Na pułtuskim bruku
Relacja z Pułtuska wzbudziła fajną wymianę zdań. Pyra na przykład woli anonimowość w wielkim mieście niż życie pośród ziomków z miasteczka parotysięcznego. Sądzi, ze unika w ten sposób sąsiedzkich złych spojrzeń, ocen i takichże plotek. Sądzę, iż jest w błędzie. Złych oczu i niesympatycznych sądów nikt nie uniknie nawet ukrywając się na Osiedlu Tysiąclecia.
Arek natomiast woli hałas Berlina niż harmider pułtuski. A ja lubię i to, i to. Tyle, że w Pułtusku bardziej czuję się u siebie. Oczywiście rozumiem Nemo, że inaczej żyje się pod Pułtuskiem gdzie tylko (prawie codziennie) bywam, niż gdybym miał tu mieć dom na stałe. Choć – sądząc po pułtuskich znajomych – pewnie dał bym sobie tu radę. I jeszcze słowo o zwrocie: „Zobaczyć Neapol (u Arka Pułtusk) i umrzeć”. Wszyscy są przekonani, że chodzi tu o nadzwyczajny urok Neapolu, którego zaznawszy można już kończyć życie. Tymczasem porzekadło owo powstało z powodu niezwykłego smrodu panujące w tym mieście w Kampanii, w którym przed kilkuset laty rynsztoki zapełnione były odchodami i gnijącymi odpadkami. Przyjezdni więc nie byli w stanie wytrzymać fetoru i ginęli jak muchy. Ostatnio, dzięki działalności camorry, sytuacja się powtarza.
Nawiasem mówiąc władze pułtuskie przewidziały krytykę obywatela Berlina i rozpoczęły gruntowną przebudowę ulic prowadzących z Warszawy do Ostrołęki przez centrum Pułtuska oraz parę innych też. Lato więc mamy z głowy. Chyba że będziemy jeździć na zakupy rowerami (w kaskach) co nie jest niemożliwe.
Do sklepów z odzieżą nie chodzę więc nie mogę zaspokoić ciekawości pytającej o to Danuśki. Znam natomiast miejscowe restauracje i zdam (w tym tekście) relację z wizyty w Zamku, bo tam właśnie wybieramy się na sobotni obiad po dyżurze w księgarni.
Już sobotnie popołudnie. W ciągu dnia padało a teraz – co za złośliwość losu – wylazło słoneczko. Mimo kapania z nieba gości w księgarni było sporo. Podpisaliśmy jeden egzemplarz „Kuchni żydowskiej wg. Rebeki Wolff”, jeden „Rodaku czy ci nie żal” i chyba dziesięć „Wędrówek po stołach Europy”. Część odwiedzających ograniczyła się do rozmów (bardzo miłych i często ciekawych) oraz konsumpcji rożków z konfiturą, które upiekliśmy poprzedniego dnia wieczorem.Większość wizyt spowodowana była felietonem red. Dzierżanowskiej w „Tygodniku Pułtuskim”, która opisała naszą książkę i niezbyt udane spotkanie z ubiegłego tygodnia. Prasa regionalna to potęga! Podobne wizyty w księgarniach odbędziemy w następne soboty – w Wyszkowie i później w Serocku. Pani Monika Biernat (właścicielka księgarni na pułtuskim Rynku) ma bowiem swoje placówki i w tych miasteczkach.
Cztery godziny w księgarni nie zmęczyły nas lecz zdążyliśmy przez ten czas zapomnieć o śniadaniu i nabraliśmy apetytu na wczesny obiad. Już przed 15 rozsiedliśmy się przy stole w jednej z zamkowych restauracji – „Turkusowej”. Dotarliśmy tam z pewnymi kłopotami ponieważ kelnerska praktykantka przegoniła nas po schodach rza w górę, raz w dół zanim wskazała właściwą salę. Oba lokale bowiem „Turkusowa” i „Karmazynowa” miały gości (chyba ze trzystu), którzy w zamku biskupim spędzali kilkudniowy Zjazd Anestezjologów. Uznaliśmy to za dobry znak: w razie czego opieka lekarska i wybudzanie zapewnione. Na szczęście okazało się to niepotrzebne.
Gdy tylko zasiedliśmy za stołem ze świecznikami, śnieżnie białym obrusem i eleganckimi sztućcami dostaliśmy dwa malutkie kieliszki z rubinowym płynem. – To nalewka, która państwa wzmocni po tej niepotrzebnej bieganinie po schodach – wyjaśniła kelnerka przepraszając nas za nieporozumienie. I poczuliśmy się miło.
Z bogatej karty wybraliśmy dwie gorące przekąski, bo dzień był dżdżysty i zimny: kołduny gotowane w rosole i podsmażone na maśle oraz blin żmudzki czyli placek kartoflany z borowikami w śmietanie. I jedno, i drugie świetne.
Odsmażane kołduny
Zupy odpuściliśmy, bo znamy tę zamkową kuchnię i wielkość podawanych tu dań. Baliśmy się więc, że nie damy rady trzem daniom a koniecznie chcieliśmy zjeść i deser.
