem w zeby nie patrzac, ale tez nikt mi darowac go nie chcial
Ło matko, co oni tym zwierzątkom narobili 😯 Ci hodowcy zakichani 🙄
Czyżby to był prawdziwy królik miniaturowy? Większość znanych mi osobników kupionych jako miniaturki powyrastała na niezłe okazy 😉
Scamorza affumicata – bardzo lubię! U mnie to też sprzedają. Podobna do mozzarelli i provolone. Technologicznie.
Miałam kiedyś takiego zwykłego królika w Warszawie. Właściwie to była królica. Niezwykle sympatyczna i schludna jak kot. Była czarna z białymi przednimi łapkami. Moja Mama mówiła, że to gwiazda filmowa Anastazja Selskin, prawdziwe imię Weronka Czarniuk. Gryzła grzbiety niżej stojących książek i przegryzła kabel od anteny telewizyjnej. Wojownicza też była bardzo – atakowała szczotke do zamiatania, a jak przyszedł jakiś obcy pies to stawała na tylne łapki i prała go po pysku ile wlazło. Z moim psem jakoś żyli w zgodzie. Lubiła się wylegiwać na łóżkach, najchętniej kładła się koło mojego brata jak coś czytał, rozciągała się na całą długość i trzeba ją było od czasu do czasu pogłaskać.
A to całkiem jak nasz cyprysik miniaturowy, wysoki dziś na chłopa 😆
No żeby królikom i yorkom zęby tentegować 😯 Czy nam aby nie odbiło 😯
jeszcze tylko Nowego trzeba przekonac do takich innych niz schabowy:)
Królik autentyczna miniatura i taki ma łeb kosmaty jak lew grzywe, że uszek nie widać. Wygląda jak wkurwiony Szopen – to z jakiegoś kabaretu – opis lwa: „konia znasz? No, to taki koń tylko ma grzywę jak wkurwiony Szopen…”
Żabo, 😆 to była klasyczna fryzura polskich pianistów 😉
A te króliki to podobno strzyc trzeba od czasu do czasu (te długowłose) i czesać.
i pewnie dlatego siedzi pod tym krzywym drzewkiem, coby wiatr mu klafiury nie zeszpecil?
krolik, co mu uszu nie widac? pierwsze slysze, moze wlasnie to go wkurwia?
i nie mysli o zebach w kontekscie meblowym
Zaraz zrobię zdjęcie żeberek alla Polaca i puszczę przez Alicję do wglądu, co by unaocznić czym różni się żeberko krajowe od szwedzkiego albo innego amerykańskiego i to bez kości jeszcze.
Nemo, on ma tylko taką czuprynę na łepetynie a dalej jest normalny. I przez to wygląda jakby miał grzywę
Żabo, czy on chociaż rusza nosem? Ten królik?
Ze strony królicy Kropki
„… miniatury występują w wielu odmianach barwnych – od śnieżnobiałych do kruczoczarnych, włos może być króciótki jak u reksa ale też i długi jak u angorki, grzywiaste formy króliczków noszą miano „lewków”, są też trojkolorowe „japończyki”.
Chyba już rusza, bo wcześniej to mu ząb przeszkadzał. Wyrósł mu aż do noska, jeden bardziej niż drugi. Musiał mieć upiłowane specjalną maszynką, no taką kątówką z tarczką do miniaturowych króliczków.
ciekawym ile bierze taki weterynarz- slusarz
moze hodowla krolika dlugozebnego z dolu+opcja pilowania okaze sie zupelnie intratna, tym bardziej, ze fabryki mebli jakos cienko przeda, kolor reksa obojetny, byle czek mial pokrycie
Dobry wieczor, troche pozno sie wlaczam ale czytam Was z uwaga i przyjemnoscia. Nemo robi nalewke orzechowa i przypomnialo mi sie, ze sasiadka w Alzacji co roku przygotowywala ten napoj, ktorym nas kilka razy poczestowala. Mowila, ze jest doskonaly na trawienie. Zadzwonilam do niej dzisiaj pytajac o proporcjei ze smutkiem stwierdzilam, ze biedna traci pamiec ( 87 lat ). Poszukam jutro jakiegos alzackiego przepisu to porownamy z tym od pana Lulka.
Jak znam życie Sławek siedzi robi podatki. Rudemu trzeba przywiżć pocięgla.
U Pana Lulka leje, znaczy równo pada, a u nasz w Warszawie piękna pogoda.
A poza tym to same gwiazdy.
I laski.
Dużo lasek.
Bardzo dużo lasek.
http://www.obrazky.pl/obrazky/simba-779-OBRAZKY.PL.jpg 🙂
Może byc jeszcze tak:
http://ciciuch.republika.pl/happy.html
Ale zębate nie są.
slawek,
bardzo mnie pocieszyles 22:25, teraz czekam tylko na pyrowskie przytulanki,
a przekonac do innych niz schabowe……… moze, w koncu nie takie betony rozbijali. To po przyrzadzeniu z zielenina i warzywami wygladalo dobrze.