Blin żmudzki z prawdziwkami
Zamówiliśmy więc jesiotra w sosie koperkowym z warzywami gotowanymi na parze oraz pieczeń królewską z jelenia w sosie śmietanowym z buraczkami i pyzami. Ryba była daniem delikatesowym. Miała chrupiącą skórkę mimo, że była polana sosem. Jeleń – kruchy i aromatyczny dzięki doskonałej marynacie. A pyzy okazały się śląskimi lub jak to się nazywa w naszej kuchni dziadowskimi kluskami co było znacznie lepsze niż prawdziwe robione z ziemniaków.
Jesiotr w sosie koperkowym
Jeleń po królewsku z buraczkami
A na deser, bo jednak daliśmy mu radę, były pierożki lemieszki. Czyli pierogi w maki gryczanej faszerowane białym serem z orzechami w miodowym sosie. Pycha nad pychami.
I mimo niemałego rachunku, bo restauracje w pułtuskim zamku należą do lokali drogich, zachęcamy wędrowców do wizyt za tutejszym stołem. Przecież nie trzeba stołować się w „Turkusowej” przez całe wakacje. Ale zjeść coś tak pysznego co jakiś czas należy. Zwłaszcza jeśli się jest prawdziwym smakoszem.
Komentarze
Bardzo apetyczne dania, zwłaszcza te kołduny. I na czystych, nie popstrzonych suszonym koperkiem talerzach. Kucharz mógłby się jeszcze wykazać fantazją przy dekoracji, bo liść tej samej sałaty plus dwie ósemki pomidora na czterech różnych potrawach to trochę nudne 🙄
Panie Lulku,
piękny opis żeglarskiego dnia, ale po tym przygotowaniu artyleryjskim oczekiwałam jakiegoś dramatu, akcji ratunkowej albo chociaż pań w toplessie 😉
U mnie od rana pogoda cesarska, jak zwykle po świętach, no i dalszy ciąg suszy 🙁
Alicjo, podeślij trochę deszczu.
ff88
Witam, witam, znowu wszyscy śpią? Jak nie ma co zgadywać, to nikt się nie śpieszy.
A ja znowu spóźniona, jeszcze doczytam co się wczoraj wieczorem pojawiło
Panie Piotrze, w którą sobotę Pan będzie w Wyszkowie, w której księgarni i o której?
Na jachcie bylo zdaniem niektórych nudno. Bez toplessów. A niech tam.
Dzien zaczal sie jak na razie pomyslnie. W banku skorygowalem niektóre dane dotyczace osoby mojego syna. Teraz moge spokojnie schodzic bez narazania familii na bankructwo. Pan Doktór pobral piec róznych próbek krwi na badania. Rozumiecie, rozwiniete stadium przygotowan do operacji.
Najlepsza jednak wiadomosc. W Poczcie Butelkowej wyladowala zdrowa flasza. Djabelska Truciznna. Z trudem uratowana ze spotkania mlodej kadry lekarskiej. Nikt nie zszedl. Jakosc gwarantowana.
Teraz jade na Wegry w poszukiwaniu Czerwonego Kapturka
Pan Lulek
Też się spodziewałem relacji dramatycznych, a były raczej wychowawcze. Całkiem pouczające zresztą. I nie chodzi tylko o wychowawczy walor żaglówki bez dotacji na utrzymanie, ale także o romantyczny charakter podróży do ZSRR. Iskrzyło tam łatwo, bo cudzoziemcy, w tym Polacy, z natury działali magnetycznie w tym świecie dość szczelnie izolowanym.
Smakowity zamek w Pułtusku. My w piątek wczesnym popołudniem ruszyliśuy na wieś z zamiarem spożycia po drodze obiadu plackokartoflanego. Zajechaliśy do Przodkowa od dziesięcioleci słynącego plackami. Jedliśmy tam placki jescze przed ślubem, a 35-lecie za rok. Jadłospis wywieszony przed wejściem. Szukamy, nie widzimy. Moja pierwsza zauważyła placki ziemniaczane z musem morelowym za 14 złotych. Potrawa nie wzbudziła mojego porządania. Wreszcie, po zupach, przekąskach, daniach mięsnych, daniach rybnych, deserach i czymś tam jeszcze: Dania regionalne. Było ich całkiem sporo, w tym plince kaszubskie z gulaszem, certyfikowane danie regionalne za 27 PLN. Zbaraniałem, choć gulasz wołowy nie barani. Moim zdaniem plince kaszubskie z gulaszem ponad 40 lat temu spopularyzowała w Polsce restauracja warszawska Cristal – Budapeszt pod nazwą placka węgierskiego. Poptem potrawa rozpowszechniła się jako placek cygański, zbójnicki, świętojański i co tam jeszcze fantazja dyktowala. Na ogół kosztuje 14-18 złotych.
Po powrocie poszukałem tu i ówdzie i dowiedziałem się, że plince to tradycyjna kaszubska potrawa. Uciera się ziemniaki w robocie kuchennym (kiedyś ręcznie tarce, co było bardzo pracochłonne), a potem smaży na patelni. Niegdyś gospodynie kaszubskie smażyły plince i zanosiły na pole mężom, żeby sobie zregenerowali siły. To wszystko na stronie Ministyerstwa Rolnictwa. Kto nie wierzy: http://www.minrol.gov.pl/DesktopModules/Announcement/ViewAnnouncement.aspx?ModuleID=1378&TabOrgID=1519&LangId=0&AnnouncementId=6044&ModulePositionId=1907
Opuściliśmy gościnną restaurację. Przejeżdżając przez Sierakowice odwiedziliśmy restaurację Olivka, gdzie za 6,50 PLN serwowano bardzo poprawne placki kartoflane z gęstą kwaśną śmietaną.
Gdyby nie brak majeranku i siekanej cebulki, byłyby znakomite. W każdym razie smażone na świeżym tłuszczu i tłuszczem nie nasiąknięte, co bywa największą przywarą gastronomicznych placków. Zjadłem dwie porcje po 4 nie spodziewając się, że będą aż tak duże.
Moja Ukoczana chciała wybrać ruskie pierogi, ale okazały się kupne, więc zrezygnowała pomimo zapewnień, że są bardzo dobre z miejscowego źródła. Fakt, że Sierakowice słyną z niezłego poziomu rzemiosła, w tym meblarskiego, mięsnego i garmażeryjnego.
Witam wszystkich !
Rzeczywiście ,cena tych plinców z gulaszem grubo przesadzona.To ja już wolę potrawy niecertyfikowane.U mnie w domu to danie nazywane jest plackami po cygańsku, z tym że rodzinka życzy sobie jeszcze do tego sos – gęsty jogurt z posiekanym korniszonem,grzybkami marynowanymi,cebulką + przyprawy . Dawo temu jedli to w gdyńskim barze „Anker” obok urzędu Miasta i ta wersja się przyjęła.
Stanisławie, dobrze myślisz, ta kawiarnia w Orłowie mieści sie obok Liceum Plastycznego,na wolnym powietrzu pod lipami.W minionym roku czynna była takze we wrzesniu.
Zaczynam się zastanawiać,czy w najbliższą niedzielę nie wybrać
się na wycieczkę do Pułtuska ? Zachęty Gospodarza coraz bardziej
przekonywujące 🙂
Stanisławie – a pomysł z dodawaniem majeranku do placków
bardzo mi się podoba. Poza tym muszę przyznać,że bardzo
ciekawa jest to strona Ministerstwa Rolnictwa z listą produktów regionalnych. Wymaga spokojnego przestudiowania.
Kumkanie mnie zbudziło po trzeciej…
Nemo,
deszcz zamiast w Twoją stronę poszedł do Jankesów, ale nie tak całkiem i obawiam się, że wróci.
Wczoraj spece od meteo znowu zapowiedzieli zimne i deszczowe lato, co by mi pasowało do statystyki, że Kingston raz na 10 lat tak ma.
Zdjęcia, które zamieszcza Gospodarz, denerwują mnie nieco przed szóstą rano, lecę do kuchni po jakąś kromuchę.
Aha – rower jeszcze w sklepie, bo pogoda niezbyt zachęcająca i nie chciało nam się wczoraj pojechać i zakupić.
Zgorszę was, a co mi tam…
Na śniadanie przed szóstą rano – golonka wieprzowa 😉
Roiboos do popicia, seta o tej porze jednak nie pasuje, nawet do golonki. Wystarczająco was zgorszyłam, mam nadzieję 🙂
Witam Panstwa po weekendzie, ktory u nas byl dlugi i skonczyl sie dopiero wczoraj.
Odkrylam, ze malo co meczy czlowieka tak bardzo jak leniuchowanie.
3 dni lezenia na sloncu, plywania lodka i grillowania.
Dzisiaj jest nadal cieplo i slonecznie i tak sobie planuje zrobienie paru salatek i wybranie sie na plaze po pracy…
Alicjo,
po wczorajszej wycieczce po szutrowych i kamienistych ścieżkach doszliśmy do wniosku, że chyba pora na rowery z amortyzatorami 🙄 Zjazdy po wykrotach ze stromego zbocza przyprawiają o wstrząs całego organizmu i to bez wywrotki 😉 Przy naszych kościach 🙄 Kocham mój 16-letni bicykl (country bike) niezmiennie, ale chyba wolę jeździć nim po gładkim asfalcie… Wszyscy napotkani wczoraj rowerzyści mieli mountain bikes z resorami i różnymi bajerami, za to bez błotników, światła i bagażnika. Niektórzy chyba mają różne rowery na każdy teren. Osobisty stwierdził, że takim rowerem za 3 tys. franków nawet do Migros się nie pojedzie, bo strach, że ukradną 🙄 Dlatego na parkingach pod sklepami i koło dworca tyle historycznych rzęchów, a na górskich trasach – high tec 😎
O właśnie, zastanowiło mnie, czemu tyle rowerów w sprzedaży jest bez błotników. Żeby się błotem upaprać dla szpanu czy co?