Kiedys, jedna z kobiet mego zycia wiedziala, ze ja zadnych mozkow, ozorkow, zoladkow, cynaderek i innych takich do geby nie wezme za nic. Uwziela sie, jak to baba i zrobila jakies ozorki w galarecie.
Co to? – pytam podejrzewajac najgorsze.
„To cielecinka w galarecie” – klamie jak z nut, bez zajakniecia. Ja, naiwny i latwowierny, zabralem sie do jedzenia i zjadlem tego nawet sporo. Dopiero po jakims czasie przyznala sie do oszustwa. Od tamtej pory wszystko sprawdzam ze zdwojona uwaga, zeby sie znowu na cos nie nadziac, ale moze do jakis morskich stworzen dalbym sie latwiej namowic, by chociaz sprobowac.
A dziś na skwerku grał Tomasz Stańko. Jak zdążę to pokażę.
Kilka minut temu zacął sie nowy dzień. A wroz z tym nowym dniem zacęły sie imieniny blogowego Gazdy. No to zdrowie Pona Pietra!!!! 😀
Owczarku, Gazda się dzisiaj zaklinał, ze już imieniny miał w tym roku w maju. I rzeczywiście, sama mu wtedy życzyłam a teraz z podpuszczenia jeszcze raz. Ale to chyba nie zaszkodzi?
Fotografie żeberek w różnych pozycjach wysłane do Alicji. Pozostaje czekać na link 🙂
Sławku, weterynarz wziął za piłowanie dolnych ząbków bez znieczulenia (do górnych konieczne) 10 PLN. Może po znajomości?
Za piłowanie zębów koniowi płaci się stówę, albo coś około. Kiedyś był do tego taki pilnik na długiej rączce a teraz jest przystawka do wiertarki. Sama ta przystawka, bardzo skuteczna, kosztuje majątek.
Krowom się nie piłuje, bo nie dość, ze im nie rosną, to jeszcze nie mają siekaczy w górnej szczęce.
Matko, Stara Żabciu, co Ty za horrory opowiadsz?
Spać nie będę mogła.
Kuniom też? Przystawką do wiertarki? I za co?
Dzikim nikto nie piłuje i nie rosną im kły.
Idę stąd, bo bezsenności się nabawię. 😉
Witam, jestem w Berlinie, wpadlam na ostatnie wpisy
jutro mt7 zobaczysz jak sie piluje kopyta konskie, gdyz ten kowal Ewy to zaden kowal to taki specjalista od konskich kopytek, po szkolach w Norwegii, autor niewydanej ksiazki a my tu myslimy Zaba czeka na kowala a kowal pewnie zalal szyje i nie moze dotrzec. Ten kowalski zakliniacz koni podjechal nie przyczepka ale samochodem z eleganckimi dwoma przedzialami dla koni i dwojka praktykantoworaz byl uprzejmy zarowno do ludzi jak i do zwierzat.
a to jest wlasnie biedaczyna Einstein
http://picasaweb.google.de/dorotadaga/Zwierzaki#
morągu…
Pawły-Maćki zostali na następną noc, jutro już poważnie jadą dalej, Ottawa i te rzeczy, a potem Montreale. No ale przepuściliśmy ich przez historyczne miasto Kingston, i w ogóle ich przepuściliśmy przez młyn Kingston , będą na zdjęciach (mam pozwolenie na publikację, a niech spróbuja zaprzeć sie, stosowne fotki są!. Ale chyba im się podobało, skoro zostali 😉
Fajni goście – polegam na tym, że jak nam kogoś ktoś podsyła gości, to wiadomo, ze znajdziemy wspólny język, zawsze się sprawdza.
OK… zdaje się, że panowie poszli spać, łazienka wolna. no to ja też lecę.
Owczarku,
takze zarówno Pawła, właśnie chrapie u nas na Górce, oraz Pietra wiadomo, skąd.
Zdrowie Piotrów i Pawłów. O! żubrówki nalałam sobie kapkę na ten toast!
Zaraz bedzie nowy bwpis pewnie. Przejrzałem z grubsza i widzę wielkie kręcenie się w kółko. Wiekszość dydkutantów powtarza te same argumentu nie zwracając uwagi na argumenty przeciwne.
Doktor No ignoruje sprawy uzaleznienia od koncernów i starty rolników certyfikowanych, gdy w pobliżu pojawią się uprawy genetycznie modyfikowane.
Nemo upiera się, że nie ma związku pomiędzy produkcją GMO a zmniejszeniem się klęski głodu w Azji i nie tylko. Nemo, spróbuj odszukać dane na temat ofiar głodu w Azji obecnie i 60 lat temu mniej więcej. Oczywiście trzeba prześledzić dane z kolejnych dziesięciu lat przynajmniej i jeszcze ocenić ich wiarygodność.