Mnie tam zwykły rower (błotniki, bagażnik i lampa!) za dwie stówy wystarczy, aha, i jeszcze koszyk na zakupy za dwie dychy, no bo przecież kupuję go, zeby za róg jezdzić, nie chodzić. Trochę płasko tu mam, więc mountain bike mi niepotrzebny. Dziecko miało jakiś taki, gdzieś w lesie za domem znależli z kolegami parę pagórów i wąwozów i szaleli. Próbowałam na tym jezdzić, ale to czołg, nie rower, a już zwłaszcza na zakupy.
Dzień dobry 🙂 Duża ta przystawka, jak dla mnie cały obiad 😉
Nie pada, ale będzie padało. Bierz ile chcesz, Nemo. Wody ci u nas dostatek.
W radiowej „Trójce”trwa dyskusja o pomyśle umieszczania
kamer w sklepach monopolowych :
http://www.tvp.info/wiadomosci/ludzie/usmiech-do-kamery-w-monopolowym
Będzie trzeba przemyśleć zakup każdej butelki wina do kolacji 🙂
Czekamy na kolejne pomysły w ramach budowania przyjaznego
Państwa !
Bar Anker w Gdyni godny najwyższego polecenia. Bogracz robią chyba najepszy w Polsce. Do tego otworzyli nowa salę na piętrze j już nie jest tak przeraźliwie ciasno.
Te placki z nadzieniem mięsnym mają już w Polsce swoją tradycję, ale z całą pewnością nie kaszubską, bo jednak restauracja podająca je od 10-leci to jeszcze nie tradycja regionalna.
Ale interes się kręci. Wpisanie do potraw tradycyjnych to interes obustronny. producent czy restaurator ma się czym pochwalić, natomiast instutucja ceryfikująca ma bezpłatne degustacje i opłaty za certyfikat. W końcowym rozrachunku płaci klient.
Rowery górskie są całkiem ciekawe. Brak błotników, bagażników i lamp to oszczędność wagi. Trochę się na tych górskich cyklistów napatrzyłem w okolicach Morzine we Francji, gdzie tras rowerowych jest dużo, w tym kilka zjazdowych na bardzo dobrym poziomie. Są odcinki, gdzie zjedzie się na rowerze mając dostateczną wprawę w pokonywaniu odcinków jednocześnie bardzo stromych, wąziutkich i bardzo błotnistych. Piechotą nawet nie próbować. Byłem jakiś czas na campingu, gdzie 90% gości to byli górscy cykliści, w tym z 80% Anglików. Lepiej nie opisywać, jak wyglądali, gdy wracali pod wieczór.
Kto nie chciał jeździć na rowerze, mógł pograć w golfa na wysokości około 2 000 metrów po podróży kolejką albo dwugodzinnym spacerze.
Rowery kradną nie tylko pod Migrosem. W Finlandii złodziejstwo jest źle widziane i poza cudzoziemcami mało kto je uprawia. Ale zagarnięcie roweru nie jest uważane za kradzież tylko za konieczność życiową. Jak ktoś popije w barze i nie jest w stanie wsiąść o własnych siłach do samochodu (jeśli nawet próbuje, natychmiast zjawia się policja wezwana przez skarżypytów, którym chwała), a do domu daleko, bierze pierwszy rower z brzegu i jedzie do domu. Tam zostawia w widocznym miejscu, jeśli porządny. Jeśli mniej porządny, wrzuca do jeziora.
Stanisławie,
masz rację, co do złodziei rowerów. Miejscowi kradną rzadko, bo prawie każdy ma rower, czasem „wypożyczają”, a policja potem zbiera porzucone lub wyławia z rzeki. W mojej okolicy przyłapano już jednak zorganizowane bandy ładujące rowery z parkingów do ciężarówek i wywożące je do Rumunii czy innej dalszej okolicy. Geologowi, temu z rumuńską żoną, ukradli ostatnio rower spod domu. Był bardzo zdegustowany, że na takiej prowincji kradną 😯 Rower nie był zamknięty na kłódkę, bo przecież stoi tak pod domem od ponad 2 lat! Co innego w stolicy 😯
Nowy, klikamy, klikamy, ale miło, że przypominasz.
Placki ziemniaczane to ja lubię cieńkie i wysmażone, ze śmietaną i na słodko, ale takie z cebulką i majerankiem też, zięć robi bardzo dobre. Natomiast leniwe pierogi z tartą bułeczką i na słono. De gustibus …
Alicjo,zjedzenie golonki o świcie nie zgorszyło mnie,ale bardzo zdumiało,bo ja rano zanim coś zjem , muszę najpierw nabrać apetytu co mi zajmuje co najmniej półtorej godziny.
Być rano zbudzoną kumkaniem żab to coś wspaniałego.Że też niektórzy myślą o porzuceniu takiego miejsca.Tym dopiero jestem zbulwersowana.Mam nadzieję,że w moim nowym miejscu zamieszkania /za około 2 miesiące/ też są jakieś płazy, bo mokradła i owszem są w pobliżu.Żeby tylko nie skończyło się na komarach.
Nemo, w moim dzieciństwie krążyły opowieści o tym,że w Szwajcarii nieznane jest pojęcie złodziejstwa.I pewnie to była prawda,ale wtedy to był kraj chyba nie tak często odwiedzany przez obcokrajowców ze wschodu.
Stanisławie,nie wiem czy wiesz,ale kamienica,w której mieści się bar „Anker” w Gdyni, przeżyła wielką katastrofę w 1931 r.Wybuch gazu wydobywającego się z nieszczelnych przewodów w jednej z piwnic spowodował poważne zniszczenie tej kamienicy, która należała do Zakładu Ubezpieczeń Pracowników Umysłowych.Zginęło 12 osób w tym 2 półrocznych chłopców.Przyczyną.jak to zwykle bywa,było niedbalstwo ludzi.To taki akcent historyczny.Mało kto z gdynian o tym wie.Ja jestem taka mądra,bo mam Encyklopedię Gdyńską,którą lubię sobie przeglądać.
Uppsala to miasto przepełnione wręcz rowerami.
To tylko jedne z wieeeeeelu zdjęć jakie można znaleźć. A złodziei rowerów u na nie ma. Ludzie sami kradną.
http://www.panoramio.com/photo/13411109
Kochani, musze się pożegnac, a chciałoby się odpowiedzieć na parę rzeczy. I Żabie i Nemo i ASz. Tylko Krystynie odpowiem, że nie wiem, o dziwo. Encyklopedię zbojkotowałem po dość dokładnym przejrzeniu. Mam do niej wiele zastrzeżeń, ale to zupełnie inna sprawa.
Kartko z podróży, czyli Wojtku, naprawdę nie rób sobie kłopotu ciapkami i ogonkami, czytamy równie dobrze bez. Już kiedyś u Bralczyka była na ten temat dość długa dyskusja. Ponieważ ja bardzo dużo pisałam maili do ludzi, którzy nie mieli polskich liter, więc z rozpędu wszędzie tak samo pisałam, było to o tyle uzasadnione, ze taki tekst można było wysłać bez kłopotów dalej. Jak są znaki diakryczne to potem wyskakują, wedle pomysłu i uznania komputera, jakieś dziwne rzeczy i trudniej czytać niż w ogóle bez. Stwierdzam, że w czasie mojego kilkunastoletniego używania klawiatury bez polskiej czcionki, tylko w kilku wypadkach można było mieć wątpliwości co do sensu zdania, ale i tak przy odrobinie dobrej woli wszystko było zrozumiałe. Alicja potwierdzi!
Andrzeju, 😆
Krystyno,
ja z kolei słyszałam o braku złodziei w Skandynawii, gdzie przez wieki złodziejom ucinano ręce 😯 W czasie kilku podróży po norweskiej północy przekonałam się, że tamtejsze domostwa nie mają nawet zamków w drzwiach. Czasy się jednak zmieniają i nie tak dawno czytałam, że po kilku zuchwałych akcjach polskich gangów sklepy jubilerskie w Szwecji zaczynają zakładać zabezpieczenia przeciwwłamaniowe…
I jak pisze Aszysz, z braku złodziei ludzie muszą sami kraść rowery 🙁
Krystyno,
ja też tak mam – obudziłam sie o czwartej, a jadłam dopiero około szóstej, i to jak się napatrzyłam na te kołduny 🙂
ASzyszu,
w tej Uppsali to jest z czego wybierać… moze ja tam podskoczę po rower, zamiast do Canadian Tire 😉
Alicjo,
Nawiększy wybór jak zawsze przed dworcem:
http://www.panoramio.com/photo/20320490
to zdjęcie zaledwie sprzed paru miesięcy. Teraz śniegu już nie ma…
Rozpuscilem wiesci po sasiedzkiej stronie, ze szukam Czerwonego Kapturka do uprawiania ogródka. Znajomy kwiaciarz czyli wlasciciel zakladu ogrodniczego spisal moje dane i obiecal cos znalezc. Jako staly klient mam niezle referencje. Dla dalszego podreperowania pozycji kupilem worek ziemi ogrodniczej i worek mieszanki nawozowej.
Po dwudniowej nieobecnosci w stolówce przyzakladowej przyjeto mnie z otwartymi ramionami. Nic nowego. Zwykle 24 dania do wyboru ale jedna zupa i deser.
Jesli nie bedzie padac to jutro kosze trawe. Pierwsze zbiory nasion traw a jeszcze nie wszystko wyszlo z ziemi.
Cesarska na calego a Marka cos wcielo.
Pan Lulek
Alicjo,
nie jedź do Uppsali. Przed dworcem, jak wszędzie, rzęchy bez amortyzacji 🙄
Przejechałam się rowerem do biblioteki i Migros. Moje łupy: księga Jamie Olivera „Jamie at Home”, lammburgery, czyli mielone z jagnięcia, mleko, chleb, cytryny, banany i takie tam. 150g filetów śledziowych w oleju kosztuje 4.20 Fr 😯
Oglądam księgę i widzę na obrazkach, jak Jamie własnoręcznie uprawia szparagi, fasolę tyczkową, pomidory i sałatę 😯 Do tego udziela porad ogrodniczych i kulinarnych. Ciekawa książka…
Nemo, to ta książka opisana kilkanaście dni temu na naszym blogu.
Ah so… 😀
Aha, już wiem. To był weekend, kiedy wracałam z Anglii i się nie załapałam na dyskusję 😉
Sympatyczny autor i fajna książka. Może ją nawet kupię.
…chociaż właściwie to wszystko wiem, o czym on pisze (o uprawach)… 🙄
…a w dodatku będzie ją można wygrać w naszym środowym quizie jeszcze przed wakacjami.
Ooo, poważnie? To narazie nie kupuję 😎
Gospodarzu,
to tak, jakby tej książki już nie było do wygrania. A było to gadać?!
Właściwie z tego ASyszowego zdjęcia spod dworca nadałaby mi się ta damka „Montana” w prawym dolnym rogu. Jest bagażnik, jest koszyk, błotniki i jeszcze jakieś osłony, dość antyczny wygląd…
Czy ja potrzebuję amortyzacji? Bo powtarzam – gór i dolin to ja bym musiała szukać trochę na północ ode mnie, za za róg czy na plażę – równo jak po stole.
To juz jutro. Moze na wszelko wypadek w ogóle nie spac. Tyle, ze we srode chce sie najbardziej spac. Przejscie z weekendu do nastepnego niedzielnego lenistwa. Ponadto przychodzi Pani Dochodzaca nie z wlasnej winy.
Pan Lulek
Mam pytanie natury zywieniowo medycznej.
Czy kobietom w ciazy wolno jesc oscypka? Kolezanka z pracy dostala od znajomych w prezencie i nie wie, czy moze zjesc czy nie. Moja wiedza na temat ograniczen zywieniowych jest raczej marna, wiec pomyslalam sobie, ze moze ktos z biesiadnikow wie?
Panie Lulku to nadinterpretacja. Przeczytaj jeszcze raz co napisałem i sprostuj! To NIE jutro ale którąś środę przed wakacjami. Np. za dwa tygodnie, a może nawet za trzy!
Nirrod,
ja bym tam zjadła, przecież to ser. Organizm kobiety w ciąży działa doskonale – jak się nie ma ochoty, to znaczy, że organizm nie chce paskudztwa 😉
Moja siostra (wtedy nauczycielka) jadła kredę szkolną 😯
Organizm jej podpowiadał – wapna, Baśko, więcej wapna!
Piotrze i Wszyscy wiedzacy,spadlo mi z nieba takie tam:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Dziwadlo#5342782420473045506
i mam zagryzke z tym czarnym gornikiem, jak go docenic? i z czym, jak ugotowac, to wiem, ale samego Slazaka na talerzu nie poloze, pierwszy plan byl kupic matwe i zapodac z, ale czy to nie wyjdzie za bardzo matwiaste?
ot tak, gdyby ktos juz przez to przeszedl,
to we srodku, to z truflami, dam rade ( swoja sciezka niezle sola, dobrze, ze spadlo, 80 tutejszych za kg ), to z prawej juz mam do perfekcji- w truskawy tudziez melona, o ile doczeka
dla jasnosci, to czarne, to makaron barwiony atramentem z matwy
no i jeszcze oko do Nemo:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Garniturek#5342786211560053874
no i dla yyc, tez cos znalazlem:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/StrzechaKryte#5342787025769375810
nie wiem, czy już ktoś podawał ten artykuł, bo coś-gdzieś-już-mi-się-obijało o uszy, ale ostrożności nigdy za wiele 😉
http://wyborcza.pl/1,99219,6657509,Wasze_ciala_to_wesole_miasteczka.html?as=1&ias=4&startsz=x
Dzięki, emi,
no i czy ja nadal mam tłumaczyć, dlaczego nie lubię jadać w restauracjach ? 🙄 Obojętnie w jakim kraju… Przecież nie wtargnę do kuchni i na zaplecze, najwyżej do toalety 🙁
Sławku,
elegancja-Francja 😎 Ładny krawacik 😉
Sławku,
czarne spaghetti czy inna pasta ładnie się komponuje z białymi pierścionkami kalmarów, vongole też mogą być, najprościej na oliwie z czosnkiem, pietruszką, peperoncino, ew. chlust białego…
Nirrod,
jak ma ochotę, to niech je. Oscypek jest przygotowywany na gorąco, wędzony (jeśli uczciwy i nie barwiony herbatą) więc nie zawiera listerii, ani innych groźnych bakterii. Zawiera dużo soli i to najwyżej może być przeciwwskazaniem do jedzenia większych ilości. Jeśli jednak sama masz na niego ochotę, to powiedz, że ciężarnym szkodzi, a poza tym szybko się psuje, szkoda, by się zmarnował… Ta wprawdzie nie przepadasz, ale możesz się poświęcić etc. 😉
Nemo, to przede wszystkim dla aparacika, kalamary mi sie podobaja jako pomysl, tak wykonam
Szparagi (+dyżurne, czyli podsmażona bułka na maśle), ziemniaki plasteryzowane odsmażane z ziołami – mam jeszcze ubiegłoroczne, to trzeba jakoś powydziwiać, bo już smak nie ten… do tego po sadzonym jaju i sałata z pomidowów.
Poza tym robi się ciepło i słonecznie wreszcie. A wieczorem jadę po rower, nie będę podkradała nic z Uppsali, za daleko 😉
Znowu cos sknociolem. Radocha ma byc za dwa, trzy a moze nawet nieokreslona liczbe tygodni. Po drodze moga zaistnioec nieprzewidziane, przejsciowe niewatpliwie, trudnosci obiektywne i wszystko sie rozmyje.
Pozwalam sobie zacytowac fragment przemówienia jednego, który siedzial z moim tata w tym samym pudle przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie.
KTO SZYBKO DAJE, TEN DWA RAZY DAJE.
Przynajmniej mozna spac spokojnie.
Jezeli w ogóle.
Pan Lulek
Nemo…
deprawujesz młodych ludzi, nie wstyd Ci?!
A z solą prawda, nie dość, że ciężarne zwykle mają tendencje do zatrzymywania wody w organizmie, to sól tę tendencję jeszcze wzmaga.
Nirrod, plasterek dla ciężarnej, pięć plasterków dla Ciebie 🙂
U mnie na kolację też szparagi, tym razem dunajskie ze Słowacji, bo Osobistemu się wydało, że opakowanie takie samo jak polskich. Smakowały jak polskie, bardzo dobrze. Do tego odsmażane z ziołami prowansalskimi młode ziemniaki w mundurkach, puree z selera (znalazłam zeszłoroczny zapas, nawet w dobrym stanie), sałata z czerwoną cebulą i lubczykiem, lamburger (trochę słony ale dał się zjeść), piwko z miejscowego browaru. Trochę obfita ta kolacja, ale na obiad Osobisty piknikował, a ja zjadłam banana i jogurt z truskawkami, bo mi się nic innego nie chciało 🙄
Ja wczoraj też zakupiłam pięknego selera. Lubię startego surowego z marchewką. Ale muszę wykorzystać dzisiaj pomidory, bo są bardzo dojrzałe.
Wino wyszło, piwa też brak 🙄
I gdzie ten chłop… obiad gotowy, tylko podsmażyć.
Chłopa najlepiej pościgać …
Alicjo! Przez jakiś czas nie zaglądałam, czy rower stoi już przed domem?
Jak się sprawuje?
Matahari37
Sławku!
Przepraszam, przez jakiś czas nie zaglądałam na blog. Dawno temu gdy zaczynałam pracę w OKE musiałam podać hasło aby uzyskać dostęp do pewnych materiałów. Najłatwiej było mi podać i zapamiętać … swój wiek. Później OKE zmieniło kody dostępu, ale hasło pozostało. Pozdrawiam Matahari37
super, jestesmy rowiesnikami z drobnym poslizgiem, czuj duch, ale ja mam aparacik, com go juz pokazal 🙂
?????
Chyba jestem nie w temacie? Proszę o wskazówkę.
Matahari37
Alicja, chlopa smazyc? bez piwa?
ech jakosc uslug spada na pysk,
na wszelki wypadek smaze sam,
najwyzej sam sobie sie naraze,
no ale winko powinno byc
matahari37, 19h40
oko do Nemo
matahari,
Sławka aparacik, co mi go raz pokazał, jest OK 😉
Matahari37,
po rower jadę za jakieś 2 godziny, niech się obiad bezwinny „uleży”. Jak ja gotuję, to chyba chłop powinien już postarać się o napoje, co? Rower z koszyczkiem na zakupy jeszcze w sklepie, przecież nie będę butelek targać na własnym grzbiecie te 2.5 km…
Nemo!
Skoro to Ty mówisz nie śmiem wątpić!
aha, znalazlem tez kamyk, ledwie starszy ode mnie: http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Kamyk#5342833971612514498
a w nim jakies zupelnie swieze bratki, co pcha mnie w optymizm ogolny odnosnie
wiem, ze troche takie byle jakie to foto, ale slubne, po polnocy, serki byly ostre, nie zadne tam oscypka 🙂
Normandie nie tylko krowa stoi, jablka tez rosna, czasami ktos na rowerze zbladzi, ot zycie
Zarówno kamyk jak i bratki to małolaty. Liczba to zdecydowanie ilość kamyczków wewnątrz, no może masa doniczki? My pozostaliśmy młodzi …
tak mnie cwierkaj 🙂
Alicjo, napisze na temat Wybrzeza troche pozniej bo od jutra i przez kilka dni bede miala gosci w domu i pewnie nie zajrze do komputera. Kapuscinskiego tez czytalam a we Francji „Heban” (Eb?ne) byla uznana za najlepsza powiesc dziennikarska. Pozdrowienia dla rowerzystow, fotografow i pozostalych.
A góralki w ciąży to oscypków nie jadają? One dla ceprów jedynie?
Jaki to zaskok zrobi Gospodarz. Pomyslec, ze to juz dzisiaj.
O pólnocy sie zjawili. Jacys dwaj cywili. Mordy zarosniete, oczy jak badyli. Nic nikomu nie mówili tylko w morde bili. Tylko w morde bili ta joj ta hej.
Pan Lulek
1891-??
Jutro, znaczy dzisiaj, albo zaśpię, albo się coś niecierpiącego zezwłoka wydarzy. Dobranoc,
Kowala jak nie było, tak nie było
U kowala bal.
I tyle
Pan Lulek
1ff1
Alicja ma nowy rower. Prezentacja jutro, bo na zdjęcie za ciemno, a bez zdjęcia prezentacja nieważna. Kolor ładny, ogólnie wszystko śliczne, ale nie kupiłam koszyka, zapomniałam. O, i lampę z przodu też dokupuje się we własnym chyba zakresie. Muszę to-to za dnia obejrzeć, bo w sklepie mi się już nie chciało, czekaliśmy, aż go poskładają. Zdam sprawę, jak trochę pojeżdżę.
I tak polecieliśmy dzisiaj:
-warzywa, owoce, sery – 74$
-2 prześcieradła – 55$
-rower – 230$
W sumie 360$ jak obszył. Przyjdzie mi zarabiać ciałem, jak Panu Lulkowi, jeśli tak dalej będziemy…
Dobry wieczor i dzien dobry,
Za Kaluza juz chyba swita, ale tutaj jeszcze dosyc czasu by Alicji rowerowe uznania przeslac… i slowa pocieszenia.
Alicjo, kilka dni temu moj synek zalatwil sobie z mamusia i babcia rowerek, za ktory wlasnie wkrotce mam zaplacic. Powiem Ci krotko – tanio kupilas! Nie narzekaj. Wiem, ze sa drozsze rowerki. W Polsce. Z przerzutkami. Z przerzutkami rachunkow na tatusia!
Alicjo nie zapomnij zaprezentowac sie na nowym rowerze w stroju bikini jaki nosila Helena Trojanska. Oczywiscie z kompletem ochraniaczy i kaskiem. Ten ostatni ze wzgledu na rozum, szczególnie wazny.
Prosze dalej nie spac tylko rozpoczac lowy na dzisiejsze zagadki.
Polityka Glówna zaczyna napomykac, ze trzeba szykowac elektorat.
A dla mnie miema niestety ofert na walenki i buty z Pultuska.
Moze uda sie zdrzemnac.
Bosonogi
Pan Lulek
Dobry wieczór, Nowy.
Pan Lulek jeszcze nie śpi 😯
Rower jak rower, nie narzekam (zdecydowanie tańsza półka), bo osiem przerzutek mi wystarczy, żeby po płaskim przejechać kilka kilometrów, a nawet jak się uprę, kilkanaście.
Jak się wprawię – może i wiecej, ale nie kupowałam w celach wyczynowych. Zresztą, z mojej kasy nie płaciłam, to jest inwestycja rodzinna 😎
Zapomniałam o kasku (jakiś stary w domu jest), noi i osprzętowaniu (lampa, koszyk na zakupy. Się skompletuje powoli.
Wstałam po trzeciej rano, więc chyba jednak nie dotrwam na zagadkę, poza tym jutro rano muszę wstać i udać się na tortury 🙄
No to fruwam do wyrka, dobranoc!
Ja mam za $50.-, z Wal-Mart, byl na posezonowej wyprzedazy i tez jezdzi.
Dobranoc.
a niektorzy juz nie spia 🙂
dzien dobry dla wszystkich!
Dien dobry, Magdaleno
Na kiego licha osiem przerzutek? Mój ukochany rower z młodości, norweski Trygg, damka odziedziczona po siostrze, nie miał przerzutek za to miał w przednim kole hamulec szczękowy. Z tyłu normalną „kontrę”. Jeździło się na nim po górkach doskonale.
Pogoda się skręciła, zimno i wieje. Muszę wpuścić psy, co były wyszły.
Poza tym miał niewiarygodnie wygodne siodełko. Co teraz wsiądę na rower, to go wspominam.
Stara Żabo (23:40),
Góralki w ciąży dla ceprów jedynie ??!!!!
Według reklamy towarzystwa ubezpieczeniowego:
http://mo-ped.se/bike/em_try1.htm
w 1944 roku w Szwecji zanotowano 17.894 kradzieży rowerów. Pomimo, że nie bylo tu tych złodziei.
trochę nostalgii dla Żaby:
http://mo-ped.se/bike/em_try2.htm
TRYGG znaczy dosłownie „bezpieczny”